Rozdział szósty
Z samego rana podczas śniadania odwiedziły ich poznane poprzedniego dnia Winnie i Anna. Właściwie to pojawiły się znienacka i o mało nie oberwały, bo Alyssia była tego poranka wyjątkowo zestresowana i nie panowała nad sobą. W nocy co prawda nie miała żadnych koszmarów, ale przeczuwała, że tego dnia miało wydarzyć się coś złego. Dlatego też bez namysłu wyjęła sztylet i wycelowała w tego, kto zakradł się do nich od tyłu. Szybko jednak go schowała, kiedy zorientowała się, że to znajome dziewczyny. Otworzyła usta, by to wyjaśnić, bo dostrzegła ich zszokowane miny. Jednak nie zdążyła się odezwać, bo wyręczył ją w tym Ethan.
- Jejku, nie zakradajcie się tak. Myśleliśmy, że to jacyś złodzieje. A chyba lepiej zranić napastnika niż dać się zabić czy w lepszym razie okraść.
- To akurat racja - stwierdziła zawstydzona Winnie. - Wybaczcie.
- Ale przecież nic byśmy wam nie zrobiły - odpowiedziała Anna, nic nie rozumiejąc. - Bo po co...
- Lepiej zapobiegać niż leczyć - mruknęła Alyssia i westchnęła - Mimo wszystko przepraszam za moją gwałtowną reakcję.
Winnie tylko machnęła ręką i przysiadła na wolnym krześle.
- Nie ma sprawy. Tylko że wiesz... Nie przed wszystkim obronisz się normalną ludzką bronią.
- Ile osób mi to jeszcze powie? - Skrzywiła się, słysząc kolejny raz te słowa. - Najpierw moja babcia, teraz ty...
- Cóż... Twoja babcia ma rację - odparła Anna, która szybko przestała trzymać urazę. - Są takie rzeczy, przed którymi nie obronisz się sztyletem czy mieczem. A już na pewno nie łukiem ze strzałami.
Alyssia zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, co rudowłosa miała na myśli. Spróbowała się tego dowiedzieć, ale dziewczyny zaczęły się dziwnie zachowywać, a Winnie położyła jakąś kartkę na stole.
- Nieważne, serio - ucięła. - W ogóle to przyszłyśmy tu w pewnym celu. Nasz znajomy chciałby was poznać. Głównie dlatego, że Anna cały czas o was gada jak najęta.
- Nieprawda! - oburzyła się wspomniana nastolatka. - Tylko o nich wspomniałam.
- Taak? - Winnie uśmiechnęła się słodko i odchrząknęła, by móc naśladować głos koleżanki. - Jak dla mnie brzmiało to jakoś w tym stylu "Wyobrażacie sobie, kogo spotkałyśmy? Chłopaka i dziewczynę z obcego królestwa! I on jest takim przystojniakiem, a ona jest baaaardzo miła."
Anna zacisnęła usta i zaczęła "bombardować" blondynkę zimnym wzrokiem. Natomiast jej policzki się zaróżowiły, co świadczyło o jej zawstydzeniu. Ethan się zakrztusił i musiał odkaszlnąć, żeby się nie udusić. Za to Alyssia z całej siły próbowała się nie roześmiać. W sumie to było w jej opinii dość urocze. Postanowiła jednak uratować Winnie od śmierci z rąk Anny.
- Kim jest ten znajomy? I gdzie chciałby nas poznać? - spytała ze szczerą ciekawością. Z tyłu głowy miała jednak obawę, że mógł być to ktoś niebezpieczny. Nie powinni ufać osobom poznanym zaledwie dzień wcześniej.
- Nazywa się Reed. I chciałby się z wami spotkać w miejskich ogrodach dzisiaj przed obiadem. Co wy na to? I będą jeszcze dwie nasze znajome - wyjaśniła Anna.
Ethan tym razem nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał pytająco na Alyssię. W ten sposób dziewczyna zorientowała się, że naprawdę powierzył jej podejmowanie decyzji podczas ich podróży. I co miała niby teraz zrobić? Z jednej strony bardzo chciała poznać kogoś nowego, zwłaszcza z obcego królestwa, ale z drugiej... To było niebezpieczne. Co jeśli oboje tam zginą? Co jeśli to jakaś pułapka? Nie mogła działać pochopnie w takich sprawach. W końcu jednak westchnęła.
- Jeśli Ethan chce, to możemy się wybrać - zdecydowała i już po chwili tego żałowała, ale nie było już odwrotu. Musieli się zmierzyć z tym, co nadejdzie. W sumie mogło się okazać, że nic się nie stanie i zyskają nowych znajomych, a może i przyjaciół.
- Nooo... - Chłopak zawiesił głos, wahając się. - No dobra, czemu nie.
- No to jesteśmy umówieni! - Anna uśmiechnęła się szeroko i chwyciła Alyssię za rękaw. - Idziemy teraz? Już? Zaraz? Proszę...?
- Ania, błagam cię. - Winnie przetarła twarz dłońmi. - Daj im zjeść, przebrać się czy co tam muszą zrobić. Spotkamy się z nimi w ogrodach. Pamiętacie, gdzie się znajdują?
To pytanie skierowała do Alyssi i Ethana, a gdy oboje skinęli głowami, uśmiechnęła się i poprosiła ich o pojawienie się tam o godzinie jedenastej. Następnie pociągnęła za sobą rudowłosą i obie opuściły bar.
- Dobra, to było dziwne - skomentował Ethan, wracając do swojego jedzenia. - Serio uważasz to za dobry pomysł?
- Oczywiście, że nie. Ale nie chciałam robić im przykrości - odparła. - Może nic się nie stanie.
- Jak uważasz, strażniczko - Pochylił głowę w geście szacunku. Alyssia na początku myślała, że sobie żartuje, ale on był śmiertelnie poważny. Nie skomentowała tego i również zabrała się za swoje śniadanie. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu pchającego się na jej usta.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - spytał Ethan, kiedy czwarty raz mijali cukiernię "Czarodziejska cukierenka". Swoją drogą była to dosyć dziwna nazwa, ale z całą pewnością nie taka zaś pospolita.
- Teraz już nie... - mruknęła, przyznając się do błędu. - Ale przecież ogrody powinny być gdzieś tutaj! Przechodziliśmy tędy podczas zwiedzania z dziewczynami.
- Szukacie ogrodów? - Usłyszeli obcy damski głos i od razu się odwrócili.
Zobaczyli czarnowłosą niewysoką dziewczynę, która stała przy jednym ze słupów ogłoszeniowych. Opierała dłoń na kartce informującej o chęci sprzedaży domu, ale szybko ją zabrała, kiedy oni skinęli głowami. Uśmiechnęła się lekko i podeszła bliżej.
- Jestem Diana - przedstawiła się, wyciągając rękę najpierw do Alyssi, później do Ethana. - I chyba właśnie na was tutaj czekam. Jesteście Alyssia i Ethan, prawda? I mieliście się zjawić w Ogrodach?
- Dokładnie tak - odparła ostrożnie panna Custodiae. - Mieliśmy spotkać się z jakimś Reedem, o ile dobrze pamiętam.
- To prawda - Dziewczyna pokiwała głową. - Chodźcie za mną, zaprowadzę was. I nie martwcie się, nic wam nie zrobimy, jeśli tak myślicie.
Alyssia spojrzała na nią podejrzliwie, zastanawiając się, czy przypadkiem Diana nie ma umiejętności czytania w myślach. Nic jednak nie powiedziała, tylko ruszyła jej śladem, pilnując czy Ethan nie znika z jej pola widzenia.
Po kilku minutach marszu w końcu znaleźli się w Ogrodach, a Winnie oraz Annę zauważyli bez problemu. Obok nich stała jeszcze jedna dziewczyna i chłopak o czerwonych włosach. Cała czwórka pogrążona była w rozmowie, ale szybko została przerwana, kiedy dostrzegli Ethana, Alyssię i Dianę. Anna pomachała do nich z szerokim uśmiechem, a Winnie tylko uniosła dłoń na powitanie. Natomiast czerwonowłosy chłopak podszedł do nich bliżej i skłonił się lekko, przykładając rękę do serca. Miał na sobie elegancki strój w kolorze zieleni i w tym momencie Alyssia zaczęła podejrzewać, że mają do czynienia z kimś bardzo ważnym w tym mieście, albo i nawet w całym królestwie. Już po chwili przekonała się, jak bardzo miała rację.
- Witajcie, przybysze z odległej krainy - odezwał się, powoli się prostując. - Jestem Reed, książę Zortei.
- Książę? - powtórzyła zszokowana Alyssia. Winnie nie zdołała powstrzymać rozbawienia jej reakcją. - To znaczy... Niezmiernie miło nam poznać Waszą Wysokość.
Dygnęła nisko, tak jak zawsze uczyła ją mama. Ethan przewrócił na to oczami, ale ukłonił się chłopakowi.
- Przestańcie. - Reed machnął ręką na ich czyny. - To już nie te czasy, by kłaniać się członkom rodziny królewskiej. Hm... - Zawahał się. - A przynajmniej wobec mnie nie musicie tego robić.
Po tych słowach spojrzał na Alyssię i uniósł jej dłoń, którą następnie ucałował. Ten gest wywołał rumieńce na twarzy dziewczyny i jej zakłopotanie.
- Panna Alyssia, jak mniemam? - spytał, patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Tak - przytaknęła. - Wybacz pytanie, książę, ale... Skąd twoje zachowanie sprzed chwili, skoro twierdzisz, że to już nie te czasy na jakieś czyny tego typu?
- Szacunek i idealne traktowanie kobiet nigdy nie wychodzi z użytku. Jest ponadczasowe - odparł. - A teraz panna wybaczy. Muszę porozmawiać z twoim towarzyszem.
Kiwnęła głową i przeniosła spojrzenie na Ethana, który nie wydawał się zadowolony z tej całej sytuacji. Nie wiedziała tylko, co go ugryzło.
- Ethan, tak? - Reed zwrócił się do bruneta. - Nie spotkaliśmy się już kiedyś przypadkiem?
- Nie wydaje mi się, Wasza Wysokość - odpowiedział, ale jego głos zdradzał, że niezupełnie mówi szczerze. - Jesteśmy tutaj pierwszy raz.
- Tak? - Czerwonowłosy zastanowił się przez chwilę. - Może pomyliłem Cię z kimś. Nieważne. A, właśnie! Winnie, Annę i Dianę już znacie, ale musicie jeszcze poznać Lyrę.
Wskazał na dziewczynę, która jak dotąd nie odezwała się ani razu. Obserwowała ich z dystansem i sprawiała wrażenie osoby, która nie do końca lubi kontakty międzyludzkie. Po słowach księcia podeszła jednak bliżej.
- Jestem Lyra Ventus - przedstawiła się, a jej brązowe włosy zawirowały na wietrze, który nagle się zerwał. Nic więcej nie powiedziała i odwróciła wzrok od nieznajomych. Reed westchnął i przejął na siebie prezentację szatynki.
- Lyra jest troszkę małomówna, ale z czasem na pewno się dogadacie z nią. Ile zamierzacie tutaj zostać? Co tu właściwie robicie?
- To skomplikowane - odparła niepewnie Alyssia. - Myślę, że wyjedziemy z miasta za dzień, dwa.
Anna posmutniała, kiedy się o tym dowiedziała. Winnie zaś skrzywiła się, widząc minę przyjaciółki. Diana natomiast podeszła do Reeda i szepnęła mu coś, na co kiwnął głową.
- No tak, zapomniałbym. Macie dziś jakieś plany? Bo chciałem was zaprosić do pałacu. Pokazać wam to i owo, czy coś w tym rodzaju... Jeśli chcecie oczywiście.
Alyssia skrzyżowała spojrzenie z Ethanem, niemo pytając go o zgodę. Dla niego pałac to pewnie była codzienność i nic ciekawego, ale w końcu to był inny kraj i to wszystko mogło wyglądać tutaj zupełnie inaczej. Poza tym nie chciał robić dodatkowej przykrości tej rudowłosej, która w dalszym ciągu miała niezbyt zadowolony wyraz twarzy. Dlatego już kiwał głową, kiedy sobie o czymś przypomniał.
- To ty tutaj rządzisz. Zapomniałaś? - zapytał, posyłając Alyssi porozumiewawczy uśmiech. Nie przejął się zdziwionymi spojrzeniami reszty. Ona jednak nie wydawała się szczęśliwa z jego posunięcia.
- Może jednak chcę znać twoje zdanie, co? - odparła. To była prawda. Przestało się jej podobać to nastawienie chłopaka i naprawdę zaczynała mieć wrażenie, że on tak naprawdę robi sobie z niej żarty.
- No ja z kolei chcę znać twoje. I co ty na to?
- Wiecie... To była tylko taka luźna propozycja - przypomniał Reed, widząc małe nieporozumienie tej dwójki. - Jeśli nie chcecie, to...
- Chcemy! - Z ust Alyssi i Ethana równocześnie wyrwało się to samo słowo. Aż spojrzeli na siebie z niedowierzaniem. Taka zgodność, wow. Diana zaśmiała się cicho, zasłaniając sobie usta dłonią.
Reed również wydawał się rozbawiony zakończeniem tej całej sytuacji, ale szybko spoważniał i stwierdził, że w zasadzie to mogą już ruszać w drogę. Nikt nie zaoponował, więc całą siedmioosobową grupą poszli w bardziej lub mniej znanym kierunku. Oczywiście prowadził Reed, jego boku trzymała się Lyra, a za nimi szli Ethan oraz Alyssia. Pochód zamykały pozostałe trzy dziewczyny, które rozmawiały o czymś w języku, którego nasi bohaterowie z Rahasii niestety nie znali. Słyszeli słowa, ale nie rozumieli ich znaczenia, co wywołało u nich lekkie rozdrażnienie. Pomyśleli jednak, że było to celowe, bo może te słowa nie były przeznaczone dla ich uszu. Ethan pamiętał, że jego rodzice często rozmawiali w języku Królestwa Hallendi, kiedy nie chcieli, żeby wiedział, o czym mówią. Był to pierwszy język jego matki, która pochodziła z tamtego królestwa, ale Ethan zawsze uznawał go za zbyt trudny do nauki, więc koniec końców znał tylko parę słów. Mimo to z całą pewnością mógł stwierdzić, że język rozmowy prowadzonej przez Annę, Winnie i Dianę nie był językiem Hallendi. Przede wszystkim miał zupełnie inne brzmienie.
Reed i Lyra również byli pogrążeni w konwersacji, ale oni z kolei rozmawiali w języku Zortei, który znali zarówno Alyssia jak i Ethan. Dlatego postanowili posłuchać, o czym tak dyskutuje książe i brązowowłosa, przy okazji obserwując otoczenie.
- Kiedy moja siostra opuszcza królestwo? - spytał Reed. - Wspominała coś na ten temat?
- Mówiła, że chce tutaj spędzić parę dni - odparła Lyra. - A co, chcesz się już pozbyć swojej siostry albo mnie?
- Nie. - Chłopak pokręcił głową. - Irytuje mnie ten wasz towarzysz. Jak mu to...? Artur?
- Artus - poprawiła go spokojnym tonem. - I on naprawdę jest w porządku. Po prostu zachowuje się jak typowy mieszkaniec Avelorii. Przy bliższym poznaniu da się go polubić.
Reed nie wydawał się przekonany, ale nie ciągnął dalej tego tematu. Obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić, czy Alyssia i Ethan dalej idą z nimi i czy nigdzie się nie zgubili.
Pewnie zastanawiacie się, kto normalny zaprasza dopiero co poznane osoby do swojego pałacu. Wiadomo, że mogą to być szpiedzy, mordercy czy inne niebezpieczne ludzkie jednostki, albo nawet nieludzkie. Reed jednak wiedział, co robi. Wyczuł kłamstwo Ethana przy odpowiedzi na pytanie o to, czy nie poznali się już wcześniej. Po pierwsze, chłopaka zdradzał głos. Nie mówił tego pewnie, a taki szczegół zwracał uwagę. Po drugie, czerwonowłosy dobrze go pamiętał. Może i trochę się zmienił, bo w końcu minęło parę ładnych lat, ale dalej miał w sobie coś z tego siedmiolatka, który przybył dziesięć lat temu do pałacu ze swoimi rodzicami. A kim byli ci rodzice? Otóż królem i królową Rahasii. Reed wtedy jeszcze nie zawracał sobie głowy geografią, ale wiedział, że musiało to być odległe królestwo. Jego uwagę zwrócił wtedy odmienny akcent przybyszy. I ten sam akcent usłyszał dzisiaj podczas rozmowy z tym dwojgiem idącymi za nim.
Przypomniał sobie ten moment, kiedy rodzice przedstawiali go jako księcia Zortei.
- A więc to jest książę takiego pięknego królestwa? - spytał ten dziwnie ubrany człowiek, król Rahasii, patrząc na niego z uśmiechem. Reed wtedy był bardziej lękliwy niż w czasach nastoletnich, więc zrobił parę kroków w tył, aż wpadł na swoją starszą siostrę Thalię. Szesnastolatka pokręciła głową i popchnęła go lekko do przodu.
- Reed, to nic strasznego, naprawdę. Nikt cię tu nie zje - zapewniła, a następne słowa skierowała do władców Rahasii. - Przepraszam, brat nie jest przyzwyczajony do spotkań z ludźmi z innych królestw.
Chłopiec nie mógł zrozumieć, dlaczego ona z taką łatwością się odzywała. Przecież to byli inni ludzie, nie tacy jak ona czy on. Skąd pewność, że nic by im nie zrobili? A w tej chwili jeszcze bardziej się zaniepokoił, że się rozgniewają za jego zachowanie. Jednak nic na to nie wskazywało, bo uśmiech króla się poszerzył.
- Spokojnie, znamy to. Nasz syn też nie jest przyzwyczajony do takich rzeczy. W końcu to dzieci. Właśnie, chcielibyśmy z żoną przedstawić naszego syna, księcia Ethana Williama.
Zza mężczyzny wyłonił się czarnowłosy chłopiec o niebieskich oczach, który błądził zalęknionym oczami po nieznajomych. To znaczy, najpierw podniósł głowę i spojrzał na króla i królową, spuścił troszkę wzrok, by zerknąć na Thalię, a wędrówkę oczy zakończyły na rok starszym Reedzie. Przełknął ślinę i uśmiechnął się słabo do niego, a tamten po chwili zaskoczenia odwzajemnił uśmiech. Lepiej cierpieć we dwóch, czyż nie?
Reed pamiętał, że przez ten tydzień, kiedy władcy Rahasii spędzili u nich, całkiem dobrze zapoznał się z Ethanem. Biegali po pałacu tak często, że aż dwórki miały ich dość. No a potem był dramat, kiedy nadeszła pora na pożegnanie. Co prawda mieli się jeszcze kiedyś spotkać, ale Reed nie spodziewał się, że stanie się to po dziesięciu latach. Nie sądził też, że Ethan nie będzie się do niego przyznawał.
Pokręcił głową i postanowił zająć się ważniejszymi rzeczami. W końcu dotarli do bram pałacu.
- To prawdziwe złoto? - zapytała Alyssia, wskazując na złotą rzeźbę lisa. Zauważyła zdziwione spojrzenie Ethana. - No co? Serio jestem ciekawa.
- Tak, prawdziwe - odpowiedział Reed, uśmiechając się lekko. - Tutaj nie ma fałszerstw.
- Wow - skomentowała to dziewczyna, co wywołało śmiech zarówno Reeda jak i Ethana. Nawet Lyra uśmiechnęła się pod nosem. A pozostałe dziewczyny ulotniły się, tłumacząc się obowiązkami. Alyssia postanowiła podłapać ten temat i zapytała, co takiego ich towarzyszki robią w pałacu.
- Anna jest opiekunką mojej młodszej kuzynki, Laury - wyjaśnił Reed, prowadząc ich korytarzem. Mijali portrety rodziny królewskiej, co było elementem chyba każdego pałacu. - Winnie pewnie poszła odwiedzić ojca, który jest doradcą mojego ojca. Diana to taki wolny duch. Chodzi, gdzie chce. A Lyra...
- Ja jestem towarzyszką księżniczki Zortei i królowej Avelorii Thalii - wtrąciła wspomniana. - Dlatego muszę teraz lecieć. Potrzebujesz mnie?
Reed zapewnił ją, że poradzi sobie doskonale sam i może wracać do swoich obowiązków. Dziewczyna ruszyła więc w tylko sobie znanym kierunku i po chwili już jej nie było. Natomiast Reed zaczął opowiadać o pałacu.
- Muszę wam powiedzieć, że przechadzamy się teraz po wnętrzu budowli, która ma już ponad 1000 lat. A przynajmniej tak twierdzą znawcy. Zbudowano ją na rozkaz pierwszego władcy Zortei, którym był książę Havin. I w sumie jego szczątki podobno do dziś tkwią w lochach zamku.
- Lochach? - podłapał Ethan, marszcząc brwi. Wcześniej obiecał sobie, że nie będzie odzywał się do tego chłopaka, ale temat go zaciekawił. - Dlaczego tam?
- Pod koniec życia oszalał i trzeba było go zamknąć w lochach, a później podać truciznę - wyjaśnił książę, dziwiąc się troszkę, że Ethan się do niego odezwał sam z siebie. Może nie bezpośrednio, ale to zawsze coś.
- I nikt go nie zabrał? - spytała Alyssia. Ciężko jej było w to uwierzyć. - To znaczy... Jego kości i tak dalej?
- Na szczątkach zmarłego ciążyła ponoć klątwa - odparł czerwonowłosy tajemniczym tonem. - Nie do końca wiadomo na czym polegała, ale nikt nie odważył się tam zejść. Co prawda byli nieliczni śmiałkowie, którzy próbowali, ale potem nie chcieli rozmawiać na ten temat i podupadli na zdrowiu psychicznym. Podobno słychać tam na dole przeraźliwe jęki.
Alyssia poczuła się nieswojo i odniosła wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Przystanęła i rozejrzała się więc uważnie dookoła, co nie uszło uwadze zarówno Reedowi jak i Ethanowi. Ten drugi spojrzał z wyrzutem na miejscowego.
- Musisz ją straszyć? Na pewno nic tam nie jęczy.
- A chcesz się przekonać? - Reed uniósł brew, gotów rzucić mu wyzwanie, ale Ethan nie dał się na to nabrać i uniósł głowę wyżej.
- Nie chcę i nie jest mi to potrzebne.
Przeniósł spojrzenie na złotą poręcz schodów, po których się wspinali i musnął ją palcami. Poczuł zimno i przez chwilę zastanawiał się, czy materiałem jest metal czy drewno. Lub jeszcze coś innego, kto wie. Wyczuł na sobie wzrok Reeda, ale nie skomentował tego ani słowem. Nie zamierzał tłumaczyć się z kłamstwa, chociaż wiedział, że tamten je wykrył.
Biegł jak najszybciej, próbując uciec przed Reedem, który chciał go udusić za zabranie ostatniego ciastka z tacy. Skąd miał wiedzieć, że książę Zortei miał swoje ulubione ciastka i to były akurat te same, które uwielbiał on sam? Nie mógł tego wiedzieć! A Reed zachowywał się, jakby Ethan popełnił największą zbrodnię na świecie. Musiał się więc jakoś z tego wyplątać, ale nie miał zielonego pojęcia, jak to zrobić. Nie znał tego pałacu, bo był tu niezbyt długo i jego pomysły na kryjówkę były dość ograniczone. W pewnym momencie usłyszał jednak czyjś szept.
- Tutaj.
Zdezorientowany rozejrzał się wokół, szukając właściciela tego głosu. W końcu dostrzegł dziwnie odchylony obraz starca z długą brodą i koroną na głowie. Niepewnie podszedł bliżej, a rama portretu jeszcze bardziej się odchyliła, ukazując rękę, która wciągnęła go do środka. Nie spodziewał się tego, więc potknął się przy wejściu i zrobił parę fikołków. Skrzywił się, kiedy poczuł ból kolana i w dodatku nic nie widział. W pomieszczeniu, do którego wpadł, panował mrok. Już miał zapytać, o co chodzi, ale usłyszał dochodzące z korytarza głosy. I jeden z nich należał do Reeda.
- Thalia! - zawołał chłopiec. - Nie widziałaś może Ethana?
Wspomniany książę zmarszczył brwi. Skąd nagle wzięła się tam księżniczka Thalia? Bo raczej to nie ona wciągnęła go za obraz. Chociaż...
- Niestety nie - odparła nastolatka. - A dlaczego go szukasz? Myślałam, że ciągle chodzicie gdzieś razem.
- Ukradł mi ostatnie ciastko i zwiał - poskarżył się Reed. - Każdy wie, że to są moje ulubione!
Ethan przewrócił oczami. Nie każdy, bo on nie miał o tym pojęcia.
- Braciszku, nie każdy o tym wie. Poza tym, w każdej chwili możesz poprosić Panią Hannę, aby upiekła ci nową porcję. Nie możesz tak traktować swojego kolegi, Reed.
Ethan przypomniał sobie, że rudy chłopiec wspominał mu o Pani Hannie, która była królewską kucharką. Wytężył ucho, żeby lepiej słyszeć, ale nastała cisza. Dopiero po chwili zdołał zarejestrować dziwny odgłos przypominający chlipanie.
- Ojejku, Reed. Nie płacz - odezwała się dziewczyna i przypuszczalnie kucnęła przy bracie, ale Ethan nie mógł tego zobaczyć. - Wszystko jest dobrze.
- Ale on nie będzie mnie chciał już znać. Chciałem go udusić za to, że zabrał mi ciastko - wyznał, pociągając nosem.
- Jeśli go przeprosisz, to jestem pewna, że ci wybaczy. I pamiętaj, żeby więcej tak nie robić. I zmykaj już.
- Na pewno nie wiesz, gdzie poszedł?
- Nie mam zielonego pojęcia
Tak się zagłębił we wspomnieniach, że nie zarejestrował momentu, kiedy dotarli na górę i mieli przejść do następnego pomieszczenia. Alyssia pociągnęła go za rękę, żeby się nie zgubił. Właśnie, ona chyba nie miała pojęcia, że on i Reed się znają. Po chwili zastanowienia stwierdził, że może to i lepiej. Niech dalej myśli, że widzą się pierwszy raz w życiu. Co prawda zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, ale jakoś nie kwapił się do tego, by samemu jej wyjaśniać sytuację. Westchnął więc tylko i skupił się na tym, co opowiadał tutejszy książę.
- W dalszym ciągu jesteśmy w skrzydle gościnnym - kontynuował Reed. - Tutaj przyjmujemy właśnie gości, dostojników i dyplomatów. W skrócie to wszystkie ważne osoby. Mamy jadalnię, elegancki salon i salę balową. Oczywiście oferujemy też kilka komnat dla gości spoza miasta i królestwa.
- Czy teraz ktoś tam mieszka? - spytała zaciekawiona Alyssia. - Macie jakichś gości spoza Zortei?
Wiedziała, że to mało możliwe, ale miała nikłą nadzieję na obecność kogoś z Rahasii w tym miejscu w obecnej chwili. Kogoś, kto mógłby im pomóc. Dlatego wlepiła wyczekujące spojrzenie w czerwonowłosego, który musiał się zastanowić.
- Goście mojej siostry są umieszczeni w jej skrzydle, więc... Nie, chyba nie. To znaczy jakiś tydzień temu był u nas ambasador Rahasii.
Alyssia nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Rozminęli się! Gdyby tak ambasador został jeszcze parę dni, to może udałoby się coś zdziałać. Tak zajęło ją myślenie o tej sprawie, że nie zauważyła znaczącego spojrzenia kierowanego przez Reeda do Ethana, który udawał, że bardzo zainteresowała go faktura ścian. Czarnowłosy wiedział, że ambasador był w Zortei, bo ojciec informował go o tym. Tak jakby go to coś obchodziło...
Reed podejrzewał, że Alyssia również jest z Rahasii, ale nie zamierzał na razie jej o to pytać. Czuł, że ta informacja wyjdzie sama troszkę później, a mu się wcale do niczego nie spieszyło. Nie zmieniało to faktu, że chciałby jakoś namówić Ethana na chwilę rozmowy, by dowiedzieć się, co właściwie sprowadza ich do Zortei. Nie spodziewał się, że pozwolą księciu wyruszyć w podróż tak daleką jedynie z nastolatką mniej więcej w tym samym wieku. A przynajmniej on by tego nie zrobił.
- Ethan... - zaczął mimowolnie i szybko skarcił się w myślach. Mleko się jednak wylało, bo zarówno Alyssia jak i jej towarzysz utkwili w nim wzrok. Zauważył, że dziewczyna stała się bardziej czujna i ocenił tę zmianę na plus. - Pozwolisz, że później będę miał do ciebie parę pytań?
Chłopak przestał na chwilę patrzeć na niego i przygryzł wargę, jednak skinął głową na znak zgody. I tak by musiał kiedyś to zrobić. Reed odetchnął z ulgą i chciał coś powiedzieć, ale rozległ się odgłos kroków i cała trójka dostrzegła zbliżającą się w ich stronę Lyrę.
- Okej, szukam was po całym zamku - powiedziała na przywitanie, na co Reed przewrócił oczami. - Reed, wyjaśniłam twoim rodzicom i siostrze sytuację. Zapraszają was do komnaty. Czy Alyssia i Ethan są gotowi?
- Jestem gotowy - odparł Ethan. - Miejmy to za sobą, bo później już gotowy pewnie nie będę.
- Gotowi na co? - zapytała niepewnie Alyssia. - Mamy iść do króla i królowej? Ale po co?
- Spokojnie, chcą was tylko poznać - zapewnił Reed, uśmiechając się do niej. - Moi rodzice nie gryzą.
- No ja nie byłbym taki pewny - mruknął Ethan, przez co oberwał karcącym spojrzeniem od Reeda.
*** *** ***
Oczom Ethana, Alyssi, Lyry i Reeda ukazało się pomieszczenie, które mieściło kilka kanap i foteli obłożonych wielkimi miękkimi poduszkami. Meble oczywiście były w kolorze szafirów, co wskazywało na to, że komnata miała jakiś związek z rodziną panującą. Alyssia rozglądała się z ciekawością dookoła siebie i nie mogła się nadziwić, jak tam było pięknie. Ethan jednak nie wydawał się zachwycony, bo w jego rodzinnym pałacu też była taka lokacja, ale w innych kolorach. Nie był to mimo wszystko powód do krytyki, więc nie wspomniał o tym ani słowem. Zauważył za to ekscytację dziewczyny i uśmiechnął się pod nosem. Uśmiech ten już chwilę później spełzł mu z ust, kiedy jego wzrok napotkał na parę siedzącą na jednej z kanap. Zaraz obok nich miejsce zajmowała blondynka w wieku około dwudziestu sześciu lat. Dziewczyna o dziwo również miała na sobie koronę, co go zdziwiło, ale szybko sobie przypomniał, że Reed oraz Lyra wspominali o siostrze księcia, czyli księżniczce Thalii, która miała być też królową Avelorii. A w dodatku on również miał przyjemność się z nią spotkać dziesięć lat temu, ale wtedy nie była jeszcze królową.
Zwrócił uwagę na chłopca siedzącego po lewej stronie ojca. Tylko jedno miejsce było puste, a wszystko wskazywało na to, że należało do Reeda.
Oboje przerwali swoją obserwację, kiedy całą czwórką zatrzymali się przed królem i królową Zortei. Dziewczyna automatycznie dygnęła nisko, mając nadzieję, że nie popełniła gafy. Lyra również to uczyniła, a następnie zasiadła przy księżniczce. Kątem oka zauważyła ukłon Ethana. Jak widać książę innego królestwa również był zobowiązany do ukłonów innym rodzinom panującym. Kiedy Alyssia wyprostowała się, uniosła głowę i napotkała wzrok króla. Mężczyzna uśmiechał się do nich ciepło. Jego żona również wydawała się pozytywnie do nich nastawiona, ale Alyssia nie wiedziała, czy to przypadkiem nie jakiś podstęp. Po co ich w ogóle zapraszali?
- Reed, jak miło, że przyprowadziłeś swojego starego przyjaciela - odezwał się król. - Książę Ethanie, możesz tu podejść?
Alyssia zamrugała zdziwiona i zerknęła na chłopaków. Starego przyjaciela...? O co tu chodziło? Przecież Ethan twierdził, że nigdy przedtem nie widział Reeda. Kiedy jednak spojrzała na bladego bruneta nie była tego już taka pewna. Wyglądał, jakby został przyłapany na kłamstwie i w sumie jakby nie patrzeć była to prawda. Patrzyła z coraz większym zdziwieniem, jak podchodzi bliżej króla. Przez chwilę bała się, że on tam zemdleje i osunie się na posadzkę. Nie stało się to jednak i książę stanął przed mężczyzną, unosząc głowę wyżej. Starał się unikać kontaktu wzrokowego, kiedy był dokładnie lustrowany przez parę królewską.
- Co cię sprowadza do naszego królestwa, chłopcze? - spytała królowa, uśmiechając się do niego ciepło, ale po chwili jej spojrzenie znalazło Alyssię i poprawiła się. - Przepraszam. Co sprowadza was do naszego królestwa? Kwiatuszku, ty również podejdź bliżej. A najlepiej to usiądźcie, zapewne za wami długa podróż.
Dziewczyna zawahała się, nie wiedząc, czy wykonać polecenie. Z jednej strony był to rozkaz, czy też prośba, królowej i nie powinna się sprzeciwiać, ale z drugiej strony coś ją blokowało. W końcu decyzję podjął za nią Reed, który delikatnym ruchem popchnął ją w kierunku kanapy, a chłopakowi kiwnął głową, by również usiadł. Sam również zajął miejsce obok nich, jakby był odpowiedzialny za gości.
- Potrzebujemy pomocy - wyznał Ethan, gdy już siedzieli. - Nasz kraj został zaatakowany.
- Rahasia zaatakowana? - Wyrwało się Thalii. - Jak to się stało?
- Mój ojciec podobno obiecał jakiemuś mężczyźnie spod ciemnej gwiazdy o imieniu Kries rękę mojej siostry i królestwo. Nie wiem dokładnie o co chodzi. Tak czy inaczej musieliśmy uciec.
- To nie jest dobra wiadomość - stwierdził z niepokojem król i wymienił spojrzenia z królową. - Nie mamy pewności, czy nie będzie chciał zaatakować Zortei. W dodatku Rahasia jest naszym sojusznikiem, powinniśmy jakoś pomóc.
- Nie chcę nic mówić, ale myślę, że lepiej na początku wybadać sytuację - wtrącił Reed. - Wysłanie wojska tak od razu nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Nie wiemy, czy ten człowiek ma sojuszników.
- Zgadzam się z nim - odparła Thalia. - Nikt normalny nie wpycha się na tron czyjegoś królestwa, jeśli nie ma sojuszników. My też musimy się zabezpieczyć.
Para królewska spojrzała z uwagą na swoje starsze dzieci i zgodnie pokiwała głowami. To było mądre posunięcie.
- Macie rację - zgodziła się królowa. - Jednak my przecież mamy sojuszników. Aveloria przez małżeństwo Thalii, Azar z którego pochodzę, Solar, Izalith, Eldoria... Właśnie, Reed. Dla ciebie też trzeba znaleźć żonę.
Alyssia kątem oka zauważyła, że czerwonowłosy książę spiął się na ten komentarz matki. Miała wrażenie, że on wcale nie chce się żenić, albo nie chce narzucania mu partnerki na resztę życia. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, chcąc dodać mu otuchy, ale chyba tego nie zauważył. Oświadczył jedynie, że sprawy matrymonialne są w tym momencie troszkę nie na miejscu, kiedy sojusznik ma problemy. Następnie zwrócił się do Ethana z pytaniem, czy Rahasia ma jakichś sojuszników, którzy mogliby ruszyć jej z pomocą oprócz Zortei.
- Ehm... - Ethan w tym momencie żałował, że nie słuchał uważnie słów ojca podczas lekcji dyplomacji. Spróbował w pamięci odszukać nazwy przyjaznych im krain. - Wydaje mi się, że naszymi sojusznikami oprócz Waszego królestwa są Aetheria, Emberion, Terra, Aquaria. Lunaris i Handelii. Z tego ostatniego pochodzi moja matka.
- Atheria brzmi dobrze - stwierdził król po chwili namysłu. - Terra ma wybitnych strażników. Emberion zbyt wiele nie pomoże w walce niestety. Aquaria może być mocną siłą na morzu, ale na lądzie średnio. Co do Lunaris i Handelii to nie powinno być źle. Tylko czy faktycznie ruszą na pomoc, to dobre pytanie.
- Gdybanie chyba nic nie da - zauważyła Thalia. - Przydałoby się dowiedzieć więcej o tym dziwnym człowieku. Kries... Co to za okropne imię, brr.
- A gdzie oni będą spać? - spytał chłopiec, o którego obecności chyba wszyscy zdążyli już zapomnieć.
- Och, Van ma rację - odparł król. - Wybaczcie. Gdzie się zatrzymaliście?
- W miejskiej karczmie - odpowiedziała Alyssia. Władca oświadczył na to kategorycznie, że mają zabrać stamtąd swoje rzeczy i przenieść się do pałacu. A pomoże im w tym Reed.
Już mieli wychodzić, kiedy nagle Thalia podniosła rękę, chcąc ich zatrzymać.
- Jeszcze chwileczkę! Kim właściwie jest Panna Alyssia? I dlaczego podróżuje z księciem? Jesteś jego narzeczoną?
W jednej chwili Ethan i Alyssia pokręcili głowami, co rozbawiło panujących i ich córkę. Alyssia szybko zaczęła wyjaśniać, że jest z rodziny strażników i właśnie szkoli się do tej roli, a jej mentor a zarazem Kapitan Strażników wybrał ją do tego, żeby pomogła uciec księciu z królestwa. Thalia pokiwała głową na znak, że rozumie i nie ma więcej pytań, więc cała trójka mogła opuścić pomieszczenie.
- To mi się wcale nie podoba - Zdołali usłyszeć, zanim drzwi się za nimi zamknęły.
Żadne z nich nie odezwało się ani słowem do momentu aż wyszli z pałacu. Dopiero wtedy Alyssia odwróciła się do chłopaków i założyła ręce na piersi. Minę miała nieznoszącą sprzeciwu.
- Dobrze. A więc mam do was kilka pytań. A konkretnie do ciebie, Ethan - zwróciła się do księcia swojego kraju. - Dlaczego udawałeś, że nie znasz Reeda?
- Też się chętnie dowiem - stwierdził czerwonowłosy. Opierał się prawym ramieniem o latarnię. Obserwował uważnie chłopaka, który miał wielką ochotę uciec gdzie pieprz rośnie lub jeszcze dalej. Nie miał pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji. Jakoś jednak musiał.
- Cóż... Trudno to wyjaśnić - odezwał się po chwili namysłu. Zerknął na dziewczynę patrzącą na niego z niezadowoleniem, ale nie przerywała mu, za co był wdzięczny. Widać było, że jest skrępowany, a na jego twarzy malował się wstyd. - W ostatni dzień mojego pobytu tutaj dziesięć lat temu bawiliśmy się z Reedem na placu zabaw w ogrodzie. Pilnowała nas jedna z dam dworu jego matki, ale to jest mniej istotne. Chodzi o to, że...
Urwał, nie mogąc dokończyć zdania, ale zobaczył naglące spojrzenia swoich towarzyszy i westchnął głęboko.
- Rozbujałem się na huśtawce i wyskoczyłem z niej, wpadając do piaskownicy. Niechcący zburzyłem tym skokiem jego pałac z piasku, co go zdenerwowało. Zaczął mnie gonić, ale udało mi się schować w krzakach, w których stało jakieś wiadro. Nie zastanawiałem się zbyt długo, zanim wziąłem to wiadro i wylałem jego zawartość na Reeda, kiedy przechodził obok mojej kryjówki. A miał wtedy na sobie ulubiony strój. Szybko stamtąd uciekłem, a na szczęście rodzice mnie już szukali, by wracać do domu. Także wiecie... Bałem się, że Reed już mnie nie lubi, dlatego nie przyznałem się do tego, że ja to ja.
Reed zaczął się śmiać, a Alyssia również nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
- Serio? To wszystko przez głupi występek z czasów dziecięcych?
Ethan westchnął i kiwnął głową.
- Tak, dokładnie. I od tamtej pory liczyłem, że nigdy tutaj nie wrócę, ale jak widać okazało się inaczej.
Najwidoczniej ta historia tak bardzo rozbawiała Reeda, że w dalszym ciągu nie mógł opanować śmiechu. Przechodzące obok nich dwórki spojrzały na nich ze zdziwieniem, ale nie skomentowały tego ani słowem. Jedynie dygnęły przed księciem.
- To naprawdę komiczne - wykrztusił książę Zortei, kiedy w końcu się uspokoił. - Nie mam do ciebie urazu za tamto wydarzenie, Ethan. Serio. Ale teraz mamy ważniejsze sprawy do rozwiązania. Wasza Rahasia potrzebuje pomocy.
Ethan i Alyssia pokiwali głowami, zgadzając się z nim. Wspólnie ruszyli w kierunku karczmy, w której tych dwoje zatrzymało się zeszłej nocy.
Gdy goście zauważyli, że do środka wszedł następca tronu, zaczęli szeptać coś między sobą, ale głośne rozmowy ucichły. Sam książę wziął głęboki wdech i powiedział cicho, żeby Alyssia i Ethan zabrali swoje rzeczy. Kiedy bez słowa ruszyli na górę, do księcia podbiegł mały blondynek. Zatrzymał się przed nim i spojrzał wielkimi niebieskimi oczami. Reed uśmiechnął się do niego i kucnął, by zrównać się z maluchem.
- Wasza wysokość, czy to prawda, że masz bliznę na brzuchu? - spytał bez ogródek chłopiec.
Trzeba przyznać, że Reed wiele razy słyszał to pytanie. Wiedział, że różne plotki krążyły na jego temat. Jednak mały wydawał się autentycznie zaciekawiony tą kwestią, więc pokiwał głową.
- A pokażesz ją? Chciałbym zobaczyć... - poprosił.
- Zaher! - zawołała młoda dama w fioletowej sukience, podbiegając do nich. Dygnęła nisko, mrucząc "Wasza wysokość" i zwróciła się do blondynka. - Ciebie tylko spuścić na chwilę z oka i już narobisz kłopotów. Wybacz, Panie. Wybrałam się z bratem na spacer i kompletnie mnie nie słucha.
Reed zapewnił ją od razu, że nic się nie stało, bo w końcu dziecko nie może zrobić nic groźnego. A młodzieńcza ciekawość nie jest niczym złym. Wrócił wzrokiem do Zahera i spytał, czy naprawdę chce zobaczyć tę bliznę. Tamten pokiwał energicznie główką, więc książę podwinął koszulę i ujawnił pamiątkę po jednym z wydarzeń, o którym nie lubił mówić.
- Wow... - wykrztusił z podziwem Zaher. - A więc to tak wyglądają blizny odważnych książąt.
- Odważnych? - powtórzył zaskoczony Reed, ale chłopiec był już odciągany przez siostrę do stolika. Pokręcił więc głową i ruszył do lady by uregulować rachunek Alyssi i Ethana, zanim wrócą. Nie spodziewał się jednak tego, że nie będzie to taki dobry pomysł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top