Ryden

Dla bekartsmierci i daje WARNING ANGST POST SPLIT I WSZYSTKIE INNE WARNINGI. Miało być realistycznie i tyle researchu ile zrobiłem do tego one-shota nie zrobiłem nigdy. Enjoy (or not)

Oh i wiecie co? A niech mi strata. +18 warning. Daje dosłownie wszystkie warningi

Oh btw, niedługo 06.07. Rocznica. Umrzyjmy ;)



Szósty lipca 2009 zaczął się idealnie. Z samego rana wstałem pełen energii, wręcz skacząc z radości! Mój  chłopak a także przyjaciel i członek zespołu Ryan Ross wczorajszego dnia powiedział, że chce mi o czymś powiedzieć. I pewnie bym się bał, że to rozmowa pod tytułem "z nami koniec", ale od tygodnia mam wrażenie, że rzuca mi podteksty o oświadczynach! Szybko wskoczyłem pod prysznic i użyłem jego ulubionych perfum. Uwielbia gdy pachnę różami! Róże i słoneczniki to jego ulubione kwiaty, od początku naszej znajomości podrzucałem mu je przed koncertami! A potem gdy w końcu spytał mnie, czy chcę do niego należeć... Aaa! Ześwirowałem! Mijały już trzy lata odkąd zaczęliśmy być razem. Dokładnie 24tego czerwca, gdy razem spacerowaliśmy po plaży spytał mnie i... ughhh to było takie romantyczne. Tuż po koncernie, kiedy zostaliśmy sami. Tylko my, gwiazdy i morze. Szliśmy za rękę przez, jak myślałem duży wiatr, ale tak naprawdę chciał po prostu sobie wszystko przemyśleć! I potem spytał! I było taaaak cudownie! 

Koło godziny piętnastej Brendon z uśmiechem przestawiał wszystko w mieszkaniu z półki na półkę nie mogąc się doczekać. Ciągle wyobrażał sobie Ryana z kwiatami, na jednym kolanie proszącego go o rękę i jakoś tak... nie potrafił się powstrzymać. Cały czas piszczał z radości albo o mało co nie płakał. Właśnie wybierał odpowiednie wino na tą okazję, gdy poczuł wibracje w kieszeni. Pewnie Ryan pisał, że wyjeżdża z domu! Albo już jest pod drzwiami! Brendon z szerokim uśmiechem wyciągnął telefon praktycznie nie mogąc ustać w miejscu. Ale zaraz potem uśmiech zbladł na jego twarzy. Jeden sms. Jedno słowo. "Przepraszam". 


Szósty lipca 2017 roku. Dokładnie osiem lat po rozstaniu, Urie jak co roku zamknął się w studiu z gitarą. Tego dnia wszyscy wiedzieli, że nie mogą mu przeszkadzać. Nawet Sarah po dwóch latach pozwoliła mu ten jeden dzień spędzać samemu. Jak co roku trzymał na kolanach gitarę, ale nie mógł na niej zagrać. Cały gryf leżał obok, przypaloną część trzymał na udach wystukując w nią rytm. 

-Hey moon, please forget to fall down, Hey moon, don't you go down... - Zaczął w połowie melodii, od najważniejszej części. Zaraz potem zagryzł swoją dużą wargę i przesunął palcami między swoimi kruczoczarnymi włosami. 

-Sugarcane in the easy mornin', Weather-vanes my one and lonely  - Kontynuował wciąż stukając w wylakierowane drewno. Nie powstrzymywał łez skapujących na gitarę, skupiał się na muzyce. W pewnym momencie poczuł wibracje w kieszeni więc przestał śpiewać i otarł oczy wyciągając komórkę. Nieznany numer, nie miał go zapisanego. Czyżby ktoś wrzucił jego numer do neta? Fani będą wypisywać? Świetnie. Najpierw dom, teraz telefon. Wszedł w smsy by go odczytać. "Jestem na mieście, chętny się spotkać i porozmawiać?". Mężczyzna westchnął leniwie przesuwając palcem po klawiaturze. "Kto pisze?" spytał z nikłym zainteresowaniem. Długo czekał na odpowiedź, może z pięć minut później przyszła. Nie było tam niczego, żadnego nazwiska czy imienia, tylko adres. Zainteresowany podniósł się ze stołka i zgarnął delikatnie gitarę. Pięć minut później jechał już na miejsce spotkania swoim czerwonym mustangiem. Miał na sobie bluzę oraz skórzaną kurtkę. Kaptur narzucony na włosy a ciemne okulary na oczy. Wolałby nie być rozpoznany, co pewnie będzie niemożliwe. Docelowym miejscem był mały bar o którym nigdy nie słyszał a pod którym właśnie parkował. W smsie było także zawarte "ostatni stolik od wejścia na lewo". Całą tajemniczość wiadomości przyciągnęła go jak ćmę do światła. Wszedł do środka i szybko się rozejrzał za stolikiem, siedziała tam jedna osoba, tyłem do niego. Mężczyzna, wysoki i krótko ścięty. Brendon nie miał pojęcia kto to był. Z dużą dozą niepewności podszedł do stolika i usiadł na przeciwko i... zamarł. Rozpoznał tą twarz, chociaż tak mocno się zmieniła. Z delikatnej, chłopięcej buzi powstały prawdziwie męskie rysy. Na jego twarzy pojawił się zarost a włosy zamiast tworzyć swobodne fale były teraz wyprostowane. Kwiecistą koszulę zastąpiła skórzana kurtka ale te oczy... oczy się nie zmieniły. Wciąż patrzyły na niego te piękne, brązowe i szczenięce oczy. Rok starszy mężczyzna rzucił mu krótki, ale jakże czarujący uśmiech. 

-Hej - Mruknął a jego głos... Brendon musiał na chwilę przymknąć oczy. Zmienił się, wymężniał. Młodszy z nich nie potrafił wykrztusić ani słowa, głos ugrzązł mu w gardle. Osiem lat, jedno krótkie spotkanie pomiędzy a teraz... teraz siedzieli tu. Rozmawiali. Poniekąd. - Wybacz, że cię ściągnąłem na takie zadupie. Tutaj jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś nas rozpozna - Wyjaśnił rozglądając się lekko. Urie zdjął okulary i opuścił kaptur. 

-Dlaczego? - Spytał jedynie. Nie miał na myśli miejsca i Ryan doskonale to wiedział. 

-Chciałem porozmawiać. Wiem, że minęło sporo czasu ale... - Zatrzymał się na chwilę by uciec wzrokiem i wziąć głęboki wdech - Nie mogę o tobie przestać myśleć - Dokończył a z dużych ust kruczoczarnego wyleciało parsknięcie. Nie patrzył na niego.

-Trzeba było mnie nie zostawiać. A teraz wybacz, ale muszę jechać - Burknął i wstał, ale jego ramię został złapane. Ross pociągnął go do tyłu przez co mężczyzna padł do tyłu, wprost na jego kolana. Szybko zszedł i usiadł obok. 

-Zostań, proszę. Daj mi pięć minut - Poprosił chociaż jak prośba to nie brzmiało. Wciąż trzymał Uriego za ramię nie pozwalając mu odejść. 

-Dobra, pięć minut. Mów. - Nie podobała mu się ta cała sytuacja. Nawet jeśli znów mógł spojrzeć w ten cudowny i ciepły brąz jego oczu... kłamał. Cholernie mu się to podobało. 

-Osiem lat. Minęło osiem lat, a ja wciąż uznaję to za największy błąd mojego życia. Ale chce ci to wyjaśnić. Dobrze mnie znasz i wiesz, że... zdarzało mi się łamać serca. Zdradzałem, niejednokrotnie. I tego dnia ja... chciałem to skończyć, bo bałem się, że znowu to zrobię. Brendon, bałem się, że złamię twoje małe serduszko poprzez zdradę. Nie przeżyłbym tego. Chciałem cię poprosić, żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale w połowie drogi zorientowałem się, że to nie wyjdzie. Kochałem cię, gdybym wtedy trafił do twojego domu, to by nie wyszło. Dlatego zrobiłem to przez smsa. To było okropne, przepraszam - Skończył swoją wypowiedź i spojrzał tymi pięknymi, szczenięcymi oczami wprost na wściekłego jak osa Uriego. 

-Chcesz mi powiedzieć, że rzuciłem mnie przez pierdolonego smsa, żeby nie złamać mi serca? Puszczaj mnie. Wychodzę - Spróbował się wyrwać, ale duża dłoń skutecznie go trzymała. 

-Beebo, proszę. Tęskniłem. Tak cholernie tęskniłem, nie zostawiaj mnie teraz - Jego głos schodził powoli do miękkiego szeptu równo z tym, gdy jego twarz się przysuwała. Brendon próbował się odsunąć, ale zanim coś zrobił, poczuł smak ust o których fantazjował osiem lat. W końcu się poddał. Z początku tak miękki i delikatny pocałunek po dłuższej chwili przerodził się w coś agresywnego. Mocnego, za mocnego jak na Uriego. Ale nie potrafił się odsunąć. Równo z tym jak te miękkie wargi trafiły na jego, to był koniec. Ale po chwili, pocałunek został przerwany. Usta Ryana zniknęły z jego własnych a ręka wyplątała się z włosów. Wstał. 

-Jedziemy do mnie - Powiedział twardo a Brendon nie miał siły mu odmówić. Od razu wstał i sięgnął po dłoń wyższego mężczyzny ale ta została odtrącona. - Kaptur i okulary - Usłyszał burknięcie więc od razu się posłuchał. Nasunął kaptur na miękki puch włosów i zasłonił oczy ciemnymi okularami. Skierował się w stronę swojego auta ale zanim zdążył tam dojść, duża dłoń złapała go za ramię i odciągnęła w stronę samochodu Rossa do którego bez wahania wsiadł. Nie zastanawiał się. Nie myślał o tym co będzie jutro. Nie myślał o Sarze, nie myślał o swoim życiu, o niczym. Liczył się tylko Ryan na siedzeniu obok i jego dłoń na rozporku mężczyzny. Nic nie mówił gdy szatyn rozpiął mu zamek i zaczął pieścić przez bokserki. 

-Czeka nas długa droga - Mruknął puszczając męskość piosenkarza i rozpinając swoje spodnie. Urie był tylko lekko przerażony, że mężczyzna skupi się bardziej na przyjemności niż drodze. 

-Może poprowadzę? - Spytał chcąc, aby Ryan zatrzymał samochód. Przesiądą się i Brendon poprowadzi. Tak będzie idealnie. 

-Nie. - Twarda odpowiedź od razu zamknęła mu usta. Duża dłoń wysunęła z jego bokserek męskość a oczy skierowały się na usta kruczoczarnowłosego. Wiedział o co chodzi. Doskonale wiedział, dlatego z szybko bijącym sercem pochylił się i dość niepewnie go ujął. Coś się zmieniło. Może to przez te osiem lat? Tak, to było oczywiste. To przez tą przerwę, przecież nie będzie go od razu traktował jak przedtem. Jak swój skarb. - Co jest? - Spytał w pewnym momencie gdy zauważył, że Brendon w ogóle nic nie robi. 

-Nic - Nie chciał przerywać. Było zbyt idealnie, by to przerwać. Wysunął język i polizał go po całej długości, by po chwili wziąć samą główkę w usta. Ryan był duży, a Brendon prawdę mówiąc po tylu latach sypiania z kobietą bał się zsunąć niżej. Dlatego przymknął oczy i zaczął ssać. 

-Kurwa, Brenny - Usłyszał jak za dawnych lat co go bardziej przekonało. 

Po jakimś czasie samochód się zatrzymał a on został odsunięty. Ryan założył swoje spodnie i wysiadł szybko by otworzyć je z drugiej strony. Brendon za to nie zdążył nawet zapiąć rozporka bo już po chwili został podniesiony. Wtulił się w Rossa jak mała panda obejmując go ramionami wokół szyi. Uchylił na chwile oczy tylko po to, by zauważyć, że są w hotelu. Ryan tu nie mieszka, to oczywiste, że musiał coś wynająć ale jakoś... młodszy z nich miał złe przeczucie. Które zniknęło równo z tym jak znaleźli się w ciemnym pokoju a Ryan rzucił go na łóżko. Stęknął gdy uderzył plecami o dość miękki materac. Nigdy tego nie lubił, mówił mu to wtedy i miał zamiar powiedzieć rano, ale teraz pozwoli sobie się tym nie przejmować. Od razu zaczął się rozbierać.

-Leż - Usłyszał warknięcie na co otworzył szerzej oczy i posłusznie się położył. Od kiedy Ryan warczał? Ile się zmieniło? Co się stało z jego delikatną i kochającą stroną? Może to tylko taka... gra wstępna? Ryan ukazywał jak władczy był i że to on miał kontrolę a potem było lepiej? Mężczyzna rozebrał się całkowicie ukazując swoje piękne ciało na które Brendonowi rozchyliły się lekko usta z podziwu. -Lubisz to co widzisz? - Usłyszał a na usta Rossa wskoczył niebezpieczny uśmieszek.

-T-tak - Głos mu się zawiesił. Co było nie tak z Ryanem? Jutro. O wszystko będzie martwić się jutro. Wyższy z nich uniósł lekko Brena i zdjął z niego całą odzież górną. Potem, znów niedelikatnie, odłożył go na materac i szybko zsunął cały dół. Oboje byli nadzy. Szatyn poprawił niższego chłopaka i zagórował nad nim całkowicie łącząc ich usta i ocierając się. Brendon oddawał głodnie pocałunek unosząc dłonie które zaraz zostały przyszpilone do materaca. Ze zdziwienia odsunął się ustami i spojrzał na ręce które trzymał Ryan. Który swoją drogą zszedł z niego. 

-Kolana i ręce - Rozkazał warkotem. Urie cały zadrżał i zrobił to. Nigdy tacy nie byli. Ryan wiedział, jak Brendon lubi patrzeć na swoich partnerów, czemu kazał mu się odwrócić? Duże dłonie przesunęły się po jego plecach na co cicho jęknął i zaraz zsunęły się do jego pośladków. - Shh, masz być cicho. Nie lubię głośnych jęków - Kolejny rozkaz który mu się nie spodobał, ale zagryzł wargę postanawiając nic nie mówić. Jutro. Jutro słowa, dzisiaj czyny. Wpierw poczuł pocałunek na krzyżu, następnie wzdłuż kręgosłupa kilka cmoknięć aż do karku. Nagle jedna z dłoni go puściła a trzy palce znalazły się przed jego ustami. 

-Lubrykant? - Spytał naiwnie. Cholera. Osiem lat tego nie robił to... to będzie bolesne. Prawie jak pierwszy raz ale... ale mogą zrobić to później znowu, w domu Brendona. Albo kupią lubrykant i będzie dobrze. Wywarczane "nie" sprawiło że posłusznie wziął jego palce do ust zaczynając je nawilżać śliną. Kolejna z rzeczy. Mówił mu parę lat temu. Nie lubił na ślinę, czuł się jak dziwka. Ale to teraz było... nagłe. Oboje się nie przygotowali, mógł mu wybaczyć. Zaraz jednak palce zniknęły, za szybko. Zdecydowanie za szybko by dobrze je nawilżyć. Chwilę później, bez ostrzeżenia poczuł jeden palec w sobie na bo jęknął w ten bolesny sposób. 

-Przestań. To nie twój pierwszy raz - Ryan miał rację. Dramatyzował. Zagryzł mocniej wargę i czując w sobie ruch, ponownie jęknął co tym razem stłumił. bez ostrzeżenia i zdecydowanie za szybko, pojawiły się w nim dwa palce. Ale to nie był jego pierwszy raz, powstrzymał bolesne stęknięcie. Ryan ugryzł go w kark, dość mocno ale tym samym rozproszył go na tyle, że nie wiedzieć kiedy poruszały się w nim trzy palce. To było zbyt szybkie, starał się zaciskać ale ostrzegające warczenie przy karku sprawnie go rozmyśliło. - No, maleństwo. Brenny, Beebo. Dasz radę bez dalszego rozciągania? Dasz, prawda? Jesteś dzielny, nie zrobię ci krzywdy - Obiecał miękkim głosem mężczyzny a Brendon... Brendon uległ. Został pusty do tego stopnia, że zrobiło mu się zimno. Ryan już się nad nim nie pochylał więc odwrócił się by spojrzeć i zobaczył jak ten ślini swoją rękę by rozprowadzić "nawilżenie" po swojej męskości. Dużej. Urie z powrotem wczepił wzrok w prześcieradło i już po chwili poczuł jedną dłoń boleśnie zaciśniętą we włosach na co się odchylił ze stęknięciem. 

-Nie zaciskaj się - Ostrzegł mężczyzna by jednym, kurewsko bolesnym pchnięciem wejść w niego. Nie, to za dużo. Brendon chciał się wycofać, kazać mu się odsunąć, ale zaraz miękkie usta znalazły się na jego plecach. Relaksowały go, uspokajały i odwracały uwagę od bólu dzięki czemu zaczął się skupiać na przyjemności z póki co powolnych pchnięć. Wciąż czuł się, jakby mężczyzna rozrywał go od środka ale... to Ryan. Ryan nie zrobi mu krzywdy. Kocha go. Zaraz potem dłonie znalazły się na jego biodrach. - Nie wolno ci się dotykać. Masz dojść od mojego pieprzenia cię, rozumiesz? - Rozkazujący warkot sprawił, że nie zastanawiał się. Pokiwał głową i zaraz powolne pchnięcia, powolne kochanie się, zamieniło się w rżnięcie. Szybkie, bolesne, mocno. Zaciskał dłonie na pierzynie w pewnym momencie ją rozrywając. Bolało. Kurewsko. Silny zacisk na biodrach był zapewnieniem jutrzejszych siniaków. Parę minut później Brendon był na granicy.

-R-ry.. b-blis...ko - Wymamrotał między pchnięciami z drżącym oddechem. 

-Nie. Dopóki... dopóki nie pozwolę... nie - Warkot. Ten cholerny warkot sprawił, że nie potrafił dojść. Jego umysł odmawiał ciału, chociaż tego nie kontrolował. I sam nie wiedział ile później, usłyszał rozkaz, że ma dojść. Od razu to zrobił i zacisnął się na wciąż rżnącym go mężczyźnie przez co pisnął z bólu. Dostał za to karę, z otwartej w dłoni w pośladek ale zdecydowanie nie było to przyjemnym klapsem. Mógł poczuć odcisk jego dużej dłoni gdy Ross dochodził w nim. Dysząc i drżąc opierał się wciąż na łokciach i kolanach, pisk wdzierał mu się w uszy a białe gwiazdy tańczyły przed oczami. I zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, Ryan wyszedł z niego i padł obok. Przyciągnął młodszego mężczyznę na swoją pierś a Brendon od razu z tego skorzystał. Padł na niego całemu drżąc. Łzy formowały się pod jego powiekami, ale to nie pierwszy raz. Dramatyzuje. Wtulił się cholernie potrzebując bliskości. 

-Dziękuję, Beebo. Byłeś cudowny - Usłyszał senny głos starszego mężczyzny. Zawsze oboje byli wykończeni po seksie, więc teraz, leżąc w ramionach swojego utraconego i odzyskanego ukochanego, zamknął oczy szczęśliwy. Jutro o wszystkim porozmawiają, dzisiaj skupił się na cieple umięśnionych ramion i spokojnym oddechu.

Gdy się obudził, wszystko cholernie go bolało. Czuł ból w każdej komórce swojego ciała przez co miał ochotę wyć. Światło przebijało się przez rolety a jemu... jemu było zimno. Ryana nie było w łóżku.

-Ry? - Spytał sennie podnosząc się. Rozejrzał się po pokoju, i był pewien, że wczoraj pod jedną ze ścian leżały jego torby. Teraz tak nie było, leżał w pustym pokoju bez śladu istnienia drugiej osoby. Czy... na etażerce coś leżało. Zgarnął szybko kartkę, kopertę. Był na niej tylko jeden wyraz. "Dziękuję" a gdy ją otworzył... na kolana Uriego wysypały się pieniądze... Ryan zapłacił za seks i zniknął... mieli porozmawiać jutro, ale jutra nigdy nie było... 




Pisałem to cały dzień z czego od połowy za dentystycznym znieczuleniu xD Ma to prawie 3000 słów xD Mam nadzieje, że się spodobało! Kocham <3 

Z początku miało to być abusive love, ale nie umiałbym chyba tego napisać :') 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: