o n e
- Mamo, wychodzę! - krzyknęłam, a po moim policzku spłynęła łza, którą od razu starłam.
Jestem silną kobietą. Nie będę płakać.
- Spierdalaj!
Mama miała mnie w dupie od kiedy pamiętam. Nie dziwię się, że tata odszedł. Mój brat też uciekł; rok temu wziął swoje rzeczy, wyszedł i już nie wrócił. Wiadomo - zrobił to przez matkę. Ta suka nigdy nie okazywała nikomu uczuć, no chyba, że dostawała za to pieniądze. Ostatnio ignorowała mnie przez miesiąc, tylko dlatego, że nie poszłam dla niej po papierosy do sklepu. Nie byłam jeszcze nawet pełnoletnia...
- Jasne... - szepnęłam sama do siebie i przed wyjściem ostatni raz spojrzałam w lustro wiszące w przedpokoju. Moje spojrzenie odwzajemniła drobna, blondwłosa dziewczyna o dwukolorowych oczach - jedna tęczówka była niebieska, druga zielona.
Ubrana byłam w swoją ulubioną sukienkę. Białą, ozdobioną w fioletowo-czarne kwiatki. Wrażenie niewinności burzył tylko ciemny pistolet, który trzymałam w ręce. Przypominał mi dzikie zwierzę, mógł ukąsić, zabić...
Oderwałam spojrzenie od lustra i wyszłam trzaskając drzwiami. Wtedy założyłam słuchawki na uszy i puściłam specjalną playlistę: the last playlist. Stworzyłam ją, by ostatnim chwilom mojego życia towarzyszyły melodie, które kocham.
Zaczęłam biec
Wiatr.
Świeże powietrze.
Cisza.
Spokój.
Sprawdziłam godzinę w telefonie. 23:43. Usiadłam na ławce. Wdech, wydech. Zamknęłam oczy i wysłuchałam się w piosenkę, która leciała w odtwarzaczu. Nie przez przypadek leciała ona akurat teraz. Playlista była starannie ułożona, by wszystko zgrało się w czasie.
Natrętne myśli same pchały się do mojej głowy.
Mama mnie nie kocha. Brat o mnie zapomniał. Tata odszedł. W szkole nikt nie zwraca na mnie uwagi. Jestem brzydka. Moje życie jest zjebane.
Po co ja tutaj?
Ściskając pistolet, ponownie sprawdziłam godzinę. 23:58. Nadal nie było jeszcze odpowiedniego czasu. Tymczasem nadszedł jednak moment na ostatateczną decyzję. Zaczęłam śpiewać razem z wykonawcą:
I-I-I-I've got a migrane.
And my pain will range from
up down and side ways.
Thanks God is Friday,
cause Fridays will always be better
than Sundays,
cause Sundays are my...
Pzystawiłam pistolet do skroni trzęsącą się ręką, gdy nagle usłyszałam czyiś głos. Męski, głęboki, głębszy niż ocean, piękny głos.
- Suecide days... - właściciel cudownego głosu zwinnie zabrał mi broń.
Obróciłam się gwałtownie i moim oczom ukazał się młody chłopak, szarowłosy, uśmiechnięty i przystojny.
- Co taka ładna dziewczyna robi sama w parku o tej godzinie... i dlaczego chciałaś to zrobić?
- Ja... mam swoje powody... To długa historia. Ty... raczej nie zechcesz jej słuchać... nikt nie chce i... No wiesz.
Odwróciłam się plecami do nowo poznanego, ale on obszedł mnie i spojrzał mi w oczy.
- Mam czas. Chętnie posłucham. Chcę posłuchać.
Potrząsnęłam głową.
- Nie znam Cię - powiedziałam ostym tonem.
- A jeśli kupie ci pocky truskawkowe? No chyba, że nie lubisz truskaw...
- Nic mi nie kupuj. Nie będę miała ci jak oddać. Nie mam z czego.
- Ehh... A tak w ogóle, jak się nazywasz?
- Park JiYong. A ty?
- Kim TaeHyung, ale mów mi Tae -nieznajomy ukłonił się szarmancko. Najwyraźniej chciał mnie rozweselić. Spróbowałam się nawet uśmiechnąć. Tae był naprawdę cudowny. Jednak... pistolet, który mi zabrał, wciąż przyciągał moją uwagę i rozpraszał myśli. Nie przyszłam do parku by zawierać nowe znajomości.
Tae zauważył moje spojrzenie i otworzył usta by coś powiedzieć, ale zdążyłam już na nowo wpędzić się w zły humor.
- Po co chcesz mnie powstrzymać? Tylko marnujesz na mnie cenny czas.
- Wiesz... kiedyś sam tego chciałem. Ale to nie jest dobra droga. Kiedyś ktoś powstrzymał mnie, więc teraz mogę się odwdzięczyć i powstrzymać ciebie. Może ty też uratujesz kogoś w przyszłości. Zdecydowanie nie marnuję czasu...
- Jak to? Przecież ty jesteś... no wiesz... Zazdroszczę tej jedynej... szkoda na mnie twojej uwagi.
- Wybacz, ale się z tobą nie zgodzę. Swoją drogą, nie jest ci zimno? - Tae zaczął zdejmować bluzę.
Uśmiechnęłam się blado.
- Jest mi zimno, ale jeśli oddasz mi swoją bluzę, to wtedy tobie będzie zimno. Nie chcę żeby było ci zimno.
- Jak na razie jest mi ciepło - zaśmiał się Tae, kładąc bluzę na moich ramionach. Była mocno przesiąknięta jego zapachem. - Odprowadzić cię? Pewnie twoja mama się martwi.
- Wolę mieszkać pod mostem niż z tą kobietą.
- Rozumiem... No to może chcesz przyjść do mnie i moich przyjaciół? Nie bój się, nie jesteśmy grupą porywaczy - chłopak zaśmiał się znowu, a jego śmiech mogłabym nagrać i puszczać sobie do snu. Serio.
- Nie odmówię, ale pod jednym warunkiem - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Jakim?
- Poznajmy się - uśmiechnęłam się najszczerzej jak mogłam.
- Zgoda - Tae podał mi dłoń, którą z chęcią przyjęłam. Spletliśmy nasze palce. Po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Ile masz lat? - zapytał chłopak, chyba nieświadomy burzy, którą we mnie wywołał. Potrząsnęłam głową.
- Siedemnaście w wrześniu. A ty?
- Dziewiętnaście w grudniu.
- Masz jakieś rodzeństwo?
- Mam swoich przyjaciół. Oni są dla mnie jak rodzina.
- Ja miałam brata, ale uciekł z domu. Właściwie chyba nie mogę mieć mu tego za złe...
│█║▌l║▌a║ t║▌e║▌r║█│
- I am wrong? Czy my właśnie znajdujemy się w najbogatszej dzielnicy w całym Seulu?
- Am I wrong, młoda. Szyk przestawny - poprawił mnie Tae łagodnie. - I tak, właśnie wchodzisz do najbogatszej dzielnicy w caluteńkim Seulu. A dodatkowo, zaraz wejdziesz do najbogatszej willi, w najbogatszej dzielnicy Seulu - mój towarzysz uśmiechnął się tak pięknie, że prawie zeszłam na zawał. Takiego uśmiechu jeszcze nigdy nie widziałam. Zresztą chyba tylko mój brat się do mnie uśmiechał. Ah, dawno nie widziałam jego uśmiechu.
- Ładnie się uśmiechasz - powiedziałam po chwili, próbując ukryć rumieńce za włosami. Tae mrugnął do mnie.
- A ty masz piękne oczka - powiedział wchodząc do swojego domu i wciągając mnie za sobą.
- Taehyung? Kto ma ten zaszczyt i nas odwiedza? - zapytał się wysoki chłopak, który właśnie wyszedł nam na powitanie. Miał fajne włosy. Jakby fioletowe...? Właściwie nie wiem jak dokładnie nazywał się ten kolor, ale był zajebisty.
Tae uśmiechnął się.
- Namjoon. To jest Park Jiyong. Ji, poznaj Namjoona. Jest jakby ,,ojcem" naszej rodzinki - przedstawił mnie chłopak. Tymczasem Namjoon podał mi dłoń, a ja chętnie ją uścisnełam.
- Chłopaki! Chodźcie poznać nową koleżankę Teasia! - krzyknął.
- Nowa!? - wydarł się ktoś z góry.
Zaczęłam zastanawiać się ile osób mieszka w tym domu. Wyglądało na to, że dziś poznam więcej przyjaznych mi osób niż w całym gimnazjum. Heh, śmieszne i smutne zarazem.
Przyjrzałam się wystrojowi wnętrz. Z zewnątrz budynek wydał mi się być bardzo nowoczesny i chłodny, ale w środku okazał się naprawdę przytulny. Duża, ciemna kanapa pasująca do czarnych mebli. Szare ściany i miętowy dywan. Niesamowity efekt. Poczułam się zupełnie tak, jakbym urządziła ten pokój z moim bratem.
Po upływie maksymalnie dwóch minut mogłam już zobaczyć wszystkich mieszkańców tego domu, którzy zeszli na dół, by zobaczyć... mnie.
Naprzód wysunął się wysoki, ubrany na czarno, ciemnowłosy chłopak.
- Hej, jestem Jeon Jungkook. Ale mów mi Kooki. Tak nazywają mnie przyjaciele. Wiesz, masz ładną sukienkę.
Bezwiednie potarłam materiał ubrania lewą dłonią. Gdyby Tae zjawił się chwilę później, sukienka byłaby całkiem zakrwawiona.
Tymczasem podszedł do mnie kolejny chłopak, niższy od poprzedniego, ale nadal wyższy ode mnie.
- Yoongi. Min Yoongi - przedstawił się.
- Park Jiyong - powiedziałam na tyle głośno, by nie musieć powtarzać tego za każdym razem.
Kolejny z mieszkańców tego dziwnego domu przed przedstawieniem się postąpił krok naprzód i przytulił mnie. Zesztywniałam, nie przyzwyczajona do takiego zachowania, ale był to tylko krótki, przyjacielski uścisk. Kiedy chłopak odsunął się, zauważyłam, że oprócz białej bluzy i czarnych spodni, miał też na sobie różowy fartuszek. Nie mogłam powstrzymać chichotu, gdy blondyn uśmiechnął się do mnie szczerze i zmierzwił mi włosy.
- Hej, jestem Kim Seokjin. Mów mi Jin. I nie dotykaj różowej patelni, tej w kuchni, bo będzie z tobą bardzo źle... Miło cię poznać.
Ostatni z chłopców tylko pomachał mi ręką, ale uśmiechnął się przy tym równie szczerze co reszta. Miał urocze, czerwone włosy.
- Jestem Jung Hoseok, ale wszyscy mi mówią J- hope. Fajnie, że jesteś.
Tae spojrzał na wszystkich po kolei i uśmiechnął się do mnie. Zauważyłam, że dziś uśmiechnięto się do mnie chyba więcej razy niż wcześniej przez całe życie. W końcu jednak Tae spoważniał i spojrzał mi w oczy, jednocześnie obejmując mnie ramieniem.
- Jeśli będziesz miała jakiś problem, idź do Namjoona. Jutro poznasz jeszcze Jimina, też z nami mieszka. Dziś nie ma go w domu. Zostań tu ile chcesz, ale...
- Ale?
- Młoda, powiesz mi dlaczego chciałaś się zabić? I skąd miałaś pistolet? I dlaczego zamierzałaś zrobić to akurat w parku?
Dopiero teraz zauważyłam, że Tae pozbył się gdzieś broni. Właściwie nie obchodziło mnie co z nią zrobił. Zauważyłam jednak współczujące spojrzenia reszty chłopaków i poczułam, że wydarzenia minionego dnia wracają ze zdwojoną siłą. Nie czułam się na siłach, by opowiadać teras historię swojego życia, ale wyglądało na to... że nie miałam wyboru. Westchnęłam.
- Wiecie... w skrócie... Mama ćpa, pije i puszcza się po bokach. Jest agresywna... Tata odszedł... Nawet mój brat uciekł i o mnie zapomniał. Cały czas nie mamy pieniędzy, mama wszystko przepuszcza. No i... nie mam żadnych przyjaciół, wiecie, wydaje mi się, że odstraszam ludzi. Zdarzało się, że w szkole też mnie bili. Miałam już dość... chciałam już odpoczać... A w parku pożegnałam się z bratem i widziałam go tam po raz ostatni. Uznałam, że to dobre miejsce...
Zacisnełam zęby, by nie płakać. Już wcześniej obiecałam sobie, że nie będę tego robić. Tymczasem Tae obrócił się do swoich przyjaciół.
- Jak widzicie... Chyba nikt nie ma nic przeciwko, żeby Ji została z nami przez jakiś czas?
Cała grupa zgodnie potrzasnęła głowami, a ja poczułam dziwne ciepło na sercu. Tymczasem Tae przypomniał sobie jeszcze o czymś.
- Ji? A skąd miałaś broń?
- To... Brat mi zostawił mi pistolet jako pamiątkę po sobie. Chyba myślał, że kiedyś zastrzelę nim mamę. Mam na myśli samoobronę...
Tae poklepał mnie po ramieniu.
- Rozumiem... Swoją drogą, chyba na razie będziesz musiała zanocować u kogoś w pokoju. Pokój gościnny jest kompletnie nie przygotowany... może u mnie? Mam dużo miejsca.
Zaczerwieniłam się lekko.
- Dzięki za wszystko... Nie wiem jak się odwdzięczyć...
- Nie musisz... A teraz... Przypominam o ciszy nocnej. Myć się i do łóżek - zaśmiał się Jin i poszedł gdzieś w głąb domu.
Obróciłam się bezradnie.
- Tae? Nie mam nic do przebrania. Dasz mi jakieś ciuchy? Oddam ci je. Przysięgam.
No chyba, że będą fajne. To wtedy ci ich nie oddam.
- Jasne. Chodź za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top