[1/1]

~ * ~

Oxford, 26 listopada 2016 roku

Mały garbus mknął po pokrytej lodem i śniegiem drodze. Kierowca musiał co chwilę korygować tor jazdy, aby nie wpaść w poślizg. Gałęzie drzew wisiały nisko nad jezdnią, pokryte grubą warstwą śniegu. Koniec jedenastego miesiąca roku przywitał część Anglii dużymi opadami białego puchu i ujemną temperaturą.

- Ile drogi nam jeszcze zostało? - zapytała jedna z pasażerek samochodu. - Nie chcę się spóźnić - dodała i podkręciła ogrzewanie.

- Nie martw się, zdążymy - odpowiedziała druga dziewczyna, która siedziała za kierownicą. - Jeszcze dwadzieścia mil - powiedziała, kiedy minęły znak drogowy, częściowo zasypany białym puchem.

- Nie lubię tędy jeździć, ten las jest straszny - mruknęła pierwsza.

- Dlatego ja prowadzę - powiedziała kierująca pojazdem.

Las powoli niknął w mroku, dochodziła już godzina szesnasta i zaczynał padać śnieg. W radiu leciały akurat lokalne przeboje, ale zostały przerwane przez informacje dla wszystkich kierowców.

- Komunikat meteorologiczny od władz miasta: Drodzy mieszkańcy High Wycombe oraz okolicznych miejscowości, proszeni są o ostrożną jazdę oraz o pozostanie w domach, gdy nie ma potrzeby wychodzić. Nadciąga burza śnieżna, która potrwa do rana. Służby drogowe robią co w ich mocy, by drogi były przejezdne, jednak śnieg pada co raz szybciej i jest go co raz więcej. O szczególną uwagę prosimy kierowców na drogach małego ruchu, gdzie służby drogowe docierają później. Prosimy zwolnić i w razie jakiegoś wypadku dzwonić pod podany za chwilę numer do służb ratunkowych.

Kobieta podała jeszcze numery i na powrót zagrały piosenki.

- Zwolnij, wolę dotrzeć cała i zdrowa do Oxfordu, niż w czarnym worku wrócić do rodziców - powiedziała dziewczyna, kiedy wycieraczki ledwo nadążały zgarniać śnieg z szyby. - Nienawidzę takiej pogody - dodała jeszcze.

- Zawsze mogło być gorzej - mruknęła druga i zmieniła bieg na mniejszy. - Zawsze mogło spaść na nas drzewo, przewrócone przez wiatr albo jakieś zwierzę mogło wyskoczyć zza drz-

- Zamknij się! - krzyknęła pasażerka. - Jesteś taką chol-

Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ auto gwałtownie zahamowało i rozległ się potężny huk i dźwięk łamanego drzew.

- Co do-

Nie wypowiedziała słów do końca, bo w tył garbusa uderzył inny pojazd. Samochód przesunął się po oblodzonej drodze na prawy pas i do przodu.

- Co się dzieje?! - wrzasnęła, kiedy podniosła głowę, rozejrzała się po wnętrzu garbusa i odpięła pas. Wzięła latarkę i wysiadła z samochodu.

- Co ty robisz? Wracaj do samochodu. Jest słaba widoczność - krzyknęła za nią druga, jednak nie usłyszała odpowiedzi. Zgasiła silnik i również wysiadła. - Zoe?

Ruszyła na tył pojazdu. Tam zobaczyła siostrę oraz jakiegoś starszego mężczyznę, który tłumaczył coś zawzięcie.

- Drzewo spadło na drogę, dlatego zahamowałam - powiedziała, gdy siostra chciała już zwalić całą winę na biednego dziadka.

- Tak, zauważyłem - przyznał. - Jednak mimo to, bardzo przepraszam za stłuczkę. Rzadko kiedy tu jeżdżę, spieszyłem się i zignorowałem komunikat w radiu.

Dziewczyna kiwnęła głową i spojrzała na zderzak swojego samochodu. Nie było dużego śladu uderzenia. Wystarczyło troszkę wyklepać i polakierować.

- Trzeba wezwać policję - mruknęła Zoe.

- To nie będzie konieczne - powiedziała szybko druga dziewczyna. - Dogadamy się.

- Proszę, to moja wizytówka, niech pani do mnie zadzwoni jutro rano. Dogadamy się co do kosztów naprawy zderzaka - powiedział i podał jej kawałek ozdobnego papieru. - Zapłacę za szkody, niech się panie nie martwią - dodał. - Niestety, ale muszę już jechać. Spieszę się na wykład do Oxfordu. Proszę na siebie uważać. Do widzenia.

- Dziękuję, panu. Do widzenia.

Mężczyzna wsiadł do samochodu i po chwili odjechał, omijając powalone drzewo.

- Trzeba było dzwonić po policję, a nie brać wizytówkę.

- Za długo by to zeszło, droga jest ledwo przejezdna, a po za tym to mój samochód. Zadzwonię jutro do niego i się dogadamy. Wsiadaj do auta, musimy jechać dalej, jeśli nadal chcesz zdążyć.

- Jak chcesz - burknęła Zoe pod nosem i zajęła miejsce pasażera.

Jej siostra rozejrzała się po drodze. Śnieg sypał mocno, a drzewa uginały się pod wpływem mocnego wiatru, który rzucał białym puchem z każdej strony, przez co nie było widoczności. Obeszła samochód i otworzyła drzwi oraz otrzepała się ze śniegu. Ledwo wsiadła i już miała odpalić garbusa, gdy poczuła kolejne uderzenie. Tym razem mocniejsze. Zoe walnęła głową w schowek, a z jej nosa poleciła krew.

- Kurwa, mój nos! - wrzasnęła, łapiąc się za niego.

Druga dziewczyna przecierała bolące czoło. Wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę chusteczek.

- Pochyl głowę do dołu, masz tu chusteczkę, uciskaj lekko - poleciła siostrze. Sama natomiast spojrzała w lusterko i nie zauważyła żadnych świateł, a tym bardziej samochodu.

Co jest? - pomyślała.

Wtedy też usłyszały ryk silnika, który przebijał się przez wichurę. Zoe znieruchomiała i podniosła powoli głowę do góry.

- To on - szepnęła i przełknęła głośno ślinę. - Ten silnik. To on - powtórzyła.

- Co? - mruknęła druga, szukając telefonu. Tym razem chciała zadzwonić po policję. Doskonale wiedziała kim był on.

- Przyjechał po mnie - powiedziała zdenerwowana, szamocząc się z klamką. W jej głowie była tylko jedna myśl: uciekaj.

- Zoe, nie wysiadaj z samochodu. - Nie znalazła telefonu. Złapała więc za kluczyk i przekręciła go. Samochód odpalił. Wrzuciła wsteczny i już miała wcisnąć gaz, kiedy samochód poleciał do przodu w stronę drzewa, przez kolejne uderzenie w bagażnik. Przód pojazdu spotkał się z pniem.

- On mnie zabije - szeptała Zoe. - Przyjechał mnie zabić.

- Nie mów tak, musimy wysiąść i uciekać. Do lasu. Już. Zoe, rusz się.

Kiedy Zoe chciała otworzyć drzwi od strony pasażera w bok samochodu uderzyło auto. Duża terenówka. Garbus przesunął się w stronę rowu. Obie dziewczyny spanikowały. Zoe patrzyła przez pękniętą szybę jak terenówka wycofuje, żeby ponownie uderzyć w garbusa. Wszystko ją bolało, z głowy i nosa sączyła się krew, a lewa ręka była chyba złamana.

- Zoe, możesz mi pomóc? Noga mi utknęła przy sprzęgle, nie mogę jej wyciągnąć. Zoe! - krzyknęła druga. - Zoe - powtórzyła, kiedy zobaczyła na co patrzy siostra. Przekalkulowała wszystko w głowie. Nie mam szans. - Musisz wysiąść i uciekać - dodała.

- Nie zostawię cię - powiedziała i pochyliła się, by pomóc siostrze. Obie szarpały za nogę, ale ta nie chciała wyjść. But się zaklinował.

- Zoe, uciekaj! - wrzasnęła, widząc jak terenówka rusza.

- Nie, Nette, nie zostawię cię - szepnęła, próbując ponownie wyciągnąć nogę.

- Zoe...

- Kocham cię, siostrzyczko - powiedziała i złapała mocno Antoinette za rękę.

- Ja ciebie też, Zoe - szepnęła tuż przed uderzeniem.

Później była już tylko ciemność.

* * *

Obudziła się w szpitalu. Była podpięta do mnóstwa kabelków. Bolało ją wszystko, dosłownie wszytko, nawet włosy na głowie. Nic nie pamięta, kompletna pustka w głowie została zapełniona dopiero po wizycie rodziców. Byli sami. Gdzie Zoe? Oboje mieli czerwone od płaczu oczy. Zadała wtedy tylko jedno pytanie.

- Gdzie jest Zoe?

- Zoe... - zaczęła mama, ale nie skończyła, ponieważ kolejne łzy wypełniły jej oczy.

- Zoe nie ma tu z nami. Nie żyje - powiedział za nią tato i przytulił żonę do siebie.

- To moja wina - szepnęła czarnowłosa, a następnie się rozpłakała.

Antoinette już więcej się nie odezwała. Powtarzała tylko to jedno, ostatnie zdanie i poprawiała każdego, kto zdrobnił jej imię. Bo Nette wołała na nią tylko Zoe.

Nawet, gdy przyszedł lekarz i pytał jak się czuje, nie odpowiedziała. Miętoliła w ręce mokrą chusteczkę i wpatrywała się pustymi oczami w ścianę. Zamrugała gwałtownie i spojrzała na lekarza dopiero jak wypowiedział to ważne zdanie:

- Amputowaliśmy pani lewą nogę.

Spojrzała na niego niezrozumiale. Wtedy lekarz kiwnął głową do pielęgniarki. Kobieta podeszła do łóżka Nette i odsunęła kołdrę z lewej strony.

Moja noga.... Gdzie jest moja noga?! Nic nie czuję....

Antoinette była w szoku. Wpatrywała się w kikut parę dobrych chwil, dopóki do niej wszystko nie dotarło.

Ja straciłam nogę, a Zoe życie! To nie tak powinno być! To ja powinnam zginąć! A ona żyć. - krzyczała w myślach. Jednak nie odezwała się. Przełknęła gorycz i wytarła wilgotne oczy.

- Antoinette...? Wszystko w porządku? - zapytała mama.

Pokiwała powoli głową. Po chwili uniosła wzrok na lekarza. W jej oczach było tylko jedno pytanie. Mężczyzna chrząknął, doskonale wiedząc co oznacza spojrzenie czarnowłosej.

- Będzie możliwość ponownego stanięcia na nogi, tylko musi dostać pani protezę. Niestety to kosztuje. Tak samo jak operacja ręki.

Drgnęła na jego słowa. Spojrzała pod kołdrę. Lewa ręka była w gipsie, jednak był pewnie problem. Nie czuła palców, nie mogła nimi poruszyć. Otworzyła usta, jednak żadne słowo ich nie opuściło.

Moje studia poszły na marne. Już nigdy nie będę malować.

W jej oczach stanęły łzy. Spojrzała niemo na tatę. Doskonale wiedział o co jej chodzi.

- Pani nerwy były w fatalnym stanie, jednak najlepszy chirurg w Londynie je składał. Oczywiście czeka panią jeszcze kilka operacji do odzyskania pełnego czucia, jest szansa.

- Ile to kosztuje? - zapytał tato. - Cz-z-y Antoineete będzie mogła jeszcze m-m-alować? - zająknął się.

- Niestety są to wysokie koszty - powiedział. - Jeśli chodzi o malowanie, jest pani leworęczna?

Przytaknęła ruchem głowy.

- Na pewno jest szansa na odzyskanie sprawności.

- Ile procent? - zapytała mama.

- Proszę być dobrej myśli. - Lekarz unikał odpowiedzi.

Odpowiedz. Muszę wiedzieć.

- Ile procent? - powtórzyła mama Nette.

- Siedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt.

Antoinnete przymknęła powieki.

Już nigdy więcej nie będę malować.

- Czeka panią wiele operacji. Ale jest pewien sposób, by nie musieli się państwo przejmować kosztami - dodał. - Istnieje wiele fundacji, które mogą sfinansować leczenie państwa córki. Muszą państwo złożyć wniosek i wysłać.

- Jak to zrobić?

- Zapraszam pana do gabinetu, tam wszystko wyjaśnię. A pannę Shaw proszę zabrać na badania - zwrócił się do pielęgniarki, a następnie opuścił salę razem z tatą czarnowłosej.

Spędziła w szpitalu jeszcze trzy tygodnie, w tym święta, by rana po amputacji dobrze się zagoiła. Spotkała się również z psychologiem szpitalnym, ale niewiele on zdziałał. Nette z nikim nie rozmawiała.

* * *

Kilka dni po powrocie do domu dostała wiadomość zwrotną z fundacji Prometheus. Została ich podopieczną, zgodzili się na sfinansowanie leczenia panny Shaw. Tylko musiała się tam przeprowadzić. Co uczyniła niechętnie.

Mama pomogła jej się spakować. Na razie poruszała się na wózku, nie mogła o kulach, ponieważ jej lewa ręka nie była w pełni sprawna. Dlatego przy większości czynności potrzebowała pomocy. Kobieta zabrała z domu ubrania, ulubione książki, laptopa oraz zdjęcie przedstawiające Nette i Zoe na rozdaniu dyplomów. Kosmetyków nie ruszyła. Większość należała do Zoe.

Budynek fundacji był w wielu miejscach przeszklony.

Zupełnie jak budynki Starka w Iron Manie. - pomyślała i uśmiechnęła się, na wspomnienie ulubionego aktora.

Podpisanie wszystkich papierków, oprowadzenie po całym ośrodku oraz pożegnanie z rodzicami zajęło Antoinette dwie godziny. Kiedy wreszcie dotarła do swojego pokoju, położyła się na łóżku, zawinęła w kołdrę i zasnęła.

Dopiero następnego dnia dokładnie się po nim rozejrzała. Pokój nie wyglądał tak jak sale szpitalne, ale niezupełnie odzwierciedlał dom. Brzoskwiniowe ściany, duże okno z roletami, w miarę wygodne łóżko, telewizor na ścianie, szafa z komodą i stolik z dwoma krzesłami oraz drzwi do małej łazienki, w której był prysznic, umywalka z lusterkiem i toaleta. Wszystkie kafelki w nudnym niebieskim kolorze. Wolontariusze mówili, że może urządzić pokój tak jak chce, ma się w nim czuć swobodnie. Poprosiła rodziców w smsie żeby przywieźli z domu jej kaktusy oraz czarną pufę z pokoju Zoe. Chciała również sztalugę z płótnami i farby, jednak rodzice się nie zgodzili. Nie chcieli, by Antoinette cierpiała. Gdy dostała swoją rodzinkę oraz pufę poczuła się lepiej. Namiastka domu zawsze już z nią była.

* * *

Pierwszą operację ręki przeszła trzy dni po przyjeździe do fundacji. Lekarze byli dobrej myśli, ponieważ co raz lepiej szło jej poruszanie dłonią. Najgorzej jednak było z palcami.

Nie będę mogła chwycić pędzla, ani kredki. Już nigdy.

Nette była straszną pesymistką.

Protezę natomiast otrzymała dwa tygodnie później, po przejściu wszystkich przymiarek i testów. Była stalowa co bardzo jej się spodobało. Przez kilka następnych dni uczyła się poruszać na sztucznej nodze. Nie mogła podpierać się na barierce przez lewą rękę, była więc podtrzymywana przez rehabilitanta. Na początku szło jej opornie, jednak z czasem przyzwyczaiła się do protezy. Kiedy przeszła sama, bez niczyjej pomocy, wyznaczoną przez rehabilitanta odległość rozpłakała się na godzinę. Znowu mogła chodzić.

To moja wina, że Zoe nie żyje. Nie mogę cieszyć się z tego, że chodzę. Zasłużyłam na to. - pomyślała i od razu uśmiech zniknął z jej twarzy. Zastąpiła go maska obojętności.

Rozmowy każdego psychologa i psychiatry, nawet wolontariusza kończyły się fiaskiem.

Antoinette nie mówiła.

Nikt nie potrafił wyciągnąć z niej co stało się na tamtej drodze.

Nette pamiętała wszystko. Każdy detal widziała wyraźnie oczami wyobraźni. Nikt nie mógł się dowiedzieć.

Tajemnica, której nie zdradzę.

* * *

Półtora roku później

Londyn, 13 kwietnia 2018 roku

Minęło dokładnie czterysta dni od kiedy pierwszy raz weszłam do fundacji. Boże, za jakie grzechy. Oprócz wyleczenia tej cholernej, lewej dłoni nie trzyma mnie tu nic więcej.

- Nette? - Drgnęła na dźwięk głosu wolontariuszki.

- Antoinette - mruknęła szybciej, niż pomyślała. Szlag. Skrzywiła się. Jej głos brzmiał dziwnie. W końcu długo go nie używała. - Antoinette - powtórzyła, tym razem nieco ciszej, nie odwracając się od okna.

- Antoinette - poprawiła się blondynka, szerzej otwierając drzwi do pokoju. - Masz gościa. Może pan wejść.

Nie wyraziłam na to zgody. - pomyślała czarnowłosa. - Zresztą zawsze robicie co chcecie. Nie pytacie o pozwolenie.

- Dziękuję, Annie - odezwał się kolejny głos, tym razem męski.

A niech to, Nette, przyszedł do ciebie facet. Ciekawe jak wygląda.

- Witaj, Antoinette. Jestem Tom Hiddleston.

Thomas Hiddleston, jeden z, jak to się ładnie określa, filantropów tej przeklętej fundacji. Po prostu kolejny bogaty goguś. Pewnie aktor, bądź muzyk. Albo cholera wie kto. Milioner? Miliarder? Bilioner?

Nie odezwała się. Nigdy tego nie robiła.

- Jestem jednym ze sponsorów fundacji. Przyszedłem w odwiedziny.

Prychnęła cicho na jego słowa, co mężczyzna usłyszał i uśmiechnął się pod nosem. Odsunął sobie jedno z krzeseł przy stoliku i usiadł, poprawiając marynarkę. Oparł łokcie o kolana i pochylił się do przodu. Dziewczyna siedziała tyłem do niego, więc nie widział jej twarzy.

- Annie powiedziała mi, że rzadko się odzywasz. Mam nadzieję, że jednak porozmawiamy.

Ciekawe co jeszcze powiedziała ci Annie. Rozmiar mojego buta, stanika? Może powód dla, którego tu jestem? Nie? I tak się nie dowiesz.

W sali zaległa cisza. Tom nie wiedział co mówić, a Antoinette trwała w swoim postanowieniu. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę jej plecom. Rozejrzał się po pokoju. Wyglądał jak każdy, oprócz trzech drobnych szczegółów. Koło łóżka stała pokaźnych rozmiarów czarna pufa. Na parapecie zauważył kaktusy, a obok stołu stała sztaluga, płótna oraz farby. Widział, że na szafie oraz komodzie leżą obrazy, były to zwykłe kreski, w różnych kolorach.

Sztuka nowoczesna? Nie wygląda na fankę.

Kiedy cisza zaczęła się przedłużać kobieta przymknęła powieki. Była spięta i śpiąca. Rozmasowała kark, a następnie ziewnęła szeroko. Potrzebowała spaceru. I kawy.

Thomas w tym czasie, próbował zebrać myśli. Do tej pory szło mu dobrze. Rozmawiał z podopiecznymi fundacji, a oni dziękowali mu za pomoc. Jeszcze nikt tak jawnie go nie ignorował. Nie chciał odzywać się pierwszy, Annie prosiła go, by zmusił czarnowłosą do rozmowy. Do wypowiedzenia czegoś więcej niż tylko: to moja wina i Antoinette. Blondynka nie zdradziła mu dokładnej przyczyny pobytu panny Shaw w fundacji, sam musiał się tego dowiedzieć. Do tej pory wszyscy chętnie opowiadali mu swoje historie, tragedie, które ich spotkały, ale ta kobieta była inna. Nawet się z nim nie przywitała.

- Dlaczego trafiłaś do Prometheusa? - zapytał.

Nie wytrzymałeś. Jeden zero dla mnie, filantropku. - pomyślała. - Potrzebuję kawy. Wybacz mi sponsorku, ale muszę wyjść.

- Nie chcę być niemiły, ale nie widzę, żebyś była chora. Żadnych kroplówek, strzykawek, czy bandaży.

Ponownie prychnęła. Odłożyła książkę, którą trzymała na kolanach i powoli wstała z łóżka. To był dobry moment, żeby opuścić pokój. Poprawiła koka oraz bluzę. Powoli, patrząc pod nogi obeszła łóżko i stanęła przed mężczyzną. Światło odbijało się od metalu protezy, rzucając cień na ścianę. Podniosła powoli głowę do góry.

No i na co się gapisz, filantropku? Pierwszy raz widzisz kogoś w spodenkach koszykarskich z protezą nogi albo blizną?

Proteza dolnej, lewej kończyny nie była jedyną zmorą Antoinette. Heterochromia oraz blizna ciągnąca się od lewego ucha, przez policzek do lewego kącika ust, dostarczały jej kolejnych atrakcji.

Dwukolorowość tęczówek dodawała jej w pewnym stopniu piękna, ale blizna już niekoniecznie. Trzecia większa pamiątka po wypadku, któremu uległa półtora roku wcześniej.

Tom wciągnął głośno powietrze, widząc dziewczynę w całej okazałości. Chwilę temu jej nogi zasłaniało łóżko, a teraz stała przed nim, patrząc mu wyzywająco w oczy. Thomas wstał powoli z krzesła.

Cholera, wysoki jest. Koszykarz? - pomyślała. - Nieee, zbyt elegancki, wygląda nawet na pedancika. Ale przystojny. Pewnie gej.

Nie wiedział gdzie ma patrzeć. Na nogę, bliznę, lewą dłoń czy jej kolorowe tęczówki. Patrzył raz w szare oko, a później zielone. Były niezwykłe. Inne. W kompozycji z czarnymi jak noc włosami, blizną, niskim wzrostem i protezą tworzyły niecodzienny obrazek.

Niezwykłe. - pomyślał, ale zaraz skarcił się w myślach. - Jak dziewczyna z protezą może być niezwykła? Ale jej oczy...

Nagle uświadomił sobie, że zbyt długo się jej przygląda. Chrząknął i podrapał się nerwowo po karku.

- Przepraszam, nie powinienem - mruknął. Nette wzruszyła ramionami i wsadziła dłonie do kieszeni bluzy. - Nie powinienem ci się tak przyglądać, jednak twoje oc-

- Heterochromia, dwukolorowość tęczówek. Choroba genetyczna - powiedziała Antoinette, przerywając blondynowi i wyminęła go, podchodząc do drzwi. - Nic niezwykłego - dodała, nim opuściła pokój, kierując się na stołówkę.

Hiddleston stał przez chwilę zaszokowany.

Odezwała się. Wypowiedziała dwa zdania, no prawie dwa. Annie się ucieszy.

Otrząsnął się z chwilowego szoku i zapiął marynarkę. Zerknął jeszcze na zegarek i tak jak panna Shaw opuścił pomieszczenie. Na korytarzu czekała na niego wolontariuszka, która przyprowadziła go do Nette oraz jego kierowca i ochroniarz w jednym.

- I jak panu poszło? - zapytała Annie i uśmiechnęła się szeroko. - Nette nie wyglądała na zadowoloną, gdy wyszła z pokoju.

- Na początku się nie odzywała, ale później jak zwróciłem uwagę na jej ocz-

- Tak, są cudowne. Nikt w fundacji takich nie ma - przerwała mu.

- Właśnie wtedy się odezwała - dodał.

Annie spojrzała na niego zdumiona i zatrzymała się gwałtownie. Tom musiał uczynić to samo.

- Co zrobiła?! - zapytała, łapiąc się za głowę. - I nie było to: to moja wina i Antoinette?

Hiddleston pokręcił głową, uśmiechając się.

- Powiedziała, że to heterochromia, czyli dwukolorowość tęczówek, choroba genetyczna i, że nie jest to nic niezwykłego.

Wolontariuszka w geście euforii rzuciła się mężczyźnie na szyję, przytulając go mocno.

- Dziękuję, panie Hiddleston!

Tom był przez chwilę jak słup soli, jednak, gdy chrząknął Annie odsunęła się.

- Przepraszam - mruknęła zawstydzona. Zaplotła ręce na piersi i ruszyła do pokoju wolontariuszy. - To po prostu niezwykłe. Nette nie mówi nic innego od kiedy tu przyjechała, oprócz: to moja wina i Antoinette.

- Ile tu jest? - zapytał Hiddleston, siadając na krześle.

- Ponad rok - powiedziała. - Już rok próbujemy coś z niej wyciągnąć, a panu zajęło to dwadzieścia minut. To niezwykłe.

- Co dokładnie przydarzyło się pannie Shaw?

- No tak, tego panu już nie powiedziała. Antoinette uległa wypadkowi, w którym zginęła jej siostra bliźniaczka. Nette straciła nogę, doznała wielu urazów wewnętrznych, czeka ją kolejna operacja lewej ręki, by mogła w pełni odzyskać czucie. Bliznę na twarzy, pan zauważył, prawda? - Przytaknął ruchem głowy, by nie przerywać Annie. - Szkło rozcięło jej twarz, o milimetry ominęło oko. Mogło skończyć się to wszystko o wiele gorzej, jednak najpierw przeszkodą była Zoe, jej siostra. Dzięki fundacji Nette wróci do zdrowia fizycznego, jednak nie wiemy co dzieje się w jej głowie. Nie mówi, z rodzicami nie zamieniła ani słowa od wypadku. Tylko płakała. Prawdopodobnie czuje się winna wszystkiemu, jednak nie wiemy jak było na prawdę. Wypadek zdarzył się na mało uczęszczanej drodze, w trakcie burzy śnieżnej, w środku lasu. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Tylko Nette. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy powiedział pan, że się odezwała. Sam pan rozumie - powiedziała.

- Tak, tak. Rozumiem - odpowiedział Tom. Nie sądził, że historia tej kobiety będzie tak tragiczna. Wydawała się być twarda. Patrzyła mu w oczy z taką pogardą, nie sądził, że jest tak rozbitym człowiekiem. - A ta sztaluga i płótna w pokoju?

- Antoinette studiowała malarstwo. Trzeci rok. Zaczynała rozwijać swoją karierę, chciała otworzyć własną galerię w Oxfordzie. Później miała przenieść się do Londynu. Ponoć była najlepsza na roku, wszyscy ją chwalili. Wypadek pokrzyżował plany. Jej lewa dłoń nie jest w pełni sprawna. Nie może dobrze chwycić pędzla. Oczywiście próbuje ćwiczyć prawą, ale to nie to samo. Te wszystkie nagromadzone płótna to jej walka z lewą dłonią. Może pan nie zauważył, ale gdy wykonuje jakąś czynność dłoń drży.

Po rozmowie z wolontariuszką blondyn spotkał się jeszcze z dyrektorem fundacji, przekazał kolejny czek, za pozował do zdjęcia i opuścił budynek. Musiał odpocząć od wszystkiego. Bolało go serce, gdy widział tych wszystkich ludzi i słuchał ich historii. Jednak mimo tego ciągle wracał myślami do szaro-zielonych tęczówek Antoinette. Nie mógł pozbyć się ich z głowy.

* * *

Stołówka była prawie pusta, gdy na nią weszła. No tak godzina osiemnasta nie przyciąga pacjentów. Kolacja miała być dopiero o dziewiętnastej. Antoinette minęła grupkę, siedzącą koło wejścia i podeszła do lady. Pchnęła dwuskrzydłowe, drewniane drzwi i weszła do kuchni. Tam skinieniem głowy przywitała się z kucharkami. Przychodziła tu co najmniej dwa razy dziennie, wiedziała gdzie co leży, nikomu to nie przeszkadzało. Podeszła do ekspresu, wzięła swój ulubiony kubek z postacią Kapitana Ameryki i nalała sobie kawy. Czarnej, bez cukru i śmietanki. Uważała, by używać tylko prawej ręki. Musiała ćwiczyć. Odstawiła dzbanek i opuściła pomieszczenie. Miała już tu nie wracać. Jako jedyna z nielicznych dostawała posiłki do pokoju.

Wracając ze stołówki, widziała jak Tom Hiddleston rozmawia z Annie w przeszklonym gabinecie wolontariuszy.

Pewnie opowiada mu moją historię. - pomyślała.

Minęła pokój i skierowała swoje nogi na taras. Skinieniem głowy przywitała kilku pacjentów, których znała i otworzyła szklane drzwi na zewnątrz. Od razu w jej ciało uderzyła fala zimnego, wilgotnego powietrza. Kwiecień nie rozpieszczał. Padał deszcz i pomimo zadaszenia nikogo tu nie było.

Ah ta deszczowa Brytania. - westchnęła w myślach.

Upiła łyk kawy i skrzywiła się. Była zbyt chłodna. Oparła się o barierkę i utkwiła spojrzenie w drzewach, otaczających fundacje. Znajdowali się kilka kilometrów za Londynem, nawet nie wiedziała w jakiej miejscowości. Nie interesowało jej to. Chciała tylko wyzdrowieć i opuścić to miejsce. Czekała ją jeszcze jedna operacja, trochę spotkań z rehabilitantem i mogła wrócić do stolicy. Co z tego, że z jej psychiką nie było za dobrze. Ciągle ukrywanie prawdy męczyło. Nie potrafiła się przełamać i opowiedzieć komuś całej historii. To było ciężkie. Wiele razy pragnęła wykrzyczeć rodzicom w twarz, że Zoe zginęła przez niego, ale nie potrafiła. Bała się konsekwencji. Bała się tego, że sama może podzielić los siostry. Za dużo wiedziała. Za dużo widziała.

Powinnam zginąć razem z nią.

* * *

Nalała wody do małej konewki i wyszła z łazienki. Musiała zadbać o swoje kaktusy. Podlewała je raz na dwa albo trzy tygodnie. Wszystkie były małe, ale miały bardzo ostre kolce. Bardzo często jej niezdarność dawała się we znaki. Palce kobiety były pozaklejane plastrami przez rany zrobione kolcami kaktusów. Tym razem również tak było. Podlewała ostatniego kaktusa, kiedy drzwi do jej pokoju się otworzyły, na co Nette podskoczyła. Konewka z wodą wypadła jej z rąk, a palce prawej dłoni wylądowały na kolcach kaktusa, od razu popłynęła z nich krew. Antoinette syknęła cicho i wsadziła palce do buzi.

- Wybacz - powiedział głos. Nette odwróciła się do wejścia. W drzwiach stał Tom Hiddleston. - Mogłem zapukać - dodał i podszedł do kobiety.

Czarnowłosa była w szoku.

Co tu robisz filantropku? Po cholerę przylazłeś?

Spojrzała na mężczyznę z pytaniem w oczach. Uśmiechnął się do niej i podniósł konewkę w ziemi. Troszkę wody wylało się na panele.

- Przyszedłem w odwiedziny - mruknął Thomas i spojrzał na kaktusy. - Dużą masz rodzinkę.

Wzruszyła ramionami i wyciągnęła palce w ust. Krew nadal leciała.

- Co się stało? - zapytał Hidlleston, patrząc na palce Nette. Spojrzała wymownie najpierw na drzwi, a później na kaktusy. - To moja wina?

Nie, Świętego Mikołaja! A widzisz tu kogoś innego, do cholery? - pomyślała i wyminęła blondyna.

- Przepraszam - mruknął.

Ponownie wzruszyła ramionami i wyciągnęła z komody apteczkę. Usiadła na łóżku, by opatrzeć palce. Wzięła dwa plastry, jednak nie mogła sobie poradzić, przez brak dobrej sprawności lewej dłoni.

- Może pomogę? - Tom usiadł obok Antoinette i zabrał jej apteczkę z kolan.

- Ni-

Szybko zakryła dłonią usta. Na ten gest Hiddleston uśmiechnął się i obmył ranki wodą utlenioną. Dziewczyna syknęła cicho.

- Wybacz - powiedział.

- Ni-

Znowu urwała, nie patrząc na blondyna.

Kurwa. Teraz, by się przydał plaskacz. W twarz. Patelnią. Miałam się nie odzywać, co się ze mną dzieje?

- Widzę, że idzie mi co raz lepiej - mruknął Tom, przyklejając kolorowe plastry bo innych nie znalazł w apteczce. Ma miękkie i ciepłe dłonie. Podobają mi się. Co? O czym ty myślisz, kobieto? Ogarnij się! - Jeszcze trochę i zaczniemy rozmawiać - dodał i odsunął się. Zauważył dużo malutkich blizn na lewej i prawej dłoni Nette. Jednak nie zapytał.

Niedoczekanie twoje, filantropku.

Szybko zabrała ręce i wstała z łóżka. Wzięła konewkę, wylała resztę wody i wyszła na korytarz. Musiała ją oddać. Opuściła pokój i udała się do piwnic budynku, gdzie ogrodnik trzymał swoje sprzęty. Odłożyła przedmiot na miejsce i wróciła szybko do pokoju. Hiddleston stał przy stole i przeglądał jej obrazy.

Już chciała zapytać co robi, jednak w porę się powstrzymała.

Kurwa.

- Wiem od Annie, że studiowałaś malarstwo. Teraz już tego nie robisz - powiedział i zatrzymał się na obrazie przedstawiającym Nette. Jednak po chwili zrozumiał, że to nie ona. Dziewczyna na płótnie miała niebieskie, duże oczy i krótkie włosy, ścięte na chłopaka. W prawym dolnym rogu był podpis: Zoe, 02.08.2016. - To twoja siostra? - zapytał.

- Tak - odpowiedziała, czym zaskoczyła siebie i Hiddlestona. - Namalowałam ją zaraz po tym jak wróciła od fryzjera. Nie mogłam jej wybaczyć tych włosów - dodała i odwróciła się plecami do mężczyzny.

Idiotka.

- Dlaczego?

Jednak nie doczekał się odpowiedzi. Nette zabrała mu portret i schowała go do komody. Następnie wzięła sztalugę i ją złożyła. Pochowała wszystkie zamalowane oraz czyste płótna. Pędzle ukryła głęboko na dnie szafy, tak jak farby.

- Dlaczego to chowasz? - zapytał Tom.

Znowu nie odpowiedziała, tylko związała swoje włosy, co było kolejnym wyzwaniem, ponieważ długie do pasa, kręcone kudły nie dawały się ujarzmić. Poprawiła koka i otworzyła drzwi pokoju. Gestem ręki nakazała Hiddlestonowi opuszczenie pomieszczenia. Mężczyzna wykonał jej polecenie. Nette zamknęła drzwi na klucz i schowała go do kieszeni szortów. Dłonie ukryła w rękawach czarnej bluzy oraz spojrzała ostatni raz na Thomasa, który patrzył na nią z pytającym wyrazem twarzy.

- Do widzenia, panie Hiddleston - powiedziała i odwróciła się na pięcie, ruszając do stołówki. Była jej pora na kawę.

Jesteś idiotką Nette, miałaś się nie odzywać. Dzisiaj wypowiedziałaś więcej niż w ciągu całego pobytu w Prometheusie.

- Mogę iść z tobą? - Usłyszała i spojrzała w bok. Hiddleston szedł obok Antoinette z uśmiechem na ustach. - Odpowiesz mi? Zrobiłaś się bardziej rozmowna dzisiaj.

Nette wzruszyła ramionami i skręciła korytarzem w lewo. Zatrzymała się dopiero przy wejściu do stołówki. Dzisiaj było dużo więcej osób. Dochodziła dopiero szesnasta, niektórzy kończyli obiad albo siedzieli i rozmawiali z innymi pacjentami. Nette przywitała się w skinięciem głowy z kilkoma osobami i ruszyła za ladę stołówki. Tom poszedł za nią.

Czemu za mną łazi?!

Weszła do kuchni i tak jak zawsze podeszła do ekspresu i nalała sobie kawy.

- Dzień dobry, Antoinette - powiedziała jedna z kucharek. - Witamy, panie Hiddleston. Co pana tutaj sprowadza?

- Towarzyszę dzisiaj Nette. Próbuję zmusić ją do rozmowy.

- Antoinette - mruknęła kobieta, znad kubka kawy. - Antoinette - powtórzyła.

- Zawsze wszystkich poprawia, nawet swoich rodziców - powiedziała Annie, która weszła do kuchni. - Za pół godziny przyjdzie do ciebie pani Amelia - zwróciła się do Nette, która tylko przytaknęła głową. Następnie wolontariuszka podeszła do kucharek i zaczęła omawiać z nimi kwestie posiłków nowego pacjenta.

Czarnowłosa opuściła pomieszczenie z kawą i skierowała się na taras. Hiddleston podążał za nią jak cień.

Dzisiaj nie padał deszcz, mimo pochmurnego nieba. Nette oparła się o barierkę i przymknęła oczy. Tom zajął miejsce obok niej.

Narzucasz się, koleś.

- Narzucasz się, koleś - powiedziała na głos, nie zwracając na to uwagi. Zastygła w bezruchu i zakryła usta dłonią.

Jaką ty jesteś idiotką, Nette. Ja pierdole.

Hiddleston przez chwilę stał i patrzył na kobietę, ale zaraz roześmiał się na głos. Śmiech roznosił się echem po tarasie, natomiast czarnowłosa chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu.

- Wybacz, Antoinette. Nie chciałem się narzucać - powiedział rozbawiony Tom.

- Przepraszam - mruknęła kobieta. - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - dodała.

- Nic się nie stało, Nette.

- Antoinette - poprawiła go automatycznie i żeby zamknąć sobie usta upiła łyk kawy.

- Nie lubisz zdrobnienia? - zapytał. Kobieta wzruszyła ramionami. - Znowu wracamy do punktu wyjścia - mruknął pod nosem. - Kim jest pani Amelia?

- Moim psychiatrą. - Ponownie wzruszyła ramionami.

Za dużo, Nette. O wiele za dużo.

Dziewczyna mówiła zbyt wiele w obecności Hiddlestona. Jednak nie potrafiła się powstrzymać.

- Rozmawiasz z nią?

- Nie - stwierdziła twardo.

To utwierdziło blondyna w przekonaniu, że jednak w jakiś sposób wpływa na kobietę.

Tom zerknął na Nette i zauważył nadruk na jej kubku. Steve Rogers - Kapitan Ameryka.

- Lubisz Marvela?

Antoinette kiwnęła głową i odłożyła pusty kubek po kawie na ziemię.

- Oglądałaś wszystkie filmy z uniwersum?

Zaprzeczyła i rozciągnęła się, ziewając szeroko. Zauważyła, że zaczęło kropić.

Parszywa pogoda. - pomyślała.

- Tylko Iron Mana i pierwszą część Kapitana - mruknęła. - Nie potrafię zebrać się do reszty. A trzeba - dodała.

- Czyli mnie nie znasz - powiedział Tom ze smutnym wyrazem twarzy. - Nie znasz moich ról.

- Oglądałam wczoraj Konga z tobą w roli głównej - wyrzuciła szybko z siebie. - Jesteś dobrym aktorem - stwierdziła i wzięła kubek do ręki. - Jednak fajnie by było, jakbyś wystąpił tam bez koszulki czy coś, ponoć masz niezłą klatę, ciekawe ile w tym prawdy - mruknęła i opuściła taras, zostawiając Thomasa w całkowitym osłupieniu.

To nie tak, że od wczoraj namiętnie przeglądam zdjęcia Toma w internecie. A budowę faktycznie ma niezłą.

Jesteś idiotką, Nette.

* * *

Leżała na skórzanej kanapie i starała się nie zaspać. Monotonny głos starszej kobiety był na tyle nużący, że Nette, leżąc musiała co chwilę przecierać powieki. Dzisiaj dostała wykład na temat tego jak ważne jest życie. Słuchała tego po raz piąty i nie robiło to na niej żadnego wrażenia.

Dobrze, że mnie nie widzi. - pomyślała. - Dostałabym wykład na temat kultury wobec starszych.

Amelia Walker mimo ogromnej wiedzy, dziesięciu dyplomów nie potrafiła dotrzeć do Antoinette. Czarnowłosa nie rozmawiała z terapeutką. Pani psychiatra wstała zza biurka i zdjęła okulary. Nette szybko podniosła się do siadu, przecierając oczy.

- Moja droga na dzisiaj będzie koniec. Następnym razem porozmawiamy o twojej zbliżającej się operacji - powiedziała i podeszła do drzwi, otwierając je dla kobiety. - Mam nadzieję, że porozmawiamy - dodała.

Nette wzruszyła ramionami, minęła kobietę i skierowała się na taras. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem.

* * *

Tak jak zawsze, tak jak godzinę temu był pusty. Zbliżała się siedemnasta trzydzieści. Spędziła w gabinecie zwierzeń sześćdziesiąt minut.

O sześćdziesiąt za dużo.

Oparła łokcie o barierkę i wciągnęła do płuc wilgotne powietrze. Dopiero co skończyła się burza. Przymknęła oczy, wsłuchując się w ciszę.

- Rozmawiałaś z nią? - Usłyszała pytanie i podskoczyła na dźwięk głosu Toma, odwracając się szybko do niego. - Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć - powiedział i zamknął za sobą szklane drzwi.

Nette wróciła oczami do mokrych drzew.

- Twój brak odpowiedzi mam zrozumieć jako...?

- Nie - mruknęła cicho. - Nie rozmawiałam z panią Amelią - dodała, widząc pytający wzrok mężczyzny. - Nigdy z nikim nie rozmawiam.

- Ze mną rozmawiasz - stwierdził. - Dlaczego?

- Nie wiem, sama tego nie rozumiem - powiedziała, nadal wpatrując się w drzewa. Powietrze robiło się co raz chłodniejsze.

- To dużo znaczy. Może nie dla ciebie, ale dla mnie....

Antoinette wyruszyła ramionami. Spojrzała na godzinę w telefonie. Dochodziła osiemnasta. Postanowiła wrócić do pokoju. Nadal było jej głupio po tym, jak go skomplementowała.

Ponoć masz niezłą klatę, ja pierdole. Tylko ja mogłam tak powiedzieć.

- Dobranoc, panie Hiddleston - powiedziała, odsuwając się od barierki.

- Nette... - zaczął, odwracając się do kobiety.

- Antoinette - poprawiła go automatycznie.

- Dlaczego? Nie lubisz zdrobnienia? - zapytał, chowając dłonie do kieszeni garniturowych spodni. Czarnowłosa spuściła wzrok na swoje stopy.

Nie płacz.

- Nette...? Ma to związek z twoją siostrą i wypadkiem?

Nie reaguj. Nie patrz na niego. Nie myśl.

- Nette mówiła do mnie tylko Zoe, tylko ona mogła - powiedziała i szybko opuściła taras, czując jak dziura w jej sercu otwiera się na nowo.

Przemknęła korytarze fundacji niczym cień, omijając podopiecznych, pielęgniarki i wolontariuszy bez najmniejszego spojrzenia
Zamknęła za sobą drzwi pokoju i wtedy pierwsze łzy opuściły jej oczy. Nie płakała prawie rok. Starała się robić to jak najciszej, łzy nie chciały przestać lecieć. Położyła się na łóżku owijając szarym kocem. Wtedy była bezpieczna.

Była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyła, że Tom Hiddleston szedł na nią. Nie usłyszała nawet, jak mężczyzna zerknął do jej pokoju. Zobaczył, że kobieta płacze i aż ścisnęło go serce. Tragedia ludzka zawsze sprawiała, że w jego sercu pojawiły się dziury, spowodowane współczuciem i chęcią pomocy. Nie wszystkim mógł pomóc, to powodowało największe dziury w jego sercu.

Cicho zamknął za sobą drzwi i oparł się o ścianę zaraz obok. Westchnął ciężko, sprawdzając godzinę na zegarku. Miał jeszcze godzinę do spotkania z managerem. Opuścił rękę wzdłuż ciała i wrócił myślami do Antoinette. Chciał pomóc dziewczynie, bardzo. Pragnął się dowiedzieć co takiego wydarzyło się tamtego wieczoru w lesie. Jednak nie mógł naciskać na Nette. Sama musiała mu opowiedzieć.

* * *

Jakiś czas później znowu odwiedził fundacje. Tym razem od razu poszedł do pokoju brunetki. Bardzo chciał jej pomóc. Jednak nim dotarł na miejsce spotkał się na korytarzu z prezesem oraz kilkoma wolontariuszami, których znał z widzenia.

Gdy pojawił się wreszcie na właściwym piętrze usłyszał kłótnie dobiegającą sprzed pokoju panny Shaw. Starsza kobieta kłóciła się prawdopodobnie ze swoją córką, ponieważ ta druga użyła zwrotu mamo, daj spokój.

Podszedł bliżej i wtedy z pokoju wybiegła Antoinette. Zatrzymała się przed kobietami i spojrzeniem pełnym nienawiści zmierzyła starszą.

- Nienawidzę cię, babciu - powiedziała z goryczą, by tylko ona usłyszała i tak szybko, na ile pozwalała jej proteza odeszła.

- Antoinette, zaczekaj! - krzyczała za nią druga, ale czarnowłosa nic sobie z tego nie robiła. - Córeczko, stój! Mamo, widzisz co narobiłaś?! Dzisiaj stanowczo przesadziłaś!

- Nie jestem niczemu winna - mruknęła. - Sama na to zapracowała. To twój mąż i jego rodzice do tego doprowadzili!

Nette zatrzymała się przy Hiddelstonie. Była zaskoczona jego widokiem.

- Witaj, Antoinette - powiedział i w tej samej sekundzie kobieta złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą, wywołując tym kolejne wołania mamy oraz zaskoczenie w Tomie.

Weszli schodami na najwyższe piętro. Minęli wszystkie drzwi i sale, aż w końcu dotarli na koniec korytarza, do kolejnej klatki schodowej. Nette otworzyła je szybko i ruszyła w górę. W końcu otworzyła ostatnią, tym razem metalową powłokę i razem z Hiddlestonem znaleźli się na dachu fundacji.

Panna Shaw puściła nadgarstek mężczyzny i odeszła na krawędź budynku.

- Przepraszam - szepnęła, obejmując się ramionami. Był środek kwietnia, na dachu wiało, a ona miała na sobie koszykarskie spodenki oraz dużą koszulkę na krótki rękaw. - Przepraszam - powtórzyła.

- Nic się nie stało, Antoinette - odpowiedział i zdjął z siebie marynarkę, zostając w samej niebieskiej koszuli na długi rękaw. Podszedł do kobiety i zarzucił ciemny materiał na jej ramiona. - Nawet nie protestuj - mruknął szybko, widząc, że czarnowłosa otwiera usta. Kiwnęła tylko głową i mocniej owinęła się ubraniem.

Stali tak przez chwilę, Nette wpatrywała się w ciemny las, natomiast Tom patrzył na nią.

- To była twoja mama z babcią? - zapytał i włożył dłonie do kieszeni spodni.

Panna Shaw kiwnęła głową i westchnęła.

- Dokładnie to mama mojej mamy - mruknęła, nie chciała się odzywać. Nie musiała mu się tłumaczyć, ale czuła, że to jeden z tych momentów. - Przyjechała z dziadkiem na weekend do rodziców, a oni postanowili odwiedzić mnie.

- Pokłóciłaś się z nią?

Nette spojrzała na niego krótko i wróciła oczami do drzew.

- Nie - szepnęła z kwaśnym uśmiechem. - Nie rozmawiałam z nimi od wypadku. Przyjechali dzisiaj pierwszy raz od półtora roku. Ostatnio nawet był tu tylko sam dziadek. Usłyszałam dużo rzeczy na swój temat. Babcia nie potrafi pogodzić się ze śmiercią Zoe, dlatego obwinia mnie - powiedziała.

Dlaczego ja go tutaj wzięłam? - pytała siebie w myślach.

- Przeci-

- Zoe była jej ulubienicą - przerwała mu. - Byłam tą drugą wnuczką, to Zoe poszła w jej ślady i chciała studiować w Oxfordzie, nawet ten sam kierunek. Były podobne z charakteru, natomiast ja udałam się do taty oraz rodziny Shaw. Rodziny pełnej artystów. To po nich odziedziczyłam talent malarski. Rodzice mojej mamy i taty nigdy się nie lubili. Ale mimo to pozwolili na ślub. Widzieli, że ich córka jest szczęśliwa. Gdy się urodziłyśmy babcia Hudson była pełna nadziei, że pójdziemy w ślady mamy i ich rodziny, pełnej naukowców oraz biznesmenów. Takie same studia oraz przejęcie rodzinnego interesu, ale niestety ja udałam się do taty oraz babci. Dziadek mówił, że wyglądaliśmy tak samo jak malowaliśmy. Babcia Georgia krytykowała mnie od kiedy tylko złożyłam papiery na kierunek sztuki. Mama nie reagowała za bardzo bo to jej matka, natomiast tato wolał się nie wtrącać, babcia również wtedy go atakowała. Jako syn artystów w oczach babci pozostawał zerem. Zawsze, gdy spotykaliśmy się całą rodziną wybuchała kłótnia, spowodowana moimi zainteresowaniami, studiami oraz pracą taty. Dziadkowie Hudson twierdzili, że jako właściciel galerii sztuki, w której debiutowali młodzi artyści oraz wykładowca sztuki na Oxfordzie nie zasługiwał na swoja żonę. Chcieli, by mama znalazła sobie męża, który razem z nią przejmie rodzinny interes. Dlatego dzisiaj powiedziałam, że ją nienawidzę....

Hiddleston nie wiedział co powiedzieć. Nette zwierzyła mu się ze swojego życia. Powiedziała więcej niż sobie wyobrażał. O rodzicach mamy mówiła z goryczą i jawną niechęcią, natomiast o rodzicach taty z miłością

- Co powiedziała...? - zapytał.

- Że to ja powinnam zginąć, a nie Zoe - szepnęła i wytarła dłonią łzę, która opuściła jej oko. - Że dobrze mi tak. - Wskazała na protezę. - Kiedyś darzyłam ją lekką sympatią, rozumiałam niechęć do mnie, ale dzisiaj.... - urwała i odchrząknęła - ...dzisiaj nie miałam ochoty wysłuchiwać oskarżeń.

- Rozumiem - powiedział.

Nette westchnęła i spojrzała na Toma. Patrzył na nią ze szczerym współczuciem.

Nie patrz tak na mnie, Hiddleston. - pomyślała. - Nie dawaj mi nadziei.

- Muszę wracać, za chwilę mam spotkanie z lekarzem - mruknęła i chciała ściągnąć marynarkę, ale blondyn jej na to nie pozwolił.

- Na razie ją zatrzymaj, jak wrócimy do ciepłego wtedy możesz ściągnąć. - Uśmiechnął się lekko i otworzył metalowe drzwi. Wskazał na nie ręką. - Zapraszam - dodał.

Antoinette kiwnęła głową i weszła do budynku fundacji. Nie chciała tam wracać, jednak spotkanie z lekarzem było ważne. Za dwa dni miała mieć kolejną operacje ręki.

* * *

Kiedy tylko znaleźli się na właściwym piętrze zauważyli, że przy pokoju stoją dziadkowie dziewczyny. Podeszli do nich razem, Tom grzecznie się przywitał, natomiast Antoinette nie odezwała się.

- Kim on jest, Antoinette? Może nas przedstawisz? - zapytała babcia, kiedy czarnowłosa złapała za klamkę od drzwi. Nette zacisnęła dłoń na metalu i odetchnęła głęboko. Wtedy też przyszli państwo Shaw. Spojrzeli na córkę, dziadków oraz Toma.

- Co tu-

Mama dziewczyny nie dokończyła, ponieważ Antonette odezwała się, czym zaskoczyła wszystkich zebranych.

- Nie, pani Hudston - powiedziała z obojętnością - nie przedstawię was, ponieważ nie mam ku temu żadnych powodów.

- Nette....

- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać, mamo - dodała i otworzyła drzwi od pokoju. - Jedźcie do domu.

Weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drewnianą powłokę.

- Robert... - kobieta spojrzała zaskoczona na męża, w jej oczach błyszczały łzy - ...on-n-a się odezwała. P-p-o roku.

Mężczyzna podszedł do swojej żony i przytulił ją do siebie.

- Wiem, kochanie. - Spojrzał na nią. - Usłyszeliśmy jej głos po roku. Nareszcie.

Pani Shaw wytarła łzy.

- To znaczy....

- To nic nie znaczy, Elen. Nic! - powiedziała pewnie pani Hudson. - Jedźmy do domu. Wasza córka już wystarczająco mnie obraziła!

- Mamo! To znaczy bardzo dużo! Nasza córka nie rozmawiała z nami przez rok, rok! Nie chciała powiedzieć co stało się w tym lesie, może w końcu wyrzuci to z siebie i dowiemy się jak zginęła Zoe. Więc nie mów, że to nic nie znaczyło. To co przeżyła twoja wnu-

Starsza kobieta przerwała jej gwałtownie, kierując się na schody.

- Nie nazywaj jej tak! Zoe była moją wnuczką! Nette zasługuje tylko na miano wrednej, rozpuszczonej, przez twojego męża i jego rodziców, leniw-

- Kochanie! - krzyknął pan Hudson. - Nie przesadzaj, nie jesteśmy tu sami - dodał i spojrzał znacząco na Thomasa. Mężczyzna wyprostował się i włożył dłonie do kieszeni garniturowych spodnii.

- Kim on jest? - zapytała szeptem babcia dziewczyny, mimo to słowa dotarły do uszu blondyna. - Wygląda na starszego. Myślicie, że to jakiś sponsor Antoinette...? Może dotrzymuje mu towarzystwa za pieniądze? Albo ma jakiś fetysz na niepełnosprawnych...?

- Pani Hudson! - wrzasnął w końcu ojciec Nette. - Teraz to już przesada. Nie pozwolę nazywać mojej córki dziwką! Mam tego dość, kochanie. Niech twoi rodzice wracają sami do domu, najlepiej swojego. Nie mam zamiaru ich odwozić. Nie życzę sobie państwa obecności w moim rodzinnym domu. Nigdy. - Spojrzał na starszą kobietę z jawną niechęcią, wyszarpał ramię z rąk żony i szybko opuścił korytarz.

- Mówiłam, żebyś znalazła sobie kogoś innego, córeczko. Chciałaś artystę! - prychnęła. - Same problemy z tymi ludźmi! Zabili ci córkę, a teraz przy ludziach obraż-

- Dość tego, mamo! - syknęła młodsza kobieta. - Może faktycznie będzie lepiej, jak wrócicie sami do domu. Muszę porozmawiać z moim mężem - powiedziała, dając nacisk na przedostatni wyraz. - Przesadziłaś i jak zrozumiesz co zrobiłaś, to wtedy do mnie zadzwoń. Porozmawiamy.

Tom patrzył się na oddalającą się rodzinę czarnowłosej i przysłuchiwał obelgom z ogromnym zdziwieniem. Nie sądził, że babcia Antoinette będzie zdolna do obrażania własnej wnuczki, przy jej rodzicach, na oczach obcego mężczyzny i przynajmniej połowy osób mieszkających na tym piętrze. Nie obchodziło go co mówili o nim. Wiele się w życiu nasłuchał. Pokręcił głową i zapukał do drzwi pokoju kobiety. Uchyliły się delikatnie, co uznał za zaproszenie. Wszedł niepewnie do środka i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nette wiązała właśnie buty przy łóżku. Nie wiedział co ma powiedzieć, więc podszedł do stolika i wziął do rąk swoją marynarkę. Antoinette związała włosy na nowo, poprawiła koszulę i spojrzała na Toma.

- Pojechali? - zapytała.

- Tak - odpowiedział i włożył dłonie do kieszeni spodni. - Twoja babc-

Przerwała mu.

- Pani Hudson.

Tom odchrząknął i podrapał się nerwowo po karku.

- Pani Hudson zaczęła kłócić się z twoją mamą. Twoi rodzice bardzo się ucieszyli, jak się odezwałaś.

Brunetka przytaknęła.

- Rok z nimi nie rozmawiałam. Nie potrafiłam - mruknęła. - Mówili coś o panu, panie Hiddleston?

- Według twojej babci jestem twoim sponsorem i mam fetysz na niepełnosprawny-

Nette roześmiała się głośno, przerywając mężczyźnie.

- Co takiego? Moja babcia uznała, że pan jest..... cooo.... - Zaśmiała się ponownie. Po chwili się uspokoiła. - Ile ma pan lat? - zapytała nagle, oboje byli zaskoczeni tymi słowami. Nette zakryła sobie usta. - Przepraszam, nie powinnam pytać.

- Trzydzieści siedem - odpowiedział Tom, ponownie wkładając dłonie do kieszeni garniturowych spodni. Kiedy był zdenerwowany to tak robił.

- Co?! - Antoinette spojrzała na blondyna. - Ile....? Nie wygląda pan - mruknęła. - Trzynaście lat różnicy. No, no, dobrze się pan trzyma, panie Hiddleston. Ale to nieważne, idę do lekarza. - Skierowała się do wyjścia. - Limit naszych rozmów i spotkań się wyczerpał, panie Hiddleston. Do widzenia - dodała na koniec i wyszła z pokoju, ponownie zostawiając Toma zaskoczonego.

* * *

Dwa dni później kolejny raz znalazła się w Londyńskim szpitalu, naga, przykryta zielonym materiałem, na podgrzewanym stole. Jednak tym razem wokół niej było więcej ludzi. Ta operacja miała być prawdopodobnie przedostatnią.

A mówili, że ostatnią.

Znowu założono jej wenflon, mankiet do mierzenia ciśnienia, podłączono kroplówkę z morfiną oraz narkozą. Pamiętała wszystkie czynności przedoperacyjne na pamięć. W tle cicho grało radio. Tym razem Ludwig Van Bethoveen. Ten sam anestezjolog z pielęgniarką anestezjologiczną, dwóch neurochirurgów oraz asystent, trzy zwykłe pielęgniarki, dwóch stażystów neurochirurgi i chirurg.

Nette złapała jedną z pielęgniarek i wskazała na personel zgromadzony w sali. Kobieta od razu zrozumiała jej nieme pytanie.

- Moja droga, to jest bardzo ważna operacja, dzięki tobie nasi stażyści zobaczą jak wygląda przywracanie czucia w dłoni - powiedziała z uśmiechem, poklepała czarnowłosą po dłoni, po czym odeszła, by odłożyć narzędzia chirurgiczne.

- Antoinette jesteś gotowa? - Usłyszała pytanie i przed jej oczami pojawiła się twarz anestezjologa ukryta za maseczką.

Kiwnęła głową i zobaczyła jak mężczyzna wstrzykuje mętny płyn do kroplówki.

- Do zobaczenia za kilka godzin - powiedział i uśmiechnął się.

Mam nadzieję. - pomyślała dziewczyna i zamknęła oczy, czując jak narkoza zaczyna działać.

* * *

Kilka dni po operacji znowu odwiedzili ją rodzice. Leżała w sali pooperacyjnej na drugim piętrze. Państwo Shaw przyjechali w południe, kiedy Nette kończyła oglądać drugą część Strażników Galaktyki. Postanowiła w końcu nadrobić uniwersum Marvela.

Przyznaj się, chcesz zobaczyć Toma Hiddlestona w filmie. - pomyślała i od razu zbeształa się w myślach. - To starszy od ciebie mężczyzna, do tego sponsor fundacji. Opanuj się dziewczyno. Ale przystojny, starszy mężczyzna!

Będę smażyć się w piekle.

Państwo Shaw odwiedzili córkę, zapytali o samopoczucie, ale nie doczekali się odpowiedzi. Czarnowłosa znowu milczała. W fundacji poprawiała wszystkich, którzy zdrobnili jej imię, ale w stolicy nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Nawet miłe pielęgniarki nie potrafiły zmobilizować Nette do uśmiechu.

Ożywiła się dopiero, gdy przyszedł do niej lekarz prowadzący. Doktor Harry Sparrow.

- Witaj, Antoinette - przywitał się. Czarnowłosa kiwnęła mu tylko głową. - Wiem co chcesz usłyszeć - powiedział i usiadł na krześle przy jej łóżku. W dłoniach trzymał dużą, szarą kartę zdrowia pacjenta. Należała oczywiście do panny Shaw. - Operacja przebiegła bez żadnych komplikacji. Nerwy są w dobrym stanie, jednak... - urwał, by zaczerpnąć powietrza - ....jednak nie udało nam się ich naprawić. Czeka cię jeszcze dwie operacje - oznajmił powoli, a Nette wstrzymała oddech. - Mimo to nie wiemy czy uda nam się przywrócić ci pełną sprawność w dłoni...

Zamilkł czekając na reakcję kobiety. Antoinette milczała, przetwarzając to co usłyszała. Spojrzała na lewą rękę, owiniętą w bandaż.

Już nigdy więcej nie będę malować.

Doktor Sparrow chrząknął, tym samym zwracają uwagę czarnowłosej na siebie.

- Musisz być gotowa na to, że do końca życia twoja dłoń może drżeć. Oczywiście ja nie skreślam twojej kariery, zawsze jest nadzieja, Nette - stwierdził i wstał.

Kobieta nawet nie zareagowała na zdrobnienie. Wciąż dudniły w jej uszach słowa lekarza.

Moja dłoń będzie drżeć, już do końca. Nigdy więcej nic nie namaluje.

- Na mnie już czas. Wrócisz do fundacji, tak jak zawsze, od czterech do sześciu dni. Uważaj na szwy i nie przemęczaj ręki. Jutro przyjdzie do ciebie Albert, sprawdzić nogę oraz protezę. Odpoczywaj, Antoinette. Do zobaczenia jutro.

Lekarz opuścił salę i Nette została sama ze swoimi myślami. Po chwili na jej policzkach pojawiły się niechciane łzy. Szybko zerknęła czy drzwi są zamknięte i przykryła się kołdrą nad głowę. Wtedy z jej ust wyrwał się pierwszy szloch, a za nim następne.

Nigdy nie odzyskam sprawności.

* * *

Kolejne dni Antoinette pamięta jak przez mgłę. Spędziła w szpitalu pięć dni. Sprawdzili miejsce amputacji, zrobili kilka badań, a później odesłali do Prometheusa. Tam czarnowłosa żyła jak duch. Niemal nie wychodziła z pokoju. Siedziała zamknięta w swoich czterech ścianach i wpatrywała się w okno. Wszystkie przybory do malowania i płótna pochowała do szafy. Nie ćwiczyła, nawet o tym nie myślała. Czasami chodziła po kawę, a tak to nikt jej nie widział. Spotkania z psychiatrą nie dawały żadnych efektów. Przestała się nawet uśmiechać i poprawiać zdrobnienie. Wszyscy wiedzieli co było przyczyną takiego zachowania Nette.

Diagnoza doktora Sparrowa.

Państwo Shaw nie wiedzieli jak dotrzeć do córki. Nie zmuszali jej do mówienia, bo znali przyczynę. Jednak próbowali wyciągnąć ją z pokoju. Chcieli by znowu chodziła do kuchni po kawę, podlewała swoje kaktusy, czy patrzyła krytycznym wzrokiem na wszystko co ją otaczało, czy pod śmiewywała się z niektórych podopiecznych fundacji. Oczy i mimika Antoinetta były całkowicie obojętne.

Do czasu.

* * *

Tom Hiddleston kolejny raz postanowił odwiedzić fundację Prometheusa. Przez kilka ostatnich dni był na planie filmowym i nie miał czasu, ani nawet chęci żeby jechać po za Londyn. Okazja nadarzyła się kiedy dostał kilka dni wolnego przez usterki na planie. Wrócił do mieszkania, zjadł, wziął prysznic i pojechał do fundacji. Nie dzwonił po kierowcę. Chciał sam się przejechać.

Dotarł tam po półtora godzinie stania w korkach, jednak nie narzekał. Chciał odwiedzić tych ludzi. Był im to winny. Zaparkował z tyłu budynku, wysiadł z samochodu i rozejrzał się. Przy jednej z licznych ławek w parku przy fundacji stali rodzice Antoinette. Żywo dyskutowali. Tom nie dosłyszał o czym mówili, ale wyglądali na zdenerwowanych. Pierwszy zobaczył go pan Shaw, który szturchnął swoją żonę. Po chwili oboje podeszli do blondyna.

- Dzień dobry - przywitał się.

- Dzień dobry. Nie chcemy panu przeszkadzać, ale jesteśmy rodzicami Antoinette Shaw i chcieliśmy z panem chwilkę porozmawiać - zaczęła mama dziewczyny.

- Coś się stało? - zapytał. Ojciec Nette przyglądał mu się z zaciętą miną.

- Był pan ostatnio świadkiem naszej rodzinnej kłótni, chcieliśmy pana za to przeprosić. To co wygadywała moja mam-

- Nie mam do państwa żalu. W prawdzie nie było to miłe, jednak nic się stało. Bardziej martwiłbym się o Antoinette - powiedział Tom, a państwo Shaw westchnęli z ulgą.

- Czy jest pan dla niej kimś bliskim? - zapytał wprost ojciec. Hiddleston wciągnął głośno powietrze. - Znam pana z telewizji, widziałem również zdjęcia w gabinecie wolontariuszy. Jest pan jednym z fundatorów, ale czy jest pan kimś bliskim dla naszej córki? Widzieliśmy, że poszedł pan z nią, gdy pokłóciła się z babcią, a później był u niej w pokoju.

Tom ruszył w stronę fundacji, a rodzice Nette za nim.

- Wtedy to był czysty przypadek. Przyjechałem do fundacji żeby odwiedzić podopiecznych. Staram się tu być raz na miesiąc. Rozmawiam z nimi, poznaje ich historie i próbuje podnieść na duchu. Z Antoinette rozmawiałem kilka razy, choć to był bardziej monolog z mojej strony. Jedna z wolontariuszek poprosiła mnie, bym spróbował wyciągnąć z niej jakieś słowa. Udało mi się....

- Och, to cudownie! - wykrzyknęła matka dziewczyny. - Nam nigdy się to nie udało. Jak pan to zrobił? - zapytała. Tom uśmiechnął się lekko.

- Zaczęło się od jej oczu, później były to filmy, w których wystąpiłem, jej psychiatra, a ostatnio właśnie kłótnia z babcią. Wiem również co przydarzyło się Nette i Zoe. Bardzo mi przykro z tego powodu - powiedział ze współczuciem i położył dłoń na ramieniu pani Shaw. Rodzice czarnowłosej uśmiechnęli się w odpowiedzi.

- Dziękujemy panu, panie....

- Thomas Hiddleston.

- Panie Hiddleston - dokończyła kobieta. - Jednak jest coś jeszcze. Dwa tygodnie temu Nette przeszła kolejną operację ręki. Jednak nie udało się, czeka ją jeszcze dwie kolejne. Mimo to lekarze nie są dobrej myśli. Prawdopodobnie nie odzyska uczucia do końca, do końca życia będą drżeć jej dłonie - powiedziała, a mąż objął ją ramieniem.

- Czy Antoinette bardzo to przeżyła? - zapytał blondyn. Państwo Shaw przytaknęli.

- Nie wychodzi z pokoju, nawet po kawę. Pochowała wszystkie pędzle i płótna. Siedzi na łóżku i wpatruje się całymi dniami w okno. Nie wiemy co robić. - Ojciec dziewczyn pokręcił głową. - Mało je, nawet na nas nie patrzy. Przed tą operacją nie mówiła nić oprócz swojego imienia i to moja wina, a teraz milczy całkowicie. Gdyby widział pan jej oczy...

Brunet westchnął i przetarł oczy, w których zebrały się łzy.

- Nie powinniśmy zawracać panu głowy, ale już nie wiemy co robić. Do kogo się zwrócić. Sesje z panią Amelią nie przynoszą rezultatów. Można powiedzieć, że ona gaśnie z dnia na dzień.

Tom słuchał tego wszystkiego z mocno bijącym sercem. Nawet nie potrafił wyobrazić sobie co czuła w tamtym momencie Nette. Straciła siostrę, nogę oraz czucie w lewej dłoni. A teraz dowiedziała się, że prawdopodobnie jej dłoń nie będzie w pełni sprawna.

- Czy mógłby pan spróbować z nią porozmawiać?

Hiddleston zatrzymał się zaskoczony. Spojrzał na rodziców Antoinette. Patrzyli na niego z nadzieją.

- Co prawda nie znamy pana, ale widocznie w jakiś sposób wpływa pan na naszą córkę - powiedziała kobieta i złapała blondyna za rękę. - Oczywiście jeśli pan zechce. Nie zmuszamy, ale chcemy spróbować wszystkiego.

- Dobrze, spróbuję - stwierdził po chwili.

- Dziękujemy, panie Hiddleston. Chodźmy do niej.

Wszyscy razem skierowali się do budynku fundacji.

* * *

Nette siedziała na łóżku i patrzyła w okno. Wiadomości od lekarza sprawiły, że całkowicie straciła wiarę w to, że odzyska całkowite czucie w dłoni. Mogła się pożegnać z malarstwem. Prawą ręka potrafiła wykonywać tylko proste szkice przedmiotów, to lewa była bardziej zdolna. Pochowała wszystkie pędzle i płótna bo nie była w stanie na nie patrzeć i ciągle przypominać sobie, że już więcej nie będzie malować. Nie wychodziła z pokoju bo chciała być sama. Nie potrzebowała tych współczujących spojrzeń.

Od dziecka wiedziałam co chce robić w życiu, a teraz wszystko legło w gruzach.

Wstała z materaca i podeszła do okna żeby je uchylić. Wtedy też drzwi do jej pokoju otworzyły się.

- Witaj, Antoinette - przywitał się Tom Hiddleston.

Odwróciła się szybko do niego. Była zaskoczona.

Co on tu robi?

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia, zostawiając otwarte drzwi. Zauważyła na korytarzu rodziców.

Co on kombinuje? Co oni kombinują?

Zauważyła, że mężczyzna miał na sobie dopasowane, czarne jeansy oraz ciemną koszulkę na krótki rękaw, a na nią narzucił granatową koszulę w kratę.

Gdzie jest garnitur? - pomyślała. - Zawsze był ubrany elegancko.

Już chciała zapytać co robi w jej pokoju, ale w porę się powstrzymała, odwracając się do okna. Usłyszała, jak odsuwa krzesło i siada przy stoliku.

- Wiem, że miałaś operację - powiedział, zaskakując ją jeszcze bardziej. Oparła się o parapet i przymknęła powieki.

Nie chce o tym rozmawiać, sponsorku.

- Przykro mi z powodu diagnozy. Wiem, że jest ci teraz ciężko, jeśli jednak chcesz o tym z kimś porozmawiać, to jestem - dodał ze smutnym uśmiechem.

Odwróciła się szybko do niego.

- Co? - wykrztusiła. - Skąd pan wie? - zapytała cicho, widząc, że rodzice zaglądają do pokoju.

- Od twoich rodziców - stwierdził, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Spojrzała ponownie na małżeństwo i podeszła, by zatrzasnąć drzwi. Oparła się czołem o drewnianą powłokę i westchnęła.

- Kazali tu panu przyjść, prawda? - Zerknęła na niego kątem oka i ponownie westchnęła, widząc, że przytaknął. - I namówić mnie do wyjścia z pokoju.... - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Hiddleston ponownie kiwnął głową. Poprawił się na krześle, opierając łokcie o kolana.

- Spotkałem ich przed fundacją, byli bardzo zdenerwowani. Porozmawialiśmy chwilę, powiedzieli mi, że nie wychodzisz z pokoju i poprosili o pomoc. Martwią się o ciebie - powiedział, patrząc na dziewczynę. - Ja też - dodał ciszej.

Nette odsunęła się o drzwi i przeczesała dłonią włosy.

- Dlaczego akurat pan?

Tom uśmiechnął się pod nosem i wstał, żeby przejść po pokoju.

- Uznali, że jesteśmy blisko, ponieważ byłem świadkiem waszej rodzinnej kłótni i tylko ze mną rozmawiasz - powiedział, wstając z krzesła. - Rozmowy z twoim psychiatrą ponoć nie pomagają, przestałaś poprawiać wszystkich, którzy zdrobnili twoje imię, do tego ponoć patrzysz na wszystko z obojętnością.

Panna Shaw spojrzała na blondyna zaskoczona.

- Co takiego!? - zapytała. - Jestem dorosła, mogłam się załamać po diagnozie lekarza! Malowanie było dla mnie wszystkim, a oni wtrącają do tego obcą osobę i jeszcze coś wymyślają?! Czy oni upadli na głowę?! - warknęła, wyrzucając dłonie w powietrze. Zerknęła kątem oka na Toma, a następnie podeszła do drzwi i otworzyła je zamaszystym ruchem. Wyszła na korytarz i stanęła przed rodzicami, którzy patrzyli na nią z nadzieją. Nie odezwała się.

Hiddleston był zaskoczony jej wybuchem. Nie rozumiał jej. Chciał tylko pomóc, mógł nie mówić jej wszystkiego, ale nie potrafił ukrywać prawdy.

- Kochanie, co się stało? - zapytała matka Nette.

Czarnowłosa spojrzała na rodziców z lekką niechęcią, sprawdziła czy ma z bluzie telefon, a następnie cofnęła się do pokoju, złapała blondyna za rękę i pociągnęła za sobą. Wyszła z pokoju, kierując się w prawo korytarzem.

Tom nawet nie zaprotestował.

- Nette, co ty robisz? - zawołał za nią ojciec. Państwo Shaw pobiegli za córką. - Co się stało?

Dziewczyna nie odezwała się, aż stanęła przy wyjściu z fundacji. Stary portier wyjrzał z okienka.

- Antoinette Shaw, podopieczna z pokoju numer dwadzieścia siedem. Przysługuje mi wyjście z terenu fundacji. Na pięć godzin, razem z opiekunem. Chciałabym wyjść - powiedziała, zaskakując wszystkich. - Jako opiekuna proszę wpisać Toma Hiddlestona - dodała. Starszy pan tylko przytaknął i podał jej odpowiednie papiery.

Było to jej drugie wyjście. Pół roku temu rodzice zabrali ją na zakupy. Nette podpisała, następnie kazała Tomowi zrobić to samo. Portier podał jej przepustkę, która otwierała magnetyczne drzwi i życzył miłego dnia.

Każdy podopieczny, który czuł się dobrze, mógł opuścić fundację na tyle dni ile chciał. Musiał ustalić to z lekarzem oraz wolontariuszami. Niespodziewane wyjazdy musiały być odnotowane. Podopieczny fundacji musiał mieć w tym czasie opiekuna oraz posiadał ograniczoną liczbę godzin na wolności. Oczywiście dużo osób korzystało z tego, by spędzić święta z rodziną, pojechać na zakupy, lub odwiedzić rodzinę. Antoinette nie wychodziła, jedynie na spacery do parku.

- Nette gdzie ty idziesz? - wołali rodzice, kiedy dziewczyna wyszła na świeże powietrze, ciągnąć za sobą oniemiałego Hiddlestona. Czarnowłosa zignorowała słowa mamy i taty.

- Gdzie zaparkowałeś? - zapytała Toma, zatrzymując się przy parkingu. Blondyn uniósł brwi i pociągnął pannę Shaw za rękę, tak by stanęła naprzeciwko niego.

- Co ty robisz, Antoinette? - zapytał cicho.

- Rodzice kazali ci wyciągnąć mnie z pokoju. Właśnie to zrobiłeś. Możesz zabrać mnie do Londynu? - poprosiła, nie zwracając nawet uwagi, że powiedziała do mężczyzny przez ty.

- Dobrze. Pójdę po samochód. Zaczekaj tutaj i porozmawiaj z rodzicami - powiedział, a następnie odszedł na tył fundacji.

Rodzice dziewczyny, w końcu stanęli przy niej.

- Antoinette o co chodzi? Powiesz nam? - zapytała od razu mama, łapiąc córkę za dłonie i patrząc na nią z nadzieją.

- Kazaliście Tomowi wyciągnąć mnie z pokoju. Zrobił to. Chcę pojechać do Londynu. Jestem dorosła, nie możecie mi zabronić - mruknęła i zabrała dłoń z uścisku mamy. - Jedźcie do domu. Jak przyjedziecie następnym razem to porozmawiamy, nie mam na to siły teraz, przepraszam - powiedziała i odsunęła się. Pan Shaw spojrzał na córkę z bólem w oczach.

- Nette....

- Antoinette - poprawiła ojca. - Antoinette - powtórzyła słabo.

- Kochanie - zaczęła mama dziewczyny i położyła dłoń na ramieniu męża - nie zmuszajmy jej. Zaczęła z nami rozmawiać, to już wiele znaczy. Zaczekamy ile trzeba, skarbie - zwróciła się do córki.

Obok nich zatrzymał się czarny samochód. Za kierownicą siedział Tom.

- Uważaj na siebie w Londynie - poprosiła, wyciągnęła z torebki portfel, podeszła i wręczyła córce trochę pieniędzy, a następnie ją przytuliła. Nette objęła mamę trochę sztywno. Dawno to robiła. Pan Shaw szybko do nich dołączył. Stali chwilę w uścisku. - Kochamy cię, skarbie - powiedziała mama i ucałowała córkę w czoło.

- Ja was też - szepnęła dziewczyna i wsiadła do samochodu, nim rodzice zauważyli jej łzy. Otarła policzki, schowała pieniądze za etui telefonu i zapięła pas.

- Wszystko w porządku? - zapytał Tom, powoli puszczając sprzęgło i dodając gazu.

- Tak. Możemy jechać - powiedziała Nette.

Hiddleston przytaknął i skierował samochód na drogę w kierunku Londynu.

* * *

Antoinette przez cały pobyt w Prometheusie zapomniała jak męczące i denerwujące potrafią być korki. Dojechali do centrum dopiero po godzinie stania w sznurze samochodów. Ludzie wracali z pracy do domów. Miasto tętniło życiem. Był początek maja, pogoda robiła się co raz przyjemniejsza, nie padało, więc chciało się wyjść z domu.

- Gdzie chcesz jechać? - zapytał Tom, kiedy zatrzymali się na światłach.

- Dziękuję - powiedziała nagle Nette, ignorując pytanie i spojrzała na mężczyznę. - Panu - dodała, przypominając sobie, że Hiddleston był w końcu o trzynaście lat starszy.

- Możesz mówić mi po imieniu, Antoinette. Przed fundacją to zrobiłaś - przypomniał jej i ruszył na zielonym. - Za co mi dziękujesz? - Zerknął na czarnowłosą, zmienił bieg i skręcił w prawo.

- Tak jakoś wyszło - mruknęła, patrząc przez szybę na ulice Londynu. - Za to, że mnie pannn...tu zabrałeś - powiedziała, poprawiając się od razu, gdy zobaczyła spojrzenie mężczyzny. - Nie musiałeś się zgadzać.

- Lubię pomagać innym - powiedział i uśmiechnął się. - Za każdym razem mnie zaskakujesz. Ze spotkania za spotkanie stajesz się bardziej rozmowna.

- Zaraz mogę przestać - zagroziła. Tom się zaśmiał. - Potrafię milczeć przez bardzo długi okres czasu. - Spojrzała na niego i zmrużyła oczy.

- Wiem o tym, Nette, jednak wolę prowadzić dialog, niż monolog. To drugie jest męczące - stwierdził. - To gdzie mam jechać? - Zmienił temat.

Panna Shaw zastanowiła się przez chwilę.

Gdzie chce jechać? - pomyślała. - Tu jest tyle miejsc, w których dawno lub nigdy nie byłam! Ale muszę wybrać coś na co Tom się zgodzi. W końcu jest aktorem. Rozpoznawalnym aktorem. Mam na sobie bluzę i spodenki koszykarskie, muszę o tym pamiętać. Później będzie zimno.

- Chciałabym na London Eye, ale mogą cię rozpoznać - powiedziała w końcu. - Nigdy na nim nie byłam - dodała. - Ale nie, rozpoznają cię.

- Nie przejmuj się mną, Antoinette. Może tak źle nie będzie - stwierdził. - Pójdziemy na London Eye. A później?

- Hyde Park. Jak przyjeżdżałam do Londynu przed wypadkiem to lubiłam tam szkicować.

- W porządku.

Antoinette razem z Tomem spędziła czas na London Eye oraz spacerując po Hyde Parku. Poczuła się wreszcie jak ktoś normalny, a nie jak podopieczna fundacji. Oczywiście ludzie dziwnie patrzyli na jej protezę, bliznę na twarzy oraz kolorowe tęczówki. Nie była też ubrana stosownie do pogody. Miałam na sobie koszykarskie spodenki oraz bluzę z kapturem, wkładaną przez głowę. Po godzinie chodzenia alejkami w parku zmarzła. W końcu stwierdzili, że pójdą coś zjeść. Znaleźli miejsce w małej kawiarence przy Hyde Parku. Usiedli z tyłu, żeby Nette czuła się komfortowo ze swoim wyglądem, a Toma nikt nie rozpoznał. Spędzili w kawiarni kolejną godzinę, rozmawiając jak starzy, dobrzy znajomi. Nie poruszali tematu fundacji, wypadku oraz kalectwa Nette. Chociaż dziewczyna starała się hamować, nie potrafiła się nie odzywać. Było to dla niej dziwne, bo przez ostatni rok nie mówiła za wiele. Zmieniło się to wraz z wizytą Hiddlestona w Prometheusie.

- Jesteś naprawdę bardzo rozmowna dzisiaj - powiedział blondyn, kiedy wychodzili z kawiarni.

- Potrzebowałam tego - przyznała cicho i przeczesała włosy dłonią. - Poczułam się w końcu, jakbym była zwykłą dziewczyną - dodała.

Tom uśmiechnął się w odpowiedzi. Był dumny z siebie, że pomógł czarnowłosej, ale przede wszystkim był dumny z Nette, że w końcu otworzyła się. Panna Shaw była niezwykłą osobą.

Powrót do Prometheusa również był bogaty w rozmowy. Antoinette czuła się świetnie ze świadomością, że opuściła ściany fundacji chociaż na jeden dzień i nie myślała o powrocie do zdrowia. Przemyślała zachowanie swoich rodziców oraz swoje i doszła do wniosków, że nie powinna być na nich zła. Musiała w końcu wyjawić im prawdę.

- Jeśli się jeszcze spotkamy nie przyzwyczajaj się do takich rozmów - powiedziała na do widzenia Tomowi. - To, że dzisiaj tyle mówiłam nie znaczy, że na co dzień tak będzie. To nadal jest trudne - dodała, pożegnała się i wróciła do szarej rzeczywistości, jaką była fundacja i chęć powrotu do zdrowia.

* * *

Kilka dni później państwo Shaw ponownie odwiedzili córkę. Nette siedziała akurat przy oknie i malowała. Przynajmniej się starała. Płótno pokrywały kreski w różnych kolorach i różnej długości. Antoinette w skupieniu, ze słuchawkami w uszach trzymała pędzel w lewej dłoni i wpatrywała się w okno. Miała przymknięte powieki.

- Nette?

Dziewczyna drgnęła, kiedy głos pani Shaw przebił się przez muzykę klasyczną. Odwróciła się do rodziców i wyjęła słuchawki z uszu.

- Cześć - powiedziała, uśmiechając się lekko.

Państwo Shaw patrzyli na córkę z szokiem wymalowanym na twarzach. Po kilku sekundach ciszy, pierwsza ruszyła się mama.

- Dzień dobry, kochanie - odezwała się i podeszła do czarnowłosej, a następnie pocałowała ją w czoło. Spojrzała na płótno. - Co malujesz? - zapytała, robiąc miejsce mężowi, który również przywitał się z Nette.

Dziewczyna wskazała na telefon. Widniało na nim zdjęcie z Hyde Parku. Zrobiła je, gdy była tam z Hiddlestonem.

- To fontanna z Hyde Parku. Chciałam zobaczyć, czy nadal radzę sobie, malując ze zdjęcia. Ale jakoś mi nie idzie - mruknęła, patrząc żałośnie na płótno.

Jakie to beznadziejne. - pomyślała. - Ja jestem beznadziejna.

- Jak będziesz ćwiczyć, to będzie co raz lepiej - powiedział ojciec. Sam malował, więc wiedział jakie to trudne dla córki.

Nette odłożyła pędzel i słuchawki, a następnie ściągnęła wybrudzoną farbą koszulę. Poprawiła koka na głowie i stanęła naprzeciw rodziców.

- Chciałaś z nami porozmawiać, kochanie. Poprosiłaś nas, żebyśmy przyjechali innego dnia. Jesteśmy. - Podeszła i złapał córkę za dłonie.

Czas otworzyć usta.

- Kazaliście Tomowi wyciągnąć mnie z pokoju, prawda? Zrobił to. Pojechałam do Londynu. - mruknęła z przekąsem, ale po chwili westchnęła. - Nie wiem dlaczego wtrącacie do tego obcą osobę. Hiddleston jest fundatorem fundacji, nie powinien mieszać się do mojego życia. Przecież wiecie dlaczego nie odzywałam się przez rok. Cały ten wypadek, to tak strasznie mnie boli
- jęknęła.

- Nie możesz obwiniać się o śmierć Zoe, kochanie. To nie twoja wina - powiedziała starsza kobieta i wytarła łzy, które nagle opuściły oczy Nette.

- Moja, mamo. Przemyślalam wszystko, gdy byłam w Londyniem Nie odzywałam się do nikogo bo nie potrafiłam, to jest trudne...

- My to bardzo dobrze rozumiemy, skarbie. Dlatego ci na to pozwalaliśmy, ale może w końcu przyszedł czas, byś powiedziała nam co stało się w lesie? Nie możesz być z tym sama. Wiele osób chce ci pomóc.

Musisz pozbyć się tej dumny, Nette. To są twoi rodzice. Kochają cię i chcą ci pomóc. - pomyślała. - Nie dasz już rady sama.

- Wiem - szepnęła dziewczyna, przełykając ślinę i chowając dumę do kieszeni. - Ale to trudne - dodała. - Przepraszam was za ten rok i moje zachowanie teraz. Tato, ty rozumiesz to bardziej. - Spojrzała na bruneta, uśmiechając się słabo. - Malowanie było dla mnie wszystkim. Kiedy mnie tu wysłaliście miałam nadzieje, że odzyskam czucie do końca, ale prawdopodobnie to się nie uda. Musiałam to przemyśleć, dlatego przestałam wychodzić z pokoju, przestałam was poprawiać.

- Dobrze, kochanie. Rozumiemy. O wypadku powiesz nam kiedy będziesz gotowa - powiedział pan Shaw i przytulił córkę. - Wszystko będzie dobrze - dodał.

Rodzina stała jeszcze chwilę w uścisku, kiedy przerwało im pukanie do drzwi pokoju. Po chwili w szparze jaka się zrobiła pojawiła się głowa Annie.

- Och, przepraszam! - Speszyła się. - Nie będę państwu przeszkadzać... - Już chciała się wycofać, ale zatrzymał ją głos, który słyszała bardzo rzadko.

- Proszę zaczekać! - zawołała za nią Nette. - Przyszła pani Amelia, prawda?

- Ouh... Nette...Antoinette! - Od razu poprawiła imię, śmiejąc się nerwowo. - Tak, przyszłam cię zawołać - powiedziała słabo, nadal będąc w szoku, że czarnowłosa się odezwała.

- Za chwilkę przyjdę. - Panna Shaw uśmiechnęła się i poszła do łazienki, by zmyć z siebie farbę.

Annie wpatrywała się w miejsce, w którym stała Nette bez mrugnięcia.

- Co się stało z Antoinette? - zapytała cicho.

- W końcu zaczęła mówić - powiedziała mama dziewczyny i wytarła łzy z policzków. - Odzyskaliśmy córkę. Odzyskaliśmy córkę! Kochanie!

Małżeństwo ponownie wpadło sobie w objęcia, płacząc i śmiejąc się na zmianę. Annie patrzyła na to z rodzącą się radością w jej sercu. Momenty, w których rodzina wybacz sobie, godzi się albo po prostu wita sprawiały, że praca wolontariusza stawała się cudowna.

* * *

Trzy miesiące później

Londyn, 23 sierpnia 2018 roku

Tom Hiddleston stał się częstym gościem w fundacji Prometheus. Starał się odwiedzać każdego podopiecznego, ale wszyscy wiedzieli, że tak często przyjeżdżał tylko dla jednej, konkretnej osoby.

Antoinette Shaw.

To właśnie dla niej przebywał w fundacji dwa razy w ciągu tygodnia. Miał akurat urlop od kręcenia czegokolwiek.

Od ich wspólnego wyjazdu do centrum miasta dużo rozmawiali. Tom starał się nie doprowadzić, by Nette ponownie milczała, dlatego rozmawiali o najmniejszych błahostkach. Zaczynając od nowych podopiecznych, a kończą na Wielkiej Rafie Koralowej. Hiddleston oraz rodzice kobiety nie poruszali tematu wypadku ani Zoe. Cierpliwie czekali, aż sama im powie.

Towarzystwo blondyna działało na czarnowłosą w sposób niemal magiczny. Zaczęła rozmawiać ze wszystkimi, nawet panią Amelią. Codziennie rano, po śniadaniu chodziła do kuchni po kawę, witała się z pracującymi tam kobietami. Później szła na taras, po drodze zaczepiała znanych jej innych podopiecznych. Spędzała na świeżym powietrzu od godziny do dwóch. Następnie wracała do pokoju, rozkładała sztalugę, płótno i ćwiczyła. Około dwunastej, brała prysznic i wychodziła na zajęcia z fizjoterapeutą, później miała masaż i wracała do pokoju. Znowu brała się za malowanie. Jadła obiad, w między czasie oglądała filmy oraz seriale. Około szesnastej ponownie szła po kawę do kuchni i znowu wędrowała na taras. Tam siadała na barierce i popijając czarny napój czytała książkę. Następnie wracała do pokoju lub szła na sesje do pani Amelii. Znowu coś oglądała lub starała się szkicować. Czasami dzwonił do niej Hiddleston i rozmawiali do późnych godzin wieczornych.

Tom przyjeżdżał do fundacji zazwyczaj po południu, kiedy Nette szła po drugą kawę. Spędzali razem czas na tarasie. Wtedy Antoinette nie czytała. Później przenosili się do pokoju i tam rozmawiali.

Z zupełnie obcych sobie ludzi stali się dla siebie najpierw znajomymi, a ta znajomość zaczęła przerażać się w przyjaźń. W tym czasie Nette odbyła kolejne dwie operacje. Nie odzyskała całkowitej sprawności, więc żeby jej się udało musiała dużo ćwiczyć. Panna Shaw przyjęła tą wiadomość ze spokojem.

Zakończyła leczenie w fundacji po prawie dwóch latach.

* * *

Tom juz od dłuższego czasu obiecywał Nette, że zabierze ją do swojego mieszkania, ale nigdy nie miał odpowiedniej ilości czasu, by wszystko jej pokazać. Okazja przydarzyła się tydzień po tym jak Antoinette oficjalnie zakończyła leczenie w fundacji.

Czarnowłosa przyjechała do Londynu z rodzinnego Oxfordu, żeby rozejrzeć się za mieszkaniem. Chciała przenieść się do stolicy, by tu pracować, dokończyć studia oraz być pod stałą kontrolą lekarza oraz fizjoterapeuty. Pani Amelia uznała, że psycholog ani psychiatra nie był jej już dłużej potrzebny. Nette miała mieć rehabilitację lewej ręki oraz co miesięczną kontrolę amputowanej nogi. Gdyby mieszkała z rodzicami w Oxfordzie musiałaby dojeżdżać, a tak była na miejscu.

- Kiedy masz pierwszą sesję z fizjoterapeutą? - zapytał Tom, kiedy przyjechał po nią na dworzec kolejowy, pakując jej torbę do bagażnika.

- W piątek - odparła i wsiadła do pojazdu, rozkładając się na fotelu. Samochód Hiddlestona był bardzo wygodny. - Gdzie jedziemy?

- Do mojego mieszkania, zawsze chciałaś je zobaczyć. W końcu będziesz miała okazję. No i nie będziesz musiała spać w żadnych hotelu, możesz zatrzymać się u mnie. Mam wolny pokój - powiedział, zatrzymując się na światłach, a następnie spojrzał na przyjaciółkę.

Nette wyrzuciła ręce do góry, zaciskając dłonie w pięści i wykrzyknęła głośne: TAK!

- Nareszcie! - dodała. - Dziękuję, Thomas. - Uśmiechnęła się szeroko do blondyna.

- Nie mów do mnie pełnym imieniem - prychnął, na co dziewczyna pokrzywiła mu się. - Nie ma za co, Nette.

Po dwudziestu minutach wjechali przez duża bramę na strzeżone osiedle. Było to jedno z tych nowych. Wysokie, przeszklone wieżowce, bo kamienicami czy blokami nie można było ich nazwać.

- Na którym piętrze mieszkasz? - zapytała Nette, kiedy zjechali pod jeden z budynków, na parking podziemny.

- Trzydziestym. Można powiedzieć, że również na trzydziestym pierwszym - odpowiedział. - Mieszkanie jest dwupoziomowe - dodał, widząc zdziwioną minę kobiety.

- Łał....

Tom zaparkował i zgasił silnik samochodu. Razem opuścili pojazd i Hiddleston skierował Nette do odpowiedniej windy.

- Masz lęk wysokości? - zapytał, wciskając przycisk z numerkiem trzydzieści.

Pokręciła głową. Oparła się o barierkę, biegnącą przy ścianie.

- Nigdy nie byłam w żadnym apartamencie.

- To nie apartament - powiedział. - Zwykle mieszkanie.

- To mieszkanie. Ja mam tylko loft na oku - mruknęła i przeczesała swoje włosy, widząc odbicie w ścianie windy. Była zrobiona z luster.

- Nie martw się, szybko coś znajdziesz. - Tom uśmiechnął się do przyjaciółki.

- Mam taka nadzieję.

Po chwili winda zatrzymała się na trzydziestym piętrze. Wyszli z niej na korytarz i poszli w lewo. Hiddleston zatrzymał się, przy oddalonych od reszty, drzwiach z numerem sto pięćdziesiąt. Włożył klucz do zamka i przekręcił.

- Zapraszam - powiedział i przepuścił czarnowłosą. - Rozgość się.

Po przekroczeniu wchodziło się na średniej wielkości hol, z dużą czarną szafą na kurtki i buty. Następnie oczom Nette ukazała się duża otwarta przestrzeń. Naprzeciwko znajdowały się okna, które zajmowały całą ścianę. Wpadało przez nie mnóstwo światła słonecznego. Na prawo był kawałek pomalowanej na szaro ściany z kominkiem, zawierającej łuk, przez który można było przejść do dużej kuchni, połączonej z jadalnią. Oddzielał ją tylko duży, marmurowy blat. Natomiast na lewo przechodziło się do salonu. Szary, ogromny narożnik stał bokiem do okien. Naprzeciwko, na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor, pod nim na półce leżał zestaw DVD, xbox oraz kolekcja filmów i gier, a na ziemi biały, puchaty dywan. Obok elektroniki stała piękna, czarna przeszklona komoda. Natomiast przed sofą, średniej wielkości biały stolik kawowy. Nette weszła dalej i rozejrzała się uważnie.

- Czemu akurat biały, czarny i szary? - zapytała i okręciła się do około siebie.

- Tak jakoś wyszło - odpowiedział Tom.

Zauważyła, że z lewej strony telewizora był korytarz prowadzący do kolejnej części apartamentu. Natomiast na ścianie znajdowały się schody na piętro. Ale nie były to byle jakie schody. Stopnie wmurowano w ścianę, by były stabilne. Nie miały nawet poręczy.

- Jak ty po tym wchodzisz? - Podeszła bliżej i dotknęła schodka. Był marmurowy.

Ciekawe czy wchodził tędy jak był nietrzeźwy. To musiało fajnie wyglądać. - pomyślała.

- Normalnie - odparł z uśmiechem. - To nie jest takie trudne - dodał, widząc minę przyjaciółki.

- A po pijaku? - zapytała, siadając na kanapie.

- Nigdy tak jeszcze nie było - prychnął.

- Uważaj, bo ci uwierzę! Musiałeś wchodzić po nich pijany!

Tom uśmiechnął się i zajął miejsce koło przyjaciółki.

- Raz. Wszedłem na dwa schodki i zrezygnowałem. Spałem wtedy na kanapie.

Nette zaśmiała się i potargała włosy blondyna. Wieczorem pokazał jej górę. Były tam dwa pokoje, gabinet oraz duża, przestronna łazienka. Wszędzie dominował biały, czarny oraz szary. Jedynie w gabinecie był brąz połączony z beżem. Nette zazdrościła Hiddelstonowi dużego, dębowego biurka, które stało przy oknie. Zawsze chciała takie mieć, nawet jeśli nie miałaby co przy nim robić.

* * *

Tom starał się rzadko poruszać temat wypadku. Dał przyjaciółce czas na uporządkowanie swoje życia. Okazja przydarzyła się kilka dni po pierwszej wizycie dziewczyny w jego apartamencie. Miała już podpisaną umowę wynajmu loftu. Blondyn pomagał jej się urządzić, już kilka razy jeździł do Oxfordu po pudła. Antoinette nie chciała angażować w to rodziców, ponieważ już wystarczająco dużo czasu poświęcili jej, gdy wydarzył się wypadek.

Za to Tom chętnie udostępnił swój samochód i czas. Wziął nawet urlop, czego oczywiście nie zdradził Nette, by jej pomóc. Kursował z Londynu do Oxfordu, nosił pudła oraz worki, przesuwał meble i ustawiał bibeloty, zgodnie z instrukcjami czarnowłosej. Czuł się tak samo, gdy sam przeniósł się do nowego mieszkania. Kobieta była w pewnym sensie wybredna. Często zmieniała zdanie co do ustawienia różnych przedmiotów. Jednak mimo to jej loft na sam koniec wyglądał wspaniale. Znajdował się w dzielnicy przemysłowej Londynu, w budynku starej fabryki, która odnowiono i wyremontowano na potrzeby nowych mieszkań.

Loft Nette znajdował się na samej górze, można było się tam dostać tylko i wyłącznie wysiadając do windy towarowej. Oczywiście cała konstrukcja budynku oraz ściany czy drzwi pozostały oryginalne. Wprowadzono udoskonalenia techniczne, którymi były panele przy drzwiach oraz windzie. Kody do poszczególnych paneli znali tylko mieszkańcy, dozorca oraz listonosz. Fabrykę odmalowano z zewnątrz jak i wewnątrz, ale na niektórych miejscach pozostało tak jak było od zamknięcia. Ceglane ściany, metalowe i żelazne elementy. To nadawało klimat temu miejscu.

Loft panny Shaw był jednym ogromny pomieszczeniem. Wychodząc z windy wchodziło na się na niewielki hol na którym znajdowały się jedne przesuwane drzwi, prowadzące do mieszkania Antoinette. Po przekroczeniu progu można było zauważyć przestrzeń oraz ogromne okna ciągnące się od podłogi do wysokiego sufitu. Na prawo od wejścia była wnęka, a w niej drzwi do łazienki. Po lewej natomiast znajdowała się otwarta kuchnia oddzielona od reszty blatem. Na przeciw przesuwanych, metalowych drzwi stała ciemno-zielona kanapa, stolik oraz dwa fotele. Ściany zrobione z czerwonej cegły od razu rzucały się w oczy. Wchodząc na środek pomieszczenia na lewo były schody prowadzące na duży balkon nad pomieszczeniem, który robił za sypialnię Antoinette, natomiast za kuchnią przechodziło się przez wnękę do kolejnego pokoju. Znajdowała się tam prowizoryczna pracownia malarska.

Tom zazdrościł przyjaciółce mieszkania. Jego apartament może i znajdował się na jednym z bogatszych osiedli, był chroniony i posiadał podziemny parking, jednak to w lofcie panny Shaw czuł się najlepiej. Zawsze ciągnęło go do takich miejsc. Dzielnica przemysłowa, w której mieściło się mieszkanie Nette, już dawno przestała być całkowicie przemysłowa. Znajdowało się tam kilka fabryk, ale były one oddalone od osiedli oraz domów o dobre kilkaset metrów. Okolica stawała się z roku na rok co raz bardziej zielona. Sadzono mnóstwo drzew oraz krzewów. Władze miasta chciały, by powstał tam niewielki park ze stawem. Na pewno pomogłoby to oczyścić powietrze.

Dlatego właśnie Antoineete wybrała to miejsce. Rodzice proponowali jej mieszkanie w centrum, a nawet wynajęcie domu na przedmieściach, jednak dziewczynę zawsze ciągnęło do loftu w starej fabryce. Dzięki pieniądzom z konta oszczędnościowego, które założyli jej rodzice wraz z dziadkami Shaw, Nette mogła pochwalić się niemałą sumą na start w dorosłe życie w stolicy. Mogła powrócić na studia, w między czasie szukać pracy, opłacać czynsz, rachunki oraz czesne przez kilka dobrych miesięcy.

* * *

Panna Shaw z początkiem nadal upalnego września złożyła papiery na Uniwersytet Westmisterski, na kierunek artystyczny. Nie liczyła na przyjęcie, zawsze było bardzo dużo chętnych, ale miała nadzieję, że się załapie. Miała prawie dwa lata w plecy, musiała zaczynać od nowa, dlatego wybrała Uniwersytet Westmisterski.

Ona zadomowiła się w lofcie, a Tom korzystał z ostatnich dni urlopu. Planował polecieć do ciepłych krajów, ale nie potrafił zdecydować gdzie. Chciał zabrać ze sobą Nette, ale czarnowłosa kategorycznie odmówiła. Dopiero co opuściła fundacje, potrzebowała trochę normalnego życia, no i miała rehabilitacje lewej reki. Nie mogła od tak sobie wyjechać.

Tom i Antoinette spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Znajomość od maja do września przekształciła się w przyjaźń. Oboje zaczynali czuć do siebie coś więcej. Na razie była to zwykła sympatia, ale z każdym dnie i spotkaniem zwiększała się. Oboje w głębi siebie to czuli, ale nie chcieli się przyznawać. Hiddleston próbował jakoś temu zaradzić, w końcu między nimi było trzynaście lat różnicy. Nie chciał myśleć co powiedzieli by o tym dziennikarze, fani albo jego rodzina. Wolał pozostać z Nette na stopie przyjacielskiej.

Tak samo był z dziewczyną. Nie chciała obdarzać blondyna większymi uczuciami niż przyjaźń. Bała się odrzucenia, a jednocześnie był od niej starszy, więc to według niej nie wypadało.

Mimo to nadal się spotykali, wychodzili czasami na miasto, jedli wspólny obiad lub kolacje, tak było tym razem. Tom wpadł na pomysł, by wieczorem coś razem ugotowali. Prowadzili zupełnie nie zobowiązującą rozmowę na temat pogody. Hiddlestone w między czasie gotował makaron, natomiast Antoinette zajęła się sosem. Zrobiła go tak, jak uczyła ją babcia Shaw. Od dziecka lubiła pomagać jej w kuchni, świetnie sobie radziła. Rodzice powtarzali, że to zasługa jej artystycznej duszy.

- Nette, co wydarzyło się w tamtym lesie? - zapytał nagle blondyn, nakładając makaron na talerze. Kobieta zastygła na chwilę, przerywając mieszanie sosu.

- Jakim lesie? - mruknęła, wracając wzrokiem do garnka.

- Tym lesie - powiedział, dając nacisk na pierwszy wyraz.

Brunetka wyłączyła gaz i zdjęła sos z płyty. Polała nim makaron, a Tom starł ser.

- Wpadłyśmy w poślizg i wylądowałyśmy w rowie. Na drodze było drzewo, którego nie zauważyłam przez śnieg - westchnęła, biorąc talerze do ręki. Ruszyła w stronę salonu.

Nie Tom, proszę, nie pytaj.

- Nette, co wydarzyło się tam naprawdę? Wiem, że nie powinienem pytać, ale znamy się prawie pół roku. Ostatnio minęły ponad dwa lata od śmierci Zoe. Wydaje mi się, że to jest odpowiednia chwila. Ale nie chce cię do niczego zmuszać, Nette. Zrozumiem, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa.

Wiesz, że dla Ciebie wszystko, Tom.

- Możemy najpierw zjeść?

Thomas przytaknął i wziął od czarnowłosej swój talerz. Usiedli na kanapie, zabierając się za jedzenie. Nette jadła, nie czując prawie wcale smaku pomidorów ani przypraw. Wiedziała, że Tom na nią patrzy, więc starała się zachowywać normalnie, ale nie mogła. Wspomniała boleśnie w nią uderzyły, powodując, że rany w sercu otworzyły się na nowo. Kiedy pierwsza z łez spadła na talerz, Antoinette odłożyła go szybko na stolik kawowy i wytarła policzki.

- Nette? - zapytał cicho blondyn. - Wszystko w porządku?

Kobieta przytaknęła.

- Sekrety Zoe to bolesna przeszłość. Nie chce do tego wracać, ale wiem, że muszę. To wszystko zaczyna mi ciążyć. Nie chce dłużej ukrywać, że winny śmierci Zoe jest jej były chłopak, mimo iż prawdopodobnie sama, po opowiedzeniu tego, zginę - powiedziała z wyrzutem.

- Co? - Tom spojrzał na nią zaskoczony. - Co powiedziałaś?

- Opowiem ci wszystko po kolei, ale nie przerywaj mi, Tom - poprosiła. - I proszę, zachowaj to dla siebie. Jest dobrze tak jak jest. Nie potrzebuję policji, żadnych dochodzeń, spraw sądowych. Po prostu chce zapomnieć.

- W porządku, Nette.

Kobieta przymknęła oczy, wracając wspomnieniami do wypadku. Hiddleston złapał przyjaciółkę za rękę. Chciał ją wesprzeć.

- Jechałyśmy mało uczęszczaną drogą, do Oxfordu, ja prowadziłam samochód. Zoe miała zajęcia na uczelni, więc nie chciała się spóźnić. W radiu podali komunikat o śnieżycy, więc zwolniłam. Było bardzo ślisko. Ledwo co widziałam drogę, tak padało. Zaczęłam żartować, że zaraz na nas jakieś drzewo spadnie, albo zwierzę wybiegnie na drogę. Zoe nazwała mnie pesymistką. - Antoinette uśmiechnęła się, widząc pod powiekami twarz siostry.

- Lubisz czarny humor? - zapytał Tom. Nette spojrzała na niego i kiwnęła głową.

- Lubiłam. Zoe mnie zawsze za to ganiła. Nie rozumiała tego. Jak żartowałam sobie w ten sposób z czegokolwiek to ona mnie biła. Uderzała po potylicy, albo dźgała w bok...

Nette urwała, wpatrując się pustym wzrokiem w swoje dłonie.

- Co się stało później?

- Na drogę spadło drzewo. Ostro zahamowałam, a w bagażnik garbusa uderzył samochód, który jechał za nami. To był miły, starszy pan, prawdopodobnie wykładowca z uczelni w Oxfordzie. Przeprosił, dał mi numer i pojechał. Zoe chciała wzywać policję, ale jej na to nie pozwoliłam, a powinnam.... - urwała, nie patrząc na mężczyznę.

- Dlaczego?

- Powinnam pozwolić Zoe wezwać policję, mimo iż ten pan dał mi numer i obiecał sfinansować naprawę. Wsiadłyśmy do samochodu, już chciałam go odpalić, ale nie zdążyłam. Ponownie ktoś wjechał w bagażnik, tym razem mocniej. Zoe uderzyła nosem w schowek, krew jej zaczęła lecieć, a ja miałam bliskie spotkanie z kierownicą. Usłyszałyśmy ryk silnika terenówki.

- Kto to był?

Nette nie odezwała się, czując jak łzy napływają jej do oczu.

- Antoinette?

- To był były chłopak Zoe - szepnęła - Aaron - dodała. - Zoe powtarzała, że przyjechał po nią. Wiedziałam do czego jest zdolny. Kilka sekund później znowu uderzył w bagażnik. Zoe zaczęła mówić, że przyjechał ją zabić. Wtedy też zdecydowałam, że musimy uciekać. Do lasu, jak najdalej od drogi. Jednak nie zdążyłyśmy wysiąść, bo terenówka wjechała w bok garbusa. Uderzenie było mocne, Zoe miała złamaną rękę.

- Nie opuściłyście samochodu w ogóle? - zapytał drżącym głosem.

- Noga utknęła mi przy sprzęgle. Nie mogłam jej wyjąć, a Zoe nie chciała mnie zostawić. Terenówka odjechała do tyłu i przygotowała się do ponownego uderze... - głos jej się załamał na końcu.

Łzy utworzyły już mokrą plamę na dresach kobiety. Tom przytulił przyjaciółkę do siebie, głaszcząc ją po włosach. Siedzieli tak kilka minut, dopóki Nette się nie uspokoiła. Wzięła kilka głębokich oddechów i spróbowała dokończyć:

- Pamiętam-m ostatnie sło-o-wa Zoe-e, powiedziała, że mnie k-kocha, a-a ja jej o-odpowiedziałam. Trzymałyśmy s-się za ręce, kiedy terenówka-a w nas ude-e-rzyła. Obudziłam się w szpitalu. Do tej pory czuje się winna tego co się stało. Przeze mnie Zoe nie żyje.

- Dlaczego tak mówisz, Nette?

- Gdyby moja noga nie utknęła przy sprzęgle Zoe... - przerwała, żeby złapać oddech - ....uciekłaby. Chciałam żeby mi pomogła, ale nie przemyślałam tego. Mogłam zadzwonić po policję, jak ten pan w nas uderzył, mogł-

- Nic nie mogłaś zrobić. Nie obwiniaj się za decyzje Zoe. Twoja siostra cię kochała i nie chciała cię zostawić. Dlatego próbowała ci pomóc. Nie możesz myśleć: co by było gdyby... A to zderzenie, z tym wykładowcą... To była twoja świadoma decyzja, nie zadzwoniłaś po policję bo nie chciałaś zamieszania. Zwykła stłuczka - powiedział blondyn.

- Ni-

- Antoinette! - Tom podniósł głos. - Śmierć Zoe to wina Aarona, nie twoja. Nie obwiniaj się za coś, czego nie zrobiłaś! To przez Aarona Zoe zginęła, nie przez ciebie!

- Ale mogłam ją uratować.... - szepnęła. - Babcia Hudson miała rację... - dodała.

- Jak, Nette, jak? - zapytał. - Ona chciała żebyś wysiadła z samochodu razem z nią. Nie chciała cię zostawić, nie obwiniaj się też o to. Ile razy mam ci powiedzieć, że nie jesteś winna? Ile razy mam ci mówić, że twoja babcia chciała obwinić cię za coś, na co nie miałaś wpływu ani ty ani Zoe?

Dziewczyna siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje dłonie.

On ma racje. - pomyślała, ale nie odezwała się. - To Aaron ją zabił, nie ja. To on był wszystkiemu winny.

Antoinette westchnęła i wstała żeby zabrać talerze. Tom złapał ją za nadgarstek kiedy sięgnęła po naczynia.

- Jeszcze nie - powiedział. - Dlaczego Aaron was zaatakował?

Kobieta zacisnęła usta w wąską linię. Nie chciała o tym rozmawiać. To były prywatne sprawy Zoe.

- Nie - stwierdziła twardo. - Nie powiem ci. To były prywatne sprawy Zoe. Nie mo-

- Możesz, Antoinette. Zoe nie żyje już ponad dwa lata, musisz w końcu to dokończyć.

- Poznali się cztery lata temu. Wydawało się być banalne, jak z książki. Weekend. Impreza z domu bractwa. Aaron od razu wpadł jej w oko, ale bała się zagadać. W końcu on to zrobił. Wiem tylko, że był bardzo miły. Po imprezie wpadli na siebie kilka razy na uczelni. Później potoczyło się jak to zwykle bywa. Randka, łóżko i kolejne randka. - Nette mówiła szybko, żeby niczego nie pominąć. - W końcu po dwóch miesiącach przedstawiła mi go. Był przesadnie miły. Jednak wszystko wydawało się być w porządku. Często się spotykali, wychodzili. Aż zostali prawdziwą parą, a nie tylko znajomymi z korzyściami. Aaron traktował Zoe jak księżniczkę. Kupował jej prezenty, zabierał na wycieczki, nawet oddał jej swój stary samochód. Kiedy policja pojawiła się przed naszymi drzwiami okazało się, że był kradziony. Zoe nie wsypała Aarona, za bardzo go kochała - powiedziała i prychnęła. - Rodzice byli zaskoczeni. Bardzo lubili Aarona. Zoe skłamała, że kupiła go w okazyjnej cenie w jakimś komisie. Nawet podrobiła papiery. Policja przesłuchała właściciela. Okazało się, że faktycznie miał u siebie kradzione i sprowadzone zza granicy samochody. To był czysty przypadek. Zoe oszukała rodziców i policję, a do więzienia poszedł prawdziwy oszust. - Wytarła mokre dłonie w ręcznik i oparła się o blat.

- Aaron był złodziejem? - zapytał Tom. Nette roześmiała się.

- Żeby tylko - mruknęła. - Należał do gangu. Dowiedziałyśmy się przed przypadek. Samochód to nic. W końcu Zoe zaczęła się zastanawiać skąd on ma tyle pieniędzy na prezenty i te wycieczki. Sprawdzała mu telefon, przeszukiwała ubrania. Nie znalazła nic. W końcu postanowiła go śledzić. Aaron często jeździł na obrzeża Oxfordu i do Londynu. Spotykał się wtedy z podejrzanymi ludźmi. Raz poszłam z nią. Wtedy na naszych oczach ten cudowny i wspaniały Aaron zabił niewinnego człowieka. W sumie młodego chłopaka, który przez przypadek pojawił się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Dobrze, że nie zauważyli nas... - Nette urwała i spojrzała na blondyna.

- To brzmi jak.... jak film - powiedział.

- Chciałabym. - Zacisnęła dłonie w pięści. - Po półtora roku Zoe dowiedziała się, że jej chłopak jest złodziejem, mordercą i członkiem gangu. Przez kolejne pół roku zbierała o nim informacje. Kiedy była pewna, że ma mocne dowody w Oxfordzie doszło do kradzieży kilku bardzo wartościowych obrazów z muzeum oraz napaści na konwój bankowy. Wszystko to zostało zorganizowane przez ludzi z gangu, do którego należał Aaron. Oxford tak samo jak kilka innych miast jest pod wpływem bardzo bogatych ludzi z Londynu. Aaron był zastępcą szefa ich oddziału. - Wiedziała, że to wszystko miało inną nazwę, ale nie potrafiła dobrać właściwych słów. Westchnęła i przeczesała włosy palcami.

- Skąd to wszystko wiesz, Nette? - zapytał.

- Od Zoe. Kiedy doszło do tych kradzieży i napaści zaczęła na nowo śledzić Aarona. Znalazła u niego w mieszkaniu skrytkę, a w niej papiery, plany, broń oraz pieniądze. Sfotografowała wszystko, żeby mieć dowody na policji. Jednak najpierw chciała porozmawiać ze swoim chłopakiem. Miała nadzieje, że on się jeszcze zmieni. Próbowałam odwieść ją od tego pomysłu, na próżno. Zoe zapytała o wszystko Aarona. Oczywiście się wyparł, mówił, że wszystko zmyśliła, ale kiedy pokazała mu zdjęcia zrobiło się nie przyjemnie. Odmówiła usunięcia zdjęć, powiedziała, że ma kilka kopii. Jedną z nich miałam ja. Zoe mówiła, że nigdy u nikogo nie widziała takiej furii. Wylądowała na tydzień w szpitalu - powiedziała i zacisnęła pięści. - Ten chuj ją pobił. Miała złamane trzy żebra, nos, cała jej twarz wyglądała jak jedna, wielka rana! - wykrzyknęła. - Myślałam, że zabiję Aarona, ale.... - przerwała, by zaczerpnąć tchu - ...Zoe go broniła.

- Co takiego?! - Tom podniósł zaskoczony głowę. - Po tym jak wysłał ją do szpitala...?

Nette przytaknęła i wstała, by odnieść talerze po obiedzie do kuchni. Postawiła je na blacie i odwróciła się do Hiddlestona.

- Masz jakiś alkohol? - zapytała głośno. - Nie dam rady na trzeźwo - mruknęła i z powrotem przeszła przez łuk, zatrzymując się przy kominku.

- Co dokładnie?

Blondyn podszedł do przeszklonej szafki. Otworzył drzwiczki na dole, a tam oczom kobiety ukazała się cała masa różnych alkoholi.

- Whisky?

- Może być. Wezmę lód - powiedziała i wróciła do kuchni, gdzie z zamrażarki wyciągnęła kostki.

Tom wziął odpowiedni trunek, dwie szklanki i wrócił na sofę. Nette usiadła niepewnie na skraju mebla. Hiddleston rozlał alkohol, dodał do niego lód i podał dziewczynie. Ona pociągnęła porządny łyk, czując jak whisky rozgrzewa jej ciało. Przymknęła powieki na chwilę.

- Zoe za bardzo go kochała. Nie chciała, by trafił do więzienia, pragnęła tylko, by skończył z przestępczym życiem, nawet jeśli oznaczało to brak drogich prezentów i wycieczek. Broniła go za wszelką cenę, obwiniając jakiś bezdomnych, którym postawiono zarzuty. Najśmieszniejsze jest to, że oni się przyznali. - Nette uśmiechnęła się ironicznie. - Woleli trafić do więzienia, niż spędzić zimę na zewnątrz. Dzięki temu Aaron był niewinny - prychnęła i znowu się napiła. - Przez jakiś czas był spokój. Zoe leżała w szpitalu, a on codziennie ją odwiedzał. Śledziłam go, ani razu nie pojechał na żadne spotkanie. Po miesiącu od pobicia znowu się pokłócili. Tym razem jej nie dotknął, tylko nastraszył. Wróciła do domu na tydzień, później on przyjechał z wielkim bukietem róż i przepraszał ją na kolanach. Moi rodzice myśleli, że to takie cudowne. Mama oraz pani Hudson były zachwycone Aaronem - powiedziała i zerknęła na przyjaciela. Tom słuchał w całkowitym skupieniu, nawet nie tknął whisky. - Zoe znowu ślepo zaczęła się w niego wpatrywać. Przeprosił ją, obiecał już nie wracać do gangu, na jej oczach wyrzucił broń, która na pewno nie była jedyną. To wystarczyło. Kazała mi usunąć wszystkie obciążające go dowody. Uwierzyła mu. Zamiast być zdystansowana, na nowo się do niego wprowadziła. Znowu dostawała prezenty, jeździli na wycieczki. Wszystko wydawało się w porządku, ale tak nie było.

Westchnęła i usiadła wygodniej na kanapie.

- Sama zaczęłam go śledzić i zbierać dowody. Martwiłam się o Zoe. Aaron był złym człowiekiem i powinien iść do więzienia. W pewnym momencie oświadczył jej się. W końcu po dwóch miesiącach znowu zaczęło się między nimi sypać. Zoe znalazła jakieś papiery, nawet nie wiem co to było dokładnie, ale wystarczyło by przejrzała na oczy. Później przez przypadek wparowała na zebranie oddziału Aarona, które odbywało się w jego mieszkaniu. Zostawiła tam notatki na zajęcia, po drodze na uczelnie postanowiła na nie wstąpić. Akurat byli pochyleni nad jakąś mapą, a obok nich leżała broń. Zoe wyszła tak szybko jak weszła. Aaron wybiegł za nią i jej zagroził. Przestraszyła się i powiedziała mi o wszystkim, kazałam jej pójść w końcu na policję, ale nie zdążyła. Aaron wyjechał z Oxfordu, zostawił puste mieszkanie, bez dowodów, bez śladów. Zmienił numer. Z ich wspólnego konta zniknęły pieniądze.

- Zapadł się pod ziemi? - zapytał Tom i w końcu sięgnął po whisky. - Poszłyście na policję?

Nette przytaknęła i dolała sobie alkoholu.

- Tak, ale nie mogli nic zrobić. Aaron przestał istnieć. Haker wykasował go ze wszystkich rejestrów. Z jednej strony Zoe była przez jakiś czas bezpieczna, ale z drugiej wszystko o czym wiedziałyśmy mogło się dla nas źle skończyć. Pewnego dnia moja siostra dostała list z pogróżkami. Przestraszyła się, ale o niczym mi nie powiedziała. Znalazłam je dopiero po wypadku, kiedy pakowałam się do fundacji. Dostawała je regularnie, we wtorek i piątek przez miesiąc. To mogło oznaczać tylko jedno, Aaron wiedział, że Zoe poszła na policję i chciał się zemścić.

Antoinette przechyliła szklankę i cała jej zawartość zniknęła w jej ustach. Zaczynało kręcić się jej w głowie, ale ponownie dolała sobie alkoholu. Tom milczał i tylko od czasu do czasu moczył wargi w whisky.

- W końcu przyszedł ten nieszczęsny dwudziesty szósty listopada. Zoe miała wykład na uczelni w Oxfordzie, a ja musiałam ją zawieźć. Nigdy nie lubiła jeździć w zamieci. Kiedy usłyszała samochód, wiedziała, że to on. Poznała po silniku. Aaron w nas uderzył, zepchnął garbusa z drogi. To Aaron zabił moją siostrę, a mnie okaleczył - powiedziała i spojrzała Tomowie prosto w oczy - to Aaron Murphy.

W jej oczach na sam koniec pojawiły się łzy. Hiddleston szybko się do niej przysunął i przytulił. Nette poczuła jak ogarnia ją niezidentyfikowane ciepło. W ramionach blondyna czuła się bezpiecznie.

- Dziękuję, że mi to opowiedziałaś - szepnął jej do ucha. - Teraz nie jesteś w tym sama - powiedział i ją puścił.

Dziękuję. Teraz wszystko będzie dobrze. - pomyślała.

* * *

Od kiedy Antoinette opowiedziała Tomowi wszystko było jej lżej. Nie musiała nic ukrywać, ani hamować się przy mówieniu. Była w pewnym sensie wolna. Wiedziała, że czeka ją jeszcze rozmowa z rodzicami, a oni będą chcieli, by Aaron za wszystko zapłacił. Jednak postanowiła przełożyć ja o kilka dni. Nie chciała na razie dokładać im problemów. Państwo Hudston wystarczająco się im naprzykrzali. Kiedy Nette opuściła mury fundacji i zaczęła przyjaźń z Hiddlestonem babcia pojawiła się na progu jej rodzinnego domu, by się pogodzić. Wszyscy byli zaskoczeni, ale dziewczyna wiedziała co się pod tym kryło. Tom był znanym aktorem, twarzą wielu marek i grał w filmach. Natomiast państwo Hudston prowadzili swoja własną firmę, które potrzebowała rozwoju i rozgłosu. Chcieli wykorzystać blondyna na swoją korzyść, a skoro był przyjacielem Antoinette to nic by od nich w zamian nie chciał. Czarnowłosa nie mogła w to uwierzyć. Sądziła, że babcia wszystko przemyślała i chciała się pogodzić, jednak prawda była inna.

Kiedy przeprowadziła się do Londynu babcia zaczęła do niej wydzwaniać. Żądała numeru telefonu Toma. Kiedy Nette w geście desperacji zmieniła numer, pani Hudston zaczęła nachodzić jej rodziców. Powtarzała, że to dla dobra ogółu, firma była przepisana w testamencie na mamę dziewczyny i potrzebowała rozgłosu, żeby się rozwijać. Dopiero przyjazd dziewczyny w odwiedziny do domu wszystko rozwiązał. Wzięła ze sobą Toma, a ten porozmawiał z panią Hudson. Dał jej do zrozumienia, że nie pomoże jej w żaden sposób z firmą, za to jak traktowała swoją rodzinę. Nette nie pogodziła się z dziadkami, nie miała zamiaru.

* * *

Antoinne mimo pełnej rehabilitacji i ćwiczeń w domu nie czuła żadnej zmiany w ruchach lewej dłoni, która nadal drżała po dłuższym wysiłku. Po całym lofcie kobiety walały się płótna z namalowanymi kreskami. Czasami były to zaczęte portrety lub krajobrazy, ale nigdy nie skończone.

Tego dnia jej azyl odwiedził Thomas. Nette robiła właśnie obiad. Mężczyzna wchodził do loftu jak do swojego własnego apartamentu. Pomógł jej z daniem, razem zjedli, a następnie usiedli przy blacie. Jak zwykle tematy do rozmów nie kończyły się.

- Namaluj mnie, Nette - powiedział nagle blondyn.

Czarnowłosa upuściła kubek, a ten odbił się od blatu i spadł na ziemię.

- Co?

Kobieta kucnęła, by pozbierać odłamki. Trzęsły jej się ręce. Miała nadzieje, że się przesłyszała. Tom pomógł jej posprzątać.

- Namaluj mnie, Nette - powtórzył, kiedy wstali i ścisnął jej drżącą dłoń. - To będą twoje ćwiczenia - dodał, kiedy zobaczył w jej oczach wahanie.

- Ale... - westchnęła - ja nie potrafię.

- Proszę - szepnął i uśmiechnął się uroczo.

Nie mogę ulec, nie mogę. - powtarzała w myślach, uciekając wzrokiem od mężczyzny.

- Nette, proszę...

- Dobrze - powiedziała i odsunęła się.

Tom rozpromienił się i od razu wziął się do przygotowań. Poszedł do pracowni. W tym czasie kobieta podeszła do swojej torby i wyciągnęła z niej odtwarzacz ze słuchawkami. Muzyka klasyczna towarzyszyła jej zawsze, gdy malowała. Teraz też musiało tak być. Założyła jeszcze swoją starą flanelową koszulę, w której zawsze malowała i spięła włosy. Poszła za przyjacielem.

- Gotowe! - wykrzyknął blondyn i rozłożył ręce, pokazując na sztalugę, płótno oraz farby z pędzlami. Wszystko było już ułożone. Przysunął jeszcze taboret dla czarnowłosej i zajął miejsce w dużym fotelu.

- Nie, usiądź tutaj - powiedziała, wskazując podłogę koło dużego okna. To była jej pracownia. Jej teren - jej zasady. - Lepsze światło - dodała.

Sama zajęła miejsce na taborecie i wzięła do ręki pędzel oraz farbę. Przymknęła oczy i po chwili znowu je otworzyła. Wyjrzała zza sztalugi. Tom nadal siedział pod oknem. Nieruchomo, jak posąg. Jedynie na jego twarzy błądził uśmiech. Oczy błyszczały jak diamenciki. Antoinette włożyła słuchawki do uszu i puściła utwór. Kiedy usłyszała pierwsze dźwięki fortepianu rozluźniła się. Muzyka klasyczna zawsze ją uspokajała. Spojrzała ponownie na Toma i przyłożyła pędzel do płótna. Drżała jej dłoń.

To będzie ciężkie. - pomyślała. - Uspokój się, Nette. To tylko Tom, twój przyjaciel.

Pierwsza kreska wyszła krzywo, jednak z kolejnymi pociągnięciami pędzla szło jej co raz lepiej.

Tęskniłam za tym.

Po godzinie Nette zarządziła przerwę. Nie była nawet w połowie, jednak nie chciała zmuszać Toma do takiego wysiłku. Godzina siedzenia w jednej pozycji, nie była łatwa. Ją samą bolała lewa ręka oraz kręgosłup.

- Mogę zobaczyć? - zapytał, kiedy wstał i rozciągnął się.

- Nie - odpowiedziała - dopiero jak skończę.

- Dobra. Chcesz kawę?

- Poproszę - mruknęła i odłożyła pędzle, ściągnęła koszulę i poprawiła koka. - Dlaczego tak bardzo chciałeś żebym cię namalowała? - zapytała, wychodząc z pomieszczenia i podchodząc do blatu w kuchni, gdzie Tom wsypywał kawę do kubków.

- Ponieważ masz ogromny talent - odpowiedział z uśmiechem, patrząc na przyjaciółkę.

- Widziałeś obrazy sprzed wypadku. Wtedy miałam sprawne obie ręce - rzekła, siadając na stołku.

- Teraz też masz. - Tom zmrużył oczy. - Nie kłóć się ze mną! - dodał, widząc, że dziewczyna już otwiera usta, żeby zaprzeczyć.

Nette naburmuszyła się i zaplotła ręce na klatce piersiowej.

- Nie wiesz co chciałam powiedzieć!

Hiddlestone machnął na nią ręką i zalał kawę wrzątkiem.

- Wystarczy, że wiem co pomyślałaś - powiedział, a Nette prychnęła na jego słowa i gniewnie zmrużyła oczy. - Zmiana tematu - mruknął mężczyzna i podał kubek brunetce.

- Co...

- Dlaczego Galeria Sztuki w Oxfordzie? Przecież studiowałaś w Londynie.

Nette napiła się kawy, a następnie objęła kubek dłońmi, żeby je ogrzać.

- Bo tam studiowała Zoe - powiedziała. - Była na trzecim roku fizyki, marzyła o magistrze, później doktorze i profesorze. A ja chciałam być blisko niej, gdyby zaczęła spełniać te marzenia. Po za tym pochodziłyśmy z Oxfordu, co dobrze wiesz. Mam sentyment do tego miasta, tam się wychowałam.

- A później marzyłaś o Londynie. I własnej galerii sztuki.

Panna Shaw uśmiechnęła się szeroko.

- Nadal marzę - szepnęła znad kubka. Tom zmierzwił włosy dziewczynie, za co dostał po ręce. - Ej! - krzyknęła. - Uważaj co robisz!

- No coooo.... - Mężczyzna uśmiechnął się i ponownie sięgnął do głowy Nette. Ponownie go uderzyła.

- Nie po to tyle je układałam, żebyś to teraz zniszczył! - Odsunęła się od blatu razem z kubkiem.

- Jakie układałam, nim zaczęłaś mnie malować to je związałaś, więc nie krzycz na mnie, krasnalu - powiedział żartobliwie.

- Nie jestem krasnalem!

Tupnęła nogą, co wyglądało tak zabawnie, że Hiddleston zaczął śmiać się na głos. Antoinnete fuknęła obrażona i zaplotła ręce na piersi, odkładając pusty kubek po kawie.

- To ty jesteś wielkoludem - rzekła i odwracając się na pięcie odeszła do stanowiska swojej pracy. - Siadaj na miejscu, Loki.

- Tak jest! - Tom nadal się śmiejąc zasultował jej. - Krasnalu - dodał, a w jego stronę poleciała fala pędzli.

- Zamknij się! - krzyknęła. - Bo namaluję karykaturę, a w tym jestem naprawdę niezła - powiedziała, wkładając słuchawki do uszu.

- Oczywiście, moja pani.

Tom ukłonił się i usiadł na poprzednim miejsc przy oknie.

Mieszkanie w lofcie miało duże plusy - ogromne okna, przez które wpadała cała masa promieni słonecznych.

* * *

Dwie godziny później skończyła. Bała się, że nie spodoba się Tomowi. Nadal drżała jej ręka mimo ćwiczeń, które kazał jej wykonywać fizjoterapeuta. Patrzyła na obraz i nie potrafiła ujrzeć tego czegoś co widziała przed wypadkiem.

- Jak wyszło? - zapytał przyjaciel. Nette powoli wstała i odłożyła pędzle z farbą. Westchnęła ciężko.

- Sam oceń - powiedziała i szybko opuściła pracownie. Poszła do łazienki, by zmyć resztki kolorowej farby z rąk.

Tam znalazł ją Hiddleston. Stała nad umywalką i płakała.

- Co się stało? - Przytulił ją do siebie. - Nette?

- Jestem beznadziejna - szepnęła w jego koszulkę.

Tom odsunął się na długość ramion i spojrzał na czarnowłosą z skupieniu.

- Dlaczego tak mówisz?

Antoinette wytarła mokre policzki i odwróciła się do umywalki.

- Twój portr-

- Jest cudowny. Dziękuję - powiedział, a czarnowłosa spojrzała na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Co?

- Nie chce brzmieć jak narcyz - zaczął - ale wyszedłem na tym portrecie wyjątkowo przystojnie - stwierdził i uśmiechnął się szeroko. Podszedł do kobiety i kolejny raz ją przytulił. - Dziękuję, Nette.

- Naprawdę ci się podoba? - zapytała.

- Tak, jest cudowny. Masz ogromny talent, słońce - odparł i pocałował przyjaciółkę w czubek głowy.

Wierzę ci, Tom.

* * *

Kilka dni później Tom wpadł do loftu Nette jak burza. Kazał jej wygodnie się ubrać i zaciągnął do swojego samochodu.

- Gdzie jedziemy? - zapytała kobieta, gdy znaleźli się w pojeździe.

- To niespodzianka - odpowiedział i nie odezwał się do przyjaciółki do końca podróży.

Dopiero, gdy znaleźli się w centrum miasta, na jednym z parkingów przy małej, uroczej kawiarence rzucił:

- Wysiadaj.

- Ale o co chodzi? - zapytała i szybko opuściła pojazd, widząc Toma przy swoich drzwiach. - Po co tu przyjechaliśmy?

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko położył dłoń na krzyżu Nette i skierował ich do kawiarni.

- Thomas - warknęła. - Powiedz. Mi. Po. Co. Tu. Przyjechaliśmy. Co?

- Zobaczysz.

Budynek był niewielki, ale zadbany. Tom otworzył drzwi i gestem zaprosił kobietę do środka. Zmrużyła oczy i prychnęła.

- Idiota - szepnęła i weszła do klimatyzowanego pomieszczenia. Od razu rozejrzała się.

Sala utrzymała była w ciepłych kolorach, w powietrzu było czuć kawę oraz różnego rodzaju ciasta.

- Ostatni stolik pod oknem. - Usłyszała przy prawym uchu. Spojrzała tam i zamarła.

Ja pierdole.

- Jesteś debilem - szepnęła. - Zamorduje cię jak stąd wyjdziemy - dodała, kiedy Hiddleston pociągnął ją do przodu.

- Uśmiechnij się - powiedział.

Nette nie wierzyła w to co widziała.

Kurwa, Hiddleston nie żyje. Mam przed sobą Roberta Downey'a Jr. Ja pierdole.

I Chrisa Evansa.

I Chrisa Hemswortha.

Hiddleston zdecydowanie nie żyje.

* * *

Na początku Antoinette chciała zamordować Toma za to, że nie powiedział jej gdzie ją zabiera, a później za to, że musieli już iść. Zbliżała się godzina zamknięcia kawiarni. Spędzili kilka godzin w towarzystwie kolegów z planu Hiddlestona. Nette bawiła się świetnie. Chris, Robert i drugi Chris byli świetnymi osobami i kobieta żałowała, że tak mało się odzywała, ale była za bardzo zestresowana, by mówić z sensem.

- Późno już. Pojedziemy do mojego mieszkania, jest bliżej - powiedział Tom, kiedy opuścili kawiarnię. - Nawet nie protestuj, mówiąc, że masz swoje mieszkanie. Guzik mnie to obchodzi - dodał, widząc, Nette otwiera usta by zaprotestować. - Przecież wiem, jak bardzo kochasz moje schody - mruknął z rozbawieniem i odblokował samochód. Wiedział, że Antoinette miała problemy przy wchodzeniu na piętro jego mieszkania. Specjalnie tak powiedział.

- Nienawidzę cię - warknęła, zajmując miejsce pasażera. - Zaniesiesz mnie - dodała, kiedy Tom wsiadł do auta.

- Zwariowałaś. Śpisz na kanapie - powiedział i odpalił pojazd. - A mówiłem ci, że mam w mieszkaniu saunę?

- Jaką saunę? - Czarnowłosa ziewnęła i oparła głowę o zagłówek.

- Ostatnio zaczęła szwankować mi klimatyzacja...

- I zamiast poprosić konserwatora budynku o naprawę, to próbowałeś zrobić to sam, prawda?

- Taaaak - przeciągnął i podrapał się w kark. - Zepsuła się na dobre.

- Jesteś głupi - stwierdziła Antoinette i pokazała blondynowi język.

* * *

Nette od godziny przewracała się z boku na bok. Nie mogła zasnąć.

- Czemu ta klimatyzacja zepsuła się akurat dzisiaj? - jęknęła w poduszkę. - Tom to debil. Ja pierdoleeeee! - warknęła, podnosząc się do siadu. Założyła protezę i wstała z łóżka. Koszulka oraz włosy lepiły jej się do ciała. Było gorąco, jednak ona nie potrafiła zasnąć bez nakrycia się kołdrą. Miała tak od dzieciństwa.

Nie zapalała światła w pokoju, dzięki pełni księżyca widziała wszystko bardzo wyraźnie. Potrzebowała zimnego prysznica. Wyszła na korytarz i już chciała skierować swoje kroki do łazienki, gdy usłyszała jakieś odgłosy z kuchni. Poszła więc tam. Chłód bijący od płytek, po których szła przyjemnie rozchodził się po jej ciele. Zeszła po schodach, uważając, żeby się nie wywrócić. W końcu były to same stopnie, umocowane w ścianie, bez poręczy. Zatrzymała się w wejściu. W świetle księżyca, wpadającym przez okno, widziała sylwetkę, stojącą przy wyspie.

- Czemu nie śpisz? - zapytał Tom, nie odwracając się do kobiety. Zapalił światło przy szafkach, dzięki regulacji jasności nie oślepła. - Jest druga.

- Gorąco - mruknęła i podeszła bliżej.

- No tak, zepsuta klimatyzacja. Jutro przyjdzie konserwator budynku. Napijesz się czegoś?

- Poproszę - powiedziała.

Hiddleston otworzył lodówkę na chwile, następnie zamrażarkę, później szafkę nad zlewem, by na końcu postawić przed Antoinette wodę z lodem.

- Dziękuję - mruknęła, wiążąc włosy w dwa koki na czubku głowy. Wzięła szklankę i podnosząc głowę do góry upiła łyk. To był błąd.

O kurwa. - pomyślała.

Kobieta zachłysnęła się wodą i zaczęła kaszleć, widząc blondynka bez koszulki. Miał na sobie tylko krótkie spodenki, związane sznurkiem w pasie.

- Nette? Boże. Wszystko porządku? - Tom podszedł do niej szybko, tak, że padło na niego więcej światła, i zaczął uderzać po plecach.

Nie. Patrz. Na. Niego.

Antoinette porządnie odkaszlnęła i po chwili sytuacja była opanowana.

- Tak - szepnęła. Udając, że gardło nie zapiekło jej od gwałtownego ścisku, wytarła usta, czując się jak kretynka. Płuca ją paliły. Tak samo jak oczy. Unikała wzroku Thomasa. Odsunęła się od mężczyzny i wstała z krzesła. - Wszystko w porządku. Przepraszam - powiedziała. Zrobiło się jej jeszcze goręcej, o ile było to w ogóle możliwe.

- Nic się nie stało, Nette.

Kobieta wypiła resztę wody, całą sobą unikała patrzenia na klatkę piersiową przyjaciela.

Nie gap się. Nie gap się, Nie gap się.... - powtarzała w myślach, jak mantrę, znowu siadając. - Chrzanić to, gap się! Drugiej okazji nie będzie!

Tom stał kilka minut kompletnie zagubiony, jednak po chwili zrozumiał co się stało. Na jego twarzy zagościł uśmiech. Sam napił się wody ze swojej szklanki.

W końcu Nette odważyła się przenieść na niego spojrzenie. Niechętnie to przyznawała, ale wiele razy wyobrażała sobie, jak wyglądał pod garniturem i dopasowaną koszulą czy zwykłymi ubraniami, ale widzieć jego ciało w rzeczywistości to kompletnie inny poziom zadowolenia i wyobrażeń. Był umięśniony, ale nie przesadnie, z wyczuciem, a jego skóra wydawał się być naturalnie opalona. Tom widział wzrok brunetki i tylko uśmiechał się lekko półgębkiem.

Totalnie go obczajam, co na pewno zauważył, ale nie jest urażony, pewnie mu to schlebia. - pomyślała, widząc mimikę mężczyzny.

Blondyn ponownie wziął łyk wody ze szklanki. Antoinette niemal z fascynacją patrzyła na jego poruszającą się grdykę. Musiała mentalnie się spoliczkować, żeby nie zacząć się ślinić.

Naprawdę, tak długo nie byłam na żadnej randce, że zaczynało mi odbijać na widok półnagiego przyjaciela?

- A ty czemu nie śpisz? - zapytała słabo, starając się brzmieć zupełnie luźno i naturalnie. Jakby wcale nie myślała o tym, że chciałaby go dotknąć, co nie byłoby takie trudne, gdyby nie fakt, że dzielił ich metr marmurowego blatu.

Wzruszył ramionami, odkładając szklankę do zlewu.

Znowu zapanowała cisza. Serce Nette biło mocno, szybko i była niemal pewna, że Tom je słyszał.

Na pewno jestem czerwona na twarzy. Kurwa.

Czuła gorąco, ale nie mogła nic na to poradzić. Oboje patrzyli na siebie, nie odwracając wzroku od drugiego. Nie była pewno co to było, ale miała wrażenie, że powietrze naelektryzowało się. Dostała gęsiej skórki, gdy poczuła chłodny powiew wiatru.

Prze kilka długich sekund żadne z nich się nie odezwało, a przez głowę Nette przelatywało wiele myśli. Chciała dotknąć Toma, pocałować go, być blisko. Była sama przez bardzo długi okres czasu i zaczynała za tym tęsknić, nawet jeśli zachowywała się inaczej. Do tej pory nie zwracała na to uwagi, dopiero widok przyjaciela bez koszulki jej o tym przypomniał. Kobieta wstała, by odnieść szklankę. Blondyn wyraźnie drgnął, gdy znalazła się bliżej.

- Musiałem się napić - powiedział w końcu. Jego głos też zabrzmiał inaczej. Ciężko przełknęła ślinę.

Nette to twój przyjaciel. Pamiętaj o tym. - pomyślała.

Całkiem nieświadomie zacisnęła dłonie na krawędzi blatu.

Chyba muszę wreszcie przyznać, że lecę na własnego przyjaciela. Właśnie - przyjaciel.

To słowo podziałało, jak kubeł zimnej wody.

On ci pomaga, robi tyle dobrego, żebyś mogła w pełni odzyskać sprawność w dłoni, pozuje do obrazów, był u twoich rodziców, bronił przed dziadkami i dziennikarzami, zabrał cię na spotkanie z przyjaciółmi. Dzięki niemu poznałaś Roberta! Nette, opanuj się!

Odłożyła w końcu szklankę.

- Chyba już pójdę - bąknęła. Niemal biegiem ruszyła w kierunku korytarza. - Wezmę jeszcze prysznic. Dobranoc, Tom.

Szybko przemierzyła dzielące ją metry i weszła do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Westchnęła głośno, przecierając twarz dłońmi. Ściągnęła z siebie koszulkę oraz protezę i rozwiązała włosy. Puściła wodę i stanęła pod deszczownicą. Zimna woda dała ulgę ciału, ale też myślom. Szybko zmyła z siebie pot, ale nie wyszła z kabiny. Stała tam jeszcze około piętnaście minut, chciała, by jej głowę opuścił obraz sytuacji z kuchni.

- Nette to jest twój przyjaciel - mruczała do siebie. - Ale przystojny przyjaciel. Nawet bardzo. Boże, gadam sama ze sobą. Ogarnij się, dziewczyno! - warknęła i zakręciła wodę.

Wycisnęła jej nadmiar z włosów i stanęła na zimnych płytkach. Od razu pod nią zrobiła się mała kałuża. Westchnęła cicho i owinęła się ręcznikiem. Włosy zawinęła w drugi. Wytarła lewa nogę i założyła protezę. Wzięła przepocone ubrania oraz bieliznę do ręki i wyszła z łazienki. Przeszła szybko przez korytarz, nie patrząc w stronę pokoju Toma. Nadal miała przed oczami mężczyznę bez koszulki. Pchnęła drzwi i weszła do swojej sypialni. W pomieszczeniu było duszno. Otworzyła drugie okno i odwróciła się w stronę łóżka. Podskoczyła ze strachu, widząc Hiddelstona, siedzącego na materacu. Upuściła trzymane w dłoni ubrania.

- Co tu robisz, Tom? - zapytała, przełykając ślinę, schyliła się, aby podnieść ciuchy. Wzrok blondyna był dziwny. Palący.

Niech on się tak na mnie nie patrzy. - pomyślała. - To krępujące.

Mężczyzna wstał i podszedł do Nette. Na jej policzki wpłynął rumieniec zawstydzenia. Miała na sobie tylko ręcznik, a on spodenki. Hiddleston złapał za materiał na jej głowie i uwolnił włosy z turbana. Mokre, poskręcane loki opadły na jej plecy, a woda zaczęła tworzyć małą kałużę pod ich stopami.

- Co ty-

Nie dokończyła, ponieważ blondyn przeczesał jej włosy palcami.

- Nadal ci gorąco? - zapytał, powtarzając ruch dłonią.

- Wzięłam zimny prysznic, więc na razie nie - szepnęła. Trzymała mocno ręcznik na biuście, żeby jej nie spadł z wrażenia. Nie potrafiła zrozumieć zachowania przyjaciela.

- Powiesz mi co stało się w kuchni?

- Co? Nic - zaśmiała się nerwowo. - Po prostu woda poleciała mi tam gdzie nie trzeba.

- Czy ty się mnie krępujesz? - zapytał, patrząc jej prosto w oczy.

- Co? Tom skąd ci to przyszło do głowy? Jesteśmy przyjaciółmi, nie mogę się ciebie krępować - odpowiedziała, ciągle unikając wzroku Toma.

- Nette, Nette... - westchnął - przecież widzę - dodał.

Nie odpowiedziała, tylko założyła włosy za ucho i spuściła wzrok na swoje stopy.

- Może nie pokazywałam cie tego często, ale od wypadku starałam nie zbliżać się do mężczyzn - mruknęła.

- Dlaczego? - zapytał, nadal przeczesując włosy przyjaciółki.

- Bo-o....nie chciałam ich obarczać moimi problemami....? No i kto by chciał, kogoś takiego jak ja?

Tom westchnął i złapał czarnowłosą za ramiona.

- Nette, jesteś piękną kobietą...

- Mówisz tak, bo jesteśmy przyjaciółmi. - Przerwała mu i poprawiła zsuwający się ręcznik.

- Nie prawda. Mówię to jako w pełni świadomy i zdrowy mężczyzna. Naprawdę jesteś piękna, Antoinette. Twoje oczy mają niezwykłą barwę, do tego jasna cera i te ciemne włosy, które z nią kontrastują. Masz cudowną figurę. Wiesz ilu mężczyzn odwraca się za tobą na ulicy?

- Patrzą na bliznę i protezę.... - powiedziała cicho. Nie wierzyła w słowa Toma, nie potrafiła.

- Nie prawda - powtórzył blondyn. - Nie widzisz tego, ale tak jest.

- Tom...

- Przestań! - powiedział głośno.

Antoinette opuściła głowę w dół i ponownie poprawiła ręcznik. Nadal było jej gorąco, a z włosów kapała woda, tworząc kałuże u ich stóp.

- Trzeba to wytrzeć - szepnęła, wskazując na podłogę.

- Za chwile - odpowiedział Tom i wyjął ubrania z jej dłoni. Odrzucił je na fotel przy oknie i przysunął się bliżej dziewczyny. - Naprawdę jesteś piękna, Nette - dodał.

- Co t-

Nie dokończyła mówić, ponieważ usta Hiddlestona spotkały się z jej własnymi. Przez kilka sekund nie wiedziała co ma zrobić. Stała kompletnie bez ruchu, przyciskając kraniec ręcznika do piersi. Dopiero, gdy Tom objął jej policzki dłońmi odpowiedziała na pocałunek.

Thomas zachowywał się tak jakby trzymał w dłoniach istotę zrobioną z porcelany, która przy każdym gwałtowniejszym ruchu mogłaby się rozpaść. Jego gesty były subtelne i delikatne. Muskał usta kobiety, aż rozchyliła je, pozwalając, aby wsunął język do wnętrza i wzbudził tym samym fale gorąca, płynące do dołu brzuch i powoli ogarniające całe ciało. Sama mocniej naparła na wargi blondyna, przekazując mu w ten sposób wszystkie uczucia, którymi się kierowała. Złapała za ramiona mężczyzny, ponieważ poczuła jak jej nogi uginają się od nadmiaru emocji.

Przepadła.

Oboje przepadli.

Pocałunek był wypełniony miłością, czułością oraz tym czego Nette nie czuła od dawna - pożądaniem.

Tom zakończył pocałunek, przenosząc usta na linię szczęki oraz szyję. Powoli zaczął popychać brunetkę w stronę łóżka. Nie chciał jej przestraszyć, więc delikatnie złapał za ręcznik i chciał go odsłonić, ale powstrzymała go dłoń Nette. Wiedział, że się bała, ale jednocześnie tego chciała. Ponownie zajął się jej szyją, co odwróciło jej uwagę od jego dłoni. Po chwili ręcznik bezszelestnie opadł na ziemię, a oni powoli opadli na łóżko.

* * *

Londyn, 11 lutego 2021 roku

- Zaprosimy rodziców twojej mamy na ślub? - zapytał Tom i odłożył okulary na stół, a następnie przetarł oczy.

- Nie wiem - mruknęła czarnowłosa, zza sterty papierów. - Nie rozmawiałam z nimi od rozprawy Aarona. To już trzy lata. Nie wiem czy mam ochotę znowu wysłuchiwać jak to cię wykorzystuję żeby zdobyć pieniądze i wybić się.

Mężczyzna wstał z krzesła i podszedł do swojej narzeczonej. Nachylił się, przytulił do pleców czarnowłosej, a następnie pocałował w głowę.

- A tak nie jest? - zapytał rozbawiony. Nette odwróciła się, dźgnęła go palcem w bok i wstała szybko. - Ała, za co to? - krzyknął.

Antoinette nie zdążyła się odezwać, bo w pokoju obok rozległ się płacz dziecka.

- Widzisz co zrobiłeś? Teraz idź go uspokoić! - powiedziała rozbawiona kobieta i ponownie usiadła na krześle. Hiddlestone westchnął, a następnie poszedł do swojego syna, trzeba było go ponownie uśpić.

Nette widziała przez szparę w drzwiach, jak jej narzeczony bierze ich syna na ręce i coś do niego mówi, następnie zaczyna kołysać. Uśmiechnęła się szeroko na ten widok, wsunęła okulary na nos i wróciła do czytania menu jednej z restauracji.

* * *

Londyn, 3 lipca 2021 roku

Antoinette Shaw wytarła spocone dłonie w sukienkę i chwyciła mocniej bukiet niezapominajek w dłonie. Była zestresowana, ba ona była przerażona. Właśnie stała przed jednym z wielu kościołów w centrum Londynu i czekała aż zaczną grać marsz weselny, by mogła wejść tam razem z ojcem.

- Wszystko będzie w porządku, kochanie - powiedział jej tato. - Nie stresuj się. Oddaje cię w dobre ręce - dodał i wystawił ramie dla córki. Nette podeszła i wyprostowała się.

Zaczęli grać.

Czarnowłosa uśmiechnęła się do pana Shaw i szepnęła:

- Kocham cię, tato.

- Ja ciebie też, córeczko.

Ktoś otworzył drzwi do świątyni i ojciec Nette ruszył do przodu, a ona za nim. Kiedy weszli do kościoła kobieta szybko rozejrzała się. Białe tulipany idealnie wpasowały się do dekoracji, a ich delikatny zapach wymieszany z zapachem palących się świec unosił się w powietrzu. Przeniosła wzrok z kwiatów na koniec kościoła i uśmiechnęła się delikatnie. Przed ołtarzem stał jej narzeczony, przyszły mąż, mężczyzna któremu oddała swoje serce.

Tom Hiddleston.

* * *

Pierwszy taniec pary młodej był jednym z najważniejszych wydarzeń weselnych. Dla Nette był to koszmar. Oczywiście razem z Thomasem ćwiczyli, jednak strach pozostał. Kilka dni przed ślubem kobieta miała koszmary związane z tańcem i bała się go strasznie.

- Wszystko będzie w porządku - zapewniał ją blondyn. - Poprowadzę cię, nie martw się, kochanie - powtarzał, gładząc kciukiem dłoń swojej świeżo upieczonej żony.

- Gdzie Josh? - zapytała, rozglądając się za synkiem.

- Moja mama go wzięła - powiedział Tom i pocałował Antoinette w czoło. - Chodź, nasza kolej - dodał, widząc jak jego pierwszy drużba łapie mikrofon.

- Zaraz zwymiotuje - szeptała czarnowłosa, idąc za Tomem na środek sali. Wszyscy goście utworzyli coś na kształt półkola, tak by wszystko widzieć.

- A teraz nasza cudowna para młoda wykona swój pierwszy taniec - zakończył przyjaciel Toma i rozległy brawa.

Kiedy Antonette usłyszała pierwsze takty utworu Elvisa Presleya - Can't Help Falling In Love rozluźniła się.

- Zapamiętałeś - szepnęła do blondyna.

- Oczywiście, kochanie. Ulubiona piosenka Zoe. Zawsze ci mówiła, że do niej zatańczy, więc pomyś-

- Dziekuję - powiedziała. Tom uśmiechnął się. - Kocham cię.

- Ja Ciebie też - szepnął jej do ucha.

* * *

Antoinette mimo wielu przeciwności odnalazła w końcu szczęście oraz miłość. Uporała się z demonami przeszłości, Aaron po kilku miesiącach spraw sądowych trafił do więzienia na długie lata. Nette po rozmowie z rodzicami i wyznaniu prawdy co do śmierci Zoe udała się na policję, gdzie złożyła zeznania. Nie mogli nic zrobić, sprawa była już przedawniona. Musieli znaleźć świadków, bądź usłyszeć od mężczyzny jak się przyznaje, innego wyjścia nie było. Kartoteka Aarona była pełna różnych przewinień, jednak wpadł on podczas nieudanej próby kradzieży konwoju z pieniędzmi. Gdy znalazł się na komisariacie spotkał tam Antoinette i poznał w niej siostrę swojej zmarłej dziewczyny. Dziewczyna odwiedziła go w więzieniu, dzięki zamontowanemu podsłuchowi policja miała wgląd do ich rozmowy. Aaron Murphy podczas widzenia z Nette dwa razy przyznał się do zamordowania Zoe oraz okaleczenia czarnowłosej. To wystarczyło, by trafił do więzienia na długie lata.

~ * ~

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

słowa: 18629

No i jest. Po kilku miesiącach i groźbach pojawia się pełna wersja shota ;)))

mam nadzieję, że komuś się spodoba, może stworzę coś jeszcze, ale nie wiem czy nadal potrafię, zobaczymy ;) najpierw matura XD później książki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top