♥2♥
😈Gwiazdka i komentarze¿?¿😈
Obudziłem się z krzykiem, zlany potem z drzącymi rękoma.
Ja pierdole.
Śniło mi się, że byłem w jakimś dziwnym czarnym miejscu, w którym stało jedno lustro.
Potem pojawił się demon i zajebał mnie łomem. Cudownie.
Zabierze to, czego nienawidzę.
Przecież to musi być jakiś cholerny podstęp!
Powie, że zabierze ci część ciała, bez której możesz żyć, zostaniesz bez skóry, albo kutasa. Tak to działa.
Najlepsze jest to, że ja nawet nie wiem czego mogę nienawidzieć.
Przecież nie zabierze srających gołębi, włochatych motyli, lub wątróbki.
Wyszedłem powoli z białej pościeli i prawie potknąłem się na Lewiatanie.
Lewiatan to piękny pies rasy samoyed. Dostałem go od siostry na 11 urodziny. Kiedy jeszcze żyła.
Była ode mnie o dziesięć lat starsza, ale rozumiała mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Miała plany na przyszłość, wykształcenie, ale interesowała się demonologią. Rodzice to zawzięci katolicy, więc gdy wracając wcześniej z wesela zobaczyli nas w salonie, w trakcie seansu, odcięli ją od pieniędzy. Nie miała na studia, więc chcąc nie chcąc trafiła do klubu nocnego.
Uzbierała wystarczającą sumę pieniędzy, więc chciała się zwolnić.
Szefostwo jej nie pozwoliło. Po jakimś czasie jej opierania się, po prostu ją zabili. Uprzednio bijąc i gwałcąc.
Pogłaskałem psa po głowie, a następnie skierowałem się do łazienki.
Ściągnąłem swoje ulubione skarpetki w brzoskwinie.
Zawsze śpię w skarpetkach inaczej nie mogę zasnąć.
Bokserki rzuciłem w odległy kąt, mając na nie, delikatnie mówiąc, wyjebane.
Bluzkę też gdzieś wjebałem.
Wszedłem pod prysznic i puściłem wodę.
- Kurwa, jaka zimna - syknąłem, gdy lodowaty strumień przeleciał mi po karku.
Dopiero po pięciu minutach udało mi się ustawić idealną temperaturę.
Wziąłem brzoskwiniowy szampon, którego zdecydowanie zbyt dużą ilość, wylałem na włosy.
Westchnąłem gdy poczułem szczypanie w oczach. Po omacku wyszukałem ręcznik i mocno przetarłem powieki. Pewnie moje oczy są teraz całe czerwone.
Oparłem się o ścianę i powoli wyciszyłem. Pod prysznicem myśli się najlepiej, nieprawdaż?
- Emil, wychodzimy z tatą do kościoła za dziesięć minut! Wyrobisz się? - Krzyknęła matka zza drzwi, waląc w nie tak, że nawet zmarły by się obudził.
Szybko zakręciłem wodę, aby mnie słyszała.
- Nie zdążę! Idźcie sami, ja pójdę później - skłamałem przejeżdżając dłonią po włosach.
Jak zwykle z tego kręconego, ptasiego gniazda, nie da się wypłukać piany.
Kiedy juź się umyłem, niechętnie wyszedłem spod prysznica. Od zimniejszego powietrza na moich rękach pojawiła się gęsią skórka. Uniosłem wzrok w stronę lustra.
Wychudzone ciało, wystające kości, brak jakichkolwiek mięśni, 158cm, ciemne kasztanowe loki, których nijak nie da się ułożyć, blada skóra kojarząca mi się jedynie z truposzem, mocno czerwone policzki, sześć drobnych piegów na nosie i dziwne, fiołkowe oczy. Cholera jasna ile ja bym dał, aby wyglądać jak koledzy z mojej klasy. Mieć chociaż zarys mięśni, zamast okrągłej dupy, wystających obojczyków, dużych malinowych ust. Przecież to powinny mieć tylko dziewczyny. Nawet te kościste kolana. Wszystkie moje cechy tworzą gruby mur, między mną, a byciem prawdziwym mężczyzną.
- Jak ja się kurewsko nienawidzę! - Wrzasnąłem, strącając fiolkę z jakimś perfumem matki. Westchnąłem zrezygnowany i pociągnąłem za swoje włosy.
Po przebraniu się w bluzkę z długimi rękawami w biało czarne paski, a na to luźną koszulkę ze znakiem satanistycznym, bo trzeba korzystać z tego, że rodziców nie ma, oraz najzwyklejsze czarne dresy z adidosia, poszedłem na dół do kuchni, zrobić sobie jakieś dobre śniadanie.
Hmm... msza będzie trwać mniej więcej godzinę, starzy potem jadą do sklepu, bo w końcu niedziela handlowa, czyli mam tak z dwie godzinki.
Zdecydowanie za mało czasu na bawienie się w wykwintne śniadania.
Wyciągnąłem więc z szafki małą patelnię, która akurat była pod wszystkimi dużymi patelniemi, przez co słyszeli mnie pewnie wszyscy sąsiedzi.
Wyjąłem wszystkie składniki potrzebne do jejecznicy oraz dwa cienkie plastry bekonu.
- Panie i panowie! Oto nastoletni mistrz gastronomii! Emil we własnej osobie. Powitajmy go! - krzyknąłem głosem radiowca - Oh, bo się zarumienię. Aby zrobić pyszne danie wystarczy tylko napierdolić jadalnych rzeczy i nie być idiotą. A teraz give me money, dziękuję. - odpowiedziałem sam sobie, robiąc lekki, księżniczkowaty ukłon.
Zacząłem nakładać bekon, a następnie jajecznicę na talerz. W pewnym momencie poczułem się strasznie słabo, patelnia wypadła mi z ręki, a ja sam delikatnie osunąłem się na ziemię, podpierając blatu.
- O, kurwa - szepnałem, kiedy po przetarciu rękawem twarzy, ujrzałem aż zbyt dużą ilość krwi. Chwiejnym krokiem doszedłem do toalety, aby zobaczyć się w lustrze.
Z mojego nosa wypływał cholerny potok.
- Cholera, ja chyba umieram - westchnąłem zrezygnowany, przykładając sobie papier toaletowy.
Kiedy krwotok ustał, poszedłem z powrotem do kuchni i zjadłem to, co udało mi się wcześniej nałożyć na talerz.
- Lewiatan! Jedzenie! - krzyknąłem w głąb domu i zaszeleściłem opakowaniem jego ulubionej karmy.
Od tego całego zasłabnięcia, kompletnie zapomniałem o tym byku.
Nie minęło dziesięć sekund, a w pomieszczeniu pojawił się biały, kudłaty piesek.
Jako iż stałem przed miską, patrzył to na mnie, to na jedzenie. Uśmiechnąłem się pewny, że Lewiatan podbiegnie najpierw do mnie, lecz ten jedynie mnie wyminął i zajął się jedzeniem.
- Tak to jest jak nie nakarmisz psa - mruknąłem z uśmiechem - Czyli co, Lewi, kochasz mnie tylko, jak daję ci jeść, co? - zaśmiałem się lekko i poklepałem go po głowie.
Poszedłem na górę do pokoju, spróbowałem rozczesać moje jeszcze nie do końca suche włosy, założyłem kolczyka z krzyżem i zgarnąłem smycz Lewiatana.
Wyszedłem z domu, uprzednio próbując odciągnąć psa od gumowego indyka, którego koniec końców musiałem ze sobą zabrać.
Szedłem w stronę małego lasu, patrząc na niebo, chmury oraz ptaki.
Co ze mną będzie?
Co stracę?
Tak czy inaczej najważniejsze jest to, żeby te jebane skurwysyny zapłaciły za to co zrobiły mojej siostrze.
Westchnąłem przeciągle i odpiąłem Lewiego od smyczy, żeby mógł się wyszaleć.
Pospacerowałem trochę w okolicy strumyka myśląc o wszystkim i o niczym. Ściskałem gumową zabawkę, próbując zagrać na niej piosenki, tak jak jakiś Koreańczyk z You Tube'a.
Nagle zamiast tego charakterystycznego dźwięku usłyszałem nasilający się pisk.
Złapałem się za głowę, krzywiąc nieznacznie.
W pewnym momencie, po raz kolejny dzisiaj z mojego nosa zaczęła lać się krew.
- Kurwa mać - syknąłem wycierając maź w rękaw bluzki.
Moje ciało stało się cięższe, zsunąłem się po drzewie starając sie zapanować nad urywanym oddechem.
Nagle przestałem słyszeć piski, ból ustał, a ja straciłem przytomność.
Kurwa, czy ja właśnie umieram w lesie, zostawiając psa na pastwę losu oraz z gumowym indykiem w ręce?
♥😈♥
21.02.2k20
Nominacja od _PsychoYaoistka_
1. Kurde, ja raczej nie kupuję książek. Ostatnia z 5 lat temu to chyba jakaś Emilia Piórko i zaczarowane lustro, czy coś takiego.
2. Nie pamiętam :((
3. Ostatnio nie mam czasu czytać, w dodatku trafiam na same słabe rzeczy (jak znacie jakieś fajne książki to napiszcie), a tak szczerze mówiąc to ostatnio śmiałam sie przy swoim YBB, kiedy zobaczyłam, że kiedyś pisałam "wkórwiony" XDDD
4. Oczywiście, że Milosc love gangi od Klarcia05
5. W poprzednim rozdziale oznaczałam, więc na razie chyba wystarczy ♥
Także miłego dnia/nocy/wieczoru
~ 2taurus2
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top