VIII. Jak się godzicie 2
Jace
Siedziałaś w bibliotece w jedynym miejscu gdzie mogłaś uczyć od szarej rzeczywistości. Usiadlaś S bujanym fotelu i zamknełaś oczy.
Najwidoczniej zasnelaś ponieważ obudzilas się gdy za oknami było już ciemno a ty sama byłaś przykryta swoim ulubionym kocykiem. Rozejrzalaś się po pomieszczeniu na drugim fotelu na przeciwko Ciebie siedział Jace. Usmiechnął się krzywo.
- Co chcesz? - burknełaś
- Chciałem Cię przeprosić, wiem że nie powinienem się narażać na niebezpieczeństwo ale nigdy nie miałem takiej osoby która się o mnie martwila...
- A Alec i Izzy?
- No tak ale oni wiedzieli że i tak ich nie posłucham więc po kilku razach sobie po prostu odpuscili - wzruszył ramionami.
- Okej wybaczam Ci ale musisz mi obiecać że nigdy więcej tego nie zrobisz.
- Obiecuję.
Jordan
Wybiegłaś na ulicę już w postaci wilka. Pobieglaś prosto do swojego domu i już w ludzkiej postaci weszłaś przez okno do swojego pokoju żeby nie obudzić swojego brata. Zamknełaś okno i już miałaś rzucić się na łóżko zalewając się płaczem ale przeszkadzał Ci w tym jeden fakt. Na łóżku siedział Jordan. Jak gdyby nic podeszłaś do szafki i wyciągnełaś z niej krótkie dresowe spodenki i lekką bluzeczka. Poszlas do łazienki żeby wziąść długi, gorący prysznic. Umylas żeby i ubralaś się w wybrane rzeczy. Wyszłaś mając nadzieję że Jordana nie ma już w twoim pokoju. Ale jak to się mówi... Nadzieja matką głupich. Głośno westchnelaś.
- Mógłbyś wyjść bo chciałabym pójść spac.
- Muszę z tobą porozmawiać, o nas... - przerwałaś mu.
- Jakich nas? Nigdy nie było naszego związku to była tylko iluzja w którą wierzyłam.
- Słuchaj mnie! To było moje zadanie które wyznaczył mi Preator Lupus.
- Yhm, a mi tu jedzie czołg i strzela - pokazalaś mu oko.
- Ale to prawda! Miałem zdobyć jej zaufanie żeby z nami współdziała. Nie chciałem Ci powiedzieć bo wiedziałem jak zareagujesz.
- Dobra wieżę Ci ale i tak będę miała Cię na oku. A teraz wyjdź przez okno chyba że chcesz abym się nie wyspala i żebyś obudził mojego brata...
Jonathana
Po tym jak pobieglaś z płaczem do pokoju zamknełaś je na klucz. Nie mogłaś uwierzyć że Jonathan to powiedział! Przebrałaś się w swoją piżamę, nie miałaś już siły na nic więcej i po prostu położyłaś się do łóżka. Po chwili usnełaś.
Obudzilaś się i postanowilaś się dziś ubrać inaczej. Ubrałaś czarne dresy i biały t-shirt. Zarzucilaś na to swoją długą bluzę. Włosy spielaś w wysokiego kucyka i tak zeszlaś na dół. Przywitałaś się z Jonathanem usciskiem ręki i lekkim uśmiechem. Wzielaś w rękę jabłko i wyszłaś pobiegać. Biegłaś już 3 kółko wokół jeziorka kiedy jakieś silne ręce oplotly twoją talię. Odwróciłaś się i napotkałaś smutne oczy swojego chłopaka. Był ubrany tylko w szorty.
- Czemu ubraleś się jak męska prostytutka?
- Przepraszam Cię za wczorajsze moje zachowanie, nie powinienem tak do Ciebie mówić... Wiem że chciałaś dobrze... Przepraszam Cię. Wybaczysz mi? - zapytał z nadzieją w głosie a ty na znak zgody pocałowalaś go w policzek i zaczełaś uciekać wołając:
- Wybacze Ci jak mnie zlapiesz!
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top