- 7 -

Mężczyzna wziął dwa głębokie wdechy, nim zadzwonił domofonem pod wskazany przez Jeongguka numer. Odczekał kilka sekund, a potem usłyszał głos byłej żony.

–  Halo?

– Haerin, wpuść mnie na chwilę.

– Jimin? Co chcesz?

– Wpuść mnie na chwilę – powtórzył, po czym rozległa się cisza. Kiedy był już pewny, że omega odłożyła słuchawkę i o nim zapomniała, drzwi wejściowe na klatkę się odblokowały.

Alfa znalazł się na drugim piętrze apartamentowca w mgnieniu oka i zastał byłą żonę chowającą się za drzwiami.

– Czego chcesz? – zapytała, nie siląc się nawet na „cześć”, choć Jimin i tak nie oczekiwał miłego powitania. Stanął przed byłą żoną, napierając na drzwi. – Nie wpuszczę cię, jestem zajęta. Mów, co chcesz i idź sobie.

– Chcę pogadać.

– Teraz? – parsknęła i w końcu spojrzała na niego. Zmarszczyła brwi. – Warga ci krwawi. Pobiłeś się z kimś?

– Co? Nie, nie – mruknął, przeklinając się w myślach za tą bójkę z Jeonggukiem w samochodzie. Jak wychodził to z ust przestała lecieć krew. Najwyraźniej niepotrzebnie ciągle zahaczał o przecięcie językiem. – Wpuścisz mnie?  To pilne.

– Jesteś nie w porę – powiedziała, co tylko utwierdziło alfę w przekonaniu, że pewnie nie zdążyła się jeszcze przebrać z fatałaszków, które miała na sobie dla kochanka. Na pewno była zajęta wydzwanianiem do niego. Dzięki Bogu Jeongguk miał wyciszonego smartfona i wibracje. – Jeśli chodzi ci o jakieś sprawy rozwodowe czy majątkowe, to kontaktuj się z moim prawnikiem. Nachodzenie mnie w mieszkaniu nie jest chyba potrzebne.

– Nie chodzi o majątek. Chodzi o… – zaczął, po czym się zawahał.

Haerin stanowczo nie chciała go wpuścić, a on nie chciał się przecież do niej włamać. Gdyby się uparła, mogłaby go o coś oskarżyć. Wystarczyłby monitoring sprzed budynku albo klatki schodowej. Te nieco droższe budynki w lepszych dzielnicach były naszpikowane kamerami od góry do dołu. Poza tym, gdyby wziął telefon tego durnia, jak nazywał w myślach nierozważnego młodszego alfę, Haerin zorientowałaby się, że te wszystkie dziwne rzeczy związane z jej randkami były winą byłego męża. Musiał to rozegrać tak, by nie wydać się podejrzanym.

– Jimin, nieważne, nie mam teraz… – odezwała się Haerin, kiedy przez dłuższą chwilę alfa nie mógł znaleźć słów na dokończenie wypowiedzi.

– Chodzi o te badania – wykrztusił w końcu, po czym zbladł, kiedy uświadomił sobie, co powiedział. Omega spojrzała na niego i na moment zamarła. Rozchyliła usta jak ryba, ale po chwili mrugnęła parę razy i odchrząknęła. – Nie wiem, czy klatka to dobre miejsce na taką rozmowę –  dodał szybko, wyczuwając jej moment słabości.

Haerin zmierzyła go zmęczonym wzrokiem, a po chwili kiwnęła głową i pozwoliła mu wejść do mieszkania.
Nie był z siebie dumny. Wykorzystywał właśnie jej słaby punkt, by naprawić to, co udało się zjebać Jeonggukowi. Jednocześnie rozgrzebywał też swoją ranę, która nie zdążyła się jeszcze nawet zagoić.

Wszedł do środka, gdzie poczuł mieszające się zapachy brzoskwiń i paczuli. Ten drugi był słabo wyczuwalny, ale bez problemu dało się rozpoznać w nim zdenerwowanie i podniecenie. Czy Haerin też tak wyraźnie to czuła? Jej owocowa woń momentalnie stała się kwaśna na samo wspomnienie o badaniach.

Kiedy stanęła przed nim, nie chowając się dłużej za drzwiami, zobaczył w końcu, w co się ubrała. Spod szlafroka wystawały jej głównie pończochy, ale i tak to jej makijaż oraz biżuteria były dość znaczące. Odwrócił wzrok, choć kiedyś godzinami podziwiał jej kształty oraz drobne niedoskonałości. Omega okryła się szczelniej materiałem i poprowadziła byłego męża do salonu.

– Mów, o co chodzi – powiedziała, kiedy stanęli twarzą w twarz. Jimin wiedział, że jeśli będzie nieruchomy jak słup soli, nie odzyska telefonu. Musiał przejść do sypialni. W głowie słyszał głos Jeongguka, który tłumaczył mu, że sypialnia jest za białymi drzwiami odchodzącymi od salonu. Te z oknami były do łazienki. Jimin widział je przed sobą, więc sypialnia była za nim.
Musiał grać na zwłokę. Zaczął się rozglądać po salonie. Zrobił kilka kroków to w lewo to w prawo, by ustawić się wprost do szukanych drzwi.

– Nieźle się urządziłaś – powiedział, dotykając jednej ze szklanych figurek na półce nad telewizorem. Haerin cofnęła się, kiedy Jimin znów obszedł kawałek jej pokoju. – Chyba chciałaś, by nic nie przypominało ci o naszym mieszkaniu, prawda?

– Słuchaj – westchnęła, powoli tracąc cierpliwość. – Jeśli przyszedłeś sobie pooglądać, to możesz już wyjść, bo nie będę tego tolerować. Jestem dziś za…

– Zajęta, tak wiem – dokończył za nią, nie spuszczając oczu z białych drzwi. – Zajęta czekaniem na jakiegoś fagasa. Spoko. Już mnie to nie obchodzi. Jesteśmy po rozwodzie, więc to nie zdrada, a po prostu dobra zabawa, co nie?

– Nigdy cię nie zdradziłam – odparła, zaciskając szczękę w przypływie złości. Brzoskwinie jakby stały się ostrzejsze. – Już o tym rozmawialiśmy setki razy. To nie moja wina, że mi nie wierzysz. Kurwa, serio, Jimin. Wyjdź. Nie mam ochoty z tobą gadać. Po co ja cię w ogóle wpuściłam?

– Bo jest coś, co nadal cię przeraża – powiedział, na chwilę przenosząc wzrok na byłą żonę. –  Badania.

– One są już nieważne.

– A właśnie, że ważne – parsknął lekko i powoli obszedł pokój, by znów stać tyłem do sypialni. Przez to był bliżej pokoju, do którego musiał się dostać. – Bo w nich jest właśnie twoje kłamstwo, Hae. To kłamstwo, które zniszczyło nasze małżeństwo.

– O czym ty pierdolisz? Jakie znowu kłamstwo? Nasze małżeństwo się rozpadło, bo byłeś zawsze aroganckim bucem zapatrzonym w siebie, który nie dopuszczał myśli o tym, że może być niedoskonały – powiedziała, powtarzając jedynie te wszystkie obelgi, które słyszał już setki razy. – Dlatego o wszystko obwiniałeś zawsze mnie! Bo przecież jak coś się sypie, to winna musi być omega, prawda? Alfy są zbyt idealne na jakiekolwiek pomyłki. A ja, jak idiotka, tyle lat bezgranicznie cię kochałam…

– A jednak ta wielka miłość nie przeszkodziła ci w okłamaniu mnie. No nie patrz tak na mnie, Hae. Okłamałaś mnie, by mnie szantażować emocjonalnie, byś mogła mówić, że z nas dwóch to ja byłem tchórzem, a nie ty – odparł najchłodniej, jak potrafił. Miał tu tylko przyjść po telefon tego dzieciaka, a tymczasem mówił to, czego nie chciał nigdy wyznać. Bo po co? Kiedy rozgryzł jej kłamstwo, było już za późno na cokolwiek. Teraz nie mógł powstrzymać słów, ale skłamałby, mówiąc, że nie czerpał przyjemności z oglądania jej malującego się na twarzy przerażenia.

Korzystając z tego, że jego słowa na chwile ją zamroczyły, wycofał się pod samą ścianę i chwyciwszy klamkę po lewej, wszedł do sypialni. Nie zdążył jednak dobiec do etażerki, na której leżał telefon, bo omega wparowała do pokoju, jak tylko się zorientowała, co się dzieje.

– Wyjdź stąd!

– Dlaczego? Ty zbezcześciłaś nasze łóżko, to ja przyszedłem sobie zobaczyć, na czym teraz śpisz. O ile w ogóle potrafisz zasnąć po tym, co mi zrobiłaś.

– Myślisz, że to ty jesteś tu poszkodowany, tak? – odparła, a z jej głosu sączył się jad. Brzoskwinie nie były już ani trochę słodkie. – Cały czas zwalałeś to wszystko na mnie! Nie chciałeś nawet słuchać o tym, że to może być twoja wina! Ciągle tylko „zrób coś z tym”, jakby to, kurwa, ode mnie zależało! – krzyknęła, a w jej oczach zgromadziły się łzy.

– Nigdy nie powiedziałem ci w twarz, że to przez ciebie! Mówiłem tylko, że to nie leży po mojej stronie, kurwa. Badania wskazują…

– W dupę sobie wsadź te badania! Badania robią głównie omegi, właśnie przez takich chujów, jak ty! Dlatego to jest zawsze nasza wina! Bałeś się po prostu prawdy – krzyczała dalej, rozmazując swój makijaż słonymi łzami, zapominając o zsuwającym się jej z ramienia szlafroku.

– To tak samo, jak ty – odparł, a kiedy kobieta odwróciła się po opakowanie chusteczek, chwycił za telefon leżący zaraz koło niego na stoliku i wpakował go sobie do kieszeni z bijącym sercem. – Ty też się bałaś. Nie czyni cię to lepszą ode mnie.

– Wyjdź stąd!

– Jesteś tak samo zepsuta i egoistyczna jak ja. Dlatego okłamałaś mnie, mówiąc, że zrobiłaś badania na płodność. Pomachałaś mi kopertą z wynikami przed twarzą! A w kopercie było co? Pusta kartka? –  parsknął, czując, jak jemu samemu chce się płakać. – Wystarczył jeden telefon do kliniki, by dowiedzieć się, że nigdy nie było u nich Park Haerin, ani nawet Choi Haerin, jeśli użyłabyś panieńskiego.

– Wypierdalaj z mojego domu! – wrzasnęła po raz kolejny, więc Jimin wyszedł z sypialni.

Przechodząc przez resztę pokoi, myślał o dniu, kiedy pokazała mu kopertę. Pamiętał dokładnie, jak go zmroziło, gdy powiedziała, że jej nie otworzy.

– Zrobimy tak, że teraz ty pójdziesz na badania. A potem otworzymy te koperty razem. Jednocześnie.

Odmówił. Bał się. Zrobił jej awanturę, żeby pokazała mu wyniki od razu, a ona wtedy powiedziała, że chce rozwodu. Mimo tego, że Jimin wiedział, iż katastrofa się zbliża, nie sądził, że naprawdę może usłyszeć od niej, iż chce odejść. Przez kolejne miesiące czuł się jak śmieć. Sprawa rozwodowa trwała w najlepsze, a on przyjmował ciosy w sądzie i podpisywał papiery o unieważnieniu ich małżeństwa. Kiedy w końcu odważył się zapisać na badania, odszukał namiary na klinikę Haerin tylko po to, by dowiedzieć się, że jego żony nigdy tam nie było.

Początkowo chciał urządzić jej piekło. Okłamała go. Zaszantażowała. Oczyściła się z poczucia winy i wszystko zrzuciła na jego tchórzostwo, a prawdą było, że byli tacy sami. Tak samo bali się prawdy. Nie potrafili być ze sobą i dla siebie w tych momentach, kiedy byli sobie najbardziej potrzebni. Zawiedli się na wszystkie możliwe sposoby.

Nie mówił jej wcześniej, że wie o jej kłamstwie, bo nie czuł do niej już nic poza nienawiścią. Chciał jej zrobić na przekór tak bardzo, że dawał pieniądze jej kochasiowi za trzymanie penisa w spodniach. Gdyby tylko nie przyłapał ich wtedy w łóżku… W tym samym łóżku, w którym tysiące razy mówił jej, jak bardzo ją kocha. W tym samym łóżku, w którym wiele razy starali się o dziecko. Początkowo śmiejąc się z tego, że muszą chyba to robić częściej. Później robili to z automatu. Kiedy w kalendarzu widniało przypomnienie o owulacji czy rujce, brali się do roboty, nawet jeśli nie chcieli. Aż nie stało się jasne, że coś jest nie tak. W tym łóżku pierwszy raz się o to pokłócili i w tym łóżku przytulał ją do siebie, kiedy płakała, myśląc, że wszystko stracone. Czy tylko dla niego było to miejsce, w którym mogli wspólnie popłakać, kochać się, złościć i w końcu – mieć tu zawsze największą nadzieję na to, że w końcu się uda?

– Jimin – powiedziała, kiedy alfa naciskał już na klamkę, by wyjść z jej apartamentu.

Gdy się odwrócił, zobaczył, jak czarny tusz spłynął jej na policzki. Kiedyś odruchowo starłby jej łzy i powstrzymał tę masakrę z makijażu. Teraz nie czuł nic poza odrazą.

– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – zapytała, mrużąc oczy, bo najpewniej dopiero teraz pomyślała o czymś tak oczywistym. Jimin zaśmiał się i otworzył drzwi.

– Jak widać, wiem więcej, niż byś chciała – powiedział i wyszedł.

Wsiadł do samochodu i rzucił Jeonggukowi na kolana telefon.

– Kurwa, już myślałem, że stamtąd nie wyjdziesz.

Jimin odpalił silnik. Przez chwilę jechali w ciszy, choć w głowie alfy odbijał się głos jego żony. Miał na dziś serdecznie dość.

– Lubisz whisky? – zapytał nagle, a Jeongguk spojrzał na niego zaskoczony.
Po niedługiej chwili młodszy kiwnął głową.

Propozycja starszego alfy z jednej strony zaskoczyła Jeongguka, ale z drugiej – pomyślał on, że to dobra okazja, by przestali zachowywać się jak nadpobudliwi gówniarze z przerostem ego i w końcu zakopali topór wojenny. Jakkolwiek by to nie brzmiało – na tej bitwie, chcąc nie chcąc, walczyli wspólnie. To prawda, że młodszy nie przepadał za brunetem, jednak nie chciał, by do rozbitego łuku brwiowego i podbitego oka dołączył, na przykład, skręcony kark czy połamany kręgosłup.

– Czego szukasz? – zapytał zdezorientowany chłopak, machając swoimi długimi nogami.

Siedział właśnie na pralce w łazience Jimina, a jego wzrok podążał za każdym ruchem mężczyzny, który zawzięcie szperał po szafkach, wyciągając rzeczy, o których najprawdopodobniej zapomniała Haerin. Kilka wałków do włosów, spinka z drobnymi diamencikami, wysłużona zalotka, puste opakowanie po kremie… Wszystko to lądowało w koszu.

– Tego – odpowiedział dumnie, podstawiając mu pod oczy opakowanie plastrów i buteleczkę wody utlenionej.

– Będziemy się bawili w doktora i pacjenta? – zapytał ironicznie Jeongguk, uśmiechając się pod nosem.

Jimin westchnął cicho, ze zrezygnowaniem kręcąc głową. Młodszy widział, że odkąd ten wrócił z mieszkania Haerin, nie był już taki, jak wcześniej. Zamiast złości w jego zapachu można było wyczuć smutek, jakąś niepewność i rozgoryczenie. Chłopak nie chciał jednak pytać, co takiego się stało. Czuł, że to nie był odpowiedni moment, a on nie był odpowiednią osobą do tego rodzaju zwierzeń.

– Ta, zrobię ci kolonoskopię. Wiesz chociaż co to jest? – zapytał, sięgając po wacik, na który wylał odrobinę wody.

– Nie sądziłem, że kręci cię oglądanie wnętrza jelita grubego – mruknął Jeon, jednak szybko przerwał swój wywód. Skrzywił się, zaciskając oczy, gdy mężczyzna przyłożył wacik do jego łuku brwiowego.

– Nie sądziłem, że jesteś aż taki delikatny.

Chłopak syknął cicho, ponieważ przez kontakt z wodą utlenioną rozcięcie na skórze lekko go piekło. Było ono dość głębokie, ale rana już powoli zasychała.
Jeongguk postanowił, że lepiej będzie, jak przez chwilę pomilczy. Zdziwiony patrzył na nieduże dłonie starszego, śledząc dokładnie to, co właśnie robiły. W pewnym momencie nie mógł złapać oddechu, gdyż palce Jimina nagle zacisnęły się na jego podbródku tylko po to, by przestał ruszać głową, podczas gdy on chciał przykleić mu plaster. Jeon nie wiedział, czy ta dziwna reakcja została wywołana przez strach, czy coś całkiem innego.

– Kurwa, boję się zapytać, jak reagujesz na prawdziwe badania. Oddychaj, nie chcę mieć trupa w mieszkaniu – burknął starszy, przyglądając się bladej twarzy chłopaka.

Przez kilka sekund stał przed nim w bezruchu, dopóki Jeongguk nie odchrząknął. Zaraz potem młodszy zeskoczył z pralki, drapiąc się nerwowo po głowie. Panikował. Intensywnie myślał nad tym, że Jimin może jednak chciał mieć trupa w łazience, a obecnie tylko zgrywał normalnego, by uśpić jego czujność, albo że nagle dostał jakichś wyrzutów sumienia i w jego głowie pojawiły się ostatnie oznaki wyrozumiałości względem niego.

– Mogłem sam przykleić – powiedział niepewnie, uderzając się mentalnie w policzek przez swoją elokwentną wypowiedź.

– Mogłeś też nie dawać dupy mojej byłej i znaleźć inną pracę – prychnął Jimin, patrząc w duże lustro. – Powiedzmy, że wyglądałeś tak żałośnie, iż postanowiłem zrobić to za ciebie – mruknął, sięgając po nowy wacik.

Oczyścił pobieżnie także swoją ranę, po czym ruszył w kierunku salonu. Tam otworzył niewielki barek, wyjmując z niego swój ulubiony trunek, na który przecież zaprosił młodszego. W sumie sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Może potrzebował tego wieczoru towarzystwa kogoś, kto nie wie o nim więcej, niż powinien? Kogoś, kto jest za młody na jego problemy? Kogoś, kto do końca nie bierze życia na poważnie?
Alfa kątem oka zerknął, czy młodszy poszedł za nim, a gdy upewnił się, że ten siedzi już na swoim „stałym” miejscu, udał się po kryształowe szklanki do whisky, na które wydał fortunę.

– Mam inną pracę – odezwał się w końcu Jeongguk, gdy Jimin postawił przed nim alkohol. – Jestem barmanem w miejscu, w którym zobaczyła mnie Haerin.
Starszy spojrzał na niego zaskoczony, przechylając szklankę z bursztynową cieczą, którą wcześniej rozlał. Uśmiechnął się pod nosem, gdy młodszy alfa zrobił to samo, ale lekko się skrzywił na smak whisky.

– Myślałem, że byłeś tam w formie rozrywki, a nie pracy.

– Najwidoczniej myślenie nie jest twoją mocną stroną – burknął Jeon, jednak szybko zmienił temat, by Jimin nie zdążył się zdenerwować. Przecież chciał zakopać topór wojenny, a nie jeszcze bardziej go rozjuszyć. – Może cię to zaskoczy, ale nie jestem typem, który nigdy nie widział większej sumy pieniędzy od tej, którą mi oferujesz. W każdym momencie mógłbym zakończyć spotykanie się z tymi nieszczęśliwymi omegami, ale nie chcę. Jest spoko, oprócz seksu dostaję pieniądze, które się przydają. To dla mnie dobry układ, tym bardziej że żadna z nich się nie narzuca. No, może oprócz Haerin, ale to raczej twoja wina. I moja. Po części.

– Nie uważasz tego za uwłaczające?

– Nie. Żyjemy w czasach, w których nie ma już moralności. Zresztą ja nie mam akurat się czego wstydzić – nie zdradzam męża i nie szukam kochanków, by na nowo zbudować poczucie własnej wartości. Jestem młody i po prostu się bawię, dostając za to kasę. Może dla takich panów w średnim wieku jak ty, to uwłaczające, ale nie dla mnie. Jest fajnie – powiedział spokojnie chłopak, ponownie przechylając szklane naczynie z trunkiem.

Gorzkawa ciecz została na jego ustach, dlatego przejechał po nich językiem, przeczesując palcami za długie już włosy. Czuł na sobie wzrok starszego alfy, ale starał się go ignorować.

Nie do końca zgadzał się z tym, co powiedział. Przecież nie chciał, by ktokolwiek inny dowiedział się o jego dodatkowej „fusze”, dlatego nieprawdą było stwierdzenie o braku wstydu.

– Ta, może faktycznie kiedyś było więcej ludzi z zasadami – burknął w odpowiedzi Jimin, rozsadzając się wygodniej na fotelu.

– Mam zasady.

– Wiem, nie wybierasz panienek, które nie są w twoim typie i nie schodzisz poniżej pewnej kwoty.

– Nie nudzi ci się ciągłe czepianie o to samo? W życiu są też inne wartości, hyung.

– Hyung? No proszę – mężczyzna powtórzył zdziwiony po swoim gościu, coraz uważniej mu się przyglądając.
Okazało się, że miewał on dni, w których potrafił mówić z sensem.

– Zresztą, czy to ważne, jak wyglądam w oczach innych? Ważne, że sam wiem, jaki jestem – mruknął młodszy, ignorując zdumienie drugiego alfy.

Powoli męczyły go ciągłe docinki Jimina. Nie podobało mu się to, że nazywał go „prostytutką” czy „chłopcem do towarzystwa”, jednak wiedział, iż każdy jego kontratak sprawi, że wszystko tylko się skomplikuje. Musiał nauczyć się gryźć w język w obecności tego mężczyzny.

– A jaki jesteś? – zapytał nagle starszy, zbijając Jeongguka z tropu.

– Normalny. Może nawet trochę nudny. Dużo się uczę, bo zależy mi na studiach. Mam tylko jednego przyjaciela, który jest trochę ułomny, ale najlepszy pod słońcem. No i, jak już wiesz, sporo pracuję. Tyle. Mógłbyś w końcu przestać patrzeć na mnie pod kątem dziwki, za którą mnie masz.

Jimin milczał. Wyglądał, jakby mocno się nad czymś zastanawiał. Dopiero po dłuższej chwili pokiwał delikatnie głową; prawie że niezauważalnie.

Od dawki alkoholu, który powoli buzował w jego krwi, zrobiło mu się gorąco, dlatego zdjął swoją marynarkę, zawieszając ją na oparciu fotela, i krawat, który rzucił gdzieś za siebie.

– Co studiujesz? Stosunki międzynarodowe? – powiedział po chwili alfa, uśmiechając się głupkowato. Jeongguk spojrzał na niego zażenowany, wypijając resztki whisky ze swojej szklanki.

– To miał być żart?

– No… tak.

– Jesteś w tym cholernie do dupy, zdajesz sobie z tego sprawę?

– Wcale nie.

Jeon westchnął, patrząc na kryształową karafkę. Jimin szybko podchwycił jego wzrok, po czym rozlał im jeszcze więcej alkoholu.

– Weterynarię.

– Nauczyłeś się już czegoś pożytecznego?

– No jasne. Chociażby tego, że tak naprawdę zwierzęta w niczym się od nas nie różnią. Kierują się instynktem – atakują, kiedy są zagrożone i stają się oddane, gdy poczują się bezpiecznie. Nie jesteśmy wyjątkowi pod tym względem. Mamy wbudowane te same mechanizmy. Trochę beznadziejnie, no nie?

– Możliwe.

Znowu zapadła cisza. Oboje sączyli bursztynowy trunek, wymieniając między sobą ukradkowe spojrzenia. Czuli się dziwnie w swoim towarzystwie – ten wieczór wyglądał zupełnie inaczej bez docinków dosłownie na każdym kroku, denerwujących problemów i dawania upustu emocjom w tak głupi sposób, jak rzucanie się na siebie z pięściami. Okazało się, że mimo wszystko potrafili ze sobą rozmawiać. A przynajmniej w końcu próbowali to zrobić. Początki nigdy nie były łatwe, tym bardziej, gdy znajomość zaczęło się w… tak nietypowy sposób.

– Może teraz moja kolej na przeprowadzenie wywiadu? – Jako pierwszy tę denerwującą ciszę między alfami przerwał młodszy.

Nienawidził, gdy było tak wiele tematów do rozmów, ale poruszenie każdego z nich mogło wywołać niemałą apokalipsę. Postanowił jednak zaryzykować.

– Nie odpowiem na żadne głupie i niekomfortowe pytania. Nadal cię nie lubię.

– I vice versa, ale chciałbym wiedzieć, z iluletnim dziadkiem rozmawiam. No, nie patrz tak na mnie. Lepiej powiedz, ile masz lat.

– Hyung.

– Hyung.

– Pełnym zdaniem.

Jeongguk przewrócił oczami, podkurczając swoje nogi pod brodę. Objął je rękoma, wpatrując się w drugiego alfę. Wydawało mu się, że był on blisko trzydziestki, albo ledwo co ją skończył.

– Ile masz lat, hyung?

– Trzydzieści cztery.

– O kurwa. Czyli to prawda, że jedną nogą jesteś już w grobie.

– Zaraz ty możesz być w nim obiema.

Chłopak zaśmiał się głośno, analizując ukradkiem twarz Jimina. Niewątpliwie był przystojny. Miał ładne, duże usta, niewielki nos i wyraziste oczy. Jego żuchwa była dobrze zarysowana, a skóra wyglądała na bardzo zdrową. On i Haerin idealnie pasowali do siebie pod względem wizualnym.

– Nie śpieszy mi się, mam dopiero dwadzieścia jeden lat – powiedział, przykładając dłonie do swojej twarzy, jakby chciał ją zareklamować, tak jak robią to modelki w reklamie po zastosowaniu superdobrego kremu przeciwzmarszczkowego.

– Ledwo odstawiłeś mleko matki. Nie dziwi mnie, dlaczego jesteś taki niedojrzały. Miałeś w ogóle kogoś przed swoim „biznesem”? Umiesz się obchodzić z tymi swoimi klientkami?

Jeongguk przygryzł policzek, tracąc powoli humor. Nie lubił rozmawiać o związkach, tym bardziej z osobą, która właśnie się rozwiodła i sama do końca nie potrafiła sobie wszystkiego poukładać.

Jedno było pewne – w życiu każdego człowieka w końcu przychodził taki moment, w którym nikt nie chciał już dłużej mierzyć się ze wszystkim w pojedynkę. Im więksi byliśmy, tym większe problemy czyhały na naszych drogach, które zazwyczaj bywały kręte. Jeongguk nie wiedział, czy to kwestia „dojrzałości”, czy poznania nowych wartości, ale z czasem i on zaczął potrzebować bliskości. Nie tylko tej cielesnej. Nieświadomie szukał jej na zbyt wiele sposobów. Zazwyczaj lubił tę swoją domniemaną samotność, ale doszedł do wniosku, że chyba dobrze jest mieć kogoś „bliższego”.

Dobrze byłoby poznać kogoś, kogo nasza podświadomość chciałaby uczynić „bliższym”.

– Nie twój zasrany interes. Koniec rozmów o mnie i tak za dużo powiedziałem.

– Czyżbym uderzył w twój czuły punkt?

– Nie chciałbyś, żebym zrobił to samo.

Mężczyźni patrzyli na siebie gniewnie, powoli wracając do poprzedniego etapu tej znajomości. Ich trudne i zmienne charaktery czekała długa droga, jeżeli nadal chcieli żyć w zgodzie, a może nawet zacząć się lubić. Albo tolerować.

– Nie wiem, czy zniosę cię na trzeźwo, dzieciaku.

– Czuję dokładnie to samo, stary bucu.

– Nachlejmy się dziś jak świnie. Mam dość tego dnia.

– To brzmi jak dobry plan – odpowiedział Jeongguk, chwytając swój telefon w dłoń.

Ciągle pojawiały się nowe wiadomości od zdenerwowanej Haerin, ale nie chciał mówić o nich Jiminowi. Podświadomie czuł, że alfa ma dosyć wspominania o swojej byłej żonie i chciał to uszanować.


|Proszę wszystkich o modlitwę za współtwórczynię tego ff - Jiminises, która CIĄGLE NIEUSTANNIE WCIĄŻ robi sobie krzywdę. Mam nadzieję, że obie dożyjemy końca tego opowiadania 😂😂 Amen. |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top