- 5 -
Telewizja nie bez powodu była na wymarciu. Przez godzinę Jimin gapił się na film reklamowany jako „super hit" i starał się nie zasnąć. Młodszy alfa, grzejący kanapę naprzeciwko, był tak samo znudzony. Żeby tego było mało, przez większość czasu się do siebie nie odzywali. Jeongguk raz powiedział tylko, że Haerin próbuje się do niego dodzwonić, ale Jimin kazał mu za każdym razem się rozłączać. W sumie zadzwoniła cztery razy.
– Wątpię, że po dzisiejszym jeszcze się do mnie odezwie.
– Odezwie – odparł krótko starszy. Jego była omega potrafiła walczyć, jeśli na czymś jej zależało. Wiedział o tym aż za dobrze.
Znów zapanowała cisza, przerywana jedynie kwestiami aktorów z plazmy na ścianie. Jimin zauważył, że Jeongguk zaczął się rozglądać po mieszkaniu. Jak pójdę do toalety, to mi coś zwinie – pomyślał. Wzrok młodszego na dłużej zatrzymał się na książkach, a potem na pustej misce dla kota, która zalegała w kącie. Haerin zostawiła mężowi perską kotkę, będącą prezentem, który zażyczyła sobie na trzydzieste urodziny. Teraz leniwy pupil leżał albo w swoim ulubionym kącie w kuchni, albo chował się pod łóżkiem.
Musiały minąć kolejne ciągnące się w nieskończoność minuty, by zaszła między nimi jakaś interakcja.
– Czy ja nie kojarzę skądś Haerin? – zaryzykował pytaniem Jeongguk, łamiąc zasadę „żadnych pytań". – W sensie, czy nie jest jakąś influencerką, czy coś?
– Aktorką.
– Aktorką?
– Nie sprawdziłeś jej sobie wcześniej? – zdziwił się Jimin, którego ton wypowiedzi sugerował jeszcze większe rozczarowanie. A już był skłonny stwierdzić, że chłopak przed nim nie może się bardziej pogrążyć. – Myślałem, że wybierasz sobie klientki według jakiegoś pojebanego schematu.
– Schematu? – parsknął.
– Umiesz tylko powtarzać słowa jak papuga, czy potrafisz wykrztusić z siebie coś więcej? – powiedział Park, zaraz karcąc się w myślach za ten lekki wybuch złości. Powinienem się zamknąć i nie wdawać z tym gówniarzem w żadne dyskusje – powtarzał sobie, ale słowa same cisnęły się na język. – Gra głównie w serialach. Może raz miała rolę w filmie kinowym, ale nie jakąś znaczącą. Instagram też chyba prowadzi. Reklamy maseczek, kremów i tych innych gówien... – zaczął, ale postanowił nie kontynuować. Zamilkł i wlepił wzrok w scenę akcji, która rozgrywała się na telewizorze.
Znów cisza. Jeongguk siedział zdenerwowany ciągłymi prztyczkami od Jimina, a Jimin mentalnie walił głową w ścianę.
– Nie mam schematu – odezwał się po dłuższej chwili młodszy alfa. – Muszą mi się podobać i płacić tyle, ile jest w ogłoszeniu. Cała filozofia.
– Muszą się podobać – zaśmiał się starszy. – Wybredny jesteś. Nie wiedziałem, że w tym zawodzie ma się coś do gadania, jeśli chodzi o to, gdzie się wkłada.
– Słuchaj – zaczął Jeongguk, odwracając się na kanapie tak, by siedzieć zupełnie na wprost Jimina. Zapach paczuli unosił się w powietrzu i zawierał ostre nutki. Komuś podniosło się ciśnienie. – Płacisz mi za siedzenie na dupie, więc to chyba z tobą jest coś nie tak. I nie myśl sobie, że za te kilka stów dam się obrażać do końca tego beznadziejnego wieczoru. Ostatnio przywaliłeś mi tylko dlatego, że wziąłeś mnie z zaskoczenia, ale chętnie ci oddam.
Jimin roześmiał się szyderczo, bo nawet jeśli na pierwszy rzut oka mógł wydawać się fizycznie słabszy od alfy przed sobą, to nie należał do osób, które łatwo odpuszczają. Które odpuszczają w ogóle.
– Duma skomle, bo wypierdoliłem cię za drzwi? A co miałem kurwa zrobić, huh? – zapytał retorycznie, a walka na wściekłe spojrzenia dopiero zaczęła się rozkręcać. Opium wymieszało się z paczulą i teraz obie wonie biły się o to, która będzie intensywniejsza. Jimin miał wrażenie, że aromat prawie nieznajomego chłopaka przesiąka przez jego ubrania.
– Mogłeś, no nie wiem, olać to? To twoja była, do cholery. Może i ja jestem młodszy, ale to ty musisz chyba dorosnąć – powiedział, wstając nagle z kanapy.
Dopadł do klamki od balkonu i bez pytania wyszedł, by zapalić. Jimin w tym czasie poszedł do łazienki. Początkowo tylko bardziej rozdrażniły słowa go młodszego. Co on kurwa może wiedzieć? Nie miał zamiaru się jednak tłumaczyć. Minęła chwila, aż się uspokoił. I tak miał wydać pieniądze na tego dzieciaka, więc mogliby przynajmniej pomilczeć. Kłótnia czy obijanie się po mordach niczego by nie zmieniły. Los chciał, że ten wieczór spędzali razem, oglądając jakiś kicz w telewizji. Mogli wyjść ze spotkania z migreną albo bez szwanku.
Gdy Jimin wrócił do salonu, Jeongguk właśnie zamykał za sobą wejście na balkon. Usiedli na swoich miejscach. Film powoli się kończył. Nie wiedzieli nawet, jaki miał tytuł.
Starszy starał się nie patrzeć na alfę, z którym jego żona postanowiła zbezcześcić ich święte miejsce, ale ciekawość wygrała. Już w pubie miał okazję przyjrzeć się młodzieńczej twarzy, która kontrastowała z nieźle zbudowanym ciałem, więc dziś ograniczył się do pojedynczego, ciekawskiego spojrzenia.
Może on też czuje się tu tak samo źle, jak ja? – zastanowił się Jimin, choć to była nieproszona myśl. Łatwiej byłoby im się nie lubić albo tolerować, ale jednocześnie czuć wewnętrzną złość. Z jednej strony nie chciał wchodzić w buty innego alfy, a w szczególności nie tego. Miał swoje problemy. Z drugiej strony – pytania same układały się w jego głowie. To nie tak, że Jimin nie wiedział o istnieniu bardziej ekskluzywnych kurtyzan do towarzystwa, ale w jego przekonaniu osoba, która w ten sposób zarabiała, musiała być... biedna. Taki obraz powstawał, kiedy myślał „prostytutka": niezamożna, zmuszona do tego zawodu omega, której życie się wali, ale jakoś musi wykarmić dzieci. Jeongguk nie pasował do tego wyobrażenia. Był bardzo młody, przystojny i, jak widać – nie brakowało mu dzianych klientek. Jimin był zwyczajnie ciekawy, czemu ktoś taki postanowił za pieniądze pieprzyć zdesperowane, stare baby zamiast chociażby pobawić się w kelnerowanie. Będąc na studiach, Jimin dorabiał jako sprzedawca lemoniady na rynku. Co więc zaważyło na decyzji, że siedzący na kanapie, obrażony alfa wybrał tę dość nieoczywistą ścieżkę?
– Znowu dzwoni – powiedział nagle Jeongguk i Jimin zerknął na trzymany przez chłopaka telefon. A jakże – z motywem jabłuszka na obudowie. Ostatkiem sił powstrzymał się, by nie zapytać, czy obciągnął komuś za „ajfona". – Rozłączyć?
– Odbierz i powiedz, że coś ci wypadło.
– Co?
– Cokolwiek. Nie wiem, brata masz w szpitalu albo babcia ci umiera.
Jeongguk przewrócił oczami, ale odebrał, siląc się na przeprosiny i uspokajający ton. Jimin słyszał głos Haerin po drugiej stronie słuchawki. Pytała, czy w takim razie będzie miał dla niej czas w przyszłym tygodniu. Młodszy alfa spojrzał wtedy w oczy starszego.
– Myślę, że znajdę dla ciebie jakiś wieczór – odparł i wstępnie umówił się z omegą na piątek. Potem schował smartfona do kieszeni. – Rozumiem, że kolejny weekend zaczniesz w doborowym towarzystwie? – zwrócił się do Jimina, rozsiadając się wygodniej na kanapie. Park przełączył im program, bo napisy końcowe nie należały do najciekawszych. – Kupię sobie na za tydzień jakieś piwo, bo inaczej nie wytrzymam tu dwóch godzin z tobą.
– Zapomnij. Nie będę znosił twojego pijaństwa.
– Z tego co pamiętam, herbaty też nie zaproponowałeś.
– I nie zaproponowałem też, byś mówił mi na „ty". Hyung dla ciebie.
– Nie zaproponowałeś herbaty, dupku – odparł młodszy, ale Jimin nie miał zamiaru wdawać się w żadne głupie przepychanki i pyskówki. – No co? Może będę miał w piątek dobry humor i tobie też kupię jedną butelkę czegoś, co trochę by cię rozerwało, sztywniaku. Rozumiem, że jesteś starszy, może nawet jedną nogą już w grobie, ale to, co się tu dzieje, to jakaś kurwa paranoja.
– Po prostu siedź i oglądaj telewizję.
– Jeszcze jeden film z Nicolasem Cagem i serio, nie wytrzymam tu.
– To włącz sobie, kurwa, PlayStation i nie marudź – mruknął Jimin, mając już po dziurki w nosie młodszego. Dopiero co karcił się za myślenie o nim we wszystkich złych kategoriach, ale wychodziło na to, że nie było sensu zmieniać nastawienia.
– Masz PlayStation, a my, kurwa, oglądaliśmy przez godzinę to gówno? – zapytał, wskazując na telewizję. – Żartujesz?
Jimin westchnął, odchylił głowę do tyłu i policzył do trzech.
– Mam wrażenie, że myślałeś, iż przyjdziesz tu sobie jak na imprezę. Powitam cię szampanem, zaproponuję gorącą kąpiel, a potem pobawimy się w karaoke – wyliczał, a mina Jeongguka stawała się tylko bardziej irytująco obrażona. – Nie. Jesteś tu jako pracownik, a ja jako szef, jasne? Płacę ci za siedzenie tu. Tu. W tym mieszkaniu. W tym salonie. Na przyjemności będziesz miał czas po pracy, dociera?
Chyba obaj mieli dość. Byli zmęczeni swoją obecnością i nicnierobieniem. Ich zapachy były drażniące, a niezręczność wręcz namacalna, tak samo, jak złość. Atmosferę można było kroić nożem. Jimin w końcu wziął na kolana laptopa i zanurzył się w odmętach Internetu, a Jeongguk wyszedł dwa razy zapalić. Posiedział chwilę na telefonie, aż nie wybiła dwudziesta trzecia. Haerin zazwyczaj kładła się już o dziesiątej, więc najprawdopodobniej randka na dobre spaliła na panewce. Po sprawie.
Starszy odliczył z portfela połowę umówionej kwoty i, nim młodszy zaczął się kłócić, wysunął do przodu palec, jakby chciał mu zagrozić.
– W piątek na wejściu dam ci resztę, a jak będziesz wychodził znowu połowę kwoty.
– Boisz się, że było aż tak beznadziejnie siedzieć z tobą przez te parę godzin, iż wybiorę mniejsze pieniądze twojej żonki od łatwego hajsu od ciebie? – wyśmiał go Jeongguk, ale Jimin powstrzymał się przed wybuchem. Zdradzały ich jednak zapachy. Oba były ostre, dość nieprzyjemne. Alfa zabrał pieniądze i przeliczył. – Skąd mam mieć pewność, że teraz ty mnie nie oszukasz?
– Ja też nie mam pewności co do tego, czy nie widujesz się z Hae w inne dni.
Jeongguk ostentacyjnie wyjął telefon i po krótkiej chwili podstawił go pod nos Jimina, by przewinąć krótką konwersację z jego żoną. Miał przy tym wyraźnie niezły ubaw.
– Trochę to żałosne – powiedział.
– Nie bardziej niż puszczanie się – odgryzł się Park, więc znów zapach paczuli zaczął górować nad opium. – W piątek o tej samej godzinie – powiedział zamiast „do widzenia", kiedy młodszy założył już swój płaszcz i buty.
Drzwi się zamknęły i został sam. Wywietrzył mieszkanie, by pozbyć się obcego zapachu i poszedł pod prysznic. Może i nie musiał już obawiać się oceny ze strony gościa, ale i tak wolał rozpłakać się dopiero w łazience. Pod strumieniem wody nie widać było łez.
Bezsilność i złość zawsze najbardziej go wykańczały.
♡
Ostatnich kilka dni nie było dla Jeongguka zbyt łaskawych. Odkąd wyszedł z mieszkania Jimina, wszystko szło nie po jego myśli – na studiach był jeszcze większy natłok nauki niż zazwyczaj, Hoseok nadal zgrywał obrażoną księżniczkę, której ktoś ukradł szklanego pantofelka, a jednego wieczoru nawet zadzwonił do swojej matki, by upewnić się, że na pewno nic jej nie łączy z jego przyjacielem. Dodatkowo z pracy w Rooftopie zwolniły się dwie osoby, przez co alfa musiał stać za barem już nie tylko w weekendy, ale i normalne dni robocze.
Chłopak, gdy wykończony wpadał w ramiona swojego starego skrzypiącego łóżka, czasami się zastanawiał, czy starszy nie rzucił na niego jakiegoś pieprzonego zaklęcia, by uprzykrzyć mu życie najbardziej, jak się tylko da. Cóż, niewątpliwie byłoby to w jego stylu. Według bruneta, Jimin był paskudną osobą z paskudnym charakterem i paskudnym zwyczajem podporządkowywania wszystkiego pod siebie.
Gdzie jest ten zasrany bus – pomyślał Jeongguk, nerwowo sprawdzając opóźnienie pojazdu na telefonie. Od ponad dwudziestu minut czekał na przystanku, chowając się pod jego wiatą przed ulewnym deszczem, który i tak zdążył zmoczyć go od stóp do głów, gdy biegł na autobus od razu po zajęciach. Alfa był głodny, zmęczony i zły a jedyne, co go czekało, to kilkanaście godzin pracy w barze i użerania się z jego klientelą, a nie miękka pościel, która kojąco otuliłaby spięte ciało.
Dorosłość bezsprzecznie ssała – ciężko było wejść w jej nurt, ale brunet musiał dać się mu porwać. Płynął razem z nim, do końca nie wiedząc, gdzie przycumuje na dłużej. Ciągła wędrówka była jednak jedynym słusznym wyjściem i odcięciem się od apodyktycznych rządów, które chyba przeszkadzały mu bardziej niż stały brak pieniędzy.
„Apodyktycznych rządów", które w końcu postanowiły się odezwać.
– Dzisiaj jest noc, podczas której umrę – mruknął do siebie, patrząc na wyświetlacz smartfona. Nazwa „Mama" nigdy nie zwiastowała czegoś dobrego – wręcz przeciwnie – dlatego przez chwilę poważnie się wahał: odebrać czy nie? – Jebać to. Halo?
W słuchawce panowała cisza. Już chciał się rozłączyć, tym bardziej że nadjechał jego autobus, ale kobieta odchrząknęła cicho i odezwała się swoim sztucznym, lekko przesłodzonym głosem:
– Witaj, synku. Długo się nie odzywałeś, więc postanowiłam, że sama to zrobię, za ciebie. Zresztą jak wszystko.
Jeongguk wywrócił oczami, zaciskając swoją pięść. Nienawidził jej kazań, tym bardziej na samym początku rozmowy.
Wszedł do pojazdu, zajmując wolne miejsce przy oknie. Deszcz padał chyba jeszcze mocniej niż wcześniej, a przez jego głowę przeszła myśl, że może tym razem w barze nie będzie takiego natłoku klientów jak zawsze.
– Mogłaś sobie darować, nikt by nie płakał – odpowiedział, nawet nie siląc się na miły ton. – Czego chcesz? Powkurwiać mnie? Jeżeli tak, to brawo, udało ci się w kilka sekund. Twój nowy rekord.
– Nie tym tonem, Jeongguk. Jestem twoją matką, do cholery, w ogóle mnie nie szanujesz – prychnęła, a w tle słychać było dźwięk odpalanej zapalniczki. – Możemy raz w życiu porozmawiać bez tych złośliwości?
– To ty zaczęłaś – mruknął, zachowując się jak obrażone dziecko z podstawówki. Westchnął głośno, postanawiając tym razem odpuścić. – Przepraszam, jestem dziś bardzo rozdrażniony, nie panuję nad słowami. Co u was?
Omega zaciągnęła się papierosem. Brunet słyszał, jak wypuszcza dym ze swoich płuc i znowu milczy. Był pewien, że właśnie poważnie się nad czymś zastanawiała. Może nigdy tego nie okazywał, ale znał ją na wylot; jej każdą słabość, lęk, niepewność. Potrafił usłyszeć w jej głosie wszystko to, co starała się ukryć. Nigdy jej się to nie udawało.
– Twój ojciec źle się czuje. Mógłbyś nas w końcu odwiedzić, spotkać się z Younghą. Ciągle o ciebie pyta – powiedziała, a Jeongguk mógł przysiąc, że właśnie uśmiechnęła się ironicznie pod nosem.
Wcale nie chodziło o ojca. Ilekroć słyszał imię „Youngha", przez jego ciało przechodził nieprzyjemny dreszcz. Odkąd pamiętał, cała jego rodzina żyła w bliskich relacjach z sąsiadami z naprzeciwka. Chyba byli tak samo próżni i bogaci jak oni, dlatego tak łatwo było im znaleźć wspólny język. Chłopak, jako jedyny, nie cierpiał wspólnych obiadków, podwieczorków i wycieczek. Zawsze musiał się wtedy użerać z zapatrzoną w niego omegą, która irytowała go samym byciem. Jeongguk nie lubił nijakich panienek, których jedynymi atutami była uległość i ładna buzia. Lubił osoby, które miały do powiedzenia o wiele więcej, niż to, co polecili im rodzice. Lubił, gdy miały swoje zdanie.
– Nie wiem. Mam dużo nauki i pracy, ciężko będzie mi się wyrwać. Sama rozumiesz, w końcu się za siebie wziąłem, tak jak kazałaś – odpowiedział, patrząc tępo przez okno.
– Kazałam ci pójść na medycynę, a nie weterynarię. Moim marzeniem nie było też, by mój syn skończył w jakimś zapyziałym barze.
– No właśnie, to było twoje marzenie, mamo, nie moje. Widzę zasadniczą różnicę, ty nie? Plus to nie żaden „zapyziały bar". Chodzą tam „osobistości" równe tobie. Zapraszam na drinka, a teraz muszę kończyć, zaraz będę wysiadał. Kocham cię – szepnął.
Czekał na odpowiedź. Zawsze czekał, czy uraczy go tymi samymi słowami. Bywało różnie. Musiał przed sobą przyznać, że czasami brakowało mu takiego zapewnienia. Miło byłoby usłyszeć te słowa z ust kobiety, która powinna być tą najważniejszą w życiu alfy.
– Uważaj na siebie – odpowiedziała, po czym w uszy bruneta uderzył dźwięk zrywanego połączenia.
Bywało różnie – tym razem musiał obejść się ze smakiem.
Nie miał jednak czasu, by dłużej nad tym rozmyślać. Był już spóźniony, a wiedział, że Wooseok nie lubił w nim tego najbardziej – nieprzychodzenia na czas.
Biegł szybko w stronę Rooftopu, rozglądając się pobieżnie na pasach. Miał szczęście, że nadjeżdżające audi dość sprawnie zahamowało, gdy wbiegał na jezdnię na czerwonym świetle.
W końcu znalazł się na miejscu i wszedł po schodach, które prowadziły na szczyt jednego z budynków. Bar na dachu był naprawdę świetnym pomysłem, a widok na Seul zapierał dech w piersiach. Sam przychodziłby tu ze znajomymi, gdyby tylko było ich na to stać.
– Dwadzieścia pięć minut. W tym czasie jedna z klientek rozbiła dwie szklanki i rozwaliła sobie palec. Kto musiał jej pomagać? Ja. Kogo wtedy nie było na barze, chociaż piętrzyła się kolejka? Ciebie. – Wooseok zwrócił się do niego zirytowanym głosem, patrząc, jak po ubraniu chłopaka spływają krople deszczu.
Nigdy nie owijał w bawełnę – gdy był zły, mówił o tym wprost, ale dzisiaj zrobiło mu się trochę szkoda swojego współpracownika. Minę miał nietęgą, cały przemókł i ogólnie wyglądał na nieszczęśliwego.
– Czyli moje nadzieje o braku ludzi przez pogodę były do dupy – mruknął brunet, posyłając koledze przepraszające spojrzenie. – Tym razem to nie ja, autobus się spóźnił.
– Jasne, a ja po godzinach jestem aktorem porno. Zasuwaj się przebierać i przyłaź tu – burknął, popychając go w stronę zaplecza.
– Myślałem, że dobrze płacą. Widać marnie operujesz swoim fiutem, skoro musisz pracować jeszcze tu – zaśmiał się Jeongguk i zniknął z pola widzenia drugiego alfy, gdy ten uderzył go mokrą szmatą.
Reszta wieczoru minęła mu w miarę spokojnie, jeżeli spokojem można nazwać nawał pracy. Czuł się zmęczony, obolały i w trakcie wolnej chwili lekko przysypiał, jednak adrenalina szybko podskoczyła mu do góry, gdy kątem oka zauważył roześmianą Haerin wraz z grupą przyjaciółek. Był przerażony. Szybko usiadł na podłodze, by tylko nie było widać go zza baru.
– Co ty odpierdalasz, Gguk? Wstań, kurwa. – Wooseok zmarszczył swoje brwi, patrząc na bruneta jak na wariata. – Wstań!
– Nie krzycz! Nie mogę, dopóki nie obsłużysz tych bab, które właśnie weszły – warknął, obmyślając w głowie plan na uniknięcie rozmowy z omegą.
Obiecał, że znajdzie dla niej czas, a tymczasem był już czwartek. Na jutro umówił się z Jiminem i także jutro miał skłamać, że znowu coś mu wypadło i nie będzie mógł się z nią spotkać.
– Hm? Przespałeś się z którąś z nich i spieprzyłeś nad ranem? To przez nią masz obity ryj? – zapytał barman, śmiejąc się z jego położenia.
Przespałem połowicznie, a obity ryj mam przez jej byłego męża, który jest niestabilny emocjonalnie – pomyślał alfa, patrząc pełnym nadziei wzrokiem na drugiego.
– Po prostu je obsłuż i każ wypierdalać w jakiś kąt, żeby tylko jedna z nich mnie nie zauważyła. Błagam, zlituj się nade mną.
To nie było jednak możliwe. Większość miejsc była już zajęta, a grupka kobiet postanowiła poczekać na stolik z większą ilością foteli akurat przy barze. Chłopak nie mógł do końca zmiany siedzieć na podłodze – konfrontacja była nieunikniona.
– Kurwa mać – mruknął, podnosząc się z ziemi. Szybko otrzepał swoje spodnie, starając się nie patrzeć w stronę Haerin.
– Poprosimy cztery Cosmopolitany – powiedziała swoim delikatnym głosem, a Wooseok, w ramach zemsty za spóźnienie, szturchnął bruneta w ramię, mówiąc:
– Jeongguk, obsłuż, proszę, panią.
Zapanowała chwila ciszy. Student modlił się, żeby to był tylko głupi żart.
Niestety – nie był.
– Jeongguk?
– Cześć, Haerin.
Oczy omegi rozbłysły, a na jej usta wdał się szeroki uśmiech. Przez krótką chwilę lustrowała go swoim spojrzeniem, jakby chciała się upewnić, że to na pewno on.
– Wow, nie sądziłam, że cię tu spotkam! Miło cię widzieć – zawołała, odgarniając kosmyki swoich gęstych włosów.
Jej koleżanki patrzyły na niego, jakby już o wszystkim wiedziały. O wszystkim. Z każdym pieprzonym szczegółem. Był o tym przekonany, tym bardziej, gdy cała ich trójka stwierdziła, że pójdzie właśnie do toalety, potrzymać sobie torebki.
Czekała go jednak „ta" rozmowa.
– Jak się czujesz? – zagaił, nie chcąc wchodzić na drażliwe tematy.
– Na pewno czułabym się o wiele lepiej, gdybyś tym razem znalazł dla mnie czas – mruknęła, opierając swoją brodę na dłoni. – To jak?
Cóż, z pewnością młody alfa był mistrzem prowadzenia dialogu nie tak, jak trzeba.
– Co „jak"?
Kobieta zaśmiała się perliście, kręcąc głową z dezaprobatą.
– Umówisz się ze mną? Jutro?
– Jasne.
– Świetnie. O dziewiętnastej?
– O dziewiętnastej.
„Co ja pierdolę" – pomyślał, łapiąc się za głowę. Kłamanie szło mu znacznie lepiej, gdy nie musiał robić tego przed oszukiwaną osobą. Teraz był postawiony pod ścianą, a w chwili, gdy Haerin odeszła z koleżankami od baru, zabierając swoje drinki, nie pozostało mu nic innego, jak napisać do Jimina, który tym razem na pewno uderzy go znacznie mocniej.
„Jesteśmy w dupie. To znaczy bardziej ty niż ja, ale przeze mnie".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top