- 32 -

Jeongguk przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Grzebał widelczykiem w kawałku ciasta, który jakiś czas temu podsunął mu pod nos Jimin. Ten natomiast pustym wzrokiem patrzył na swoje złączone palce, jakby czekając na osąd ze strony swojego chłopaka. Wiedział, że zarzucił go istotnymi informacjami, których było zbyt wiele jak na jeden raz, jednak w głębi duszy miał nadzieję, że Jeongguk – tak jak robił to do tej pory – spróbuje go zrozumieć.

– Hyung… – zaczął młodszy, odchylając się na swoim krześle.

Wciągnął głośno powietrze, przymykając na moment oczy. Układał sobie w głowie wszystko to, co chciał mu powiedzieć; swoje spostrzeżenia na temat jego małżeństwa, swoje odczucia, ale i obawy, które, jak się okazało, znacznie przeważały owo „wszystko”. Gdzieś obok siebie ciągle słyszał słowa, które nie tak dawno wypowiedział drugi alfa. „Pozostaje mi pogodzić się z myślą, że nigdy nie będę mieć dzieci”; „nigdy nie będę mieć dzieci”; „nie będę mieć dzieci”, „dzieci”, „nigdy”…

– Gguk…

– Bądź cicho i mnie posłuchaj. Nie chcę cię oceniać. Nie jest odpowiednią osobą, by to robić. Tak naprawdę mało wiem o życiu, o związkach, a już tym bardziej o zakładaniu rodziny. Nawet nie wiem, czy chociaż zdążyłem już dorosnąć. Raczej nie. Na pewno nie! Jeśli jednak oczekujesz ode mnie, że przedstawię ci swoje zdanie, to proszę: z perspektywy osoby trzeciej postąpiłeś jak zwykły dupek, typowy alfa, który martwi się tylko o swój tyłek. Na miejscu Haerin wydrapałbym oczy tobie, ale i sobie. Bo myślę, że wina zazwyczaj nie leży po jednej stronie. Jak już mówiłem, niewiele wiem o związku dwojga osób. Uczę się wszystkiego dopiero przy tobie, jednak zdaję sobie sprawę, że nie chciałbym, abyśmy obarczali się nawzajem czymś, z czym nie umiemy sobie poradzić przez własne ego. Rozumiesz, o co mi chodzi? – zapytał cicho młodszy, odgarniając do tyłu swoje włosy, które wypadły z luźno związanej kitki.
Niepewnie rozejrzał się po sali, aby mieć pewność, że nikt ich nie słyszy. To była zbyt intymna rozmowa. Chciał, żeby należała tylko do nich. Jimin również, dlatego zrobił to samo, zanim spojrzał na niego spod wachlarza ciemnych rzęs, zaszczycając go swoim zbitym wzrokiem.

– Chyba tak…

– Wiesz, domyślałem się, że potomstwo jest dla ciebie ważne. Widziałem, jak za każdym razem patrzyłeś na dzieciaki, które bawiły się na placu zabaw tuż przed moim blokiem. Wtedy, dosłownie na sekundę, na twoją twarz wkradał się smutek. Pamiętam, że kilka razy starałem się dowiedzieć, dlaczego to robisz, ale ty szybko zbywałeś mnie jednym słówkiem, zmieniałeś temat, a ja o tym zapominałem. Byłem za bardzo zajęty tobą, tym, co między nami kiełkowało. Przykro mi, hyung. Przykro mi, że nie możesz mieć dzieci, ale mimo to nie miałeś prawa zwalać wszystkiego na Haerin. Była twoją żoną, powinieneś stawiać ją na pierwszym miejscu, a już na pewno wyżej niż swoje chore przekonania. Ona powinna natomiast zrozumieć, co czujesz. Znała cię jak nikt inny. Wiedziała o tobie prawie wszystko… Mam wrażenie, że zrobiliście chyba najgorszą rzecz, jaką mogliście zrobić – graliście swoimi uczuciami, wykorzystywaliście je, by przyznać rację sobie, nikomu innemu. Nie obchodziło was to, że się raniliście. Najważniejsze było idiotyczne przekonanie o swojej wyższości.

Jeongguk czuł łzy pod swoimi powiekami. Z jednej strony były one wywołane troską o najbliższą jego sercu osobę, która borykała się z niezagojonymi ranami przeszłości. Z drugiej – cholernie się bał, że mimo wcześniejszych zapewnień to ich ostatnia rozmowa; że Jimin znowu ucieknie, nie będzie dawał znaku życia, aż w końcu o sobie zapomną. Tak po prostu. Przerażał go fakt, że starszy alfa pragnął dziecka jak niczego innego. Chciał być ojcem. A on? On miał tylko dwadzieścia kilka lat, miał w głowie jedynie kolejne zaliczenia na studiach, imprezy, zarwane nocki w pracy i słodkie chwile u boku swojego ukochanego. Czy to na pewno był dobry czas na zmianę swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni? Nawet gdyby chciał poświęcić wszystko, co do tej pory osiągnął, i tak nie mógłby tego zrobić. Nie mógł dać Jiminowi dziecka. To było niemożliwe. Niewykonalne. Mimo to w jego głowie uparcie pojawiały się całkiem inne słowa wypowiedziane przez jego partnera. „Jest tyle metod leczenia niepłodności. Jest in vitro. Można przecież adoptować dziecko, cokolwiek”. Adoptować dziecko...

– Ggukie? Dlaczego płaczesz? Hej, kochanie… – młodszy nie pozwolił mu skończyć. Gdy tylko usłyszał miękki, pełen emocji głos starszego, wybuchnął głośnym szlochem, chowając twarz w dłoniach.

Czuł się okropnie. Wiedział, że to szczeniackie, ale chciał, żeby ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Żeby w ich życiu nie było Haerin, żeby świat nie był tak okrutny. Żeby Naechyon nigdy nie pojawił się na ich drodze. Żeby mogli trwać w spokoju u swojego boku, bez problemów, które piętrzyły się już od początku ich znajomości.

– Przepraszam, hyung.

– Za co?

– Za wszystko. Za siebie. Powinienem zachować się dojrzalej – wychlipał, ścierając wierzchem dłoni słone łzy. – I co teraz będzie? No wiesz… z naszym dalszym życiem – dodał, wpatrując się wyczekująco w drugiego alfę, którego obraz rozmazywał mu się przez zaszklone oczy.

Jimin zamrugał kilka razy na te słowa, a potem uśmiechnął się czule w stronę swojego partnera, który wyglądał właśnie jak bezbronna, zagubiona sarenka.

– To zależy – mruknął, podając mu serwetkę. Jego lekko podkreślone kredką powieki były teraz brudne od jej ciemnego pigmentu, który się rozmazał.

– Od czego?

– Od tego, czy nadal chcesz być z takim dupkiem jak ja – odpowiedział, podpierając brodę na swojej dłoni. Przyglądał się ruchom młodego alfy, a przez jego głowę przewijały się właśnie najczarniejsze scenariusze.

– Lepszego dupka od ciebie nigdzie nie znajdę, hyung – odpowiedział w końcu Jeongguk, na co Jimin roześmiał się cicho. Koniuszkiem języka zwilżył swoje spierzchnięte wargi i sięgnął po szklankę z wodą dopiero teraz, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo zaschło mu w gardle. Wreszcie poczuł upragnioną ulgę w przeciwieństwie do studenta, który nerwowo ściskał daną mu wcześniej serwetkę. – A… co z rodziną?

– Rodziną?

– Dziećmi.

– Nie mogę mieć dzieci.

– Ale chcesz.

– Możemy chcieć naprawdę wiele, Jeongguk. Chcieć nie znaczy mieć.

Chłopak pokiwał głową, wstając powoli od stołu. Nie chciał już dłużej tutaj siedzieć. Marzył o tym, by znaleźć się w mieszkaniu starszego. Czuł wewnętrzną potrzebę, by do końca świata go zapewniać, że przecież wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Bo tak musiało być. Musiało być dobrze bez względu na kłody rzucane im pod nogi.

– Może i masz rację, ale „mieć” zazwyczaj zaczyna się od „chcieć” – mruknął, poprawiając swoją lekko pogniecioną koszulkę. Przez chwilę przyglądał się temu, jak Jimin reguluje rachunek przy ladzie. Znowu nie pozwolił mu zapłacić, jednak tym razem student się tym nie przejął. Cieszył się, że udało mu się w tajemnicy przed hyungiem sprzedać kilka markowych rzeczy, by nie naciągać jego budżetu i mieć własne pieniądze na wyjazd. O ile ten w ogóle jeszcze był w planach.

– Nie jestem pewien, czy w tym przypadku to dobre rozumowanie – podkreślił Park, zakładając na nos ciemne okulary z logo znanego projektanta.

– Zróbmy zatem pierwszy krok, by rozumować z sensem – rzucił tajemniczo Jeongguk, wyciągając swoją rękę w kierunku Jimina.

Nie miał zamiaru jej opuszczać – chciał, by jego chłopak w końcu odważył się to pokazać –  partnerstwo, które nie opierało się na byciu alfą i omegą, ale na uczuciu. Bez względu na rasę, status, wiek. Bez względu na narzucone z góry wytyczne, które zdążyły zniszczyć starszemu życie. Nie przeszkadzało mu to, że stali właśnie przed drzwiami restauracji. Nie przeszkadzało mu to, że wszędzie było pełno ludzi. Chciał powiedzieć o ich związku całemu światu. Wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga, ale musieli w końcu od czegoś zacząć. Wiedział też, że obowiązek postawienia pierwszego kroku spoczywał właśnie na nim.

– O co ci chodzi… – zapytał niepewnie drugi alfa, przełykając głośno ślinę.

– Złap mnie za rękę, hyung. Chodźmy dalej razem, co? – odpowiedział, wpatrując się z nadzieją w swojego ukochanego.

Widział, że ten nadal ma spore obawy. Mężczyzna wahał się jeszcze przez moment, aż wreszcie przemógł swój lęk i złapał dłoń młodszego w tę swoją. Normalnym krokiem ruszyli w stronę samochodu, który był zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Jimin nie puścił ręki Jeongguka, dopóki ten nie ulokował się na miejscu po stronie pasażera.

– Poczekasz jeszcze trochę, hyung? – zapytał nagle student, patrząc tępo w szybę. Byli już prawie pod apartamentowcem mężczyzny.

– Na co?

– Aż sam dorosnę i będę mógł założyć z tobą jedną wielką rodzinę. Obiecuję, że będziemy najszczęśliwsi na świecie. Musisz mi tylko zaufać – znowu.

Nie potrzebowali więcej słów. Dalej wszystko wyglądało tak, jak dawniej. Po przekroczeniu progu mieszkania Jeongguk witał się czule przez pół godziny z Miriam, która poprzez mruczenie wyrażała swoje wielkie zadowolenie, gdy ten drapał ją w jej ulubionych miejscach. Potem, jak zawsze, usiadł na swoim ulubionym miejscu przy stole, by przyglądać się temu, jak Jimin krząta się po dużej kuchni, marudząc na swoją kotkę, która rozwaliła żwirek w kuwecie i miauczała wniebogłosy, żądając od niego jedzenia. Przez kilka godzin oglądali serial, który koniecznie chciał zobaczyć młodszy. Następnie wzięli wspólny prysznic, nie szczędząc sobie czułości, której ostatnio tak bardzo im brakowało. Położyli się do łóżka uśmiechnięci. Tylko na moment Jeon zaczął przeklinać Hoseoka, który napisał mu kolejnego głupiego SMS-a o wyeksmitowaniu go z ich wspólnej kawalerki.

– No, to co? Gdzie chcesz jechać, kochanie? – zagadnął w końcu starszy, wtulając w siebie swojego ukochanego. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę się stąd urwać. Poza tym dawno nie byłem na wakacjach.

– Hm… Może gdzieś, gdzie nie będzie zasięgu. Puszcza Amazońska? Nie, mam inny plan. Możemy wziąć tam ze sobą Hoseoka? Wystarczy bilet w jedną stronę.

Park uderzył otwartą dłonią w czoło Jeongguka, który pokazał mu szereg swoich białych zębów. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu, chociaż na chwilę, odetną się od zgiełku, który ich otaczał.


Jimin nawet nie starał się pohamować śmiechu, gdy ochrona na lotnisku w końcu poprosiła Jeongguka na bok. Po trzech próbach przejścia przez bramki te nadal nieustannie piszczały, gdy alfa tylko się do nich zbliżył. Szedł teraz na przeszukanie bez paska od spodni, bez butów i lżejszy przynajmniej o połowę swojej biżuterii.

Mieli jeszcze sporo czasu do odlotu, dlatego starszy nie martwił się, że jednak nie uda im się zdążyć na samolot. Jeongguk spędził w pomieszczeniu służbowym celnika prawie kwadrans, a gdy wyszedł, był cały czerwony, ale przynajmniej już ubrany.

– To nie jest śmieszne, hyung – mruknął, mijając Jimina ze wstydem wypisanym na twarzy.

– Masz jakiś nowy kolczyk, o którym nie wiem, a który piszczy przy odprawie? Hm? Jeszcze wczoraj, gdy zaglądałem ci pod bieliznę, wszystko było po staremu – zaśmiał się starszy, przyjmując może i nawet całkiem zasłużony cios w ramię. – No nie dąsaj się, przecież ostatecznie przeszedłeś.

– Ta – syknął. – Ale za jaką cenę!

– Rozebrali cię?

– A co? Żałujesz, że cię nie zaprosili, byś mógł popatrzeć? – prychnął i wszedł do jednej z kawiarni w strefie bezcłowej.
Z założonymi rękoma usiadł na fotelu i – unikając wzroku starszego – zaczął grzebać w swoim telefonie.

– Oj, już się nie obrażaj. Przecież nie dorzuciłem ci żadnego magnesu do kieszeni, by było śmieszniej.

– Wcale nie było śmiesznie. Już się bałem, że zostanę w Seulu, a ty polecisz w siną dal beze mnie.

Jimin znów parsknął, co – niestety – nie udobruchało młodszego alfy. Humor poprawiła mu natomiast kawa z ekstrapianką i cukrem. Zamówili sobie jeszcze po kanapce, bo była nieludzko wczesna godzina i nie zdążyli nic zjeść. Ich lot planowo miał być o ósmej, ale na lotnisku trzeba było być przynajmniej półtorej godziny wcześniej. Właśnie dlatego teraz na zmianę obaj ziewali.

– To, że wydałeś zdecydowanie za dużo na głupią kawę i śniadanie na lotnisku, nie znaczy, że ci wybaczyłem ten szyderczy śmiech – odezwał się w końcu weselszym tonem Jeongguk, gdy został mu już dosłownie jeden łyk kawy. Chłopak zerknął na swój zegarek trzymający się na nadgarstku. – Za jakiś kwadrans powinni już wołać do bramek.

– Boisz się?

– Lotu? Nie, byłem już za granicą. Rodzice zabierali mnie i siostrę czasami do Japonii, do wujka. No i na wakacje lataliśmy gdzieś dalej.

– No tak, ale wtedy byłeś mały i zawsze mogłeś uczepić się spódnicy mamusi. Teraz lecisz bez nich.

– Ale przecież nie sam – odparł, zaraz wyciągając przez stół rękę w stronę starszego. – Cieszę się, że spędzimy razem trochę czasu.

– Trochę? Prawie dwa tygodnie.

– Na pewno miną za szybko.

– Jeszcze nie wylecieliśmy, a ty już tęsknisz?

– To przez ciebie zrobiłem się taką kluską – odparł, a Jimin przesunął swoją dłoń bliżej środka stolika, by mogli złapać się za małe palce. – W tak krótkim czasie, tak bardzo mnie zmieniłeś, hyung.

– Nie wiem, czy jednak ty nie zmieniłeś mnie bardziej. I podobasz mi się też w wersji kluski – zaśmiał się, a chwilę później obaj podrywali swoje podręczne bagaże z podłogi i kierowali się bliżej siedzeń przy bramkach.

– Jak w końcu będziemy na miejscu, to pokażę ci, że ty też czasami zamieniasz się w taką właśnie romantyczną kluskę – szepnął młodszy, gdy wychodzili ze strefy gastronomicznej.

– Romantyczną kluskę?

– Jak jesteś na dole, to zawsze się czerwienisz, aż po koniuszki uszu – dodał cicho, a Jimin od razu sięgnął dłonią do jego buzi, by zakryć mu usta. Jeongguka, oczywiście, bardzo ucieszyła nagła zmiana koloru policzków starszego.

– Nie mówmy o tym teraz!

– Bo co? Zawstydzisz się jeszcze bardziej? – młodszy dalej testował drugiego alfę, nie przejmując się ewentualnym świadkom ich wymiany zdań.

– Jak będziesz tak gadał, to nigdy więcej tej romantycznej kluski nie uświadczysz – zagroził Park, ale Jeongguk tylko się zaśmiał. Specjalnie zsunął swoją maseczkę na brodę, by jeszcze dosadniej szepnąć kolejne zdanie do ucha starszego.

– Oj myślę, że uświadczę... za bardzo to lubisz, hyung.

Jimin mógł na to tylko westchnąć i cieszyć się z tego, że maska chociaż częściowo zakrywała jego twarz. Jeśli chodziło o podpuszczanie, to Jeongguk nie wychodził z formy. Park pewnie nawet nie pomyślałby o narzekaniu, gdyby byli nadal w domu, a nie na pieprzonym lotnisku, gdzie kręciła się masa ludzi.

Nie dość, że okręcił mnie sobie wokół palca, to jeszcze ma mnie zupełnie w garści – pomyślał starszy, zerkając na profil swojego partnera, który objął go ramieniem, gdy tylko usiedli na wolnych miejscach przed wejściem do ostatnich bramek.

Prawdą było, że obaj się zmienili, ale nie było sensu spierać się, który z nich bardziej. Jimin czasami przyłapywał się na tym, że zastanawiał się, jak to wszystko w ogóle się wydarzyło, jak do tego, do cholery, doszło. Gdy obudził się wczoraj w nocy, musiał wyplątać się z uścisku Jeongguka, który został u niego, bo z jego mieszkania było bliżej na lotnisko. Poszedł się napić, a w kuchni, na parapecie, znalazł popielniczkę z kilkoma zgaszonymi w niej petami i zapalniczkę alfy. Gdy obrócił się na pięcie, zahaczył nogą o zgrzewkę ulubionego napoju gazowanego Jeongguka, która stała zaraz przy wyspie kuchennej i czekała, aż ktoś sobie o niej przypomni i schowa ją do szafki. W przedpokoju natknął się na dwie walizki. Jedna była jego, a druga... chyba wiadomo kogo. W łazience walało się natomiast tyle rzeczy alfy, że Jimin nawet nie chciał ich po kolei wymieniać. Na podłodze w sypialni leżały za to gdzieś za duże na Parka ciuchy, do prądu podłączony był nie jego telefon, a w tym nieszczęsnym, pamiętającym chyba wszystkie kataklizmy małżeństwa z Haerin łóżku leżał... sprawca całego zamieszania.

Jimin tylko przez chwilę stał w progu drzwi sypialni i gapił się na wystający spod kołdry nagi tors chłopaka. Wiedział, że poniżej też jest nagi. Przed snem zdążyli upomnieć się nawzajem o czułości. Starszy nadal czuł, jak bardzo zmęczone były jego nogi. Pomyślał nawet, że jeśli ten dzieciak będzie miał ciągle taki apetyt na seks, to będzie musiał zapisać się na jakąś siłownię, jak za starych dobrych czasów, by nie odstawać z kondycją. Wystarczyło przecież prawie trzydzieści minut w pozycji na jeźdźca i Jimin ledwo zszedł z kochanka, gdy było po wszystkim. Był wykończony już po pierwszej rundzie.

– Hyung?

Gdy tylko usłyszał zaspany głos alfy, zamknął drzwi od sypialni i wrócił do łóżka. Jeongguk obrócił się do niego tyłem, co znaczyło, że teraz on ma zamiar być mniejszą z łyżeczek. Jimin wtulił się więc w jego plecy, wdychając mocny, męski, ale jednocześnie na swój sposób słodki i delikatny zapach paczuli. Paczulą przesiąkła cała pościel, a pewnie nawet i materac, tak samo jak połowa szafy Jimina i on sam. Nawet kiedy nie byli razem, przez długie godziny po spotkaniu czuł na swojej skórze zapach innego alfy. Zastanawiał się, czy młodszy też pachnie opium na tyle mocno, by odstraszać zainteresowane przystojnym studentem omegi.

W nocy Jimin nie mógł spać, ale teraz oddałby wiele za kilka minut drzemki. Wiedział jednak, że zaraz wsiądą w samolot i odlecą na wymarzone wakacje, a gdy maszyna wzbije się w powietrze, będzie mógł ułożyć głowę na ramieniu Jeongguka i zasnąć chociaż na godzinkę, czy dwie. Chyba że z podekscytowania nie będzie mógł zmrużyć oka.

Bardzo chciał być już w hotelu. Mógłby wtedy sprowokować alfę, by ten może faktycznie sprawił, aby krew w ich żyłach zaczęła szybciej krążyć, a jego policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora. Wieczorem narzekał na brak siły, a teraz sam nie mógł przestać myśleć o swoim chłopaku.

– Hoseok wysłał kolejne zdjęcie Miriam – westchnął chłopak i podsunął Jiminowi pod nos swój telefon. – Zostawienie jej u tego imbecyla nie było chyba najlepszym pomysłem. Nie będzie chciał ci jej oddać.

– Pewnie wyczuwa w waszym mieszkaniu paczuli i cię szuka.

– Nie mów tak, bo będzie mi przykro, że lecimy bez niej – zaskomlał Jeongguk, głaskając palcem zdjęcie kota na ekranie smartfona.

– Jak dolecimy, to zapomnisz o Miriam i będziesz pamiętał już tylko o mnie.

– I kto tu kogo podpuszcza, hyung – zaśmiał się i wtedy z głośników dało się usłyszeć informację o otwarciu bramki numer siedem. – O, to nasza. Na pewno masz bilety?

Kilka minut później siedzieli już w samolocie i oglądali, jak stewardessa instruuje pasażerów o obsłudze pasów bezpieczeństwa. Jimin chwycił Jeongguka za dłoń od razu, jak samolot oderwał się od ziemi. Młodszy na chwilę ściągnął maskę, bojąc się, że przez nią starszy go nie usłyszy.

– Ogólnie to myślałem, czy nie zrobić ci spiny, jeszcze gdy byliśmy, no cóż, na ziemi, ale uznałem, że w samolocie nie będziesz miał gdzie uciec – zaczął, a Jimin nerwowo obejrzał się dookoła siebie, by sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Mówiłem ci, że chcę zapłacić za siebie za te wakacje. Hotel i lot miał być na pół. I mówiłeś, że tak będzie, skoro tak chcę. Ale wczoraj jeszcze raz sprawdzałem oferty biura podróży i nie uwierzysz, hyung – mówił dalej z miną wyrażającą irytację. – Cena była inna, niż mi podałeś. Nie było żadnej głupiej promocji dla par.

– No bo...

– Okłamałeś mnie.

– Jeongguk...

– I chciałem ci za to przywalić, bo cholera, specjalnie sprzedałem swoje rzeczy, by się dołożyć, by nie być pasożytem, a wychodzi na to, że i tak nim jestem, bo ostatecznie zapłaciłeś ponad trzy czwarte ceny.

– Chciałem, byśmy pojechali w jakieś fajne miejsce... no nie złość się, przecież już jesteśmy, kurwa, w powietrzu.

Jeongguk westchnął, a potem pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Chodzi mi o to... że naprawdę cię kocham, hyung. I serio, nie chodzi mi o twoją forsę. Nawet jeśli miło jest chodzić z tobą raz w tygodniu na ostrygi, a co weekend do kina czy na jakieś romantyczne randeczki. Po prostu... nie okłamuj mnie już, dobra?

Jimin przez chwilę tylko patrzył się w twarz młodszego. Dopiero po chwili zebrał się na odpowiedź.

– Powiedziałeś, że mnie kochasz.

– Hyung... czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Słucham.

– No więc?

– No więc przepraszam.

– Nie kłam mnie już nigdy więcej.

– Naprawdę mnie kochasz?

Patrzyli na siebie jakąś minutę w milczeniu. Słychać było tylko głos stewarda, płacz jakiegoś dziecka i rozmowę pasażerów za nimi, a poza tym był szum silnika i ich bijące serca. Jimin powtarzał sobie w duchu, by się nie rozkleić, ale zanim Jeon skończył mówić, poczuł, że chyba przegrywa tę walkę. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy.

– Tak – odparł w końcu młodszy. – Oczywiście, że tak. Mówiłem ci, że... – odkaszlnął. Jego policzki zdradzały, że się denerwuje. – Że chcę być z tobą rodziną. Być dla ciebie rodziną. I założyć rodzinę z tobą. Cokolwiek. Więc tak. Kocham cię.

– Ja ciebie też.


KONIEC

| Jak zawsze, dziękuję wszystkim za to, że dali szansę tej historii. To już koniec Predators.

Nie przewidujemy drugiej części, ale jak wiadomo... Nigdy nie można być niczego do końca pewnym 😉

Mamy nadzieję, że ficzek przypadł wam do gustu 💜
Dziękujemy za gwiazdki, komentarze i słowa wsparcia. Jak zwykle, byliście najlepszymi czytelnikami pod słońcem!

Dziękuję również, a może przede wszystkim Jiminises, bez której ta historia wyglądałaby pewnie zupełnie inaczej. Cieszę się, że uwierzyłaś w ten pomysł i poświęciłaś swój czas, serducho i zarwałaś kilka nocek, by pisać. Ta współpraca to była przyjemność 💜

Za jakiś czas na profilu pojawi się nowy jikook, a także biorę się powoli za pisanie taejina, więc może ktoś znajdzie tu niedługo coś dla siebie. Koniecznie zajrzyjcie też do prac Jiminises!

Do zobaczenia! 💜 |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top