- 2 -

Od rana czuł, że coś wisi w powietrzu. Może to alfi instynkt mu podpowiadał, że ten dzień nie skończy się dobrze, a może po prostu wstał lewą nogą i przez to kolejna doba po prostu musiała zawierać jakieś elementy katastrofy? W każdym razie najpierw miał stłuczkę, gdy jechał do pracy, przez co się spóźnił, bo narwany kierowca koniecznie chciał zadzwonić na policję, mimo że sam wymusił pierwszeństwo. Jimin od razu odstawił samochód do mechanika, więc zamiast na ósmą, w pracy pojawił się przed dziesiątą.

Kolejnym punktem jego wycieczki przez piekło była jakaś rozwydrzona klientka. Zazwyczaj nie zajmował się bezpośrednią obsługą klienteli, ale sytuacja była wyjątkowa, bo kobieta wydzierała się tak głośno, że słychać ją było piętro wyżej. Jimin zszedł więc do biura pracownika, by sprawdzić, co się dzieje.

Firma, w której Jimin był wspólnikiem, zajmowała się PR-em. Korzystały z niej głównie mniejsze gwiazdy show-biznesu, ale mieli też pod swoimi skrzydłami parę osobowości internetowych. To z nimi były zawsze problemy, które w większości przypadków obracały się wokół rozdmuchanych bez sensu spraw, w których wystarczyłoby przeprosić, by świat zapomniał o danej wtopie. Jak to jednak bywa z ludźmi, którym pieniądze i sława poprzewracały trochę w głowach – nie umieli oni przepraszać.

Jimin uratował pracownika ze szponów sławnej na jakimś portalu społecznościowym celebrytki i od razu wypowiedział jej umowę, przez co jej wrzaski się nasiliły. Może nawet wezwałby ochronę, by samemu nie bawić się w kłótnie z kimś, kogo IQ nie jest większe niż numer buta, ale poranna stłuczka wystarczająco nadszarpała jego cierpliwość. Wydarł się na nią co najmniej dwa razy głośniej niż ona na niego, co skutkowało wydostaniem się z jego gardła warknięcia. Przez moment kontrolę przejęła jego natura, a kiedy wychodził z niego alfa, robiło się nieprzyjemnie. Był pewny, że zacisnął pięści i odruchowo przekrzywił szyję, przez co strzeliła. Często to robił, gdy się denerwował. Haerin mówiła, że po tym poznawała, kiedy przesadziła.

Na szczęście udało mu się uspokoić na tyle, by nie roznieść w drobny mak bety przed sobą, ani biura, w którym aktualnie przebywał. Po warknięciu kobieta wyszła. Ze strachu? Nie wiedział i wolał się tym więcej nie interesować. Kazał pracownikowi załatwić resztę papierów z jej wypowiedzeniem i wrócił do siebie, zaraz wzywając sekretarkę, by zaparzyła mu melisy.

Standardowo kończył pracę o czwartej, ale koło pierwszej zadzwoniła księgowa i okazało się, że jeszcze nie dokończyła rozliczenia z całego miesiąca, które Jimin sprawdzał po kolei przez ostatni tydzień. Nie zostało mu więc wiele do roboty, a z okazji złego humoru postanowił wyjść wcześniej, kompletnie zapominając o tym, że jego była żona wczoraj podejrzanie zapytała, o której będzie w domu.

Wziął taksówkę, bo przecież samochód stał u mechanika, ale zanim dojechał do domu, wybiła druga. Nim wszedł na klatkę apartamentowca, pomyślał, że powinien skorzystać ze wcześniejszego powrotu do domu i zrobić jakieś zakupy, bo Haerin z nudów wyjadała wszystko, co tylko było pod ręką, jakby zapomniała o tym, że jej personalny trener nienawidził jej nawyków żywieniowych. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby od razu nie odwrócić się na pięcie i nie iść do sklepu, ale wtedy pomyślał, że lepiej upewni się, czego brakuje.

Wyliczał w głowie produkty spożywcze, kalkulował ilość pieczywa. Myślał o tym, czy bardziej opłaca się jechać do marketu, czy jednak lepiej postawić na sklep dwie ulice dalej.

Wszedł do mieszkania i od razu to poczuł. Plany o zakupach szlag trafił.

Nawet nie zdążył zdjąć swoich eleganckich butów i postawić ich koło jakichś obcych – czarnych sportowych.

Stanął jak wryty i najpierw zaciągnął się zapachem. Brzoskwinie Haerin były wyjątkowo słodkie, co oznaczało, że była albo zrelaksowana, albo podniecona. Jej humor mocno oddziaływał na feromony, które wydzielała. Kiedy się złościła, w jej owocowym zapachu można było wyczuć kwaśne albo ostre nutki, a kiedy była smutna, brzoskwinie traciły całą swą słodycz.

Z wonią Haerin przeplatał się też nieznany mu do tej pory zapach. Coś egzotycznego uderzyło jego nozdrza. Coś, co było jednocześnie orzeźwiające, ale i dymne, ziemiste. Gdyby miał się nad tym zastanowić, to ta woń pasowałaby dobrze do jego opium. Z tym że teraz naturalny zapach Jimina stał się mocny i ostry, jakby był wymieszany z papryką.

Ja pierdolę, nie wierzę – pomyślał, wchodząc głębiej do mieszkania, gdzie mieszanki aromatów były intensywniejsze. Odurzony brzoskwinią i egzotyczną niewiadomą z początku nie zwrócił uwagi na dźwięki, ale kiedy do niego dotarły, zacisnął tylko mocniej zęby. Nagle skrzypienie łóżka i ciche jęknięcie Haerin ustały. To był moment, w którym ona już wiedziała, że ma niespodziewane towarzystwo. Wyczuła go, ale było za późno na cokolwiek.

Kiedy Jimin otworzył drzwi do sypialni, ujrzał widok, jakiego spodziewałby się na miniaturce filmu na portalu typu Pornhub. Jego była żona leżała na plecach na łóżku, a nogi miała ustawione na barkach jakiegoś mężczyzny, który stał tyłem do drzwi, więc widać było tylko jego muskularne plecy, spięte pośladki i ciemną czuprynę. Oto było źródło zapachu, który dopiero teraz przywiódł na myśl Jiminowi pewną roślinę. Paczuli? Nie był pewny, ale obstawiłby ją i by się nie pomylił.

Uwadze mężczyzny nie umknęło to, że jego była żona miała na sobie pończochy i szpilki, a jej majtki porzucone były obok, na łóżku, tak samo, jak stanik. Znał tę bieliznę, bo był to drogi zestaw, który kupił jej na ostatnie urodziny przed ich rozwodem. Cóż za ironia, że ubrała ją dla innego alfy.

Musiał być ze sobą szczery. Nie przejąłby się aż tak, gdyby nakrył ich w salonie, na kanapie. Mogliby nawet zrobić to na blacie w kuchni, co obrzydziłoby go, ale tak nie zdenerwowało. Mogła jechać do tego swojego kochanka i wrócić do domu cała w malinkach, śmierdząc obcymi zapachami, ale nie. Ona wybrała seks w ich łóżku. Ich łóżku. W tym samym łóżku przez ostatnie lata kochali się i obiecywali sobie różne rzeczy. W tym łóżku powiedział jej setki razy, że ją kocha. W tym łóżku płakała, a on ją pocieszał. W tym łóżku znajdywał ją pod kołdrą, kiedy miała gorszy dzień. Kupili je sto lat temu, a trzymało się, jakby było ze stali, a nie z drewna. I teraz ona to łóżko wykorzystała do zdradzenia go. Zdradzenia – pomyślał. Nie jesteśmy razem. Nie jest już moją żoną, powtarzał w głowie. Patrzył na nią, jak pośpiesznie szuka szlafroka, jak rzuca kochankowi jego pozostawione na podłodze ubrania i nie czuł zazdrości. Tylko złość. Czuł, jakby wymierzyła mu policzek, wybierając na miejsce ich łóżko.

Jak kurwa mogłaś mi to zrobić?

Nie odezwał się, tylko zaśmiał, kiedy nieznajomy alfa prawie się przewrócił, starając się założyć bokserki na tyłek. Policzki Haerin płonęły czerwienią, a jej zapach stał się bardziej kwaśny, może nawet lekko gorzki. Wstyd nie smakował zbyt dobrze. I średnio pachniał.

Omega minęła go i uciekła do łazienki, gdzie zamknęła się, pozostawiając obie alfy w sypialni.

– Niezręcznie – usłyszał nagle Jimin i wtedy zerknął na chłopaka, bo mężczyzną to on jeszcze chyba nie był.

Miał już na sobie ubrania, jedynie T-shirt założył na drugą stronę. Nerwowo drapał się po głowie, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, Jimin dostrzegł, że jednocześnie jest mu trochę wstyd, ale na twarzy ma wymalowany głupi, bezczelny uśmiech. No tak. Znalazła sobie jakiegoś gówniarza. Był z dekadę młodszy od Jimina i wyższy. Wyglądał dobrze, choć Jimin nie powiedziałby, że jest w typie jego byłej żony. Najwyraźniej teraz starała się znaleźć kogoś, kto będzie zupełnie odbiegał od jej byłego alfy.

Przez chwilę stali i się na siebie gapili. Jimin opierał się o ścianę z założonymi rękoma i miną niewyrażającą nic poza obrzydzeniem, a ten drugi chyba obmyślał właśnie, czy opłaca mu się uciekać przez okno. Raczej uznał, że nie, bo ostatecznie zrobił kilka kroków w stronę drzwi i minął Jimina, od razu kierując się do przedpokoju.

Starszy poszedł do niego, kiedy ten ubierał buty.

– Długo się spotykacie? – zapytał, choć pewnie zabrzmiało to żałośnie. Ciekawość jednak wygrała. Chciał wiedzieć, jak długo Haerin go okłamywała i śmiała mu się w twarz.

Alfa znów podrapał się po głowie. Chyba nie wiedział co powiedzieć. Wyprostował się i westchnął.

– Umiesz mówić? – dopytał Jimin, a wtedy chłopak odchrząknął.

– Pierwszy raz ją widzę.

– Co?

– No... pierwszy raz – powtórzył alfa, a Jimin parsknął. Wtedy zdenerwowany, ale mający chyba już dość, młodszy też się zaśmiał.

Potem znów zaczęli się na siebie patrzeć. Z jakiegoś powodu Jimin uznał, że dobrze będzie zapamiętać jego twarz.

– To ja już będę... – zaczął młodszy alfa, ale nie dane mu było dokończyć myśli, bo Jimin zamachnął się i przypieprzył mu prosto w lewy policzek.

Pięść nadeszła niespodziewanie, więc i uderzenie wywołało mocniejszy efekt. Chłopak był wyższy, a obwodem bicepsa pewnie przewyższał Jimina, ale zatoczył się do tyłu i ostatecznie potknął o miskę dla kota. Upadł na tyłek i wtedy starszy otworzył drzwi do mieszkania i szarpnął chłopaka za koszulkę, targając go na klatkę. Gdyby pozwolił przejąć władzę wewnętrznemu alfie, pewnie zepchnąłby młodszego ze schodów i z przyjemnością oglądałby, jak ten łamie sobie kark, ale nie zrobił tego. Wyrzucił jeszcze tylko kurtkę chłopaka na korytarz i zamknął drzwi z hukiem.

W mieszkaniu nadal czuć było swąd seksu, brzoskwiń i tej jebanej paczuli.

– Haerin, kurwa! – ryknął Jimin, dopadając do klamki od łazienki. Szarpnął za nią, ale drzwi nie ustąpiły. – Otwieraj te jebane drzwi, ty dziwko!

– Spierdalaj! – odkrzyknęła mu, ale wtedy nie był skory do rozmów, więc uderzył dłońmi o białe drewno, by zakomunikować, że nie żartuje.

– Powiedziałem, że masz, kurwa, otworzyć drzwi!

Nie odpowiedziała, co skutkowało warknięciem, dużo głośniejszym niż to, którym uraczył klientkę w pracy. Na chwilę go zamroczyło, więc alfia strona natury przejęła władzę. Wybił szybę w drzwiach do łazienki, przez co pokaleczył dłoń, a Haerin krzyknęła, ale wtedy dopadł do zamka i utworzył sobie drogę do łazienki.

Omega cofnęła się i oparła o umywalkę. Widział jej strach, ale przede wszystkim czuł go. Szlafrokiem ciasno zakrywała swoje półnagie ciało, jednak kiedy Jimin zacisnął palce dłoni na jej szyi, materiał się przekrzywił, a jej pierś wydostała się na wierzch.

Trzymał ją tak dosłownie przez kilka sekund, ale to wystarczyło, by się rozpłakała. Wtedy ją puścił, jednak chyba tylko po to, by zaczęła się na niego wydzierać. Krzyczała, powtarzając, że go nienawidzi, a on szukał w pobliżu czegoś, czym opatrzyć krwawiącą dłoń.

Był pewien, że Haerin doprowadzi się do porządku i pójdzie. Zanocuje w hotelu albo u koleżanki, ale ona została. Opadła z sił, po krzykach i obelgach, a potem resztę dnia unikała go jak ognia. Dopiero on odezwał się do niej wieczorem, kiedy ta, po dniu pełnym wrażeń, wychodziła spod prysznica. Posprzątała rozbite z szyby szkło, co go zdziwiło, bo ostatnimi czasy jedyne, co robiła to syf, ale wiedział, że pewnie tym razem na poważnie się przestraszyła.

Stanął za nią, kiedy ta nakładała przed lustrem na twarz jakiś krem. Odchylił jej włosy z ramion i zerknął na szyję, na której widniało kilka lekkich śladów, które oczywiście nie były jego robotą.

– Myślisz sobie, że zwariowałem i że masz prawo mnie nienawidzić – zaczął, a ona spojrzała na niego w lustrze. – Ale jeśli kiedykolwiek znowu o mnie źle pomyślisz, przypomnij sobie, że to ja nienawidzę cię bardziej. I od teraz będę grał z tobą w twoją grę.

– Nie gram w nic – mruknęła, przełykając nagromadzoną w gardle ślinę.

– A właśnie, że grasz. Testujesz moją cierpliwość, która już się dawno skończyła. Robisz mi na złość, jak na taką sukę przystało. I wiesz co? Dobra. Od teraz ja też z przyjemnością będę robił ci na złość – powiedział i wyszedł z łazienki, po drodze zabierając jej telefon, który leżał na pralce.

Nim Haerin nałożyła na siebie wszystkie te kosmetyki, Jimin zdążył odłożyć jej smartfona na szafkę nocną. Nie wykasował z niej numeru do gościa, którego podpisała jako „JK" i z którym przez SMS-y umówiła się na dziś, ale przepisał jego numer na swój telefon. Przemyślał jeszcze raz treść wiadomości, a potem wysłał ją do kochanka żony.



– Możesz odpowiedzieć mi na jedno pierdolone pytanie?

Hoseok stał w progu łazienki z założonymi rękoma, obserwując, jak jego współlokator szykował się gdzieś już od ponad godziny. Od jakiegoś czasu stale znikał – wychodził nie wiadomo kiedy i po co, a nawet wymykał się na noc, by wrócić do domu dopiero nad ranem. Jung nie chciał wtrącać się w życie Jeongguka, ale wiedział, że jego sposób myślenia i charakterystyczne „bycie" mogły sprowadzić na niego masę kłopotów.

Tym bardziej, gdy ostatnio z zapachem alfy mieszały się różne słodkie wonie, które można było wyczuć na kilometr.

– Bawisz się w mojego ojca? Wychodzę, to wychodzę, nie twoja sprawa – mruknął brunet, poprawiając swoje delikatnie pokręcone, dłuższe włosy.

Podobało mu się to, co widział w lustrze, jednak skwaszona mina przyjaciela gdzieś na drugim planie budziła w nim irytację i psuła jego zadowolenie.

– Powiedz mi. Środek nocy w sobotę jestem w stanie zrozumieć, ale teraz? O tej godzinie? Na początku tygodnia? Handlujesz narkotykami pod szkołami, tak? A może chodzisz na dziwki? No nie wiem, musiałbyś być nieźle zdesperowany... Albo należysz do jakiegoś gangu?! Kurwa, zawsze wyglądałeś jak typ spod ciemnej gwiazdy – powiedział poważnie Hoseok, powodując tym u Jeona niepohamowany wybuch śmiechu.

Faktycznie, chłopak lubił ubierać czarne, często masywne, sportowe buty, duże skórzane kurtki albo szerokie długie bluzy. Miał kilka widocznych tatuaży zrobionych na złość rodzicom, które bez wątpienia nadawały mu specyficznego charakteru. Niekiedy podkreślał oczy ciemnymi cieniami, przez co wydawał się jeszcze mroczniejszy i bardziej tajemniczy, ale lubił swój styl i nie zamierzał go zmieniać. Nawet wtedy, gdy jego najbliższy kumpel brał go za bandytę.

– Ty się zacznij leczyć albo przestań oglądać te wszystkie głupoty, nad którymi codziennie spędzasz pół dnia. Mogę cię jednak zapewnić, że nie handluję narkotykami, nie chodzę na dziwki i jeszcze nie należę do żadnego gangu, idioto – odpowiedział sarkastycznie, wymijając w drzwiach zdezorientowanego Hoseoka.

Alfa zgarnął z kuchennego blatu kluczyki i portfel oraz napił się wody. Ostatni raz spojrzał w swoje odbicie, tym razem w małym lusterku na korytarzu.

Było dobrze.

Ze zdecydowaną i chyba lekko zdesperowaną Haerin umówił się wyjątkowo wcześnie, bo tylko wtedy miała czas. Mówiła, że jej były mąż pracuje do szesnastej, a potem wraca do domu, dlatego dwunasta w samo południe była perfekcyjna. Perfekcyjna dla niej, bo Jeongguk musiał przez to zrezygnować z zajęć, które zaczynały się o tej samej godzinie. Mimo wszystko dość szybko znaleźli wspólny język, a wymiana wiadomości była przyjemna i lekka. Zastanawiało go tylko jedno, ale nie chciał być wścibski i wypytywać, dlaczego omega nadal mieszkała ze swoim już byłym mężem.

– Jakie „jeszcze"?! Mów, gdzie leziesz, albo możesz pomarzyć o moich notatkach, głupi chuju – burknął Jung, patrząc, jak jego współlokator ubiera kurtkę.

– Nie czekaj na mnie z kolacją, kochanie. Wrócę późno, buziaczki! – Jeongguk po raz kolejny zignorował pytanie przyjaciela i posłał w jego stronę prześmiewczego całusa, na co ten wydał z siebie dziwne, chyba wyrażające obrzydzenie, dźwięki.

Oboje byli młodymi, trochę szczeniackimi alfami, dlatego dobrze się ze sobą dogadywali i jeszcze lepiej wzajemnie zatruwali sobie życie.

Brunet odetchnął z ulgą, gdy Hoseok nie drążył na „do widzenia" dalej tego samego tematu (a był pewien, że obrażony wybiegnie za nim na klatkę i będzie marudził, dopóki nie przyjedzie taksówka). Nie mógł mu powiedzieć, że to on był w sumie sprzedajnym łajdakiem, który za profity użyczał rozgoryczonym omegom swojego ciała.

Jeongguk postawił sobie sprawę jasno – doskonale wiedział, jak to, co robi, wyglądałoby w oczach znajomych, dlatego wolał milczeć. W jego oczach wszystko wyglądało przecież podobnie, tyle że obraz ten przysłaniała mu myśl, iż naprawdę potrzebował tych pieniędzy. Sama praca w barze, niestety, nie mogła sprostać jego wygórowanym wymaganiom.

Jebać to – moje decyzje, moja sprawa – powiedział w myślach, gdy taksówkarz wysadził go pod wskazanym wcześniej adresem. Wylądował w naprawdę bogatej dzielnicy, która przypominała mu tę, w której mieszkali jego rodzice. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jednemu z budynków, a w jego głowie przewijało się tysiące myśli. Wzdrygnął się, gdy poczuł lekki dreszcz na skórze – sam nie wiedział, czy był on spowodowany beznadziejnymi wspomnieniami, czy chłodnym wiatrem, który otulił jego ciało. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo – szybko udał się pod odpowiednie drzwi apartamentowca, wybierając numer na nowoczesnym domofonie. Minęło zaledwie kilka sekund, gdy usłyszał subtelny głos omegi.

– Tak?

– Cześć. Haerin?

– Jeongguk?

Nie, Brad Pitt – pomyślał, ale od razu przytaknął, a drzwi się otworzyły. Wjechał windą na czwarte piętro, poprawiając poplątane przez wiatr włosy. Gdy wysiadł, natychmiast zauważył kawałek czerwonego materiału i ładny profil kobiety.

Czekała na niego.

Zlustrował ją od dołu do góry, śmiejąc się w duchu z tego, że sięgała mu zaledwie do ramienia. Wyglądała trochę inaczej niż na przesłanych zdjęciach – może dlatego, że miała na twarzy mocniejszy makijaż, a jej ciało okryte było jedynie kusym szlafrokiem, który rozpalał wyobraźnię.

– Nie powinnaś wychodzić na klatkę, noona. Przeziębisz się, jest zimno – powiedział, posyłając omedze swój rozbrajający młodzieńczy uśmiech.

Haerin zaczerwieniła się lekko na te słowa, wpuszczając chłopaka do środka. Od razu poczuł, jak jej zapach staje się intensywniejszy, słodszy. Lubił brzoskwinie.

– Nie dość, że przystojny to jeszcze opiekuńczy. No, no – odchrząknęła, zaciskając mocniej pasek szlafroka.

Jeongguk ją zawstydzał. Biła od niego pewność siebie, swoboda i nieskrępowanie zaistniałą sytuacją. Był wyluzowany, uśmiechnięty i miły. Nie wiedziała, czy tak świetnie grał, czy naprawdę nie miał żadnych zasad moralnych.

– Mam jeszcze wiele innych zalet, ale musimy coś sobie wyjaśnić, zanim je wszystkie odkryjesz – mruknął, instynktownie odgarniając za ucho kosmyk włosów omegi, który wpadał jej do oczu.

Haerin spojrzała na niego zaciekawiona, szukając w wyrazie jego twarzy jakichś podpowiedzi.

– Jasne, ale może przejdziemy porozmawiać do sypialni? Usiądziemy na chwilę – wychrypiała cicho, kierując swoje kroki we wskazane miejsce.

Tak jak powiedziała – usiadła na świeżo zaścielonym dużym łóżku i czekała aż Jeongguk zrobi to samo. Ten jednak stanął naprzeciwko, patrząc na nią z góry.

Lubił nad nimi górować. Pokazywać, że wcale nie jest zdany na ich łaskę, że to one potrzebują go bardziej. Był niezależnym alfą, a one tylko spragnionymi omegami. Może i miały pieniądze, ale nie mogły kupić wszystkiego.

– Zasada numer jeden jest taka: ja nie pytam, dlaczego to robisz, a ty nie pytasz, dlaczego robię to ja. Skupmy się wyłącznie na własnych powodach, nie ingerując w cudze – powiedział, patrząc na reakcję kobiety.

– Och, okej. To nawet lepiej.

– Świetnie. Zasada numer dwa: płacisz połowę teraz, połowę po. Po seksie nie zostaję w twoim łóżku na „przytulasy", nie szepczę ci czułych słówek i nie spędzamy razem miło czasu na kolacji czy śniadaniu.

Haerin zamrugała kilka razy, kiwając głową. Zaskoczyła ją ta bezpośredniość i jasno postawione warunki. Oczywiście, że nie mogła oczekiwać od niego więcej, niż było zawarte w ich niespisanej „umowie". Nawet o tym nie pomyślała.

– Masz jeszcze jakieś zasady, czy możemy zaczynać? – zapytała, zakładając nogę na nogę.

Satynowy szlafrok nieco się podwinął, ukazując ładne pończochy i zgrabne uda. Jeongguk przełknął głośno ślinę i zmrużył lekko oczy. Po chwili ciszy i gapienia się na siebie kobieta wstała ostentacyjnie, kręcąc swoimi biodrami. Udała się w kierunku krzesełka, na którym wisiała jej markowa torebka. Wyjęła z niej portfel, a z niego plik banknotów, które potem wsunęła alfie za pasek od jego ciemnych jeansów.

– To jak? – spytała ponownie, kładąc drobną dłoń na ramieniu chłopaka.

Opuszki jej palców zaczęły wędrować od barku Jeongguka, przez jego szyję, aż po gładki policzek. Długie paznokcie lekko zahaczały skórę alfy, powodując u niego przyjemne dreszcze. Gdy druga dłoń omegi zsunęła się na jego rozporek, brunet złapał ją za nadgarstek. Haerin spojrzała na niego pytająco, błądząc w dużych czarnych oczach. Uważała, że były naprawdę piękne, ale nie zamierzała mu o tym mówić.

– Trzecia zasada mówi, że wszystko zostaje między nami. Chyba nie chciałabyś, żeby ktoś przypadkowo dowiedział się o tym, co robisz po godzinach, hm? – warknął, wyjmując pieniądze zza paska i chowając je do tylnej kieszeni spodni.

Omega jęknęła, gdy duże dłonie nagle zsunęły się na jej pośladki, ściskając je mocno, a palce wsunęły się lekko za kształtne półkule. Miękkie usta chłopaka zaatakowały te jej, nie dając Haerin nawet chwili wytchnienia. Całowali się namiętnie, żarliwie, szybko odnajdując wspólny rytm. Jeongguk wiedział, jak i gdzie ją dotykać, a intensywny brzoskwiniowy zapach tylko to potwierdzał. Wystarczył jedynie moment, by szlafrok znalazł się na ziemi, a kobieta została tylko w bieliźnie, pończochach i wysokich szpilkach.

Była naprawdę ładna i nie wyglądała na swój wiek. Mimo że nie wpisywała się w kanon wymarzonego ideału alfy, czuł on kumulujące się w dolnych partiach ciała ciepło i podniecenie, podczas gdy sunął językiem po jej udach, płaskim brzuchu i wystających obojczykach. Podobało mu się, gdy pozbywał się jej stanika, od razu otaczając ustami nagie i twarde sutki. Haerin jęczała słodko, ale czasami odrobinę zbyt głośno. Mocno ciągnęła jego włosy, gdy wchodził w nią pewnymi, szybkimi i precyzyjnymi ruchami. Czuł na swoich barkach zimny materiał szpilek, które zostały na jej małych stopach. Słyszał odgłos obijających się o siebie ciał, a jego nozdrza atakowały ich pomieszane zapachy. Nadchodzący powoli orgazm został jednak przerwany przez ciche: „o kurwa", wydobywające się z ust omegi.

Jeongguk odwrócił się za siebie, czując czyjś wściekły wzrok skierowany w jego osobę. W progu stał, jak się domyślił, były mąż omegi, który wyglądał, jakby mógł bez skrupułów zabić ich teraz na miejscu wyłącznie swoimi rękoma. Przestraszona i kompletnie zawstydzona Haerin zepchnęła z siebie młodego alfę, pośpiesznie zakładając szlafrok. Rzuciła jeszcze ubrania chłopaka prosto w jego zaskoczoną twarz, a potem najzwyczajniej w świecie uciekła, zostawiając go samego wraz z wkurwionym samcem alfa.

Brunet chaotycznie zakładał swoją odzież, potykając się przez pośpiech o własne nogi. Nie bardzo chciał, by obcy typ oglądał jego nagie pośladki. Słyszał przy tym śmiech drugiego mężczyzny, który powoli wyprowadzał go z równowagi. Spojrzał na niego raz jeszcze, dostrzegając w końcu jego pewne „wady". Nieznajomy był raczej wątłej budowy w porównaniu z tą Jeongguka i mierzył nie więcej niż metr siedemdziesiąt cztery. Był też znacznie starszy, biorąc pod uwagę, że był partnerem Haerin.

Jeon nie wiedział, co zrobić. Uciekać, stać i dalej się uśmiechać, czy może poprawić źle założoną koszulkę. Jedyne, co zdołał zrobić, to wydukać bezczelne i pełne patosu słowo, które opisywało jego położenie:

– Niezręcznie.

Starszy alfa uniósł do góry swoje brwi – cały czas milczał. Nie czekając na dalszy rozwój zdarzeń, Jeon postanowił zakończyć tę farsę. Bezszelestnie wyminął mężczyznę w drzwiach, rzucając się w stronę swoich butów.

Kurwa mać, wychodzę i nie wracam – pomyślał, gdy nieznajomy pojawił się w przedpokoju. Czuł jego mocny, duszący zapach i słyszał stanowczy głos, kiedy pytał, od jakiego czasu brunet spotyka się z jego byłą żoną.

I co mam mu powiedzieć? Że widzę ją pierwszy raz w życiu i to jedynie przez niecałe jebane dwie godziny? – zastanawiał się, nerwowo przygryzając wargę.

– Umiesz mówić? – zapytał alfa, a Jeongguk prychnął cicho pod nosem.

Wyprostował się i spojrzał prosto na mężczyznę. Nie chciał mu pokazać, że jest słabszy i że w jakiś sposób wpłynęła na niego ta sytuacja.

– Pierwszy raz ją widzę – odpowiedział, klepiąc się po tylnej kieszeni.

Część pieniędzy nadal była na swoim miejscu.

Ciąg dalszy tego „miłego" spotkania chłopak pamiętał jak przez mgłę. Najpierw poczuł silne uderzenie na swoim lewym policzku, które go zaskoczyło, dlatego zatoczył się i upadł na podłogę. Nie zdążył nawet zareagować, bo starszy alfa pociągnął go za koszulkę, wyrzucając za drzwi swojego mieszkania. Jeongguk poczuł się żałośnie, a jego opanowanie minęło w jednej sekundzie. Zaczął walić w drewnianą strukturę, jednak nikt nie raczył mu otworzyć.

– Ty pierdolony dupku! Jakbyś wyszedł na zewnątrz, nie byłbyś już taki cwany! Tylko słabe cioty atakują znienacka – mówił do siebie, nie czekając na windę, tylko od razu schodząc po schodach.

Zrezygnowany, obolały i maksymalnie zdenerwowany usiadł na pobliskiej ławce, przykładając do zranionego miejsca zimny ekran telefonu. Oddychał szybko, a wystraszeni ludzie omijali go szerokim łukiem.

– Zabiję cię. Oddasz mi wszystkie pieniądze, których nie dostałem za seks z twoją żonką. Oddasz z nawiązką – burczał pod nosem, wybierając w końcu numer do Hoseoka.

– Czego chcesz? Nie mogę gadać, mamy zajęcia jakbyś nie pamiętał.

– Mam to w dupie. Przyjedź po mnie tym swoim złomem. Adres wyślę ci SMS-em. Dzisiaj albo zaplanujesz ze mną morderstwo, albo nachlamy się jak dzikie świnie. Tylko o nic nie pytaj. A i zrobimy to za twoją kasę – mruknął zły, nie czekając na prawdopodobny wybuch współlokatora.

Rozłączył się i wysłał do przyjaciela obiecaną wiadomość. W międzyczasie nawet się nie zorientował, że w jego skrzynce odbiorczej także czekała pewna informacja od osoby, która już zdążyła zaleźć mu za skórę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top