- 19 -
Zatrzymali się na najbliższej stacji benzynowej z trzech powodów. Po pierwsze – Jiminowi kończył się już zapas benzyny i jeśli nie chcieli wracać do Seulu na piechotę, wypadało zalać bak przynajmniej do połowy. Po drugie – warga Jeongguka nadal krwawiła, bo gdy tylko rana po nagłym uderzeniu w twarz zakrzepła, młody alfa z nerwów znów ją podgryzał. Po trzecie – obu cholernie chciało się siku.
– Pokaż się – powiedział starszy, gdy stanęli w łazience na stacji. Białe światło sprawiało, że lekko blada twarz Jeongguka wydawała się jeszcze bielsza. Jimin delikatnie dotknął palcami jego rozbitej wargi. Potem sięgnął po papier przy umywalce i namoczywszy kawałek, zaczął ścierać strużkę, która pociekła po brodzie młodszego. – Często lądujesz z obitą twarzą. Szkoda. Jesteś na to za przystojny – dodał, wyrzucając mokry papier do kosza. Obaj uśmiechnęli się lekko.
Park wsiadł w samochód od razu po telefonie Jeona. Drogą ekspresową jechał powyżej dozwolonej prędkości, ale na wiejskich drogach musiał zwalniać. Podróż zajęła mu trochę ponad godzinę, choć warunki nie sprzyjały. Rozpadało się, więc gdy dojechał na miejsce, zastał nie tylko rozżalonego, ale i przemoczonego do szpiku kości alfę. Nawet teraz, gdy stali samotnie w łazience, z czarnych, przydługich i pokręconych kosmyków chłopaka kapała woda. W samochodzie szalało ogrzewanie, ale teraz Jeongguk ledwo panował nad lekkim drżeniem.
– Możemy zostać na noc w jakimś przydrożnym hotelu – zaproponował Jimin, wiedząc, że godzina w aucie w mokrych ubraniach może skończyć się przeziębieniem.
– Dostosuję się do ciebie, hyung. I tak już ściągnąłem cię stąd z drugiego końca kraju.
Jimin zaśmiał się, mówiąc, by młodszy nie przesadzał, a potem jeszcze chwilę stał przy zlewie i tylko przyglądał się alfie. Widać było po nim, że stara się zachować swój standardowy wyraz twarzy, czyli taki, który sugerował, by bez kija nie podchodzić, ale czasami spod maski przebijały oznaki czegoś, co zdawało się być rozczarowaniem. Starszy zakręcił jeden z niesfornych kosmyków czarnowłosego na palec i schował go za wykolczykowanym uchem. Jego uwadze nie umknął fakt, że Jeongguk nosił biżuterię od niego.
– Pójdę zatankować, a ty weź sobie jakąś wodę, albo no nie wiem, co chcesz.
Młodszy kiwnął głową i Jimin wyszedł ze stacji, by uzupełnić bak. Potem wrócił do sklepu. O tej porze stacja była prawie pusta. W strefie gastronomicznej siedział jeden mężczyzna, do którego prawdopodobnie należała zaparkowana na uboczu ciężarówka. Zajadał się kanapką i nie zwracał na nich uwagi. Za ladą nudziła się jakaś dziewczyna. Jeongguk stał przed półką z napojami. Wzięli po butelce czegoś gazowanego, a Jimin zatrzymał się jeszcze na chwilę przy batonikach. Potrzebował cukru.
– Chcesz coś słodkiego? – zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi. Alfa stał kawałek dalej i czemuś się przyglądał. – Gguk?
Dopiero wtedy ich spojrzenia ponownie się spotkały. Młodszy wzruszył ramionami, więc Jimin wziął jeszcze jakiegoś rogala z czekoladą na wszelki wypadek. Potem przeszedł dalej, w głąb sklepu. Dopiero wtedy zorientował się, co tak przykuło uwagę jego towarzysza. Chciało mu się śmiać, ale powstrzymał parsknięcie. Oczywiście patrzył na szafkę z prezerwatywami. Jego zły humor i załamanie nie powstrzymały ani ciekawości, ani... potrzeby? Jimin nie był pewny, czy był to zwykły przypadek, czy jednak krył się za tym jakiś przekaz, więc na wszelki wypadek kupił dwa opakowania gumek. Było mu trochę głupio i znów się poczuł, jakby dopiero co zaczynał randkowanie w wieku nastoletnim. Wtedy poproszenie o kondomy w aptece było wstydem. Farmaceutki zawsze się podśmiewały. Teraz miał trzydzieści cztery lata i znów czerwienił się na widok antykoncepcji. Pocieszała go tylko świadomość, że Jeongguk na widok zakupów zareagował tak samo.
Wrócili do samochodu w milczeniu. Wskazówka poziomu paliwa skoczyła do góry i mogli udać się w dalszą podróż.
Może gdyby znaleźli po drodze jakiś motel, zatrzymaliby się na drzemkę, ale kilometry leciały, oni byli coraz bliżej stolicy, a hoteli było jak na lekarstwo. Większość z nich miała wyłączone neony, a te czynne całą dobę wydawały się obskurne już z daleka. Postanowili więc jechać prosto do domu. No właśni. Do domu, czyli gdzie?
– Mogę zostać u ciebie, hyung?
– Jasne.
– Dzięki. I... jeszcze raz przepraszam.
– Przeprosiłeś mnie już dziesięć razy.
– Bo narobiłem ci kłopotów.
– A ja ci mówiłem, że możesz dzwonić, jakby coś było nie tak. Raczej nie dzwoniłeś zapłakany, bo ci się nudziło.
Jeongguk nie odrywał wzroku od drogi przed nimi. Gdy byli już na drodze wlotowej do Seulu, od razu poprawiła się widoczność i przestało padać.
Jimin nie pytał, co się stało. Wiedział, że to nie ma sensu. Może i nie znali się długo, ale był pewny, że on w takiej sytuacji by milczał i potrzebował czasu. Jak się okazało, pod tym względem Jeongguk był taki sam. Poza tym niewiele trzeba było słów. Rozbita warga i siniak były dość wymowne. Tak samo jak mina i zanik pewnej cwaniackiej maniery.
– Wiedziałem, że kiedyś się to stanie – zaczął mówić młodszy, gdy wjechali już na dobre do miasta. Została im tylko trasa przez metropolię. – Już od dziecka wiedziałem. Można więc rzec, że powinienem być na to przygotowany, ale teraz... okazało się, że jednak nie jestem. I nie byłem.
– Na takie kłótnie nie można się dobrze przygotować.
– Powiedział, że mam już nie wracać. W sensie tata. Chyba w końcu mam to, co chciałem – parsknął. Jimin, gdy tylko na niego spojrzał, dostrzegł, jak drży mu broda. – Nie muszę już ich znosić i udawać idealnego syna raz na rok, gdy zapraszali mnie do siebie, by zagłuszyć wyrzuty sumienia. Jestem w końcu wolny. Tylko... chyba nie przemyślałem tego, że jestem przez to też zupełnie sam.
– Nie jesteś sam – odparł prawie od razu starszy, zatrzymując samochód na czerwonym świetle.
– Mam dosłownie jednego przyjaciela, który w dodatku jest idiotą.
– Ja też jestem idiotą i jestem... chyba ci dość bliski – palnął, a Jeongguk zaśmiał się lekko. – No wiesz, o co mi chodzi.
– Powiedziałem ojcu, że się ruchamy.
– Co!?
Jimin z wrażenia nie zareagował na zmianę w sygnalizacji świetlnej. Zamiast tego spojrzał na chłopaka siedzącego na miejscu pasażera. Z lekko różowymi policzkami patrzył ślepo przed siebie. On też nie widział zielonego światła.
– Co powiedziałeś?
- Że sypiamy ze sobą. Ja i ty. Znaczy, nie wymieniłem cię z imienia, ale powiedziałem, że spotykam się ze starym dziadem, który też jest alfą.
– Jeon Jeongguk, ja...
– Powiedziałem tak, by mu dopiec. By było mu cholernie źle z tym, że choćby nie wiadomo jak się wypierał, to na zawsze pozostanę jego synem – odparł i wtedy rozległ się za nimi klakson. Jimin ruszył w dalszą drogę. – A przecież alfa nie powinien interesować się innym alfą, no nie? – parsknął. W jego głosie rozbrzmiewało rozgoryczenie. – Alfa musi być, kurwa, prawdziwym samcem. Powinienem bez mrugnięcia powieką zgodzić się na wysłanie mnie do prywatnej szkoły medycznej, a potem kroić ludzi bez większego zaangażowania. Byle mieć forsę i prestiż. Bo przecież nawet moje studia są według nich żałosne. Bo kogo interesują zwierzęta? Tak naprawdę to oni są od tych zwierząt gorsi. Dużo gorsi. Nienawidzą mnie, bo nie umiem się podporządkować. Chcieli pierworodnego syna alfę, to mają.
– Robienie im na złość nie jest dobrym pomysłem.
– To nie ja robię im na złość, tylko oni mi! – krzyknął, aż zatrząsł się samochód. Dobrze, że byli już na ostatniej prostej do mieszkania Jimina. Jeongguk schował twarz w dłoniach. Płakał, ale przede wszystkim się złościł. Jego zapach był teraz kwaśno-gorzki, nieprzyjemny, a Jimin chciał tylko sprawić, by znów był orzeźwiający i słodki. – Całe życie robili mi na złość, hyung. Ja już... mam dość.
Starszy pomyślał, że była to niezła ironia. Jeongguk mógł mówić, że robił, co chciał, ale cała jego osoba była świadomie, lub też nie, podyktowana przez chęć zrobienia rodzicom, a szczególnie ojcu, na przekór. Głowa rodziny chciał go widzieć w garniturze? Jeongguk ubierał glany, skórzaną kurtkę i podarte dżinsy. Chciał, by syn miał ulizane włosy? Jeongguk zapuszczał je i robił fioletowe pasemka. Alfa żądał sygnetu na palcu? Jeongguk robił kolczyk w brwi i uszach.
Pan Jeon chciał, by syn znalazł omegę i założył rodzinę? Jeongguk umawiał się z omegami na seks, o rodzinie chciał zapomnieć, a teraz powiedział, że sypia z innym alfą.
Samochód stanął na wykupionym miejscu w podziemnym garażu. Jimin wyłączył silnik.
– Chodź na górę – powiedział i bez słowa wyszli z mercedesa.
W mieszkaniu przywitała ich Miriam, ale Jeongguk tylko przelotnie ją pogłaskał i udał się do łazienki. Starszy przyniósł mu ręcznik i jakąś swoją luźniejszą bluzkę. Chłopak miał wziąć prysznic na rozgrzanie. W tym czasie gospodarz zrobił im po drinku. Wlał do szklanek tym razem nie whisky, a czystej, ale nie więcej, niż dwie setki. Ciężki dzień wymagał czasami niecodziennych rozwiązań. Dosypał kotu karmy i przejrzał telefon. Nawet w środku nocy znalazł kilka nieprzeczytanych wiadomości od Naechyona. Omega nie mógł spać, trochę marudził i pisał wprost, że się stęsknił.
Woda pod prysznicem dalej lała się w najlepsze, więc Jimin wykorzystał chwilę spokoju i odpisał podopiecznemu.
„Powinieneś już spać, albo przynajmniej próbować. W poniedziałek masz ważne spotkanie z potencjalnym sponsorem i przypominam, że jutro masz jedyny wolny dzień w tygodniu i musisz się uczyć do egzaminu. Idole nadal muszą zaliczać szkołę. Zobaczymy się pojutrze".
Miał nadzieję, że Naechyon da sobie spokój i wyczyta z tonu odpowiedzi, że sen jest teraz najodpowiedniejszą opcją. Nadzieja ta była jednak złudna. Omega odpisał w pół minuty, mimo tego, że była prawie druga w nocy.
„Wiem, że jest weekend i masz wolne, hyung, ale naprawdę nie mogę spać :( może jednak jutro będziesz na chwilę w firmie? Moglibyśmy się spotkać? Chciałem z tobą porozmawiać :( :(''.
Dwie smutne minki pod rząd na końcu to było za wiele. Jimin zaczął klikać odpowiedź, kiedy drzwi od łazienki się otworzyły. Jeongguk stanął w nich z samym ręcznikiem zawiązanym w pasie.
– Cholera, miałem poszukać ci jakichś gaci – westchnął Jimin, któremu te kilka minut szybkiej kąpieli strzeliły niczym z bicza. Poszedł do sypialni, zostawiając telefon na sofie, na której wcześniej siedział.
Jeongguk zerknął na wyświetlacz, na którym widoczna była konwersacja.
– Nawet w środku nocy nie możesz mieć chwili dla siebie? – zapytał, nie kryjąc złości. Jimin zatrzymał się w połowie drogi do sypialni.
– Co?
- Naechyon.
– Coś tam pisał.
– Tak? A co? – zapytał, a starszy mimowolnie spuścił wzrok z poważnej twarzy wyższego alfy na jego nagi tors. Młodszy nie oszczędzał się na siłowni i teraz też nie oszczędzał bijącego serca swojego hyunga. – Że nie może bez ciebie spokojnie zasnąć?
– Beze mnie? Nie gadaj głupot – westchnął starszy, chcąc wyminąć chłopaka przed sobą, bo ten stał akurat w drodze do szafy, ale nic nie poszło po jego myśli. Cicho pisnął zaskoczony, gdy nagle alfa prawie wepchnął go do sypialni tak, że Jimin pośladkami wylądował na skraju łóżka. Towarzyszył temu dźwięk kolejnego SMS-a.
– Powiedziałem dziś mojemu ojcu, że pieprzę się z tobą, ale to było kłamstwo – zaczął, sięgając niepewnie do bioder, przez które miał przepasany ręcznik. – Myślę, że możemy coś z tym zrobić.
– Jeongguk...
– Wiem, co powiesz, hyung – przerwał starszemu, zrzucając materiał, który jako jedyny go zasłaniał, na dywan. – Że chcę tego, bo jestem zły i muszę się wyładować, albo coś w tym stylu. Ale nie o to chodzi – powiedział, klękając na jedno kolano przed łóżkiem, dobierając się do rozporka Jimina. – Chcę to z tobą zrobić nie ze względu na mojego okropnego ojca ani wyrodną matkę, tylko dla siebie. I ciebie. Dla... nas – mówił dalej, a po pokoju rozchodziły się dwa coraz słodsze, mieszające się zapachy. Pasek wyszedł ze szlufek, a Jimin uniósł biodra, gdy młodszy o to poprosił i pozwolił się rozebrać. Na ziemi wylądowały bokserki. Telefon dalej w najlepsze odbierał wiadomości. – Myślałem o tym przez pół drogi do Seulu. I przez ostatnie dni.
– T-teraz chcesz się kochać?
– Tak – odparł krótko, a jego palce oplotły podstawę penisa starszego, który zaskoczony wciągnął ze świstem powietrze.
Jeongguk sprawnie przeniósł się na łóżko tak, że siedzieli teraz zupełnie przy sobie bokiem. Dłoń chłopaka w najlepsze bawiła się twardniejącą męskością, a jego usta naparły na wargi Jimina. Zderzyli się zębami, ale ich języki szybko odnalazły wspólny rytm. Ręka Jimina znalazła się w mokrych włosach młodszego, a jego uszy stały się głuche na wszystkie kolejne nadchodzące SMS-y od atencyjnego omegi.
Serce starszego zabiło mocniej i wręcz boleśnie odbiło się od żeber, gdy sprawne palce zsunęły się niżej, masując delikatnie jego jądra. Niepewnie położył swoją dłoń na kroczu Jeongguka, odkrywając, że młodszy jest już w gotowości. Nagle dopadł go stres. Co teraz? Odsunął się i zabrał rękę, choć ta Jeongguka została na jego udzie.
– Nie chcesz? – usłyszał tuż przy uchu, czując na płatku kilka pocałunków. Westchnął, gdy ciepły oddech owiał małżowinę, a zęby chłopaka zahaczyły o kolczyk. – Ja też się trochę boję.
– N-nie wiem.
– Będę na dole, jeśli chcesz.
Jimin przełknął ślinę, która z trudem przeszła przez jego zaciśnięte gardło. Znów poczuł dotyk na penisie, ale nieco mocniejszy. Na chwilę ręka Jeongguka znalazła się przy jego twarzy. Zostawił na niej trochę śliny i znów zaczął pieścić powoli całą długość, co przez poślizg było jeszcze przyjemniejsze.
W głębi czuł, że tak nie powinno być. Niełatwo było wyzbyć się tego, co wpojono mu już za dzieciaka. Jego ciało jednak go zdradzało. Zdradzały go też myśli, których nie odważył się powiedzieć na głos. Chciał tego. Jeongguk pachniał paczuli, jakby był do schrupania, a jego język nie odpuszczał i ciągle smakował jego skóry.
Ale może chce tym tylko zrobić znów na złość ojcu?
– Hyung?
– Na pewno... tak chcesz? – zapytał niezgrabnie, a młodszy znów go popchnął, by plecami zderzył się z wygodnym materacem.
– Chcę. Bardzo.
Powiedziawszy to, sam wdrapał się na łóżko. Policzki zalewała mu soczysta czerwień, gdy ustawiał się nad ciałem hyunga, tyle że nogami przy jego głowie. Uda mu drżały, gdy przekładał kończynę tak, by głowa Jimina była między nimi. Chcąc zamaskować wstyd, Jeongguk pochylił się nad kroczem, które miał teraz przed sobą. Nie mógł dużo myśleć, bo sam zaczynał się stresować. Twarda męskość w jego ustach skutecznie jednak zagłuszyła wszelkie wątpliwości.
Jimin jęknął, gdy wiszący nad nim alfa objął wargami jego przyrodzenie i zacisnął palce na pościeli. Ostatnim razem było tak samo dobrze i bał się, że choć zabawa dopiero się zaczęła, nie potrwa długo. Musiał sobie znaleźć zajęcie, a o nie nie było trudno, gdy przed twarzą miało się kochanka w pełnej okazałości. Jimin zacisnął na chwilę zęby na dolnej wardze.
Nie mogę być samolubny – pomyślał, uświadamiając sobie, że seks oralny Jeongguk prezentował mu już drugi raz. Przez chwilę jednak zbierał się w sobie, nim w końcu ostrożnie wychylił szyję, chcąc dotrzeć językiem do czubka dużego penisa przed swoją buzią. Rozchylił drżące wargi i pomógł sobie dłonią, by zassać się na kilku pierwszych centymetrach przyrodzenia młodszego, który z zaskoczenia na chwilę zaprzestał swojej pracy.
Nie była to może najlepsza pozycja, bo jednoczesne czerpanie, jak i sprawianie komuś przyjemności bywało kłopotliwe, ale przynajmniej mogli być przez chwilę sprawiedliwi. I kiedy Jimin przełamał pierwszą barierę, która od lat tkwiła w jego głowie, nie ociągał się. Pokrył śliną całą długość męskości alfy, zatrzymując język zupełnie przed jądrami. Jeongguk może i miał wygodniej, ale nie omieszkał ruszać biodrami, gdy sprawny mięsień starszego zahaczał o jego najczulsze miejsca. Pracował najlepiej, jak umiał, nie zważając na swoją pękniętą wargę. Starał się wcisnąć do buzi jak najwięcej, a wtedy po brodzie kapała mu ślina. Jimin przymykał oczy i sapał na tyle głośno, na ile pozwalały mu pełne usta.
Zupełnie jakby nie pamiętali, że ich pierwsze spotkanie było właśnie w tej sypialni, w całkiem innych okolicznościach.
Nagle SMS-y przychodzące na numer Parka zamieniły się na dźwięk przychodzącego połączenia. Jeongguk zszedł ze starszego, nim ten zdążył zaprotestować. Nim Jimin zakaszlał, chłopaka nie było już w sypialni.
Starszy chciał za nim zawołać, ale wtedy Jeon znów pojawił się w pokoju z telefonem w dłoni. Paczuli na chwilę pachniała niczym chilli.
– Halo? – powiedział do telefonu, gdy nacisnął zieloną słuchawkę, mimo niedowierzania wymalowanego na twarzy swojego hyunga. – Nie, Jimin nie może teraz odebrać. Jest trochę zajęty – powiedział. Park zebrał się z łóżka, ale próba zabrania komórki spełzła na niczym, bo Jeongguk z powrotem z łatwością pchnął go na łóżko. – Nie dzwoń i nie pisz już dziś, bo hyung się musi wyspać. Jest środek nocy. Cześć.
Smartfon wylądował na pościeli, a Jimin zbierał się na wiązankę przekleństw, ale znów – nie zdążył. Jeongguk sprawnie zamknął jego usta swoimi, a paczuli zapachniała kusząco egzotycznie. Młodszy wylądował okrakiem na starszym, który oparł się plecami o łóżko. Ten pocałunek trwałby całą wieczność, gdyby nie rosnąca potrzeby i pożądanie. Nawet ocierające się o siebie z każdym ruchem biodra nie zapewniały im wystarczającej dawki doznań i między jedną a drugą porcją wymienianej śliny Jeongguk zapytał, gdzie są gumki, które Jimin kupił na stacji.
– Przyniosę – odparł, a Jeongguk został na moment sam.
Ciało miał rozgrzane, a jego skóra płonęła od dotyku prawie obcych rąk. W tym wszystkim był też stres, bo pierwszy raz miał zaraz pozwolić komuś przejąć kontrolę i dać sobą porządzić. Nie wiedział, czy w ostatniej chwili nie stchórzy.
Jimin nie wiedział natomiast, co zrobić z rękoma, gdy po powrocie znów zaczęli się całować. Teraz ich pozycje się odwróciły i to on leżał na Jeongguku, niepewnie schodząc wzdłuż jego uda w dół. Palcami przez chwilę masował splot mięśni między pośladkami alfy, który nawet nie ukrywał, że jest zdenerwowany. Serce biło mu głośno i mocno, a oddech przyśpieszył, choć nawet jeszcze dobrze nie przeszli do wisienek, jakimi usłany był tort.
– Tylko... no wiesz – powiedział nagle młodszy, ale zdezorientowana mina starszego dała mu do zrozumienia, że jednak nie wie. – No, nie bądź za bardzo, no wiesz. Jeny... Po prostu uważaj, okej?
– A zamierzałem właśnie wbić się w ciebie po łokieć na raz.
— Kurwa, hyung – młodszy jęknął zażenowany i zawstydzony, zasłaniając twarz.
– No wiem, wiem. Mam być delikatny.
– Delikatny? Nie jestem omegą, nie tak łatwo zrobić mi krzywdę.
Niecałe dwie minuty później Jeongguk żałował tego napadu brawury. Wystarczyły trzy mokre od śliny palce, by zagryzał dolną, zmaltretowaną wcześniej wargę. Przebierał nogami, ale za żadne skarby nie chciał się przyznać, że dla niego to też coś nowego i nie do końca umie się odnaleźć. Dopiero gdy Jimin wychylił się po prezerwatywę i wyciągnął z jego wnętrza swoje nie za długie palce, młodszy spanikował.
– Hyung... Kurde tylko, no... powoli.
– Delikatnie?
– No, tak jakby.
– To „tak jakby", czy jak? Bo jeśli cię to pocieszy, to ja też się denerwuję.
Młodszy poczuł, jak palce drugiej ręki Jimina głaszczą go po policzku. Duże oczy skierował w te należące do hyunga. Nagi i z rozchylonymi nogami wyglądał wręcz krucho. Okazało się, że można z niego zdjąć nie tylko ubrania, ale i wszystkie maski, które nosił.
– Gdyby bolało, to przestanę – powiedział Jimin, poprawiając poduszkę pod biodrami kochanka. – Obiecuję.
– Na pewno?
– To tylko ja, okej? Nie jestem klientką i nie będę ci nic kazał, jeśli nie będziesz chciał. Ma być ci dobrze.
Klientką. Jeongguk mimowolnie pomyślał o ostatniej, która była dobitnym przykładem na to, że dla niektórych jednak był tylko dziwką. Chujem z przyczepioną resztą ciała. Niepotrzebną, nie licząc może okazjonalnie języka czy palców.
Jimin nie jest klientem – powtórzył w myślach i kiwnął głową. Przymknął oczy, gdy mężczyzna uporał się już z zakładaniem prezerwatywy i znalazł się między jego nogami.
Park nakierował swoją męskość, by ta mogła wsunąć się do nadal mokrego od śliny wnętrza chłopaka. Omegi były mokre na samą myśl o seksie. Im musiała dziś wystarczyć ślina i nawilżenie z opakowania po gumkach.
– Powoli – powiedział cicho młodszy, zaciskając mocniej powieki. Potem sapnął przekleństwo. – Jeśli kiedyś się z ciebie śmiałem, że jesteś mniejszy, to odwołuję – dodał i obaj się zaśmiali. Ich usta na chwilę znowu się połączyły, ale pocałunek przerwało głośniejsze jęknięcie Jeongguka. Syknął, gdy Jimin w końcu zagłębił się w nim ostrożnie cały.
– Boli?
– Szczerze to tak.
– Chcesz przestać?
– Nie, na razie nie. Tylko...
– Wiem, powoli i delikatnie. Nie mam pamięci złotej rybki.
– Nie dogryzaj mi teraz.
– Zawsze jest dobry moment na dogryzanie ci.
– Może nie kiedy mnie pieprzysz?
Jimin zaśmiał się lekko i ułożył twarz między głową a ramieniem chłopaka. Przy szyi zapach zawsze był najmocniejszy. Zaciągnął się słodką paczuli. Miał wrażenie, jakby leżał pośród łąki porośniętej tylko tą rośliną. W tym czasie Jeongguk gubił się w oparach mglistego opium, którego wdychanie pomagało mu się rozluźnić. Zapachy alf zazwyczaj właśnie tak działały na omegi, ale najwyraźniej działało to też na inne gatunki. I może to właśnie oryginalna woń pozwoliła młodszemu cieszyć się stosunkiem, a nie tylko podczas niego egzystować przez dyskomfort. Mięśnie odpuściły na tyle, by każde pchnięcie nie było zwieńczone piskiem bólu. Zamiast tego pojawiły się westchnienia, ciche jęki i mruknięcia, gdy obaj zgrali się w jedną całość i znaleźli wspólny rytm. Nadal delikatnie, nadal ostrożnie i trochę niepewnie, ale jednak dobrze, tak cholernie dobrze, że plecy Jimina szybko pokryły się czerwonymi śladami po paznokciach, a szyja Jeongguka ozdobiona została kilkoma fioletowymi śladami.
Park poprawił trochę ich pozycję i postawił sobie jedną nogę partnera na ramieniu. Wtedy Jeongguk poczuł go głębiej i mocniej, co zaowocowało dłuższym i mimo wszystko trochę zbolałym jęknięciem. Czarne włosy rozrzucone były po całej poduszce, a z twarzy od dłuższego czasu nie schodził rumieniec. Jimin wyglądał podobnie.
Dłonią sięgnął do krocza Jeongguka. Ruchy w górę i w dół w rytmie pchnięć odwracały uwagę od niedoskonałości tego zbliżenia. Obaj byli blisko. Czuli ciepło kumulujące się w podbrzuszach i niby spięcia w okolicach kręgosłupa, ale to w ich głowach szalał największy ogień. Jimin nieco zwolnił.
– N-nie przestawaj...
– Zaraz dojdę – odsapnął starszy i Jeon sam złapał za swoją męskość, więc tym samym za palce Parka.
– Ja też. J-jeszcze chwila... Proszę...
Jęknięcia, jakie wydawał chłopak, nie pomagały, a widok jego pięknego, zadbanego ciała i zarysowanych mięśni jeszcze tylko przyśpieszał drogę Jimina do spełnienia. Ostatkiem sił się powstrzymywał, choć bardzo nie chciał, ale kiedy tylko Jeongguk spiął się mocno, a w jego gardle stanęły wszelkie słowa i odgłosy, starszy nie mógł hamować się już dłużej. Obaj zacisnęli zęby, a może nawet z trudem pohamowali łzy, a żyły na ich szyjach imponująco zarysowały się pod skórą.
Można było powiedzieć, że zupełnie przepadli. Opium w końcu było narkotykiem, a więc uzależniło ofiarę w mgnieniu oka, a paczuli obiecywało mieszankę pełnej palety doznań.
| Wstawiam rozdział w nocy, bo z uwagi na smuta uważam, że to odpowiednia pora na takie rzeczy 🤭🔥 |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top