- 14 -

Jimin zdążył się przyzwyczaić do tego, że jego młody podopieczny lubił zawracać mu głowę przeróżnymi drobnostkami, ale nie spodziewał się telefonu godzinę przed północą w piątek wieczór. Dodatkowo w piątek, w który oficjalnie wziął wolne od pracy w razie, gdyby faktycznie nadeszła jego ruja. Naechyon doskonale wiedział o tym krótkim urlopie, bo grafik Jimina znał na pamięć. Park nieraz tłumaczył mu, że może pisać do niego, kiedy chce, ale żeby kontaktował się z nim głównie w godzinach jego pracy. I alfa nie byłby zły, gdyby młody omega po prostu się zapomniał czy zwyczajnie zadzwonił, by porozmawiać, co robił często, chcąc się zwierzyć czy ponarzekać na stres, ale sytuacja, którą przerwał telefon Naechyona, była co najmniej… niecodzienna.

Pocałowali się. Te dwa słowa odbijały się w głowie Jimina i nie dawały mu spokoju, nawet kiedy przykładał smartfona do ucha i słuchał głosu wschodzącej gwiazdy młodego pokolenia. Jeongguk go pocałował. Pocałował. Alfa. Alfę. Nadal czuł na wargach smak obcego mężczyzny.

To ja powiedziałem, że mi się podoba – pomyślał starszy, przez chwilę tylko nerwowo przestawiając z nogi na nogę podczas rozmowy z Naechyonem. Myślami i ciałem nadal był tu – w mieszkaniu Jeona, ale udawał, że skupia się na problemie kogoś innego, choć wiedział, że Jeongguk się o to wkurzy. Dopiero co wpijali się w swoje usta, a on i tak musiał pobiec do swojej pracy. Haerin często wypominała mu ten pracoholizm.

Odwrócił się w kierunku kanapy, na której nadal siedział młodszy. Sztywna postawa i lekko czerwone policzki zdradzały zdenerwowanie. Nawet nie patrzył w stronę swojego gościa, choć dopiero co jego dłonie zawędrowały pod jego luźną koszulkę.

Jeongguk czasami sprawiał wrażenie zbyt pewnego siebie. Cwany uśmieszek, skórzana kurtka czy kilka tatuaży dodawały mu charakteru, a kiedy niewyparzony język opuszczał jego buzię, można by wyrobić sobie o nim zdanie w przeciągu minuty. Na pierwszy rzut oka wydawał się kimś, kto na drugie imię ma „Kłopoty”. I prawdopodobnie tak właśnie się nazywał, bo Jimin nie pamiętał, by ostatnio miał przez kogoś aż takie problemy z sercem. Nawet podczas rozwodu ten mięsień nie bolał go tak bardzo, jak zranione ego. A teraz? Zwykły pocałunek wyprowadził ich z równowagi.

Obraz Jeona sprzed kilku tygodni kłócił się z tym, jaki Jimin miał przed sobą. Teraz widział niepewnego, lekko wystraszonego i zawstydzonego chłopaka, ale cholera – sam wyglądał podobnie. Maskował emocje chłodnym obiektywizmem, bo złapał się tematu pracy, czyli problemu Naechyona, jak brzytwy, a tak naprawdę miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jeongguk go pocałował pierwszy, to fakt, ale było to raczej muśnięcie. To jego gest ten rozpalił na tyle, by w kilka sekund wylądowali na kanapie na leżąco.

Alfa pocałował alfę. Wiadomo, że to było złe, a przynajmniej powszechnie uważano, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Po to są te dwie rasy – alfy i omegi, by jedni i drudzy łączyli się w pary, chcąc tworzyć rodziny.

I wydawać potomstwo.

Przecież byłem z omegą – pomyślał starszy, kiedy Naechyon nadal nawijał mu na uszy makaron, opowiadając chyba historię swojego życia.

Byłem z nią, tak jak prawdziwy alfa powinien być z prawdziwą omegą i po co? – zastanawiał się. A Jeongguk? Jeongguk nie był omegą. Ale skoro to było takie złe… czemu czuł, że pragnie tylko więcej?

– Naechyon, słuchaj, ja rozumiem, że chcesz odpisywać na te komentarze, bo to same kłamstwa i cię drażnią, ale nalegam, żebyś tylko ich blokował – powtórzył Jimin do aparatu, nadal wlepiając wzrok w alfę przed sobą.- Odpisując, pokażesz, że cię zabolało.

– Bo zabolało, hyung.

– Ale nie chcemy, by wiedzieli o tym ci, którym zależy na sprawieniu ci przykrości, prawda?

W słuchawce rozległo się westchnienie, a Jimin szukał wymówki, by szybko zakończyć tę rozmowę.

– Po prostu wyłącz telefon. Nie będzie cię ciągnęło ani na Twittera, ani na żadne inne media. Jest późno, powinieneś spać – powiedział alfa, ale omega od razu zaprotestował.

– Nie jestem już dzieckiem, hyung. Mogę posiedzieć do późna, skoro jest weekend. Hyung też jeszcze nie śpi. Co robisz ciekawego w środku nocy, hm? – zapytał figlarnie, a Jimin pomyślał, że dobrze byłoby zderzyć się teraz czołem ze ścianą.

– Nae, lubię cię, ale to chyba nie twoja sprawa.

– Nie gniewaj się, hyung – zaśmiał się lekko chłopak. – Pytam z ciekawości, ale nie chciałem być wścibski.

– Właściwie to dobrze, że zapytałeś, bo jestem trochę zajęty – odparł w końcu starszy. W tym samym czasie Jeongguk w końcu na niego spojrzał, uznając, że unikanie swojego wzrok stało się nudne.

– I mam kilka dni wolnego, więc porozmawiamy jakoś w poniedziałek.
Naechyon jeszcze chwilę marudził, ale w końcu telefon zamilkł, więc Park wyciszył go i zostawił na stole, a sam wrócił na kanapę. Cisza była niezręczna, bo ani jeden, ani drugi nie wiedzieli, co wypada teraz powiedzieć. W końcu to Jeongguk odchrząknął i się odezwał.

– Problem z hejterami? – zapytał, a Jimin z początku nie zrozumiał, o co mu chodziło. Dopiero po chwili dotarło do niego, że alfa pytał o Naechyona. Zaśmiał się lekko, wdychając świeży zapach paczuli.

– Przejmuje się każdym komentarzem. Chce być idealny, no wiesz. Źle znosi krytykę.

Jeongguk kiwnął głową na znak, że rozumie, i na moment znów zapanowała cisza, którą tym razem przerwał Park.

– Przepraszam – powiedział, co zdziwiło młodszego, który wlepił w niego swoje duże, nerwowo szukające odpowiedzi oczy. – W sensie…

– To ja cię pocałowałem. To ja powinienem przeprosić. Nie dałem ci odpowiedzieć.

– Odpowiedzieć?

– No… czy będziesz zły, jeśli to zrobię.

– Nie jestem zły.

– Ale żałujesz – powiedział młodszy. Paczuli w powietrzu jakby zgęstniała, a płuca Jimina nabrały więcej powietrza. Zaczynało mu powoli szumieć w głowie. Jeongguk zagryzł dolną wargę, ale to starszego oblał rumieniec. – Wiem, że to chyba… niemoralne. Nie wiem, co miałem w głowie, hyung. Przepraszam – rzucił i nagle wstał. – Zaraz przyjdę – dodał i w przeciągu sekundy opuścił niewielki salon. Zamknął się w łazience.

Czy żałuję? – powtórzył w myślach. Nie wiedział.

Starszy sięgnął po szklankę z alkoholem, która stała naprzeciwko. Nim jednak upił łyka trunku, zorientował się, że to nie jego szklanka. Nawet coś tak prozaicznego, jak dotyk ust, ich lekki odcisk pozostawiony na szkle, pachniał paczulą. Przez półprzezroczystość whisky widział dno, a po chwili przechylił szklankę i wypił nie swojego drinka. Mało dziś pili, więc od razu poczuł, jak ciepło rozlewa mu się po gardle, a potem po żołądku.

Choć Jeongguka nie było w pokoju, jego zapach stał się bardziej intensywny. I gdyby Jimin tylko wziął kilka głębszych oddechów, poczułby także swoje słodkie i hipnotyzujące opium zmieszane z egzotyczną wonią.

– Gorąco… – Park uchylił okna w salonie, a potem odszukał na stole paczki papierosów. Obok leżała zapalniczka z grawerem, którą właściciel niedawno zgubił, więc pożyczył ognia i jedną fajkę, a potem wyszedł na balkon. Palił, ale nie czuł łaskotania dymu. Nadal było mu ciepło, a myślenie o pocałunku nie pomagało. Miękkie usta młodszego były nie tylko słodkie, mimo wypitych procentów, ale i chyba uzależniające. Tak jak jego skóra pod koszulką była gorąca, a napięte mięśnie twarde. Oddech ciepły, a palce wplątane we włosy zachłanne.

Jimin wypalił szybko i wrócił do salonu akurat w momencie, w którym Jeongguk wyszedł z łazienki.

Spojrzeli na siebie i dopiero teraz Park uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Albo wręcz przeciwnie –  że wszystko jest idealnie. Otulający go zapach zdawał się złapać go w swoje szpony, a stojący trzy metry dalej alfa, mimo dalszego zdezorientowania i lekkiego wstydu, uśmiechał się nerwowo, jakby chciał go oszukać i pokazać, że jest w porządku. Jimin wiedział, jakby to miało być. Wróciliby do picia i schlali się jak świnie, aż młodszy nie umierałby rano na kaca. Nie rozmawialiby o tym, co się stało na kanapie, a co przewał telefon Naechyona. Przez to każde kolejne spotkanie byłoby tylko bardziej niezręczne, aż nie zaczęliby spotykać się rzadziej. Raz na dwa tygodnie, potem raz na miesiąc, a w końcu od święta, by wreszcie nie spotykać się wcale. Pewnie tak by było. Pocałunek rozszedłby się po kościach, stałby się wspomnieniem. Co więc stało na przeszkodzie?

Ruja.

Jimin oparł się o parapet, gdy w uszach usłyszał lekki pisk. Czasami miewał mroczki, a czasami było mu gorąco, ale dziś odczuwał wszystko po trochu. Jeongguk podszedł kilka kroków bliżej.

– Wszystko dobrze, hyung? – zapytał, łapiąc starszego za ramię.

Z bliska pachniał jeszcze mocniej. Gdy wzrok Jimina przejechał po jego odkrytej szyi, potem trochę niżej, aż dalszego wstępu nie bronił guzik, pomyślał, czy to w ogóle możliwe, by jego skóra smakowała tak samo, jak pachniała. Nim zdążył zapanować nad niewinną żądzą, nagle złapał młodszego w talii, by zdobycz mu nie uciekła, i polizał prawe całą długość szyi chłopaka, by odkryć, że tak – smakuje cudownie.

Krew w żyłach krążyła mu teraz dużo szybciej, gorąco bijące spod skóry znacznie się wzmogło, ale przynajmniej piszczenie w uszach ustąpiło nowemu uczuciu – podnieceniu. Alfa zacisnął palce za plecami młodszego, a zębami zahaczył o wystające jabłko Adama Jeongguka.

Wystarczyło kilka kroków w tył, by znów wylądowali na kanapie.





W tym świecie nigdy nie było pewnych relacji. To bolesny fakt, który sprawiał, że stale zastanawialiśmy się nad tym, czy kiedyś nie zostaniemy zupełnie sami; czy ktoś, kogo kochaliśmy, nie odejdzie w najmniej oczekiwanym momencie, nie oglądając się za siebie.

Jednocześnie to fakt, który dawał nadzieję, że przed nami było jeszcze wiele pięknych dróg u boku kogoś innego. U boku kogoś, kto wcześniej nie aspirował nawet do bycia zwykłym znajomym...

Upodobania miały to do siebie, że często się zmieniały. Wielkie przyjaźnie kończyły się masą przykrych słów, o które nigdy się nie podejrzewaliśmy, a dwójka obcych sobie osób z czasem stawała się kimś więcej niż dwójką przypadkowych przechodniów codziennie mijających się w drodze do pracy.

Wystarczyła chwila. Moment, w którym w końcu dochodziło do nas, że uczucia nie znały takich słów jak „podział”, „ograniczenia”, „bariery”; że były niezależne i nie kierowały się z góry ustalonymi regułami.

One po prostu były. I same decydowały, w kogo ręce nas oddadzą.

– Wszystko dobrze, hyung?
Każdy potrzebował jakichś drzwi, otwartych nawet w samym środku nocy, do których nie trzeba było pukać. Każdy potrzebował serca otwartego na naszą miłość i ramion, które zamknęłyby się dopiero wtedy, gdy to my okazalibyśmy się odpowiednim, pasującym do nich kluczem.

– Hyung?

Wystarczyła chwila. Moment, któremu dał się porwać nawet ktoś taki jak Jimin. Czy przychodzenie do Jeongguka ledwo przed rują było dobrym posunięciem? Teraz to nie miało dla niego znaczenia. Nie, kiedy kąsał zębami delikatną skórę młodszego alfy, który zamiast go powstrzymać, nakręcał go jeszcze bardziej. Nie odepchnął rąk Parka, które bezwstydnie błądziły po jego rozgrzanym ciele. Nie sprzeciwiał się, gdy język starszego w transie zahaczał o ten jego. Nie protestował, gdy jego plecy dotknęły miękkiej kanapy, a oddech znacznie przyśpieszył. Czuł wokół oszałamiający zapach opium, który paraliżował jego każdy mięsień. Jego umysł.

Czuł zapach drugiego alfy. Bardziej doświadczonego, dojrzalszego, który doskonale wiedział, jak wygląda dorosłe życie. Jak wyglądają jego wszystkie „za” i „przeciw”, jego wszystkie wzloty i upadki. Jimin podchodził do niego z opanowaniem – pierw chłodno analizował, a dopiero potem działał. Aż do teraz.

Z Jeonggukiem było inaczej. Może nie był głupi, ale łatwo podatny na skrajne emocje. Zazwyczaj widział tylko to, co chciał widzieć. Nie zastanawiał się nad swoimi czynami, działał impulsywnie. Często udawał skruchę, potajemnie ciesząc się z tego, co robił. Ciężko było go odczytać, nadążyć za jego tokiem rozumowania.

Mimo to było jednak kilka rzeczy, które się u niego nie zmieniały. Jeżeli czegoś chciał – starał się to dostać bez względu na cenę.

A teraz chciał Jimina... A on jego.

– Hyung – jęknął rozpaczliwie, przyglądając się temu, jak mniejsze, zadbane dłonie starszego sprawnie rozpinają guziki jego koszuli. Ciemne włosy zasłaniały ciągle młodzieńczą twarz Parka, a jego duże usta lśniły od śliny. – Hyung, pilot – powtórzył, wiercąc się na wszystkie strony.

Alfa spojrzał zdezorientowany na chłopaka i jego wykrzywioną w lekkim grymasie minę, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.

– Pilot? Mam wyłączyć telewizor? Rozprasza cię? – mruknął, przygryzając dolną wargę na widok w całości odsłoniętego brzucha młodszego.

– Co? Kto? Nie, wbija mi się w żebra!

Jimin zaśmiał się na te słowa, gdy w końcu dotarło do niego, jak absurdalnie to wszystko wyglądało. Dwójka dorosłych alf, która rzuciła się na siebie, jak kłusownicy na dziką zwierzynę, szamotała się teraz po całej kanapie, by pozbyć się przedmiotu, który utknął gdzieś między ciałem młodszego a miękkim siedzeniem.

– Lepiej? – szepnął starszy, podnosząc Jeongguka delikatnie do góry. W końcu rzucił pilota na niewielki stolik kawowy, ponownie skupiając się na szyi chłopaka, który maksymalnie odchylił głowę, uderzając się przy tym o twardy zagłówek kanapy. Skrzywił się lekko na kolejną niedogodność, która utrudniała im zbliżenie, jednak robił wszystko, by tylko dać hyungowi jak najlepszy dostęp do swojej wrażliwej skóry.

– Lepiej, ale przydałaby się poduszka – mruknął, wplątując długie palce jednej ręki w gęste włosy Parka. Byli w tym wszystkim tak nieporadni, jakby czuli na sobie dotyk kogoś innego po raz pierwszy. Jakby nigdy wcześniej nikt nie skradał z ich ust subtelnych pocałunków, które po przekroczeniu pierwszej bariery, stawały się bardziej zdecydowane, zachłanne i namiętnie. – Naprawdę ci się podobam? – zapytał nagle, dotykając gładkiego policzka swojego gościa.

W głębi duszy obawiał się odpowiedzi na to pytanie, jakakolwiek by ona nie była. Chciał być kimś, kogo pożąda ktoś taki jak Park Jimin. Kimś, przy kim chciałby się budzić i zasypiać bez względu na obecnie buzujące w nim emocje i instynkty. Może to było zbyt szybkie, ale brunet nigdy nie działał zgodnie z czasem. Lubił ryzyko i coś, co sprawiało, że był inny od reszty. Mimo to strach przed nie spełnieniem oczekiwań swojego hyunga go paraliżował, chociaż nie chciał dać tego po sobie poznać. Nie mógł. Nie on.

– Naprawdę – zapewnił od razu Jimin, pocierając swój nos o ten młodszego, lekko go tym uspokajając.

– Nie mówisz tego, bo jesteś tuż przed rują? – burknął, odgarniając miękkie kosmyki z czoła drugiego alfy.

– Oczywiście, że nie. Myślałem, że się domyślasz. Poza tym nie rzucam się na byle kogo.

Jeon prychnął, podnosząc biodra do góry i oplatając nogami talię niższego, by sprowokować go tym ruchem do dalszych działań oraz przysunąć jeszcze bliżej siebie.

– Przecież do tej pory rzucałeś się tylko na jedną omegę, hyung.

Park zaśmiał się nerwowo, wzruszając niedbale ramionami.

– Nie łap mnie za słówka.

– A za co?

Wystarczyło kilka sprawnych ruchów, by to Jeongguk siedział teraz na starszym, niebezpiecznie pocierając o siebie ich twardniejące członki. Uśmiechnął się w swój ironiczny, zwycięski sposób, nachylając się nad Jiminem. Jego ciepły oddech owiał ucho drugiego alfy, powodując dreszcze na bladej skórze.

Chyba nie sądziłeś, że dam ci się tak łatwo – pomyślał młodszy, zahaczając językiem o przebity płatek swojego hyunga, na którym trzymał się drobny kolczyk. Ten jęknął głośno, gdy usta bruneta jeszcze mocniej zassały się na jego – jeszcze do niedawna nieznanym – czułym punkcie, a dłoń mocno ścisnęła za sterczącego sutka, który wydostał się spod delikatnego materiału.

Gdy Jeongguk oderwał się od starszego, szybko pozbył się niepotrzebnej górnej
części odzieży z ciała mężczyzny, która coraz bardziej mu przeszkadzała, i przelotnie cmoknął jego wargi.

– Co my robimy? – szepnął ledwie słyszalnie Jimin, nie spuszczając wzroku z twarzy swojego towarzysza.

Zaczerwienione od śladowej ilości alkoholu oraz gorącej atmosfery policzki sprawiały, że chłopak wyglądał rozkosznie, a zarazem niebezpiecznie. Park często łapał się na myśleniu o tym, że kręci go ten dziwny dualizm młodszego. Czuł, jakby miał do czynienia z dwoma osobami, które wysyłały mu sprzeczne sygnały. Jeongguk z jednej strony potrafił być delikatnym, trochę infantylnym i pełnym młodzieńczego spojrzenia na świat studentem, a z drugiej – aroganckim, cynicznym, zbyt pewnym siebie dupkiem, którego ego wykraczało poza jakąkolwiek ogólnoprzyjętą skalę.

W tym dualizmie była jeszcze jedna cecha, która fascynowała starszego alfę i ciągnęła go do tego drugiego – tajemniczość, którą brunet emanował z każdej strony. Jimin miał wrażenie, że młodszy wiedział o nim już naprawdę sporo, podczas gdy on zadowalał się podstawami, które wymienia się między sobą przy pierwszych krokach znajomości.

– Jeongguk? – mruknął, uśmiechając się z politowaniem na widok chłopaka, który mocował się z jego paskiem od spodni.
– Hm?

– Co my robimy?

Brunet zaprzestał na chwilę wykonywania wcześniejszej czynności, mrugając kilka razy. Wyglądał, jakby dopiero teraz przetrawiał pytanie zadane mu przecież po raz drugi.

– Szczerze? Nie mam, kurwa, pojęcia. Chcesz przestać? – szepnął, a w jego głosie można było wyczuć nutki obawy, niepewności i zdezorientowania. Gdy Park przez moment nie odpowiadał, chłopak przełknął głośno ślinę, powoli się prostując. Był pewien, że właśnie skończyło się to, co ledwo zdążyli zacząć.

– Przepraszam, hyung. Myślałem, że to ty z naszej dwójki, no wiesz, zazwyczaj nie potrafisz nad sobą zapanować, tymczasem ja...

– Och, zamknij się. Nie chcę przestawać. Pocałuj mnie. I zostaw ten cholerny pasek, pomogę ci – warknął, przyciągając chłopaka z powrotem do siebie.

Wdech za wdechem, dotyk za dotykiem, pocałunek za pocałunkiem. Byli tu, by się ocalić czy zniszczyć? Zaspokoić żądze czy zacząć coś nowego? Kto nad kim przejmował całkowitą kontrolę? Cóż, było za wcześnie, by odpowiedzieć na te wszystkie pytania.

Niemniej zakazany owoc zawsze smakował najlepiej i kusił jeszcze bardziej, gdy tylko się go zasmakowało. Ale czy naprawdę taki był? Aż tak zakazany?

|Nienawidzę edytowania czegokolwiek na wattpadzie, dziękuję dobranoc. |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top