- 1 -
Od siedzenia przed biurkiem w tej samej pozycji ścierpła mu szyja. Przekrzywił ją to w jedną, to w drugą stronę, zaraz słysząc charakterystyczne chrupnięcie, a potem znów wlepił wzrok w ekran laptopa. Zbliżał się koniec miesiąca, więc standardowo przeglądał maila od głównej księgowej. Zostało mu jeszcze kilka rzeczy do sprawdzenia, nim będzie mógł wrócić do domu, choć najchętniej spędziłby w biurze resztę życia. No dobra, bez przesady. Najwyżej najbliższe półtora tygodnia, bo tyle czasu zostało do wyprowadzki Haerin. Niby doba od zawsze miała dwadzieścia cztery godziny, ale z jakiegoś powodu ostatnie miesiące zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Jimin odliczał dni, aż będzie mógł wrócić do domu i zastać w nim ciszę oraz spokój, a nie wiecznie obrażoną na niego o coś żonę, która samym swoim pogardliwym spojrzeniem sprawiała czasami, że mężczyźnie odechciewało się żyć. To, że nie pozostawał jej dłużny to już inna kwestia.
Haerin zwyczajnie doprowadzała go do szału, szczególnie teraz, gdy z uporem maniaka dążyła do podniesienia mu ciśnienia na tyle, by w końcu z nerwów dostał wylewu krwi do mózgu. Kręciła się po mieszkaniu i ani jej się śniło choć trochę w nim ogarnąć, chociaż miała wolne odkąd na planie serialu, w którym grała, ktoś złapał jakieś paskudztwo i producent zarządził przymusowy urlop dla całej ekipy. Zapraszała codziennie do domu swoje koleżanki, a puste butelki po winie piętrzyły się i czekały, aż rano wyniesie je Jimin, który będzie wychodził do pracy. Robiła mu tym na złość, bo doskonale wiedziała, że jej były mąż jest pedantyczny, a najbardziej na świecie nienawidzi kurzu, chaosu i brudu.
Mężczyzna zebrał się z biura, a potem wsiadł do samochodu; obstawiał, co dziś zastanie w korytarzu. Dużo w swoich przypuszczeniach się nie pomylił, bo tym razem jego eks zrobiła porządek w swojej szafie, którą musiała opróżnić przed wyniesieniem się z obecnego lokum. Podpisała dwa worki na śmieci. Jeden nazwany był jako „kosz”, a drugi „do oddania”. Jimin minął oba i wszedł do salonu.
Po pokoju rozchodził się dość intensywny zapach brzoskwiń, bo właśnie ten owoc profanowała swoją osobą żona Parka. Omega leżała na kanapie z telefonem kilka centymetrów od twarzy, a przed nią na stole panował istny bajzel.
– Mogłabyś chociaż posprzątać po tym, jak wyżarłaś coś z mojej lodówki – odezwał się Jimin, rzucając na sofę koło kobiety swoją torbę, którą nosił do pracy. Haerin zerknęła na niego, ale po chwili jej wzrok znów skupił się na telefonie. – Przynajmniej nie udawaj, że ten syf ci nie przeszkadza.
– Ale tobie przeszkadza bardziej, więc i tak, zanim pójdziesz spać, to po mnie posprzątasz – powiedziała, dobierając słowa tak, by jeszcze bardziej go wkurwić. Posłała mu jeden ze swoich wyuczonych chamskich uśmieszków. – I oficjalnie przez najbliższe dziesięć dni ta lodówka jest też moja.
– Jesteś taka cwana tylko dlatego, że okazałem się na tyle miły i nie kazałem ci wypierdalać stąd w chwili podpisania ostatecznych papierów.
– Teraz to nic już nie możesz mi „kazać” – odparła. Wstała, by minąć byłego męża i zamknąć się w sypialni.
Alfa zacisnął pięść. Nie był w stanie zliczyć, ile razy podczas ostatniego miesiąca myślał o tym, jak pięknie wyglądałaby jego ręka, gdyby z prędkością światła zderzyła się z prostym maleńkim nosem Haerin. Nie wypłaciłby się do końca życia za odszkodowanie, bo omega zdążyła ubezpieczyć się przed wszystkimi możliwymi katastrofami związanymi z popsuciem jej wyglądu, ale pomarzyć zawsze warto.
Nie miał na czym wyładować swojej złości, więc poszedł pod prysznic, ale gorąca woda tylko go rozjuszyła. Miał powoli wszystkiego dość. Żeby tego było mało, wyprowadzka żony nie oznaczała końca kłopotów. Haerin nadal była klientką firmy, której był wspólnikiem. Jej public relations zależały od pracownika Jimina, a z tego, co się orientował, umowa wygasała dopiero za dwa lata. Nie był to może jego problem, bo osobiście w pracy nie zajmował się sprawami byłej partnerki, ale potwierdzało to tylko jego myśl, że odcięcie się od niej nie będzie wcale takie proste. A przecież pozostawała cały czas sprawa majątkowa, która już w ogóle miała chyba nigdy nie mieć końca. Trzeba było podpisać intercyzę – pomyślał Jimin, kiedy wychodząc spod prysznica, natknął się na różowe kapcie Haerin. Na gdybanie było już i tak za późno.
Dopiero wieczorem znów minął się z kobietą w mieszkaniu, bo ta postanowiła w końcu wyjść z sypialni. Z satysfakcją spojrzała na posprzątany stół, a potem zasiadła do niego, by znów pobrudzić to, co Jimin zdążył ogarnąć.
Jakiś czas się do siebie nie odzywali, aż w końcu to omega podjęła temat.
– Będziesz jutro w domu tak jak dzisiaj?
– W sensie, że od razu po pracy?
– Tak.
– Nie przypominam sobie, bym wraz z papierami rozwodowymi podpisał także klauzulę o spowiadaniu ci się ze swojego czasu.
– Nie możesz zwyczajnie odpowiedzieć?
– Mogę. Tak samo, jak ty możesz po sobie, kurwa, sprzątać.
Omega pokręciła głową z niedowierzaniem.
– A nie zastanawiałeś się nad tym, dlaczego robię ci na złość? – zapytała, ostentacyjnie odstawiając talerz po kolacji na stół.
– Zastanawiałem.
– I?
– I doszedłem do wniosku, że robisz to, bo jesteś po prostu głupią suką – odparł bez grama emocji w głosie oraz na twarzy.
– Robię ci teraz na złość, tak jak ty robiłeś mi to przez całe nasze małżeństwo – powiedziała, puszczając mimo uszu obelgę. To nie pierwszy raz, kiedy się obrażali, więc nie było mowy o jednym słowie za dużo. I tak wystarczająco już się skrzywdzili.
– Znowu zaczynasz – westchnął alfa, parskając lekko śmiechem. – Skoro nie jestem już twoim mężem, to możesz sobie darować te gadki, bo obecnie mam je w dupie.
– Cały ty – mruknęła. – Zawsze, cokolwiek bym nie powiedziała, to ty miałeś to gdzieś. Nawet te rzeczy, które były, kurwa, ważne – syknęła, gotując się w środku ze złości, przez co jej zapach stał się ostrzejszy. Ona na pewno też wyczuła w powietrzu woń byłego partnera. Kiedyś jego oryginalny zapach opium działał na nią uspokajająco. Teraz tylko ją drażnił. – W każdym razie, jak się wyprowadzę, będziesz miał w końcu święty spokój.
– Czekam na ten dzień z utęsknieniem.
– Ja też.
– To wyprowadź się już teraz.
– Czekam, aż skończy się remont.
Jimin uniósł brwi i spojrzał na byłą żonę. Haerin skubała skórki przy paznokciach, co często robiła, gdy się denerwowała. Poprawiła ciemne włosy, by były za uchem, a potem sama na niego spojrzała. Przez chwilę wydawało mu się, że kobieta jest bardziej smutna niż zła, ale kiedy zacisnęła usta, to wrażenie minęło.
– Chyba nie sądziłeś, że nie szukałam niczego dla siebie – odezwała się. – Miałam się wyprowadzić do hotelu? Kupiłam mieszkanie. Gdybyś przeczytał ostatnie akta sprawy, zauważyłbyś, że podpięłam to pod własne wydatki.
– Mam ci pogratulować?
– Cokolwiek. Po prostu, kurwa, nie myśl sobie, że siedzę tu dla własnego komfortu. Jeśli wykonawca wyrobi się szybciej z moim lokum, będziesz musiał mnie oglądać tylko na sali sądowej, jeśli nasi prawnicy się nie dogadają.
Nieprawda – pomyślał. Będę musiał oglądać twoją twarz w reklamach tych lipnych odżywek do włosów, a potem w serialu, w którym grasz pieprzoną główną rolę jakiejś kobiety, która poświęciła się macierzyństwu i rodzinie, rezygnując po części ze swoich przyjemności. Znając życie, dostaniesz kiedyś nagrodę wartą tyle, co nagroda podrabianej ceremonii Korea Drama Awards i będą o tobie trąbić portale plotkarskie. I tyle będzie z niewidywania się.
Jeszcze przez chwilę Jimin nie spuszczał wzroku ze swojej eksżony. Mogła udawać – w końcu była aktorką – ale on widział po niej, że ją też męczy ta sytuacja. Męczyło ją nawet robienie mu pod górkę, choć jednocześnie sprawiało satysfakcję. Mogła zagrać mu na nosie, mogła pokazać, że nic już jej nie może zrobić. A on zaczynał żałować, że nigdy nie trzymał jej krócej. Ojciec roześmiałby się mu w twarz, gdyby zobaczył, jak teraz wyglądają ich relacje. Omega powinna być przecież uległa i ładna, a Haerin była tylko ładna. Nawet jeśli wyszło jej kilka zmarszczek na czole czy wokół ust, to nadal była bardzo atrakcyjna. Przekroczyła trzydziestkę parę lat temu, a figurę miała nadal taką jak wtedy, gdy poznawali się pod koniec liceum. Eksperymentowała trochę z kolorem włosów, ale w tych ciemnych do ramion było jej najlepiej i teraz właśnie zakręcała sobie na palec jeden krótki kosmyk. Nie pomalowała się, bo cały dzień siedziała w domu, ale Jimin zawsze twierdził, że nie potrzebowała dużo kosmetyków. Miała trochę nierówne brwi czy dwa przebarwienia po młodzieńczym trądziku na lewym policzku, ale to nic.
Ona też mu się przyglądała. Czarne włosy miał ułożone, bo do pracy zawsze starał się wyglądać bardziej elegancko. Pewnie patrzyła i zazdrościła mu braku zmarszczek, bo choć był od niej o rok starszy i nie wydawał tysięcy wonów na kremy, to cerę miał jak młody bóg. Kiedyś godzinami potrafiła na niego patrzeć i podziwiać, czy to jego pulchne usta, czy dość długie rzęsy. Teraz nie miała ochoty obcować z nim dłużej niż to konieczne, dlatego wstała i wróciła do sypialni. Tej samej sypialni, w której od lat bezskutecznie starali się o dziecko.
Wyrzucę po niej wszystkie pościele – pomyślał Jimin. Jak tylko zniknie, pozbędę się jej rzeczy, tak jakby w ogóle jej tu nigdy nie było. Żadnych filiżanek, lokówek i prostownic, żadnych zapomnianych, upchanych po szufladach staników.
Zerknął na ścianę przed sobą. Haerin uwielbiała kiedyś te fikuśne ramki do wielu zdjęć. Miał nadzieję, że sama ją wyrzuci, ale ta ostatnia nadal uparcie trzymała się tapety w liście. Sześć fotografii. Pierwsza z jego balu maturalnego. Zaprosił młodszą koleżankę, która wyglądała najlepiej ze wszystkich dziewczyn i wzbudzała zazdrość. Oboje trzymali w dłoniach tabliczki z napisami „I love u”. Drugie było z ich ślubu. Specjalnie zamówili identyczne tabliczki, by zdjęcia do siebie pasowały. Jej biała suknia przyćmiewała jego szary garnitur, ale to jego uśmiech świecił najmocniej. Trzecie i czwarte były z wakacji. Ich pierwsza wycieczka do Japonii, a potem gdzieś dalej, bo zawsze chcieli zobaczyć Europę. Piąte było z rodzicami Haerin z jakichś świąt, a ostatnie ze ścianki, gdzie stała sama i zadzierała niedawno zoperowany nos, choć Jimin mówił jej, że wcale nie jest mocno garbaty.
Pamiętał te wszystkie wydarzenia ze zdjęć. Na balu dopiero zaczynali ze sobą chodzić, a wyjazd do Włoch był jej prezentem „przeprosinowym”. Wtedy pierwszy raz pokłócili się na ten temat i by zakopać topór wojenny, Jimin wykupił im wycieczkę, ale już wtedy zaczęło się wszystko sypać.
I choć tak cholerne trudno mu było się do tego przyznać nawet przed samym sobą, to w głębi duszy wiedział, że może to być jego wina. Odganiał od siebie tę myśl, ale ona powracała jak natrętna mucha. A kiedy mucha cię drażni, trzeba wziąć packę i ją zatłuc. A zatem Jimin tłukł te myśli, aż nie odchodziły w zapomnienie na kolejne tygodnie. Nie mógł ich do siebie dopuścić. Nie było w ogóle takiej opcji. To była JEJ wina. Jej, tylko i wyłącznie jej. Na pewno nie jego.
Z tą myślą położył się spać w pokoju gościnnym, który kiedyś mieli przerobić na pokój dla dziecka.
●
Trudno było sprostać oczekiwaniom rodziców, którzy niekiedy wymagali więcej, niż powinni. Mimo to liczne kontrole, złote rady i ciągłe instrukcje co wolno, a czego nie były jeszcze do zniesienia, dopóki Jeongguk mógł liczyć na wygodne życie bez większych zmartwień o to, co przyniesie jutro. Wystarczyło tylko, że pokiwał energicznie głową, przytaknął nudnemu pomysłowi matki, zgodził się na kolejne z rzędu dodatkowe kursy języka angielskiego czy przyniósł do domu dobre oceny, by mógł liczyć na większą swobodę, z której lubił korzystać. Czasami trochę za bardzo.
Chłopak cenił sobie niezależność i jak większość alf, chciał kierować się zasadami, które sam wyznaczył. Nie był jednak typowym samcem, któremu zależało na tym, by mieć wszystkich pod siebie i dla siebie. Nie potrzebował większej uwagi, ale może stało się tak dlatego, że od dziecka dostawał ją aż w nadmiarze…
Pewne rzeczy jednak się nie zmieniały, a on swoją wysportowaną budową, głębokim głosem, zmysłowym, dymnym zapachem paczuli, emanującą pewnością siebie i jakąś dozą stanowczości budził respekt wśród niższych warstw społeczeństwa. Jeon Jeongguk był osobą, obok której nikt nie mógłby przejść obojętnie. Był też kimś, kto szybko się nudził, dlatego trzymanie się sztywnych ram postawionych przez rodziców nie trwało u niego zbyt długo.
Dojrzał na tyle, by wybrać zmianę, która zaczęła potężnie oddziaływać na całe jego dotychczasowe życie. Porzucił marzenie matki i ojca, którzy chcieli, by poszedł w ich ślady i został cenionym chirurgiem. Takim sposobem brunet znalazł się w sytuacji, w której mógł liczyć przeważnie na siebie, czasami na wymuszone wyrzutami sumienia wsparcie nadal obrażonych rodziców oraz na cały czas uśmiechniętego przyjaciela, z którym studiował weterynarię, wynajmował mieszkanie i kłócił się o wiecznie pustą lodówkę.
– O której kończysz dziś zmianę? – zapytał Hoseok, zarzucając swój czarny, trochę brudny plecak na ramię, kiedy oboje wychodzili z auli, w której odbywały się ich ostatnie zajęcia.
Alfa wzruszył ramionami, patrząc w telefon, a nie na swojego współlokatora. Obliczał wszystkie dotychczasowe wydatki, które stale się mnożyły. Chłopakowi zaczynało brakować pieniędzy i to przerażało go najbardziej.
– Pewnie siedzę za barem do ostatniego klienta. Sam wiesz, jak to jest w piątki. A co, Hayoung chce do „nas” wpaść? – mruknął, kierując w końcu swoje spojrzenie na podekscytowanego przyjaciela. – Nawet nie odpowiadaj, znam już tę minę.
Hoseok zaśmiał się głośno, klepiąc bruneta w kark. Od pewnego czasu spotykał się z omegą, która studiowała na tym samym kierunku, tyle że rok wyżej. Wyglądał na szczęśliwego, jednak Jeongguk stale obserwował jego partnerkę. Wydawała mu się dziwnie podejrzana.
– Nie no, wiesz... na chwilę tylko; ale świetnie, że się rozumiemy! To co – teraz cię opuszczę, bo muszę jeszcze skoczyć do sklepu. Nie płacz za bardzo za brakiem mojej obecności, au revoir! No i miłej pracy, Jeon! – krzyknął, od razu znikając za rogiem ruchliwej ulicy.
– Gdybym za każde twoje „na chwilę” dostawał przynajmniej jakąś średnią sumkę, nie musiałbym nic więcej robić... – młody alfa burknął do siebie, ponownie skupiając się na ciągu liczb.
Było źle. Mimo pracy w całkiem niezłym barze, którego klientelę stanowiły w większości omegi chętnie wrzucające mu do słoiczka „drobne” napiwki, Jeonggukowi stale brakowało środków na rachunki i własne utrzymanie. Wszystko przez to, że był rozrzutny, nie znał wartości pieniądza i skupiał się na najmniej ważnych rzeczach. Nie był nauczony oszczędzania, dlatego ciężko było mu się przestawić na „uboższy” tryb życia. Planowane listy zakupów, mniejsze zużycie wody czy odkładanie części ze swojego budżetu „na wszelki wypadek” nie były mu bliskie.
– Cholera jasna – warknął, uderzając biodrem o ten sam wystający gwóźdź przy służbowych drzwiach do baru, który już dawno miał wbić z powrotem w jego poprzednie miejsce.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, z zadowoleniem stwierdzając, że jego poprzednik w miarę tu posprzątał i nie zostawił mu klejących się szklanek czy kieliszków.
– Hej, Gguk! Dobrze, że jesteś, bo ja już muszę wychodzić, ale miałem ci coś jeszcze powiedzieć... Aaa! Przynieś sok truskawkowy z zaplecza, bo się skończył. Tak to wszystko jest okej. Aha, stolik numer osiem jest zarezerwowany na dwudziestą pierwszą. To tyle. Lecę, na razie!
Wooseok – chłopak, z którym brunet pracował na zmianie, tym razem musiał wyjść wcześniej, zostawiając go samego na posterunku. To nie była pierwsza taka sytuacja, jednak Jeongguk nie lubił użerać się z pijanymi klientkami w pojedynkę. Tym bardziej że w większości były to natrętne i upierdliwe paniusie, które po kilku kieliszkach nabierały coraz więcej odwagi, by do niego zagadać.
– Dajcie mi siły na dziś – westchnął, przebierając się szybko w białą, lekko pogniecioną pracowniczą koszulę, ciemne dopasowane spodnie opinające masywne uda i niewielką muszkę, którą po godzinie i tak zdejmował, by móc odpiąć o kilka guzików górnej odzieży za dużo.
Wyglądał wtedy lepiej niż dobrze, a wzrok kobiet, które wpatrywały się ukradkiem w jego odkrytą klatkę piersiową, tylko to potwierdzał.
To właśnie tego dnia wpadł mu do głowy pomysł, który miał być rozwiązaniem jego dotychczasowych problemów. „Pomysł” miał około stu sześćdziesięciu centymetrów wzrostu, ładnie zaokrąglone biodra, brązowe włosy za łopatki i miły uśmiech. Eunbi była omegą lekko po trzydziestce, zamężną, a przede wszystkim – zamożną. Tak jak i on nienawidziła nudy, która wtargnęła się w jej życie. Dwudziestojednoletni barman miał stać się jej rozrywką, a ona potrzebną mu pomocą w jego finansowych potyczkach.
Kobieta stała przy barze, czekając, aż ludzie przed nią pozabierają wszystkie kufle, które brunet stawiał po kolei na ladzie. Gdy przyszła jej kolej, uśmiechnęła się zachęcająco w stronę alfy, przeglądając kartę drinków.
– Poproszę Cuba Libre – odezwała się po chwili swoim delikatnym głosem, a nozdrza Jeongguka owiał słodki zapach karmelu.
– Prosty, ale świetny wybór – odpowiedział uprzejmie, zwilżając swoje lekko spierzchnięte wargi językiem.
Ich spojrzenia od razu się ze sobą skrzyżowały, powodując między nimi pewnego rodzaju napięcie. Po paru miłych słówkach oraz kilku drinkach kobieta – skutecznie naprowadzona przez Jeongguka – nie owijała już w bawełnę, jasno mówiąc, czego oczekuje i co oferuje. Podświadomie przeczuwała, że nie jest do końca w typie studenta, jednak dobrze wiedziała, co zrobić, by uzyskać jego zgodę na regularne spotkania. On też wiedział i tylko tego chciał.
W końcu pieniądze rozwiązywały większość problemów.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, iż mam męża – powiedziała cicho, podpierając brodę na swojej dłoni.
Od kilku godzin siedziała sama przy barze, na zmianę konwersując z Jeonggukiem oraz podziwiając jego muskulaturę i całkiem nieźle opanowane techniki przyrządzania napojów.
– Nie obchodzi mnie twój mąż, noona. Nie myślę o nim, nie znam go. Twoje niedoszłe wyrzuty sumienia nie są moją bajką. Chyba nie oczekiwałaś ode mnie ich współodczuwania? To ty łamiesz mu serce, nie ja – odpowiedział chłodno.
– Oczywiście, że nie oczekiwałam, ale w takim razie… co robisz ty? – zapytała zaskoczona, nie spodziewając się tak szczerej i dobitnej odpowiedzi.
– Ja? Świetnie się bawię, zarabiając trochę kasy. Każdy ma swoje potrzeby, prawda? Jedni większe, drudzy mniejsze, ale tak samo ważne. Za twoje głupie pytania powinienem z góry zażądać podwyżki.
Omega zaśmiała się głośno, a alfa odwzajemnił jej gest. Eunbi dopiła ostatni już trunek, wyjmując z torebki długopis i karteczkę, na której zapisała swój numer telefonu, by wkrótce mogli się ze sobą skontaktować.
– Jesteś cholernie złym facetem, co? – rzuciła na odchodne, podnosząc się z barowego stołka.
– Jestem dobrym mężczyzną ze złymi nawykami, noona – odpowiedział, chowając kawałek papieru do tylnej kieszeni spodni.
Potrzebna była tylko iskra, by rozpalić szalejący ogień, który z każdym kolejnym dniem znowu trawił życie studenta. Wszystko potoczyło się naprawdę szybko. Jeongguk miał świadomość, że jednego na pewno nauczył się od ojca i jego ciągłych wywodów – całkiem nieźle kalkulował, a jeżeli chodziło o wydatki na niego samego, ta umiejętność jeszcze rosła. Nie był też głupi. Znał swoją wartość i wiedział, że interesują się nim nawet te bogate, lekko zdesperowane omegi, które w swoim związku małżeńskim odczuwały jedynie duszącą je samotność.
Wystarczyło, że zebrał wszystkie elementy do siebie, by następnie utworzyć obraz ukazujący pewien portal, na którym można było oferować swoje usługi, np. jako chłopak do towarzystwa. Musiał jedynie znaleźć kilka omeg chętnych na regularne spotkania, by jego finanse w końcu odżyły, a on sam znów mógł skosztować wygodnego życia.
– Co robisz? – zapytał któregoś wieczoru Hoseok, gdy rozłożeni na kanapie oglądali kolejny przewidywalny film akcji, obżerając się już drugą paczką chipsów.
– Co? Aaa, w zasadzie nic. Przeglądam Internet – mruknął, odwracając swój telefon w taki sposób, by przyjaciel nie mógł dostrzec, co tak naprawdę robił.
– Aha. Lepiej oglądaj film, bo potem nie będę ci tłumaczył, co się stało – prychnął chłopak, a Jeon pokiwał tylko głową.
Ciągle sprawdzanie wiadomości na portalu weszło mu już w nawyk, dlatego w wolnym czasie sam z nudów szukał kogoś, kto byłby chętny na mały układ. Mimo wszystko Jeongguk był wybredny, a to utrudniało mu osiągnięcie wyznaczonego celu. Często coś mu nie pasowało, przez co wściekał się na samego siebie. Omegi, których szukał, musiały wpisywać się w jego z góry ustalony schemat: dorosłych, atrakcyjnych, zamężnych i zmęczonych rutyną życia u boku „jelenia” kobiet.
– No proszę – brunet szepnął do siebie, zatrzymując wzrok na kolejnej prywatnej wiadomości.
Osoba, która do niego napisała, wydawała się zdecydowana. Jej opis był zachęcający, a proponowana kwota co najmniej zadowalająca. Dodatkowo miała ładne imię, które kojarzyło się alfie z kimś, z kim na pewno nie można było się nudzić.
Postanowił jej odpisać, nie nakręcać się za bardzo i poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Tej nocy kładł się jednak do łóżka z poczuciem, że w końcu trafił na odpowiednią omegę.
| Wraz z Jiminises witamy Was w naszym ficzku! Mamy nadzieję, że historia przypadnie Wam do gustu. Rozdziały będą pojawiać się co niedzielę! (◍•ᴗ•◍)❤ |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top