Część 19 - Sen
Ja nic nie wiem. Lalalalalaaaa...
Te kwiotki to mój ulubiony koncept, ahhh :3
~~~~~~~~~~
Nie dotrwaliśmy do końca promocji w pełnym składzie. To wszystko było naprawdę przygnębiające, nawet jeśli zdążyłem szczerze znienawidzić tego hyunga.
Pierwszego listopada oznajmiono nam, że po tej dwudniowej przerwie kontynuujemy promocje w sześć osób. Już oddano partie czarnowłosego hyunga reszcie raperom. Zmiana choreografii była kwestią kolejnego dnia, bo Hoseok hyung już nad tym pracował razem z Song hyungiem. Oficjalnej przyczyny nam nie podano, a wszystko jak na razie, nie tylko dla Armys, a również dla nas, było owiane tajemnicą. Hyungowie mówili jedynie, że damy sobie radę, a managerowie uspokajali i kazali skupić się na zapamiętywaniu zmian.
Nie potrafiłem cieszyć się nieobecnością Yoongiego, skoro to oznaczało niepełny skład. Nawet bez jednego członka, BTS nie istniało. Każdy był równie ważny, dopełniając resztę, ciągnąc nas ku górze.
Dwadzieścia dwie niebieskie róże, które znalazłem tego poranka na swoim łóżku, nie uwolniły mnie w pełni od przeszłości. Brakowało tej jednej, co przeliczyłem kilkanaście razy, będąc zły nie tylko o to co zrobił nam wszystkim, a także o to, co zdążył zrobić mnie.
Nie pragnąłem w tej chwili cofać czasu, nie chciałem niczego zmieniać, bo czegokolwiek bym nie zrobił, on podejmował decyzje, które i tak doprowadziłyby do takiego stanu.
- Niczego bym nie zmienił – wyszeptałem, oglądając już lekko zwiędłe kwiaty, które prawdopodobnie leżały tutaj jeden dzień.
Od niedawna spędzałem więcej czasu z Jiminem. Oczywiście przy fanach trzymałem się Yoongiego, jednak w dormie i poza nagraniami oraz fansignami, chowałem się w ramionach platynowego hyunga, czując, że od Busan staliśmy się sobie najbliżsi. Kochałem go, całym sobą, ufając mu najbardziej na świecie i powierzając mu od tamtego momentu całe swoje życie. Jiminnie chętnie pokazywał naszą miłość Armys, czym nieraz się odwdzięczałem, przytulając go od tyłu na ich oczach lub zakreślając jego imię podczas wyboru najfajniejszego hyunga. Ustawienie na te promocje nie liczyło się w ciągu ostatniego tygodnia. Siedziałem obok Yoongiego, ale Jimin i tak dawał radę do mnie dotrzeć, nawet gdy dzieliło nas kilka metrów.
Dlatego szczególnie teraz szukałem jego obecności, nie przejmując się tymi kwiatami, odrzucając je z powrotem na łóżko i udając do pokoju Tae, Hoseoka i mojego ukochanego. Po minięciu kilku innych pomieszczeń, zapukałem, wchodząc niepewnie do środka.
- Jeonggukie, chodź, śliczności moje. – Przywitanie, które sprezentował mi leżący na łóżku chłopak, wprowadziło mnie w niewielkie zakłopotanie. A dodatkowy widok jego osoby na niebieskiej pościeli, takiej samej, która znajdowała się w mojej garderobie, sprawił, że moje policzki lekko się zaczerwieniły.
Busan nie był jedynym razem. Kilka dni temu, pod wpływem chwili i namiętnego pocałunku, znów się kochaliśmy. Nie liczyło się dla mnie miejsce, bo uczucia i wspomnienia z hotelu wyparły niektóre fakty. Samo zbliżenie również zmieniło swoją formę. Byłem na górze, jednak hyung postarał się, abym odczuwał przyjemność także podczas poruszaniu we mnie. Nie sądziłem, że jest to możliwe, dlatego pomimo niewielkiego bólu, było idealnie.
- Martwisz się? I rumienisz... Chodź – poprosił, od razu zauważając wszystko, co starałem się ukryć. Nie wahałem się, chętnie podchodząc do jego łóżka i kładąc obok starszego, by schować w otarte ramiona, wzdychając cicho.
- Dlaczego on odszedł, hyung? Niczego już nie rozumiem... Najpierw... zrobił to wszystko, a później... - Nie dokończyłem, przygryzając wargi i powstrzymując łzy, wtulając się przy tym mocniej w ciepłe ciało ukochanego.
- Na pewno wszystkiego się niedługo dowiemy. Nie jesteś zmęczony, kochanie? Może się prześpisz? – zaproponował, głaszcząc mnie czule po włosach i zaraz składając na nich pojedynczy pocałunek, wywołujący niewielki uśmiech na moich ustach.
- Niee, jest w porządku. – Użyłem określenia, które starszy zawsze słyszał jak tylko się przy nim znajdowałem, bądź tak jak teraz - chowałem w bezpiecznych ramionach.
- A ten rumieniec? – Chłopak zaśmiał się, zaczynając zakładać palcem moje włosy za ucho, gdy po przekręceniu głowy, umożliwiłem mu dostęp do tego obszaru, obserwując go obecnie jednym okiem.
- To... ta pościel, hyung – wyznałem, uciekając wzrokiem na jego koszulkę, znów słysząc ten piękny śmiech.
- Powinienem ją zmienić? Czy jak najbardziej zostawić? – dopytywał, jeżdżąc opuszkiem palca po końcówce mojego ucha, co odbierało mi powoli zdolność logicznego myślenia.
- Zostawić, hyung, zostawić. – Zamruczałem, przymykając oczy i nie rozumiejąc dlaczego moje ciało tak bardzo lubi jego dotyk, nawet w takich miejscach.
- A powinienem przestać? Czy jak najbardziej kontynuować? – Zaczął się ze mną droczyć, pochylając do mnie jeszcze bardziej i sprawiając, że już nie wytrzymałem, przekręcając w jego stronę i czekając aż sam zechce mnie pocałować. – Rozumiem – dodał cicho, powoli zsuwając się niżej, by zrównać ze mną wysokością i powoli złączyć nasze usta.
Te lecznicze pocałunki były mi teraz niezbędne do życia. Chętnie oddawałem każde delikatne muśnięcie, ciesząc się z jego dotyku na moim policzku i szyi, który nie był nachalny, niczego na mnie nie wymuszał, a po prostu chciał sprawić trochę przyjemności i zapewnić o uczuciach, swoją subtelnością oraz wkładaną w to miłością.
- Będziemy się wspierać, prawda? I wszystko nadal będzie „w porządku" – powiedział, jak tylko rozłączyliśmy swoje wargi, łapiąc kontakt wzrokowy, odnajdując przy tym swoje ręce.
Miał rację, chociaż zespół umożliwiał nam bycie razem i jeśli jednak się rozpadnie, zapewne zostaniemy zmuszeni do obrania całkowicie innych dróg. I może dlatego tak bardzo martwiłem się naszą przyszłością?
***
Stanąłem pod odpowiednim pokojem, starając się pozbierać myśli. To wszystko wykraczało poza moje domysły. Nie rozumiałem niczego, nie mogąc znaleźć żadnych dowodów, które potwierdziłyby prawdę. Możliwe, że już sam się w tym pogubiłem, pragnąc poprzedniego porządku i rutyny, którą odebrano mi ponad miesiąc temu. Jednak jak mogłem powracać do przeszłości, kiedy teraźniejszość prezentowała mi takie niespodzianki?
Schowałem telefon z powrotem do kieszeni, odczytując raz jeszcze SMS-a od hyunga. Postanowiłem mu zaufać, w końcu przed swoim zniknięciem nie zmuszał mnie do niczego, na pewno nie mając wobec mnie złych zamiarów. Do tego wysłany adres wprost powiedział mi, że nie mam się czego obawiać. (a/n: adres komisariatu policji)
Nacisnąłem niepewnie klamkę, poprawiając nerwowo włosy i wchodząc do środka. Papierowa postać zajmowała białe łóżko, od razu zwracając wzrok w moją stronę i widocznie próbując się uśmiechnąć. Byłem bardziej niż przerażony tym widokiem. Spodziewałem się, że zastanę go w podobnym stanie, jednak i tak to mną wstrząsnęło. A fakt, że wytrzymał z nami przez tak długi okres czasu, sprawiał, że wszystkie krzywdy w tej chwili zupełnie się nie liczyły.
- Jungkookie... Dziękuję, że przyszedłeś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy... – Zmęczony głos starszego, zaniepokoił mnie równie mocno jak jego biała skóra, lekko zroszona potem, oraz urządzenia, do których był podpięty. Nie miałem pojęcia co to za choroba, lecz byłem pewien, że powoli go wyniszczała.
- H-hyung? – wyszeptałem, nie mogąc postawić na razie kolejnego kroku w jego kierunku, kiedy chłopak sięgnął po coś z szafki, stojącej po drugiej stronie łóżka, trzymając zaraz łodygę, na której końcu powinien znajdować się niebieski kwiat, jednak chyba zdążył stracić już swoje płatki.
- Usiądź, proszę – dodał, a widząc jak jego ręka ledwo utrzymuje pochwycony przedmiot, od razu do niego dotarłem, przejmując ten martwy już kwiat i zaczynając w niego wpatrywać, całkowicie roztrzęsiony przez to wszystko. – Nie chcę pozostawiać cię bez wyjaśnień, Jeonggukie... A... - Starszy znów próbował mi coś przekazać, jednak przerwał, gdy z jego ust wydobyło się pojedyncze kaszlnięcie. Niestety na tym nie poprzestał, zaraz sięgając po chusteczkę, która po kilku takich reakcjach odruchowych jego organizmu, pokryła się krwią.
Moje oczy zrobiły się jeszcze większe, szczególnie gdy zauważyłem na jego rękach czerwone plamy jak od poparzenia, których nie potrafiłem dopasować do żadnej choroby.
- Przepraszam – wyszeptał, zgniatając chusteczkę i odkładając ją na szafkę. – Usiądź, Jeonggukie, proszę. Chcę się nacieszyć twoim widokiem.
Zaskoczony, lekko zmieszany, a przede wszystkim przerażony, pociągnąłem drżącą ręką za krzesło stojące przy ścianie, zajmując miejsce tuż przy Yoongim. Wpatrywałem się w niego, nie mogąc maskować żadnych emocji, czekając aż wytłumaczy jakim cudem ukrywał to przed nami.
Jeśli... to rak... byłby za słaby, aby z nami tańczyć, występować... i uprawiać ze mną seks...
Przeniosłem na chwilę wzrok na ściskany w jednej z dłoni kwiat, próbując przypomnieć cokolwiek z prezentowanych mi obecnie objaw. Niestety nigdy nie skupiałem się na tym hyungu, za bardzo bojąc się konsekwencji jakichkolwiek interakcji, prowadzących do rozmowy, czy kolejnej kłótni.
- Potrzebowałem... tylko twojej obecności, Jeonggukie. Pamiętasz... naszą rozmowę o tych kwiatach? Dlaczego... postanowiłem ci je dawać? Pamiętasz co powiedziałem o... ich nieregularnym wręczaniu? To wszystko... zależało od tego cholerstwa. – Słowa Yoongiego zmusiły mnie do ponownego utkwienia wzroku w jego zmęczonych i smutnych oczach. Jak bardzo mnie potrzebował, a ja nie potrafiłem zapewnić mu szczęścia choćby przez te ostatnie dni jego życia?
Milczałem, nie chcąc się rozpłakać oraz przerywać starszemu, który miał słyszalne problemy z przekazywaniem każdego słowa, co jakiś czas przerywając, by wziąć głębszy oddech.
- Może gdyby... trzy lata temu mój lekarz... odpowiednio zdiagnozował tę chorobę... nadal mógłbym po prostu... cieszyć się twoją obecnością... Wiem... wiem, Jeonggukie. Nigdy nie zapewniałem ci tego, co otrzymywałeś od Jimina... przepraszam, że nie potrafiłem... - Starszy spuścił na chwilę głowę, kiedy ja nadal przetwarzałem wszystkie przekazane mi informacje, w końcu rozumiejąc kilka wydarzeń, których byłem świadkiem.
Jeździł do niego trzy lata, no tak... I zapewne starał się wszystko przede mną ukrywać? Jak i przed resztą hyungów?
- Czy... Seokjin hyung wie? – zapytałem bardzo cicho, zaciskając jedną dłoń na nodze i znów przenosząc wzrok na moje kolana.
- Od niedawna. Tylko Bang wiedział. Musiał... tak samo jak nasz staff – wytłumaczył, podsuwając rękę bliżej mojej osoby i wyciągając ją tak, abym złączył ją ze swoją dłonią.
Zawiodłem go. Nie mogę teraz od niego uciekać.
Po raz pierwszy bez strachu złapałem rękę czarnowłosego hyunga, posuwając się nawet o kolejny krok, by unieść trochę na tym krześle i przytulić nagle do jego ciała.
- Jeonggukie... Jeonggukie, przepraszam – wyszeptał, obejmując mnie delikatnie jedną ręką, kiedy ja już zacząłem moczyć jego piżamę. – Nie płacz. Już... już za dużo łez przeze mnie wylałeś... Nie płacz, Jeonggukie.
Jednak mój organizm był głuchy na jego prośby, powoli trzęsąc całym moim ciałem, gdy napływały do mnie kolejne fale rozpaczy.
- Nie zapewniaj mi tej bliskości... wracaj już na miejsce... No raz, odsuń się ode mnie. – Próbował przekształcić swój ton na ten standardowy, nieznoszący sprzeciwu, zaledwie muskając moje ramię swoimi palcami, które chyba nie były już w stanie odepchnąć mnie od niego siłą.
Zaraz powróciłem na swoje krzesło, chowając twarz w dłoniach i nie potrafiąc jeszcze powstrzymać tego płaczu, co Yoongi wykorzystał do kolejnych wyjaśnień.
- Nie chciałem cię ranić, Jeonggukie... Czasami... kiedy brałem leki, stawałem się drażliwy... Nawet jeśli mi pomagały, efekty uboczne bywały tak silne, by... pozbyć się całego dobra... i zastąpić je zwykłą nienawiścią... Ale to mi pomagało... na treningi, występy... spotkania z fanami. Chciałem... być z nimi i z wami... jak najdłużej.
- Hyung? Czy... Jak hyung zdołał to przed nami ukrywać? Co... co to za choroba? Nowotwór? – wydukałem, odkrywając swoje oczy, aby znów obserwować jego smutną twarz.
- Nie... Choć objawy na to by wskazywały. To był największy problem, Jeonggukie... Kto by się spodziewał gruźlicy... szczególnie niepasującej do typowych symptomów tej choroby.
Spiąłem się lekko, doskonale rozumiejąc czym charakteryzuje się podobna dolegliwość.
Hyung chciał... chciał abym też się zaraził? I po jego śmierci... odszedł razem z nim...?
Od razu się odsunąłem, patrząc na starszego przerażony i pragnąc stąd po prostu uciec.
Jak mógł mi to zrobić?
Do moich oczu znów napłynęły łzy, lekko zamazując mi obraz przygnębionego Yoongiego, u którego spodziewałem się zadowolonego uśmieszku, który o dziwo się nie pojawiał.
- Spokojnie, nigdy bym cię nie naraził... na takie niebezpieczeństwo. Wiem, że brałeś „witaminy"... które wręczyłem ci jakiś czas temu... Poza tym ta odmiana nie... nie atakuje mojego organizmu w taki sam sposób... jak zwykła gruźlica. Nie zarazisz się, spokojnie... - wyjaśnił, znów pokazując na krzesło, które pod wpływem mojej nagłej reakcji i podniesienia do pozycji stojącej, odsunęło się od łóżka. – Chciałbym... aby to wszystko wyglądało tak, jak stworzyłem to... w swojej głowie po spisaniu naszych obietnic. Wiedziałem... że w końcu tu wyląduję. Gdybyśmy nie zadebiutowali... zapewne nigdy nie zobaczyłbym cię przed śmiercią. Dlatego... to było podwójne marzenie. Musiałem... zrobić wszystko, abyś znalazł się w tym samym zespole, Jeonggukie.
Rozpłakałem się już na dobre, rozumiejąc, że wspólny cel, który od tylu lat dzieliliśmy, dla tego hyunga został właśnie zrujnowany. Cała ciężka praca, poświęcenie swojego zdrowia i oddawanie całego czasu BTS i Armys, nagle wydawały się zmarnowaniem cennych lat życia.
Mogłem mu zapewnić szczęście. Przez te kilka tygodni... albo chociaż dni... Dlaczego przed tym uciekałem? Dlaczego pozwoliłem, aby wydarzenia, najwyraźniej wywołane przez jego silne leki, odebrały mu ostatnie chwile radości...
- Wiem o czym myślisz, Jeonggukie... Masz dobre, ale... strachliwe serce, widziałem to... Bądź szczęśliwy... teraz chcę tylko tego... Wcześniej mogłem zazdrościć Jiminowi... cierpliwości... troski jaką potrafił cię otoczyć... i tego co wywołał w twoim sercu... Ale to już nie jest ważne... Uśmiechaj się... dużo... i ciesz, że jesteście razem... że możecie... być szczęśliwi... A teraz... idź już, Jeonggukie.
Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, nadal przetwarzając jego słowa i ukrywając twarz w dłoniach. Dopiero kolejna prośba o opuszczenie jego pokoju i nagłe zaniesienie się kaszlem, zmusiły mnie do skierowania w stronę drzwi. Jeszcze kilka razy spojrzałem na papierowego, czarnowłosego hyunga, którego zapewne widzę po raz ostatni w swoim życiu. A kiedy dotarłem już na korytarz, zamykając za sobą salę, cały obraz jaskrawych ścian i podłóg, zamieniał się powoli w czerń. Czułem się zagubiony w tym wszystkim, nie wiedząc co w tej chwili zrobić. Mój umysł zaczął przywoływać sceny, których aż do tego momentu nie potrafiłem z niczym skojarzyć. Rozważałem jego chorobę, choć moje domysły rozwiała rozmowa z Seokjinem, teraz jakby tracąc na znaczeniu w obliczu nowych faktów, które zdołały wyprzeć „wspólny cel i obietnicę".
- Wszystko w porządku? Źle się pan poczuł? – Zmartwiony głos kobiety wyrwał mnie z tych przemyśleń. Podniosłem głowę, natrafiając spojrzeniem na jej twarz i dopiero teraz zauważając, że opieram się dłońmi o posadzkę, najwyraźniej tracąc na chwilę kontrolę nad ciałem i nie mogąc utrzymać się na nogach.
- Nie... przepraszam, nic mi nie jest – wyszeptałem, od razu uciekając od jej dotyku i podnosząc się z pomocą krzesła. Pielęgniarka znów próbowała się odezwać do mojej zszokowanej osoby, jednak ubiegł ją w tym znajomy głos.
- To mój podopieczny, proszę pani, zajmę się nim – obiecał Sejin hyung, podchodząc do nas szybkim krokiem i przenosząc na krzesło, które grzecznie zająłem. – Dziękuję – dodał jeszcze, patrząc na kobietę, która tuż po szybkim skinięciu głową, oddaliła się w swoim kierunku, zostawiając nas samych.
- Hyung... Co... co... co teraz będzie? – zapytałem, przez chwilę jeszcze obserwując jego twarz, jednak moje spojrzenie szybko powędrowało na złączone ze sobą kolana, na które przeniosłem powoli dłonie.
- Poczekaj na mnie, porozmawiam z lekarzami i wrócimy razem. Jeongguk, powinieneś... skupić się teraz na swojej przyszłości. Nie wiem co zadecyduje pan Bang, jednak nie sądzę, aby zespół... mógł kontynuować promocje w takim składzie...
- Hyung? Wiedziałeś? – zadałem kolejne pytania, znów patrząc prosto w jego oczy, niestety czując jak łzy, które na chwilę przestały z nich płynąć, znów zaczynając zamazywać mi obraz.
- Tak, wiedzieliśmy – przyznał, choć widziałem, że nie przyszło mu to łatwo, w końcu wszyscy byliśmy dla niego jak synowie. – Jeongguk, masz o siebie dbać... wszyscy macie o siebie dbać i badać się regularnie. Nawet jeśli nie będę już waszym managerem...
- Hyung... - wyszeptałem, gdy mężczyzna nie był już w stanie kontynuować swojej wypowiedzi. – Jesteś najlepszym managerem, na pewno z nami zostaniesz, nie mów tak.
I choć starszy posłał mi niewielki uśmiech, dziękując cicho za takie słowa i zaraz udając się do lekarza, wiedziałem, że od tego momentu nic nie mogło być pewne, szczególnie przyszłość zespołu i osób, które z nami pracowały.
Oparłem głowę o chłodną ścianę, czując jak gorąca od emocji twarz, odnajduje w tym ukojenie, jednak bolące serce nie potrafi pogodzić się ze smutną prawdą, prosząc, aby to wszystko okazało się zwykłym snem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top