Część 15 - Promocje
Hepi Berzdej @Kutrub :D (Nie pomyliłam sb dni, no nie? xd) Specjalnie na Twoje urodziny dramaaaa :D
~~~~~~~~
Najstarszy hyung postarał się o mój odpoczynek od Yoongiego, dzięki czemu na drugim fansignie siedziałem pomiędzy Seokjinem a Namjoonem, nawet tam nie musząc znosić obecności Mina. Wieczorem udaliśmy się do mieszkania przyjaciela różowowłosego, który okazał się być psychologiem. Pan Hwang obiecał zachować wszelkie fakty dla siebie, na czym zależało nam głównie przez wzgląd na managerów, niewtajemniczonym w mój stan zdrowia psychicznego. Mężczyzna niczego nie zapisywał, po prostu wysłuchując mnie i pomagając zrozumieć niektóre obawy. Nie zdradziłem mu oczywiście całej tej gry Yoongiego we wręczanie mi róż, bo nie skupialiśmy się na jego przypadku, na pewno bardziej skomplikowanym od mojego.
Wylanie z siebie wszystkich negatywnych emocji i ponowne znalezienie w ramionach zespołowej mamy, dały mi więcej nadziei niż poprzednie wsparcie Jimina. W końcu platynowy hyung nie był w stanie mnie od tego uwolnić. I zapewne nawet gdybym mu na to pozwolił, doprowadziłbym do tragedii, bo tylko Seokjin miał jakikolwiek wpływ na Yoongiego.
Zdążyliśmy jeszcze na nocne treningi, witając się z pozostałymi i dołączając do Namjoona, pochłoniętego czytaniem czegoś na telefonie. Zarejestrowałem, że zarówno Yoongi, jak i Jimin, stojący z Taehyungiem, patrzą się w moją stronę, zapewne licząc na rozmowę, albo udanie się właśnie do nich. Jednak wolałem na razie pozostać z dala od reszty hyungów, przebywając z zespołowymi rodzicami.
- Co tam, kochanie? – To Namjoon przywitał różowowłosego, od razu odkładając telefon na panele i obejmując go ręką w pasie, jak tylko starszy zajął miejsce obok niego. Otrzymałem tylko niewielki uśmiech, odwzajemniając go i zaraz spuszczając głowę, gdy jego twarz już obrała inny tor, kierując się na tę Seokjina, by przywitać się należycie ze swoją żoną.
- Dobra, poczekamy aż się mama z tatą przywita – zażartował Hoseok, na którego od razu przeniosłem spojrzenie, wiedząc, że zaraz rozpoczniemy trening.
W sumie przez swoje rozkojarzenie nawet nie pomyślałem o rozciąganiu, dość szybko zrywając się z miejsca, by wykonać kilka podstawowych ćwiczeń pomagających rozgrzać ciało. Jednak nie spodziewałem się, że przez takie działanie, znów zwrócę na siebie spojrzenie zarówno Yoongiego, jak i Jimina, co zaraz mnie zmieszało, zmuszając do ponownego złączenia nóg i powrotu do pozycji stojącej.
- Ej, wy! Jeden wraca do telefonu, a drugi do rozmowy z Tae! Nie chcę tu żadnych kontuzji przez wasze głupie wpatrywanie w naszego maknae... - oznajmił Hoseok, stojący już przy sprzęcie grającym, najwyraźniej obserwując niezręczną sytuację, w której się znalazłem.
Groźne spojrzenia wymienione przez platynowego i czarnowłosego hyunga, popchnęły mnie do skupienia tylko i wyłącznie na podłodze i całkowitego zaprzestania obserwowania innych. Już i tak było mi głupio przez tę wczorajszą konfrontację, nie mówiąc o świadomości jakimi uczuciami mnie darzą.
- Mogę patrzeć na swojego chłopaka, nikt mi tego nie zabroni. Niech Jimin przestanie się patrzeć, bo mnie tym denerwuje. – Niestety Yoongi nie zostawił tego tematu, widocznie nie mając dziś „lepszego dnia". Modliłem się tylko, aby chociaż srebrnowłosy jakkolwiek mu nie odpowiadał.
- Nawet jeśli jesteś jego chłopakiem, nie jest twoją własnością – zauważył, na szczęście nasz główny tancerz, gdy moja głowa nadal była zwieszona, podczas wykonywania ćwiczeń bez potrzeby rozkładania nóg.
- Słowa nie powiedziałem o „posiadaniu". Hoseok, włącz czasami mózg – warknął Min, chyba powoli tracąc nad sobą kontrolę.
- Yoongi, rozmawialiśmy o tym... Zresztą, nie powinieneś być na tym treningu, prawda? – odezwał się w końcu Seokjin, na którego zaraz spojrzałem. Starszy posłał mi niewielki uśmiech, wyciągając w moją stronę rękę, do której bez większego zastanowienia podbiegłem, siadając obok i chowając się w ramionach zespołowej mamy.
- Nie powinien? – wyszeptałem niepewnie, nie wiedząc co miał na myśli zadając takie pytanie.
Czyżby kolejne „spotkanie"? Yoongi o nim zapomniał?
- Aaa, tak, spotkanieeee. – Zanim najstarszy Kim zdążył mi odpowiedzieć, Min już potwierdził moje przemyślenia, w dość ironiczny sposób.
Większość na pewno to zignorowała, lecz ja już nie potrafiłem, starając doszukać w tym prawdy, którą najwyraźniej poznał również Seokjin.
Jego chyba mogę zapytać? Ale... czy mi odpowie? Przecież nawet ja nie zdradziłem tych faktów Jiminowi...
Jednak zanim otworzyłem usta, usłyszeliśmy trzask drzwi, oznajmujący, że Yoongi naprawdę wyszedł, zostawiając naszą szóstkę samą.
Hoseok nie dał mi już okazji do rozmowy z różowowłosym, rozpoczynając trening i prosząc, abym jeszcze chwilę porozciągał się właśnie z Seokjinem. Jakoś było mi lżej bez czarnowłosego hyunga, nie tylko ćwiczyć, ale i komunikować się z resztą. Co prawda tak jak przez cały dzień, tak i teraz, unikałem Jimina, bo wczorajsze słowa wciąż przewijały się w moich myślach, nie pozwalając patrzeć na niego jak na swój „ratunek i ucieczkę". Poza tym na mojej szyi nie znajdował się już naszyjnik, którego dłużej nie potrafiłem nosić, chowając razem z lilią za ubraniami w szafce. W końcu jaki był tego sens skoro sam mi wypominał zdarzenia, które przyczyniły się do odebrania mi niewinności?
Półtorej godziny treningu zakończyliśmy szybkim prysznicem, po którym wszyscy jednoznacznie stwierdziliśmy, że jedyne o czym marzymy to sen. Było już grubo po drugiej, a pre-recording w Inkigayo rozpoczynaliśmy o dziewiątej. Oczywiście, aby tam zdążyć musieliśmy wstać o siódmej. I nawet specjalnie nie zmuszałem swojego mózgu do przeliczenia tych kilku godzin snu, bo inaczej wolałbym odpuścić sobie go całkowicie.
Jak zwykle trzymałem się za hyungami, widząc jedynie, że dwójka z nich żywo o czymś dyskutuje, a gdy byliśmy już prawie przy wyjściu, platynowowłosy zatrzymał się, czekając aż do niego dojdę. I choć starałem się wyminąć jego osobę, starszy złapał mnie za rękę, starając spojrzeć w oczy.
- Jungkookie, porozmawiajmy. Tak bardzo przepraszam. I za swoje słowa i za sprawienie ci kłopotów – powiedział, ze słyszalną skruchą w głosie. Nie mogłem nie ulec dotykowi, który tak bardzo uwielbiałem oraz oczom, w których znów widziałem miłość.
Jestem głupi i łatwowierny... Znów mnie zranicie, ale nie potrafię...
- Do-dobrze... dobrze, hyung – wyszeptałem, patrząc niepewnie w to ciepłe, choć zmartwione spojrzenie, którego właściciel zaraz zabrał mnie na bok, chyba wcześniej rozmawiając o tym z moim nowym obrońcą, zezwalającym na tę krótką wymianę zdań.
- Jak się czujesz, Jungkookie?
- Jest w porządku – mruknąłem, wiedząc, że ludzie nie lubią słyszeć innych słów, zwłaszcza od maknae. I nawet jeśli do tej pory przy Jiminie naprawdę tak było, od wczoraj nie potrafię cieszyć się jego obecnością.
- Proszę, nie mów tak. Nie jest w porządku... zraniłem cię, prawda? To... to nie tak. Ja... zachowałem się naprawdę egoistycznie... ale pomyślałem, że po tym wszystkim co zaczęło nas łączył... on po prostu mi ciebie odbierze – wytłumaczył, łamiącym się głosem, którego już dawno nie miałem okazji słyszeć. To Jimin od zawsze był tym silniejszym, bardziej opiekuńczym i trzeźwo myślącym, dlatego jego łzy mogły łatwo zmazać moje postanowienia, wraz ze słowami pana Hwanga. – Ja... nie wiem, Jungkookie... To co powiedziałem... nawet nie powinienem o tym myśleć, w końcu sam próbowałem pozbyć się tych wspomnień, jakoś je zatrzeć... a teraz... teraz widzę, że wszystko zniszczyłem – dokończył, gdy z jego oczu już płynęły łzy.
Nie potrafiłem pozostać na to obojętny, samemu czując jak po moich policzkach zaczynają uciekać słone krople.
- Hyung? Hyung, n-nie płacz... Ty nie możesz płakać... - wyszeptałem, zaraz niepewnie go obejmując.
Nie widziałem sensu w dłuższym gniewaniu się na platynowego hyunga. Wystarczyło mi to jedno słowo, którego chyba nigdy nie usłyszałem od Yoongiego. A nawet jeśli, było ono całkowicie nieszczere, bo swoimi kolejnymi działaniami szybko je zacierał.
- Ale... nie mogę... nie mogę nosić tego naszyjnika... bo masz rację, hyung... Yoongi hyung odebrał mi wszystko. I nawet jeśli przez chwilę zacząłem wierzyć, że w twoich oczach to... to się nie liczy... teraz już nie potrafię, hyung... bo sam... sam...
- Jungkookie, nie... Proszę... - Przerwał mi starszy moje próby wytłumaczenia mu swojego myślenia.
- Rozumiem hyung, że chciałeś dać mi jakąś nadzieję, ale... ja już chyba dawno ją straciłem, teraz... nie mając już niczego... - dodałem, kończąc tym samym wyznawanie mu wszystkiego, co leżało mi obecnie na sercu.
Wiedziałem, że nie powinienem uczepić się tak pesymistycznej myśli, w końcu do tej pory starałem się odnajdywać jakieś pozytywy, zazwyczaj właśnie w postaci Jimina.
- Masz mnie, Jungkookie, masz mnie, kochanie – wyznał tuż po tym, chcąc chyba ratować to, co do tej pory zdążyliśmy wspólnie zbudować.
- Nawet jeśli... podejmę decyzję o dokończeniu gry, którą rozpoczął Yoongi?
To pytanie nie miało na celu go zranić, a raczej przypomnieć, że nie potrafię skupiać się na swoim szczęściu, kiedy ktoś może przez nie cierpieć. I nie myślałem tutaj o Minie, a jak zwykle o zespole, będącym poniekąd pod jego przywództwem.
- Pod warunkiem, że zakończysz ją jeśli hyung znowu cię skrzywdzi – powiedział, chyba mocno zrezygnowany moją postawą. Choć wiedziałem, że ciągłe przypominanie mi o wydarzeniach sprzed tych kilkunastu dni nie wpływa dobrze na moją psychikę, a tym bardziej na naszą relację. Dlatego nie rozumiałem dlaczego musiał podjąć aż tak drastyczny krok.
- T-tak... dobrze, hyung – obiecałem niepewnie.
- I mam rozumieć, że wcześniejsza umowa już nie jest ważna? – dodał, nieco przygnębiony, choć dokładnie pamiętałem swoje słowa.
- Dopóki „nie cierpię", umowa z tygodniem... nie jest ważna, tak – wyszeptałem, przypominając mu swoje słowa, spuszczając wzrok i postanawiając już odejść, wycierając wierzchem dłoni pozostałe łzy.
***
Po powrocie do dormu zastałem na moim łóżku w garderobie pięć róż. Początkowo zdziwiłem się świadomością Yoongiego o moim nowym miejscu spania, do którego zresztą zaraz przybył Seokjin, zgodnie z obietnicą. Najwyraźniej ta dwójka zaczęła dzielić się wszystkimi swoimi tajemnicami, co chciałem jakkolwiek wykorzystać, wiedząc, że z najstarszym hyungiem mam całkiem dobre relacje. Ale skoro ja nie byłem w stanie zdradzić niczego Jiminowi, do tego swoich niewinnych domysłów wyciągniętych z obserwacji, to czy Seokjin wyzna mi całą prawdę?
- Hyung...? – zacząłem, chowając szybko kwiaty na jednej z półek i zakrywając je jakimiś papierami. Choć zrobiłem to z przyzwyczajenia i świadomości, że powinienem je ukrywać przed resztą hyungów. W końcu chciałem też poruszyć temat tej symboliki... a szczególnie liczby siedemdziesiąt sześć.
- Tak, Jungkookie? Dlaczego nie leżysz już w łóżku? Wskakuj do góry – poprosił, grzebiąc przy tym w telefonie i pokazując na górne posłanie naszego tymczasowego, piętrowego łóżka.
- Chciałem... chciałem z tobą porozmawiać o Yoongi hyungu – wyznałem, mimo wszystko słuchając się jego prośby i wstając już z krzesła, aby przenieść na łóżko. Starszy zaraz do mnie dołączył, narzekając na dość sporą odległość od kontaktu, przez co musiał zostawić telefon na dole, przychodząc do mnie już bez niego.
- O Yoongim? Mówiłem ci, Jungkookie, że hyung już cię nie skrzywdzi. Nie musisz się o to bać – wyjaśnił po raz kolejny, na co pokręciłem przecząco głową, będąc już przez niego objęty i schowany w ramionach.
- Niee, mam na myśli... mówię o... o... - Niestety nie potrafiłem zapytać o to wprost, tak naprawdę nie będąc niczego pewnym. – Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie, hyung? Tylko jedno... – zapytałem w końcu, chowając się w jego ramionach nawet bardziej.
- Jedno... hmm... Możesz zadawać ich ile tylko chcesz, JK. Ale na niektóre nie będę ci mógł odpowiedzieć... chyba rozumiesz?
Zdążyłem zrozumieć po tych wszystkich pseudo rozmowach z Yoongim.
- Tak... Rozmawiałeś z nim wczoraj, hyung... Wczoraj w nocy, prawda? Ja... chciałbym tylko wiedzieć... - Urwałem na chwilę, zbierając myśli i układając jakieś sensowne pytanie, bo mój zmęczony umysł już powoli zaczynał mi przysypiać. – Czy hyung powiedział ci... o prezentach, które... które mi daje? – Ubrałem to w odpowiednie słowa, nie chcąc mu zdradzać wprost co takiego otrzymywałem co kilka dni, schowanego obecnie na jednej z półek.
- Prezenty, prezenty... - Hyung powtórzył to jedno określenie, zastanawiając się nad nim chwilę, chyba próbując wygrzebać coś ze swojego umysłu. – Aaa, masz na myśli te kwiatki, JK? Tak, mówił mi o tym... Jeonggukie, Yoongi jest... jakby to powiedzieć... - Starszy ponownie potrzebował kilku sekund, które wykorzystałem do wyciągnięcia własnych wniosków.
Skomplikowany? Nieczuły? Brutalny? Okrutny? Egoistyczny? Nieempatyczny?
- Yoongi na pewno darzy cię jakimś uczuciem i gdyby nie... pewne wydarzenia, nie postanowiłby rozpocząć tego wręczania ci prezentów – wyjaśnił zagadkowo, kiedy zmuszałem jeszcze swój mózg do współpracy.
Pewne wydarzenia? Chodzi o comeback? Jakaś rozmowa z CEO? Nieudany projekt z producentami? Teledysk do „So far away"? Niee, to musimy być powiązane z jego rodziną i tymi „trzema latami"... i spotkaniami. Ale te spotkania łączą się z „projektem z producentami"... Może... powinienem inaczej spojrzeć na tę liczbę? Może ona ma jakieś znaczenie?
- Hyung? Czy coś się stało siódmego czerwca, albo szóstego lipca, któregoś roku? Czy... te siedemdziesiąt sześć róż ma jakieś powiązanie... z datami? Pierwsza wygrana? Jakaś informacja? Przecież... zadebiutowaliśmy trzynastego czerwca, a nie siódmego... - Podzieliłem się z nim moimi teoriami, nadal próbując to połączyć z zapamiętanymi wydarzeniami. Jednak potrzebowałem do tego naszego grafiku, dlatego zanim starszy odpowiedział, uciekłem z jego objęć, wyciągając telefon spod poduszki i włączając rozkład z poprzedniego roku.
- JK... Nie wiem czy grafik ci w tym pomoże... Mieliśmy jeszcze wtedy inne rozkłady dni – wytłumaczył, powoli opuszczając mój telefon na dół, przez co przeniosłem na niego spojrzenie, niestety tracąc możliwość ujrzenia jego twarzy, właśnie przez ekran przytknięty do mojego torsu.
- Raczej... nie pamiętam wszystkich rozmów i zdarzeń podczas... bycia trainee – wyznałem, starając się jednak zagłębić we wszelkie momenty z Yoongim.
- Jesteś pewien, JK? Niech ci Junghyun przypomni ten siódmy czerwca, gdy chciałeś przystać na propozycję mamy i porzucić marzenia. Kto oprócz brata był wtedy przy tobie? I co mu obiecałeś?
Pytania Seokjina naprowadziły mnie na wspomnienia z pierwszej i jedynej próby poddania się, gdy po wykonaniu telefonu do Junghyuna, przyszedł do mnie Yoongi. Chłopak obiecał, że zadebiutujemy, do tego razem. A ten ciepły uśmiech i życzliwy ton przekonały mnie do uwierzenia w taki scenariusz.
- Ale... to była tylko rozmowa... do tego o marzeniach i wspólnym celu – zauważyłem, wpatrując się w ciemny sufit nade mną i nadal nie rozumiejąc powodu, dla którego miałby wręczyć mi te siedemdziesiąt sześć róż.
Hyung westchnął, opuszczając nagle nasze łóżko i przynosząc coś ze sobą. Skorzystał z mojego telefonu, podświetlając kawałek papieru i przypominając mi tym samym spisanie naszych marzeń.
- „Kiedy Jeonggukie już dorośnie, a Yoongi będzie go potrzebował, zrobi wszystko, aby go pocieszyć. Tak jak to zrobił Yoongi" – przeczytałem, marszcząc przy tym brwi, ponieważ nie wyglądało mi to na spis marzeń (a/n: tylko na cyrograf).
Czy ja... zapamiętałem inaczej ten dzień i tę rozmowę? To... moje pismo, ale...
- Yoongi cię potrzebuje, właśnie teraz. Może gdyby ci o tym przypomniał i zareagowałbyś inaczej, nie zrobiłby ci krzywdy... Nie wiem, JK. Nie usprawiedliwiam go w żaden sposób i na pewno nie pozwolę na razie do ciebie zbliżyć... - obiecał, znów mnie do siebie przyciągając i całując w głowę.
- A dlaczego mnie teraz potrzebuje? – dopytywałem, obejmując starszego jedną ręką, chowając się w jego ramionach.
- Jeśli cokolwiek ci powiem... nie możesz o tym wspominać przy reszcie chłopaków, nawet przy Jiminie, dobrze?
- Dobrze, hyung. – Pokiwałem głową, wiedząc, że i tak do tej pory powiedziałem Ningyou jedynie o różach i tym układzie z Yoongim, nie zdradzając nietypowych faktów, które miały doprowadzić mnie do poznania prawdy.
- To ostatnie promocje dla Yoongiego, twój hyung odchodzi niedługo z zespołu – oznajmił, wprawiając mnie tym w niemały szok. I nawet jeśli nie wszystko do siebie pasowało, to taka informacja wytłumaczyła mi chęć spędzania ze mną czasu.
- Ale... dlaczego, hyung? Przecież BTS... BTS nie może istnieć bez choćby jednego hyunga – zauważyłem, czując jak w moich oczach już pojawiają się łzy.
- Jeonggukie... mogłem ci tego nie mówić... Przepraszam. Jest za późno na takie rozmowy... – wyszeptał, gładząc mnie po głowie, gdy słona ciecz zaczęła moczyć mu koszulkę. – Śpijmy już... i proszę, nie myśl o tym, na pewno damy sobie jakoś radę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top