Część 12 - Symbol

Niespodzianka!

~~~~~~~~~~




Nie musiałem długo czekać, by znaleźć się w ramionach jednego z hyungów, nieobojętnych na krzywdę maknae. Jimin próbował mnie uspokoić, głaszcząc po plecach i całując po włosach, jednak łzy nie chciały przestać opuszczać moich oczu, szczególnie, gdy po głowie wciąż krążyły słowa Yoongiego.

- Hy-hy-hyung? Czy-czy... czy możemy... możemy razem spać? – wydukałem, odrywając się od jego torsu i przenosząc załzawione oczy na jego zmartwione spojrzenie.

- Oczywiście, Jeonggukie, oczywiście, kochanie moje – wyszeptał, tym razem składając krótki pocałunek na moim czole, który niestety wywołał kolejną falę łez, przez beznadziejność tej sytuacji.

- Ze-zepsułem twoje urodziny... przepraszam... - zauważyłem, obecnie nie potrafiąc znaleźć w tym niczego pozytywnego, szczególnie po złamaniu tych trzech róż, dających mi nadzieję na szybsze zakończenie związku z Minem.

- Nic się nie stało, kochanie... - zapewnił, choć nie zgadzałem się z tymi słowami, wiedząc, że nie powinienem go ranić swoim smutkiem. – Chodźmy już. Dam ci coś na przebranie i umyjesz się w naszej łazience – zaproponował, pomagając mi wstać i pozbywając się ostatnich łez, by tuż po tym położyć dłonie na moich policzkach i głaskać je kciukami. – Uderzył cię? – zapytał jeszcze, na co od razu pokręciłem przecząco głową, będąc prawie w stu procentach pewnym, że nawet gdyby tak się stało, nie chciałbym go w ten sposób martwić, po prostu uciekając się do kłamstwa.

Szybkie przejście do pokoju Jimina, dzielonego z Tae i Hoseokiem, zmusiło mnie do ponownego ukrycia się w jego ramionach, bo nie chciałem, aby reszta oglądała mnie w takim stanie. Starszy raczej to zrozumiał, zaprowadzając mnie od razu do łazienki, do której dostarczył mi jakieś spodenki i koszulkę, przypominając która szafka należy do niego i mówiąc, że będzie na mnie czekał na swoim łóżku.

Jeszcze przez pierwsze momenty pobytu w tym pomieszczeniu, nie mogłem oderwać się od myśli wbitych w mój umysł przez czarnowłosego hyunga. Jednak zmęczenie i teraz wręcz desperacka chęć spełnienia scenariusza stworzonego przez Jimina, popchnęła mnie do wejścia pod prysznic i szybkiego oczyszczenia swojego ciała, szczególnie z zimnego dotyku, który pozostał na moim brzuchu.

Opuszczając już łazienkę, po przebraniu i całkowitym uspokojeniu, spojrzałem niepewnie na łóżko Tae, zajmowane już przez żółtowłosego, robiącego coś na telefonie. To głos platynowego hyunga oderwał mnie od tego obrazka, wzbudzającego we mnie niepewność przez informacje, które posiadał.

Nie powiedział nic Jiminowi? O tym „zakładzie"? W końcu mógł coś przeinaczyć...

- O, Jeonggukie... trzymaj. – Jednak to szept Tae i wymachiwanie do mnie ręką, ściągnęło moją uwagę bardziej od Parka, zapraszającego mnie na swoje łóżko. Pakunek, rzucony mi prosto w ręce, który złapałem w ostatniej chwili, przypomniał o niewręczonym prezencie, przechowywanym właśnie przez żółtowłosego.

Podziękowałem cicho, odkładając swoje ubrania na pobliską szafkę i spełniając już prośbę Ningyou, czując jak moje serce, przy każdym kroku stawianym w stronę łóżka, zaczyna przyspieszać.

Spokojnie, na pewno mu się spodoba, w końcu Tae go bardzo dobrze zna.

Wgramoliłem się do góry, a starszy zaraz usunął się na bok, aby zrobić więcej miejsca. Pierwszym gestem, wykonanym w jego stronę, było oczywiście wręczenie prezentu z cichym: „Proszę", na co platynka zaśmiała się cicho.

- Nochu, mówiłem, że chcę tylko ciebie... już i tak reszta mocno przesadziła z prezentami, szczególnie Tae – zauważył. I nawet jeśli mówił szeptem, zaraz dotarło to do uszu jego łóżkowego sąsiada.

- Zasłużyłeś – powiedział jedynie żółtowłosy, mocno sennym głosem. Wiedziałem już, że w tym pokoju nie możemy liczyć na prywatność, nawet jeśli Hoseok już spał, Taehyung na pewno będzie bacznie śledził naszą wymianę zdań.

- Nieprawda – zaprzeczył mu uśmiechnięty solenizant, któremu musiałem wręcz wepchnąć ten podarunek, aby go w końcu wziął. – Jungkookie... - zaczął, dlatego od razu mu przerwałem, prosząc, by otworzył, bo jestem ciekaw jego reakcji.

Chłopak tylko pokręcił głową, zaczynając bawić się w ostrożne otwieranie ozdobnego papieru, dlatego szybko wziąłem sprawy w swoje ręce, po prostu go rozrywając.

- No – mruknąłem zadowolony, wyciągając stamtąd białe, płaskie pudełko i wciskając je Jiminowi.

- Prada? Oszaleliście – stwierdził na wstępie, kiedy jego oczy rozszerzyły się w szoku.

Znów musiałem go zmuszać, aby to otworzył, a po obejrzeniu zakupionego golfu, w końcu pokręcił po prostu głową, dziękując i obiecując, że założy to w najbliższym czasie. Jednak nie chciałem, by rzecz materialna była jedynym wręczonym przeze mnie prezentem, dlatego po spuszczeniu wzrok na dół, gdy starszy zajęty był składaniem swojego nowego ubrania, przybliżyłem się do niego, cmokając go w policzek i zaraz czując jak przez szybko bijące serce, krew uderza prosto w moją twarz, wywołując rumieńce.

Nie mogłem ponownie na niego spojrzeć, chowając twarz w dłoniach i umierając z zawstydzenia. Yoongi mnie do takich rzeczy nie zmuszał, dlatego to Jimina jako pierwszego obdarowałem podobnym gestem.

- Jungkookie... wow... dziękuję – wyszeptał starszy, jednak dopiero po dobrych kilkunastu sekundach, które liczyłem w głośnych uderzeniach mojego serca.

Usłyszałem jakiś szmer, czując uniesienie jednej strony materaca, dlatego domyśliłem się, że Jimin odkładał właśnie mój prezent, by tuż po tym powrócić na swoje miejsce i przysunąć się do mnie bliżej.

- To było urocze. Mój uroczy Jungkookie... - zaśpiewał, kładąc niepewnie rękę na moim ramieniu i zaraz zjeżdżając nią na plecy, by powoli mnie do siebie przyciągnąć. – Proponuję zamienić te trzy godziny na trzy minuty, a godzinę na jedną minutę. I powtarzać taki scenariusz codziennie – wyszeptał, prosto do mojego ucha, co wywołało dziwny dreszcz, który przebiegł przez moje ciało. Nawet zmęczenie nie było teraz w stanie mnie zmorzyć, szczególnie, kiedy byłem już w stanie zabrać ręce od twarzy, czując jak jego dłoń przenosi się na mój podbródek, unosząc go do góry. Nie mieliśmy problemów z widocznością, bo strachliwy Hoseok zazwyczaj zostawiał włączone światło na noc, dlatego dzięki tej jednej lampce, widziałem te ciepłe oczy, już całkowicie mnie uspokajające i pozwalające na przeniesienie dłoni na jego tors.

- Codziennie – powtórzyłem, naprawdę chcąc w to wierzyć, by tuż po tym poczuć jak starszy pociera swoim nosem o ten mój, zapewne próbując wywołać w ten sposób uśmiech na mojej twarzy. I oczywiście osiągnął swój cel, kiedy pokazałem mu wszystkie swoje zęby, znów mogąc szczerze uśmiechnąć, właśnie dzięki niemu.

- Też coś dla ciebie mam – oznajmił, po chwili wpatrywania w moje oczy, które raz po raz uciekały na boki, nie mogąc przyzwyczaić się do uczuć, widocznych w tym ciepłym spojrzeniu starszego.

Zdziwiłem się, nie uważając, aby w swoje urodziny powinien cokolwiek mi dawać, jednak rzecz, po którą sięgnął, niosła ze sobą całkowicie inną symbolikę, zaraz przez niego wyjaśnioną.

- Nadal jesteś tak samo czysty i niewinny, Jungkookie. I dla mnie zawsze będziesz – wyszeptał, wręczając mi białą lilię, którą odebrałem od niego drżącą ręką, wiedząc, że to, czego pozbawił mnie Yoongi, jest nie do odzyskania. A jednak w oczach Jimina nie miało to żadnego znaczenia, dlatego tym razem łzy płynące powoli po mojej twarzy, nie miały nic wspólnego ze smutkiem. Były raczej wyrazem wdzięczności i tej namiastki szczęścia, którą mi dawał.

Oprócz kwiatu, starszy zawiesił mi coś jeszcze na szyi, wycierając szybko moje łzy i prosząc, abym nie płakał. Uśmiechnąłem się na ten gest, nie chcąc go niepokoić i przytulając do siebie biały kwiat.

- Wiem, że niedługo zwiędnie, jednak taki naszyjnik będziesz mógł mieć... dopóki nie zgubisz. – Zaśmiał się cicho, gdy sprawdzałem już zawieszkę długiego łańcuszka, przedstawiającą trzymaną przeze mnie roślinę, a raczej same jej kontury.

- Dziękuję, hyung – powiedziałem jedynie, przemieszczając rękę z lilią na jego plecy, aby móc się do niego przytulić, wiedząc, że w ten sposób naprawia wszystko, co Yoongi zniszczył jedną decyzją.

- Nie masz za co, Jungkookie. Dam ci tyle szczęścia, ile tylko będę mógł – obiecał, znów składając delikatny pocałunek na moim czole.

Trzyminutowe przytulanie i minuta przeznaczona pocałunkom, zamieniła się po prostu na zwykłe zaśnięcie w jego ramionach, dające nawet więcej radości i ciepła, niż wszystkie poprzednie gesty. Po raz pierwszy od dziewiętnastu dni, czułem się bezpieczny podczas snu, mogąc oderwać od wszystkich przykrych wspomnień i poprzedniego zasypiania przy Yoongim, od którego chciałem po prostu jak najszybciej uciec, najczęściej do łazienki. Tylko przy moim ratunku, pragnąłem najlepiej pozostać do końca moich dni.


***


Nikt nie wpływał na prośbę solenizanta, który przez cały kolejny dzień trzymał się blisko mnie. Nawet Min w to nie ingerował, rozmawiając ze starszymi i tym samym ignorując naszą dwójkę, ciągle przebywającą z Taehyungiem.

Zatrzymałem lilię od Jimina, chowając ją za ubraniami w jednej z szafek, licząc, że po prostu uschnie, stając się tym samym moją pamiątką i tak pięknym symbolem. Choć wręczony naszyjnik również schowałem pod ubraniami, mając go zarówno w radiu, jak i na nagraniach w M!Countdown.

Podczas każdych zaplanowanych aktywności, Yoongi był dla mnie o dziwo miły, dobrze odgrywając rolę opiekuńczego hyunga przez fanami, a za kulisami dając swobodę, której nie pojmowałem.

Akurat siedziałem w poczekalni, przeglądając Twittera, gdy ktoś zajął miejsce obok, od razu mnie przytulając i zaskakując takim przywitaniem.

- Kooks! Ten nowy comeback... wow! Jesteście... wow! – zaczął jeden z nielicznych znajomych wśród reszty idoli, odsuwając się już i posyłając mi szeroki uśmiech.

Nie byłem otwartą osobą, dlatego zostając z nim sam na sam, trochę się speszyłem, po prostu odwzajemniając uśmiech i blokując już telefon, by skupić całą swoją uwagę na Yugyeomie.

- Cześć, Gyeomie, dawno się nie widzieliśmy... i dzięki, ciężko nad nim pracowaliśmy – przyznałem, spuszczając na chwilę wzrok na swoje ręce, nie mogąc cały czas wpatrywać się w jego oczy.

- Chim Chim ma dzisiaj urodziny, prawda? Chciałem mu złożyć życzenia, ale był zajęty rozmowę z Taeminem... W ogóle widzę, że wszyscy cię tutaj zostawili, Kooks. Chyba wiedzieli, że tu przyjdę. – Chłopak zaśmiał się, choć mnie wcale do śmiechu nie było. Po pierwsze - naprawdę hyungowie mnie zostawili, a po drugie - z Taeminem?

- Chyba... muszę do nich iść, Yu – oznajmiłem tylko, z przyzwyczajenia kłaniając się lekko rówieśnikowi, by tuż po tym wstać i popędzić w stronę wyjścia.

Na szczęście szybko natrafiłem na Taehyunga, który cieszył się do telefonu, stojąc obok fotograf-noony.

- Tae! Widziałeś Jimin hyunga? Albo ty noona? – zwróciłem się do nich, patrząc zarówno na rozanielonego chłopaka, jak i Rinyong, kręcącą przecząco głową.

- Macie jeszcze dziesięć minut, idźcie już do pana Sejina – poprosiła, zaraz po tym zostawiając nas samych, co zaraz wykorzystałem do wyciągnięcia z Tae jakichś informacji.

- Od kiedy Jiminnie hyung i Taemin sunbaenim się przyjaźnią? – zapytałem, zasłaniając ręką ekran jego telefonu, by skupił na mnie swoją uwagę.

- Zazdrośnik z ciebie, Jungkookie – stwierdził, czemu od razu zaprzeczyłem, uderzając go dodatkowo w ramię. – No już, już, Muscle Pig – wymruczał, łapiąc się za uszkodzone miejsce i patrząc na mnie urażony. – Już jakiś czas... ale spokojnie, Chim kocha tylko ciebie – zapewnił, za co oberwał raz jeszcze, gdy moje policzki przybrały czerwonej barwy, a moje nogi zaczęły szukać ucieczki od starszego, który zaśmiał się na moje działania. – Niewinny Jungkookie, jesteś większym ukesiem niż największy ukeś – mamrotał, podążając za mną i mówiąc jeszcze kilka podobnych stwierdzeń, które spotykały się jedynie z moim: „Przestań", aż do samej garderoby.

W pomieszczeniu byli już wszyscy, lecz mój wzrok padł na czarnowłosego hyunga, pijącego właśnie jakieś witaminy. Zanim wykonałem kolejny krok, starszy mnie zauważył, przywołując do siebie gestem, od czego nie miałem zamiaru uciekać, ruszając już w jego stronę z szybko bijącym sercem.

- Trzymaj – mruknął tylko, zaraz chwytając za moją rękę i wyciągając ją przed siebie, by tuż po tym wytrząsnąć na nią dwie kapsułki z plastikowego opakowania, podając również wodę i patrząc na mnie wyczekująco. Nie spodziewałem się czegoś podobnego, dlatego przez szok, zaskoczenie i poniekąd strach, po prostu zamarłem. – No pij – dodał, popychając tę rękę w moją stronę, by dopiero po tym przyłożyć ją do ust, wrzucając sobie obydwie kapsułki i zaraz popijając je wodą.

- Dzie-dziękuję, hyung – wyszeptałem, lekko drżącym głosem, nie będąc w stanie spojrzeć znów w te ciemne oczy, a po prostu spuszczając wzrok na podłogę.

- I masz. Bierz codziennie – rozkazał, zakręcając to opakowanie i wpychając je do kieszeni moich spodni. Pokiwałem jedynie głową, zaraz słysząc jak jesteśmy wołani przez managera, by dołączyć do rozmowy na temat nowych zasad.

Nie wiedziałem czy Jiminnie hyung to widział. Nawet bałem się spojrzeć w jego stronę, obawiając, że po prostu źle to zrozumie. Ale chyba na tym właśnie zależało Yoongi hyungowi, by zranić w ten sposób jedyną osobę, której ufam i przy której czuję się bezpieczny.


***


Ten dzień naprawdę należał do Jimina. Głównie w kontekście tego jednego aspektu – mojej bliskości. Nawet jeśli byliśmy zmęczeni po kolejnym dniu nagrań i spotkania z fanami, jak tylko wsiedliśmy do vana jednego z managerów, hyung zapytał o podwiezienie nas do jakiejś knajpy. Sejin jedynie poprosił, abyśmy wrócili jak najszybciej, bo inaczej znów będziemy mieli kłopoty ze wstaniem. Obiecaliśmy mu to, choć z wykonaniem mogło być gorzej.

Knajpa była tylko wymówką, by zabrać mnie w całkowicie inne miejsce. Nie musieliśmy rozwiązywać sobie języków alkoholem, chcąc zachować pełną świadomość i po prostu spędzić ze sobą te ostatnie godziny, właśnie na kolejnych trzech minutach przytulania i minucie pocałunków.

Księżyc chętnie przyświecał nam drogę, a puste uliczki w tych okolicach pozwalały na nieśmiałe złączenie rąk i kroczenie do mojego nowego, ulubionego miejsca.

Jako pierwszy zająłem miejsce na ławeczce, uśmiechając się szeroko, gdy starszy stanął przede mną, zaraz kucając i przyglądając mojej twarzy z uśmiechem.

- To tutaj po raz pierwszy mnie pocałowałeś, hyung – zauważyłem, choć dobrze o tym wiedzieliśmy. Jednak ta myśl, wypowiedziana na głos, jeszcze bardziej uszczęśliwiała moje serce.

- Dlatego to najlepsze miejsce na spędzenie ostatniej godziny moich urodzin – stwierdził, łapiąc delikatnie moją drugą dłoń, by zamknąć obydwie w tych swoich.

Wstydziłem się poprosić o przytulenie, nawet na samą myśl nagle spuszczając wzrok na swoje uda, dlatego czekałem aż to starszy wykona w moją stronę jakiś gest, najlepiej powtarzając scenariusz z tej „trzeciej randki", którą poniekąd tutaj spędziliśmy.

- Nie mogę się napatrzeć na moje największe szczęście – odezwał się w końcu Jimin, po minucie, może dwóch, zwykłego milczenia, zaraz przestając gładzić kciukami moje dłonie, by w końcu się przysiąść i zamknąć mnie w swoich objęciach. Naprawdę tego potrzebowałem, znów czując to przyjemne ukojenie i spokój w sercu, zapominając o wszystkich przykrych wydarzeniach z dzisiejszego dnia.

- Hyungie? – zacząłem, nawet nie ośmielając się podnosić głosu do normalnego tonu, a po prostu szepcząc. – Czy... powiesz mi... powiesz mi na czym polega prawdziwa miłość? Wiem o niej niewiele... tylko z tłumaczeń Namjoon hyunga... - wyjaśniłem, przygryzając tuż po tym wargę i nie odważając się podnieść na niego swojego wzroku, choć poczułem, że przez poruszenie takiego tematu, starszy zaczął gładzić moje plecy, powoli przechodząc jedną ręką do włosów, by również ich kosmykami zacząć się delikatnie bawić.

- Hmm... Pamiętasz to uczucie, gdy stajemy na scenie, otoczeni okrzykami fanów i świecącymi lightstickami? – zapytał, zmuszając mnie do powrotu myślami do wspomnień z ostatniego koncertu z serii HYYH. Pokiwałem głową, uśmiechając się przez wyobrażenie, że znów się na niej znajdujemy, mogąc oddawać tylko muzyce. – Szybko bijące serce, radość, gdy całkowicie poświęcasz się temu, co tak uwielbiasz i na co tak ciężko pracowałeś. Mógłbyś nie otrzymywać za to wynagrodzeń, po prostu pragnąc podarować coś swoim słuchaczom, uszczęśliwiać ich swoim głosem, uśmiechem, w zamian oczekując tylko ich radości. To właśnie jest miłość, Jeonggukie, której chcę cię nauczyć – wyjaśnił, do tego w tak zrozumiały sposób, że w końcu zdałem sobie sprawę z tego jak mógłbym tego dokonać.

- Musisz mnie częściej całować, hyung... - zauważyłem, wywołując tym jego krótki śmiech i nagłe oderwanie od mojego ciała.

- Trzy minuty chyba już minęły – oznajmił jedynie, kiedy mój umysł, skupiony nadal na temacie miłości, nie zdążył do końca zrozumieć co starszy miał na myśli, gdy zaraz na swoich policzkach poczułem jego dłonie, a na ustach ciepłe wargi, odbierając mi nagle dech w piersiach.

Tym razem ławkowy pocałunek otoczony był jeszcze większymi pokładami magii, ponieważ moje myśli skupiały się tylko i wyłącznie na uczuciach, które powoli kiełkowały w moim sercu. A z każdym kolejnym, delikatnym muśnięciem - rozrastały, zajmując cały ten niespokojny mięsień, pragnący obecnie właśnie tego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top