(Dzień 2) Przyjaciel czy Wróg ?

.
..
...
*Perspektywa Tord'a*
...
..
.

Po powrocie do pokoju zmieniliśmy mokre ubrania i położyliśmy się do łóżka. Tom kręcił się nie spokojnie przez chwilę, ale gdy tylko się uspokoił do razu zasnąłem.
Jak się okazało nie na długo.

- Tord... - Usłyszałem głos nad głową. - Śpisz ?

- ...nie, już nie... - Powiedziałem zaspany przecierając oczy. - O co chodzi ?

- mmmm, właściwie to nie wiem... - Spojżałem na jego ledwie widoczną w ciemnościach sylwetkę, która stała nad łóżkiem.

- To po co mnie obudziłeś ?

- Bo mam wielką ochotę... - wyszeptał ostatnie słowa tak, że nie mogłem ich usłyszeć.

- co chcesz ?

- Chce coś zabić !

Szybko wstałem z łóżka i zapaliłem światło. Spojżałem na Tom'a, z jego oczu wypływała czarna maź, a on sam wyglądał na przerażonego.

- Tylko spokojnie Tom, zaraz ci przejdzie... - Powoli podszedłem do niego i przytuliłem tak jak zawszę by się uspokoił.

- Tord...

- Tak ?

- Przepraszam...

Okropny ból, masa krwi i ciemności przed oczami. Ostre pazury jego ręki przebiły mój brzuch na wylot pozbawiając mnie wszelkich szans na przeżycie...

.
..
...
*Perspektywa Sam'a*
...
..
.

Po woli odzyskiwałem czucie w ciele, a ponieważ je straciłem miałem pewność, że Max użył na mnie leku. Musiało być naprawdę źle skoro to zrobił.
No nic, muszę zobaczyć jak trzyma się Tom, po przejściu procesu. Nie wydaje mi się by poszedł źle, ale pewność zyskam dopiero gdy go spotkam.

Na wciąż lekko zdrętwiałych nogach podniosłem się z łóżka.

- Nie powinieneś jeszcze wstawać. - Powiedział Max przyglądając mi się z bezpiecznej odległości. Widziałem cienie pod jego oczami, biedak musiał nie spać całą noc pilnując mnie.

Nie czułem już na sobie skutków procesu, więc ręką pokazałem mu, że może wyjąć zatyczki z uszu. Kiedy to zrobił odwróciłem wzrok. Po przejściu procesu nie potrafię spojrzeć mu w oczy...

- jak się skończyło ? - Spytałem.

- Szok emocjonalny. - Ucieszyłem się słysząc to, ale chwila, do tego nie musiałby na mnie używać leku chyba że...

- prubowłem cię zabić ? - Spuścił wzrok na ziemię. - czyli tak...

- To była moja wina. Zapomniałem założyć zatyczki, gdybyś mi nie przypomniał mogłoby się to skończyć o wiele gorzej.

- gdyby nie ja mogło by się to w ogóle nie zdążyć...

Max podszedł do mnie i mocno przytulił. Wiedział, że tego potrzebowałem, albo nie chciał ryzykować że znów mnie poniesie...

- gdyby nie X mógłbyś mieć normalne życie.

- Max... wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, ale proszę nie wypowiadaj przy mnie tej litery...

- Wybacz. - Wybaczam i odwzajemniam uścisk.

- jak przebiegł proces ? - Spytał.

-O Fack !

- Co jest ?!

- On też musiał przejść proces !

- No tak, to normalne.

- A jeśli to był jego pierwszy raz ?! Przecież mogło mu odbić, albo gorzej - Zacząłem nerwowo chodzić po pokoju - mógł zginąć !

- Uspokój się, jeszcze nikt nie zginął, od samego procesu. Jestem pewien, że instynkt powiedział mu co ma robić. - Max złapał mnie za ramiona bym się zatrzymał. - Ale jeśli chcesz możemy go poszukać.

- Chcę. - Odpowiedziałem.

.
..
...
*Perspektywa Tom'a*
...
..
.

Myłem zęby w łazience, kiedy dobiegł mnie z sypialni głośny huk. Z pianą na ustach i szczoteczką w ręce wbiegłem do pokoju by zobaczyć ten komiczny widok. Wraz z pierzyną i poduszką Tord leżał na ziemi, ale był blady jak ściana i z ciężko oddychał. Teraz zacząłem się niepokoić...

- Wszystko w przypadku ?

- tak. - Powiedział wstając z podłogi.

- Co się stało ?

- Miałem tylko zły sen.

- i przez to spadłeś z łóżka ?

- Tak... - Wciąż lekko drżał. - To naprawde nic takiego.

- Skoro tak...

(Skok w czasie)

Tord wyszedł do biura, a ja oczywiście z nim bo wciąż obowiązuje mnie zasada 10 metrów.
Strasznie zaczęło mnie to irytować ! Nie chciałem by ktoś myślał o mnie jak o jego psie, a tu proszę, obroża i niewidzialna smycz, już bardziej psa przypominać nie mogę, chyba że zacznie jeszcze na mnie gwizdać.

W drodze do biura Tord'a bez przerwy czułem na sobie czyjś wzrok, ale za każdym razem gdy się odwracałem nic nie widziałem. Może po prostu jestem przewrażliwiony po wczorajszym spotkaniu z Sam'em ?
Nie bardzo przypadł mi do gustu i nie miałbym nic przeciwko gdybym już więcej go nie spotkał, ale nawet jeśli ja tego nie chce, to wciąż nie mogę pozbyć się tego dziwnego uczucia, które każe mi trzymać się blisko niego.

Czas leciał zdecydowanie za szybko i nim zdążyłem się zorientować przyszła pora na moje badania.
Tord postanowił w końcu dać mi trochę wolniej ręki, głównie dlatego, że nie może być w dwóch miejscach na raz, a musi zająć się swoimi sprawami.
Tak więc o to wylądowałem w jednym pokoju z Panią Klarą, która nie powiem, jak tylko Tord poszedł zmieniła swoje nastawienie do mnie całkowicie...
Była chłodna i patrzyła na mnie jakbym był tylko zwykłą zabawką w jej rękach. Nie ma to się pisałem.
Z każdą chwilą Tord coraz bardziej prosi się o celibat, w końcu sam obiecywał, że będzie przy mnie podczas badań, a teraz jest gdzieś po drugiej stronie bazy.

Pani Klara zrobiła mi rutynową kontrolę zdrowia i kazała przebrać w dresowe czarne spodnie, a kiedy to zrobiłem przylepiła do mojej nagiej klatki jakieś białe plastry z małymi kabelkami, które ponoć mają pomóc i przyspieszyć zdobycie wyników.
Już od pierwszego spotkania z nią wiedziałem, że należy do tych zdrowo walnietych, więc przyznam, że nie co boję się tego co dla mnie przygotowała.
Kazala mi na siebie poczekać, a po chwili przyszła z jakąś skrzynką i przeszła do pierwszego badania jakim było, no chyba ja pojebało ?!

- Nie zrobię tego. - Powiedziałem odsuwając się od kobiety.

- Musisz, to dla nauki.

- Nie !

Stałem po przeciwnej stronie stołu by ta wariatka nie mogła się do mnie zbliżyć.

- Przecież nie umrzesz od tego. - Powiedziała chwytając kable elektryczne do rąk. - Najwyżej stracisz przytomność.

- Nie zbliżaj się do mnie ! Ja nie chcę !

- Nie masz tu nic do gadania.

Przebiegła do okoła stołu. To był jej błąd, bo dała mi tym samym łatwa drogę do wyjśća, z czego oczywiście skorzystałem i wybiegłem z laboratorium, nie oglądając się za siebie.

Jeśli tak bardzo chce się jej kogoś torturować niech sobie weźmie innego frajera, bo ja nim zostać nie zamierzam.

Biegłem do gabinetu Tord'a i tak jakbym się tego wcale nie spodziewał znów się zgubiłem.

Jak oni ogarniają ten budynek, ja się pytam ?!

Dobra, po prostu wrócę tą samą drogą, którą tu przybiegłem.
Odwróciłem się i niechcący wpadłem na kogoś.

- Przep.. - No ładnie, jeszcze jego tu brakowało.

.
..
...
* Perspektywa Max'a *
...
..
.

Szliśmy korytarzem, kiedy z nikąd przebiegł przed nami półnagi dzieciak.

- To on ! - Krzyknął Sam. - To Tom.

- Uciekał przed kimś ?

- Ważne że żyje, chodź. - Pociągnął mnie za rękę w stronę, w którą pobiegł szczeniak.

Kiedy go dogoniliśmy dzieciak stał odwrócony do nas plecami. Sam chciał do niego podejść, ale wtedy dzieciak odwrócił się wpadając na niego.

- Przep... - Spojżał na Sam'a, widać było, że się go wystraszył, to nie wróży dobrze.

Oboje są ledwie po procesie, więc muszę być ostrożny, albo będę miał tutaj dwa potwory poza kontrolą (^w^), a to na pewno nie umknie uwadze Rogacza.

Tak jak powiedział Sam, klatka dzieciaka była, chyba w całości pokryta bliznami, a jego oczy czarne jak smoła. To co mnie jednak zaciekawiło to, to, że nie wyglądał jakby stracił nad sobą kontrolę.

Za każdym razem gdy oczy Sama zachodziły czernią przestawał być sobą, a on ? Wygląda jakby nad wszystkim panował.
Nie wiem jak działa jego DNA, ale dzieciak sam w sobie nie wygląda groźnie, mimo to na pewno nie zamierzam go lekceważyć.
Zwłaszcza, że zdołał się oprzeć Sam'owi, a nie każdy to potrafi.

- Hej Tom, dawno się nie widzieliśmy. - Powiedział wesoły Sam.

Fakt, że Sam nie chce uciec, lub zabić dzieciaka jest dobry, gorzej tylko, że Tom nie wygląda na zbyt zadowolonego, że znów się spotkali...

- Coś się stało. - Spytałem.

- Zgubiłem się... - Powiedział odsuwając się od Sam'a. Jak nic ich proces zakończył się porażką...

- Możemy cię zaprowadzić. Gdzie idziesz ?

- Do biura Tord'a.

Miałem mała nadzieję, że dzieciak uciekł z laboratorium, że jest dla niego szansa, by mógł do nas dołączyć, ale słysząc, że dobrowolnie chcę iść do Lidera straciłem tą cząstkę mnie, która mówiła mi, że możemy mu zaufać.
Mimo to dam mu jeszcze szansę, ze względu, na Sam'a.
Wiem, że ludzie z DNA potwora są dla niego jak rodzina. Oby tylko nie wyszło mu to kiedyś bokiem...

W drodze do biura czerwonego Tom niemal wcale się nie odzywał, a ja 2 razy musiałem odciągać od niego Sam'a który z tym swoim wesołym charakterem za bardzo zbliżał się do Tom'a. Czy on nie widzi, że Tom się go boi?

Wiem, że Sam nie chciał go sobie już podporządkowywać, ale widać było że dzieciak źle się przy nim czuje. Nie jego wina. Sam za bardzo naciskał na pierwszym spotkaniu i teraz pewnie jego instynkt uważa Sam'a za wroga.

Będzie trzeba to zmienić, do następnego procesu.
Szliśmy w ciszy, co w ogóle mi nie odpowiadało, zwłaszcza że może już nie nadążyć się taka okazja by pogadać z dzieciakiem sam na sam.
Jeśli dobrze pójdzie dowiem się o nim, i może o Rogaczu czegoś więcej.
Pierwsze co chce wiedzieć to czy długo jest już w armii. Nawet wiem jak o to spytać.

- Tak właściwie, pierwszy raz widzę cię w bazie. - Powiedziałem przyglądając się kazdej reakcji Tom'a. - Przeniosłeś się tu z innej bazy ?

- Nie. Dużo tu tych baz ?

- No w sumie, to tak. - Powiedział Sam. - Lider ci nie mówił ?

- On mało mi mówi względem armii. Na przykład o tym, że wciąż istnieje dowiedziałem się niedawno. - Odpowiedział.

Jeśli jego słowa są prawdziwe to nie wyciągniemy z niego za dużo informacji o armii, za to jest teraz większa szansa, że będzie chciał się przyłączyć do nas.

Jeszcze go do siebie przekonamy.

Nie wiem co trzyma go przy Rogaczu, ale cokolwiek by to nie było zniszczymy to. Wiem jaki Lider potrafi być. Szantaż, morderstwo, to dla niego nic, zrobi wszystko by osiągnąć swój cel.

- Tom ! - Krzyknął Sam tym samym strasząc właściciela imienia. - Mogę ci zadać pytanie ?

- Nie obiecuję, że odpowiem... - Cofnął się trochę do tyłu.

- Po co tu jesteś ? Znaczy, nie mówię, że nie możesz, ale nie wyglądasz mi na żołnierza.

- Bo nim nie jestem.- Zawachał się. - Mam mały problem, a Tord obiecał mi z nim pomóc. Dlatego tu jestem.

- Mogę wiedzieć jaki ? - Spytałem. Trzeba chociaż stwarzać pozory, że nie wiemy co mu jest, a jeżeli się mylę lepiej teraz, niż później.

- Powiedzmy, że jestem chory.

Słysząc to Sam się trochę wkurzył, w końcu on nie traktuje swojego potwora, jak choroby czy wady, tylko przyjaciela, więc nic dziwnego że jest zły, że osoba połączona z nim tą więzią nie szanuję swojego potwora.

- To nie powinieneś być w skrzydle medycznym, albo laboratorium ? - Spytałem.

- Byłem, ale ta wariatka chciała mnie razić prądem ! - Krzyknął wkurzony. - Mogę nosić jakaś głupią obroże, ale to nie znaczy, że dam się jak głupi wykorzystywać do jej chorych eksperymentów.

- Masz problem z DNA potwora, prawda ? - Zaskoczony odwróciłem głowę w stronę Sam'a. Co on wyprawia ?! Przecież mamy udawać, że o niczym nie wiemy ! Widząc jednak jak Tom z podejrzeniem patrzy na mojego idiotę wiem, że już tego nie wykręce.

- Skąd wiesz ? - Spytał Sam'a.

- A obiecujesz, że nikomu nie powiesz ? - Tom pokiwał głową. - Wiem, bo-

- Bo słyszeliśmy plotki ! - Przerwałem mu zamykając mu usta ręką. Zdecydowanie za szybko ufa innym osobą z DNA potwora. Czy on w ogóle nie myśli ?! Co by się stało gdyby powiedział o tym Robaczki ? Co z tego, że obiecał, tutaj nie można wierzyć nikomu !

- Serio ? Co jeszcze słyszeliście ? - Wyglądał na przejętego, ale to dobra okazja by wyciągnąć kilka odpowiedzi.

- Że ty i Lider jesteście sobie bliscy, to prawda ? - Spytałem puszczając Sam'a, mam nadzieję, że zrozumiał by nie mówić mu za dużo, za nim nie będziemy mieć co do niego pewności. Co do dzieciaka, nie odpowiedział, ale rumieńce jakie wyskoczyły na jego policzkach zrobiły to za niego. Następnie pytanie - Słyszałem też, że potrafisz widzieć w ciemnościach.

- Co za bzdura. - Zaśmiał się. - Kto wymyśla takie rzeczy ?

Ukradkiem spojżałem na Sam'a.

- To może powiesz co potrafisz ? - Dopytywał się Sam.

- Nic ?

- Nie bądź taki. - Nalegał - Powiedz, co potrafi twoje DNA ?

- Pakuje mnie w same kłopoty.

- Nie zaprzyjaźniłeś się z nim ? - Zdziwiłem się. Myślałem, że każdy dogaduje się z swoim potworem.

- Z kim ?

- No z twoim potworem.

- Jak miałbym się zaprzyjaźnić z mazią ?

- Nigdy nie spotkałeś jego ludzkiej formy ? - Spytał równie zdziwiony Sam - Na przykład w snach ? Albo jako halucynacje ?

- Powinien wyglądać jak ty. - Dopowiedziałem

- ouuu, widziałem... - Powiedział speszony. - ale tylko raz, no może dwa.

- W jakim był wieku ? - Zapytałem.

- Dzieciak, nie wiem, może 6 lat.

- To znaczy, że ten dzień był dla ciebie bardzo wyjątkowy ! - Powiedział Sam.

- nie powiedziałbym tak...

- Na pewno stało się wtedy coś wspaniałego !

Powiedział wesoło. Miał do tego prawo, w końcu maź przybiera postać z czasów, które były dla nosiciela najpiękniejsze, by wzbudzić w tym jego sympatię do siebie. Ale Tom zamiast się cieszyć stanął w miejscu z głową spuszczoną w ziemię, a jego ręce zacisnęły się w pięści.

- Tom ? - Sam podszedł do niego powoli. - W porządku ?

Nie odpowiadał. Widać było, że coś jest nie tak. Sam podchodził coraz bliżej, a ja byłem w gotowość by w razie potrzeby użyć leku. Gdybym wiedział co powstrzymuje jego DNA przed transformacją było by łatwiej, ale mogę zgadywać, że on sam tego nie wiem.

- ZOSTAW MNIE ! - Krzyknął gdy Sam spróbował położyć rękę na jego ramieniu. Zerwał się z miejsca i pobiegł przed siebie, na oślep.

- Chyba go wkurzyłeś... - Powiedziałem patrząc na zmartwionego Sam'a.

- Za to on mnie zaciekawił. - Spojżał na mnie. - Co o nim myślisz ?

- Nieogarnięty, nadpobudliwy, strachliwy, a jednocześnie obojętny i jakby znudzony życiem.

- czyli nie dasz mu szansy...? - Spytał z smutną miną.

- Tego nie powiedziałem. - Uśmiechnął się wesoło. Chciał do mnie podbiec by mnie wyściskać, ale zamiast tego zaliczył bliski kontakt z podłogą.

A ja ? Ja jako jego opiekun i odpowiedzialny dorosły podałem mu rękę by pomóc mu wstać, oczywiście zaraz po tym jak skończyłam się śmiać.
No co ? To był piękny widok.

- Hahaha, łamaga z ciebie. - Złapał moją rękę.

- poślizgnąłem się...- Powiedział smutno z wzrokiem wbitym w ziemię. Aj, chyba przesadziłem.

- Ej, - Przytuliłem go. - Przepraszam, nie gniewaj się już.

- Max... - Sam pokazał palcem na podłogę, a raczej na kilka, czarnych plam. Złapałem twarz Sam'a w dłonie i odwróciłem do siebie, ale ta maź nie należała do niego.

Ale jak ?! Przecież nie straszyliśmy dzieciaka, ani nie sprawiliśmy mu żadnego bólu, więc jak ?
Czy Tom naprawdę tak łatwo traci nad sobą kontrolę ?
W sumie, to może być jego wada, to przez to X mógł się go pozbyć.
Ale teraz co ważniejsze, nie możemy pozwolić mu się przemienić. Jeśli to zrobi potwór Sam'a zacznie reagować na innego potwora, a wtedy wszystko się wyda !

- Musimy go znaleźć.

Rozdział Dwudziesty Drógi
KONIEC

2361

SŁÓW




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top