Czarna woda
*Perspektywa Tom'a*
...
..
.
Ile to już miesięcy minęło odkąd ostatni raz widziałem się z tym małym brzdącem.
Tego nie wiem, ale wiem, że to przez niego straciłem 9 dni życia i sprawność chodzenia na dość długi czas.
Musi mu się strasznie nudzić, skoro ma zamiar zrobić mi powtórkę z rozrywki.
Usiadłem na podłodze i położyłem ręce na kolanach.
- Wieeeecc, znowu masz zamiar przytrzymać mnie tu przez kilka dni czy jak ? - Spytałem.
- Nie, chce tylko porozmawiać.
- O, a skąd nagle taka miła zmiana ?
Zaśmiał się chłopiec, a ja patrzyłem na niego już nie co poirytowany jego obecnością.
- Jaką tam miła ? Po prostu jesteś debilem, który sam nie umie się niczego domyślić.
- Ej, nie przesadzasz aby ?
- PRAWIE NAS ZABIŁEŚ ! - Wykrzyczał wkurzony. - Dalej twierdzisz, że przesadzam ?
- Jakbyś nie zauważył, to dalej żyje.
- Jeszcze. - Powiedział chłodno. - Jeśli ja ci tego nie powiem prędzej czy później zabijesz nas obu.
Podszedł i usiadła po turecku na przeciwko mnie.
- Okej... Więc co chcesz mi powiedzieć ?
- A co chcesz wiedzieć ?
- Chcesz mi opowiedzieć o sobię ? - Zdziwiłem się.
- Powiem ci co możesz wiedzieć, ale nic poza tym, więc nie licz na to, że się mnie pozbędziesz.
- Wiesz, że próbuje ?
- No mówiłam, że debil. - Zaśmiał się. - Ja jestem tobą. Tylko lepszy, bardziej użyteczny, w dodatku myślący.
Przewróciłem oczami.
Odkąd się pojawił nic tylko stwarza mi same problemy.
Jak więc może być lepszy ode mnie ? Czy on myśli że tylko dlatego że jest silniejszy może sobie robić co mu się żywnie podoba ?! No co za bachor.
Każda chwilą z nim doprowadza mnie do granic wytrzymałości, a jak się odzywa, to już w ogóle.
I on ma być niby mną, przecież ja w cale nie jestem taki wkurzający... czy jestem ?
- Więc, co chcesz wiedzieć ? - Powtórzył pytanie.
Oj dzieciaku, mam tyle pytań, że aż nie wiem od czego zacząć.
Jak pozbyć się ciebie z mojego ciała. ?
Jak nie zmieniać się w potwora. ?
Dlaczego to ja muszę być na ciebie skazany. ?
Jak trzymać kontrolę. ?
Dlaczego mnie ranisz. ?
Dlaczego się zmieniam. ?
Czy są inni tacy jak ja. ?
Skąd się wziąłeś. ?
Dlaczego sobie nie pójdziesz. ?
I wiele wiele więcej, ale najpierw.
- Skoro jesteś mną, to dlaczego wyglądasz jak dziecko ?
- Żeby ci się przypodobać. - Uśmiechnął się wesoło.
- Tiaaa.... nie jestem pedofilem. - Odpowiedziałem speszony jego słowami.
- Ale zboczeńcem już tak. - Jej, zirytowałem go. Misia pierwsza zakończona. - Wyglądam jak dziecko byś bardziej mnie lubił. W końcu czy to nie wtedy był ostatni raz byłeś naprawdę szczęśliwy ?
- A kto powiedział, że teraz też nie jestem ? - Wstałem z podłogi.
- Mnie nie okłamjesz. Wiem co czujesz. - Również wstał i spojżałem mi prosto w oczy, co przy jego dziecięcym wzroście było nie lada wyzwaniem. - Strach, złość, smutek, nienawiści, rozpacz i odrazę względem własnego ciała.
- I czyja to wina, co ? - Parsknąłem.
- Twoja. Gdybyś zaakceptował mnie na początku, nie opierał przed przemianą i po prostu oddał w moje ręce nie musiałbyś tak cierpieć, a twoje ciało nie byłoby teraz pełne blizn.
- Stracić ciało, w zamian za ciało...a weź spierdalaj...
- Nie lubisz mnie ? - Zasmucił się.
- A mam powody by lubić ?! - Krzyknąłem wkurzony. - Zniszczyłeś mi ciało, życie i kurwa wszystko ! DLACZEGO NIE ZOSTAWISZ MNIE W SPOKOJU !
- BO CIE POTRZEBUJĘ ! - Tom'my spuścił wzrok i zacisnął rączki w piąstki. - bez cię jestem tylko nic niewartym glutem...nic nie mogę zrobić bez nosiciela, nic...
To było cos nowego, nie spodziewałem się zobaczyć Tom'miego z łzami w oczach.
Nie wiem czy to przez to, że wygląda jak dziecko, czy dlatego, że to przeze mnie płacze, ale poczułem się jak ostatni dupek.
- ja też nie chciałem takiego życia... - mówił wycierając łzy z policzków. - nie chciałem takiego ciała, ciała małego chłopca. - Rozpłakał się bardziej. - czemu nie potrafisz zrozumieć tego, że ja tylko chce żyć !
- Twoje życie niszczy moje...- Powiedziałem niepewnie spoglądając na chłopca.
Coś się zmieniło, poczułem to. Wszystko ucichło, a Tom'my patrzył na mnie wystraszony, jakbym miał mu zrobić krzywdę, cofnął się kilka kroków do tyłu i znów zaczął płakać, ale tym razem ze strachu.
Czarny pokój zaczął coraz bardziej wypełniać się krzykiem dziecka i mazią, której wciąż przybywało.
To on, on ja wytwarza ! Muszę go uspokoić, albo mnie w niej utopi.
Podłoga była strasznie lepka, a maź w szybkim tempie zaczęła już sięgać do moich kolan. Z trudem, ale udało mi się zrobić krok w jego kierunku.
- N-NIE PO-DCHODZ ! - Krzyczał oddalając się jeszcze bardziej. - NIE DAM SIE ZABIĆ !
Zmienił swoje ciało w maź chowając się pośród całej reszty.
Jestem palantem, czuję się winny, a nawet nie wiem czemu.
Przecież nie powiedziałem mu, że chcę go zabić, tylko...że jego życie niszczy moje...idiotą ze mnie.
Nie dziwię się, że pomyślał, że chce go zabić, przecież po to też przyszedłem do tej bazy, żeby pozbyć się go z ciał, ale teraz, nie wiem czy dobrze robię...
Co mam zrobić by odzyskać swoje życie, i nie odbierać go Tom'miemu...
Postawiłem kolejny krok przed siebie i usłyszałem głośne plus.
Spojżałem na w dół. Czy to jest ... czarna woda ?
Na pewno.
Już nie maź, tylko woda szybko wypełniła pokój. Sięgała już mojej szyi. Uniosłem głowę do góry i złapałem ostatni oddech, nim woda wypełniła cały pokój.
.
..
...
*Perspektywa Tord'a*
...
..
.
Od 4 godzin z ust Tom'a wypływa czarna woda, a z oczu lecą czarne łzy.
Pierwszy raz nie jest to maź, więc jestem przerażony tym co się z nim dzieję. Nie mam pojęcia co robić.
Jak tylko zobaczyłem, że zaczął się dusić od razu zaniosłem go do Klary, która zrobiła już chyba tysiące badań i testów, ale wciąż nic mu nie pomogło.
Zamiast tego dostał wysokiej gorączki.
Chodziłem spanikowany po korytarzu, bo Klara nie pozwoliła mi się zbliżać do Tom'a, do końca jakiegoś zabiegu, który ma mu pomóc, by nie udusił się przez czarną wodę.
Historia zatacza koło, najpierw czekałem na Tom'a pod drzwiami, a teraz znów może umrzeć przez maź w płucach, nie, tym razem nie maź tylko wodę, ale co się stało, że aż tak się rozrzedziła ?
Czy to coś z jego ciałem, psychiką czy można to coś jeszcze innego, coś na co nie mamy najmniejszego wpływu ?
- Liderze ? - Głos Klary wyrwał mnie z myśli. - Czy wszystko w porządku ?
- Co z nim ? - Zapytałem ignorując jej pytanie.
- Stabilny, ale...
- Wchodzę. - Otworzyłem drzwi sali.
Tom leżał na łóżku. W lewej ręce miał wbity wenflon z podpiętą do niego kroplówką, a na drugiej, klips do mierzenia jego tętna, ale to nie na jego rękach skupiłem uwagę, tylko na ustach, w których było kilka rurek.
- Co to jest ? - Spytałem patrząc na twarz Tom'a.
- te dwie wyciągają wodę z jego ciała. - Pokazała na rurki. - a ta dostarcza tlen do płuc.
- Długo będzie to miał ?
- Nie wiem. Na razie wszystko jest dobrze, ale jeśli nie przestanie się to z niego wylewać może dojść do uszkodzenia narządów wewnętrznych, w tym najbardziej serca i płuc.
Każde jej słowo było dla mnie jak kula prosto w głowę.
Tom nie może umrzeć, nie mogę go stracić. To nie tak miało wyglądać, miał być szczęśliwy, miał pozbyć się DNA z ciała, miał odzyskać normalnie życie, a ja miałem mu w tym pomóc.
Czemu więc nic nie mogę zrobić ?!
Wszystko, co do tej pory zrobiłem tylko pogorszyło jego stan, doprowadzając tu gdzie jest teraz.
Jeśli on tego nie przeżyje, nigdy sobie tego nie wybaczę...
- liderze...
- Czego ? - Gdzieś miałem czy będę dla niej oschły, za bardzo uderzyły we mnie te informacje.
- Proszę. - Powiedział podając mi... chusteczkę ?
- po co mi to ? - Klara uśmiechnąła się do mnie smutno.
- żeby wytrzeć łzy. - Odwróciła się i poszła do stolika.
Łzy ? Jakie łzy, przecież ja nie...pierwsza kropla spłynęła po moim policzku.
Nie wierzę...
Znów płacze, znowu przez stan Tom'a, ale co ja na to poradzę.
Kocham go, więc martwię się o niego.
Dobrze że nikt nie widzi tej chwili słabości. Z wyjątkiem Klary, ale wiem że o a nikomu nie powie.
- Mam też dobre wieści. - Klara podała mi dokumenty. Otarłem oczy i zacząłem czytać
...
Nie wierzę...
Nie jestem naukowcem, ani lekarzem tak jak Klara, ale jeśli dobrze rozumiem to co tu pisze i jeśli jest to wykonane wszystko może się zmienić.
- Jakie są szanse, że to zadziała ?
- Ogromne, poza tym to na razie nasz jedyny pomysł jak pozbyć się DNA.
- Rozumiem. - Uśmiechnąłem się. W końcu mamy jakiś sposób żeby pomóc Tom'owi. - Ile czasu potrzebujecie by to zbudować ?
- Za miesiąc będzie gotowy, ale będziemy musieli zrobić testy i znaleźć kompatybilną osobę, która będzie chciał wziąć w nich udział.
- Żołnierze armii się tego podejmą. - Powiedziałem obojętnie na to czy oni się zgodzą. Muszą to zrobić, w końcu to ja jestem ich Liderem, a jeśli im rozkaże muszą być gotowi na wszystko, w tym oddać swój życie, w moje ręce.
Oddałem jej dokumenty i złapałem swoje dłonie za plecami.
Miesiąc, wystarczy teraz tylko poczekać i mieć wiarę, że Tom przeżyje do tego czasu. Nie! Co ja gadam ? Tom na pewno przeżyje, nie ma innej opcji.
Nie pozwolę mu umrzeć.
.
..
...
*Perspektywa Max'a*
...
..
.
Razem z Sam'em stałem pod drzwiami do gabinetu, Rogacza.
To co czeka na nas po drogiej stronie jest jedną wielką niewiadomą, na którą musimy się przygotować.
Zapukałem w drzwi i czekałem na pozwolenie, którego nie otrzymaliśmy.
Po chwili zapukałem ponownie, ale wciąż cisza.
- Może dalej jest z Tom'em ? - Spytałem.
- Albo o nas zapomniał.
- Albo ma ważniejsze sprawy na głowie niż słuchanie waszych usprawiedliwieni. - Powiedział widocznie wkurzony Rogacz.
Zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się od razu stanęliśmy na baczność.
- Spocznij. - Otworzył drzwi gabinetu i wszedł do środka, a my niechętnie za nim.
Staliśmy przed jego biurkiem, a on sam siedział za nim i przeglądał jakieś papiery.
Ta cisza i napięcie działały mi na nerwy wywołując we mnie coraz większy nie pokój, z Sam'em była pewnie tak samo.
Kątem oka widziałem jak ściska swój nadgarstek trzymając swoje ręce za plecami.
Pierwszy raz jesteśmy tak blisko Rogacza, i jestem pewien, że Sam stara się z całych sił by powstrzymać się od zabicia go.
Wie, że nie może, jesli by spróbował i nic by z tego nie wyszło było by już po nas.
- Nie będę owijać w bawełnę. - Rogacz żucił papiery na biurko i przyglądał się nam jakby sam chciał nas właśnie pozbawić życia. - Znam was, wiem kim jesteście, jak długo tu pracujecie i dlaczego. - Serce zaczęło bić mi coraz szybciej. - ale chcę to usłyszeć od was. Ty pierwszy.
Wskazał dłonią na Sam'a.
Tylko spokojnie, nie panikuj.
- Sam Anderson, 20 lat pochodzenie Angielskie. Pracuję w tym bazie od 2 lat na stanowisku sprzątacza basenowego. Nie posiadam żadnej rodziny. Pracy w bazie podjąłem się bo została mi polecona przez przyjaciela. - Powiedział niemal, że na jednym wydechu, ale przynajmniej się w niczym nie pomylił.
Rogacz spojżał na mnie dając mi tym do zrozumienia, że teraz moja kolej.
Wziąłem głęboki wdech.
- Max Harsen, 24 lat pochodzenia Angielskie. Od 5 lat jestem kucharzem na stołówce. Z rodziny mam tylko siostrę, nie należy ona do armii. Podjąłem się tej pracy by zapewnić jej lepszą przyszłość.
Koniec, a przynajmniej mam nadzieję, że tak jest.
Rogacz wciąż mordował nas wzrokiem, jeśli wie, że to tylko przykrywki żywi nie wyjdziemy...
- W porządku. - Rogacz oparł się o swój fotel, zmieniając swoje nastawienia całkowicie, co w niesamowity sposób rozluźniło atmosferę w pokoju. - Powiedźcie mi teraz, po jaką cholerę wchodziliście do tego pokoju ? Dlaczego nie byliście w miejscach swoich prac ?
- Właśnie szliśmy do nich, ale spotkaliśmy tego dzieciaka, wyglądał jakby się czegoś mocno wystraszył. - Mówiłem już spokojniej. - Poprosił byśmy zabrali go do Lidera, ale w czasie drogi zaczął dziwnie się zachowywać.
Kłamać i nie kłamać jednocześnie, nie ma to jak wieloletnie doświadczenie w tym temacie.
Zwłaszcza, że nikt by nie podejrzewał jakiegoś tam kucharza i sprzątacza, którzy jak się okazało mogą być najlepszymi kretami.
A dlaczego ? Ponieważ słyszę wszystkie rozmowy żołnierzy. Gdzie mają następną misję i jakim odziałem się udają, a Sam ma dostęp do wszystkich miejsc w bazie, lepszych "pracy" nie mogliśmy dostać.
- Co chcesz powiedzieć przez dziwnie ? - Spojżał na mnie podejrzliwie.
- Uciekł zostawiając nas z tyłu. Chcieliśmy sprawdzić czy nic mu nie jest więc poszliśmy za nim, dlatego weszliśmy do pokoju.
- Widzieliście go, zmienionego. - Wiedział, że tak, ale chciał to usłyszeć od nas.
Razem z Sam'em kiwnelismy twierdząco głowami.
Rogacz zamknął oczy.
Zastanawiał się nad czym, najpewniej nad tym co teraz ma z nami zrobić.
Cisza z każda chwilą stawała się coraz bardziej nie znośna, ale gdy została przerwana przez Lidera zrobiło się jeszcze gorzej.
- Zdrajcy.
Rozdział Dwudziesty Czwarty
KONIEC
2027
SŁÓW
Obiecałam i oto jest kolejny rozdział :3
Trochę późno ale jest ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top