Stein x Czytelnik "Szkarłatem oblepione"

Całe opowiadanie jest z perspektywy Stein'a, a czytelnik pojawia się tylko pod koniec. Proszę nie bijcie. XD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ogromne Szaleństwo. Niesamowity Chaos. Dwa te czynniki atakują mój organizm, nie dając mu żadnej możliwości do obrony. Poddaje się, wszelki opór jest bezcelowy. Może jestem za słaby? Nie. Raczej zwyczajnie nie chcę walczyć ze swoim przeznaczeniem. Powoli podnoszę się z lodowatej jak lód, ziemi. Prostując mięśnie, czuję ból, jakby ktoś wbijał tysiące igieł w moje ciało. Szybko przechodzi, ale i tak wydaje z siebie stłumiony krzyk cierpienia. Odpowiadają mi jakieś niezrozumiałe, przeraźliwe jęki. Zataczając się w miejscu, spoglądam w dół. Widzę nóż. Jest piękny. Błyszczy w świetle radośnie uśmiechającego się do mnie księżyca. Odpowiadam mu tym samym. Po chwili padam przed przedmiotem na kolana. Prosi bym go wziął, więc natychmiast łapie go w dłoń. Czuję lepką maź, jeżdżąc intensywnie po jego powierzchni. Czy to osocze? Nie mam pewności, ale zachłannie go oblizuje. Metaliczny smak wypełnia moje całe podniebienie. Smakuje przepysznie. Potrzebuję jeszcze. Muszę mieć więcej, bo nie dam rady. Chowam przyjaciela do kieszeni, mając nadzieję, że się nie obrazi. Zrzucam z nosa potłuczone okulary niczym rozszalałe zwierzę i przeczesuje obrzydliwie posklejane, szare włosy wbijając mocno paznokcie w skórę głowy. Przegryzam wargę czując dreszcz podniecenia. Teraz ruszam na łowy. Marzy mi się ktoś do skosztowania i zmaltretowania. Sekcja, to szczyt moich marzeń. Ofiaro, znajdę cię. Nie dasz rady się ukryć. Po drodze widzę opuszczone i wyraźnie smutne domy. Wyją, ich płacz wypełnia moje bębenki uszne. Nie potrafię się przez to skupić. Ich łzy są w kolorze cudownego szkarłatu. Przez chwilę zadowolony, podziwiam ich ból. Niestety powoli zalewają ścieżkę, którą podążam. Zabawa zakończona. Muszę się śpieszyć. Wybucham diabelskim śmiechem, gdy idąc mocze nogi w czerwonej cieczy. Nagle natrafiam na coś ostrego. Bez zastanowienia nabijam na to stopę. Teraz już wiem, że to szkło. Ciagnąc za sobą poranioną nogę, wymijam wreszcie szkarłatną rzeczkę. Wdrapuje się na pierwszy lepszy murek, by móc wypatrzeć sobie ofiarę. Nikogo nie zauważam, więc zirytowany sięgam do stopy z wbitym szkłem. Jednym ruchem ręki wyciągam większy jego kawałek i wsadzam do ust. Zaczynam go gryźć. Nie jest zbyt smaczny, więc gdyby nie posmak mojej krwi, to bym go wypluł. Siedzę tam na tyle długo, że udaje mi się wydobyć wszystkie fragmenty szkła ze stopy. Oblizuje wargi, a czerwona ciecz swobodnie wypływa z moich ust. Tworzy przy tym przepiękne wzorki na moim fartuchu. Jestem z niej dumny. Z braku lepszego zajęcia, postanawiam pobawić się trochę z moim przyjacielem, nożem. Przerzucam go z ręki do ręki, raniąc sobie przy tym palce. Napajam się tym uczuciem. Chcąc poszerzyć rany, robię to coraz szybciej. Za którymś razem rzucam za mocno i narzędzie ląduje kilka metrów dalej ode mnie. Płaczę, a zaraz już się śmieję. Nie panuje nad sobą. Macham dłonią w powietrzu chcąc, by do mnie wrócił. Nie robi tego. Jestem zły, bardzo. Próbuję zeskoczyć z murku, ale moja noga ze mną nie współpracuje, przez co ląduję twarzą w ziemi. Smakuje ją. Obrzydliwa i wilgotna. Podnoszę się na łokciach i wypluwam pozostałości z buzi. Dopiero w tej chwili ból daje się we znaki. Nie mogę poruszyć nogą. Kolejny raz przegrałem. Chciałem znaleźć ofiarę, a teraz sam się nią dla kogoś stanę. Pluję skrzepami krwi na prawo i na lewo, poszukując czegoś co skróci moje cierpienia. Niczego nie znajduję. Drzewa w pobliżu jedynie spogladają na mnie i śmieją się z tego jaki jestem żałosny. Zamykam oczy. Ból rozrywa mnie na strzępy od środka. Zdobywam się jeszcze na pojedynczy cichy śmiech, ale zaraz milknę. Czekam na swój koniec, aż w pewnym momencie wyczuwam ciepłą, znajomą dłoń na mojej głowie. Przeczesuje ona delikatnie moje włosy, po czym pomaga mi obrócić się na plecy. Przez pół zamknięte oczy dostrzegam niewyraźny zarys kobiety o [D/W], [K/W] włosach oraz [K/O] oczach. Chwilę mi to zajmuje zanim skojarzę fakty.
- Kolejny raz mi pomagasz, [T/I]. - mówię krztusząc się krwią, a następnie głaszcze ją czule po policzku.
- Pewnie nie ostatni, Stein. - odpowiada mi, radośnie się uśmiechając.
Chwilę później dziewczyna nachyla się nad moją twarzą i mnie całuje. Nie czuję smaku jej ust, ale wiem, że są przepyszne. Próbowałem ich już wiele razy. Staram się pogłębić pocałunek i cudem jakoś mi się to udaje. Gdy tylko odrywamy się od siebie, wszystko spowrotem wraca do rzeczywistości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top