Rozdział 2

Makoto wyszedł z kuchni, żeby nie brać udziału w wygłupach Nagisy i Rei'a. Trochę już miał dość ich dziecinnych potyczek. Postanowił, że w tym czasie pójdzie do ogrodu. Nie był tam już z kilka dni. Co prawda Nagisa miał się zająć ogrodem przez jakiś czas, jednak wolał sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Wszedł do ogrodu i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to ładnie rosnące rośliny i kwiaty. Przeszedł koło grządki lili i usiadł na ławce w ich pobliżu. Nie spodziewał, że Nagisa tak dobrze zadba o ogród. Przynajmniej dzisiaj nie będzie musiał podlewać roślin. To go pocieszyło. Spojrzał na jedno z drzew znajdujących się w ogrodzie i zaczął rozmyślać o przeszłości. Z Haru znał się od dzieciństwa. Byli jak bracia. Nierozłączni. Wszędzie razem chodzili, bawili się. Makoto lubił spędzać czas z Haruką. Nawet jeśli Haru był cichym dzieckiem i małomównym. Nie przeszkadzało mu to. Po prostu dobrze czuł się w jego towarzystwie. Uwielbiał wieczorami razem z Haru spacerować po mieście. Raz zakradli się do jakiegoś domu na uboczu. A dokładniej sadu. Makoto zauważył kilka jabłoni, na której rosły jabłka. Chciał ich spróbować, więc pociągnął Haru za sobą. Udało im się zerwać po jednym, ale później dostali ochrzan od właściciela. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Później poznali Nagisę i Rei'a. Od razu złapali wspólny język ze sobą i wybryki stawały się częstsze. Rodzice mogli tylko patrzeć na ich poczynania bo nawet zakazy nic nie dawały. Po jakimś czasie przestali. Makoto spojrzał na lilie. Po prostu dorośli. Tak myślał. Aczkolwiek coś pozostało im z dzieciństwa. A patrząc na Nagisę... Coś więcej. Po studiach założyli gang. Nie chcieli się rozstawać, więc Haru się wszystkim zajął. Tachibana był zaskoczony na początku. Nie widział nigdy takiej operatywności u przyjaciela. Działał energicznie i sprawnie. I nadal taki był. Chociaż teraz nie było widać tego po nim. Mężczyzna rozejrzał się wokół i wstał z ławki. Rozciągnął się i ruszył w stronę wyjścia z ogrodu. Trochę tu posiedział, a chciał jeszcze pójść do sklepu na małe zakupy. Wyszedł przez małą bramkę. Długo nie trwało, a był już pod sklepem. Szybko zrobił zakupy i wyszedł z budynku. W drodze powrotnej spotkał jakieś dziecko, które pobiegło do niego i poprosiło o pomoc. Chłopczyk mówił coś o tym, że jego kolega jest bity przez innych chłopaków. Oczywiście Makoto nie mógł tego tak zostawić, więc zgodził się pomóc dziecku. Młody poprowadził go na drugą stronę ulicy. Przeszli chwilę chodnikiem i weszli w ciemną uliczkę. Jasnowłosemu nie spodobało się za bardzo to miejsce, ale szedł dalej za chłopcem. Powiedział, że pomoże, więc musi dotrzymać obietnicy.

-Za tym zakrętem proszę pana- Chłopiec spojrzał na Makoto i wskazał przed siebie.

-W porządku. Zaczekaj tu na mnie. Za chwilę wrócę tu z twoim przyjacielem.

Jasnowłosy poszedł dalej. Jednak, gdy skręcił nie zobaczył grupę bijącą chłopca. Było pusto. Nie zdążył też się odwrócić. Ktoś przystawił mu do nosa chusteczkę ze środkiem usypiającym. Zaskoczony nawet nie wstrzymał oddechu. I po chwili padł nieprzytomny na ziemię.

-Zabierzcie go do auta i zwiążcie- polecił jeden z mężczyzn.

Pozostali dwaj przytakneli i zrobili tak jak kazał im szef. Włożyli Makoto do bagażnika i wsiedli do auta.

-Jedziemy do magazynów- rozkazał ten sam facet i ruszyli w drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top