[9]
- Wyjechał dzisiaj. - powiedziałem z niby uśmiechem na twarzy.
Bo tak naprawdę kochałem i brata, i mamę, i tatę. Ale to, jak mnie traktowali sprawiało, że ich nie lubiłem. Po prostu. Sam fakt, że są moją rodziną sprawia, że muszę ich kochać. Ale gdyby byli dla mnie obcymi, to możecie mieć pewność, że nie utrzymywałbym z nimi kontaktu.
- Skoro świt. - dodałem po chwili, dla pewności, że nie musiałem z nim dzisiaj mieć nic wspólnego.
- I na razie nie wraca? - dopytał Yoongi, wypuszczając z ust dym tytoniowy.
- Ta. - ręką pomachałem sobie przed twarzą, żeby chociaż trochę oczyścić powietrze z mgły, którą wywołał.
- I Alleluja. O jednego idiotę mniej w twoim domu. - może nie wyraził się jakoś pochlebnie o moim krewnym, ale co miałem zrobić, jak mówił prawdę?
Westchnąłem ze śmiechem, przyznając mu tym gestem rację. Po czym i sam Yoongi się zaśmiał.
- Ale wiesz, że masz nas, co nie? - szturchnął mnie ramieniem, kiedy dłuższą chwilę nic nie odpowiadałem. - My też jesteśmy twoją rodziną. - uśmiechnął się.
- Wiem. - oparłem mu głowę o ramię.
Ale po chwili błyskawicznie ją zabrałem, zdając sobie sprawę, że to nie Taehyung, ani Seokjin, ani Namjoon, ani Hoseok. Tylko Yoongi.
- Jesteście najlepsi. - dodałem po chwili.
- No oczywiście, że tak. Jesteśmy najlepszą ekipą na świecie. Z tobą włącznie. - znowu mnie szturchnął, ale tym razem z pięści. - I nic, a szczególnie to co powiedzą twoi starzy, tego nie zmieni.
Uśmiechnąłem się szerzej.
Posiadanie przyjaciół to najlepsza rzecz na świecie. Taka niby drobnostka, a wystarczy do pełnego szczęścia. A w każdym razie mi na pewno.
***
Lekcje skończyły się tego dnia bardzo szybko. Znaczy tak samo szybko jak codziennie, ale mi się wydawało, że nastąpiło to prędzej niż faktycznie powinno.
Wyszedłem ze szkoły, przeciągając się i mrużąc oczy przez promienie słoneczne, zanim nie przyzwyczaiłem się do ich oczojebności.
Rozglądałem się wokół, patrząc na przechodzących obok mnie uczniów.
Taehyung stał już z Hoseokiem pod bramą i śmiali się w niebogłosy jak szympansy. To dla nich typowe, także przewróciłem tylko oczyma, jako reakcję na ich idiotyzm.
Zacząłem do nich iść, sam też uśmiechając się, bo już wiedziałem, że na pewno będzie wesoło. Ale wtedy, przed oczyma śmignęła mi znacznie niższa od nich sylwetka.
Jimin.
Od razu go rozpoznałem. I to nie tylko przez te jasne włosy. W mojej szkole co druga osoba miała kolorowe i to nie było niczym dziwnym. Ja po prostu jakoś tak wiedziałem, że to on.
Przekonałem się o tym, kiedy zobaczyłem jego fioletowy plecak z przypiętym z tyłu uśmieszkiem. Ta. To był on.
Przez chwilę chciałem do niego podejść, bo widocznie sam mnie nie zauważył. Ale potem zapytałem sam siebie 'po co?'. Przecież niespecjalnie lubiłem spędzać z nim czas. A gdybym to zrobił, to jeszcze znowu wracalibyśmy razem. Znaczy nie zrozumcie mnie źle! To nie tak, że go nie lubię. Ale po prostu zawsze jak z nami wraca to wszyscy go ignorują i idzie taki samotny i mi go szkoda.
Wolę spędzać czas tylko z moimi przyjaciółmi. A Jimin do tego grona nie należy.
Tak więc z witaniem się z nim dałem sobie spokój. Tyle że jak na złość spadł mu zeszyt, czego nie zauważył. Bo nie odwrócił się nawet.
Podszedłem do niego, podnosząc go z ziemi. Mogłem mu go oddać. I pewnie powinienem. Ale to był ten sam zeszyt, w którym tak zawsze pisał pomiędzy lekcjami, a do którego na lekcji nawet nie śmiał zajrzeć. Także notatek to tam pewnie nie było. Więc co?
Patrzyłem na niego przez chwilę, siłując się ze sobą. Ale w ostateczności postanowiłem go zachować. I zwrócić chłopakowi nazajutrz. Jimin nie zając, nie ucieknie. A ja się mogę czegoś o nim dowiedzieć.
Teraz przychodzą pytania 'dlaczego Jungkook tak bardzo się nim interesuje?'. Nie wiem. Serio nie wiem. Ale to było silniejsze.
Ciekawość wzięła górę i jakoś tak.
- Hejka. - podszedłem do chłopaków z szerokim uśmiechem na twarzy i zeszytem Jimina w dłoni.
- Siemson. - machnął głową Taehyung, wycierając spod oka łzę, spowodowaną nadmiernym śmiechem. - I co mówił?
- Nic. Jak zawsze coś pieprzył, że powinienem się bardziej przykładać do nauki.
W normalnym przypadku, stałbym tutaj już od dawna, czekając na innych razem z Taehyungiem. Ale dzisiaj nasz nauczyciel postanowił zrobić mi wykład na osobności, o tym jak to moje stopnie mogą być lepsze.
No mogą, ale nie muszą. Ot co.
- Bo powinieneś. - Tae wzruszył ramionami. - Ja ci to ciągle powtarzam.
Przewróciłem oczyma.
- Zaczyna się. - westchnąłem niezadowolony.
Prawdą było, że nauka nigdy nie szła ze mną w parze. Jak ogień i woda, czy coś w tym rodzaju. Ja nigdy nie umiałem przysiąść do książek i tłuc materiał w umór. Wolałem wykorzystać ten czas na przyjemności. Toteż zawsze tak robiłem.
Z Taehyungiem wyszłoby nic więcej jak kwas z tej rozmowy, więc odpuściłem ją sobie za wczasu, zaczynając dialog z Hoseokiem.
- Hobi? - szturchnąłem go. - Bo jak widzisz z kosmitą nie można normalnie pogadać. - tutaj oczywiście mowa o Taehyungu. - Jak tam ci idzie?
- Że mi? - zdziwił się, jakby ducha zobaczył. - Mi tam dobrze życie idzie, dzięki że pytasz. - uśmiechnął się. - A tobie?
- Nie o to chodzi. - miałem na myśli jego układ taneczny, który wciąż był w fazie 'prac nad'.
- A o co? - skrzywił się.
- No wiesz ... - sam bym nie wiedział. Ale inaczej nie mogłem powiedzieć przy Taehyungu. To miał być na razie sekret przed chłopakami. - ... zło! - wypaliłem w końcu. To serio była jedyna rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
- Zło? - spojrzał na mnie jak na debila. - Ah, zło! - ale już po chwili ogarnął. - No dobrze mi idzie to zło. Nawet bardzo dobrze. - uśmiechnął się dumnie.
- To super. - stwierdziłem wesoło.
- Nie w temacie. - Taehyung podniósł jedną dłoń. - O co komon?
- Nie wiem właśnie co Jungkook ma na myśli. - zrobił minę w stylu 'co złego to nie ja', po czym wysłał mi porozumiewawcze oczko.
Zaśmiałem się, kiedy Tae machnął dłonią, orientując się, że dociekaniem nic nie wskóra.
Po chwili doszli do nas Seokjin i Namjoon, idący za rączkę jak wzorowa para, a potem przybiegł Yoongi, krzyczący 'spierdalać!'.
***
Zamknąłem drzwi od pokoju, odrywając się od całego świata zewnetrznego, z moimi rodzicami włącznie. Oni to mnie najbardziej irytowali. I to chyba nawet z wzajemnością.
Rzuciłem torbę na łóżko, po czym i sam opadłem obok, mierząc się twarzą z pościelą.
Miło tak czasem pooddychać świeżym Pervolem o zapachu letniej łąki. No a tak przynajmniej jest napisane na opakowaniu, bo ja to czuję tylko jakieś nieopisane estry.
W torbie zawibrował mi telefon, oznajmiając, że dostałem wiadomość. Od razu sięgnąłem po niego dłonią, bo trochę ciekawiło mnie, kto do mnie napisał. Tae raczej nie, bo on nie miał w zwyczaju pisać do mnie przed osiemnastą. Wtedy kończył się uczyć. A była właśnie mniej więcej piętnasta. Łatwa kalkulacja, że to na niego za wcześnie.
I miałem rację. Bo to był Hoseok.
ADHD:
mamy to!!
jutro! Długa przerwa!!!!!
Ja:
już się nie mogę doczekać
ADHD:
☺️💕!!!!!
Czyli typowa rozmowa poprzez wiadomości z Hobim.
Na serio czekałem na ten jego taniec. Bardzo mnie od początku zaciekawił sam koncept, a teraz, kiedy miałem zobaczyć owoce jego pracy, tak jak zawsze czułem się wniebowzięty.
To jest jak prywatny występ jakiejś gwiazdy. Hoseok jest naprawdę świetny w te klocki. Tym bardziej, że ja lubię takie klimaty jak taniec, śpiew, gra na instrumentach, teatr i ogólnie sztuka. Kocham wszystko co z nią związane.
Ludzkie wytwory kulturowe i kreatywność. Czy to malarstwo, czy pisarstwo, czy muzyka. Każda z tych rzeczy ma w sobie coś niezwykłego, co zawsze mnie przyciągało.
Szkoda, że moi rodzice tego nie widzieli.
Oni mieli zamknięte oczy i otwierali je tylko na rzeczy, które dało się udowodnić jakimś równaniem matematycznym. Typowi ludzie nauki. Z tak ogromną wiedzą. A tacy głupi.
Wyciągnąłem rękę do torby, żeby schować do niej z powrotem telefon. Ale nie byłbym sobą, gdyby coś się przez przypadek nie stało, gdyż zamiast do torby dosięgnąć, zrzuciłem ją na ziemię, a jako że była otwarta, to cała zawartość rozsypała się po podłodze.
- W dupę. - westchnąłem, bo taka sytuacja zdarzała mi się conajmiej raz dziennie.
Ale kiedy spojrzałam na ziemię, oprócz tysięcy paprochów i książek w fatalnym stanie, wołającym o pomstę do nieba, dostrzegłem jasnożółty zeszyt, który do mnie nie należał.
No przecież. Zeszyt Jimina.
Schyliłem się, podnosząc go z podłogi. Lecz zamiast go od razu otworzyć wpatrywałem się w niego.
No bo nie widziałem TEGO Jimina od kilku lat. Nie miałem pojęcia co tam może być. A co jeśli coś, czego nie chciałbym wiedzieć? Na pewno były to jego prywatne sprawy, co do tego nie miałem wątpliwości. Ale jakie konkretnie?
Dostałem [prawie] zawału, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi, a ja pod wpływem emocji wepchnąłem jego notatnik pod poduszkę, jakbym ukrywał dowód zbrodni albo coś.
Zupełnie to było niepotrzebne, bo przecież z pierwszego miejsca wydawałoby się, że to po prostu mój zeszyt. A nie zarąbany niepełnosprawnemu chłopakowi.
Wykreślicie ostatnie zdanie, bo źle brzmi.
- Kolacja. - do mojego pokoju wbiła mama, uśmiechając się do mnie delikatnie.
Nawet moi rodzice mieli momenty, w których byli dla mnie mili. Okej, kochali mnie, ale przez większość czasu po prostu nie umieli tego okazać. I przez to rodziły się nieprzyjemności.
- Już idę. - odparłem z nerwowym uśmiechem, śmiejąc się pod nosem. Również nerwowo.
- Bo ci wystygnie. - dodała, po czym wyszła, zamykając za sobą wrota.
A ja, w przypływie głodu wymieszanego ze stresem, postanowiłem dać sobie na razie spokój z 'tajemnicami Jimina' i wyszedłem coś zjeść.
Jednak po piętnastu minutach wróciłem do pokoju, wbijając oczy w poduszkę, pod którą leżał notatnik.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top