[5]

- Nie ma go. - weszliśmy z Taehyungiem do klasy, kiedy spojrzałem na krzesło, na którym powinien siedzieć Jimin.

- On zawsze przychodzi ostatni. Wyluzuj Jungkook. - szturchnął mnie w ramię, zajmując swoje miejsce.

To była po części prawda. Ale biorąc pod uwagę wczorajsze zdarzenie, mój widok na sytuację zmienił się diametralnie.

- Tobie tak łatwo mówić. To nie tobie on ufa. - westchnąłem.

Mimo, że Jimin nie robił mi żadnych problemów, ani nawet nie byłem mu winien żadnych przysług, to od kiedy Seokjin uświadomił mi o nim kilka faktów, nie mogłem odpędzić się od uczucia niechcianej odpowiedzialności.

Czułem, że to, że się do mnie przywiązał może zaważyć nad tym, czy powinienem w jakiś sposób okazać mu wsparcie.

Powtórzę nie pierwszy raz - w ogóle go nie znałem. Ledwie tydzień był w naszej szkole. Ale jakimś sposobem czułem, że nie mogę go zostawić samemu sobie.

- Słuchaj stary, to mega dojrzałe z twojej strony, naprawdę. Ale nie uważasz, że to nie twoja sprawa? On to on, ty to ty. Dwie oddzielne sprawy, które nie powinny się zetknąć. - racja rację racją pogania.

Tyle że uczucia lubią racjom przeczyć.

- Wciąż wydaje mi się, że gdybym był na jego miejscu, to nie obraziłbym się za trochę wsparcia z czyjejś strony. - ja też usiadłem na krześle. - Szczególnie, że jestem jedyną osobą, do której on się w ogóle odzywa.

I, cholera, nie wiem czemu tak jest.

Miałem tak sprzeczne uczucia co do tego. Z jednej strony naprawdę chciałem mu jakoś pomóc. Ale z drugiej - dla każdego byłoby lepiej, gdyby Jimin upatrzył sobie kogoś innego.

- Ale nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za niego. On od tego ma rodziców. - cóż ... nie mogłem się z tym nie zgodzić.

Bo to była niepodważalnie prawda.

- Chyba masz rację. - odparłem, czując, że faktycznie osoba Jimina na moich barkach byłaby czymś, czego nie dałbym rady na dłuższą metę dźwigać. - Po prostu wystraszyłem się, że policja znajdzie go w jakimś rowie i będę miał wyrzuty sumienia do końca życia.

Tak. To był cały powód tego zamieszania.

- Te, panikarz. - Tae skinął głową. - Patrz kto idzie. 

Spojrzałem w bok, natykając się na Jimina. Dawno nie ucieszyłem się tak na czyjś widok.

- Jimin! - wyrwałem się z krzesła, podbiegając do niego.

- Cześć Jeon Jungkook. - uśmiechnął się.

- Z konia spadłeś?! Dlaczego tak nagle wczoraj sobie poszedłeś?! I dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś?!

- Ja przepraszam, Jeon Jungkook, nie chciałem, żebyś się martwił. - odparł wystraszonym głosem. - Po prostu poszedłem do domu. Zawsze miałem ustalone godziny wyjścia i przyjścia do domu. Nie bądź zły, Jeon Jungkook.

Znowu te jego 'Jeon Jungkook'.

Mówiłem, że zwracanie uwagi nic mu nie da.

- Jungkook. - poprawiłem go, wzdychając. - Nie jestem zły. Po prostu ... nie jestem pewien czy ktoś taki jak ty powinien chodzić sam.

No to teraz dałem do wiwatu.

- Taki jak ja? - przechylił głowę.

- To znaczy ... jesteś tutaj nowy. Jeszcze byś się zgubił. - zgrabnie wykręciłem się z sytuacji.

A mogło zrobić się nieciekawie. To znaczy ... w sensie niezręcznie.

Ku zaskoczeniu, zrobiło się niezręcznie. Ale nie z tego powodu.

Jimin mnie przytulił. Zamknął oczy, wtulając głowę w mój bark. Czułem zapach jego włosów. Intensywny i delikatny jednocześnie.

Podobało mi się. I to było niepokojące.

- Woah, Jimin! - odsunąłem go od siebie, kładąc mu dłonie na ramionach. - Nie rób tak.

Spojrzał na mnie tylko nie rozumiejąc jakby mojego zdania.

- Dlaczego? Przytulanie jest miłe.

- Tak ... ale dwóch chłopaków nie powinno się tak przytulać. - ściągnąłem z niego ręce. - Po prostu nie rób tak już. Okej? - uśmiechnąłem się.

- Okej. - skinął głową wesoło, zatrzymując dłonie na plecaku. - Cieszę się, że się o mnie martwisz, Jeon Jungkook.

Nie martwię.

Po prostu byłoby mi głupio, jakby coś mu się stało.

- Tak. A ja się cieszę, że ty się cieszysz. - poczochrałem mu włosy, przewracając oczyma.

Chwilę jeszcze na niego popatrzyłem, z wzajemnością oczywiście, po czym wzdrygnąłem się, odwracając i wracając do ławki.

Usiadłem.

Prawie w tym samym czasie obok mnie przeszedł Jimin, który zaraz usadowił się na swoim krześle.

Znowu na niego spojrzałem, widząc, że wyciąga z plecaka zeszyt i piórnik, po czym zaczyna coś pisać.

Zawsze tak robił.

A na lekcji nie notował nic.

- Ziemia do Jungkooka. - Tae pstryknął mi palcami przed nosem. Odwróciłem do niego wzrok, natykając się na jego zdziwienie. - Patrzysz na niego jak na cud świata.

- To nie tak. - to naprawdę nie tak. Ja po prostu byłem zaciekawiony jego osobą. To serio było interesujące. Bardziej niż cokolwiek innego co się działo w tej klasie. - Jimin potrzebuje wsparcia. To tyle.

- Iiii dlatego musisz odprowadzać go wzrokiem do ławki, a potem gapić się na niego pół godziny? - uniósł jedną brew.

Chwila, moment. Jakie pół godziny?

- Nie muszę. A ty nie przesadzaj z jednostkami czasu. - założyłem dłonie na krzyż.

Jimin nie był dla mnie nikim ważnym. Martwiłem się, to fakt. Ale jak już wspominałem - nijak się to miało do troski o niego, której u mnie po prostu nie było.

- Nieważne. - Taehyung westchnął, przewracając oczyma. - Zgadnij kto o ciebie pytał. - uśmiechnął się chytrze.

- No nie wiem. Święty Mikołaj?

- Gakyo. - o luju.

Gakyo to ta dziewczyna, o której wspominałem.

Piękna, zgrabna i niesamowicie inteligentna. Do tego miła, dobra, uczynna i w ogóle idealna.

Nie miałem się z radości za każdym razem, kiedy z nią rozmawiałem.

Może i nie była to jakaś miłość, czy w ogóle jakakolwiek bardziej zażyła relacja, ale nie powiem, lubiłem ją bardziej niż koleżankę.

I ona mnie adekwatnie.

Złapałem Taehyunga za marynarkę, przyciągając go do siebie. Wywierciłem w nim dziurę drapieżnym wzrokiem.

- O co pytała? - dodałem ze śmiertelną powagą.

- O kurwa rozmiar penisa. - ściągnął z siebie moje ręce. - Ogarnij się. Spytała co tam u ciebie. - otrzepał marynarkę, wygładzając ją.

- I co jej odpowiedziałeś? - lekko uniosłem się z krzesła, przybliżając do niego.

- Że i tak nie zarucha, bo jesteś mój.

- Tae! - krzyknąłem na niego. Nie dlatego, że tak powiedział. Bo nie powiedział. Po prostu się ze mnie zgrywał. Dlatego podniosłem ton. - Mów!

Moja mina wyrażała tyle, co przekaz słowny, jakiego użyłem.

- Nie kochasz mnie, skarbusiu? - zrobił smutną minę.

- Uduszę cię jak mi nie powiesz w tym momencie! - wygarnąłem mu raz, a dobrze.

- Okej, okej. Ale z ciebie sztywniak. Geez. - przekręcił oczyma. A niech se kręci. - Powiedziałem jej, że wszystko u ciebie dobrze i że wspominałeś o niej często w ostatnim czasie. Zgadnij jak zareagowała?

Z jednej strony chciałem palnąć mu w tą pustą łepetynę, że powiedział Gakyo coś takiego, ale z drugiej bardziej ciekawiła mnie ta jej reakcja.

- Jak?

- Zarumieniła się. - uniósł do góry brwi, przymykając oczy.

Jungkook.exe przestał odpowiadać.

- Nie ... pierdol. - wydukałem jakoś.

- A potem kazała cię pozdrowić i powiedzieć 'cześć'. I uciekła jak spłoszona dziewica. - zaśmiał się.

- A może jest dziewicą?! - szturchnąłem go.

W sumie, mi to by tam pasowało. Ja też nigdy ... no.

- I będziesz się bawił w rozdziewiczanie? - wzruszył brwiami. - Nie wiedziałem, że z ciebie taki playboy.

- Podoba mi się Gakyo. Nie jej stan.

- UPRZEDMIOTAWIANIE KOBIET! - wykrzyknął ten kosmita, składając sobie megafon z dłoni.

- No nie o to mi chodziło. - chciałem zacząć się tłumaczyć, ale Tae przestał zwracać na mnie uwagę, kiedy wyciągnął telefon i zaczął coś na nim wstukiwać. - Co ty robisz? - spytałem zamiast tego.

- Piszę do Jina.

- Co ty piszesz do Jina?!

- I do Namjoona. - dodał.

- Ale co?! - mieszanie Seokjina i Namjoona w jakiekolwiek sprawy oznaczało jedno. Problemy.

- Że ich syn chce przeżyć swój pierwszy raz.

Co. Za. Debil.

- Taehyung! Oni mi nie dadzą żyć! Proszę! - zacząłem, kiedy dalej pisał. Nawet mu próbowałem wyrwać telefon, ale na nic. Szybki jest, skurczybyk. - Dobra! Napisz se do Namjoona! Ale Seokjina do tego nie wciągaj!

- Za późno. - pokazał mi uśmiech.

- Taehyung, zabiję cię! - rzuciłem się na niego, zaczynając go dusić, ale zanim mi się to udało usłyszałem bieg.

Już po chwili pod klasą stał zdyszany Seokjin.

On, tak jak przed chwilą Tae, złożył ręce w megafon, po czym krzyknął na całą salę.

- EDUKACJA SEKSUALNA!

Co za debil.

Gorszy niż Taehyung.

Chociaż nie. Bo to Taehyung go tu ściągnął.

- Seks to grzech! Nie uprawiajcie seksu, bo zajdziecie w ciąże! - podbiegł do nas, entuzjazmując się do tego stopnia, że miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie. - I umrzecie!

- Powiedział co wiedział. - przerwałem mu. - Słowa gościa, który regularnie sypia z kimś innym. - pff. Z Namjoonem. - Poza tym ja nie mam zamiaru z nikim uprawiać seksu.

No bo nie miałem. To, że Gakyo mi się podobała to jedno. Ale żartowałem co do takich stosunków.

Na dzień dzisiejszy nie chciałem od niej nic więcej, jak tylko umówić się na jakąś kawę i porozmawiać po ludzku.

Ale chłopakom bym tego nie powiedział, bo by mnie wzięli za pizdę.

Chociaż, może byłoby to lepsze niż 'Seokjin tryb mama'.

- Ale ja jestem pewien, że z mojego sypiania nikt w ciąże nie zajdzie. A ty jesteś za młody na posiadanie dziecka. - przełożył mi rękę przez ramię. - Rodzicielstwo jest takie trudne! - westchnął.

CHWILA spokoju nie trwała długo.

Już po momencie zrobił się jeszcze większy burdel.

- O co komon? - do sali wszedł zdezorientowany Namjoon, lustrując naszą trójkę dokładnie.

- Nasz syn chce uprawiać seks! - Seokjin dodał wisienkę na torcie.

Ja pierdzielę. Z kim ja żyję...

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top