[37]
Obudziłem się rano. Obaj z Jiminem zasnęłyśmy zaraz po tym. Nawet nie zdążyłem się wczoraj umyć. Przytuliliśmy się po prostu. Zasnąłem błądząc dłonią wśród jego włosów.
- Jiminnie? - pocałowałem go w kark. Leżał tyłem do mnie, z podwiniętymi nóżkami. A ja oplatałem go rękoma, czując, że jest w moich ramionach bezpieczny.
Chyba jeszcze spał. Bo nie odpowiadał mi na swoje imię. Dlatego postanowiłem dać sobie spokój z wołaniem go i ułożyłem się jeszcze na poduszce. Ja też wciąż byłem zmęczony.
***
- Bu! - odgłosowi krzyczącej kaczki towarzyszył huk jak na polowaniu.
- Boże! - o mało co nie spadłem z krzesła, łapiąc się za serce. Naprawdę, jeśli tak dalej pójdzie to ktoś serio będzie mi musiał fundować jakąś terapię kardiologiczną.
- Wystarczy Taehyung, ale miło mi. - Tae machnął dłonią, uśmiechając się dumnie. - Widziałeś się może z Hobim?
Dlaczego nagle mówi o Hoseoku? Cóż, gdy go ostatnio widziałem [przed weekendem] nasza rozmowa nie poszła zbyt ... dobrze. Nie wiem nawet czy można to tak określić. Prawie go pobiłem. No słabo wyglądała ta sytuacja, ale nie mogłem inaczej zareagować. Jimin potrzebował mojej obrony i wreszcie to ja wykazałem inicjatywę, przez co to nie on ochronił mnie, a na odwrót.
- Nie, a co z Hobim? - złożyłem ręce na krzyż, kładąc je na ławce. Wpatrzyłem się wyraźnie w Taehyunga i w jego twarz mówiąca tyle co zawsze. Nic.
- A no właśnie nie wiem. Ale pytał o ciebie. - wzruszył ramionami.
- Tak? - zdziwiłem się. Nie wiem po co Hoseok miał o mnie pytać. I o co tak właściwie. Chyba wyjaśniłem mu wszystko dokładnie. To znaczy ... chyba powinien się zorientować, że na razie nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - A o co dokładnie?
- No właśnie nie mam pojęcia. - parsknął takim dziwnym odgłosem, mającym chyba imitować śmiech. - Podszedł do mnie prawie że na kucaka, w sensie, że się skradał i mówi 'Tae! Ej Tae!' i powtarza to jak debil, mimo że stałem obok i świetnie go słyszałem. A potem ja mówię 'no wysłów się człowieku' i wtedy się zaczęło. - teraz to już naprawdę się zaśmiał. - Słuchaj, mówi do mnie 'jak spotkasz Jungkooka to spytaj się go do jakiej szkoły chodził w Busan i przy jakiej ulicy mieszkał Park'. Potem dodał jeszcze tylko, że to hiper ważne i uciekł. Nawet nie zdążyłem nic odpowiedzieć.
Zacisnąłem ze sobą brwi. Ale tylko w pierwszym momencie. Potem westchnąłem z zażenowaniem i złością, zdając sobie sprawę, że Hoseok dalej ma zamiar drążyć temat Jimina i jego rzekomego powiązania z tragiczną śmiercią Yoongiego. Nawet policja stwierdziła już, że to było samobójstwo lub wypadek. Tak samo jak zamknęli też sprawę mojego brata. Ostatecznie to właśnie Suga został obarczony winą za te hamulce. Dlatego też podejrzewają, że jedną z opcji jest właśnie to, że się zabił. Wyrzuty sumienia, lub strach przed odpowiedzialnością. Jakoś tak to tłumaczyli na komendzie.
- To ... odpowiesz mi? Inaczej Hobi nie da mi spokoju.
Teraz zacisnąłem brwi na o wiele dłużej. Przepraszam bardzo, a czy to moja sprawa? To, że Hoseok zachowuje się jak dzieciak i nie umie zrozumieć, że nie we wszystkim należy się doszukiwać drugiego dna to jego problem, nie mój. Bynajmniej nie zamierzałem odpowiadać na te pytania rodem z żartu.
- Hoseok to niech się zajmie swoimi sprawami. A nie Jiminem. - spojrzałem się na niego. Też patrzył na mnie i się uśmiechał. Dlatego i ja się uśmiechnąłem.
Jimin wyglądał na takiego szczęśliwego od kiedy my ... no.
- Wiesz jaki jest Hobi ... nie odpuszcza. - szturchnął mnie w rękę, przez co wstałem.
Nie miałem zamiaru toczyć tak bezsensownej dyskusji, a znałem już trochę Taehyunga i wiem, że nie dałby spokoju. Dlatego postanowiłem wyjść.
Tym bardziej, że jak Hoseok chciał odpowiedzi to musiał się bardziej postarać. Bo ode mnie na pewno ich nie uzyska.
- Tym razem chyba będzie musiał. - podszedłem do Jimina, po czym złapałem go za twarz dwiema dłońmi i uniosłem w górę, po czym pocałowałem go w czoło. - Idziemy na chwilę na dach, Chimchim?
Złapał mnie pod rękę i wtulił się w moje ramię.
Rzuciłem jeszcze szybkie spojrzenie na Taehyunga, który to patrzył na Jimina. Z zaciśniętymi brwiami. Zupełnie w taki sposób, jak Hoseok. Coraz mniej rozumiałem ich zachowanie.
***
- Jungkook! - wychodziłem właśnie ze szkoły. Za rękę z Jiminem oczywiście. Mieliśmy pójść do naszego miejsca i zjeść tam sobie coś. Ja miałem jakieś kanapki, a Jimin chyba wspominał o mięsie wieprzowym w sosie. W każdym razie chodziło o sam fakt tego, żeby razem posiedzieć.
- Czego chcesz? - odwróciłem się bez jakiegokolwiek zdziwienia. Usłyszałem głos Hobiego i zobaczyłem Hobiego. Nie rozumiem po co był taki nadgorliwy. Chyba wyraziłem się jasno. Nie miałem zamiaru z nim teraz rozmawiać. Nie, dopóki nie przejdzie mi złość na niego, a on sam nie przeprosi Jimina.
- Jungkook, proszę ... odpowiedz. - podbiegł do mnie, jakby zupełnie ignorując obecność Jimina. O mało co go nie odepchnął z tego wszystkiego.
Od razu wiedziałem o co mu chodzi. Hoseok miał na myśli te pytania, które pośrednio mi dzisiaj zadał. Przez Taehyunga mianowicie. Niepotrzebnie się do mnie fatygował. Prędzej strzeliłbym mu teraz w twarz niż odpowiedział.
- O co chodzi, Jungkooshie? - Jimin pociągnął mnie za rękę przez co to na niego spojrzałem. Nic nie rozumiał. Nie chciałem patrzeć na jego zmartwienia. Bo widocznie teraz był niepocieszony zaistniałą sytuacją. Co chwilę spoglądał na Hobiego z jakby stresem w oczach. Nic dziwnego. Hoseok go skrzywdził. Bał się.
- Sam nie wiem Jiminnie. - pogłaskałem go po głowie, po czym zacząłem iść ciągnąć go za sobą, a Hoseoka zostawiając w tyle. - A może najpierw wstąpimy na jakieś lody, co? - uśmiechnąłem się do niego promiennie.
- Ta! Najpierw lody, a potem siekiera między oczy! - znowu odezwał się Hoseok. - Jungkook odsuń się od niego! On zabił Yoongiego, nie rozumiesz?! Naprawdę jesteś tak ślepy?! Ten pojeb ...
- Hoseok! - zerwałem się momentalnie, ignorując Jimina. Niepodobne to do mnie, ale nie czułem się wtedy sobą. Hobi przesadzał na nowo. A za każdym razem wkurzał mnie bardziej.
- Jungkooshie! Nie krzywdź go proszę! - Jimin wtulił się w moją rękę, przez co mnie zatrzymał. Właściwie to nie tyle samym sobą, co tym, że zwyczajnie nie mogłem się ruszyć, bo mnie trzymał. - Jung Hoseok jest po prostu smutny, bo jego ukochany umarł. - pociągnął nosem, chowając twarz w moim ramieniu. - Co byś zrobił, gdyby to mnie zabrakło, Jungkooshie? - uniósł twarz spoglądając na mnie.
Co bym zrobił?
Zwariowałbym. Oszalał. Nie umiałbym funkcjonować bez Jimina. Na pewno przez jakiś czas próbowałbym dojść do siebie. Na pewno rodzice posłaliby mnie do lekarza. Starałbym się żyć normalnie. Ale ... bez niego by się nie dało. Bo Jimin stał się dla mnie kimś tak ważnym ... ważniejszym niż Namjoon dla Seokjina lub Seokjin dla Namjoona. Nie umiałbym go stracić. Pewnie skończyłoby się na tym ... że odebrałbym sobie życie. Po prostu bym nie umiał funkcjonować bez niego.
Uspokoiłem się lekko. Ale i zdziwiłem. Spojrzałem na Hoseoka. Hoseoka, który zaciskał brwi, a w jego oczach gromadziły się łzy. Czy on ...
- To on zabił Yoongiego ... - zobaczyłem jak chwieje się na nogach. Zrobiło mi się ... nie wiem. Poczułem się okropnie.
I dlaczego nagle każdy okazuje się być gejem? Najpierw mój brat, teraz Hoseok, z tego co rozumiem, jeśli dobrze rozumiem. Chociaż nie wiem. W ostatnim czasie wydawało mi się, że wiem coraz mniej. Szczególnie, kiedy w paradę wchodził właśnie Hoseok. Z tymi swoimi teoriami spiskowymi.
Zdenerwowanie przeminęło jak z bicza. Ale nie złość. Dalej nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Po prostu nie miałem już zamiaru robić mu krzywdy. Trochę wtedy się w niego wczułem, tak jak to Jimin powiedział. I naprawdę zrobiło mi się go żal. Dlatego odpuściłem.
Złapałem Jimina za dłoń i zacząłem iść do przodu.
- Jungkook ... ja ... nie rozumiem do końca co się dzieje. Ale wiem, że to wszystko się dzieje przez niego. - nie słuchałem go już wtedy. Po prostu mocniej zacisnąłem dłoń na tej Jimina i pociągnąłem go mocniej. - Począwszy od Jina.
Seokjin.
Jak niby Jimin miałby jakoś wpłynąć na jego samobójstwo? Przecież to się kupy nie trzymało. Słowa Hoseoka przeczyły im samym.
- Jungkook! - krzyknął jeszcze za mną.
Założyłem rękę na barki, Jimina przyciągając go do siebie.
- Jungkooshie. - Jimin pociągnąłem mnie za marynarkę. - Jung Hoseok chyba cię woła. - wskazał dłonią za nasze plecy, chcąc się odwrócić w jego kierunku.
- To nieistotne, Jiminnie. - ucałowałem go w głowę, mówiąc wesolutkim głosem.
Wtedy ignorowanie słów Hoseoka było łatwiejsze.
- Teraz liczymy się tylko my. - dodałem, gładząc go ręka po barku.
- Czekałem na te słowa, Jungkooshie.
Jimin ułożył mi głowę na ramieniu. A ja uśmiechnąłem się bardziej, mając go przy sobie.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top