[36]

Po obiedzie poszliśmy do mojego pokoju.

Jimin z miejsca wyciągnął swój zeszyt, pokazując mi go. I poprosił, żebym sobie poczytał, jeśli mam ochotę. Dodał, że w ostatnim czasie nie napisał nic nowego, ale że wiele razy widział jak jego wiersze sprawiają mi radość, więc będzie szczęśliwy, jeśli jego twórczość znów sprawi, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech.

Czytałem tak już od piętnastu minut, faktycznie widząc wciąż te same teksty. Ale nie miałem z tym żadnego problemu. Poezja Jimina wyciszała mnie niesamowicie napawając przy tym jakimś niezrozumiałym uczuciem, które mógłbym mieć przy sobie przez cały czas. Dlatego też nie chciałem przestawać wertować tych jakże znanych mi kartek, nasączonych jego zapachem. A może to po prostu zapach Jimina wtedy czułem?

Opierał mi twarz o bark, wtulając się w moją prawą rękę. Ja opierałem swoją głowę o czubek tej jego, więc bardzo możliwe, że to właśnie aksamit jego włosów powodował taką, a nie inną woń.

W pewnym momencie zamknąłem oczy, zaczynając czuć znużenie. Zachciało mi się spać, ale nie na tyle, żeby zaraz tam usnąć, a tylko na tyle, żeby chwilę odpocząć w tej ciemności, jaką gwarantowały mi zaciśnięte ze sobą powieki.

- Jungkooshie? - usłyszałem szept Jimina tuż przy swoim uchu, na co wzdrygnąłem się lekko.

- Tak, Jiminnie? - odparłem mu równie cicho. Odpowiadały mi te kruche dźwięki, wydobywające się z naszych ust. Jakby ledwie co udawało nam się przebić tę ścianę bezgłośni. A jednak słyszeliśmy się dokładnie.

- Czy możemy dzisiaj spać razem? W jednym łóżku?

Momentalnie otworzyłem oczy. Jeszcze nigdy nie spaliśmy w jednym łóżku. To znaczy Jimin już nie raz u mnie nocował, ale zawsze wyglądało to w ten sposób, że rodzice przynosili mi materac, a sam pozwalałem Jiminowi zająć moje łoże, żeby było mu wygodniej. Oczywiście zawsze powtarzając mu, że ja wolę spać na tym pierwszym.

Nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć. Oczywiście, bardzo tego chciałem. Ale to chyba byłoby nieodpowiednie. Za bardzo nieodpowiednie biorąc pod uwagę każdy aspekt naszej relacji.

- Wiesz ... Jiminnie ... nie jestem pewien. Wydaje mi się, że lepiej byłoby jednak spać osobno. - popatrzyłem w jego oczy, które prezentowały mi teraz piękny znak zapytania, składający się z niezrozumienia. - Bo widzisz ... nie chciałbym, żeby to wyglądało tak, jakby doszło między nami do czegoś, do czego dojść nie powinno. - zaczesałem mu włosy za ucho. Ale od razu wróciły na swoje miejsce, jako że były za krótkie.

- Nie chcesz tego? - nagle poczułem jak jego palce przejeżdżają mi po dalszym od niego przedramieniu, potem po ramieniu, po barku w dół, ostatecznie zatrzymując się gdzieś na klatce piersiowej.

- Cz-czego? - wzdrygnąłem się, czując jak dostaję gęsiej skórki.

- Być ze mną bliżej. - Jimin zatrzymał się wprost przed moją twarzą, patrząc na mnie w taki sposób, jakby prześwietlał moje myśli na wylot.

Zatrzymywał wzrok na moich oczach, których źrenice skurczyły się nienaturalnie. Nie miałem pojęcia co robić. Nie wiedziałem o czym on mówi, dokładnie wiedząc. Po prostu bałem się. Bałem się tego, do czego to zmierza, ale podobało mi się. Szaleńczo mi się to podobało, ale stres zabijał uczucie przyjemności przez co czułem wspomniany strach przed nieznanym.

- Jiminnie ... ja ... - bałem się nie tego, że coś mi się stanie. Bałem się, że to ja go jakoś skrzywdzę. Był taki delikatny. Nie chciałem zabierać mu tego. Jimin zasługiwał na najlepsze rzeczy. Martwiłem się, że coś mu zrobię. Że odbiorę mu coś, czego już nie odzyska. Nie chciałem, żeby przeze mnie musiał później żałować.

Mimowolnie odsunąłem się lekko. Zdziwiłem się, że w ogóle było mnie wtedy stać na jakikolwiek ruch. Czułem się jakbym zamarł. Ale widocznie zachowałem na tyle rozsądku, żeby zareagować.

- Zróbmy to, Jungkook. - spojrzał na mnie, zagryzając wargę. Poczułem jak emanuje z niego coś dziwnego, czego nie czułem do tej pory od jego osoby. Jakby pożądanie. Chociaż nie. To nie 'jakby pożądanie' to było pożądanie i to duże! - Proszę.

Przełknąłem gęstą ślinę, nie rozumiejąc zupełnie dlaczego tak nagle. Co właściwie się stało. I skąd Jimin wyszedł z taką propozycją. Ale podobało mi się to. Już od dawna patrzyłem na niego pod tym kątem. Ale hamowałem się. A teraz widziałem, że niepotrzebnie chyba. Chociaż może i lepiej, że to on postanowił z własnej woli dojść do takich ... czynów. Nie chciałbym, żeby dla musiał się do czegokolwiek przymuszać.

- Dobrze, Jiminnie. - pogłaskałem go po policzku. Drugą dłonią złapałem za jego przedramię, lekko zaciskając na nim palce. Drżącymi ustami pocałowałem go, robiąc to tak delikatnie, jak tylko można.

Cały pocałunek trwał dość długo. A może tylko mi się tak wydawało, bo tonąłem wtedy w każdej chwili. Zatrzymałem się w nich, nie umiejąc ruszyć dalej. Ale w końcu to Jimin przerwał czynność, ujął moją rękę i położył sobie gdzieś obok serca.

- Rozbierz mnie Jungkooshie. - spojrzał w dół, znowu gryząc wargę.

A ja znowu o mało co nie zakrztusiłem się śliną, którą z trudem łykałem.

Podniosłem dłonie, które wciąż trzęsły się jak galaretka i dotarłem do jego marynarki. Lekko ściągnąłem ją z ramion Jimina, a potem przy jego pomocy z jego rąk. Poczułem jak po skroniach spływa mi zimny pot, ale nie wycierałem go, zajęty Jiminem i sprawą pomiędzy nami. Bagatelizowałem jakby siebie, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

Bo w trakcie rozpinania guzików od jego koszuli, kiedy już wyzbyłem się jego krawatu, zdałem sobie sprawę, że chyba nie byłem na to gotowy. Okropnie się stresowałem. Ale niwelowałem te uczucia. Byłbym egoistą, gdybym ze względu na siebie zrezygnował z czegoś, na co widocznie Jimin tak czekał. Widziałem jego rozpalone oczy. One się prosiły o moje ciało. Kim bym był, gdybym mu siebie odbierał? Byłem cały jego. A on cały mój.

- Stresujesz się Jungkooshie? - przejechał mi dłonią po policzku.

Tak. Stres to nawet za mało powiedziane. Bałem się wtedy chyba wszystkiego, czego można. Zaczynając od tego, że coś zrobię nie tak i się skompromituję, kończąc na tym, że zrobię mu krzywdę. Oczywiście to drugie przejmowało mnie w znacznie większym calu, ale wiecie jak to jest. Problemy się nakładają i napięcie jest większe niż powinno.

- Troszkę. - zaśmiałem się nerwowo. - Nie przejmuj się tym Jiminnie. To tylko stres. Zaraz mi przejdzie.

Jimin przechylił głowę na bok, zaciskając ze sobą brwi, po czym zachował się dokładnie tak, jak ostatnio. Jednym ruchem przycisnął mnie do ściany i znalazł się nade mną, siadając mi w rozkroku na udach. Teraz to on zaczął ściągać ze mnie ubrania, zaczynając od marynarki, jak ja, kończąc na rozpięciu dwóch pierwszych guzików od koszuli. Po czym przestał, unosząc się wyżej i z kuszącym wyrazem twarzy ściągnął tą swoją w taki sposób, że pozwolił jej swobodnie zjechać po jego ramionach, jakby była wykonana z aksamitu.

- Poinstruuję cię, dobrze, Jungkooshie? - ułożył mi dłonie na szyi, zahaczając palcami o włosy na moim karku. Uśmiechnął się potulnie. Wyglądał tak ślicznie.

- Yhym. - przytaknąłem tylko. Jego widok sprawiał, że nie tyle czułem się pewniej, co podniecałem się do tego stopnia, że stres był powoli wypierany przez pożądanie.

- Rozepnij mi spodnie.

Rozszerzyłem oczy, patrząc na niego jak na jakąś anomalię. Spodnie? Miałem mu rozpiąć spodnie? Zimny pot zmienił się w gorący. Oj tak. Nawet bardzo gorący.

Dotarłem dłonią do jego paska i starając się delikatnie, a jednocześnie naprędce zrobiłem to. Mianowicie rozpiąłem najpierw go, a potem to samo zrobiłem z zamkiem od spodni Jimina. Wtedy on uniósł się znowu, wyżej, ściągając je z siebie aż do kolan, i wstał w taki sposób, żeby wyciągnąć z nich najpierw jedną, później drugą nogę. Ostatecznie został w tej koszuli, która dalej była przewieszona na wysokości jego łokci, oraz w bokserkach. Podczas gdy ja dalej siedziałem niemalże w pełni ubrany.

- Jungkooshie? - położył mi dłonie na żuchwie, unosząc lekko moją głowę do góry, na wskutek czego spojrzałem w jego rozpalone oczy. - Teraz ja rozepnę twoje, dobrze?

Pogłaskał mnie kciukiem po policzku, po czym krótko pocałował mnie w usta.

- Okej. - odparłem od razu, kiedy tylko się ode mnie odsunął i jeszcze raz spojrzał na mnie pytająco.

Jimin uśmiechnął się ślicznie, przejeżdżając po moich rękach aż do dłoni, po czym przesunął swoje na moje biodra, zaczynając zbliżać je do krocza. Wzdrygnąłem się, kiedy mnie tam dotknął. Ale podobało mi się. Jednak w tamtym momencie podniosłem wzrok znad swojego ciała i spojrzałem na Jimina, który ani trochę nie wyglądał jakby się stresował. Nie wiem dlaczego. Chwilę zrzucałem to na stan jego psychiki. Ale potem pomyślałem sobie, że gdyby to o to chodziło, to byłby dziesięć razy bardziej zagubiony niż ja.

- Jiminnie ... - doszło do mnie coś, czego nie chciałem sobie nawet wyobrażać. Miałem na początku zadać mu pytanie, ale zdałem sobie sprawę, że to przecież niemożliwe. To niemożliwe, żeby Jimin już to robił. - ... to mój pierwszy raz.

Zagryzłem policzek od środka, czekając zdenerwowany na jego odpowiedź. Na szczęście nie zaskoczyła mnie negatywnie. Właściwie to w ogóle mnie nie zaskoczyła, a jedynie rozwiała niepotrzebne wątpliwości.

- Mój też, Jungkooshie. -  zagryzł wargę. - Zawsze chciałem to zrobić tylko z tobą. - uśmiechnął się jeszcze, przerywając wszystko co do tej pory robił, żeby patrzeć na mnie tak, jak zawsze to robił. Jakbym był dla niego Bogiem.

Pocałowałem go, kładąc mu ręce częściowo na twarzy, a częściowo zachodząc nimi na jego włosy, w które wplątałem palce.

- Ja to zrobię, Jiminnie. - odsunąłem się od niego, kiedy zaczęło mi powoli brakować tlenu. Ale to on sapał mocniej. - Zajmę się tobą. To ja powinienem to robić. - kiedy widziałem w nim tą delikatność denerwowałem się bardziej. Ale przecież nie mogłem pozwalać tak niewinnej istotce jak ona robić coś, co ja powinienem. Czasem człowiek musi się przełamać.

Jimin tylko skinął mi niemo głową, kładąc dłonie na swoich nogach i zaczynając wpatrywać się we mnie. Uśmiechnąłem się do niego, parskając lekko śmiechem. Ale nie że zaraz sytuacja wydała mi się jakkolwiek śmieszna. W życiu. Po prostu nie sądziłem, że można być tak szczęśliwym, jak ja byłem wtedy.

Nie pierwszy raz rozpinałem sobie spodnie. Ale wtedy czułem jakby właśnie tak było. W końcu jednak [nieudolnie] udało mi się uporać zarówno z paskiem, jak i z zamkiem. Westchnąłem, spoglądając jeszcze przez chwilę na swoje krocze, po czym przeniosłem oczy już na Jimina.

- To ... co teraz? - znów przełknąłem ślinę.

Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż do momentu, w którym Jimin nie zerwał się, oplatając ręce wokół mnie, a sam wtulając się w moją szyję. Zgarbił plecy, przyciskając swoje przyrodzenie do mojego. Cmoknął mnie czule w bark, zaciskając paznokcie na mojej koszuli. Na tyle mocno, że poczułem je plecach. Ale podobało mi się to.

To było cudowne. Cała ta sytuacja zaczęła mi się niesamowicie podobać. Znaczy już niby wcześniej było niesamowicie. Ale kiedy wzdrygnąłem się na wskutek tego, jak Jimin zaczął poruszać biodrami, a przez to poczułem jak stymuluje mojego członka ... zacząłem się podniecać. Fizycznie.

- Jungkooshie, powiedz kiedy będziesz gotowy. - wyszeptał mi do ucha, przez co całe moje ciało przeszły ciarki.

Gotowy?

Chyba cały czas byłem gotowy. I niegotowy. Tak, wiem o co mnie spytał. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego o co Jiminowi chodziło. Miałem mu dać znać, kiedy będę mógł w niego już wejść.

Czekałem, nie odpowiadając nic. On też robił się twardy. My obaj. Aż w końcu poczułem, że już. I ... nie miałem pojęcia jak to powiedzieć. Poczułem jak się rumienię.

- Jiminnie ... - modliłem się, aby po prostu spytał 'tak?' czy coś w tym stylu, wciąż chowając głowę w mojej szyi. Odczuwałem ogromny wstyd. Wolałem nie patrzeć mu wtedy w oczy. Ale wiecie co zrobił? Odsunął się. I przejrzał mnie na wylot swoim wzrokiem.

- Tak?

- A ... a ty jesteś gotowy? - moja gotowość nie była ważna. Znaczy może była, ale w porównaniu z Jiminem niknęło wszystko. Ja byłem nie tylko gotowy. W tamtym momencie pragnąłem go bardziej niż czegokolwiek innego kiedykolwiek. Ale byłbym w stanie się opamiętać, słysząc tylko jeden dźwięk odmowy z ust Jimina.

- Od zawsze. - pocałował mnie, zbliżając swoje usta do moich. Chwilę zapadliśmy się w tym pocałunku. Jeszcze nigdy nie czułem przy tym czegoś takiego.

A potem odsunął się ze śmiertelną powagą na twarzy i westchnął cichutko, po czym znowu wtulił się we mnie, jeszcze mocniej niż za pierwszym razem. Tylko że tym razem czułem na szyi jego niespokojny oddech.

- Jiminnie?

- Jungkook, zrób to, proszę. Błagam. - zacisnął dłonie, powodując u mnie ból. Ale nie zareagowałem na to. Nie było po co.

Dosięgnąłem dłońmi do jego bielizny i zsunąłem powoli w dół. Przełożyłem lekko koszulę, którą wciąż był w połowie okryty, żeby ułatwić sobie dostęp do niego. Potem ściągnąłem swoje bokserki. Przymrużyłem oczy i odetchnąłem donośnie po raz ostatni.

Złapałem Jimina pod udami i uniosłem delikatnie. Nie dość, że nie był ciężki to jeszcze sam mi pomógł, przysuwając się w moim kierunku. Kochany. Chociaż nie cofnijmy to. Dziwnie się czuję mówiąc słodkie rzeczy, podczas gdy właśnie zamierzamy z Jiminem uprawiać seks.

W końcu puściłem jego nogi, kiedy znalazł się w idealnej pozycji. Wtedy drżącą dłonią złapałem swojego członka i zrobiłem coś, czego bym się po sobie nie spodziewał. Mam tutaj na myśli, że nie jeszcze niedawno wyśmiałbym osobę, która powiedziałaby mi, że będę kochać się z mężczyzną. Wsunąłem się w niego, przez co jednocześnie zadrżał, zajęczał, wbił we mnie paznokcie o wiele bardziej niż do tej pory i wcisnął mi głowę w bark.

Zanim zdążyłem wyjść z szoku i zrobić cokolwiek innego, Jimin zdecydował za mnie. Poczułem jak unosi i opuszcza swoje biodra. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze. To było najlepsze uczucie na świecie. Od razu się w tym zakochałem. Szczególnie, że trzymałem w ramionach cały mój świat. Mojego Jimina.

- Kocham cię Jungkooshie. - wyjęczał, kolejny raz się na mnie nabijając.

- Ja ciebie też Jiminnie.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top