[33]

- Coś cię męczy, Jungkooshie? - usłyszałem delikatny głos Jimina tuż przy moim uchu.

Nie zdziwił mnie ani nie zaskoczył ani trochę. Od jakichś piętnastu minut trzymał głowę na moim ramieniu, prawie że na mnie leżąc. A w każdym razie opierał o mnie całego siebie.

Wracając do jego pytania. Tak, męczyło mnie coś. Od rozmowy z Taehyungiem i Hoseokiem minęły dwa dni, a o Yoongim dalej nic nie wiadomo. Coraz bardziej martwiłem się nie tyle o sprawę z moim bratem, co o niego samego. Suga nie odzywał się już od niemalże tygodnia. Jeszcze nigdy nie straciliśmy z nim kontaktu na tak długo.

- Wiesz Jiminnie ... mój przyjaciel zaginął. Trochę się o niego martwię. - oparłem głowę o tą Jimina, ale właściwie w tym samym momencie on odsunął się ode mnie, po czym spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- Martwisz? - zacisnął ze sobą brwi. - O Min Yoongiego? - złapał mnie za dłoń, po czym zaczął na nią naciskać co chwilę.

- Tak. Właśnie o niego. - westchnąłem. Nie miałem jakichś specjalnych chęci, żeby mieszać w to Jimina. Wolałem go słodkiego, wesołego i beztroskiego. Widząc, że coś go trapi czułem się jakbym to ja spieprzył. Powinienem go całkowicie izolować od jakiegokolwiek stresu.

- To dziwne, Jungkooshie. - stwierdził, zaciskając palce na mojej ręce z całej siły. - Najpierw Kim Seokjin, później Kim Namjoon, teraz Min Yoongi. Wszyscy odchodzą. - znów ścisnął brwi. - To bardzo podejrzane, nie myślisz, Jungkooshie?

Podejrzane? Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem. Jakby się tak zastanowić to faktycznie coś nie grało. W ciągu trzech miesięcy zabiło się dwóch moich przyjaciół, a jeden zaginął bez śladu. Jimin chyba miał rację. Coś definitywnie dziwnego się działo.

- Właściwie to jest dość podejrzane. Dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. - coś się nie zgadzało. Ale ... czegoś wciąż brakowało. Coś tu było bardzo nie tak.

- Nie wiem co o tym myśleć, Jungkooshie. Przeraża mnie to, że ludzie wokół znikają z dnia na dzień. A potem już ich nie ma. - wtulił się we mnie na nowo, ale tym razem głowę stykając z moim ramieniem.

Chciałem go objąć, ale trzymał się mojej ręki, więc nie byłoby to możliwe. Za to na nowo ułożyłem głowę na jego, żeby być jak najbliżej.

- Nie martw się Jiminnie. Przecież ja zawsze będę z tobą, a ty ze mną. - pocałowałem go gdzieś wśród jego mięciutkich włosków.

Siedzieliśmy sobie w 'naszym miejscu'. W sensie moim, Taehyunga, Hoseoka, Yoongiego, Namjoona i Seokjina. Chociaż tak właściwie ... teraz to było miejsce moje i Jimina.

- Tak wiem, Jungkooshie.

***

- Cześć, chłopaki. - przywitałem się z Taehyungiem i Hoseokiem.

Wczoraj wspólnie zadecydowaliśmy, że dzisiaj wrócimy razem do domu, zachodząc do naszego ulubionego sklepu, zupełnie jak dawniej. Gdyby był Yoongi to pewnie nie mielibyśmy na to w ogóle szans, ale że akurat się złożyło, że był nieobecny, mogliśmy swobodnie ułożyć taki, a nie inny plan. Nie znaczy to zaraz, że cieszę się z jego nieobecności. Bynajmniej, jest ona mi conajmniej nie na rękę. Ale fakt faktem tylko on miał dziwne poglądy o tym, że robienie tych rzeczy co kiedyś, bez Jina i Namjoona będzie dla nich obrazą i bezczeszczeniem ich pamięci. Co zupełnie mijało się z prawdą, rzecz jasna.

- Siemasz Jungkook. I Jimin. - odparł jako pierwszy Tae, uśmiechając się do nas. - To idziemy? - zagadnął bardziej w stronę Hoseoka.

- Pewnie. - odparł ten tylko.

I tak ruszyliśmy w drogę. Chwilę szliśmy w ciszy, kiedy nikt się nie odzywał. Trzymałem mocno dłoń Jimina, co chwilę ściskając ją i poluźniając. Jimin robił to samo. Na zmianę. Ale w końcu przestaliśmy, a mi zaczęła ta bezgłośnia doskwierać.

- A Hobi, powiedz, dalej wybierasz się na szkolny konkurs talentów? - dawno już nie poruszaliśmy tego tematu. Bo w sumie wśród ostatnich wydarzeń to była chyba najmniej ważna kwestia. Chociaż dla niego też pewnie się liczyła. Tyle że Hoseok zawsze miał tę mądrość, że potrafił odróżnić sprawy bardziej naglące od tych mniej.

- No tak. Ten krewny mojej wychowawczyni dalej przyjeżdża. I dalej liczę na to, że się dostanę do tego teledysku. - uśmiechnął się pewnie.

Lubiłem patrzeć na ten wyraz twarzy Hobiego. Był taki pełen nadziei i pewności siebie. Wręcz emanował taką pasją i mało by brakowało, żeby nią nie zarażał. Ale z moimi umiejętnościami tanecznymi to prędzej bym sobie kark złamał niż w ogóle nauczył się jakiegokolwiek układu. Jedyny układ jaki kojarzyłem to ten okresowy pierwiastków chemicznych.

- Na pewno. Z twoimi skillami. - zaśmiałem się.

- Jungkook ma rację. Nie dość, że cię wezmą to jeszcze będą błagać, żebyś u nich wystąpił. - Tae przełożył mu rękę przez barki.

No, szkolny konkurs talentów zbliżał się wielkimi krokami. Zawsze organizowali go pod koniec września. Zostało mniej niż miesiąc. To tak dużo, a jednocześnie tak mało czasu. Mimo iż byłem pewien, że ktoś z takim talentem jak Hoseok będzie atrakcją wieczoru, to czułem ten stres za niego. Wciąż to ja od początku pomagałem mu i to ja [i moja budująca krytyka] przyczyniłem się do tego, że na taniec wybrał taki, a nie inny motyw. Byłem jak rodzic, mający swój udział w karierze dziecka. Młodszy i przystojny rodzic.

- Bez przesady! - Hoseok uniósł ramiona, śmiejąc się po raz kolejny.

- No ale nie przesadzamy! Jesteś niesamowity, Hobi. Na pewno ... - zacząłem mówić ja, kiedy poczułem jak ręka Jimina zaciska mi się na ramieniu, a potem przerwał mi jego głos.

- Jungkooshie, pocałuj mnie. - spojrzałem na niego, widząc niezadowolenie na jego twarzy. Niezadowolenie mieszające się ze słodkością i uśmiechem, ale wciąż niezadowolenie.

- Teraz? - przejechałem na szybko oczyma po Taehyungu i Hoseoku. Patrzyli na nas z lekkim zdziwieniem.

- Tak. Teraz. - odparł dość stanowczym, żeby nie powiedzieć bardzo stanowczym głosem. Ale wciąż, z uśmiechem na ustach.

- Dobrze, Jiminnie. - zatrzymałem się na moment, żeby cmoknąć go w usta. Na tym skończyłem, po czym znów wznowiłem krok, wciąż trzymając dłoń Jimina.

- Jeszcze. - drugą ręką złapał mnie za rękaw od marynarki, pociągając go.

Tym razem nie użyłem już efektu echa, ale od razu właściwie przeszedłem do działania. Zrozumiałem, że taki lekki buziak mu nie wystarczył. Dlatego pocałowałem go ... bardziej. Tak, to chyba najlepsze słowo.

Uwielbiałem się całować z Jiminem, ale nie wiem jak moi przyjaciele na to reagowali. Chociaż tak właściwie to wtedy nie patrzyłem na nich. Jakby przestali istnieć w momencie, w którym moje usta stykały się z tymi Jimina.

***

- Dzień dobry. - weszliśmy do sklepu jakieś pięć minut później. Droga ze szkoły do niego to było jakieś dziesięć minut, może odrobinę mniej spacerowym tempem, także dość blisko. Na dłuższej przerwie można było tam sobie spokojnie podejść, gdyż w naszym sklepie szkolnym nie było takiego asortymentu jak w tym.

- Kogo moje oczy widzą? - zaczął sprzedawca.

Pan Woo znał nas od lat. Tak samo jak my jego. Jak już kiedyś mówiłem, byliśmy stałymi klientami właśnie w tym sklepie. Było tam tanio i ogólnie panowała przyjemna atmosfera. Z ów pracownikiem/właścicielem też mieliśmy dobry kontakt. Zawsze rozmawialiśmy z nim o szkole i o takich pierdołach życia codziennego, kiedy akurat w sklepie nie było innych klientów.

- Cześć, proszę pana. - powiedział Tae za nas wszystkich.

- Ze sto lat was nie było! Jak nie lepiej! - zaśmiał się. - Już myślałem, że znaleźliście sobie lepszy sklep. - dodał podejrzliwie, przechylając głowę.

- A istnieje w ogóle lepszy sklep? - zapytałem tym razem ja.

- Chyba masz rację, Jungkook. - wskazał na mnie palcem, uśmiechając się. - To co, chcecie coś na koszt firmy? Tylko nie puśćcie mnie z torbami.

- Nie, dziękujemy, weźmiemy tylko lody. - odparł Tae, po czym odeszliśmy na moment od kasy, żeby podejść do lodówki z drugiej strony sklepu.

- Chcę śmietankowego Big Milka. - oznajmił Hoseok, kiedy Taehyung nurkował już w lodach, szukając każdemu z nas jednego. - Dzięki. - dodał, gdy już swojego otrzymał.

- Tragedia. - obok stały dwie starsze kobiety, zajmując stoisko z gazetami. Wcześniej też rozmawiały, ale bardziej na wesoło. Dopiero w tamtym momencie ich głos zmienił się na zszokowany i tylko przez to zwróciłem na nie uwagę.

- Co się stało? - zapytała druga.

Wtedy zarówno Taehyung i Hoseok zwrócili na nie uwagę.

- Zobacz na ten artykuł. - wskazała palcem. Zauważyłem, że trzyma gazetę miejską. To znaczy taką o Seulu. Czyli coś u nas. - 'Na obrzeżach znaleziono zwłoki nastoletniego chłopaka. Jego ciało najprawdopodobniej leżało tam kilka dni, ze względu na znalezione ślady gnicia.' Straszne.

- Niech mi pani to pokaże. - Hoseok wepchnął mi do rąk swojego loda, po czym siłą przejął od kobiety czasopismo. Nie znałem go z tej strony.

Zaczął dokładnie czytać, zaciskając brwi coraz mocniej, aż w pewnym momencie spojrzał z szokiem na nas. Potem znowu powrócił do gazety, ale tylko na moment, po czym wypuścił ją z rąk i cofnął się o dwa kroki, siadając pod półką sklepową. 

- Nie nie nie ... - zaczął powtarzać w kółko. - Nie. To niemożliwe. Nie.

- Hobi? - zaczął Tae, podchodząc do niego. - O co chodzi?

Hoseok nie odpowiadał. Siedział tylko dalej, trzymając dłonie wplątane we włosy i co jakiś czas powtarzając 'nie'.

Najwolniej jak umiałem ruszyłem się z miejsca, po czym jeszcze delikatniej podniosłem tę gazetę i sam zabrałem się za jej lekturę. Opisali tam prawdopodobną przyczynę śmierci, jaką miał być upadek z wysokości. Obok stał jakiś stary parking. To z niego według tego artykułu ów chłopak wypadł. Potem zorientowałem się, co było przyczyną zachowania Hoseoka. Ostatnie zdanie.

'Z dokumentów znalezionych przy ciele nastolatka udało się ustalić, że ofiara to niejaki Min Yoongi, uznany w ostatnich dniach za zaginionego.'

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top