[29]

- Chcecie pizzę?

Natychmiastowo odsunąłem się od Jimina, zderzając wystraszone oczy z posturą mojego zagubionego teraz brata, stojącego w drzwiach.

Boże Boże Boże.

- O kuźwa. - cofnął się krok. - O ja pierdolę. - złapał się za głowę.

Ściągnąłem z siebie nogę Jimina, a jego całego przesunąłem na bok, wstając z łóżka. Jak ja to miałem wyjaśnić?!

- Junghyun! To nie tak!

- Czyli wcale nie toczyłeś gry wstępnej z jakimś kolesiem?! - no ... w sumie to tak właśnie chyba było.

- Nie! My tylko ... ja tylko chciałem sprawdzić jak to jest z chłopakiem!

- Jak ty się nawet nigdy z dziewczyną nie całowałeś! - ta sytuacja robiła się coraz gorsza.

- A skąd wiesz?! - dodałem łamiącym się głosem.

Przecież jak on to powie rodzicom ... oni zabronią mi się spotykać z Jiminem! Umrę bez niego! A Junghyun powie to na pewno. W końcu jest ich pupilkiem.

Myśl Jungkook! Jak to teraz odkręcić?!

- Jungkook ... - Junghyun przyłożył sobie dłoń do ust, zaczynając oddychać jak astmatyk. - Jungkook nie rób mi tego. Nie po to tyle lat się wstrzymywałem, żebyś teraz ty robił co chcesz!

Nie zrozumiałem jego słów z początku. Były zupełnie nie wiem skąd wyjęte. A w miarę, gdy zaczęły zyskiwać sens, traciły go coraz bardziej.

- Ale o czym ty ...

- Co by powiedzieli rodzice, gdyby się dowiedzieli, że ich syn ... że ich syn robi to! - wskazał na moje łóżko, ale konkretniej na Jimina. Odwróciłem się, patrząc na niego. Siedział skulony, przerażony. Tak być nie mogło. - Trzeba być posłusznym dzieckiem!

- To dlatego nie masz dziewczyny ... - parsknąłem pod nosem. - I dlatego wchodzisz rodzicom w dupę. - cofnąłem się. - Nienawidzę cię. Naprawdę cię nienawidzę ty pieprzony draniu. Powiesz tylko słowo rodzicom. Zabiję cię. Zabiję cię, jeśli on przez to ucierpi. I zabiję cię, jeśli przez ciebie nie będę mógł się z nim widywać.

Nie wyobrażałem sobie tego. Że przez tego idiotę miałbym stracić mój największy skarb. Nie mogłem na to pozwolić. Prędzej uciekłbym z Jiminem na koniec świata. Z dala od wszystkich i od wszystkiego. Gdzieś, gdzie bylibyśmy tylko my dwaj.

- Masz to skończyć. Ja też musiałem kończyć wszystko co się obiecująco zaczynało ... nie będziesz mieć lepiej. Masz to skończyć. Inaczej o wszystkim się dowiedzą. - w jego oczach zobaczyłem obłęd. I okrucieństwo, wylewające się z jego ust. Jak można być tak podłym? Jak ...

- W życiu! Kocham Jimina najbardziej na świecie. Ktoś taki jak ty nawet nie wie czym jest miłość ty dupku. - pchnąłem go.

Po tym stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Było to dla mnie większym szokiem, niż gdyby Taehyung okazał się być dziewczyną.

Junghyun mnie uderzył. Ale nie tak lekko, jak brat brata. Dostałem pięścią w twarz. Z całej siły.

Przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczyma, kiedy upadłem na podłogę. Potem zamazany obraz znów zaczął układać się w logiczny i spójny widok. I wtedy zobaczyłem ledwo dostrzegalną osobę mojego brata, który zataczał się, trzymając za głowę, a jeszcze przed nim, mój wzrok skupił się na innym obrazie. Na plecach Jimina.

Otrzepywał marynarkę, po czym odwrócił się w moim kierunku ze swoim błogim uśmiechem.

- Wszystko dobrze, Jungkooshie? - wyciągnął w moją stronę prawą dłoń, chcąc pomóc mi wstać.

Już miałem za nią złapać i odpowiedzieć, że wszystko dobrze. Ale w ostatnim momencie zauważyłem spływającą po niej krew.

Zacząłem szybciej oddychać, odsuwając się gwałtownie od Jimina, przez co jego wyraz twarzy zmienił się z wesołej w nic nie rozumiejącą.

Przeniosłem oczy na Junghyuna, który opierał się ledwo co o framugę drzwi, a z jego oka toczyła się czerwona ciecz.

- Jiminnie? - spytałem przerażony. Nie miałem pojęcia co wtedy zrobić. Bałem się jakiegokolwiek ruchu. Każdy mogłem wtedy wykonać źle.

- Nie pozwolę cię skrzywdzić Jungkooshie. - uśmiechnął się na nowo. - Nikomu.

- J-Jiminnie ... masz ... masz na dłoni ...

- Krew? - wydął policzki, przypatrując się swojej ręce. - Hmm. Masz rację. Ubrudziłem się. Lepiej pójdę to zmyć. - wstał, z miejsca udając się do mojej toalety, ale jeszcze wcześniej ukłonił się przed moim bratem i podał mu tę samą dłoń. - Nie było okazji. Jestem Park Jimin. Chłopak Jungkooka. Przepraszam, że cię uderzyłem, ale nie pozwolę skrzywdzić Jungkooka. - uniósł ramiona.

Junghyun spojrzał tylko na niego prawym okiem, tym, które aktualnie miał sprawne, po czym cofnął się.

- Najlepiej byłoby, jakbyśmy zapomnieli, że cokolwiek się zdarzyło, dobrze? - zaproponował Jimin wesolutkim głosem.

Nie wiem czemu, ale wtedy się uspokoiłem. Kiedy na nowo dostrzegłem mojego Chimchima.

***

Jimin znów u mnie nocował, kiedy okazało się, że rodzice nie wracają aż do następnego dnia. Z samego rana i Junghyun wyjechał. Niby jak później stwierdził miał zostać na tydzień, ale chyba mu się odwidziało.

Ale dzięki temu, razem z Jiminem mogliśmy spokojnie usiąść i zjeść śniadanie tylko we dwóch. Co prawda było to raczej biedne śniadanie, bo składało się jedynie z ulubionych kanapek Jimina, takich z samym masłem i dżemem, ale sam fakt tego, że mogliśmy siedzieć tylko we dwóch był niesamowity.

***

- Yoongay!

- Przestaniesz w końcu?! - założyłem dłonie na krzyż, patrząc na Taehyunga ze złością. - Może właśnie przez to nie wychodzi?

- Po prostu znowu go nie ma. Gdyby był, to musiałbym do końca życia oddychać przez rurkę. - zaśmiał się Tae.

- Hosoek, zadzwoń do ...

- Dzwonię cały czas.

Yoongi chyba naprawdę znowu uciekł. Ale zazwyczaj dawał nam o sobie jakieś znaki. Serio, zwykle dokładnie wiedzieliśmy co się dzieje. Ale w sumie, zawsze kiedy Suga spieprzał z domu, zatrzymywał się u Seokjina, który i tak można powiedzieć, że mieszkał sam. Tym razem nie miał takiej możliwości.

- To pewnie przez natłok tego wszystkiego. Musiał zwyczajnie odpocząć. - wtrącił Taehyung, odchodząc od jego domu. Podążyliśmy za nim.

- Patrzcie. - spojrzeliśmy na Jimina, który z poważną i jakby smutną miną patrzył w niebo. Podniósł dłoń do góry. - Nikogo tam nie ma. - ścisnął usta. - Czy Bóg nas nienawidzi, Jungkook? Dlatego nas opuścił?

Kompletnie mnie zatkało. Już nawet nie chodzi o to, że nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Po prostu nawet nie wiedziałem o co on mnie zapytał.

- O czym mówisz, Jiminnie? - położyłem mu dłoń na ramieniu, przez co opuścił wzrok. Westchnął.

- O niczym takim. - zaśmiał się. - Jestem pewien, że wasz przyjaciel niedługo się znajdzie. - uniósł ramiona wesoło.

Uwielbiałem jak był taki beztroski. Taki kochany i niewinny. Złapał mnie za rękę, wtulając się w nią.

- Kocham cię, Jungkooshie. - pocałował mnie w policzek.

Jimin miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Cieszyło mnie to. Za każdym razem, gdy wiedziałem jego uśmiech miałem chęć skakać z radości. To naprawdę cudowne uczucie, kiedy widzi się szczęście ukochanej osoby.

***

- Suga do mnie napisał! - Hoseok usiadł obok nas, kładąc jedną nogę na ławkę i przytulając ją lewą ręką. Prawą zaś trzymał telefon, z którego teraz zaczął wyczytywać jakąś treść. - Że niedługo się zobaczymy.

Nie wiem, czy można powiedzieć, że byłem zaskoczony, ale na pewno nie siedziałem już tak spokojnie jak do tej pory. Zaciekawił mnie tym. To, że Yoongi odezwał się tylko do niego w sumie nie było niczym dziwnym. Jak już wspominałem, we dwóch trzymali się bliżej. Teraz znowu, kiedy relacje naszej resztki zaczęły wracać do takiej 'normalności'. Czyli bardziej sensownym było, że tylko jemu dał o sobie znać. Tym bardziej, że mógł mieć pewność o tym, że Hoseok przekaże to reszcie.

- Ale że do domu już nie wróci. Do szkoły też nie.

- Jak to? - wyrwał się Taehyung, rozszerzając oczy. Wkroczył twarzą pomiędzy twarz Hobiego, a jego telefon, sam zaczytując się w treść wiadomości. - Ty no faktycznie. - przejął telefon Hoseoka, pokazując go mi po chwili. - Dasz wiarę, Jungkook?

Spojrzałem na komórkę, widząc w niej SMS'y, które w sumie idealnie streścił Hobi. Ostatni został wysłany również przez niego samego i brzmiał 'gdzie teraz jesteś?'. Ale na to już Yoongi nie odpowiedział. Tak myślałem, że nie będzie chciał nikogo na razie widzieć. Inaczej by się z nami wcześniej skontaktował.

- Tęsknie za nim. - dodał Hoseok, przejmując od Taehyunga swój telefon i blokując go. - Będzie się gęsto tłumaczył. - parsknął śmiechem pod nosem.

- Wątpię, że dowiemy się od niego czegokolwiek na temat jego nieobecności. Pewnie powie tylko 'no nie było mnie' i na tym się jego wywód skończy. - odparł Taehyung, opierając się na rękach za plecami.

- To akurat prawda. Yoongi rzadko kiedy coś o sobie mówi. Nawet nam. - w sumie to gdy chcieliśmy się o nim czegoś dowiedzieć, musieliśmy na niego naciskać. I to bardzo. Z własnej woli to powiedział nam chyba tylko tyle, że nazywa się Min Yoongi. Zawsze był bardzo tajemniczy.

- Patrzcie kto się odezwał. - Tae założył dłonie na krzyż. - Yoongi nam mało o sobie mówi? A kto od wczoraj ma rozcięty podbródek i nawet nie raczył o tym wspomnieć, hmm? - szturchnął mnie w ramię. - Z kim się lałeś?

Oj Tae ... gdybyś ty wiedział przez ile szoków ja wczoraj przeszedłem ...

Naprędce zacząłem kompletować w myślach sentencję o tym, jak to brutalnie w drodze do domu napadła na mnie mafia i musiałem ich wszystkich sprać, obrabiając zarówno siebie jak i Jimina. Ale wtedy odezwał się właśnie on.

- Jungkooka uderzył jego brat, kiedy wszedł do pokoju jak się całowaliśmy. - wszyscy spojrzeliśmy na Jimina, który właśnie upijał łyk mleka przez różową słomkę.

W pierwszej chwili zrobiło mi się strasznie głupio. Tym bardziej, że Tae i Hobi spojrzeli na mnie jak na jakiegoś klauna. Ale potem pomyślałem, że w sumie dobrze, że Jimin to powiedział, bo sam pewnie nazmyślałbym im, jak to w ostatnim czasie coraz częściej mi się zdarzało. Dlatego zdałem się na jego słowa, kładąc mu dłoń na kolanie.

- To nic takiego. Raz dostałem w twarz. - przed oczyma stanęłam mi ręka Jimina umazana krwią. To do siebie tak bardzo nie pasowało. - Potem stwierdził, że to moja sprawa. Prawda Chimchim? - uśmiechnąłem się do niego.

Jimin spojrzał na mnie bystrym wzrokiem, po czym sam też się uśmiechnął.

- Yhym. - pokiwał głową, biorąc następnego łyka mleka.

Nie wiem, czy to dobrze zmuszać Jimina do kłamstwa na moją sprawę. Upośledzonego Jimina, który jest na każde moje kiwnięcie palcem. Ale o wiele łatwiej było skłamać, niż przytaczać całokształt sytuacji i jeszcze go tłumaczyć. Mój brat okazał się być gejem. Z tego raczej wyszłaby nam niekrótka dyskusja, a tego to wolałem uniknąć.

- Jejku ... nigdy nie pomyślałbym, że Junghyun jest do czegoś takiego zdolny ... - Hoseok westchnął z wrażenia, przypatrując mi się ze strachem.

Ja też ... ale dla mnie to było chyba większe zdziwienie. Mój własny brat o mało mnie nie pobił. Jak dobrze, że był tam Jimin, który znów mnie obronił. I znów on mnie, a nie ja jego.

- Junghyun to idiota. - westchnąłem. - I zawsze był idiotą. Ale takiego czegoś to ja też się po nim nie spodziewałem.

Spojrzałem na Jimina, który wpatrywał się we mnie na wylot. Jakby prześwietlał moją osobę wzrokiem, doszukując się we mnie wszystkich emocji. I tak, jak na początku mnie to przerażało, tak teraz widziałem w tym wzroku piękno, jakiego nie było nigdzie wokół.

- Chciałbym móc go już nigdy nie musieć oglądać.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top