[25]

- Chciałbym być z tobą na zawsze, Jungkooshie. - delikatna dłoń Jimina przesunęła się po moim przedramieniu.

Jak zwykle dostałem wtedy ciarek. Jego dotyk był tak przyjemny i kojący. Chciałem, żeby trzymał na mnie ręce. Chciałem, żeby jego ciało stykało się z moim. Czuć jego zapach dłużej, intensywniej. Dotykać go więcej i bardziej. Patrzeć na niego zawsze i wszędzie. Kochać go mocniej z każdym momentem. I żeby on mnie kochał mocniej. Jak cudownie się składało, że tak właśnie było.

Patrzyłem w jego piękne włoski, blokujące mi widoku na jego twarz. Przemykałem oczy, żeby lepiej poczuć jego woń. Pragnąłem go tak bardzo. Ale on nie był na to gotów. I nie wiem, czy kiedykolwiek będzie. Tym bardziej, że mną kierują instynktowne pobudki. Nie chciałem, żeby Jimin stał się jedną z nich. On był ważniejszy. Najważniejszy.

- I będziesz. - przeczesałem mu kosmyki, na nowo zauważając w nich odrosty. Robiły mu się co jakiś czas, ale oczywiście było to całkiem normalne. Naturalnie miał ciemne włosy, jak każdy zresztą w Korei. Ciekawy byłem, jak by wyglądał w czerni. - Chciałbym zobaczyć cię bez farby na włosach. W takich, w jakich widziałem cię kiedyś codziennie. - złapałem jeden z jego kosmyków, odłączając go od reszty fryzury i przyglądając się mu dogłębnie.

Odsunął ode mnie głowę, uśmiechając się delikatnie. Tak, że miałem wrażenie, że tylko ja mógłbym dostrzec ten uśmiech. A nikt inny by go nie zobaczył. Nieważne w jak dobrym świetle. Tylko ja to widziałem.

- To nie będzie możliwe. - przejechał mi dłonią po policzku.

Zmarszczyłem ze sobą brwi, co nie uszło jego uwadze.

- Po prostu mam złe wspomnienia z moimi czarnymi włosami. - przybliżył się do mnie, wtulając głowę w moją klatkę piersiową. - Nie myśl o tym, Jungkook. - jego słowa ani trochę mnie nie uspokoiły.

Słysząc sentencję o 'złych wspomnieniach' Jimina zacząłem wiercić w głowie ich temat. Co mogło być dla niego złymi wspomnieniami? Jak taki aniołem mógł w ogóle mieć złe wspomnienia? Świat był zbyt okrutny dla tak niewinnych i bezbronnych osób jak on. Jimin zasługiwał na same dobre doświadczenia. Tylko na takie.

- Kolacja! - usłyszałem głos mamy. Przez co moje myśli nie tyle zeszły na inny tor, co trochę się uspokoiły. Bo tak naprawdę on w mojej głowie był przez cały czas.

***

Rano spotykałem się z nim pod moim domem, pod który zawsze przychodził. Niekiedy proponowałem mu, żeby pokazał mi gdzie mieszka, a wtedy ja będę mógł przychodzić po niego. Nie chciałem, żeby musiał się fatygować tak daleko. Poza tym, pragnąłem zobaczyć z kim mieszka. Naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że sam. Dlatego wolałem mieć pewność. To nie tak, że mu nie ufałem. Po prostu ... wątpię, że jego rodzice [nawet jeśli zostali w Busan] puściliby go samego samiuteńkiego do tak ogromnego i niebezpiecznego miejsca jak Seul. Bardzo to by było podejrzane.

- Cześć Chimchim. - rozłożyłem ręce, przytulając go do siebie, kiedy już podszedł. Pocałowałem go w czubek głowy, stykając usta z jego delikatnymi włoskami.

Ten nic nie odpowiedział w pierwszym momencie. Odsunął się tylko, z powagą na twarzy i pytaniem, które nie wiem czemu wydało mi się straszne.

- Kochasz mnie, Jungkooshie? - albo może nie samo pytanie, ale sposób w jaki je wypowiedział. Jakby mi coś zarzucał, a jednocześnie był bliski płaczu.

Nie wspominając już o tym, że zupełnie nie wiem skąd nagle pojawiła się taka kwestia. To chyba było logiczne, że go kocham. Poza tym powtarzałem mu to na potęgę. Zupełnie nie rozumiałem sensu zaistnienia jego słów.

- Oczywiście, że tak, Jiminnie. Najbardziej na świecie. Jesteś moim słońcem i szczęściem. - złapałem go za ramię, drugą dłonią zaczesując mu włosy za ucho. Uśmiechnąłem się do niego pogodnie, chcąc jakby moim wyrazem twarzy upewnić go co do moich uczuć. - Strasznie cię kocham. - dodałem spokojnie.

Spojrzałem w jego cudne oczy, tonąc w nich na nowo. Za każdym razem się tak działo. Nie umiałem w nich dryfować. Szedłem na dno, tak jak moje uczucia. Z dnia na dzień stawałem się coraz bardziej jego. Przede wszystkim byłem chłopakiem Jimina. Jungkookiem dopiero potem. Widziałem to dobrze, nie byłem, ani nie jestem ślepy. Ale podobało mi się to. Uwielbiałem to uczucie, że należę do niego, a on do mnie. Nic innego się nie liczy oprócz Jimina. Dla niego wszystko mógłbym zrobić. Zostawić każdego. Zmienić się jak tylko by mi zadyrygował. Tak wygląda prawdziwa miłość.

Taehyung przestał chodzić ze mną do szkoły. Szedł drugą stroną ulicy, udając, że mnie nie widzi. Ja chyba robiłem to samo. Jedynie w klasie mówiliśmy sobie to wymagane 'cześć' z uśmiechem, że niby wszystko okej. Czasem próbował nawiązywać ze mną dyskusję i czasem nawet się to udawało, ale nasza relacja nie była już taka jak kiedyś. To tylko pokazywało mi jak słaba była nasza przyjaźń. Nie tak, jak więź z Jiminem. Tyle lat minęło, a my dalej byliśmy tak blisko. To aż niesamowite.

Yoongiego to w ogóle widziałem tak sporadycznie, że prawie wcale. On się teraz trzymał tylko z Hoseokiem, z którym mój kontakt wcale nie wyglądał lepiej. Czy było mi smutno? Oczywiście że tak. Końce zawsze są w jakimś stopniu trudne. Za każdym razem pozostają te myśli, że to nie musiał być koniec. Że jakoś można było temu zapobiec. Nawet jeśli tak nie było.

Tae chyba został teraz sam. W każdym razie nie widziałem go z nikim ani na przerwach, ani żeby się z kimś spotykał po szkole. Pomiędzy lekcjami siedział tylko w ławce, jak już wspominałem odwracając się do mnie czasem. Do toalety wychodził sam, po prostu wstając i nikomu o tym nie mówiąc. A do domu szedł drugą stroną ulicy, niż ja i Jimin.

Ta, wracaliśmy też razem. Trzymałem go ciasno za rękę, żeby mi znowu nie uciekł, tak jak kiedyś. Zawsze bałem się, że stanie mu się jakaś krzywda. Dlatego wolałem go mieć najbliżej siebie jak to tylko możliwe. Tak blisko, żeby czuć jego zapach, a czasem słyszeć oddech, kiedy się przytulaliśmy. Tak. Dźwięk jego oddechu dorównywał jedynie miarowemu biciu serca, które też momentami dałem radę wyczuć. Zawsze był taki spokojny. Odrębny od całego zła. Tak dobry. Spoglądałem na niego co jakiś czas, on tylko patrzył na chodnik zadowolonym wzrokiem. Pełnym jakiejś niezrozumiałej dla mnie euforii, której każdego dnia było u niego coraz więcej.

Coraz mniej myślałem już o braku Seokjina i Namjoona, a coraz więcej o Jiminie, który zastępował cały mój smutek swoją radością. Kochałem go jak szalony. I pokazywałem mu to codziennie.

- Hej Jungkook. - z letargu wyrwał mnie Taehyung, zagradzając mi drogę. Było mi to trochę nie na rękę, gdyż spieszyłem się do Jimina. Poszedłem do ubikacji, zostawiając go na moment. Obiecałem, że wrócę najszybciej jak to możliwe. - Pogadamy? - mówił dość poważnie. Więc trochę mnie to zaniepokoiło.

- Jasne ... to ... chodź może do klasy, bo zostawiłem tam Jimina i ...

- Ale właśnie ja chciałem pogadać w cztery oczy. - przerwał mi, kiedy miałem zamiar zacząć iść w stronę sali. Co miał na myśli mówiąc 'w cztery oczy'?. - Tak ... bez Jimina. - dowiedziałem się wcześniej niż sądziłem.

- Ale ... dlaczego bez Jimina? - skrzywiłem się. Przecież to by oznaczało, że mam przed nim jakieś sekrety. Czyli że go okłamuję. A związku nie można budować na kłamstwie. Poczułem złość na Taehyunga. Ale nie okazywałem mu tego tonem. Niepotrzebne by to było.

- No wiesz ... przyjaźnimy się w końcu ... i też mamy swoje sprawy, do których Jimin nie powinien mieć wglądu. - zupełnie się z nim nie zgadzałem. Czy on próbował mi narzucać, że mam coś ukrywać przed Jiminem? W życiu. Jimin jest ze mną szczery. Dlatego mówię mu wszystko. Bo tego samego oczekuję od niego.

- Ale co ty teraz insynuujesz? - odsunąłem się od niego. Nie podobało mi się zachowanie Taehyunga. Był dziwny. - Nie Tae. Kocham go i chcę być z nim w pełni szczery.

Ta dyskusja zrobiła się bezsensowna. Zapragnąłem sobie pójść. Tym bardziej, że naprawdę Jimin na mnie czekał. Nie chciałem, żeby się martwił.

- Przecież nie o to mi chodzi. Po prostu ... - zatrzymał na chwilę słowa. Spojrzał na mnie najpierw wzrokiem z wyrzutem, potem przerzucił wzrok na jakąś ścianę. Na końcu znowu popatrzył na mnie, ale tym razem ze smutkiem. - ... Jungkook, powiedz mi, czy my jesteśmy jeszcze w ogóle przyjaciółmi?

Wtedy dotarło do mnie, że to co odpowiem, że moje następne słowa mogą być bardziej kluczowe, niż to wszystko, co przez lata razem z  Taehyungiem budowaliśmy. Ta cała przyjaźń, prawdziwa, przez cały czas jej trwania, może skończyć się moim jednym 'nie'. Nie chciałem tego. Taehyunga też kochałem. Jak brata, ale jednak. Oddaliliśmy się, ale nikt z nas oficjalnie nie zakończył tej przyjaźni. Teraz zacząłem się bać. Kiedy przypomniałem sobie nasze wszystkie wspólne momenty. Nasze uśmiechy, smutki, radości, płacze. Wszystko to, co nas łączyło i dzieliło. I wsparcie jednego dla tego drugiego, zawsze kiedy była taka potrzeba. Oczywiście, że byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Po prostu mieliśmy kryzys. Przez Seokjina i Namjoona.

- Jak możesz w ogóle zadawać takie pytania. - położyłem mu dłoń na ramieniu. - Zawsze będziemy przyjaciółmi. Chyba sobie obiecywaliśmy, nie pamiętasz?

- Więc dlaczego już nie rozmawiamy, tak jak kiedyś? Dlaczego nie spotykamy się? I dlaczego mnie unikasz, Jungkook? - ja przecież wcale go nie unikam. To on mnie unika.

A dla mnie też nie jest łatwe pogodzić związek z Jiminem z przyjaźnią z nim. Czas, który kiedyś poświęcałem tylko Taehyungowi, teraz muszę podzielić też tak, aby być z Jiminem. Rozumiem, że Taehyungowi mogło się to nie podobać, ale niektóre rzeczy trzeba po prostu zaakceptować i się do nich przyzwyczaić.

- To niepra ...

- Jungkooshie. - spojrzałem na przestrzeń za Taehyungiem, natykając się na zmartwioną twarz Jimina. Kurde. Tak bardzo chciałem uniknąć jego stresu. Niepotrzebne mu to było. - Długo nie wracałeś.

- Wiem, Jiminnie. Już idę. - wyminąłem Tae, po czym objąłem Jimina jedną ręką i dałem mu całusa w policzek.

Razem poszliśmy do klasy. Kątem oka widziałem jak ślicznie się uśmiecha. Był taki szczęśliwy, kiedy byłem obok niego. Czułem się z tym niesamowicie. Przy nim naprawdę czułem, że jestem wartościowy. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

***

Mieszałem łyżką w zupie, odsuwając marchewki na jedną stronę, a ryż na drugą. Niewiele mi to dawało, bo już po chwili wszystko wracało na swoje początkowe miejsce, co mnie lekko irytowało. Ale zajęcie przednie, więc nie miałem zamiaru go przerywać.

Chociaż może przednie to zbyt dużo powiedziane. W każdym razie swobodnie unikałem wzroku rodziców. Bo wiecie jak to jest, jak się z kimś spotka spojrzeniem to zwykle wtedy zaczyna się dyskusja. Bardzo chciałem tego uniknąć.

- Jimin jutro przyjdzie. - przecząc sam sobie, co ostatnio stało się moim hobby, ja zacząłem temat, nie dlatego, że chciałem, ale uznałem, że warto uprzedzić za wczasu. Chyba już każdy zdążył przekonać się jacy są moi rodzice. Z nimi to lepiej mieć wszystko ustalone.

- Dobrze. - odparła mama niemalże od razu.

Ogromnie cieszyłem się, że go lubili. To dawało mi pełne pole manewru co do relacji z nim. Mogliśmy swobodnie spotykać się nie tylko poza szkołą, ale i nawet w moim domu. Wystarczy, że powiedziałem, że wychodzę z Jiminem. I tak, jak kiedyś gdy z kimś wychodziłem rodzice krzywili się i kazali szybko wrócić, tak teraz z uśmiechem życzyli mi dobrej zabawy. Naprawdę, oni zawsze mieli jakąś sympatię do Jimina. Już w Busan widziałem to aż nadto.

- Będzie nocować? - zapytała jeszcze, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.

- Nie wiem. Raczej nie, ale jak się zasiedzi do późna to nie pozwolę mu wracać po ciemku. - włożyłem do ust łyżkę zupy.

Wspólne nocowanie z Jiminem. Już raz u mnie spał. Ale to był przypadek. Tym bardziej, że ja widziałem naszą wspólną noc w trochę innym niż moi rodzice świetle. Nie wiem co o tym mówić, ale takie rzeczy też są chyba ważne w związku. Tyle że nie mogę sobie na to pozwolić przy Jiminie. Nie mógłbym z nim. Ale myślałem o tym. Często o nim myślałem w ten sposób. Zarumieniłem się momentalnie.

- To ja przygotuję pościel.

Chciałem być bliżej Jimina. Ale nie wiem czy on by umiał w takim znaczeniu. Bałem się, że go skrzywdzę. Poza tym, obaj byliśmy chłopakami. I takie sprawy byłyby chyba bardziej skomplikowane niż jakby Jimin był dziewczyną.

A jednak nie byłem głupi i dobrze wiedziałem jak to wygląda. Bądźmy ze sobą szczerzy, mam tyle lat ile mam, jestem chłopakiem i interesują mnie niektóre rzeczy. Nie podniecają, przez moją orientację, ale nie raz, nie dwa oglądałem porno. Różne. Naprawdę różne. Chciałem wiedzieć, co mi się podoba. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że jestem pan. Kiedy nic mi się nie podobało. A teraz pojawił się Jimin i on mi się podobał.

Dlatego czułem się przy nim tak magicznie. Bo on był jedyną osobą, na którą mój organizm reagował w taki sposób. I naprawdę, czasem trudno było to powstrzymać. To wszystko było dla mnie nowe.

- Okej. - odparłem cichym głosem. Odłożyłem łyżkę do zupy, o mało co nie wypuszczając jej z rąk.

Zagryzłem wargę od środka, czując po chwili metaliczny smak w ustach. Zaciskałem zęby mocniej, żeby odpędzić myśli o nim. Podnieciłem się.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top