[22]
- Uwielbiam twoje włosy. - plątałem palce pośród kosmyków Jimina. To była jedna z tych rzeczy, które tak bardzo mnie rozluźniały.
W ostatnim czasie wszystko posypało się bardziej niż wcześniej.
Namjoon nie spędzał z nami czasu w ogóle. Nie był już cichy i nieobecny. Zachowywał się jak chodząca paranoja. Każdego po kolei podejrzewał. Nawet nas. Znaczy ... niby domyślałem się, że to moja wina. Ale starałem się o tym nie myśleć. Sam z siebie chciałem wyprzeć ten fakt, a co dopiero mówić o tym komukolwiek. Tym bardziej, że nie wiem co by zrobił Namjoon pod wpływem emocji. Bałem się zwyczajnie.
- Jesteś dla mnie taki miły, Jungkook. - Jimin złapał mnie za jedną dłoń, przyciskając sobie do policzka. Siedział oparty plecami o mój tors.
Od czasu, tej szajby Namjoona oddaliliśmy się od siebie. Nie tylko z nim, ale ogólnie cała piątka. Łączyło nas już właściwie tylko to, że razem wracaliśmy ze szkoły i do niej szliśmy [chociaż też nie codziennie], oraz, że czasem spotkaliśmy się na jakiejś przerwie. Ale zawsze kogoś brakowało. I nie mówię tu już o samym Soeokjinie. Bynajmniej. Mam na myśli Yoongiego, Namjoona lub mnie. Taehyung zaczął się bardziej przyjaźnić z Hoseokiem. I pomyśleć, że to wszystko zmieniło się w ciągu jednego tygodnia.
Ja spędzałem prawie cały czas z Jiminem. Sam zawsze łapał mnie gdzieś i proponował, żebyśmy zjedli razem obiad, albo poszli gdziekolwiek. Ale koniecznie tylko we dwóch. Nie to, żeby mi to jakoś nie odpowiadało. Kocham go i nawet cieszyło mnie, że możemy spędzać razem czas. Ale czułem się dziwnie, kiedy mijałem gdzieś na przerwie Taehyunga, a jedyne co mieliśmy sobie do powiedzenia to 'cześć'. Znaczy on zawsze próbował zacząć jeszcze jakąś rozmowę, ale czułem się pomiędzy młotem a kowadłem, musząc wybierać czy wolę spędzać czas z nim, czy z Jiminem. Chociaż ostatecznie i tak padało na Jimina i jego proszące oczy, którymi mnie wtedy traktował.
- Bo cię kocham. - ucałowałem go w czubek głowy, od razu stykając nos z jego zapachem. Za każdym razem działał na mnie tak samo.
- Jungkook? - odsunął moją dłoń od swojego policzka, trzymając ją wciąż, podczas gdy palcami drugiej ręki zaczął kreślić mi na skórze kółka. - Dlaczego mnie kochasz?
Dlaczego go kocham? Nie wiem. Tak naprawdę.
Chyba jakoś tak samo wyszło. Przyjaźniliśmy się i pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że zaczynam go potrzebować. Nigdy nie miałem pociągu do płci męskiej. Do żeńskiej też zresztą nie. Po prostu, za dzieciaka wszystko było prostsze. Może po części chciałem wierzyć w tę miłość? Może wmówiłem ją sobie wtedy tak bardzo, że stała się rzeczywistością? Nie mam pojęcia. W każdym razie, kiedy teraz te uczucia odżyły, wiedziałem, że one nigdy tak naprawdę nie umarły. Że to wszystko, co wydawało mi się gówniarstwem, było jednym z pierwszych poważnych kwestii mojego życia. A co za tym idzie, Jimin był ważny.
- Na to chyba nie ma odpowiedzi. - znów przesunąłem mu dłonią wśród włosów. Z każdym ruchem rozwalałem mu fryzurę coraz bardziej. Tę codziennie idealnie ułożoną blond fryzurę, na której od jakiegoś czasu nie było już tych czarnych odrostów. - Jimin, dlaczego rozjaśniasz włosy?
Przez chwilę milczał, przy czym przestał mi nawet kreślić kształty na dłoni, ale po momencie wznowił czynność, której towarzyszyła odpowiedź.
- Bo tak wyglądam ładniej. - powiedział promiennym głosem. - A co? Nie podoba ci się? Mogę je przefarbować dla ciebie na jakiś inny kolor. - odwrócił do mnie zmartwioną twarz.
- Nie nie nie! Wyglądasz przepięknie. - pogłaskałem go. - Po prostu się nad tym zastanawiałem.
- Rozumiem. - wzruszył ramionami z uśmiechem. - Cieszę się, że jestem dla ciebie ładny. - na nowo wtulił się we mnie.
A ja cieszyłem się, że na mnie nie patrzy, bo znowu zarumieniłem się jak pomidor. Oczywiście, że był dla mnie ładny.
Takie coś było dla mnie całkowitą nowością. Ogólnie związek, a co dopiero takie okazywanie sobie czułości. Oczywiście, to było przyjemne jak mało co. Ale mimo tego czułem pewien dyskomfort i zawstydzenie, kiedy już przychodziło co do czego.
Jimin przeciwnie. On, wbrew pozorom, zachowywał się jakby to było coś zupełnie normalnego. Jakby miał już to 'obcykane'. Nie wiem, czy to przypadkiem nie przez jego dolegliwości umysłowe. Powiedział mi, że z nikim wcześniej nie był. Dlatego tej wersji się trzymałem. Ufałem Jiminowi. Bo wiedziałem, że akurat on nigdy mnie nie okłamie.
Po lekcjach wracałem razem z nim, wstępując na lody do sklepu, który zawsze po szkole odwiedzałem z chłopakami. Potem trzymaliśmy się za ręce, aż dochodziliśmy do mojej ulicy, gdyż dalej trzymałem nasz związek w sekrecie.
Czasem natykaliśmy się po drodze na Taehyunga i wtedy albo się do nas dołączał, albo szedł swoim tempem, mówiąc mi tylko 'hej'.
Nie wiem na pewno, ale miałem wrażenie, że relacja moja i Taehyunga dobiega końca. Było mi z tym źle, ale to wszystko nie było już takie jak kiedyś. Ani ja, ani on. Odchodząc, Jin zabrał ze sobą wszystko, co nas łączyło. Nas wszystkich.
Czasem idąc korytarzem szkolnym widziałem Yoongiego, który siorbał swoje ulubione mleko waniliowe, patrząc na innych spode łba. W tym akurat było tak jak zawsze. Ludzie mijali go, w odstępie conajmniej metra, w obawie, że zdenerwują go swoim bytem. Czasem spotykałem osobę Hoseoka, który otoczony jakimiś nieznajomymi mi uczniami cieszył się jak zawsze, narzucając przy tym jakieś kroki taneczne. Wszyscy się śmiali. Czasem wpadałem i na Namjoona, który raz na twarzy miał wypisany ból i pustkę, a czasem wściekłość i agresję. Jemu jedynemu zawsze bałem się powiedzieć 'cześć'. Bo on stał się nieobliczalny. Słyszałem nawet, że kogoś pobił. Nie jestem pewien czemu, ale Taehyung powiedział, że to przez negatywne podejście 'pobitego' do homoseksualizmu.
Właśnie. Najważniejsze ogniwo. Taehyung. Jak mówię, czasem spotykałem go w drodze powrotnej do domu. I codziennie w klasie, gdzie siedział przede mną. Dalej potrafiliśmy śmiać się razem i rozmawiać. Ale to już nie było to samo co kiedyś. Teraz byliśmy starymi przyjaciółmi. A nie oparciem dla drugiego. Od czasu, gdy moim oparciem stał się Jimin.
***
- Hej Chimchim. - tak od jakiegoś czasu zacząłem Jimina nazywać. Wydawało mi się to strasznie słodkie. Adekwatnie do jego osoby.
Pocałowałem go w czoło, po czym ten uniósł wyżej barki, prawie że do policzków.
- Cześć Jungkook. - spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczyma. Tylko on potrafił patrzeć na kogoś w taki sposób. Jakby widział w tobie całą dobroć tego świata. To było takie cudowne, że tylko ja widziałem tem wzrok.
- Czemu dzisiaj nie przyszedłeś? - miałem tu na myśli oczywiście poranek. Codzień przychodził do mnie i razem szliśmy do szkoły. Nie to, że to był jakiś jego obowiązek, czy coś. Bynajmniej. To była jego własna inicjatywa. Ale kiedy rano nie przyszedł zmartwiłem się.
- Musiałem coś załatwić, Jungkook. - złapał mnie za rękę. - Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Po prostu bałem się, że coś ci się stało. - przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem. - Kocham cię bardzo.
- Jestem taki szczęśliwy. - objął mnie na wysokości mojej talii. - To, że ze sobą jesteśmy to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała w całym życiu, Jungkook. Bycie z osobą, którą się kocha to najcudowniejsze uczucie na świecie. Nie mógłbym żyć bez ciebie. Chyba bym umarł.
- Ja bez ciebie też bym ... - odchyliłem głowę, opartą do tej pory o niego, po czym zauważyłem, że patrzy się przez moment w jakimś kierunku za mną z dziwnym uśmiechem. Ale już po chwili zmierzył kochany wzrok ze mną. Jednak sam odwróciłem się, chcąc sprawdzić co było tego powodem.
I niepotrzebnie.
Kilka metrów za mną stał zszokowany Namjoon, patrząc się na nas jak na śmierć.
Szybko puściłem Jimina i chciałem podejść do Namjoona, żeby mu to jakoś wytłumaczyć. Ale Jimin złapał mnie za dłoń. Nie że jakoś mocno. Leciutko. Jednak to wystarczyło, żeby mnie zatrzymać.
- Nie odchodź ode mnie, Jungkook. - wtulił się w moje ramię. - Kłamstwo ma krótkie nogi. Wszystko się kiedyś wydaje.
Mój zapał zniknął momentalnie. Tak. To od początku było strasznie niesprawiedliwe. Żebym musiał ukrywać moje uczucia do Jimina przed najlepszym przyjacielem. Niektóre rzeczy trzeba zaakceptować takimi, jakie są. A to, że Seokjin umarł może i jest tragedią. Ale nie daje podstaw do tego, żebym nie mógł podzielić się z przyjaciółmi moim szczęściem.
Może i dobrze się stało. Bo sam nie miałbym odwagi mu powiedzieć. A teraz nie musiałem mieć.
***
- Czy ciebie całkiem pojebało?! - Yoongi pchnął mnie. Nie za mocno. Jedynie na tyle, że cofnąłem się na krok lub dwa. - Czy ty nie wiesz w jakim Namjoon jest stanie?!
- Suga uspokój się. - wtrącił mu Hoseok.
- Spadaj! - odparsknął mu.
- Nie! Jesteś ostatnio bardziej agresywny niż wcześniej! Tak jak wtedy, zanim zaczęliśmy się przyjaźnić! Masz się uspokoić w tym momencie! - zgrabnie uciszył tym Yoongiego i jego zapał do kłótni. - Nic nie daje ani tobie, ani nikomu innemu podstaw, żeby bronić Jungkookowi miłości. I tak chwała mu za to, że w ogóle zgodził się to ukrywać. Ale Namjoon nie jest dzieckiem, i nawet jeśli ma pełne prawo być teraz załamany, to powinien dostrzec pewne kwestie. Chociażby takie, że życie toczy się dalej.
- Twierdzisz, że Namjoon ma ot tak zapomnieć o Jinie?! - dopiero teraz Yoongi zarzucił ramionami, traktując Hoseoka szokiem na twarzy.
- Czy ty w ogóle słuchasz co się do ciebie mówi? Sugeruję, że jego nieumiejętność pozbierania się nie może narzucać nam jak mamy żyć. Fakt, przyjaźnimy się. Ale to działa dwustronnie.
- Ale nikt nikomu nie narzuca jak ma się żyć! - nagle do dyskusji wtrącił się Taehyung. - Ty chyba Hoseok nie rozróżniasz podstawowych kwestii, bo jest różnica między zabranianiem miłości, a poszanowaniem sytuacji, w jakiej się Namjoon znalazł. Jakby Jungkook trochę poczekał, to nic by się wielkiego nie stało. - powiedział to patrząc na mnie, ale wciąż mówiąc do Hoseoka. - Bo teraz priorytetem jest Namjoon i jego samopoczucie.
- Jego samopoczucie? Nie rozśmieszaj mnie Taehyung. Jemu samemu nie zależy na jego samopoczuciu. On się załamał nerwowo, a nawet leków nie chce brać. Wiesz ile taki stan może trwać? Bo ja nie mam pojęcia. To się może ciągnąć i ciągnąć. A kazanie Jungkookowi czekać jest okrutne.
- Czy mogę coś powiedzieć? - zapytałem, nie mogąc słuchać ich kłótni o mnie. Naprawdę cała sytuacja mnie dobijała. Ich też. A oni sobie jeszcze dokładali jakimiś bezsensownymi krzykami.
- Ty się lepiej, kurwa, zamknij, panie lowelas! - znowu pchnął mnie Yoongi. - Romansów się zachciało!
- Suga przestań, bo znowu zachowujesz się jak gówniarz! - Hoseok odsunął go ode mnie, karcąc wrogim spojrzeniem.
- Ja się zachowuję jak gówniarz?! - zaśmiał się. - To nie ja doprowadzam załamanego przyjaciela na skraj wytrzymałości!
Nie musiał tego mówić. Ja bardzo żałowałem tego co się stało. Tak samo, jak na początku ulżyło mi, że wreszcie dość tego ukrywania się z Jiminem przed własnym przyjacielem, tak teraz widziałem w sobie czysty egoizm. Niby było to nieświadome. Nie wiedziałem, że Namjoon nas widzi. Ale z drugiej strony mogłem być ostrożniejszy. Na szkolnym korytarzu chyba mogłem się go spodziewać. A ja nawet o tym nie pomyślałem.
- On nic złego nie zrobił! Zwyczajnie odreagowujesz na nim teraz stres! - uspokoił się. - Ja wiem Suga, wszyscy jesteśmy ostatnio ... no nie jesteśmy sobą przez to wszystko. Ale to nie powód, żeby jeszcze bardziej doprowadzać do rozłamów. Stało się. Namjoon musi się z tym pogodzić, a my mu mamy pomóc. A nie decydować o życiu miłosnym Jungkooka.
- Namjoon stracił kogoś, kogo kochał. Seokjin ...
- Seokjin nie żyje! - krzyknąłem.
Teraz nie wiem dlaczego. Od razu po tym złapałem się za usta, jakby to miało wymazać moje słowa. Zląkłem się tego wszystkiego. I tego, co się ze mną przez to stało.
Najgorsze chyba było wtedy to, że tak jak dotychczas w rozmowie Hoseok mnie bronił i popierał, tak teraz patrzył na mnie takim samym wzrokiem, jak Taehyung czy Yoongi.
- Wow. - Yoongi parsknął. - Chyba twoje okrucieństwo ewoluowało. - poprawił plecak. - Spadam stąd, bo nie ma z kim się zadawać. - zaczął iść. - Na razie Taehyung. Jedyny mądry.
- Ja też już będę się zbierał. - Taehyung podobnie co Yoongi ruszył z miejsca, przy czym wyminął najpierw Hoseoka, a później mnie.
Jego postawa bolała mnie najbardziej.
- Tae?
Przecież to mój Tae. Miał mnie zawsze wspierać. Niezależnie od wszystkiego.
- Przykro mi Jungkook, ale myślę tak samo jak Yoongi. Zachowałeś się jak samolubny egoista.
- Ja go przeproszę! - krzyknąłem błagalnym tonem.
- Czasem jest na przeprosiny za późno. Na przykład teraz. - nawet się nie odwrócił.
- Poza tym nie masz za co przepraszać. - Hoseok położył mi dłoń na ramieniu.
A ja zacząłem płakać. Powoli zaczynałem mieć dość.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top