[2]

Kładąc się wygodnie na ławce nacisnąłem w telefonie przycisk play.

W słuchawkach zaczęła mi grać muzyka, a ja sam zamknąłem oczy, starając się w głowie zagłuszyć szumy klasy, które mimo melodii do mnie docierały.

Ale co poradzić. W szkole jest głośno. Tak już jest.

Normalnie to gadałbym teraz z Taehyungiem o jakichś pierdołach, albo po prostu siedzielibyśmy razem, nudząc się we dwóch. Nie wiem czemu, ale nawet nuda jest lepsza z kimś niż w pojedynkę.

Ale Tae wybył. A gdzie? Do klasy Namjoona i Seokjina.

Nie jestem do końca pewien po co, bo wyłączyłem się, kiedy mi mówił. Usłyszałem tylko gdzie idzie i że go nie będzie całą przerwę.

Tak więc nie mając innych zajęć postanowiłem oddać się w objęcia nie tyle Morfeusza [prędzej bym urodził niż tu zasnął] co bardziej w objęcia utworów na mojej playliście.

Zacząłem nucić sobie piosenkę. Co prawda cicho. Najciszej jak się dało. Ciszej niż się ameby przemieszczają. Bo ... lubię słuchać Biebera.

O gustach się nie dyskutuje.

Lepsze to, niż te śmieszne, pedalskie zespoły boysbandowe w kolorowych łaszkach.

Z czym do ludzi?

Minęło jakieś pięć minut, a ja zacząłem mieć dziwne wrażenie, że coś się dzieje. Lub nie tyle coś się dzieje, ale poczułem lekki niepokój. Dlatego też otworzyłem oczy, już na wstępie przeżywając zawał.

- O cię pierdolę! - o mało co nie spadłem z krzesła, natykając się na dwie wytrzeszczone gałki oczne.

- Cześć Jeon Jungkook. - usłyszałem cieplutki głos tego małego, nowego skurczybyka.

- Kurwa ziomek! Kardiologa mi będziesz fundował! - złapałem się za serce, oddychając jak stuletni dziadek po przebiegnięciu maratonu.

- Wystraszyłem cię, Jeon Jungkook? - przechylił głowę na bok, przy czym posmutniał lekko.

Czy on sobie ze mną igrał?

Najpierw zaczaja się na mnie jakieś pięć centymetrów od mojej twarzy, patrząc na mnie jak jakiś psychol, a potem się jeszcze dziwi, że mnie wystraszył.

- A jak myślisz?! - uniosłem brwi.

- Myślę? - zamyślił się. - Faktycznie mogłem cię lekko wystraszyć. - skinął głową. - Przepraszam cię, Jeon Jungkook. Nie chciałem tego. - skulił się, odchylając głowę.

Nowy to dziwak.

- Po prostu na następny raz tak nie rób. - machnąłem na niego dłonią, na nowo wkładając słuchawki do uszu.

- Czego słuchasz, Jeon Jungkook? - nachylił się nade mną po raz kolejny, uśmiechając się.

Okej.

Pierwszy raz widziałem jego uśmiech.

I to było jak złoty deszcz łez anielskich z niebios, dokropionych olimpijskim nektarem, rozmywających światło słoneczne w tęcze, i gaszących pragnienie leśnych, spragnionych zwierzątek. I jednorożców.

- Yyym ... - Justina. - ... metalu.

No blisko.

- Wiesz ... hard rock i te sprawy. Męska muzyka. - oparłem się łobuziarsko o tył krzesła.

- Ja tam wolę lekką muzykę. - westchnął. - Ale to czego słuchasz pewnie jest nawet lepsze. Mam rację, Jeon Jungkook? - znowu wpił we mnie te swoje ciekawskie oczęta, które tym razem nie były już tak zamglone jak zazwyczaj.

Znowu poczułem się nieswojo.

- Wiesz ... każdy ma własny gust muzyczny. - podrapałem się po karku. No nie mogłem mu przecież powiedzieć, że słucham Biebera.

Spojrzałem na niego miło.

Uśmiechał się tylko do mnie, stojąc tak przede mną. Jakby czytał ze mnie wszystkie emocje.

W dalszym ciągu czułem się nieswojo.

I nie wiem czy bardziej było to spowodowane jego obecnością, czy tym, że w ogóle nie potrafiłem go rozgryźć.

Ale, może było jeszcze na to za wcześnie.

Znałem go dopiero drugi dzień. To krótko. Dwa dni to za mało.

- Ale jestem pewien, że twój gust jest lepszy od gustu wszystkich innych, Jeon Jungkook. - wzruszył ramionami.

Przez całą rozmowę jego twarz zdobił ten promienny uśmiech, beztroski niczym u dziecka, i oczy, błyszczące się jak jeszcze żadne oczy, które do tej pory widziałem.

I mimo, że były ciemne, to były to najjaśniejsze oczy na świecie.

- Wiesz ... - zacząłem kwestię, która zdawała mi się być dość istotna w moich dalszych kontaktach z nowym. - ... nie musisz mówić do mnie Jeon Jungkook. Wystarczy Jungkook.

Momentalnie jego uśmiech zanikł. Ale tylko lekko. Ułożył się w taki bardziej zdziwiony grymas.

- Oh. - przechylił głowę na bok. - Okej. - na nowo się uśmiechnął, powracając do pozycji wyjściowej. - Jungkook. - zaśmiał się.

- Śmieszy cię moje imię? - zapytałem delikatnie.

Nowy mimo wszystko dla mnie był bardzo sympatyczny. Co innego prezentował jego bagatelizujący stosunek do reszty klasy.

- Nie. - pokręcił głową, negując. - Cieszę się, że mogę mówić do ciebie z imienia, Jungkook. - znowu się uśmiechnął, unosząc ramiona.

Ogólnie zachowywał się trochę jak dziecko, a trochę jak dziewczyna.

Na pewno nie jak facet.

- Nie ma sprawy ... - chciałem dodać do wypowiedzi też i jego imię, żeby jakoś wzbogacić ją treściowo, ale jakoś tak wyszło, że je zapomniałem.

- Bardzo cieszę się, że wreszcie rozmawiamy. I że znów mogę cię zobaczyć. - stwierdził nagle, po chwili ciszy. - Tak strasznie za tobą ...

- Jungkook! - do sali wpadł zasapany Hobi, dysząc jak sportowiec, po czym oparł się o futrynę drzwi, żeby się nie przewrócić.

Przerwał tym moją rozmowę z nowym.

- Jungkook! - podszedł bliżej, po chwili odpierając nowego całkiem, kiedy schylił się przed moją ławką, łapiąc mnie za dłonie.

Nowy wrócił tylko do swojego braku emocji na twarzy i mgły w oczach.

- Chodź ze mną! - pociągnął mnie, zapominając chyba, że dzieli nas ławka, bo przez niego przywaliłem w nią brzuchem z całej siły. - Pokażę ci coś! - puścił moje ręce, wymachując swoimi energicznie.

- Spokojnie, człowieku! - stwierdziłem, łapiąc się za brzuch, który nawiasem mówiąc bolał do potęgi. - Zabijesz mnie. Albo siebie. Albo nas obu! - dodałem pretensjonalnie.

Zacząłem wstawać z miejsca, wciąż siłując się z bólem.

Dopóki nowy nie złapał mnie za rękę jeszcze mocniej niż dostałem od ławki.

- Nie umieraj, Jungkook. - powiedział przestraszonym tonem.

Szczerze mówiąc to nie za bardzo widziałem co zrobić w tamtym momencie.

Ludzie patrzyli na mnie już od kiedy Hoseok postanowił wpaść do klasy i zwrócił całą uwagę na to małe przedstawionko, które zaprezentował.

A teraz? Jak to musiało wyglądać z perspektywy osób trzecich?

Pewnie dość ... nietuzinkowo.

- Oki doki. - uśmiechnąłem się sztucznie, mówiąc niby do nowego, ale w tym samym czasu krążąc wzrokiem po zainteresowanych kolegach z klasy. - Za chwilę wrócę.

- Oj ja nie wiem czy za taką chwilę. - Hobi przekręcił głową, na nowo łapiąc jedną z moich rąk, po czym przyciągnął mnie do siebie, wyrywając z uścisku nowego.

Nie więcej niż minutę później byliśmy już na dachu. Ja siedziałem pod ścianą, a Hoseok rozciągał się przede mną.

Po kolei.

Hoseok to urodzony tancerz, jak już wspominałem. Taniec to jego życie. Cały czas jest w ruchu i nierzadko zaraża tą swoją energią innych. A nawet bardzo często to robi.

Jednak jakieś trzy miesiące temu zdał sobie sprawę, że tańczenie o tak sobie mu nie wystarcza. Postanowił zacząć robić coś w tym kierunku.

Znalazł w necie jakieś studio artystyczne, które zajmuje się werbowaniem takich młodych talentów tanecznych jak on. Tworzą jakieś grupy i dają występy taneczne na skalę światową.

Od tego czasu stara się opracować idealną choreografię, która powali ich na kolana.

Naprawdę mu na tym zależy.

A jak Hoseokowi na czymś zależy, nie ma zmiłuj.

- Dobra ... - machnął dłońmi. - ... ostatnio myślałem nad czymś innym. - podszedł do mnie kilka kroków, po czym znowu się cofnął. - No bo zazwyczaj jak widzisz taniec, to jest albo energia i werwa, albo spokój i opanowanie. Ale co gdyby tak to połączyć? - uniósł brwi, czekając na moją reakcję.

Jestem najbardziej szczery z naszej ekipy. Czasem do bólu szczery.

I to właśnie sprawiło, że stałem się osobistym jurorem Hoseoka. Potrzebował obiektywnej opinii, nieprzyćmionej względami relacji.

- Znaczy brzmi to świetnie. - wzruszyłem ramionami. - Ale wiesz, że liczy się wykonanie, co nie? - zgasiłem go.

A w każdym razie tak mi się wydawało. Ale chyba byłem w błędzie, gdyż jego entuzjazm nie opadł ani trochę.

- Tak tak tak. - machnął na mnie dłonią. - Ty nie ucz ojca jak dzieci robić. Spadną im gacie! - zacisnął dłoń w pięść.

Stał tak przez moment w pozycji jakiegoś supermana, patrząc zdobywczo w niebo.

- To pokazuj co tam masz. - upomniałem go, kiedy nie ruszał się przez dłuższą chwilę.

- Oh. - podrapał się po karku, stając normalnie. - Chodzi o to, że ja jeszcze nic nie mam. No znaczy ma koncept tego co chcę im zaprezentować.

- A co takiego chcesz im zaprezentować? - przechyliłem głowę.

Hoseok jest pochopny. Temu nikt nie zaprzeczy.

Ale do tańca naprawdę podchodzi z ogromną powagą. W sumie nie ma się co dziwić, to jego pomysł na przyszłość. Naprawdę ciekawiło mnie co wymyśli tym razem.

Wspomnę tylko jeszcze, że nie jest to pierwszy koncept choreografii jaki omawiamy.

Było ich sporo. A każdy był nie dość że świetny, to jeszcze lepszy od poprzedniego. Ale to wciąż nie było to. W każdym z nich czegoś brakowało.

- Zło. - uśmiechnął się pewnie.

- Zło? - powtórzyłem. Zaciekawił mnie. Już nie pierwszy co prawda raz, ale teraz jakoś szczególnie.

Zazwyczaj były to takie oklepane tematy.

Nieszczęśliwa miłość.

Młodość.

Szczęście.

Nic z tych rzeczy nie wywołało we mnie tak sprzecznych emocji jak ten pomysł.

- Zło i to, jak człowiek mu ulega. - założył dłonie na krzyż. - Co myślisz?

Położyłem sobie palce na podbródku, robiąc najpoważniejszą minę, jaką umiałem.

Na tyle mi się to udało, że przez chwilę widziałem nawet strach na twarzy Hobiego.

- Myślę, że to może być to. - uśmiechnąłem się.

Po chwili i on wyszczerzył ząbki, podskakując z radości.

- Jak już zostanę gwiazdą, ciebie jako pierwszego zaproszę na mój występ! - rzucił się na mnie zanim w ogóle zdążyłem wstać.

Przytulił mnie tak mocno jak tylko mógł, po czym ucałował mnie jeszcze w czoło.

- Tu jesteś, Jeon Jungkook. - obaj rzuciliśmy wzrok na bok, natykając się na posturę nowego.

Natychmiast się od siebie odsunęliśmy, zupełnie tak, jakbyśmy robili coś złego. A przecież nie robiliśmy.

- Jesteście zakochani? - to wypalił. Jak Niemcy w '39.

Spojrzeliśmy tylko z Hoseokiem po sobie, po czym obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

- W chuj! - skwitował Hobi, wstając z ziemi, po czym podał mi dłoń pomagając się podnieść. - Właśnie ustalaliśmy szczegóły ślubu. Przyjdziesz? - rzucił w jego kierunku, licząc, że ten chociaż trochę się zaśmieje.

A tu placek.

Nowy jak stanął, tak stał cały czas. Bez żadnego wyrazu na twarzy, mierząc Hobiego pustym wzrokiem.

- Hoseok dziękował mi za pomoc. - wyjaśniłem.

Przez takie zbędne niedopowiedzenia później dochodzi do nieporozumień. I po co?

- Wracamy do klasy? - położyłem nowemu dłoń na barku. - Pewnie już po dzwonku. - dodałem, ale on wciąż się nie odzywał. - Idziesz, Hobi? - odwróciłem się jeszcze do owego, ale on chyba nie miał na to ochoty.

- Potańczę sobie jeszcze, Jk. - mrugnął mi.

Zanim weszliśmy do środka usłyszałem jeszcze ton muzyki i kilka rytmicznych tupnięć.

- Ej ... - zacząłem, nie wiedząc za bardzo jaka będzie reakcja nowego. Ale temat poruszyć musiałem. Zanim stałoby się coś niewskazanego. - ... mógłbyś nikomu nie wspominać o tym, czego byłeś świadkiem?

Zatrzymał się, pod wpływem czego zatrzymałem się i ja.

Nie powiem wam, jaki miał wyraz twarzy, bo go nie widziałem. Stał do mnie plecami.

Dopiero po chwili odwrócił się z promiennym uśmiechem i zamkniętymi oczyma.

- Nie ma sprawy! - dodał entuzjastycznie. - To będzie nasza tajemnica. - otworzył powieki, po raz kolejny częstując mnie tym pięknym, świetlistym wzrokiem.

Nasza tajemnica.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top