[17]
Całowałem się z Jiminem.
I tylko to miałem w głowie od kilku godzin. Tak jak teraz, kiedy z wytrzeszczem oczu patrzyłem w sufit mojego ciemnego pokoju, próbując zasnąć. Ręce zaciskałem na kołdrze tak mocno, że zaczynałem tracić czucie w palcach.
Jeszcze raz: całowałem się z Jiminem. A to się nigdy nie powinno zdarzyć.
Co by powiedzieli jego rodzice? Pocałowałem ich upośledzonego syna. Jeszcze by mnie oskarżyli o jakieś napastowanie. Takich rzeczy nie powinno się robić. On jest chory, a ja nie zważając na to w najmniejszym stopniu dałem się ponieść chwili i zatraciłem w nim. Mam tyle lat, że powinienem sobie z czymś takim radzić. Znaczy ... zachowywać się dojrzalej. Jimin może nie wiedzieć w pełni co zrobił. A ja to bezwstydnie wykorzystałem. Nawet się nie zastanowiłem.
Lub co gorsza, co by powiedzieli moi rodzice? Plan był przecież jasny, znajduję sobie dziewczynę, jestem lepszy od Junghyuna i wreszcie są ze mnie dumni.
Trzeba przyznać, trochę się zjebało.
Całą noc nie zmrużyłem oka, a rano nie chciałem wyjść z domu, bojąc się, że natknę się na jego uśmiechniętą twarz wprost przed moją. Temat trzeba było załatwić na spokojnie, a ja nie miałem do tego teraz głowy, dlatego też wyszedłem tylnym wyjściem i przeszedłem przez płot, żeby wyjść z tyłu na jakiejś mini łączce, przez którą przeszedłem, żeby znaleźć się na krańcu uliczki, prowadzącej do drogi głównej. Trochę to zakręcone, ale prosto ujmując: wziąłem i zwiałem jak tchórz, pisząc tylko Taehyungowi, żeby na mnie dzisiaj nie czekał.
Niedługo potem byłem już w szkole, czekając na Tae, w którego obecności po prostu czułem się lepiej niż sam. Mówić mu nie miałem zamiaru. Nigdy! Bo samemu przed sobą mi było wstyd, że coś takiego miało miejsce, a co dopiero komukolwiek o tym powiedzieć.
***
- Jimin się pytał czemu z nami nie idziesz. - zagadnął do mnie, odwracając się na krześle.
- I co mu odpowiedziałeś? - udałem w ogóle niezainteresowanego tym, że Jimin o mnie pytał, z jednej strony bardzo się z tego powodu cieszyłem, co dość trudno było mi ukryć.
- Że nie wiem. - wzruszył ramionami. - A potem mówię do niego, że może iść z nami bez ciebie. Ale on mnie zignorował i po prostu poszedł sobie w zupełnie innym kierunku. - parsknął lekko rozczarowanym śmiechem. - Tak jakby kierował się za twój dom.
Ścisnąłem ze sobą brwi, kiedy usłyszałem to 'za twój dom'. O tym przejściu nie wiedział nawet Tae, bo nigdy tamtędy ze mną nie chodził. Zresztą, ja sam szedłem tamtą drogą ze trzy razy. Więc to raczej nie byłoby możliwe, żeby właśnie tam udał się Jimin. Może Taehyungowi się coś wydawało? Nie wiem.
- Może miał jakąś sprawę? - wzruszyłem ramionami, nie dając po sobie poznać, że trochę mnie to zaniepokoiło. Bądź co bądź, gdyby jednak świadomie wybrał tą drogę, to mógłby być powód, żeby zacząć się martwić.
Ale Jimin był zbyt niewinny.
- Czort go tam wie. Może i miał. - przyłożył do ust słomkę, zaczynając pić wreszcie sok, który otwarty miętosił już w dłoniach dobre pięć minut.
Potem nie mówił już ani Tae, ani ja.
Trochę mnie to ... może nie zasmuciło, ale zawiodło bardziej, bo liczyłem na dłuższą rozmowę. Niekoniecznie o Jiminie, ale ogólnie. Bo ostatnio spędzaliśmy razem jakby mniej czasu i strasznie mnie to niepokoiło. Taehyung to mój najlepszy przyjaciel i kocham go najbardziej na świecie. Dlatego też mógłbym spędzać z nim każdy moment tak właściwie.
Nie myślcie sobie zaraz, że się w nim zakochałem. Nie nie nie. To zupełnie nie tak. On po prostu był dla mnie jak taki lepszy brat, bo ten którego miałem był okropny.
Co do zakochiwania, to ciągle karciłem się w myślach za ostatnią rozmowę z Jiminem. Coś mu tam odpowiedziałem, i nawet jeśli było to zgodne z prawdą to chyba niepotrzebnie. Nic nie wiem o jego orientacji, i o tym co się z nim przez te wszystkie lata działo, a tutaj nagle przyjeżdża i zaczynam go zwodzić, bo kiedyś coś tam do niego czułem i wychodzi na to, że jest tak dalej. I mimo, że to wszystko to była jedna wielka paranoja i nieporozumienie, to chciałem w tym transie trwać i trwać.
Spojrzałem w bok, natykając oczy na puste miejsce pod oknem, które powinno być już zajęte. Prawda, Jimin zawsze przychodził jako ostatni, ale o tej porze już był i pisał coś w tym swoim zeszyciku. Te wiersze. Zaczesywał wtedy swoje włoski, które były na tyle długie, że wpadały mu do oczu, ale wciąż za krótkie, żeby dało się je zatrzymać za uchem. Robiły mu się lekkie odrosty od jakiegoś tygodnia, czy dwóch, ale to mu tylko dodawało uroku. Ogólnie był prześliczny. Szczególnie jego ciemne oczka, które podziwiam za każdym razem, gdy tylko je widzę. Nie wolno też pominąć jego pełnych ust, które były ze cztery razy bardziej miękkie niż dłonie. Znam z autopsji.
Momentalnie przejechałem po swoich, uchylając je lekko na wspomnienie tego cudownego uczucia. Niby nie całowaliśmy się w jakimś podtekście seksualnym. Przeciwnie wręcz. To był tak delikatny pocałunek jak tylko można przeżyć. A przy tym pełen emocji i uczuć. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem. I liczyłem na to, że Jimin też nie.
- A ty co się tak macasz po warach, ziom? - nastrój idealnie zniszczył mi Tae. Niezawodny jak zawsze.
- Tak jakoś. - odpowiedziałem, dalej patrząc na puste miejsce.
Jimin przyszedł spóźniony, kiedy lekcja trwała już jakieś dziesięć minut, od razu zasiadając w ławce [nasz w pełni kompetentny nauczyciel pewnie nawet nie zauważył, że go nie ma]. Spojrzałem na niego momentalnie i natknąłem się na jego wzrok wwiercony we mnie, tak, jak to od jakiegoś czasu polubiłem. Zarumienił się lekko, po czym oparł głowę na ręce, dalej utrzymując oczy na moich. Z wzajemnością. Aż do czasu, gdy zorientowałem się jak to wygląda, i że jesteśmy jak gołąbeczki, które czekają tylko na to, żeby zacząć spijać sobie z dzióbków. Dlatego odwróciłem się gwałtownie. Tracąc widok zarówno na mojego Jimina, i na drzewo wiśniowe za oknem.
A kiedy lekcja się skończyła, wstałem z miejsca i wyszedłem z klasy, nie odwracając się nawet, kiedy wołał mnie Tae. Teraz była godzina wychowawcza, więc praktycznie nikt nie wychodził z klas, przez co korytarze były w miarę puste. W miarę, bo wiadomo, że wyjątki potwierdzają regułę. Takim wyjątkiem byłem na przykład ja, kiedy w celu jeszcze większego odizolowania się od ludzi stanąłem w jakimś ślepym zaułku, jako moim obecnym kąciku samotności. I było tak, dopóki nie przyfatygował się Jimin, którego zauważyłem dopiero, gdy od dołu spojrzał na moją opuszczoną twarz.
Chciałem od niego uciec, a jednocześnie być przy nim. I oba te uczucia były tak silne, że mnie to wykańczało.
- Cześć Jeon Jungkook. - podniosłem twarz gwałtownie, przy czym on odsunął się na krok, łącząc ze sobą ręce i patrząc na mnie niewinnym uśmiechem.
- Hej Jimin. - ostatecznie postanowiłem przy nim zostać. Bo nie umiałbym go zostawić.
- Jesteś smutny? Jeon Jungkook? - znowu przybliżył się do mnie, podnosząc wyżej ramiona, jakby się stresował.
- Nie Jimin ... po prostu ... nie nic. Nieważne. - wysiliłem się na wymuszony uśmiech. Żeby już nie miał podstaw do zadawania niewygodnych pytań.
I faktycznie przestał. Zamiast tego podniósł niepewnie dłoń i położył ją na wierzchu mojej, przeciągając w górę. Przejechał po całej mojej ręce aż do żuchwy, na której zatrzymał palce.
- Wiem co poprawi ci nastrój. - spojrzał mi w oczy, dalej z tym swoim słodkim uśmiechem, któremu nie potrafiłem się oprzeć.
Zbliżył do mnie twarz, po czym tak jak wczoraj, identycznie delikatnie pocałował, czekając jakby na moje posunięcia. Ale ja niczego nie odwzajemniłem, a zamiast tego złapałem go za ramiona i surowo od siebie odsunąłem. Bo czego bym do niego nie czuł, to co się wczoraj zdarzyło było błędem, którego nie należało powtarzać.
Tym razem zobaczyłem w jego oczach nie ckliwość i urok, ale przerażenie i trochę smutek. W sumie się nie dziwię. Dawałem mu tak sprzeczne znaki, jakie tylko można. Chłopak był zwyczajnie zagubiony. I to przez moją nieumiejętność poukładania sobie emocji.
- Nie, Jimin. - odpowiedziałem tylko, zdejmując z niego dłonie. - Nie można tak.
Wszystko we mnie buzowało. Cholernie chciałem się z nim całować. I nie tylko. Ale on nie był odpowiednią osobą. I tu wcale nie chodzi o płeć. Nie jestem homofobem i być nie mam zamiaru. Rzecz w jego stanie psychicznym. W jego stanie psychicznym i tym, że czułem, że to co robimy wynika głównie z jego nieświadomości.
- Dlaczego? - złapał mnie za rękę. - Przecież wczoraj ...
- Wczoraj to była pomyłka. - odsunąłem się, przestając na niego patrzeć. Nie wiem czy moje słowa bardziej raniły jego, czy mnie.
- Ale ...
- Bycie gejem jest ohydne! - krzyknąłem w końcu. Z takiej głupiej bezradności. Bo nie wiedziałem co jeszcze mu powiedzieć. 'Nie będę z tobą, bo masz coś z mózgiem'? To by chyba była najgorsza rzecz, jaką dałoby się zrobić.
Chociaż biorąc pod uwagę dalsze wydarzenia, to chyba jednak najgorsze były te słowa, które wypowiedziałem. Bo tak naprawdę to właśnie ten krzyk zaczął to wszystko.
Spojrzałem na Jimina, żeby zobaczyć czy wszystko z nim okej. Jak się uspokoiłem to uświadomiłem sobie, że moje wydarcie mordy mogło go nie tylko wystraszyć, ale i zasmucić. Jednak on nie patrzył na mnie. Swój poważny wzrok kierował gdzieś w innym kierunku, w którym i ja po chwili zwróciłem oczy.
- Jin ... - wyszeptałem do siebie. Sam nawet tego nie usłyszałem. Po prostu mnie sparaliżowało. Bo nie było opcji, żeby on tego nie usłyszał.
Jeszcze w tym samym momencie wyminąłem po prostu Jimina, odpychając go przez przypadek i pognałem do Seokjina. Nawet nie wiedziałem wtedy po co, bo już po chwili stanąłem przed nim twarz w twarz, bez języka w gębie.
- Jin to nie tak ... ja ... - zacząłem tłumaczyć nawet nie wiem co, ale właśnie wtedy Seokjin uśmiechnął się smutno i mi przerwał.
- Spokojnie Jungkook. Nie gniewam się przecież. - położył mi dłoń na barku. - Ale mogłeś mi powiedzieć wcześniej. Nie chciałem cię obrzydzić. - i powiedział to z takim stoickim spokojem jak tylko się da.
- Jezu ... Jin, przecież ja nie chciałem cię urazić. - zacząłem sam się plątać w tej sytuacji.
- Naprawdę Jungkook, nie gniewam się ani trochę. - poszerzył uśmiech, który zaczął mu się łamać. - Szanuję twoje poglądy. Masz do nich pełne prawo. - odsunął się, ściągając ze mnie rękę. - Wybacz mi proszę, ale muszę gdzieś teraz pójść. - skinął mi głową, po czym odwrócił się i poszedł spokojnym krokiem.
Wplątałem sobie rękę we włosy i zacząłem chodzić w kółko, próbując sobie to wszystko jakoś przyswoić i zadecydować co dalej robić. Miałem pustą głowę.
***
Wymijając każdą osobę, z serdecznym 'przepraszam' oczywiście, jak kulturalnie przystało, Seokjin kierował się do klasy, w której obecnie lekcje miał Namjoon. Liczył, że właśnie tam go znajdzie. Szedł do niego już wcześniej, przed tym dość nieprzyjemnym spotkaniem z Jungkookiem.
Nie mylił się, bo od razu po wejściu do sali ujrzał swojego chłopaka otoczonego grupką dobrze bawiących się razem z nim ludzi. Namjoon zawsze był bardzo społeczną osobą, przyciągającą do siebie innych. Po prostu miał taki charakter, że nie dało się go nie lubić.
- Twój boy. - któryś z chłopaków tam bytujących szturchnął owego, przez co odwrócił się on, uśmiechając szeroko do Seokjina.
- Sorki na moment. - rzucił jeszcze do reszty, po czym wstał z ławki i podszedł do przybyłego wesoło. - Hej skarbie. - złapał go w pasie i próbował pocałować, ale Seokjin odwrócił głowę gwałtownie, unikając bliskości. Namjoon pierwszy raz natknął się na coś takiego, co idealnie wymalowało się na jego twarzy niemałym zdziwieniem. - Coś nie tak?
Zastała go cisza z ust Seokjina, po czym ujrzał łzy, zbierającego się w kącikach jego oczu.
- Hej ... - położył rękę na jego podbródku, zwracając twarz niższego ku sobie. - ... co się stało?
- Namjoon ... to nie jest dobre ... - delikatnie ściągnął z siebie ręce wyższego ociupinkę nastolatka.
- Ale co?
- To pomiędzy nami. - pierwsze łzy popłynęły strużkiem po jego policzku. - Nie powinno tak być. Żeby dwóch chłopaków ...
- Co ty w ogóle mówisz? - Namjoon nie poddając się, położył mu dłonie tym razem na policzkach. - Jin? - dodał, zaczynając panikować.
- Nawet twój ojciec tak mówi ... - po raz kolejny ściągnął z siebie ręce Namjoona. - Że jesteśmy zboczeni.
- Jin ... przecież wiesz jaki jest mój ojciec. - tym razem już nawet nie próbował dotknąć chłopaka. - Nie wolno ci sugerować się tym, co on mówi. Ten człowiek to zwykły konserwatysta.
- Przez nasz związek nie odzywasz się z nim już pół roku.
- To nie przez nasz związek. Ja po prostu nie chcę mieć nic wspólnego z kimś, kto nie potrafi zaakceptować tego, że cię kocham.
- Namjoon ... dla wszystkich tak będzie lepiej. - chłopak cofnął się o krok. - Jesteśmy młodzi ... szybko znajdziesz sobie dziewczynę.
- Co ty wygadujesz, Jin? - przystanął w miejscu.
- Ja też cię kocham. - przetarł oczy. - To koniec.
- Jaki koniec?! Co ty w ogóle ... co ci strzeliło do łba?! - Namjoon wybiegł z klasy, łapiąc z całej siły za dłoń drugiego, zatrzymując go tym samym.
- Bycie gejem jest ohydne!
- Kto ci takich bzdur nagadał?! - w tym momencie Namjoona olśniło. Że Seokjin sam z siebie nigdy nie doszedłby do tak brutalnych wniosków. Chyba, że ktoś by mu pomógł. Rozszerzył oczy, po czym zrobił z nich wściekły grymas. - Który to cwaniak? - zapytał stanowczym głosem, orientując się, co musiało się stać.
- Nikt. - Seokjin schował wzrok. Czy miał żal do Jungkooka? W jakimś stopniu na pewno. Ale nie na tyle, żeby narażać go Namjoonowi.
- Mów kto! Już ja sobie z gagatkiem pogadam! - potrząsnął chłopakiem.
- To boli! - Seokjin wyrwał mu swoją rękę, w którą Namjoon wcisnął paznokcie tak mocno, że nie tylko zdarł mu skórę, ale i miejscami pozostawił krwawe ślady.
- Nie ruszaj się stąd. - rozkazał stanowczo, po czym głośnym krokiem zaczął odchodzić.
- Gdzie idziesz?
- Po Sugę. Jak ty mi nie powiesz, sam znajdę tego skurwiela. I razem z Yoongim spuścimy mu wpierdol życia. - oświadczył donośnie. I z pełną słów zarówno powagą, jak i odpowiedzialnością.
- Namjoon. - warto wspomnieć, że Seokjin nigdy przemocy nie akceptował. Stąd też próbował ustawić chłopaka do pionu. Na marne. - Namjoon!
Jimin ścisnął dłonie w pięści. Plecami opierał się o zimną ścianę, z dala od wzorku Namjoona i Seokjina. Ale w idealnej odległości, żeby słyszeć co się dzieje. Oj tak. Słyszał wszystko i to wyraźnie.
Uśmiechnął się pod nosem, odchylając głowę do tyłu, przez co rzucał spojrzenie na sufit.
- Jeden.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top