[15]
Kolejny poniedziałek, a ja kolejny raz wpatruję się nieprzerwanie na Jimina, zamiast słuchać nauczyciela, co pewnie powinienem robić. Ale jego oblicze było o wiele ciekawsze niż lekcja.
Szczególnie od kiedy wiedziałem już o tym, co jest w jego żółtym zeszycie, który właśnie teraz leżał na jego ławce.
Wciąż błądziłem myślami wokół tematu, który od wczoraj nie dawał mi spokoju bardziej niż wcześniej, a mianowicie sprawy mojej relacji z Jiminem, czym ona właściwie była i na czym miała polegać.
Czy naprawdę były to tylko niewykraczające poza żadne normy sporadyczne rozmowy moje z chorym psychiczne chłopakiem, który nie umiał znaleźć sobie innych przyjaciół, bo nawet nie próbował? A może nie. Może to przeznaczenie zetknęło nas znowu ze sobą, po tym jak los rozłączył nas jakieś sześć lat temu, kiedy skończyłem podstawówkę? Może to on jest dla mnie kimś takim jak Seokjin dla Namjoona, lub Namjoon dla Seokjina? Coraz więcej pytań, a tak mało odpowiedzi.
Tym bardziej, że w głowie mieszało mi się jak w betoniarce, kiedy nie mogłem ułożyć ani jednej myśli, a słowa plątały mi się coraz częściej, kiedy tylko do mnie podchodził.
Czułem już nie tylko, że muszę się nim zajmować, bo 'jakby to wyglądało jakbym go zostawił'. Czułem teraz odpowiedzialność za niego, spoczywającą na moich barkach, gdzie jej być nie powinno. Ale uczucia mają to do siebie, że jak już są, to będą. A zdrowy rozsądek może tyle co nic.
Nie mogłem jednak w pełni powiedzieć, że to co do niego czuję to w ogóle jest coś.
Nie stawiałem od razu na tę sprawę krzyżyka, gdyż równie dobrze mogłem być po prostu oczarowany jego wyglądem, talentem artystycznym i tym, czego nie miał nikt inny. Ta choroba dodawała mu czegoś, czego szukałem.
Do tego też brakuje mi słowa, ale jego upośledzenie przyciągało mnie do niego jeszcze bardziej.
Wyszliśmy ze szkoły, Taehyung z przerzuconą mi przez barki ręką, śmiejąc się, kiedy rozmawiał na odległość z jakimś kolegą. Nie wiem dokładnie kto to był, ale jakoś specjalnie mnie to nie interesowało.
- Jimin. - Tae wskazał dłonią na ławkę, którą dzień w dzień zajmuje blondyn, czekając na nie wiem co. Ale od jakiegoś czasu, kiedy wraca z nami, chyba już wiem na co tak oczekuje. - Idziesz po niego? - uśmiechnął się do mnie. - Idź, taki samotny siedzi. - poklepał mnie w klatę, po czym pchnął w jego kierunku.
Oni też oczekiwali ode mnie, że się nim zajmę. Ale mnie już przerastała jego obecność. Bałem się, że coś się w końcu stanie, bo zawsze miałem problem z kontrolowaniem emocji.
Ale cóż. Zaważyła chęć bliskości z nim. Bo jakoś tak kierowała mną ta ludzka ciekawość poznawcza, skierowana teraz konkretnie i jedynie w jego kierunku.
- Hej Jimin. - zagadnąłem, uśmiechając się. Czułem nerwy.
- Cześć Jeon Jungkook. - od razu też odwzajemnił grymas, tylko że on to robił piękniej. O wiele piękniej niż ktokolwiek inny.
- Chciałbyś ze mną wrócić, Jimin?
- Tylko z tobą? - rozentuzjazmował się jakby. A może tylko mi się wydawało.
- Znaczy ze mną i z moimi przyjaciółmi. - poprawiłem go. Chyba lepiej. Jeszcze zabrakłoby nam wspólnych tematów i zrobiłoby się niezręcznie. Miałem co do niego tak podzielone zdanie.
- Okej. - poruszył głową potakująco. - Z wielką chęcią, Jeon Jungkook.
Podeszliśmy pod bramę szkolną, czekając wraz z Taehyungiem na resztę. I nikt oprócz niego właśnie się nie odzywał. No znaczy czasem ja mu odpowiadałem, ale Jimin milczał non stop. Na co i ja, i Tae najwyraźniej byliśmy przygotowani. Chociaż widocznie Taehyung dziwił się, że ja jestem jakiś cichy, bo mimo, że zazwyczaj i tak zbyt dużo nie mówiłem, to na pewno nie było to tak zniwelowane jak dzisiaj.
- Cześć towarzycho! - od początku z wesołym grymasem powitał nas Hoseok, znów tańcząc rytmiczne w głos muzyki, która rozbrzmiewała bezustannie w jego głowie jak i na ustach.
- 'Tuesday'. - wstrzelił się Tae.
- Podbijam. - dodałem. To było 'Tuesday'.
Przytulił każdego z nas po czym, zawahał się, czy nie przytulić Jimina, ale ostatecznie zrobił to. Jimin wracał już z nami tyle razy, że powoli chłopaki zaczęli przyzwyczajać się do jego obecności.
- Ale jestem przystojny, prawda? - po jakimś czasie dopadł nas kolejny głos. - No spójrz na tę twarz. - Seokjin machał sobie dłonią przed oczyma. - Jestem przystojny, co nie?
- Najprzystojniejszy na świecie. Nie ma drugiego tak przystojnego faceta. - odparł Namjoon wyuczoną przez siebie formułką, przewracając oczyma. - Jesteś tak przystojny, że twoja twarz mogłaby leczyć raka.
- Aż tak? - Seokjin zaśmiał się pod nosem, łapiąc Namjoona za ramię i przytulając się do niego. - Uuu! Chłopaki! - zauważył nas. - Kto jest najprzystojniejszy na świecie? - zrobił sobie z dłoni pseudo oparcie pod podbródkiem.
- Kim Seokjin. - powiedziałem prawie że z powagą.
- No ty, Jin. - dodał Tae.
- Powyższe. - dorzucił jeszcze Hoseok.
- Jeon Jungkook. - wszyscy spojrzeliśmy na Jimina, który mówiąc to wcale nie żartował. Wręcz przeciwnie. Wyglądał przy tym jak urzędnik.
No tak ... nie wiedziałem co powiedzieć. Żaden z nas nie wiedział. Zrobiło się cicho i niezręcznie, aż do czasu, gdy nie przyszedł Yoongi.
- Patrzcie co mam! - powiedział entuzjastycznie, wyciągając z plecaka jakieś majtki. Były damskie, jakiś taki blady róż z kotami jako wzroki.
- Nie wiedziałem, że nosisz takie rzeczy, Yoongi. - powiedział Taehyung, na co wszyscy [oprócz Jimina] roześmialiśmy się.
- To dla ciebie Tae. Jak będziesz nogi rozkładał. Przydadzą ci się jakieś slipy. - wyrzucił je gdzieś obok. - Cichy kolega znowu z nami. - szturchnął Jimina barkiem, kiedy go mijał. - Min Yoongi. - podał mu dłoń. - Skoro już tak często się widzimy. - uśmiechnął się. - Teraz przywitam się z tobą na serio. - dodał, mając na myśli ostatnie przedstawienie swojej osoby przed Jiminem. Wtedy ledwo co na niego patrzył.
Jimin cofnął się o krok w moją stronę, przez co zetknął swoje ramię z moim.
- Nie bój się mnie. Swoim wpierdolu nie spuszczam. - zaśmiał się, dalej kierując do niego wyciągniętą rękę.
- Yoongi. Nie. - wtrąciłem mu, kiedy widziałem, że zaczyna już tracić cierpliwość.
Jimin złapał mnie za dłoń. Nie zareagowałem na to. Ani nie odrzuciłem go, ani nie pogłębiłem uścisku. Pozostałem bierny. Tak jak zazwyczaj.
Yoongi nie był głupi. Od razu załapał, że coś jest nie tak. Przestał naciskać, przytakując przy tym głową i rzucając ciche 'okej'.
Szliśmy tak, rozłączając się po kolei. Najpierw standardowo Suga, potem Seokjin i Namjoon, Hoseok, a na koniec Taehyung, który poszedł już do swojego domu, zostawiając mnie po drugiej stronie ulicy.
Stałem sam z Jiminem. I tak jak przeczuwałem, zapadła niezręczna cisza.
- Może wpadniesz do mnie? - rzuciłem ot tak, żeby przerwać ciszę.
Jungkook debilu, takim czymś się ciszy nie przerywa.
- Mógłbym? - przechylił głowę.
- Pewnie. - wzruszyłem ramionami. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi. - o ile.
Jimin uśmiechnął się szeroko obniżając ramiona znacznie. Ogólnie wyglądało to tak, jakby właśnie wygrał jakąś nagrodę, czy coś. Ale to tylko zaproszenie do domu. Nic takiego.
Weszliśmy do środka, zdejmując na starcie buty.
- Wróciłem. - powiedziałem w miarę donośnie. - I przyprowadziłem kolegę. - dodałem ciszej, ale też na tyle, żeby rodzice, którzy byli
a) w jadalni
b) w salonie
również i to usłyszeli.
- Którego? - do przedpokoju szybkim tempem wpadła moja mama, przyglądając się nam srogim wzrokiem. Jednak zmienił się on na nieziemsko miły, kiedy tylko spostrzegła Jimina. - Jimin! Cześć. - podeszła do niego. - Fajnie cię znowu widzieć po tylu latach. - pogłaskała go po włosach. - Jak tam twoja mama?
- Mama ... bez zmian. - powiedział, jakby wytrącony z równowagi.
- Mamo. - powiedziałem z zaciśniętymi zębami. - Nie męcz go. Jimin nie lubi dostawać zbytniej uwagi. - wytłumaczyłem. Ale więcej nic powiedzieć o nim nie mogłem. Nie przy nim. - Jimin ... - uśmiechnąłem się do niego. - ... może pójdziesz już do mojego pokoju? Ja zaraz przyjdę. - przytaknął. - Pamiętasz gdzie to?
- Jasne, Jeon Jungkook. - uśmiechnął się, po czym położył dłonie na ramiączkach od plecaka.
Zaczekałem aż wejdzie na górę i zacząłem mówić. Dopiero teraz mogłem powiedzieć całość, bo przy nim to tak nie za bardzo by brzmiało. Westchnąłem.
- Jimin ma coś w rodzaju zespołu Aspergera. - rzuciłem trochę szeptem, trochę nie. - Trudno mu ... zawiązywać kontakty z ludźmi.
Mama zareagowała tak samo jak ja. Nic nie mówiła, tylko patrzyła na mnie zaskoczona.
- Mieliśmy dość dobry kontakt z jego rodzicami ... nic nam o tym nie powiedzieli. - odparła.
- Może nie mieliście aż tak dobrego kontaktu. To pewnie dla nich ciężkie, że ich jedyny syn jest chory. - wzruszyłem ramionami. Sam też nie mówiłbym takich rzeczy wszystkim wokół, gdybym był na ich miejscu. - Pójdę już do niego.
Wszedłem po schodach, dalej pytając się w myślach dlaczego tak naprawdę zaprosiłem Jimina. Nie chciałem mu robić nadziei na niewiadomo jaką relację. Sobie też. A jednak to zrobiłem.
- Hejka. - otworzyłem drzwi, natykając się na niego, siedzącego teraz na moim łóżku, z plecakiem na kolanach.
- Cześć Jeon Jungkook. - uśmiechnął się promiennie. - Czekałem na ciebie.
Też się uśmiechnąłem. Zamknąłem za sobą wrota, po czym podszedłem i usiadłem obok. Klasnąłem w dłonie, nie wiedząc co dalej.
- Co chcesz robić? - spytałem w końcu, sugerując się tym, że przecież nie tylko ja mogę mieć jakiś pomysł.
- To samo co ty, Jeon Jungkook. - dalej się uśmiechał, patrząc na mnie, mocniej zacisnął dłonie na plecaku, który nawiasem mówiąc dalej miał na kolanach.
Skierowałem na niego oczy, orientując się, że jestem mało gościnny, bo nawet nie powiedziałem mu, żeby go sobie gdzieś odłożył. Biedak sam musiał go trzymać.
- Daj ten plecak, odłożę ci go. - sięgnąłem w jego kierunku, ale gdy tylko to zrobiłem ten tylko szybko odsunął się, zabierając ode mnie przedmiot jak najdalej tylko mógł. Spiął się cały.
Lekko cofnąłem rękę, przez co rozluźnił mięśnie.
- Może lepiej nie, Jeon Jungkook. - dość to było dziwne, ale sumując to wszystko, dajcie mi jedną rzecz, która w nim nie jest dziwna. Dlatego też podszedłem do tego z dystansem i z uśmiechem. Spuścił wzrok.
- Okej. Nie ma sprawy. - położyłem mu dłoń na barku i lekko go pogładziłem. - Jimin ... - zacząłem, poważniejąc nieznacznie. - ... spójrz na mnie.
Na nowo zwrócił na mnie swoje oczy, częstując mnie ich głębią i blaskiem. Wolałem jak na mnie patrzył.
- Przepraszam. Ten plecak po prostu jest dla mnie ważny, Jeon Jungkook. - uśmiechnął się, odkładając przedmiot na ziemi, dalej ode mnie. Po czym powrócił do normalnego siadu, popatrzył na mnie jeszcze przez moment i wtulił się we mnie gwałtownie. - Dziękuję, Jeon Jungkook. Za wszystko.
Zdziwiłem się. To fakt. Ale nie miałem zamiaru mu tego okazywać. To było zbyt przyjemne, żeby to przerywać. Jimin był taki ciepły. I pachniał tak idealnie. Wcześniej tego nie zauważałem.
Położyłem głowę na czubku tej jego, wtulonej w mój tors. I jeszcze bardziej zatopiłem się w jego woni, od której dostawałem ciarek.
Chwilę tak siedzieliśmy, kiedy żaden z nas się nie odsuwał. Widocznie jemu też się podobało. Cieszyło mnie to. Zacząłem kreślić mu dłonią kółka na plecach.
I teraz to już zupełnie nie miałem pojęcia w jakim kierunku zmierza nasza relacja. Ale za to widziałem, że jeżeli tak to ma wyglądać, to na dłuższą metę nie będzie to nic dobrego.
- Jimin. - potrząsnąłem nim, kiedy uznałem, że tego już dość. To nie było dobre. Ale nie odpowiadał. - Jimin. - powtórzyłem. Dalej nic. Żadnej rekacji.
Przechyliłem się lekko, żeby spojrzeć na jego twarz.
Oczy miał zamknięte, a usta delikatnie uchylone. I spał. Jimin zasnął na mnie. Daruję sobie tutaj opisywanie moich uczuć względem tego wydarzenia, bo było ich zbyt dużo. Czułem wtedy wszystko.
Odsunąłem go lekko od siebie, zważając na to, żeby go nie obudzić. Odchyliłem kołdrę na moim łóżku, po czym położyłem go na poduszce. Był leciutki jak piórko. No znaczy ... jak na chłopaka w jego wieku. Bo wcale nie było łatwo go podnieść względem ciężaru ogólnie, ale pod kątem tego, że ja ważyłem spooooro więcej, jego waga była dla mnie zaskoczeniem.
Chwilę patrzyłem na jego leżące ciało, ubrane w mundurek szkolny. Chyba powinienem był mu go ściągnąć. Ale nie ... nie mogłem go rozbierać. Szczególnie kiedy spał. Więc okryłem go kołdrą i pozostawiłem o tak.
A sam usiadłem pod łóżkiem, opierając się o nie rękoma. Ułożyłem też na nim głowę, wpatrując się w śpiącego Jimina.
Niedługo potem i ja sam zasnąłem.
***
Obudziłem się rano. Otworzyłem klejące się ze sobą oczy, przy czym westchnąłem dosadnie. Pierwszą myślą, jaka mnie naszła było to, dlaczego śpię na podłodze. Ale potem sobie uświadomiłem.
Spojrzałem na łóżko, ale ani Jimina, ani jego plecaka już nie było. Była za to kartka z napisem.
Przepraszam za kłopot, Jeon Jungkook
- Park Jimin
Zwinąłem ją w kulkę i rzuciłem przed siebie nieprzytomny jeszcze z zaspania.
Miałem ochotę strzelić sobie z liścia. Teraz żałowałem. Bo jak mogłem dopuścić do tego, żebyśmy razem zasnęli? Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Nie nie i jeszcze raz nie.
Ale jeszcze bardziej jestem na siebie zły za to, że to wtedy powinienem był zauważyć.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top