[14]
Zanim jakkolwiek mnie osądzicie [co ja już zdążyłem zrobić na własną rękę] pozwólcie, że powiem wam jak to z mojej strony wygląda i wytłumaczę się poniekąd. Bo mimo, że stałem teraz pod domem Seokjina z zamiarem wypytywania się go o uczucia i o to jak je odczytywać, to tak naprawdę równie dobrze mogłem to robić jedynie zapobiegawczo, tak na przyszłość. Nie oznaczało to od razu, że sam coś do kogoś czuję. Nie nie nie. Nie tym razem.
Krótką chwilę siłowałem się sam ze sobą, ale uznając, że nie ma innego [czy też lepszego] wyjścia nacisnąłem dzwonek do jego drzwi.
Mogłem liczyć na pełną prywatność. Mamy Seokjina raczej nie było, bo pracowała za granicą i przyjeżdżała tylko od święta. Jin przez cały czas mieszkał sam. Musiał sobie gotować, sprzątać, ogólnie żyć jak dorosła osoba. Dlatego był bardzo dojrzały. Jeśli chodzi o jego ojca to Seokjin nigdy go nie poznał. Ponoć zostawił jego matkę, gdy tylko dowiedział się, że ta jest w ciąży. Chyba miała wtedy około dwudziestu lat, także była bardzo młoda.
Ale on nigdy się na brak ojca nie skarżył. Mój tato raz powiedziała, że Seokjin jest gejem [on go nazwał grzesznikiem], bo nie miał w życiu mężczyzny i teraz to z tego wychodzi, że takiego potrzebuje. Kogoś, kto go przytuli i przy kim będzie się czuł bezpiecznie.
Po około trzech minutach usłyszałem krzątanie się w środku domu, po czym drzwi uchyliły się przede mną najszybciej jak się tylko dało, a ze środka wyglądnął Seokjin w szlafroku.
Jeszcze spał? Było około dwunastej i to w niedzielę. A Jin raczej budził się wcześnie. Na weekend około dziewiątej. Czasem nawet o ósmej.
- Jungkook. - uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że to ja. - Hejka. - rozluźnił się trochę, opierając dłoń o framugę. - Co jest skarbie?
- Możemy pogadać. - powiedziałem miłym, ale i poważnym głosem. - To bardzo ważne. Sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Yyy ... - spojrzał do środka swojego domu, po czym znowu na mnie, narzucając nerwowy uśmiech. - Jasne, wchodź. - wziął mnie za ramię, przyciągając do siebie. - Tylko zaczekaj tutaj chwilkę. - zatrzymał mnie gestem dłoni, po czym pobiegł w stronę swojego pokoju.
Słyszałem, że coś tam szeptał. Nie wiem dokładnie co, ale mówił lekko wytrąconym z równowagi głosem.
Poczułem się głupio.
- Jin ... może ja wrócę później, co? - już chciałem wychodzić, ale mi odpowiedział.
- No co ty! Co w rodzinie, to nie zginie! - przybiegł z powrotem, biegając wte i wewte. - Tylko sorki za bałagan. - powiedział jakby z upokorzeniem. Seokjin nie lubił mieć brudno. Naprawdę.
- Hejka Jungkook. - spojrzałem w bok, natykając się na ziewającego Namjoona, stosującego w samym spodniach od dresu.
Jezu ... nie mówcie mi, że oni ...
- Namjoon mówiłem ci, ubierz się! - Jin powiedział to takim tonem, że i ja miałem odruch, żeby się ubrać, mimo sporej warstwy ciuchów na moim ciele.
- Nie mogę znaleźć mojej bluzki. - znowu ziewnął.
- Bo włożyłem do prania! Weź jakąś moją! - przewrócił oczyma. - Chodź Jungkook. - złapał mnie za przedramię. - Naprawdę bardzo cię przepraszam za to zamieszanie. - zaśmiał się znów nerwowo. - Usiądź sobie.
Posadził mnie na kanapie w salonie, po czym sam zaczął kręcić się wkoło i zbierać jakieś ciuchy.
Rozejrzałem się wokół. No ... nie było to mieszkanie przygotowane na wizytę królowej angielskiej. Ale też nie było najgorzej. Po prostu na stoliku stało jedzenie, i niepozmywane talerze i sztućce, a po podłodze walały się ubrania. Dla mnie to nie jest brudno, ale dla Seokjina to jest tragedia.
- Namjoon idź zrób nam herbatę! - krzyknął do niego. Po czym po chwili do pomieszczenia wszedł Namjoon, zatrzymując się przy Jinie, którego pocałował w kark. Seokjin uśmiechnął się tylko pod nosem i nic już nie dopowiadał.
Usiadł koło mnie, kiedy już ciuchy leżały w koszu na pranie, a naczynia znajdowały miejsce w zmywarce.
- O czym chciałeś porozmawiać? - uśmiechnął się.
Czułem się niezręcznie. Niepotrzebnie w ogóle tu przyszedłem. Przerwałem im coś i to widocznie. Poza tym obudziłem się rano i poleciałem z pomysłem, że Seokjin na pewno mi pomoże i nawet tego nie przemyślałem.
- No ... więc ... - plątałem się. Nie miałem pojęcia od czego tak na dobrą sprawę zacząć. - ja chciałem się ciebie o coś spytać ... jak poznać, że się kogoś kocha?
Rozszerzył lekko oczy. Chyba nie spodziewał się, że padnie takie pytanie. No ja też nie.
- Jak poznać, że się kogoś kocha ... - zamyślił się, powracając do powagi na twarzy. W tym samym momencie obok niego usiadł Namjoon, ustawiając trzy kubki herbaty na stoliku do kawy. - No cóż ... chyba tak na początku ... chcesz spędzać czas jedynie z tą osobą. Nikt inny się nie liczy. - zaśmiał się. - I ta osoba jest dla ciebie całym światem.
- A potem ... - wtrącił się Namjoon. - ... kiedy zyskujecie do siebie coraz więcej zaufania, takie wspólne przebywanie staje się bardziej sporadyczne. A uczucie jest trwalsze z każdym dniem. I nikt was nie rozłączy. - przełożył Seokjinowi ręce wokół talii. - Nigdy. - ułożył my głowę na barku, przytulając się do niego od tyłu.
- A jakieś bardziej ... fizyczne objawy? - chciałem wiedzieć więcej. To, co mi powiedzieli to sam wiedziałem.
- Objawy? - Seokjin się skrzywił. - Jungkook, miłość to nie choroba. Dużo osób mówi, że to miłość to ból, ale to nieprawda. Miłość jest niesamowita. Bo zyskujesz kogoś, kto będzie z tobą zawsze. Boli tylko, kiedy ta osoba postanowi odejść. Samo w sobie uczucie jest cudowne.
I dalej nic nie wiedziałem. Ale czego mogłem się spodziewać? Seokjin i Namjoon to dwa zakochane gołąbki, na których drodze nie stoją żadne przeszkody. Niby dwaj faceci, ale łączy ich lepsza relacja niż niejedną heteroseksualną parę.
- Nie możesz spać. - wtrącił Namjoon. - I jeść. Cały czas o nim ... znaczy o tej osobie myślisz. I ciągle chcesz się z nim wiedzieć. I go przytulać i całować. I trzymać za rękę.
No to już jest coś. Nie chciałem tego wszystkiego robić z Jiminem. Spałem normalnie, jadłem też. Czyli tak jak podejrzewałem, wcale go nie kochałem. Po prostu byłem nim zauroczony. Ale w takim zwyczajnym sensie.
Namjoon zamknął oczy, nic nie mówiąc. Dalej leżał oparty o Jina i jakby przysypiał. Seokjin jedną dłoń trzymał na swoim kolanie, a drugą gładził Namjoona po włosach.
Naprawdę, oni byli takim idealnym przykładem zdrowego związku. Takiego, jakiego każdy chce. Im się to udało.
- Uprawialiście seks jak przyszedłem?
Dręczyło mnie to. Ale nie mam pojęcia dlaczego powiedziałem to na głos. I chyba od razu tego pożałowałem.
Seokjin rozszerzył oczy najszerzej na świecie, wyglądając tak, jakby ktoś położył przed nim egzamin maturalny i kazał pisać teraz. Namjoon przebudził się momentalnie, reagując bardzo podobnie.
- Nie! Znaczy ... nie teraz ... - wprowadziłem go w zakłopotanie. Kurwa! Po co ja się pytałem?! Przecież to oczywiste!
- Wczoraj ... dzisiaj odsypialiśmy. - wtrącił mu Namjoon.
- Oh. - westchnąłem, cały spięty.
Oni też siedzieli jak na szpilkach. No tak.
- Chyba już na mnie pora. - kaszlnąłem, wstając z kanapy. - Dzięki za gościnę i ten ... pa. - skierowałem się w stronę drzwi.
- Na pewno już idziesz? Może coś zjesz? Mam sernik w lodówce. - uśmiechnął się Seokjin.
Czułem, że lepiej będzie jak już pójdę. Bo nawet jeśli pytał się mnie, czy nie zostanę jeszcze, to wiedziałem, że wolałby teraz leżeć w łóżku i tulić się z Namjoonem.
- Nie, dzięki! - uśmiechnąłem się. - Nie przeszkadzajcie sobie. Mam jeszcze dzisiaj kilka spraw. Także ... jeszcze raz dziękuję za pomoc. - otworzyłem drzwi od domu, po czym wyszedłem na dwór, chcąc je zamknąć, ale w futrynie pojawił się sam Jin.
- Jungkook! - zawołał za mną, przez co się odwróciłem. Patrzył na mnie poważnie, jakby bojąc się teraz coś powiedzieć. - Czujesz coś do Taehyunga?
Co takiego 2k18?
Odwróciłem się z uśmiechem idioty na ustach i mindfuckiem na twarzy.
- A co ja zoofil, żeby coś czuć do orangutana? - zmierzyłem go moim jungshookiem. I chyba mu się udzielił. - To było tylko tak na przyszłość. Nic do nikogo teraz nie czuję. I wy pomogliście mi się w tym przekonać. - uśmiechnąłem się. - Trzymajcie się, chłopaki. - machnąłem na odchodne ręką, po czym poszedłem w swoim kierunku. Niech sobie tam ćwierkają we dwóch.
Odszedłem, zadowolony z tego, jak sprytnie wyszedłem z sytuacji.
Smooth ~ zarzuciłem włosami. Czyli że wychodzi na to, że nawet wtedy, w Busan, nie byłem w nikim zakochany. W żadnym Jiminie. Byłem gówniarzem i mi na nim zależało. Może było to coś więcej, ale na pewno nie można było tego do miłości w żaden sposób przyrównać.
A jednak, jakoś tak ... kiedy o nim myślę ... coś mi się wierci w brzuchu. Tego też nie umiem nazwać.
Mówię w trzech językach, a w żadnym nie ma słowa, które by do tego pasowało.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top