[13]

- Czujesz coś do niego? - poczułem się jak oskarżony o jakąś kradzież czy inne morderstwo.

Nie! Nie czuję nic do Jimina! Absolutnie. On po prostu staje się dla mnie ważny. Kurwa jak to brzmi. Nieeee ... nie czuję do niego nic więcej, jak tylko powoli kształtująca się na nowo przyjaźń. Był dla mnie ważną partią życia ... chociaż nie wiem. Boże nie mam pojęcia! Kim on dla mnie był?!

- To nie tak. - westchnąłem. Udawałem spokój na tyle na ile mogłem. Tak naprawdę sam nie miałem pojęcia co myśleć.

Z jednej strony widziałem Jimina i chciałem od niego uciec do moich przyjaciół, bo jego obecność i fakt, że nie mogę z nim normalnie porozmawiać irytowała mnie trochę. A z drugiej strony chciałem lgnąć do niego non stop. I nie wiedziałem jak to pogodzić. Ani co to oznaczało.

I chyba Tae to zauważył. Co ja gadam. Na pewno to zauważył. Ale nie powiedziałem mu tego wprost, więc nie drążył tematu. Wiedział, że na mnie naciskać nie warto. I pewnie bolało go, że nie mówię mu całej prawdy. A chciałem naprawdę. Tylko że ja sam sobie muszę najpierw uświadomić o co chodzi mojemu mózgowi.

- Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, co nie? - szturchnął mnie ramieniem.

Nie musiałem odpowiadać. Dobrze wiedział, że ja wiem. W zamian za to, uśmiechnąłem się dziękczynnie. Ten gest wystarczał.

I mi, i jemu.

***

- Jungkook! Wstawaj wreszcie! Setny raz cię budzę! - dwunasty.

Chyba moja mama ma jakąś dyskalkulię, czy coś. W każdym razie ja nie miałem zamiaru wstawać. Chuj, że jedenasta, ważne, że weekend. Okryłem się kołdrą jeszcze szczelniej. A budzić się nie miałem zamiaru.

Do drzwi zadzwonił dzwonek, co usłyszałem przez to, że ranem moje uszy były bardziej wyczulone niż mina lądowa. Nie wiem jakie to miało podstawy,  i czy w ogóle jakieś miało, ale pewnym sposobem potrafiłem usłyszeć każdy, najdrobniejszy szmer.

Mama wyszła z mojego pokoju, a drzwi najwyraźniej otworzył tata, bo usłyszałem ich trzask, zanim jeszcze mama znalazła się na schodach.

Po chwili dosłownie, żeby nie powiedzieć w tym samym momencie, usłyszałem krzyk ojca.

- Jungkook! - zaczął. - Ktoś do ciebie!

Do mnie? Z samego rana? Znaczy ... do mnie? Bez zapowiedzi? Hmm, dziwne to. Ale cóż, wytoczyłem się z łóżka, przeciągając, po czym podrapałem się po klejnotach i wstałem na równe nogi. Włożyłem stopy w kapcie i podrapałem się jeszcze raz, ale po brzuchu, po czym nieprzytomnie wyszedłem z pokoju, wyglądając pewnie jak bezdomny.

Na środku schodów zatrzymałem się z szokiem na twarzy. Kurde! Co jeśli to Gakyo?! Przyszła mnie przeprosić albo coś? Jezuuuu. Już było za późno, żeby się wrócić. I tak musiałbym się wykąpać. Tyle nie mógłbym kazać dziewczynie czekać.

Jednak kiedy zszedłem zdziwiłem się bardziej, niż gdybym w moim przedpokoju miał stać sam Obama we własnej osobie.

- Cześć Jeon Jungkook. - przywitał mnie promienny uśmiech, idealnie skompletowany strój, w którym wszystko było wyprasowane, jego włosy ułożone tak ślicznie jak zawsze, a twarz wesoła i doskonała. Jimin nadawał się na jakiegoś modela do reklamy perfum.

- Jimin. - powiedziałem niby wesoło, ale wciąż nie ukrywając tego, że się go tu nie spodziewałem. - Co ty tu robisz? - podszedłem do niego, ignorując moich rodziców.

Miał na sobie ten swój plecak, co codziennie. Gdyby się zastanowić, na tych zakupach też go miał. Jakby się z nim nie rozstawał.

- Ja ... - czy on się zarumienił? Oj tak. Zarumienił się. - ... mam do ciebie sprawę, Jeon Jungkook. - zacisnął ze sobą ręce.

Chwilę stałem, czekając aż mnie oświeci, ale widocznie nie miał zamiaru mówić przy moich rodzicach, więc zareagowałem ja.

- Może pójdziemy do mnie? - zaproponowałem, kładąc mu rękę na barku, po czym pociągnąłem go w swoim kierunku.

Zamknąłem za nami drzwi, już czekając tylko na wywiad od rodziców typu 'kto to', po tym, jak już Jimin opuści nasz dom.

- Usiądź sobie. - wskazałem mu na rozwalone łóżko. - Ja tylko pójdę się odświeżyć. - tudzież umyć zęby, uczesać włosy i przemyć twarz, bo pewnie się obśliniłem przez sen. I w takim stanie miałbym witać Gakyo ... może i lepiej, że to okazał się być Jimin.

- Na ... na twoim łóżku? - zmieszał się.

- No. Z tego co wiem, to nikt inny w nim nie śpi. - zaśmiałem się. - Siadaj na zdrowie. - poklepałem go po ramieniu, po czym sam przeszedłem przez drzwi, łączące mój pokój i moją łazienkę.

Wszedłem do toalety, pierwsze co spoglądając w lustro. I od razu tego pożałowałem. Wyglądałem jak wojna. I to raczej taka bardziej nieprzyjemna. Oblałem twarz wodospadem wody, przemywając ją dokładnie dłońmi, potem na szybko umyłem zęby. I jeszcze uczesałem włosy. Trwało to ze trzy minuty, a wyglądałem o niebo lepiej niż wcześniej.

Otworzyłem drzwi. Spojrzałem na łóżko, na którym Jimina nie było. Potem rozejrzałem się po pokoju, a jego nadal nigdzie nie widziałem.

Wybiegłem z pomieszczenia, czując to dziwne uczucie déja vu, kiedy to ostatnio go zgubiłem jak wracaliśmy razem do domu.

- Jest tu Jimin? - zapytałem z miarowym spokojem, żeby nie budzić u rodziców żadnych podejrzeń.

- Właśnie wyszedł. - odparła mama, zakładając dłonie na krzyż. - A teraz może z laski swojej dowiemy się z tatą kto to tak właściwie był?

Potraktowała mnie poważnym, prawie że wrednym głosem. Jakby mi coś znowu wyrzucała. I wiedziałem, że zacznie się wywiad.

- Park Jimin. Przeprowadził się tutaj miesiąc temu. Też z Busanu. - oparłem się o ścianę za mną. - Znacie go, przyjaźniłem się z nim w podstawówce.

Mama uśmiechnęła się lekko, widocznie przypominając go sobie. Tego miłego, mądrego chłopca, którego tak bardzo z ojcem zawsze lubili.

- Pewnie, że pamiętam. To był najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miałeś. - odpowiedziała. - Nie tak jak ci dzisiejsi. - przewróciła oczyma.

- Tylko że teraz to oni są moimi przyjaciółmi. - wtrąciłem. Ja znosiłem naprawdę wiele z jej strony, ale takiego bezkarnego obrażania mojej paczki to nie przepuszczę. - Są najlepsi na świecie. I nic co powiesz tego nie zmieni.

- Jak ty się wyrażasz do matki? - powiedział ojciec, ale ja już nie słuchając dalej wszedłem na górę po schodach, chcąc wrócić do spania, po tym dość nietuzinkowym poranku.

Zamknąłem za sobą drzwi z hukiem, opierając się o nie przez chwilę. Westchnąłem ociężale. Potem jednak podszedłem do łóżka, chcąc rzucić się na nie, jak Taehyung na przecenione ciuchy z Gucciego, ale w ostatniej chwili spostrzegłem zeszyt. Jimina.

Tym razem nie wyglądało to tak, jakby go zgubił przez przypadek.

Sięgnąłem po niego dłonią z pewną dozą ostrożności, po czym w odróżnieniu od ostatniego razu otworzyłem go na początek na pierwszej stronie.

[C.M.Y.] Park Jimin- taki napis widniał jako 'tytuł'.

Miałem ochotę zamknąć go, ale przecież Jimin nie zostawiłby go niechcący ot tak. Teraz to on już to zrobił naumyślnie. Poza tym ... byłem zbyt ciekawy.

Dlatego też przewróciłem kartkę najwolniej jak mogłem, przyglądając się powoli ukazującym się przede mną napisom.

Tęsknię za Tobą
Mówiąc to, tęsknię jeszcze bardziej
Tęsknię nawet gdy patrzę na Twoje zdjęcie
Czas jest tak okrutny
Nienawidzę nas
Teraz jest nam trudno nawet na siebie patrzeć
Choćby przez chwilę

I koniec. Przewróciłem dalej.

Może i nigdy nie będę latać,
Tak, jak te płatki kwiatów
Albo tak, jakbym miał skrzydła
Może nie mogę sięgnąć nieba
Jednak wciąż chcę wyciągać w jego stronę dłoń
Chcę biec jeszcze dalej.

Dalej.

Wszystko to nie jest przypadkiem
Po prostu czułem to
Cały świat jest inny niż wczoraj
Po prostu z twoją radością
Kiedy mnie zawołałeś, stałem się twoim kwiatem
Jakbyśmy czekali, rozkwitali, aż nie zaboli
Może to przeznaczenie wszechświata,
to musi być to, ty wiesz i ja wiem,
Ty jesteś mną, a ja tobą

Chcę móc oddychać, nienawidzę tej nocy
Chcę się obudzić, nienawidzę tego snu
Uwięziony wewnątrz samego siebie, jestem martwy
Nie chcę być samotny
Chcę być twój
Czemu jest tak ciemno, kiedy cię tu nie ma?
Jestem tak rozbity, to niebezpieczne
Uratuj mnie, bo sam nie potrafię kontrolować swych uczuć

Tych wierszy były dziesiątki. Sześćdziesięciokartkowy zeszyt, a na każdej stronie taki jeden. Zacząłem kartkować go, nie czytając już nawet. W końcu natrafiałem na puste strony, przez co cofnąłem się, do dwóch ostatnich, napisanych na jednej. W tym ten pierwszy był skreślony, ale jedynie poprzeczną linią, więc odczytałem go bez problemów.

Czy to Ty się zmieniłeś, czy to ja
Nienawidzę każdej chwili tego upływającego czasu
Bo wiem, że się zmieniamy
Tak jak wszyscy wokół
Tak, nienawidzę Cię, zostawiłeś mnie
Ale nigdy nie przestałem o Tobie myśleć
Choćby na jeden dzień
Szczerze mówiąc, tęsknię za Tobą
Ale Cię wymażę
Bo to mniej boli niż obwinianie Cię

Zaczekaj jeszcze chwilę
Jeszcze tylko kilka nocy
A przyjdę się z Tobą zobaczyć
Przyjdę po Ciebie

Więcej ich nie było.

Zatkało mnie. Jimin też lubił sztukę? I nie tylko ją lubił, ale też tworzył takie dzieła? To było niesamowite. Te kilka wierszy, które przeczytałem trafiło do mnie o wiele bardziej niż cokolwiek innego, co usłyszałem w życiu.

Jak dużo wspólnego miały one z Jiminem? Czy pisał je z sercem, czy na pokaz? I dlaczego wcześniej nie zauważyłem tak artystycznej duszy przy moim boku?

I ... tworzył takie coś chory człowiek?

W tym momencie zacząłem patrzeć na niego zupełnie inaczej.

Stał się nie kimś, kto ma chory umysł, tylko kimś, kto jest pięknem. Jego myśli, które teraz wylane miałem na tych kartkach przecinały mnie wpół. W żaden sposób nie potrafiłem się co do tego odnieść. Nieważne jak bardzo próbowałem.

Zamknąłem zeszyt, znów wybiegając z pokoju jak poparzony. Prawie nie spadłem ze schodów, po czym dorwałem się do drzwi i gołymi nogami wybiegłem z domu, gnając do furtki.

- Jungkook! Wracaj tu! - krzyknęła za mną matka.

Otworzyłem bramkę, wypadając niemalże na chodnik, po czym zacząłem rozglądać się jak szogun. Nie było go nigdzie. Ani śladu tych jego aksamitnych blond kosmyków.

Oddychałem bardzo intensywnie po tym biegu i emocjach. Chciałem go zobaczyć.

Ale nie wiedziałem nawet gdzie mieszka, a co dopiero gdzie teraz jest. Jutro niedziela. Więc muszę czekać albo do poniedziałku, albo na niego, o ile miał zamiar się jeszcze u mnie pojawić. W co śmiałem wątpić. Nawet nie miałem z nim żadnego kontaktu przez telefon.

Powolnym krokiem wróciłem do domu niezadowolony. Chciałem go zobaczyć.

Nigdy jeszcze nie chciałem go tak bardzo zobaczyć.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top