[12]
- No już. - Seokjin jeździł mi dłonią po ramieniu, otulając mnie nią. - Po prostu szmata nie jest ciebie warta.
- Jin! Na miłość boską! - przerwał mu Namjoon. - Nie nazywaj tak jakiejś dziewczyny! Nawet jej nie znasz! - rozłożył ręce, patrząc na Seokjina bez nadziei.
- Ty mnie nie uciszaj! - odgroził mu się, robiąc groźny wyraz twarzy. - Będę mówił to, na co mam ochotę!
Siedzieliśmy sobie całą szóstką na naszym ulubionym murku, z którego był widok na całe miasto. To było takie nasze miejsce. To znaczy, pewnie inni też tu przychodzili, ale nie akurat kiedy my tu byliśmy, a nawet jak ktoś się pojawiał, to Yoongi skutecznie każdego przepędzał. Jak teraz.
- Spadać stąd, cwele gimbusy, bo w mordę! - nie wstał nawet, tylko siedział nadal, ale jego mina wskazywała na to, że jeśli nie spełnią jego oczekiwań, to za chwilę będzie tu taśma policyjna.
Ci tylko uciekli, o mało co butów nie gubiąc przy okazji.
- Wróćcie jak wam wyrosną jaja! - krzyknął za nimi jeszcze, zaciągając się po chwili papierosem.
Wracając. Wcale nie było mi smutno, że Gakyo nie chciała się ze mną umówić. No znaczy może trochę, ale tylko dlatego, że oznaczało to, że znowu odniosłem jakąś porażkę, a na serio miałem ich już dość. I to tak mocno dość. A do tego każde moje niepowodzenie było mi zawsze do porzygu wypominane przez rodzinę. Niby czasem mówili, że nikt nie jest idealny, ale takiego idealizmu właśnie ode mnie oczekiwali. Hipokryzja w czystej postaci. I weź tu człowieku bądź normalny.
- A to? - Hoseok przełączył swój telefon na kolejną piosenkę, która tętniła życiem jeszcze bardziej niż ta poprzednia.
- Nie masz żadnej mniej w stylu ... cziłały z ADHD? - Tae przekręcił głową, kładąc mu ją na barku.
- Mógłbym cię to samo zapytać względem twojej twarzy. - Hoseok potraktował go poważnym tonem, przy którym jednak parsknął śmiechem jak kojot.
Cała ich piątka zawsze idealnie poprawiała mi humor. Nawet te głupie kłótnie Seokjina i Namjoona były częścią tego naszego cyklu przyjaźni, który zataczał krąg codziennie. Tworzyliśmy taką rodzinę. Tylko że wszyscy byliśmy facetami. I mieliśmy tyle samo lat. Ale szczerze mówiąc, to gdybym nie widział kiedyś Seokjina nago [o tym się nie mówi] miałbym porządne wątpliwości co do jego płci.
Jak mówiłem, Seokjin i Namjoon zaczęli się między sobą sprzeczać o jakieś pierdoły, które wyciągali teraz z różnych zakamarków, a Hoseok zaczął szczypać Yoongiego w łydkę, co go niezmiernie irytowało i napędzało do ciągłego 'przestań'.
Seokjin zabrał ze mnie rękę, gestykulując nią teraz coś energicznie Namjoonowi, a ja patrzyłem na Taehyunga, który przed chwilą strzelił lepę w tył głowy Hoseoka. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.
Tae najlepiej wiedział jak się teraz czuję. Ale nie dlatego, że sam takie coś przeżył czy coś w tym rodzaju. Nic z tych rzeczy. Po prostu znał mnie najlepiej na świecie.
Po chwili jednak przestał utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy, przy czym wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął coś na nim stukać.
Poczułem wibrację na tyłku, dokładnie w miejscu w którym znajdowała się moja tym razem komórka. Sięgnąłem po nią, domyślając się już kto do mnie napisał.
Taetae:
'Zmywamy się??'
Spojrzałem na niego, a on przypatrywał mi się z nonszalanckim uśmiechem, który delikatnie zahaczał o łobuziarstwo.
- Joł Tae, mieliśmy jeszcze coś załatwić po szkole, pamiętasz? - rzuciłem, zwracając tym uwagę reszty.
- Ty, faktycznie. - walnął sobie facepalm'a, że niby taki zaskoczony. Aktor. - Zupełnie mi wypadło z głowy. - wstał z murku, otrzepując spodnie. - To dawaj zbieramy się.
Przytaknąłem mu, po czym obaj odeszliśmy kilka kroków, rzucając krótkie 'do jutra' reszcie.
***
- Lody? - zapytał Taehyung, kiedy już byliśmy na tyle daleko, że mogliśmy swobodnie przestać udawać, że idziemy w jakimś określonym kierunku.
- Czemu nie. - wzruszyłem ramionami. Ta. Lody to zawsze dobry pomysł. Zawsze. - Ale koniecznie takie w polewie czekoladowej na patyku. - uniosłem jeszcze palec, stawiając swój warunek. Na takie miałem ochotę najbardziej.
- Dobra ... zaraz się tu znajdzie jakiś sklep.
Obaj zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwaniu jednego. Nie tak, że patrzyliśmy na każdy szczegół jak detektywi. Po prostu szliśmy dalej, gadając jak zwykle. Szyldy sklepowe są tak oczojebne, że nie da się ich ominąć.
I faktycznie po kilku minutach z odległości jakichś dwustu metrów zobaczyłem jakąś sieciówkę, w której na pewno znajdzie się tak pospolity produkt jak lody na patyku. Koniecznie w polewie czekoladowej.
- Kto pierwszy! - powiedziałem, odpychając od siebie Taehyunga, przy czym zacząłem napieprzać sprintem przed siebie.
Nieudolnie Tae próbował mnie gonić, ale genetycznie byłem szybszy. Brat sportowiec. Idealny pod każdym względem ...
W każdym razie zatrzymałem się dopiero pod sklepem i odwróciłem o sto osiemdziesiąt stopni, idąc teraz tyłem i patrząc na niego zwycięsko.
- Dzień w którym przegram, będzie dniem, w którym zginę! - uniosłem dłoń.
Ale trochę to moje hasło na nic się zdało, bo w tym samym momencie wpadłem na kogoś, przez co o mało się nie wywróciłem. Udało mi się jednak się opanować i ustabilizować. Bardziej martwiłem się o to, że temu komuś mogło się coś stać. Odwróciłem się więc naprędce z szybkim 'przepraszam najmocniej', przy czym oprócz rozrzuconych wszędzie zakupów spotkałem się ze wzrokiem Jimina.
- Jimin? - upewnienie idioty aka moje.
- Jeon Jungkook? - zatrzymaliśmy się obaj, patrząc tak tylko na siebie z lekkim zdziwieniem każdy.
Otrzepałem się jednak, zdając sobie sprawę, że przecież na chodniku leżą jego reklamówka bez zawartości, która za to walała się wokoło.
- Jezu, Jimin, przepraszam cię. - rzuciłem się do zbierania jego zakupów.
- Nie musisz za nic przepraszać, ani mi pomagać. - uśmiechnął się. - Dam sobie radę, Jeon Jungkook. - on też schylił się, przenosząc produkty do torby.
Trochę ich było. I trochę mnie to dziwiło, bo widziałem tam samo jedzenie. Znaczy no niby logiczne. Ale tam były rzeczy typu chleb, ser, jajka, masło, i tak dalej. Sama taka podstawowa żywność. I w sumie nie byłoby to niczym niepokojącym, ale Jimin był upośledzony. Chyba nie powinien sam robić zakupów. Szczególnie, że jak już to wszystko pozbieraliśmy to torba lekka nie była. Bynajmniej. Zastanawiałem się skąd w jego małym ciałku tyle siły.
- Może ci pomogę. - chyba wtedy zapomniałem o obecności Taehyunga. - To strasznie ciężkie. Mieszkasz w pobliżu?
- Dam sobie radę, Jungkook. - wow, nazwał mnie po imieniu bez mojego upominania. - Zawsze sam robię zakupy. Mówiłem ci już, że jestem samowystarczalny. - zaśmiał się. Po czym zwyczajnie mnie wyminął i zaczął odchodzić w swoim kierunku.
Obraził się na mnie? Nigdy nie traktował mnie w ten sposób. Normalnie to on mnie nachodził i nie chciał się odczepić. I mimo, że zazwyczaj mi taki stan rzeczy dość przeszkadzał, to teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo lubiłem tę jego 'natarczywość'. A wtedy naprawdę myślałem, że jest na mnie zły. Spanikowałem.
- Jimin! - podbiegłem do niego, chyba mijając po drodze Taehyunga. Położyłem mu dłoń na ramieniu, odwracając go do siebie.
Spojrzał na mnie ogromnymi oczyma, emanującymi wręcz zdziwieniem. Nie miał pojęcia co się dzieje. Ja też nie.
Opuściłem rękę, czując lekką ulgę. Nie wiem czemu, ale gdy tylko zobaczyłem jego twarz bytującą wprost mojej, poczułem się lepiej.
- Tak, Jeon Jungkook? - znowu wrócił do swojej formułki, która już chyba przestawała mi przeszkadzać. A w każdym razie w tamtym momencie nie przeszkadzała mi ani trochę. - Jeon Jungkook? - dopiero to mnie rozbudziło.
Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę niepotrzebnie do niego podszedłem. Po prostu ... chciałem patrzeć na niego dłużej niż przez taki przypadkowy moment.
Cofnąłem się. To nie mogło być to, że wciąż mi na nim zależało. Byłem gówniarzem. To nie było prawdziwe uczucie i nadal nie jest. To tylko taka chwila słabości, bo on wygląda i brzmi jak dziewczyna, a ja jestem trochę rozchwiany między problemami w domu, a zazdrością o udany związek Seokjina i Namjoona.
- Wszystko dobrze, Jeon Jungkook? - podszedł do mnie o krok, przez co znów się cofnąłem.
- C-coś mi się wydawało. - zaśmiałem się nerwowo. - Już nieważne. - poczochrałem go po włosach, po czym odwróciłem się i odszedłem na dobre, tym razem to ja jego zostawiając za sobą.
Położyłem sobie ręce na twarzy, krzycząc wewnętrznie 'opanuj się durniu'. Jimin pojawił się nagle i mieszał mi w życiu tyle, że nawet nie potrafiłem tego dostrzec.
- Co tobie? - Tae spojrzał na mnie tak, jakbym to ja był kosmitą, a nie on. Ale w sumie wtedy to rozumiałem. Sam miałem ochotę wyjść ze swojego ciała, stanąć obok i walnąć się w twarz. - Ziom. - klasnął mi przed twarzą, kiedy nie odpowiadałem.
Spojrzałem na niego nic nie wiedząc. Nawet nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ale to Taehyung. Najbliższa mi osoba. Chyba najlepiej było zacząć od początku. Szczerze.
- Ja ... ja lubię Jimina.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top