[11]

- Dasz radę. - Tae masował mi barki, w celu rozluźnienia mojego spiętego ciała.

Faktem było, że do najspokojniejszych ludzi wtedy nie należałem. No ale nie można być spokojnym człowiekiem, gdy ma się zamiar umówić z osobą, która już od jakiegoś czasu ci się podoba. Tym bardziej, że dzień wcześniej dostałem od niej SMS'a, że fajnie by było wyjść w któryś dzień do kina.

Uznałem więc, że to jest to. Idealna okazja, aby się z nią umówić. Z Gakyo.

- Jesteś mężczyzną! Zero stresu, maksimum działań. - zaprzestał czynności, wyciągając rękę. - Jasne?

Przybiłem mu męską piątkę swoją dłonią.

- Jasne! - odparłem pewnie.

Poszedłem w stronę jej klasy. Miała lekcje gdzie indziej, dlatego też nie mogłem na nią czekać, ale podejść do niej. Jak książę do księżniczki.

Emocje wciąż walczyły we mnie. A to pozytywne, a to negatywne brały górę, nie dając mi odpoczynku. Właściwie to szanse na to, żeby mi odmówiła były prawie że zerowe. Ale wiecie jak to jest. Człowiek często przejmuje się pierdołami, mniej ważnymi niż globalne ocieplenie dla wpływowych ludzi.

Kiedy już byłem przy jej sali, przeciskając się przez kilka osób, i o mało co się nie wywracając poprawiłem sobie marynarkę. Dobry wygląd to postawa. Szczególnie dla dziewczyn, także nie było mowy nawet o tym, żebym przywitał ją z jakimś wgnieceniem na materiale, albo paprochem na barku.

Jednak mój zapłon nagle ustał, kiedy w drzwiach zobaczyłem Jimina, który najwidoczniej nie był jeszcze w klasie.

- Jimin? - spytałem dla pewności. Chociaż tak naprawdę to wiedziałem, że to jest Jimin lepiej, niż znałem się na opierdzielaniu na lekcjach.

- O ... cześć, Jeon Jungkook. - zmieszał się na mój widok. - Co ty tu robisz?

- Mógłbym cię spytać o to samo. - zmierzyłem go podejrzliwym wzrokiem.

On tylko uśmiechnął się i zaśmiał dziecięco.

- Gapa ze mnie. Pomyliłem sale. - wzruszył ramionami. - Pójdę już do naszej klasy. Do później, Jeon Jungkook. - wyminął mnie z zadowoleniem na ustach, po czym oddalił się, wciąż odznaczając w tłumie.

A przynajmniej w moich oczach.

Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc, jak znika za zakrętem korytarza, po czym pokręciłem głową, doprowadzając swoje myśli do porządku. Idę do Gakyo.

Znowu naszła mnie fala stresu. Ręce zaczęły mi się pocić, a serce bić jak szalone. Aż do momentu, kiedy się nie zatrzymało, w momencie, w którym ją zobaczyłem.

Ale nie myślcie sobie zaraz, że to z jakiejś miłości. Nie. Ona po prostu mi się podobała. To serce to z nerwów. Niesamowitych nerwów. Bo jeszcze nigdy nikogo nigdzie nie zapraszałem.

Ogarnął mnie strach, jak jeszcze nigdy.

- Hej Gakyo. - powiedziałem jej, starając się zachowywać swobodnie i na luzie. Nie wiem jak mi to wychodziło, ale mam nadzieję, że dobrze.

- O. Hejka Jungkook. - coś było nie tak.

Zawsze, ZAWSZE jak z nią rozmawiałem to rumieniła się cała, a potem patrzyła na mnie jak na cud. Dawała wrażenie, jakby czuła do mnie więcej niż ja do niej.

A teraz. Jakby się stresowała. Ale nie tak pozytywnie jak ja. Ona negatywnie. Odniosłem wrażenie, jakby chciała, żeby mnie tu nie było. To nie było fajne.

Mimo to nie mogłem w takiej chwili wyjść. Może po prostu miała gorszy dzień. Dalej zamierzałem się z nią umówić.

- Słuchaj Gakyo ... - podrapałem się po karku. - Pamiętasz jak pisaliśmy o tym, że fajnie by było gdzieś razem wyjść?

I w tym momencie ona mówi 'tak', a ja przechodzę do konkretów.

- Tak. - skrzywiła się. - Ale to już chyba nieaktualne.

Co?

Co?

- Co? - co?

- Źle bym się z tym czuła, Jungkook. Przepraszam.

Czy ja o czymś nie wiem?

- Co?

- Chyba lepiej będzie, jeżeli już pójdziesz. - w tym momencie przestała na mnie patrzeć.

A ja poczułem się jakbym dostał z kolana w brzuch.

- Ale ... przecież sama chciałaś się ze mną umówić. - mało brakowało, żebym się wtedy nie rozpłakał jak dziecko.

Naprawdę. Dlaczego mi nic nigdy w życiu nie wychodzi. I dlaczego każdy się ode mnie odwraca. Mama. Tata. Brat. Teraz Gakyo. Tylko przyjaciele mi zostali.

- Tak ... ale mówię, że teraz to już nieważne. - spięła się cała. - Jungkook idź już. Proszę cię. - zamknęła przy tym oczy. - Proszę. Bardzo mi przykro.

Nie chciałem wychodzić. Wręcz przeciwnie. Miałem w głowie miliony pytań. Chociażby 'dlaczego?'. Ale nie wiem, czy był tego sens. Tylko bym na nią naciskał, a ona widocznie nie miała ochoty na tę rozmowę. To co miałem zrobić? I tak już pewnie padały na nas jakieś spojrzenia. I pewnie na mnie te krzywe, bo z boku wyglądało to tak, jakbym męczył dziewczynę. Nie chciałem, żeby się tak czuła.

- Mi też jest przykro. - cofnąłem się o krok, po czym obróciłem się na pięcie i pospiesznie stamtąd wyszedłem. Stanąłem przed jej salą i stałem tak zwyczajnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Oparłem się o ścianę, po czym zjechałem po niej na podłogę. Oparłem łokcie o kolana, a palce wplątałem we włosy.

Zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli naprędce rozchodzić się do klas. Tylko ja tak siedziałem i nie miałem ochoty wstawać.

Było mi wstyd. Wrócić teraz do Taehyunga i powiedzieć mu, że laska mnie zlała i to nawet nie wiem dlaczego. A poza tym, naprawdę miałem ochotę umówić się z nią, usiąść przy kawie i porozmawiać. I wreszcie mieć kogoś, na kim mógłbym polegać tak bardzo, że mógłbym to nazwać miłością. Ale chyba nie ma cudów.

A takie osoby już nie istnieją.

- Wszystko dobrze, Jeon Jungkook?

Podniosłem zawiedziony wzrok, natykając się na przyjemne, blond włosy, do których przyczepiony był niski chłopak o dość dziewczęcej urodzie.

- Długo nie wracałeś. Martwiłem się o ciebie. - uśmiechnął się.

Tego uśmiechu mi było trzeba. Niby nic, a tak idealnie poprawiał nastrój. Wystarczyło na niego spojrzeć.

- Nie jest dobrze. - westchnąłem. - Pamiętasz jak Taehyung wspominał o tej 'mojej dziewczynie'. - zapytałem z irytacją w głosie.

- Yhym. - przytaknął głową.

- No to już raczej nią nie jest. Ani nie będzie. - ręce złożyłem ze sobą, wciąż trzymając łokcie na kolanach, a głowę ustami oparłem o przedramiona, które się stykały całą długością.

Jimin przez moment stał w miejscu, przy czym czułem jego oparty na mnie wzrok. Po chwili jednak usiadł obok.

- Mogę tu siedzieć, Jeon Jungkook? - zapytał słodziutkim głosem, bojąc się jakby, że zaraz go pobiję, czy coś.

Na serio tak wtedy brzmiał jego ton.

- Jasne, że tak. - szczerze mówiąc to jego obecność była mi teraz bardziej na rękę, niż gdyby z sali miała wyjść Gakyo, rzucić mi się na szyję i jednak zgodzić na randkę. Jakoś tak z Jiminem czas płynął ... lepiej.

Siedzieliśmy tak, ja skulony, ale patrząc na niego, tak, że on tego nie zauważał. Spoglądał w niebo z niby uśmiechem na twarzy, ale z taką powagą w oczach, jakiej nigdy jeszcze nie widziałem.

Promienie słoneczne idealnie oświetlały jego twarz, ukazując każdą niedoskonałość, której nie miał. Oplatały blaskiem jego pełne usta. Rozjaśniały ciemność oczu i przenikały przez gwieździste już włosy. Dodawały magii jego bladej cerze, rzucając tylko lekki cień, nadany przez rzadkie rzęsy.

- Jimin? - zacząłem, przez co odwrócił twarz w moim kierunku.

- Tak, Jeon Jungkook? - przechylił lekko głowę.

- Dzięki. - uśmiechnąłem się do niego. - Że jesteś, kiedy nie ma nikogo innego.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top