[10]
Siedziałem po turecku, z głową opartą o dłonie, a łokcie trzymając na kolanach. Brwi marszczyłem tak, jakbym był na jakimś teście z fizyki. A nie byłem. Tak dla jasności.
Gapiłem się nieprzerwanie na poduszkę, pod którą wciąż leżał ten cholerny zeszyt.
Po co ja go brałem? Przecież nie można czytać cudzych rzeczy. A teraz mnie to kusiło bardziej niż cokolwiek innego w ostatnim czasie. Powinienem był od razu zatrzymać Jimina i mu go oddać, ale nie. Ja wolałem być mądrzejszy i czegoś się o nim dowiedzieć. Tylko czego? I po co? To już nie był ten sam Jimin co kiedyś, a ja nie jestem ten sam Jungkook co kiedyś.
A zresztą, przecież niczego od niego nie wymagałem. Nie interesowało mnie co się z nim dzieje, ani co się odpieprza w jego życiu. To nie moja sprawa.
Dlatego też machnąłem dłonią, sięgając po poduszkę, spod której wyciągnąłem zeszyt Jimina i od razu wepchnąłem go do torby, żeby nazajutrz mu go oddać. Mi tam ten notatnik nie był do niczego potrzebny. Jemu tak.
***
- Cześć Jeon Jungkook.
- Ja pierdolę! - o mało co nie upadłem. Znowu pojawił mi się znikąd przed twarzą. I to znowu pod moim domem. - Hejka Jimin. - położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Przestraszyłem cię, Jeon Jungkook? - zmartwił się, przechylając głowę na bok.
- Nie. - machnąłem ręką, uspokajając go. - Nie. No co ty. Nie przejmuj się tym.
- Cieszę się. - uśmiechnął się miło. Ale po chwili jego twarz ukazywała jedynie zakłopotanie. - Przepraszam, że wczoraj nie mogłem z tobą wrócić, Jeon Jungkook, ale musiałem coś zrobić po szkole. - złapał mnie za ramię obiema dłońmi. - Nie bądź zły.
Zadziwiał mnie. Jak bardzo potrafił martwić się o takie drobnostki, które ja miałem gdzieś tak na dobrą sprawę. Szczególnie, że mi to było jakby na rękę, że z nami nie wracał. A mimo to, mi się fajnie z nim wracało. Nawet, kiedy żaden z nas nic nie mówił. Albo i szczególnie wtedy.
- Ja ... nie Jimin! Nie jestem zły, no co ty. - uśmiechnąłem się, przeczesując mu dłonią włosy.
Drugą ręką chciałem złapać go za bark. Ale właśnie od tej ręki przytrzymywał mi ramię. Jakby się czegoś bał.
- Jimin. - w dalszym ciągu jeździłem mu po włosach. - Nie martw się. To nic ...
Zacząłem mówić, ale wtedy on przytulił się do mnie z całej siły. Ja tylko stałem tak zupełnie biernie, trzymając ręce tak, aby go nie dotknąć.
- Przepraszam, Jeon Jungkook. Jestem na siebie taki zły. Nic nie jest dla mnie ważniejsze niż to, co jest pomiędzy nami.
Wow. Zatkało mnie wtedy. I to tak zupełnie.
- J-Jimin. - to było jedyne słowo, jakie udało mi się wydobyć z ust. Częściowo dlatego, że chciałem, żeby mnie puścił. Czułem się wtedy naprawdę bardzo niekomfortowo. A częściowo dlatego, że mało brakowało, a sam bym go przytulił.
Ręce zaczęły mi drżeć od tego trzymania ich w powietrzu. Objąłem go po chwili, kiedy zdałem sobie sprawę, że jest na tyle zestresowany, że tylko to mu teraz pomoże. Chociaż tak naprawdę to nie patrzyłem wtedy na jego interesy. To było przyjemne. Bardzo.
Zacząłem głaskać go tym razem po plecach.
- Ykhym. Przeszkadzam w czymś? - spojrzałem w bok, natykając się na podejrzliwy wzrok Taehyunga.
Od razu odskoczyłem od Jimina jak poparzony, jego też od siebie odsuwając. Chciałem się zapaść pod ziemię.
- Taehyung! - krzyknąłem prawie że sopranem. - Co ty tu robisz?!
- Teraz to chyba wam przerywam. - zmierzył nas obu, uśmiechając się po chwili. - Jin byłby dumny. - zaśmiał się.
- To nie tak! Jimin był po prostu smutny. - wskazałem na niego dłonią. Nie wiem czy to tłumaczenie nie było przypadkiem zbędne. To co zobaczył Tae chyba wystarczyło, żeby wyciągnąć z tego logiczne wnioski. Nawet jeśli te logiczne wnioski nie były prawdą.
- Czyli nie jesteś homo? - uniósł brwi, wciąż wgapiając się we mnie z zainteresowaniem.
- Nie! - westchnąłem. Chyba znalazłem idealny argument, który rozwieje całkowite wątpliwości. - Przecież ja lubię Gakyo. - powiedziałem pewnie, szturchając go w klatkę piersiową.
- Kto to Gakyo? - wtrącił się Jimin, patrząc na mnie z niezrozumieniem. Znowu położył mi dłoń na ramieniu, ale tym razem od razu się odsunąłem.
- Dziewczyna Jungkooka. - Taehyung szturchnął mnie w brzuch, śmiejąc się przy tym. Po tym przełożył mi rękę przez barki, zaczynając ciągnąć w stronę szkoły.
- Znaczy ... jeszcze nie dziewczyna. Ale już niedługo. - rozmarzyłem się. Gakyo jest naprawdę śliczna. I chciałbym móc mieć z nią coś więcej wspólnego niż teraz.
- Rozumiem. - Jimin spojrzał w bok, zmieniając wyraz twarzy na zamglony.
Stał w miejscu i się nie ruszał, podczas gdy my z Taehyungiem odchodziliśmy coraz to dalej.
- Moment! - wyrwałem mu się spod ręki, podbiegając do Jimina. Otworzyłem torbę, zaczynając w niej szperać. - Proszę. - podałem Jiminowi jego zeszyt. - Wypadł ci wczoraj.
Spojrzał najpierw na mnie takim zdziwionym wzrokiem, a potem na ten zeszyt. Wyciągnął po niego ręce, biorąc go do nich.
- Dziękuję, Jeon Jungkook. - uśmiechnął się lekko.
Ja też się uśmiechnąłem, ale już po chwili spoważniałem. On tak samo, powtarzając po mnie.
- Spokojnie, nie zaglądałem do środka. - upewniłem go. No bo ja czułbym się niezręcznie, gdyby ktoś czytał moje prywatne rzeczy. Dlatego wolałem go upewnić, że w tym wypadku to się nie stało. Tym bardziej, że moja dobra strona przeważyła i faktycznie nie naruszyłem jego spraw.
Uśmiechnął się.
- Zawsze byłeś taki miły, Jeon Jungkook. Dla wszystkich. - przytulił do siebie zeszyt, unosząc ramiona.
- Dzięki. - podrapałem się po karku. Czy ja wiem czy 'taki miły'? No wredny na pewno nie byłem. Ale z tego co zauważyłem to on lubił nakreślać moje pozytywne cechy.
Nie tak jak rodzice. Ciągle mnie tylko krytykowali. Taehyung też. Wspierał mnie niby i tak dalej. Ale potrafił też na mnie krzyczeć. Że się nie uczę. To chyba moja sprawa. A Jimin? On mówił o mnie jedynie te pozytywne rzeczy. Przyjemnie mi się tego słuchało. I od razu czułem się jakoś tak lepiej.
- Ej chłopaki. - zawołał za nami Tae. - Fajnie, że się dogadujecie, ale zaraz spóźnimy się na lekcje. A tego to bym wolał uniknąć. Ty pewnie też, Jungkook. - mrugnął do mnie.
- Idziemy? - zagadnąłem do Jimina.
- Pewnie, Jeon Jungkook. - uśmiechnął się.
A ja westchnąłem, mając powoli dość mojego nazwiska.
- Jungkook. - poprawiłem go.
- Jungkook. - powtórzył po mnie, tylko że on miał śliczniejszy głos. O wiele.
***
Znowu ignorowałem lekcję matematyki, patrząc na okno. Ale tak się akurat składało, że od jakiegoś czasu widok ten blokował mi Jimin. Czyli łatwo wychodzi na to, że to na niego patrzyłem.
Nie przeszkadzało mi to jednak. Bynajmniej. O wiele bardziej wolałem przyglądać się jemu. Był ładniejszy niż każda rzecz, którą mógłbym zobaczyć za tym oknem. Czytaj: drzewo i fragment nieba.
Cały czas takie same, niezmienne. Jimin odwrotnie. Raz był taki, raz taki. Zupełnie jak moje zdanie o nim. Raz irytował mnie do potęgi, raz fascynował mnie jeszcze bardziej. Jak teraz.
Kiedy byliśmy tylko we dwóch, mogłem do woli patrzeć na niego i swobodnie z nim rozmawiać. Nie ... co ja gadam. Nie mogłem z nim gadać swobodnie. Musiałem uważać na każde słowo. I dobierać je najlepiej jak umiałem. Bo był chory i bałem się, że czymś go skrzywdzę.
Ale był też taki delikatny.
Teraz żałowałem, że nie zajrzałem do tego zeszytu. Leżał tam na ławce, obok dłoni Jimina, czekając tylko na mnie, żebym go przeczytał.
Ale teraz to już było trochę za późno.
Przewróciłem się na drugi bok, patrząc teraz na szkło w drzwiach. Stamtąd też było widać niebo. Ale to takie bardziej moje niebo.
To, bez Jimina.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top