[0]
Szkoła jest chyba najgorszym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Nie licząc gułagu. I obozów śmierci. I pracy. I kilku innych miejsc, w których też wolałbym się nie znaleźć. Ale sami wiecie jak to jest. Siedzi się i gapi tylko na starzejącego się faceta bez perspektyw na życie lub na zdesperowaną kobietę mieszkającą z setką kotów.
A co jest w tym wszystkim najlepsze? Że takie właśnie osoby chcą nas uczyć jak mamy żyć. Śmiechu warte. Ja nie chciałbym skończyć jako darmowa niańka cudzych dzieci z brzuchem na pół kilometra i starym garniakiem z przeceny.
Jak zawsze patrzyłem przez okno, bawiąc się długopisem i przytulając ławkę moim policzkiem. Kilka razy ziewnąłem pod nosem, na tyle cicho na ile tylko mogłem, żeby przypadkiem nikt nie usłyszał.
Ale jak zawsze na nic się to zdało przez super słuch mojego najdroższego kolegi z ławki przede mną.
- Znowu śpisz? - dostałem zeszytem w głowę. Nie tyle zabolało co mnie zirytowało jak codziennie zresztą. - Już nigdy nie usiądziesz za mną Jungkook, jak Boga kocham.
- Myślałem, że jesteś ateistą. - ziewnąłem znowu, tym razem tak, żeby to dobrze widział.
- Oblejesz egzaminy. - zrobił srogą minę kręcąc głową z niemocy, po czym odwrócił się z powrotem do tablicy.
-Też cię kocham Tae. - zaśmiałem się, wracając do patrzenia przez szybę.
Jednak tym razem zamiast tak siedzieć jak idiota z otwartymi oczyma, zamknąłem je próbując, jak to pięknie podsumował Taehyung, znowu spać.
Mi sen przychodził niezwykle łatwo. Nigdy dlatego nie umiałem wczuć się w memy o tym, że trudno jest komuś zasnąć. Rozumiałem takie rzeczy, oczywiście, ale sam należałem do tego małego, VIP-owego grona ludzi, którzy kładli się i zasypiali w tym samym momencie.
Szczególnie wyciszał mnie zegar klasowy, grający synchroniczne tik-tak w mojej głowie. I powiew wiatru, docierający do mojej twarzy przez otwarte okna. I kaszlenie wiecznie chorej dziewczyny z drugiej ławki. Każdy ten szczegół znałem już na pamięć. A na koniec uderzenie ołówka o podłogę. Ale tego ostatniego nie było. A zamiast niego, stało się coś innego.
Podniosłem wzrok, kiedy drzwi od sali otworzyły się, a do środka wszedł wicedyrektor, po czym z wymalowaną na twarzy powagą podszedł do nauczyciela i zaczął mu coś szeptać.
Nie rozumiałem ani słowa, chociaż skupiłem się wtedy tak bardzo, jak jeszcze nigdy na lekcji.
- Ale nie zostałem o niczym takim poinformowany. - nauczyciel powiedział donośniejszym tonem wykrzywiając twarz ze zdziwienia. Wyglądał jeszcze gorzej niż normalnie.
- To nagła sytuacja. Miał trafić do innej klasy, ale tam wyniknęła nieprzyjemna sytuacja z prześladowaniem pewnego ucznia i postanowiliśmy nie dokładać pani Sunae zmartwień. - wicedyrektor stwierdził z pewną dozą sympatii w głosie. - To grzeczny chłopiec. Nie będzie sprawiał problemów. - czyli nowy uczeń. Ciekawie.
- No dobrze. A kiedy przyjdzie? - szczerze mówiąc też się zastawiałem.
- Właśnie stoi za drzwiami. - wskazał na wspomniane miejsce, podchodząc do wyjścia z sali. Otworzył wrota, po czym z szerokim uśmiechem dodał - Proszę, wejdź.
Do środka wstąpił dość niski chłopak z idealnie ułożonymi na boki blond włosami. Ubrany był tak jak każdy inny uczeń w naszej szkole, więc co do tego nie zastanawiałem się dłużej. Ręce trzymał złożone ze sobą na wysokości ... no. Wiecie czego. Chwilkę rozglądał się po całej klasie nie zatrzymując wzroku ani na moment.
Ten wzrok. Miał takie dziwne oczy. Takie zamglone, zamyślone, nieobecne. Ogólnie odniosłem co do jego osoby bardzo dziwne wrażenie. A patrząc na niego czułem się nieswojo.
W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się. Wtedy pierwszy raz zatrzymał oczy, lustrując mnie dokładnie. Ja robiłem to cały czas, od kiedy wszedł. Ale w tamtym momencie zobaczyłem więcej niż od samego początku mogłem dostrzec.
Patrzył na mnie, aż nauczyciel nie skończył rozmawiać z wicedyrektorem i nie położył mu dłoni na ramieniu. Wzdrygnął się lekko, przenosząc oczy na mężczyznę.
- Proszę Jiminie, usiądź. - wskazał na jedno z wolnych miejsc z tyłu. Ale zamiast do tego, na które pokazał profesor on podszedł i zasiadł w ławce obok mnie. - Przyjmijcie go ciepło. - oświadczył donośnym głosem, o wiele już surowszym niż powiedział do nowego.
Jimin. Usiadł na krześle, kładąc ręce na kolanach. I zgarbił się lekko, znowu patrząc na mnie.
Ja co prawda miałem odwrócony wzrok, ale kątem oka go widziałem, a poza tym czułem się obserwowany. Nie pozostając mu dłużny (głównie dlatego, że czułem się naprawdę nieswojo jak tak mnie lustrował) uśmiechnąłem się, po czym mierząc z nim swoje oczy podałem mu dłoń.
- Jeon Jungkook. - mimo wszelkich starań włożonych w to, żeby moja twarz wyglądała jak anioła, on ani razu się nie uśmiechnął. Patrzył na mnie tylko tym swoim nieobecnym wzrokiem.
Dalej trzymałem wyciągniętą dłoń jak idiota, kiedy mój banan na twarzy zanikał.
- Cześć, Jeon Jungkook. - posłał mi delikatny uśmieszek. - Ja jestem Park Jimin. - jego głos ... brzmiał tak jak dziecko. Naprawdę. I tak też wyglądał. Jak dziecko znaczy się.
- Miło mi cię poznać. Park Jimin. - powiedziałem, naśladując go. Trochę liczyłem na to, że się zaśmieje, bo myślałem, że mówiąc to swoje "cześć, Jeon Jungkook" żartuje, czy śmieje się ze mnie. No bez kitu. Kto powtarza czyjeś imię i nazwisko w takiej sytuacji? Dziwne to się wydało.
Dopiero po chwili spojrzał na moją dłoń, którą delikatnie ścisnął. Naprawdę lekko. Prawie nic nie poczułem.
I ... jeszcze nigdy nie dotykałem tak miękkiej skóry.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top