T ~ 3 ~ Dzień, w którym nie wiem, co mam robić.

~*~*~*~

piątek, 09.12, 15:50

Leżałem na kanapie z głową w papierach. Wciąż nie wiedziałem, jak ugryźć tą sprawę, by nikt nie był poszkodowany, ale tak się po prostu nie dało. Na to było już zdecydowanie za późno. Poszkodowanych zostało zbyt wiele osób. Nabierałem coraz większej ochoty, by odezwać się do Higgsa i Puceya. Byli większymi debilami niż kiedykolwiek przypuszczałem, bo kto normalny stawia swojego kumpla w tak trudnej sytuacji w dodatku bez żadnych wyjaśnień.

- Dostawa! - usłyszałem uradowany głos Astorii wbiegającej do mojego salonu. - Wstawaj, musisz to spróbować! - dodała podekscytowana, przelatując przez mój salon do wyspy kuchennej.

- Nie widzisz, że pracuję, mała? - zapytałem, zamykając teczkę, po czym podniosłem się niechętnie z kanapy, ale na widok wbiegającego do mieszkania psa z resztką kapcia, którego męczył odkąd był małą kluską, od razu się uśmiechnąłem. - No cześć, szczeniaku - powiedziałem, kucając przed nim, a ten od razu wskoczył w moje ramiona.

- Już nie jestem taka mała - ucieszyła się słodko Astoria. - Ty wiecznie pracujesz, Teo - bąknęła, wyrywając mi dokumenty z dłoni, dzięki czemu mogłem pogłaskać Enzo za uszami. - Akta Finnigana? To nie jest sprawa Granger? - zapytała zdziwiona, po czym odrzuciła dokumenty na stół, zabierając się do nakładania mi na talerz swojego wymyślnego dania. - Tęskniłeś za swoim tatusiem, prawda? - zapytała żałośnie słodko, spoglądając na mojego psa.

- To sprawa całego departamentu - mruknąłem, siadając na stołku przy wyspie. - Co masz dzisiaj dobrego? - zapytałem ze smakiem, bo poczułem cudowny zapach idealnie doprawionej wołowiny. Odstawiłem Enzo na podłogę i wskazałem mu jego miskę, ale nie bardzo był zainteresowany jej zawartością.

- Ryż smażony z wołowiną, jajkiem i warzywami - powiedziała podekscytowana. - Draconowi bardzo smakowało.

- Będziesz mnie karmić do końca życia? - zapytałem rozbawiony, po czym sięgnąłem po widelec, który Astoria wyciągnęła z szuflady.

- Po tym jak uwolniłeś mojego narzeczonego z Azkabanu? - zapytała zdziwiona. - Wiesz, że tak - dodała ze skromnym uśmiechem. - Może będę musiała trochę zwolnić obroty, jak Scorpius się wykluje, ale później ci to wynagrodzę - powiedziała, głaszcząc się po zaokrąglonym brzuchu.

- Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? - zapytałem, chociaż byłem jej za to cholernie wdzięczny, bo gotowała naprawdę dobrze.

Dafne nie potrafiła tak czarować w kuchni. Przez dwa lata związku, kiedy mieszkaliśmy razem, przeważnie zamawialiśmy jedzenie z knajpy z sąsiedniej ulicy, a kiedy się rozstaliśmy i Astoria zauważyła, że jedyne co jadam to kanapki, zaczęła podrzucać mi obiady, bo jak przekonywała, gotowanie zawsze sprawiało jej ogromną przyjemność.

- Nie zaczynaj nawet, przecież mówiłam ci już, że i tak dostajesz resztki i to się skończy jak w końcu namówię Dracona, żebyśmy zaadaptowali własnego psa - mruknęła rozbawiona i po raz kolejny zaciekawiła ją teczka leżąca na stole. - Wiadomo już coś w jego sprawie? Kto go wrobił?

- Czyli ty też uważasz, że jest niewinny? - zapytałem z ciekawości, czując błogość w żołądku.

- Oczywiście - spojrzała na mnie jak na wariata. - Nie sądzisz chyba, że zabił narzeczoną Longbottoma? Poza tym Finnigan miał się na wiosnę żenić z Brown, więc raczej nie w głowie mu było spędzenie reszty życia w Azkabanie.

- Wiesz, że Finnigan jest doskonale wykwalifikowany, jeżeli chodzi o magiczne wybuchy i eksplozje - przypomniałem jej z uśmiechem. - To zdecydowanie działa na jego niekorzyść.

- Słyszałam co nie co, ale podobno wysłał wiadomość do Pottera zanim to się w ogóle wydarzyło i zdążył mu przekazać, że potrzebuje pomocy. W Proroku nawet o tym pisali. Nie uwierzę w to, że jakikolwiek gryfon wysadziłby pub pełen czarodziejów, to już bardziej pasuje do jakiegoś wstrętnego ślizgona - powiedziała pewnie, a ja chcąc uciąć temat, napchałem sobie potrawy do ust i tylko wzruszyłem ramionami.

W końcu doskonale wiedziałem, kto stał za tym wszystkim i kolokwialnie mówiąc, znalazłem się w czarnej dupie. Zjawili się tu po wszystkim i kazali trzymać gębę na kłódkę. Przecież to totalne debile. Nie zdziwiłbym się, gdyby sami się wkopali. Jeżeli jednak chcieli, żebym siedział cicho, zasługiwałem na całą prawdę, a nie miałem pojęcia, dlaczego się w to wplątali. Ich pojawienie się trwało dosłownie kilka minut, a później już ich nie widziałem, bo nie kazali się mi z nimi kontaktować. Żałowałem tylko, że nie podzielili się ze mną swoim planem wcześniej, bo wtedy na pewno wybiłbym im to z głowy. Pewne było jedno i wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Potter nie spocznie dopóki nie uwolni Finnigana z Azkabanu. Granger tym bardziej.

- Znowu zwiałaś do tego paszteta - usłyszałem za sobą głos Dracona i mimowolnie się wyszczerzyłem. Podszedł do swojej żony i złożył na jej ustach szybkiego buziaka.

- Twoja kobieta potrzebowała uzupełnić codzienną dawkę mnie - wypiąłem dumnie pierś, a Astoria zmrużyła na mnie oczy. - No co? Przyznałabyś się chociaż.

- Znalazłbyś sobie w końcu jakąś babę, Nott, to nie musiałaby tak cię niańczyć. Normalnie czuję się, jakbyś był naszym dzieckiem - stwierdził, zaglądając do mojej lodówki. - Weź zrób zapas tych kanapek mlecznych, bo się kończą - zauważył, wyjmując jedną.

- Kupuje je tylko dla ciebie, tato - powiedziałem poważnie, na co zmrużył na mnie oczy. - Chciałem przez to powiedzieć, że tylko ty je tu żresz.

- To widać, wyskoczył ci brzuszek ostatnio - stwierdziła Astoria, żgając go w bok.

- Nie chciałem, żebyś czuła się osamotniona - prychnął Draco urażony. - Wiesz, że nie mam czasu na treningi, bo przeważnie wciąż siedzę na dyżurze.

- Będziesz rodził z Astorią swoje dziecko? - zapytałem rozbawiony.

- Oczywiście, że tak - powiedział od razu. - I już załatwiłem z kumpelą, że będzie odbierała poród. Nie będzie jej jakiś pajac między nogi zaglądał - dodał, a Astoria pozostawiła to bez komentarza. - Skarbie, idź się połóż, marnie dzisiaj wyglądasz. Zaraz do ciebie dołączę.

- Masz rację - przyznała niechętnie. - Chociaż jako mój mąż nie powinieneś mówić mi takich rzeczy.

- Wiesz, że dla mnie zawsze jesteś najpiękniejsza - mruknął, unosząc brew.

- Oczywiście - zaśmiała się. - Od rana boli mnie głowa, a Scorpius skopał całe moje wnętrze. Do zobaczenia, Theo - powiedziała, podchodząc do mnie, by ucałować mnie w policzek. - Dzisiaj śpisz ze swoim tatusiem, kluseczko - dodała radośnie, kucając przed Enzo, by pogłaskać go za uszami.

- Dzięki, Ast - uśmiechnąłem się do niej szeroko. - Pyszne jak zawsze.

- Mam taką nadzieję, trzymaj się - powiedziała, zmierzając w kierunku drzwi.

Draco obserwował swoją żonę aż nie opuściła mojego mieszkania. Zgniótł folię po kanapce w dłoni i usiadł naprzeciwko mnie bez słowa. Zatrzymałem widelec w połowie drogi do ust i spojrzałem na niego badawczo. Zdecydowanie miał mi do powiedzenia coś ważnego.

- Co jest? - ponagliłem go zaniepokojony.

- Dostałem wezwanie na przesłuchanie - wypalił od razu, a ja odłożyłem widelec na talerz.

- W sprawie Finnigana? - zapytałem, na co skinął głową.

Zacząłem gorączkowo myśleć, czy powiedzieć mu wszystko, co wiem, ale odpowiedź nasunęła mi się od razu. Nie mógł o tym wiedzieć, a już tym bardziej przed przesłuchaniem. Nie mogłem wplątywać go w to całe gówno. Ogromna szkoda, że Higgs i Pucey nie byli tacy dobroduszni dla mnie.

- Jutro rano mam się stawić w Ministerstwie - oznajmił, opierając łokcie na blacie. - Nie mówiłem nic Astorii, bo nie chcę, żeby się denerwowała.

- Jasna sprawa - przyznałem mu rację. Nikt nie chciał, żeby trafiła na porodówkę przed terminem. - Nie wiedziałem, że Granger znowu pracuje w sobotę.

- Potter - poprawił mnie, wyjmując list z kieszeni swojej bluzy.

- To nie masz, o co się martwić - bąknąłem z ulgą.

- A czemu miałbym? Przecież nie mam nic wspólnego z tą sprawą - zdziwił się, na co się zaśmiałem.

- Stary, jak Granger na ciebie spojrzy, to nawet jak jesteś niewinny, czujesz się winny - prychnąłem, po czym wróciłem do jedzenia obiadu. - To wezwanie nic nie znaczy. Nie ma żadnych postępów w tej sprawie od tygodnia, więc po prostu szukają wszędzie. Przejrzę w poniedziałek akta. Może będą wzywać kogoś jeszcze - zastanawiałem się, mając ogromną nadzieję, że nie wpadną na to, że Terr i Adrian mogą mieć jakieś powiązanie z tą sprawą, bo wtedy dopiero zaczną się kłopoty.

~*~*~*~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top