|II| merlot

|4,5k|

Strach ma kwaśny posmak, prawda?

W kuchni podłoga lekko się lepiła, więc z obrzydzeniem patrzyłem na swoje kapcie, muszące jej dotykać. Wypadałoby w końcu posprzątać, pomyślałem, patrząc na stos brudnych naczyń w zlewie. W przedpokoju wisiało pranie, od dwóch dni schnące, jedynie omijane przez naszą trójkę, mimo tego, że pralka była już pełna, tak jak i kosz na pranie, który domagał się proszku i wirowania. Kurz na szafkach już w pewnym momencie przestał mnie dziwić, ale dobrze wiedziałem, że gdy rano wstanę, pierwsze co zrobię to zagonię chłopaków do roboty.

Gdy wyszedłem w końcu z kuchni, zaraz po ugaszeniu pragnienia, usłyszałem płacz. Skupiłem swoją uwagę na lekko uchylonych drzwiach od pokoju Jimina, skąd dobiegało jego łkanie. Ostrożnie zbliżyłem się do nich, pchnąłem je dłonią i ujrzałem jego ciało zwinięte w kulkę. Podszedłem do niego od razu, tuląc go do siebie, bo nawet jeśli płakałby z jakiegoś błahego powodu, potrzebował pocieszenia.

Jimin wtulił się we mnie, przez pierwsze kilka minut nie przestając płakać. Gdy się uspokoił, wydukał, że Napoleon nie żyje.

Napoleon?, pomyślałem, wyobrażając sobie niskiego przywódcę Francji na koniu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież chodzi mu o kota.

- Jeonggukie poszedł do sąsiadki - dodał po chwili i w końcu pozwolił mi otrzeć swoje łzy. - Przyzwyczaiłem się już do niego - powiedział, a ja pogłaskałem go po zarumienionym policzku. - Znalazłem go dziś rano pod łóżkiem. Musiał tam być kilka dni, bo strasznie śmierdział.

- Przykro mi, kochanie - odparłem, całując jego czoło, potem nos. Pamiętałem, jak jeszcze ostatnio wiecznie przesiadywał na parapetach, to u nas w pokoju, to w kuchni to u Jimina.

- Mi też - odrzekł, znów zanosząc się płaczem.

Jimin założył, że skoro obecność kota w naszym mieszkaniu była normą to pewnie i nią pozostanie. Cóż, ja już wielokrotnie przekonywałem się o tym, że gdy tylko coś się zakłada, zazwyczaj dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Wolałem jednak nie mówić tego głośno. Jimin posmakował jabłka, więc nie chciałem mu dokładać nowych, choć pewnie kilka papierówek wpadło do jego koszyka już dawno, dawno temu.

Jeongguk wrócił od sąsiadki i posłał mi jedynie smutny uśmiech. Nie wiedziałem, czy tak jak Jimin, przywiązał się do rudzielca, ale miał w sobie pewną dozę sympatii do zwierząt i wiedziałem, że tego wieczoru nie będzie miał już ochoty na partyjkę w Fifę.

Następnego dnia, Park czuł się już trochę lepiej. Nie wspominał nic o kocie, a my dbaliśmy o to, by już nie zadręczał nim swoich myśli. Spędziliśmy dzień na mieście. Odwiedziliśmy kręgielnię, wraz z Hoseokiem i Jinem, a potem poszliśmy na hamburgery. Jeongguk zjadł aż dwa, a naprawdę były ogromne, za to Jimin po wszystkim domagał się jeszcze czegoś słodkiego. Nie obeszło się bez wstąpienia do pubu, by na koniec weekendu coś sobie wypić.

Nie powstrzymywałem ich przed wlewaniem w siebie kolejnych drinków, czy piwa, które tego dnia wyjątkowo smakowało Jeonowi. Sam też nieźle się porobiłem i w taksówce zrobiliśmy sobie niemały wstyd. Idealnym zakończeniem byłby leniwy seks w moim łóżku, ale byliśmy na to zbyt zmęczeni. Co innego rano.

Znów pozwoliłem Jeonggukowi przejąć kontrolę, więc resztę dnia chodziłem okrakiem, ale przynajmniej Jimin nie marudził przez resztę dnia, że bo boli. Bolące serce wystarczało nam w zupełności, byśmy mieli zaprzątać sobie głowy jeszcze fizycznymi ułomnościami. Bo kwestia wyjazdu Jeongguka wisiała w powietrzu i żaden z nas nie ośmielał się jej ruszać.

Jakiś czas później, zaczęło mnie to męczyć. Bardziej. I bardziej.

- Słuchasz mnie? - zapytała Sana, tym samym wybudzając mnie z transu w jaki zwykłem wpadać podczas zajęć z rysunku. Spojrzałem na projekt przed sobą. Na kartce widniały jedynie marne trzy kreski i nie przypominały w żaden sposób modelu jaki miałem przed sobą. Podrapałem się po głowie i spojrzałem na dziewczynę.

- Przepraszam - rzuciłem tylko, bo wmawianie jej, że przecież wszystko słyszałem było bez sensu. - Jestem ostatnio nieobecny.

- Który z nich zajmuje twoje myśli? - zapytała, a ja się zaśmiałem.

- Zgadnij.

- Jimin - rzuciła z pogardą w głosie i na moment wróciła doswojegoo rysunku. Sama nie miała na papierze za wiele, ale jej szkic chociaż przypominał ten pieprzony model.

- Skąd ta pewność?

Sana westchnęła i rozejrzała się dookoła. Większość studentów siedziała nad linijkami, inni przysypiali. Nikogo raczej nie interesowała nasza mała wymiana zdań.

- Inną opcją jest to, że lecisz na dwa fronty - powiedziała, a ja wytrzeszczyłem na nią oczy. - Bo nawet jeśli mi teraz powiesz, że spotykasz się z kimś innym to ja wiem swoje.

- To znaczy?

- Widziałam was - powiedziała i utkwiła we mnie spojrzenie. Jej oczy były lekko pomalowane czarnym cieniem i przeszywały mnie na wskroś. - Ciebie i Jimina. W ApplePie. - Już miałem się odezwać, ale Sana kontynuowała. - To było już jakiś czas temu. Było jeszcze zimno. Przyszłam po ciebie, bo pamiętam, że zamykacie w czwartki po dwunastej. Czekałam na zewnątrz i wtedy wyszedł ten twój kochaś. Zapytałam, czy jeszcze jesteś, a on się uśmiechnął i mruknął, że owszem, ale jesteś zajęty. I zamknął mi drzwi przed nosem. Wkurzyłam się i już miałam walić w drzwi, ale odsłonił lekko zasłonę, czy tam roletę, chuj wie - syknęła i odłożyła ołówek, który przeturlał się na moją kartkę. - Widziałam jak go posuwasz na stole. Trochę niehigieniczne, już tam nie usiądę.

- Sana...

- Mogłeś mi powiedzieć - dodała szybko. - Że jesteś gejem. Tak na poważnie. Kiedy Jimin mi to powiedział, no wiesz, że mam się nie zbliżać do jego faceta to myślałam, że mówi to, bo go poprosiłeś. Bo masz mnie dość, czy coś. Ale kurwa nie myślałam, że jesteś gejem, Tae. Bzykałeś się ze mną przecież.

- To się nazywa biseksualizm - mruknąłem, bo miałem dość jej wywodów na ten sam temat. W dodatku wkurzony byłem na Parka, że zrobił to specjalnie, nie licząc się z konsekwencjami. Gdyby Sana zrobiła nam wtedy zdjęcia, bylibyśmy skończeni. - I tak, jestem z Jiminem. Gdybyś wiedziała wcześniej, czy to by coś zmieniło?

- Nie robiłabym z siebie idiotki. Latam za tobą, jak pojebana, a ty wolisz kutasy.

- Sana - jęknąłem, po chwili kładąc się na ławce. Rysunek przestał mnie obchodzić. - Już ci mówiłem, że nie jestem zainteresowany. To, czy kogoś mam czy nie, nie ma znaczenia.

- Ma, jeśli jesteś zakochany - powiedziała i wstała. Zabrała swoje rzeczy i wyszła, a mi pozostał po niej ołówek i zapach perfum unoszący się w powietrzu. Bynajmniej nie pachniała jabłkami. Jeden plus.

Nie chciałem dodawać sobie zmartwień w postaci zazdrosnej, czy skrzywdzonej Sany. Przespałem się z nią w okolicach listopada, może wcześniej, a mieliśmy końcówkę kwietnia. Przez ten czas próbowała mnie do siebie przekonać kilka razy, z resztą rozmawialiśmy o tym. I tak jak z początku było mi głupio z jej powodu, to później zaczęła mnie tym męczyć. Może to i lepiej, że przyłapała mnie z Jiminem. Może to ją zniechęciło? Miałem nadzieję, że tak.

Nie mogłem się z nią otwarcie pokłócić. Na uczelni nie szło mi za dobrze, a zimową sesję i resztę kolokwium zdawałem tylko dzięki niej, a raczej dzięki jej notatkom i rysunkom. Moja teczka od kilku tygodni świeciła pustkami, a zalegałem chyba z każdą możliwą pracą graficzną. Liczyłem na to, że Sana mi z tym pomoże. W sumie nie. Liczyłem, że albo to za mnie zrobi, albo w gorszym przypadku - pokaże mi swoje prace, a ja je skopiuje. Cóż, może nie było to uczciwe zagranie z mojej strony, ale myśli o tym, że kurwa mać nie nadaję się do tego zawodu zaczęły mnie przerażać. Skoro na początku sobie nie radziłem, co później?

Foch Sany mógł się dla mnie źle skończyć.

Gdy wróciłem do domu, porozmawiałem na ten temat z Jiminem. Śmiał się, gdy mu opowiadałem, jaka była zła, ale gdy powiedziałem, że jest mi potrzebna, mina mu zrzedła.

- Dlaczego nie zrobisz rysunków sam? - zapytał. No tak, dla niego to była pestka. On na swojej uczelni wszystko robił sam, a w dodatku był w tym naprawdę dobry. Ja musiałem zrzynać od koleżanki. Wstyd.

- Bo ich nie lubię.

- Taehyungie, czy ty przypadkiem nie studiujesz architektury? Nie znam się, ale podstawą są chyba rysunki.

- Wiem, ale nie wychodzą mi. Siedzę nad jedynym po cztery godziny, a i tak mam wszystko źle. Złe wymiary, zła grubość kreski, złe groty, zły przekrój przez chuj wie co.

- Tae... - zanucił chłopak i podszedł, by mnie przytulić. Jego drobne ciało pasowało do moich ramion idealnie. - Może minąłeś się...

- ...z powołaniem - dokończyłem i zadrżałem, choć nie był to pierwszy raz, gdy tak o tym myślałem.

Później zadzwoniła moja mama i po godzinnej rozmowie, temat studiów odszedł w niepamięć na kolejne dni.

A po drodze cholernie męczyłem się z każdą prostą kreską, czy kółkiem.

Wieczorem poszedłem do pracy. Miałem zmianę sam, bo Jimin musiał się uczyć. Poza sztuką malowania, musiał ogarniać pojęcia dermatologii, by nikomu od lateksu i innych cudów nie odpadła twarz, więc spędzał nad książką ostatnie noce, kując przeróżne pojęcia. W pewnym sensie cieszyłem się z tego, że miał co robić. Dzięki temu nie myślał ciągle o zdechłym kocie, a co najważniejsze - o wyjeździe Jeongguka. A co do samego Jeongguka, to godzinę przed zamknięciem pubu, przyszedł wraz z Hoseokiem i jego dziewczyną, której imię gdzieś mi uleciało. Jung był od Jeona starszy, więc to Kook korzystał z tego, że "ej chłopaki, znam barmana". Nie pozwoliłem mu się za bardzo upić. Miło było też pogadać ze znajomymi, a nie tylko beznamiętnie obsługiwać ludzi, których mantrą ostatnio stało się: dlaczego piwo takie drogie?

Żeby idioci (czytaj: klienci) mieli się do czego przyczepić.

Jeongguk poczekał aż zamknę i razem wróciliśmy do domu. Mimo wypitego alkoholu, wydawał się posępny. Myślałem, że będzie chciał poruszyć temat wojska. Pewnie strasznie się tym męczył, zwłaszcza, że zabronił nam go o to wypytywać. Ale on zapytał o co innego.

- Nie sądzisz, hyung, że Jimin-ssie ostatnio dziwnie się zachowuje?

- To znaczy?

- Nie może spać.

- Nie może spać? - powtórzyłem, a Jeongguk przytaknął. Czekaliśmy na autobus. Usiedliśmy na ławce, a gdy obejrzałem się i stwierdziłem, że nikt nas nie zobaczy, złapałem go za rękę.

- Gdy śpi ze mną sam to zawsze rano budzę się bez niego. Ostatnio wstałem w nocy, by się wysikać i zobaczyłem go w kuchni. Siedział na parapecie. - Tancerz zrobił krótką pauzę. Kciukiem zaczął głaskać skórę mojej dłoni. - Zapytałem, czemu nie śpi. Powiedział, że nie może spać. Wydawało mi się to dziwne, bo... wydawało mi się, że był zmęczony. To było po tym, jak poszedłeś na tą zmianę, gdzie opowiadałeś, że nowy zbił tą whisky. Kochaliśmy się przedtem w trójkę. - Gdy Jeon opowiadał o tym dniu, przypomniałem sobie, że faktycznie miała taka sytuacja miejsce. - Był zmęczony. I drżał. Poleżeliśmy w łóżku, zasnąłem, a godzinę później już go nie było.

- Kiedyś też widziałem go w kuchni. Z winem - powiedziałem, a Kook przełknął ślinę.

- Boję się, że znów więcej pije.

- Przecież on nie przestał pić - powiedziałem, a potem wsiedliśmy do autobusu, który zabrał nas do domu. Mimowolnie przypomniałem sobie, jak najbardziej wkurwiająca nauczycielka od biologii w moim gimnazjum wymieniała objawy alkoholizmu.

bezsenność

W mieszkaniu zastaliśmy Jimina w swoim pokoju. Spał, a wokół niego leżały dwie książki od dermatologii. Zabrałem mu je i zgasiłem światło, przy okazji wyrzucając do kosza pustą butelkę po cydrze, która leżała zaraz koło łóżka.

Nie rozmawiałem z Jiminem o jego uzależnieniu, bo wiedziałem, jak to się skończy. Już raz próbowałem. Jimin pił ostatnio mniej, ale nadal dużo, jak na swoją posturę. Miał wysoką tolerancję na alkohol, trudno było go upić, ale często wymiotował. Bałem się o niego, to oczywiste, ale wtedy nie miałem przed oczami realnego zagrożenia, mimo że kilka razy dał mu już powody do zmartwień. Zbagatelizowałem sprawę.

Ile jeszcze błędów popełniłem?

Zakładałem, że wszystko się ułoży.

Nie dopuszczałem do siebie myśl, że żyję pod jednym dachem z młodym alkoholikiem, który powoli wykańcza swój organizm. Nie wierzyłem w to, że Jeongguk może nas naprawdę zostawić. Nie pojmowałem tego, że sam sobie robię pod górę.

A problemy zbierały się, by uderzyć w najsłabszym momencie.

I tym momentem był koniec maja.

Prawie codzienne chodzenie do całodobowego sklepu opłaciło się. Jako tako.

Wpadłem na Yoongiego, kiedy już pogodziłem się z myślą, że więcej go nie spotkam. Stał w kolejce, w dłoni trzymając energetyka, kiedy ja szwędałem się między regałami w poszukiwaniu dietetycznej coli w nowym, limitowanym opakowaniu. Gdy zgarnąłem z półki ostatnie dwie puszki, stanąłem za nim w kolejce do kasy. Odchrząknąłem i nim jeszcze zdążył się odwrócić, mruknąłem ciche "cześć".

- O, Tae hej - odezwał się chłopak i uśmiechnął, przez co zmuszony byłem odwrócić wzrok. - Znajdziesz chwilę? Mam nadzieję, że nie uciekniesz mi, tak jak ostatnio.

Wzruszyłem tylko ramionami, ale gdy tylko wyszliśmy ze sklepu, on ze swoim energetykiem, ja z colą w pięknym, błękitnym opakowaniu, usiedliśmy na ławce. Otwieraniu puszek towarzyszył charakterystyczny odgłos. Było ciepło, więc cieszyłem się, że napój był schłodzony.

- Nie wiem od czego zacząć - powiedział Min, przełykając później pierwsze łyki. - Chyba od pytania, co robisz w Seulu. Myślałem, że nigdy nie opuścisz Daegu.

- Studiuję tu - odparłem krótko, a on spojrzał na mnie. Miał dziwnie niewinne spojrzenie, nawet po tym, co się stało. - Architekturę.

- Żartujesz, prawda? Tae, przecież ty nienawidzisz rysować.

Chyba w tamtym momencie, na sekundę lub dwie, stanęło mi serce. Yoongi dobrze mnie znał, a jego słowa uderzyły we mnie z siłą naciągającego pociągu. Zabawne. "Pociągu".

- Tylko trochę - odezwałem się, w końcu zbierając się na odwagę, by popatrzeć w jego oczy dłużej niż kilka sekund.

Blada twarz Yoongiego wyglądała wyjątkowo pięknie w blasku słonecznego dnia, gdy za horyzontem powoli chowało się słońce. Oczy pozostały te same, uważnie obserwujące wszystko dookoła. Przełknąłem ślinę, bo przypomniałem sobie dziwne omamy, których doznałem w noc sylwestrową. Widziałem wtedy tego samego chłopaka, jedynie trochę odrealnionego. I chciałem go dotknąć.

- Chodźmy na piwo - zaproponował i wiedziałem, że nie było mowy o odmowie. Bez słowa więc wstałem i ruszyłem z nim w stronę miasta, wiedząc że to wyjście to błąd.

A błąd smakował słono. Słono. Bo słona była jego skóra, gdy wgryzałem się w nią jakieś pięć godzin później, gdy alkohol uderzył mi do głowy i myśli o czekających na mnie w domu kochankach przestały mieć znaczenie.

Całowałem go zachłannie, smakując wręcz z utęsknieniem jego wargi, jak zwykle spierzchniętej. Zaciskałem dłoń na jego udzie, czując jak napina nogę przez materiał ciemnych dżinsów. Drugą ręką przytrzymywałem go przy sobie, bojąc się że mi ucieknie. Tak jak kiedyś.

Pub, w którym siedzieliśmy był prawie pusty. Był środek tygodnia, a ja miałem rano zajęcia, ale kto by się nimi przejmował, zwłaszcza, że moje szanse na zdanie letniej sesji były znikome? Zajęliśmy jeden ze stolików na uboczu, wypiliśmy kilka mocnych, naprawdę mocnych drinków, potem parę szotów. Kręciło mi się w głowie, a zapach perfum Mina sprawiał, że zapominałem po co tu w ogóle jestem. Ale to on mnie pierwszy pocałował. Zanim dotknął swoimi ustami tych moich, wyszeptał, że tęsknił. Nie odpowiedziałem, bo w środku coś we mnie uschło. Posmak jabłkowej whiskey zniknął, a zastąpiła je sól. Sól, bo pot Yoongiego nie smakował niczym innym. A jego szyja miała tendencję do pocenia.

Zostawiłem na niej kilka śladów, wsłuchując się przy tym w salwę cichutkich jęknięć i sapnięć towarzysza. Gdy miejsca przestało mi starczać, odpiąłem dwa górne guziki polo, które brunet miał na sobie. Obojczyk był idealnym miejscem na kolejną malinkę. Na kolejne jabłuszko.

Zabrakło mi miejsca także w spodniach, które teraz boleśnie opinały się na mojej męskości. Chwyciłem dłoń Yoongiego i położyłem ją sobie na kroczu. Przemawiała przeze mnie ilość wypitych trunków, więc dopiero rano się tego wstydziłem. Również tego, że gdy Yoongi zaczął poruszać dłonią, niemal nie odleciałem z przyjemności. Rano miałem też inne zmartwienia.

Zaciągnąłem go do toalety. Nie było to zbyt eleganckie miejsce na stosunek, ale wtedy miałem to gdzieś. Barmanka miała nas w poważaniu, a siedząc ciągle na telefonie nawet nie zauważyła, że jej jedyni klienci gdzieś zniknęli. Łazienka była ciasna, ale przynajmniej nie śmierdziała. Po podłodze walała się rolka papieru, a lustro umazane było przeróżnymi odcieniami szminki. Kabiny były dwie, więc wepchnąłem Yoongiego do tej pierwszej. Przywarłem ustami do jego żuchwy i znów zacząłem go naznaczać. Jego dłonie odpięły mój rozporek, potem ściągnęły spodnie wraz z bielizną. Uśmiechnąłem, się, gdy zaczął jeździć palcami po całej długości mojego penisa. Oderwałem się od niego i złapałem jego włosy. Jęknął.

- Klęknij - powiedziałem, choć brzmiało to bardziej, jak bełkot. Mimo to, zrozumiał i spełnił moją prośbę.

Yoongi był bardzo dobrym kochankiem i seks oralny należał do jego specjalności, dlatego musiałem bardzo się hamować, by za szybko nie skończyć. Pozwoliłem sobie na nieco więcej niż z Jiminem i Jeonggukiem, bo gdy to oni klęczeli przede mną, raczej pozwalałem im poruszać się w swoim rytmie, zwłaszcza, że Jimin miał przykre wspomnienia odnośnie byłych partnerów, a Jeongguk nadal czuł się winny przez to, co robi, a co sprawia, że podświadomie uważa, że zawiódł ojca. Yoongiego usta pieprzyłem, jakby to miało być ostatnie obciąganie w moim życiu.

Wypychałem biodra, nie pozwalałem mu na odsunięcie się i oglądałem jak krztusi się i panikuje, gdy brakuje mu tlenu. Okładał mnie pięściami, drapał skórę na moich biodrach i piszczał, gdy wchodziłem do końca, zajmując całe jego gardło. Z oczu popłynęły mu łzy, ale miałem to gdzieś. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu momentalnie straciłem do niego cały szacunek, jaki miałem.

- Zostawiłeś mnie - powiedziałem, dociskając jego głowę do mojego krocza ostatni raz. - Kurwa mać, jesteś zwykłym zerem - wysyczałem, bo wtedy w głowie miałem jedną myśl. Upokorzyć go.

Yoongi upadł na podłogę, gdy go odepchnąłem. Zaczął kaszleć i pewnie by uciekł, gdyby nie to, że postawiłem go do pionu, łapiąc za ciemne pukle. Popchnąłem go na ścianę.

- Nie rób, Tae, przestań - powiedział, łapiąc oddech. Był cały od śliny i łez, w dodatku był czerwony, w okolicach jego oczu i na skroniach pojawiły się wybroczyny, a same białka przekrwiły się. - Słyszysz, kurwa?! - krzyknął, gdy zdjąłem jego spodnie. - Nie chcę - powiedział i spróbował się odwrócić, ale jedno pociągnięcie za jego włosy go od tego odwiodło. Zaczął płakać.

Ja kiedyś też przez niego płakałem.

Przycisnąłem jego ciało do ściany. Chwyciłem swoje przyrodzenie i nakierowałem je między jego pośladki. Zaczął krzyczeć, ale wtedy zatkałem jego usta swoimi palcami.

- Zamknij się. Przecież chwilę temu jeszcze chciałeś - warknąłem i cmoknąłem go jeszcze raz w szyję. - I nie rycz. Nie rycz, bo to nic nie da. Ja też przez ciebie ryczałem i nic to nie dało.

Wszedłem w niego tyle ile mogłem, mimo protestów zarówno werbalnych, jak i tych jego ciała. Był spięty i ciasny, bo go nie rozciągnąłem, więc jedyną pomocą była jego ślina na moim członku. Zachwiał się na nogach, ale go podtrzymałem. Jedną z dłoni próbował zabrać moją rękę z jego ust. Na nic. Brałem go szybko, nie zważając na to co dzieje się dookoła, jedynie klepiąc go po pośladkach. Szybko jednak zmieniłem pozycję. Odsunąłem się i rzuciłem go na toaletę, na której wylądowały jego kolana. Kazałem mu się wypiąć, ale zanim dostałem, co chciałem, musiałem nieźle go przekonywać. Najgłośniej płakał, gdy ciągnąłem go za włosy, więc to je trzymałem, chcąc by w końcu się wypiął, jak na zdrajcę i pizdę przystało. Byłem taki wściekły, że z radością patrzyłem na jego łzy. A on ciągle beczał, jak dziewczyna, gdy chłopak z nią zrywa. Nie uderzyłem go, choć chciałem, ale raz walnąłem jego głową o ścianę.

- Tae, przestań - poprosił jeszcze raz. Jego twarz nie była już taka piękna. Był zaryczany, zasmarkany i wyglądał jak wiecznie wydzierający się niemowlak. - To boli, przestań, proszę...

- Wypinaj się to szybciej skończę - powiedziałem i wtedy zrobił to, lecz trząsł się jak osika.

Nogi miał złączone, a twarz zasłaniał dłońmi. Bałem się, że klapa od toalety nie wytrzyma, ale nie zepsuła się. Znów w niego wszedłem i dokończyłem swoją robotę. Płakał mniej, bo zasłaniał swoje usta sam, ale przez to jeszcze bardziej się nie hamowałem. Wkurwiał mnie jedynie fakt, że jego członek nie był już twardy, więc może nie był taką dziwką, za jaką go miałem. Może.

Skończyłem w nim i wyszedłem z kabiny, by przemyć twarz. Yoongi siedział zapłakany na podłodze. Nie miał nawet naciągniętych spodni. Chciałem do niego podejść, nie wiem nawet po co, ale zwymiotowałem. Cudem zdążyłem dobiec do drugiej kabiny. A potem sam zacząłem płakać.

Usłyszałem tylko, jak Yoongi wstaje, skomle cicho z bólu i wychodzi.

Mnie z lokalu wywaliła dopiero barmanka, która znalazła mnie na podłodze w łazience, jakiś czas po drugiej w nocy.

Przekonałem ją jakoś, by nie wzywała policji, bo nocka na izbie wytrzeźwień byłaby koszmarem. Zadzwoniła mi nawet na taxi, więc o trzeciej byłem już w domu.

Zastałem wściekłych i zmartwionych współlokatorów. Jeongguk rzucił mi się na szyję.

- Jezu, hyung! Myśleliśmy, że coś ci się stało - powiedział, a mi po raz drugi tego dnia stanęło serce. Odtrąciłem go. Wyminąłem Jimina i skierowałem się do swojego pokoju.

- Tae, dzwoniłem chyba ze sto razy - powiedział Jimin, zanim zamknąłem mu drzwi przed nosem. - Ej! - krzyknął, bo chyba go nimi uderzyłem. Zasnąłem w sekundę.

Wiem, że tej nocy co jakiś czas do mnie zaglądali. Głaskali mnie po głowie. Jeden z nich nawet mnie rozebrał, bym nie brudził łóżka niezbyt czystymi ubraniami. A rano znalazłem na stoliku obok łóżka szklankę wody i tabletki, które pomagały Parkowi na kaca.

Kac, jaki mnie dopadł był przede wszystkim moralny. Ból głowy był w pełni zasłużony, ale to co zrobiłem wieczorem Yoongiemu - było niedopuszczalne. Nawet nie wiedziałem, jak do tego doszło. Wypiliśmy trochę. No dobra, raczej sporo, ale nadal nie wiedziałem, jakie pokłady złości się we mnie znajdowały, gdy przyciskałem jego głowę do swojego krocza, albo szarpałem jego włosy. Zrobiłem mu coś strasznego dlatego, że w najmniej odpowiednim momencie przypomniałem sobie, że złamał mi serce. A to była najgorsza zemsta, na jaką było mnie stać.

Już nawet pomijając kwestię zdrady, bo bałem się tego, co będzie, gdy Jeongguk i Jimin wrócą do domu, to nadal byłem w tamtej chwili największym skurwielem jakiego znałem.

By dojść do siebie, wziąłem zimny prysznic, potem wlałem w siebie litr izotonika. Tabletki przyspieszyły moją kurację, ale psychicznie byłem wrakiem człowieka.
Byłem tego dnia w sklepie trzy razy. Kasjer dziwnie się na mnie patrzył, ale cóż, opinię w tym monopolu miałem już i tak nienajlepszą. Ale nie było tam Yoongiego. W sumie, co się dziwiłem? Jeśli w ogóle może się ruszać po tej nocy, pewnie idzie właśnie na komisariat, by złożyć doniesienie o gwałcie. Albo nasyła na mnie paczkę kiboli, którzy obiją mi mordę, jak będę następnym razem wracał z pracy do domu.

Chuj wie.

Na szczęście żyliśmy w dwudziestym pierwszym wieku i istniało już coś takiego, jak portale społecznościowe. Odnalezienie Mina było proste jak budowa cepa. Jego lekko uśmiechnięta twarz widniała na zdjęciu profilowym, a także na każdym innym zdjęciu jego znajomych. Gdy się ze mną spotykał też miał ten portal, ale to ja należałem raczej do tych zacofanych dzieciaków i pierwszy raz korzystałem akurat z tego wynalazku. Bardziej już znałem się na Instagramie, bo Jimin był na nim jakąś sławą. Przynajmniej tak mówiła moja siostra.

Kliknąłem w ikonkę wiadomości i zanim faktycznie wystukałem coś sensownego, trzy razy rzucałem telefon na drugi koniec pokoju w nadziei, że się zepsuje i nie będę musiał wypić piwa, które nawarzyłem. Ale zjebałem i musiałem teraz stawić czoła problemowi, który nie dawał mi spokoju. Wymyśliłem więc przeprosiny, byle nie banalne, z opisem mojego wstydu i złego samopoczucia. Dodałem prośbę o spotkanie, by sobie to wyjaśnić. Poniżyłem się, a gdy już kliknąłem "wyślij" wyskoczył mi komunikat, że użytkownik nie pozwala na kontakty z użytkownikami spoza listy znajomych, a mnie rzecz jasna na tej liście nie było.

- Kurwa, jakby wcześniej nie mogli tego wyświetlić - mruknąłem i znów odłożyłem telefon.

Ale uczucie bycia najgorszą osobą na świecie (tak w skrócie, bo czułem się fa tal nie) nie odstępowało mnie na krok. I wtedy pomyślałem o numerze telefonu, który powinien tkwić zapisany w jego pamięci. Był tam. Był. Nadal zapisany, jako "Yoonie". Przełknąłem ślinę, nim drżącym palcem nacisnąłem zieloną słuchawkę.

Trzy sygnały, które usłyszałem, były koszmarne. Zaczęło pocić mi się czoło.

- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie. Głos należący do Min Yoongiego. Spanikowałem. Przez chwilę w ogóle się nie odzywałem. - Jest tam kto?

- Halo, Yoongi - wykrztusiłem w końcu, choć zadrżałem. - To ja.

- Och. Nie mam twojego numeru.

- Usunąłeś?

- Ta - mruknął, a wtedy między nami zapanowała cisza. Niezręczna i zdecydowanie zbyt głośna. - Co chcesz?

- Porozmawiać.

- Rozmawiamy.

- Przeprosić.

- Za to, że wyruchałeś mnie, jak dziwkę w klubowym kiblu, za te siniaki, które zostawiłeś, czy za wyrwane włosy?

- Za wszystko.

- Wysil się trochę, co?

Westchnąłem. W moim sercu pojawiła się skrucha. Tak bardzo było mi głupio.

- Nigdy się tak nie zachowałem. Przecież znasz mnie. Nie wiem, co się wczoraj stało. Przepraszam. Mógłbym tak mówić i mówić, ale nie wiem, czy to coś da. Byłem okropny i masz prawo mnie nienawidzić, ale... Yoongi przepraszam. - Zrobiłem krótką pauzę, bo moje oczy zaszły mgłą, potem łzami. - Naprawdę. Wiesz, ile dla mnie znaczysz. Nigdy na nikim tak mi nie zależało. A kiedy mnie zostawiłeś, boże, myślałem, że umrę bez ciebie. Stałem na dworcu, jak głupi i czekałem na twój pociąg, a ty nie przyjechałeś. Boże, Yoongi, dlaczego nie przyjechałeś? Czy naprawdę to, ile razem przeszliśmy nic dla ciebie nie znaczyło? Kochałem cię, dobrze o tym wiesz. A wczoraj... wkurzyłem się. Wiem, że niepotrzebnie, ale coś we mnie pękło, bo jedyne o czym myślałem przez ostatnie miesiące to o tym, jak bardzo mi bez ciebie źle. Wariuję już. Widzę cię czasami i nie rozumiem tego. To mnie nie usprawiedliwia

przekręcanie kluczyka w drzwiach

i wiem, że cię skrzywdziłem,

ciche kroki przez przedpokój

ale jeśli tylko dasz mi szansę to postaram się to naprawić.

para uszu przyłożona do przymkniętych drzwi

Naprawdę, kurwa, wiesz, że nie zrobiłbym ci krzywdy. Już nie. Nie możemy tego sobie wybaczyć?

wstrzymany oddech

Yoongi, przecież wiesz, że cię kocham.

i morze łez

- H-hyung?

Odwróciłem się. Z jednej strony czekanie na odpowiedź Yoongiego. Z drugiej strony - blady Jeongguk, którego łzy spływały po policzkach. Nie wyglądał ani na wściekłego, ani na skrzywdzone dziecko. Wyglądał na kogoś, kto za chwilę ma rozpaść się w drobny mak. Patrzył na mnie z otwartymi ustami i nie wierzył w to, co się dzieje. Ja też w to nie wierzyłem.

- Tae, zapomnij - odezwał się Min w słuchawce. - Po prostu to był błąd. To, że zaproponowałem to piwo, och jeny, nie powinienem. Lepiej będzie, jak już się nie spotkamy. Będzie nam tak łatwiej. Ja mam tu swoje życie, ty masz swoje. Mam żal o to, co się stało wczoraj, ale jeśli obiecasz że to nasza ostatnia rozmowa to nie zrobię z tym nic, jeśli wiesz co mam na myśli. - Chwila ciszy. Westchnięcie. - Dobra, skoro nic nie mówisz to chyba koniec. Trzymaj się, Taehyung. Naprawdę, trzymaj się.

Rozłączył się. I to był ostatni raz, gdy rozmawiałem z Min Yoongim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top