|II| kernel

|4,1k|

Zasiałem w tobie nasionko strachu, które wykiełkowało, a jego owoce jadasz do dziś.


Jeszcze raz rzucam okiem na ekran telefonu. Zdjęcie ustawione na tapetę wydaje mi się teraz tak stare, jakbym nie zrobił go miesiąc temu, a pewnie z dekadę. Twoje usta lśnią od śliny, tak samo jak moje. Oczy masz wesołe, ale twarz zaróżowioną, bo przecież dopiero co cię całowałem, a to zawsze wprawiało cię w dobry nastrój, mimo tego, że nadal lekko się wstydziłeś.

Ponownie otwieram okno wiadomości. Wystukuję kilka słów, a potem je usuwam. Czy jest sens pisać ci to samo jeszcze raz? Skoro w nocy wszystko sobie wyjaśniliśmy to pewnie nie, ale jednak ponownie otwieram rozmowę z tobą. Nie wiem, jak zacząć. Mylą mi się litery i gubię sens zdań. Denerwuję się, ale nie mogę bezczynnie siedzieć. Nie potrafię uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, że to co mówisz to żaden kiepski żart. Nikt się nie śmieje. Właściwie to jestem na skraju załamania.

Esemes nie wystarczy. Dzwonię do ciebie. Staram się przełknąć gorzką gulę w gardle, ale po chwili wnętrze ust wypełnia mi kwaśny posmak i, gdy już jestem pewny, że za chwilę zwymiotuję, odbierasz.

- Yoongi! - krzyczę wręcz, bo mimo wszystko cieszy mnie, że kompletnie mnie nie zignorowałeś.

- Tae, proszę cię... - zaczynasz, ale przerywam ci.

- Yoongi, chcę ci tylko powiedzieć, że za godzinę masz pociąg. Ten, o którym wczoraj rozmawialiśmy. Będę czekał na peronie, tam gdzie zawsze, proszę przyjedź. Nie wierzę w to, co mi powiedziałeś, to jest...

- Tae, błagam...

- ...niemożliwe - dokańczam, nie słuchając twojego głosu. Nawet nie wiem, kiedy zaczynam płakać. - Jeśli przyjedziesz, wyjaśnimy to sobie, powiem rodzicom, tak jak obiecałem, nie będę już tchórzem i cholera, Yoongi kocham cię, dobrze wiesz. Będę czekał na peronie.

- Nie przyjadę - mówisz, ale wiem, że wykrztuszasz to przez łzy.

- Przyjedź, Yoongi, przyjedź. Będę na peronie. Jeśli cię tam nie zobaczę to będzie znaczyło, że to wszystko było kłamstwem. A ja nie chcę o tym nawet myśleć.

- Tae, posłuchaj mnie - mówisz trochę wyraźniej, a ja drżę. Boję się tego, co mogę usłyszeć. Nie docierają do mnie informacje ze świata zewnętrznego. Nie słyszę śmiechu bohaterów komedii, która leci gdzieś w tle, nie słyszę piszczenia czajnika. Ledwo rejestruję własny oddech. - Wszystko ci wczoraj powiedziałem. Poznałem kogoś - szepczesz, a we mnie uderza to zdanie tak mocno, że dosłownie czuję jakby naraz łamały mi się wszystkie kości, jakby ktoś wbijał mi szpilki pod skórę. - Przepraszam. Naprawdę. Wiem, że ci obiecałem, że ta przeprowadzka niczego nie zmieni, ale...

- Ale... - powtarzam za nim tak cicho, że sądzę, że i tak mnie nie słyszy. Z resztą mówi dalej.

- ... tak wyszło. Głupio mi, tak strasznie mi z tym źle. Nie chciałem tak tego kończyć i mam wyrzuty sumienia, ale nie chcę cię okłamywać. To koniec, a ja nie przyjadę.

Przez chwilę milczę, starając się pojąć to, co do mnie powiedziałeś. Skupiam wzrok na obgryzionych skórkach przy moich paznokciach. W całym domu pachnie jabłkami, a od podniebienia nie chce odkleić mi się skórka tego owocu. Patrzę na zegarek na ścianie. Długa wskazówka wystylizowana na różdżkę wskazuję, że odkąd zacząłem rozmyślać nad napisaniem do ciebie minęło dwadzieścia osiem minut.

- Będę na peronie - mówię znów, zamykając oczy, pozwalając łzom zmoczyć moje policzki. - Wiem, że przyjedziesz, bo to co mówisz to nieprawda. Mówiłeś, że mnie kochasz.

- Wiem.

- Więc przyjedź. Wybaczę ci to, już ci to wybaczyłem. Yoongi, jesteś dla mnie tak bardzo ważny, kurwa mać, bez ciebie totalnie nie jestem sobą - mówię to i rozklejam się na dobre. Bełkotam do słuchawki, a ty wzdychasz.

- Tae, przepra...

- Nie! - wrzeszczę. Jestem zdruzgotany. - O piętnastej masz pociąg. Będę na peronie.

Rozłączam się i rzucam telefonem o kanapę. On odbija się od niej i ląduje na podłodze. Siadam koło niego i płaczę. Ryczę i drę się, jak wtedy, gdy w piątej klasie kolega rzucił we mnie piłką i złamał mi nos. Ból, jaki wtedy czułem, nawet będąc cały we krwi i własnych smarkach jest niczym w porównaniu do tego, co czuję teraz. Pieczenie pod żebrami jest nie do zniesienia, a moje ciało trzęsie się, jakby było mu zimno. Na dworze jest dość słonecznie, choć wiem, że jak wyjdę z domu to zacznie padać.

Tak też się dzieje. Brak parasolki jedynie przyspiesza moje moknięcie. Moje białe trampki sprytnie omijają kałuże i nierówności chodnika, gdy prawie biegnę w stronę dworca. Mijam ludzi chowających się przed ulewą. Wchodzą szybko do sklepów lub zasłaniają się torebkami. Na przystankach jest tłoczno. Jedyny plus jest taki, że nikt nie widzi moich łez, bo wszyscy biorą je za strugi deszczu i nikt nie widzi moich spuchniętych oczu i pogryzionej do krwi wargi.

Na dworcu jest tłum ludzi. Godziny szczytu zamieniają to spokojnie miejsce w istny chaos, a ja przeciskam się przez ten chaos, próbując dostać się na peron ósmy.

Do planowego przyjazdu twojego pociągu zostało jeszcze dużo czasu. Nie wiem dlaczego biegłem. Teraz sapię ze zmęczenia, ale chcę tu być szybciej. Chcę móc patrzeć na przyjeżdżające pociągi i łudzić się, że za jakiś czas z jednego z nich wysiądziesz ty.

Tak bardzo się mylę.

Po jakimś czasie udaje mi się nawet usiąść na jednej z ławek, bo ludzie przychodzą i odchodzą, wsiadają, wysiadają, pędzą gdzieś i się spieszą. A ja pozostaję taki sam, w tej samej pozycji przez kolejne godziny. Siedzę tam jeszcze długo po odjechaniu twojego pociągu. A gdy widzę go podjeżdżającego na peron, o mało co nie schodzę na atak serca. Wypatruję cię. Wstaję z miejsca i podchodzę bliżej drzwi. Z pociągu wylewa się chmara ludzi. Każdy z nich od razu otwiera parasol, lecz deszcz i tak moczy ich ubrania. Krawaciarze, matki z dziećmi, nastolatki, staruszki i robotnicy, wszyscy oni wychodzą, a potem pociąg znika. Zanim to robi, kobiecy głos z głośnika utwierdza mnie w przekonaniu, że to był właściwy pociąg. Pociąg z Seulu przyjechał pusty. Pusty dla mnie. I odjechał, zaliczając po drodze Daegu, sunąc dalej do kolejnych miast.

Siadam na ławce i czekam na kolejny.

Kolejne przyjeżdżają z Busan, Inczon, Gwangju, Ulsan i Gangneung. Ale z żadnego z nich nie wysiadł nikt istotny.

Wracam do domu powoli. Ociężale podnoszę stopy odziane w białe, brudne od pluchy trampki. Cały jestem mokry i zaczyna mi być zimno, ale to nie jest nawet w połowie tak tragiczne, jak stan który odczuwam tam, kilka centymetrów pod lewym obojczykiem, bardziej w głąb, pod żebrami. Droga do domu zajmuje mi wieczność, bo zwyczajnie nie chcę wracać do domu. Niczego już nie chcę. Mój telefon milczy, ale krzyki w moje głowie nie milkną. Ich darcie jest raz cichsze, raz głośniejsze, ale trwa nieprzerwanie.

Aż do dziś je słyszę.

A głosom towarzyszy charakterystyczny zapach. Mają smak. Głosy mają smak, czy to już choroba doktorze Kim? Czy ja jestem normalny? Czy z moją głową jest coś nie tak? I to tylko dlatego, że to jedno, jedyne jabłko było niemożliwe do przełknięcia?

Prawie wybiegłem ze sklepu. Zostawiłem wszystkie zakupy, gdy tylko na ladę rzuciłem resztki pieniędzy za zbite piwo. Mroźne powietrze owiało mi twarz. Chwilę za mną ze sklepu wybiegł Yoongi. Tak, ten Yoongi, Min Yoongi. Min Pierdolony Kurwa Mać Yoongi.

- Tae, zaczekaj! - zawołał za mną, ale ja nie odwracając się w jego stronę, ruszyłem w kierunku przejścia dla pieszych. - Tae!

- Daj mi spokój - mruknąłem, choć bardzo cicho i na pewno mnie wtedy nie usłyszał. Za to dogonił mnie i złapał za rękaw. Gdy na niego spojrzałem, uderzyła we mnie fala zimna. Na rekach na pewno miałem gęsią skórkę.

Yoongi wyglądał tak, jak go zapamiętałem. Miał nawet ten sam wyraz twarzy, co gdy go ostatni raz widziałem - lekko przerażony, jakby smutny, ale zarazem tajemniczy i trudny do odczytania, dla kogoś, kto nie jest dobry w ludziach. A ja nie byłem. Jego szalik powiewał na wietrze, a czapka odsłaniała blade czoło. Zawsze miałem wrażenie, że skóra Yoongiego jest wyjątkowo jasna. Miała wręcz biały odcień, ale nie wydawał się trupi, czy niezdrowy. Czarna, zimowa kurtka tylko podbijała ten efekt, więc wśród ciemności, no może przy nikłym świetle latarni ulicznej, widziałem jedynie kawałek jego twarzy.

- Nie musisz przede mną uciekać - powiedział, a ja wyrwałem swój rękaw z jego uścisku. - Minęło trochę czasu, ale nie zamieniłem się nagle w psychopatę - dodał, patrząc na moją czerwoną z zimna i strachu twarz.

- Co chcesz? - warknąłem oschle, a on się zaśmiał.

- A gdzie "hyung"? No dobra, darujmy sobie te uprzejmości, skoro nie chcesz. Po prostu chciałem porozmawiać.

- Już trochę późno, nie sądzisz? Jak ja chciałem rozmawiać to ciebie nie było, więc wybacz "hyung", ale muszę już iść.

I poszedłem.

Nie było goniącego mnie w zwolnionym tempie chłopaka, który przeciska się przez korek uliczny i tłum ludzi, byleby mnie dogonić. Nie było patrzenia sobie w oczy w akompaniamencie słodkiej dziewczęcej muzyki, gdy dookoła nas unosiły się płatki róż. Nie było przepraszania i dawania sobie drugiej szansy. Bo oddzieliłem tamten epizod grubą kreską i wiele poświęciłem, by móc choć trochę zapomnieć, uwolnić się o destrukcyjnych myśli o nikim innym, jak tym niepozornym chłopaku w czapce odsłaniającej czoło.

Wróciłem do mieszkania, ale cała ochota na piwo ze mnie uleciała. Przeprosiłem współlokatorów i położyłem się do łóżka, słuchając później, jak na zmianę jęczą sobie do woli. Mógłbym od tak powiedzieć, co wtedy robili, sugerując się tylko tymi westchnięciami. Jeongguk zrobił Jiminowi malinkę, by rano zalała mnie krew na jej widok. Jimin obciągał młodszemu, co jakiś czas pytając o jakieś świństwa. Potem Jeon robił Parkowi palcówkę, a gdy zasugerował, że może go tam polizać, Jimin powiedział, że chce go już w środku. I kochali się. Posuwali znów jak króliki, dewastując nasze mieszkanie. Na misjonarza, na pieska, potem Park go ujeżdżał, a druga runda wyglądała tak że zrobili to jeszcze pod prysznicem. Oczyma wyobraźni widziałem ich miny, widziałem jak pot, potem ciepła woda spływały po ich ciałach. Widziałem, jak pulchne usta Jimina zaciskają się na penisie młodszego, a potem widziałem Jeona gryzącego skórę tuż pod linią żuchwy Parka. Byli tacy bezwstydni, że przez chwilę myślałem o tym, by podnieść się z miękkiego materaca i do nich dołączyć. Przelecieć najpierw jednego, potem drugiego?

Tego wieczoru zostałem jednak w łóżku, bo znaczną część moich myśli zajmował ktoś inny. Jimin i Jeongguk byli zajęci sobą i nie winiłem ich za to. Ale leżąc w ciemnym pokoju, próbując w spokoju zasnąć, myślałem o tym, co wydarzyło się tamtego dnia na dworcu, gdzie wraz z pociągiem odjechały moje nadzieje. Nikt z niego nie wysiadł. Nikt, na kogo bym czekał. Nieoczekiwanie znów poczułem zapach jabłek. Wiedziałem, że będzie towarzyszył mi już do końca życia, ale mimo to, zawsze łudziłem się, że kolejny z tych owoców nie okaże się zatruty.

Chodziłem do tamtego sklepu częściej niż zwykle. Kasjerka dość dziwnie się na mnie patrzyła. Pewnie pamiętała moją ucieczkę, plus zbitą butelkę piwa, ale posyłałem jej za każdym razem przepraszający uśmiech, licząc na to, że kiedyś mi to wybaczy. Ale zacząłem chodzić na zakupy do "Molly" znacznie częściej, nawet jeśli bliżej były dwa inne sklepiki, jeden mniejszy, drugi większy. Podświadomie wypatrywałem szarej czapki, albo burzy czarnych włosów, a za każdym razem, gdy wychodziłem z zakupami, ogarniał mnie straszliwy lęk. Bo z jednej strony wcale nie chciałem znów na niego wpaść. Ale z drugiej, było w tym coś... dziwnego. Inaczej nie umiem opisać chęci ponownego zobaczenia jego bladej twarzy.

Ale albo nie miałem szczęścia, albo Yoongi znalazł się w tym miejscu, tej nocy przez przypadek.

W Seulu były tysiące, setki tysięcy takich sklepów. Jak na dziesięciomilionową metropolię to fakt, że wpadliśmy na siebie w którymkolwiek z nich i tak był cudem. Na filmach to norma. Główna bohaterka idzie ulicą Manhattanu. Wokół niej kręcą się setki ludzi. Rozmawia przez telefon z przyjaciółką o doborze sukienki na jutrzejszy zjazd rodzinny, aż nagle bam - wpada na przystojniaka, metr dziewięćdziesiąt, wysportowany brunet z hollywoodzkim uśmiechem, który okazuje się być jej miłością z podstawówki. Umawiają się na kawę, a miesiąc później ten się oświadcza. Żyją długo i szczęśliwie, dopóki przystojniak nie wpadnie na ulicy na młodszą i atrakcyjniejszą niewiastę, jakąś Jessy, czy Jenn. I wtedy główna bohaterka idzie w odstawkę.

Najbardziej zaludniona dzielnica Seulu liczyła sobie mniej mieszkańców niż Manhattan. Co prawda ja mieszkałem w tej mniej zaludnionej, jeśli dobrze kojarzyłem to na nasz okrąg przypadało trochę mniej niż pół miliona mieszkańców, więc szanse na ponowne wpadnięcie na Min Yoongiego była stosunkowo niewielka. Chyba, że byłaby to amerykańska produkcja. Ale nie. Nie popadajmy w paranoję. Może Yoongi był tu tylko przejazdem? Może był u znajomych/w pracy/u dziewczyny/chłopaka/cokolwiek, a może był tu pierwszy raz w życiu i nigdy już tu nie wróci? Minęło od naszego spotkania trochę czasu, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że po prostu muszę częściej robić tam zakupy.

W połowie marca, gdy przyszły roztopy i Seul w końcu nie przypominał białej kulki śniegu, Jimin zabrał mnie na swoją uczelnię, jako modela. Zrobił ze mnie kosmitę, pochwalił się koleżankom, jakiego to ma świetnego chłopaka i wstawił kolejne zdjęcie mojej facjaty na swojego instagrama. W pracy ciągle mówił o makijażu. Słuchałem go, bo przecież był moim facetem i wiedziałem, że nie lubi być ignorowany, ale pod koniec zmiany miałem go dość. Nazwy firm szminek mieszały mi się w głowie, a kolejne zastosowanie lateksu śniło mi się po nocach. Charakteryzacja była jego hobby, ale ja kompletnie się na tym nie znałem, więc byłem raczej beznadziejną pomocą, przy wyborze nowego rozświetlacza, czy farb do twarzy. A tłumaczenie mu, że kolejnego specyfiku nie potrzebuje było bezsensowne. Jimin nie malował się na co dzień tak mocno. Zazwyczaj poprawiał tylko swoją urodę, używał pudru, rzadziej podkładu. Błyszczyk nosił sporadycznie, głównie kiedy się gdzieś stroił, albo dla mnie, bo akurat jego świecące usta bardzo na mnie działały. Oczy malował lekko, a wzorował się na makijażu idoli, by efekt był subtelny, ale i oszałamiający. Mimo tego, zdarzało się, że jakiś bardziej spostrzegawczy don juan wypatrzył jego brokat, czy ciemną kreskę przy powiece i głupio to skomentował. Podziwiałem Jimina za to, że się tym nie zrażał. Korea nie była tolerancyjnym krajem, a Jimin był stuprocentowym gejem.

- Ten z Fenty podobno dłużej się trzyma - powiedział, gdy siedzieliśmy razem na zmianie w pracy. Oprócz nas był też nowy barman, którego Park miał przyuczyć, ale chłopak miał akurat przerwę.

- Jiminie, kup który chcesz.

- Ale jak kupię Fenty to nie starczy mi pieniędzy na te formy do pazurów - poskarżył się. - No wiesz, do tych co muszę zrobić do projektu o wilkołakach. Potrzebuję szponów!

- To nie kupuj.

- Taehyungie, mam wrażenie, że to co mówię w ogóle cię nie obchodzi.

- Obchodzi, kochanie - odparłem i podniosłem się ze stołka, by dołożyć kilka butelek piwa miodowego do lodówki. - Tylko się nie znam.

- No wiem, ale mógłbyś postarać się mi pomóc wybrać.

- Jiminie, nie pomogę ci, bo jeszcze podpowiem ci źle i będziesz niezadowolony.

Chłopak odburknął coś, ale zaraz pojawili się klienci i byłem uratowany. Nowy barman bardzo szybko wszystko ogarnął. Jimin mówił mi, że przedtem kazał mu się nauczyć przepisów do wszystkich drinków i zadziwiająco szybko sobie z nimi radził. Puściliśmy go do domu szybciej, bo miał tak w grafiku, a po zamknięciu zaczęliśmy sprzątać. Zamiatałem podłogę w drugiej sali, gdy Park podszedł do mnie wyraźnie wkurzony.

- Co jest? - zapytałem jedynie, bo po chwili wpił się w moje usta. Upuściłem miotłę, by móc objąć jego drobne ciało. - Ej, co tak nagle? - spróbowałem jeszcze raz, gdy pogłębił pocałunek.

- Zakluczyłem drzwi, więc się nie bój. Chcę się kochać - powiedział, jak gdyby nigdy nic i znów mnie pocałował. Kątem oka zobaczyłem, że jedna z rolet w lokalu jest odsłonięta, ale nieznacznie, więc nie bałem się, że przypadkowy klient z ulicy nas zobaczy. - Taehyungie, proszę - wyszeptał mi do ucha, więc podniosłem go i zaniosłem na jeden ze stolików. Miałem szczęście, że wcześniej go posprzątałem, bo gdyby koszula Jimina później lepiła się od wylanego picia, najpewniej by mnie zabił.

Odpiąłem jego szelki i spodnie, podczas gdy on starał się zdjąć ze mnie ubranie. Rozłożyłem jego nogi i pochyliłem się, by móc go całować. Ostatnio robiliśmy to często w trójkę, więc była to miła odmiana. Na ciele Jimina było sporo śladów. Głównie Jeon je robił, ale skoro Park na nie pozwalał to nie mnie było oceniać.

Szybko dobrałem się do jego bokserek, potem do samego ciała. By go rozluźnić, choć wcześniej wypity przez niego alkohol i tak na pewno działał na niego kojąco, ukucnąłem i złapałem mocno jego uda, by zrobić sobie dostęp do jego wejścia, które od razu zacząłem całować. Wiedziałem, że to lubił, więc dawałem mu jak najwięcej przyjemności, a jego dość głośne jęki cieszyły mnie i zachęcały do pracy. Jimin podał mi prezerwatywę, którą zawsze nosił w portfelu. Zrobiłem sobie miejsce miedzy jego nogami i pochylając się znów nad nim, wszedłem w niego, od razu zaczynając go pieprzyć.

Miałem skok adrenaliny, bo nigdy wcześniej nie robiłem tego w miejscu innym niż mieszkanie, w tym kanapa, łóżko, może wanna, czy prysznic. Stół w pubie był nowością. I już wiedziałem, że za każdym razem, jak ktoś będzie siadał na tym miejscu, będę się cicho śmiał.

Gdy skończyliśmy, ogarnąłem jeszcze raz stolik, zmopowałem podłogę, a Jimin zrobił rozliczenie, usunął film z kamery i wróciliśmy do domu. W autobusie prawie zasnął na moim ramieniu, ale na szczęście sam się obudził na odpowiednim przystanku.

Jeongguk już spał, więc tym razem ja położyłem się do Jimina. Objąłem go od tyłu i ucałowałem go w kark. Myślałem, że szybko zaśnie, biorąc pod uwagę jego drzemkę w autobusie, ale po chwili zaczęliśmy rozmawiać.

- Zastanawiasz mnie, Jiminie - powiedziałem, gdy miedzy wątkami nastała chwila ciszy. - Chodzi mi o seks.

- Nie rozmawiajmy o tym.

- Już któryś raz to odkładasz, a ja za każdym razem, gdy się kochamy boję się o coś zapytać, by cię nie zranić, czy nie zdenerwować.

- O co chciałeś więc zapytać?

W ciemnościach dostrzegłem kota, śpiącego na parapecie. Potem znów wróciłem do Jimina, którego włosy pogłaskałem.

- O kilka rzeczy.

- No to dawaj. Masz okazję się dowiedzieć. Może.

- Chodzi o podział ról. Jeongguk jest zarówno na dole, jak i u góry. Ja tak samo - powiedziałem, przypominając mu o naszym ostatnim weekendzie, kiedy pozwoliłem Kookowi nad sobą dominować. Chłopak był troskliwy i dobrze się mną zajął, więc wiedziałem, że będziemy się zamieniać coraz częściej. - A ty jesteś tylko uległy. Wiem, że jak czasami przesadzimy to cię tam boli i pomyślałem, że może też chciałbyś się zamienić.

Jimin zaśmiał się lekko, a potem zamilkł. Leżał do mnie nadal tyłem, ale poczułem, jak zaciska palce na mojej dłoni, którą trzymał.

- Nie rozśmieszaj mnie, Taehyungie.

- Nie rozumiem. Nie chcesz spróbować? Wiem, że często zmuszasz się, by sprawić nam przyjemność, mimo tego, że bardzo cię boli. Przecież pozwolilibyśmy ci...

- Nie, Tae - uciął i przez chwilę w pokoju panowała cisza.

- Dlaczego?

- Bo nie.

- Dlaczego?

- Tae! - zdenerwował się i odwrócił w moją stronę. - Nie, czyli nie.

- Byłeś choć raz na górze?

- Raz.

Znów cisza. Bałem się odezwać, bo wiedziałem, że kroczę po cienkim lodzie, ale po prostu musiałem wiedzieć.

- Wiesz, że ja i Jeongguk cię kochamy?

- To w tej kwestii nie ma znaczenia.

- Ma. Boisz się czegoś, a ja chcę ci pomóc. Ale musisz mi na to pozwolić.

Zbliżyłem się, by cmoknąć go w czoło. Gdy moje usta się odsunęły, on sam przytulił się do mojego ciała. Milczał naprawdę długo. Przez chwilę byłem pewny, że z naszej poważnej rozmowy nici, bo pewnie zasnął. Ale nie.

- To straszny wstyd i nikomu jeszcze o tym nie mówiłem - zaczął, a wtedy znów zająłem się uspokajającym głaskaniem jego jasnych włosów. - Spotykałem się kiedyś z jednym takim. No i zaproponowałem mu zamianę. Był raczej otwarty na różne propozycje, w dodatku miał przede mną wielu partnerów. - Chłopak znów zamilkł, lecz tym razem nie na długo. - Nie potrafiłem sprawić mu przyjemności. Sam doszedłem, ale on nie. I po wszystkim zapytał, "czy to już?". Nie wiedziałem o co mu chodzi, więc powiedziałem, że tak. I on stwierdził, że nie ma się co dziwić, bo tymi kilkoma centymetrami na pewno nie zrobię nikomu dobrze. Jest mi z tym tak głupio, o matko. Nawet przed wami. Nie wiem skąd obaj się urwaliście, ale macie kutasy jak stąd do Busan. A ja jestem... mały - mówił, wyraźnie podenerwowany. Nawet bez światła wiedziałem, że jest czerwony jak burak. - I mój były miał rację. Jako strona uległa jestem raczej okey, bo mam grubą dupę i każdy top czuje nade mną chorą, samczą przewagę, bo jestem niski. Ale jako aktyw jestem beznadziejny.

- Jiminie, masz na to bardzo złe spojrzenie. I nie mów, że masz grubą dupę, Chryste, masz najlepszy tyłek, jaki można mieć.

- Ale jest gruby.

- Nie jest. Jest idealny. Zawsze przecież go chwalimy z Jeonggukiem.

- No tak, ale przyznaj że lubicie to, że jestem przy was taki mały. Już nawet nie tylko tam na dole, ale wszędzie. Sięgam wam do brody, noszę ubrania o dwa rozmiary mniejsze niż wy. Jak łapiesz mnie za rękę, to moja od razu przy twojej ginie. No a mój penis to jakiś żart. Jakbym był hetero, żadna dziewczyna by mnie nie chciała.

- Jesteś głupiutki, wiesz? - odezwałem się i przełożyłem jego ciało tak, by leżał na mojej klatce piersiowej. - Podobasz nam się nie tylko dlatego, że jesteś taki drobny. Jestem pewien, że Jeongguk ma tak jak ja i uwielbia to, ale gdybyś nagle urósł i był od nas wyższy, kochalibyśmy cię tak samo. I to, że nie masz penisa, jak aktorzy porno to nic nie znaczy. Mówię ci, że możemy się zamienić nie po to, by się z ciebie śmiać, czy samemu mieć z tego niewiadomo jaką przyjemność. Mówię to, bo chcę by tobie było przede wszystkim dobrze.

- Ale nie będzie mi tak dobrze, rozumiesz? Ciągle będę myślał, że za chwilę jeden z was wybuchnie śmiechem. Tak jak jest, jest mi dobrze. Nie chcę się zamieniać.

- Ale...

- Nie ma "ale", Taehyungie. Doceniam, że się martwisz, ale nie chcę się zamieniać. I nie wspominaj o tym Kookowi, bo wasza dwójka plus głupi pomysł równa się moja śmierć, więc nie. Zapomnij. Nie było tematu.

Skoro nie było to już się nie odzywałem. Poruszyłem jeszcze kilka lekkich tematów i poszliśmy spać. Zrobiłem o co mnie prosił Jimin. Nie wspominałem o tym Jeonowi i nie pytałem o tą kwestię nigdy więcej. Jedynie podczas naszych zbliżeń, starałem się poświęcać mu więcej uwagi, sprawiałem mu więcej komplementów i jeszcze bardziej uważałem, by nic mu się nie stało. Nie chciałem widzieć jego łez, ani twarzy z wymalowanym na niej bólem. A skoro teraz i ja i Jeongguk pełniliśmy dla siebie rolę uległych, oszczędzaliśmy ciało Jimina, jak mogliśmy.

Szkoda tylko, że nie widziałem łez Jeona, gdy po wspólnej nocy kładł się obolały do swojego łóżka. Gdybym je wtedy widział... oj gdybym tylko wiedział.

Dopiero w kwietniu zauważyłem, że coś jest nie w porządku. Może nie w kwestii seksu, ale jednak nadal w kwestii Jeongguka. Początkowo myślałem, że stresuje się egzaminami. Przez wiosnę ograniczał bardzo taniec i skupiał się na nauce, tym samym podciągając się z angielskiego. On jednak zapewniał, że wszystko dobrze, a egzaminy to dla niego pikuś. I faktycznie z każdego wracał zadowolony, ale gdy tylko pokrótce opowiedział nam jak mu poszło, zamykał się w pokoju. Jak odkryłem po to, by sobie popłakać.

Ostatniego dnia, poszedłem za nim do pokoju. Rozkleił się, gdy tylko przekroczył jego próg. Po chwili przybiegł do nas Jimin, zwabiony płaczem ukochanego.

Wyciągnięcie od młodszego informacji było cholernie trudne, bo nie chciał powiedzieć o co chodzi. Żadne nasze argumenty do niego nie przemawiały. Ale w końcu pękł. Przekonał go chyba mój własny płacz, bo cholera jasna, jego łzy były nie do zniesienia. Z resztą Park też był na ich granicy.

- Chodzi o studia.

- Nie wiesz, na co chciałbyś iść? - zapytałem, ale on pokręcił głową. Gdy płakał, wyglądał jak mały chłopiec, który potrzebuje pocieszenia rodziców, a nie jak prawie dorosły facet, który jeszcze wczoraj w nocy pieprzył mnie tak mocno, że rano ledwo dźwignąłem się z łóżka.

- Wiem. Wiem aż za dobrze. Ale nie pójdę na żadne studia.

- Dlaczego, skarbie? - odezwał się Jimin i otarł kolejną łzę z twarzy młodszego. - Na pewno dostaniesz się, gdzie będziesz chciał.

- Chodzi o coś innego.

Już wiedziałem co. Wpadło to do mojej głowy, gdy tylko powiedział "coś innego". Do końca jednak łudziłem się, że Kook płacze, bo zwyczajnie uchodzi z niego stres. Może boi się, że będzie miał słabe wyniki, boże by to było to, błagałem. Ale nie.

- Od lipca idę do wojska - powiedział i znów się rozpłakał.

A razem z nim ja i Jimin.



|Kolejny w piątek ♡|

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top