|I| sweets
|4,2k|
Nie zawsze jabłko jabłkiem było,
wpierw było szczere kwiecie,
przedtem pienisty kwiecia cień,
przedtem wiosenny sen na świecie,
a najpierw – czysta miłość.
~ "Kantata jabłeczna" Tadeusz Borowski
Pogrążony w marzeniach o ciepłym łóżku, pachnącej proszkiem do prania pościeli, miękkiej poduszce i dwóch, pięknych ciałach leżących na posłaniu obok mnie, niemal znów przespałem końcówkę wykładu, która przecież była najważniejsza.
- Mam nadzieję, że kolokwium nie sprawi wam większych problemów - powiedział na odchodne profesor, wspominając o koszmarze, który czekał mnie za tydzień. Z racji tego, że na uczelni głównie spałem, znów nie miałem notatek, a nie byłem pewny, czy i tym razem Sana tak chętnie mi swoje odda. Ale była jeszcze Chami, dziewczyna z nadwagą, o ciętym języku i rudawych włosach, Kai który jednak nie żartował tak często, jak przy alkoholu i Sebin, który już w ogóle nie odznaczał się niczym szczególnym. Zawsze mogłem zapytać kogokolwiek z nich, ale jednak Sana była pilną uczennicą i jej notatki pozwalały mi do tej pory zdawać nawet na czwórki.
Wyszedłem z sali, od razu kierując się do automatu z kawą, jak to miałem w zwyczaju po zakończonych zajęciach. W drodze na przystanek kawa zdążyła zawsze ostygnąć tak, bym bez strachu o poparzenie się zawitał do sklepu.
Szybkie zakupy, powrót autobusem do domu. Rutyna. Środowa rutyna. Środa była też dniem, kiedy zazwyczaj miałem wolne w pracy. Zawsze pierwszy też byłem tego dnia w domu, więc robiłem niepośpiesznie obiad. Dlatego dziś zdziwiły mnie dwie pary butów w przedpokoju. Znoszone Timberlandy Jeongguka mógłbym poznać wszędzie, a Jimin nosił teraz czarne, krótkie kozaczki, które leżały zaraz obok większej pary. Zostawiłem moje trampki pod ścianą i ruszyłem do swojego pokoju. Było w nim czysto, bo gdy tylko Jimin wrócił z Busan, zarządził wielkie sprzątnie, bo "nie da się żyć w tym chlewie". Zostawiłem torbę na swoim łóżku i odwróciłem się, by iść do kuchni, ale na mojej drodze pojawił się kot. Kot, którego nie powinno tu być. Wziąłem go na ręce z zamiarem wyprowadzenia go na klatkę, ale wtedy ze swojego pokoju wyszedł Jimin, ucharakteryzowany na... lalkę. Miał doklejone dolne rzęsy pod swoimi prawdziwymi, które pomalował na biało. Duże soczewki dodawały jego oczom dziwnego, kreskówkowego wyrazu, a policzki z okrągłymi różowymi plackami napawały mnie podziwem odnośnie jego zdolności artystycznych. Usta miał pomalowane tak, by wydawały się dużo mniejsze, a koło nosa miał narysowane czarną kreską coś ala pęknięcie, które rozciągało się aż do jego ucha. No i twarz miał pomalowaną na biało. To robiło ogromną różnicę. Wyglądał zupełnie jak nie on. No ale cóż, na tym to polegało.
- Hej, Taehyungie - rzucił, zaraz stając na palcach, by cmoknąć mnie w policzek. - Ładnie?
- Bardzo - odparłem, dotykając palcem jego sztucznych rumieńców. - Świetnie.
- Nie rozmarz mnie - powiedział, poprawiając róż. Wszedł do swojego pokoju, a ja podążyłem za nim. Jego malowidła rozsypane były po łóżku. - Muszę zrobić zdjęcia na mojego Instagrama i lecę to zmyć.
- To nie przeszkadzam. Zrobię coś do jedzenia.
- Zaraz przyjdę ci pomóc! - obiecał.
Faktycznie, po kwadransie przyszedł do kuchni, zupełnie odmieniony. Jego buzia była teraz naturalna, jedynie dotknięta matującym kremem o zapachu brzoskwiniowym. Podszedł do blatu i przyjrzał się potrawom.
- Co mam zrobić?
- Herbatę - odparłem rozbawiony, bo wszystko było praktycznie gotowe. Skorzystałem z mięsa, które przygotowałem dzień wcześniej. Jimin mruknął coś, ale wyjął dwa kubki; swój ulubiony niebieski i dla mnie biały z jakimś napisem. Chłopak sięgnął do radia, stojącego koło mikrofalówki i wyszukał stację. Potem wypuścił oknem kota, który krzątał się pod moimi nogami.
Rozłożył dwa talerze i sztućce, tłumacząc, że Kook ma dziś trening tańca.
Szybko zjedliśmy obiad, bo byliśmy głodni, a gdy tylko zaniosłem talerze do zlewu i znów usiadłem do niewielkiego stołu w rogu, Park wspiął się na moje kolana, na których usadowił się okrakiem.
Zarzucił mi ręce za szyję.
- Słyszałem, że byliście niegrzeczni z Jeonggukiem, kiedy mnie nie było - powiedział, uśmiechając się chytrze.
- Trochę.
- Nieładnie. Czy nie powinniście za to odpokutować?
- Jak? - zapytałem z ciekawością i położyłem dłonie na jego smukłej talii. Podniosłem materiał jego koszulki, by dotknąć jego skóry.
- Nie wiem, wymyśl coś.
- Czy Jeongguk już pokutował?
- Tak - odparł i odsłonił kawałek obojczyka. Pod nim widniała lekka malinka. - Wczoraj, gdy byłeś na uczelni, przeprosił mnie.
- Nie powinien cię przepraszać.
- Powinienem być tu z wami wtedy - wyznał Park, zagryzając dolną wargę. - Żałuję, że mnie nie było.
- Więc to twoja wina - odbiłem piłeczkę. Ostatnio bardzo polubiłem gierki z Jiminem. I choć to Jeon był mistrzem konsoli, to w tej dziedzinie nie miał z blondynem szans. - Powinieneś odpokutować.
- Masz rację - przyznał, zaraz potem zbliżając się do mnie. Gdy był na kilka milimetrów od moich ust, zatrzymał się. - Mam błagać o wybaczenie?
- Wolałbym usłyszeć, jak błagasz o coś innego.
Sam przybliżyłem się, nie chcąc marnować czasu i złączyłem nasze usta w namiętnym, pełnym podgryzania pocałunku. Jimin rozpalał mnie, mruczał słodko, a po chwili zaczął poruszać biodrami, na moim kroczu. Złapałem go mocno za pośladki, zatrzymując w miejscu.
- Jimin - powiedziałem surowo. - Miałeś przeprosić, a nie dostać nagrodę.
Uroczy uśmieszek wstąpił na usta starszego.
- Nie wybaczysz mi od tak? - zapytał, zaraz potem robiąc kolejny ruch biodrami. Odchylił głowę do tyłu i poprawił włosy.
- Wybaczę, kochanie - obiecałem, głaskając odsłonięty fragment jego brzucha. - Oczywiście, że tak. Komuś takiemu, jak tobie, trzeba wybaczyć.
Jimin znów przysunął się, by mnie pocałować, na co mu pozwoliłem. Miał miękkie, pulchne usta, mokre od śliny, słodkie i przyprawiające mnie o zawrót głowy. Był o dziwo gwałtowniejszy niż Jeongguk, ale w jakiś nieokreślony sposób dziwnie uległy i sam już nie wiedziałem, który z nas się bawi, a który nie.
Zjechałem dłońmi na jego pośladki, ale nim dobrze zdążyłem je ugnieść, usłyszałem dzwonek telefonu. Park przekręcił oczami i zerwał się, by odebrać. A zanim skończył rozmawiać, w mieszkaniu pojawił się Jeongguk, więc do końca dnia moje kolana pozostały puste.
Pod koniec listopada Seul był już cały w śniegu. Co prawda nie było go dużo, ale to i tak wystarczyło, bym codziennie słuchał od Jimina, że mu zimno. Wraz z ostatnim tygodniem miesiąca zaczęły się egzaminy na Akademii Tańca Jeona, więc mieliśmy okazję znów podziwiać go i jego grupę na deskach teatru.
Z czasem, Sana znów zaczęła zachowywać się jak przedtem. Spędzała ze mną każdą wolną chwilę na uczelni, nieśmiało mnie podrywała i wielokrotnie pisała z zapytaniem, czy nie chcę gdzieś z nią wyjść. Starałem się nie dawać jej cienia szansy na coś więcej, ale trudno było się oprzeć, gdy jej ciało było na wyciągnięcie ręki. Raz przyszła nawet do ApplePie, gdy miałem zmianę z Jiminem. Usiadła w kącie i jakiś czas tylko sączyła swojego drinka, ale w końcu zaczęło irytować mnie to, że każdy mój ruch był rejestrowany przez jej ciemne oczy.
- Zajmę się tym - rzucił wtedy Jimin i odłożył wycierany wcześniej kieliszek na szafkę. Nim zdążyłem go powstrzymać, już go nie było. Zmierzał do stolika Sany. Wyszli razem na papierosa, bo widziałem, że Jimin miał kieszeni paczkę, a dziewczyna wyjęła z torebki tylko swoje Chesterfieldy.
Nie było ich kilka minut. Stali w miejscu, gdzie nie sięgały kamery, więc czekając na nich, nerwowo skubałem skórki przy paznokciach. Gdy wreszcie wrócili, Jimin z triumfalnym uśmiechem zajął miejsce za ladą, a Sana zabrała swoją torebkę, płaszcz i wyszła, nie rzucając mi nawet spojrzenia.
- Mam nadzieję, że niczego głupiego jej nie powiedziałeś.
- Tylko tyle, że ma trzymać się od mojego faceta z daleka.
Cóż, nie do końca tak to wyglądało. Parkowi faktycznie chodziło wtedy o to, by się ode mnie odczepiła, ale mógł obrać to w inne słowa, niżeli chamskie obelgi.
- No co? - zapytał z miną niewiniątka, gdy byliśmy już w domu. - Nie byłem wcale taki niemiły.
- Niemiły? Powiedziałeś jej, że jest dla mnie tylko łatwą szmatą i ma się ode mnie odpierdolić. Dlaczego taki jesteś, Jimin?
- Taki? Jaki? Bronię to, na czym mi zależy, by żadna głupia pizda mi ciebie nie zabrała! - wydarł się, łapiąc mnie za szelki przy koszuli. Było późno w nocy, więc nasza sprzeczka obudziła młodszego, który wyszedł z pokoju w spodniach od piżamy. - O! Kookie, dobrze, że jesteś. Przypomnij proszę Taehyungowi, że jest nasz - rzucił, odwieszając swój płaszcz na wieszak.
- Hyung? - wydukał Jeon, podchodząc bliżej nas. - Jesteś pijany? - zapytał, patrząc wprost w pałające nienawiścią oczy blondyna.
- Weźcie się ode mnie odpierdolcie z tym piciem. O chuj wam chodzi? Tae też ze mną pił i jakoś się go nie czepiasz.
- Wypiłem jedno piwo - mruknąłem na swoje usprawiedliwienie, a Jimin posłał mi groźne spojrzenie. - Ty za to obaliłeś kilka butelek cydru.
Dlatego tak mocno pachniesz jabłkami, prawda?
- Zostawcie mnie, okey? - warknął i poszedł do swojego pokoju, manifestując swój humor jeszcze trzaśnięciem drzwi.
Jeon popatrzył na mnie wystraszony, ale i trochę zły zanim poszedł za Jiminem. Ja z początku chciałem zostawić ich samych, ale wtedy przypomniałem sobie, że to też moja wojna.
Jimin leżał w łóżku, do którego obaj szybko podeszliśmy. Nie chciał się odwrócić w naszą stronę, mimo wielokrotnych próśb, więc Jeongguk szarpnął go za ramię, by go obrócić samemu.
- Pojebało cię?! - krzyknął Jimin, ale tancerz miał to gdzieś. Przyszpilił ciało mniejszego do łóżka i potrząsnął jego ramionami.
- Uspokój się, hyung - powiedział stanowczo, aż sam zatrzymałem się w połowie kroku. - Jak ty się zachowujesz?
- Nie mów do mnie, jak do dziecka!
- To zachowuj się, jak dorosły - powiedział jeszcze Jeongguk, zanim Jimin się rozpłakał.
Nie pozostało nam nic innego, jak podnieść go z łóżka i przenieść do naszego pokoju, gdzie mógł zasnąć mając przy sobie nas obu.
Przytulałem go od przodu, podczas gdy Jeongguk trzymał go w talii, przylegając do jego pleców od tyłu. Nie mogłem od razu zasnąć, więc wpatrywałem się w odsłonięte czoło starszego. Zgarnąłem opadające kosmyki na bok.
- Taehyungie... - wyszeptał, nadal brzmiąc jak najsmutniejszy kotek na świecie. Jego nagłe zmiany nastrojów były trochę męczące, ale zdążyłem się już przyzwyczaić. - Tae, śpisz?
- Nie - odparłem krótko, dalej wodząc palcem po jego buzi. Zjechałem nim na jego pulchny, mokry od łez policzek.
- Przepraszam - powiedział tylko i to mi wystarczyło.
Przytuliłem go do siebie, tym samym zabierając go trochę Jeonggukowi, który i tak już spał. Głaskałem jego włosy, dopóki nie zasnął, a sam zastanawiałem się nad tym, czy kiedyś jeszcze będę miał okazję zobaczyć skruszonego, zawstydzonego swoim zachowaniem Jimina.
Jakiś czas później, problemy, jakie zaczął sprawiać starszy zmartwiły mnie do tego stopnia, że zabroniłem mu pić.
- Nie mamy chyba innego wyjścia - mówiłem, tłumacząc tancerzowi swój plan. - Ostatnio cztery dni z rzędu wrócił zalany w trupa, on pije codziennie i to nie jest normalne. Do płatków śniadaniowych wlewa połowę setki, na rozluźnienie.
- Dobra, ale ty mu to powiesz, hyung.
Jeon wiedział, że nie będzie łatwo przekonać Parka do zachowania abstynencji. Jimin był barmanem, w dodatku lubił wychodzić ze znajomymi z roku do pubów. Zakaz picia miał jednak potwierdzić teorię, która jakiś czas już chodziła mi po głowie. Gdy wrócił z pracy, obaj poprosiliśmy, by porozmawiał z nami w naszym pokoju. Usiadł na łóżku Kooka i zaczął słuchać.
- Tak nie może być, Jiminie. Martwimy się o ciebie. Codziennie masz nowe siniaki, a nawet nie pamiętasz, kiedy je sobie robisz. Jesteś wiecznie podpity. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałeś gdzieś samochodem. Kurzy się tylko na parkingu. Pomijając, że szefowi nie podoba się to, że co chwilę musi robić zamówienia na cydr, choć niewielu klientów go pije.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Westchnąłem i spojrzałem na zmartwionego Jeongguka. Kiwnął głową, łapiąc małą dłoń Jimina.
- Wydaje mi się, że jesteś uzależniony - powiedziałem, a oczy Parka przybrały wielkość pięciozłotówek.
- Od czego niby?
- Od alkoholu.
- To jakiś absurd. Jestem młody, jestem studentem i w dodatku barmanem! To normalne, że piję.
- Ale nie możesz przestać.
- Mogę. Mogę w każdej chwili.
- To przestań, hyung - odezwał się brunet, którego rękę odtrącił po chwili starszy.
- Z tym, że nie chcę. Lepiej się czuję, jak mam wypite. Z resztą, nie piję dużo.
- Sześć butelek na zmianie to nie dużo, według ciebie?
- A co kurwa, wyliczasz mi? Sam za siebie płacę, więc mogę wydawać na co chcę!
Jimin był już wyraźnie zdenerwowany. Gdy do konwersacji przyłączały się przekleństwa, wiedziałem, że jego limit powoli się zbliża.
- Mówimy to tylko po to, - odezwałem się znów, tym razem ostrożniej - byś zaczął w końcu normalnie funkcjonować. Martwimy się o ciebie.
- Więc co mam zrobić, żebyście przestali?
- Nie pij, hyung - powiedział Jeon. - Przez cały ten tydzień. Jak nie wypijesz ani kropli, damy ci spokój.
Jimin podniósł rzuconą mu rękawicę, śmiejąc się, że to "totalny absurd". I przez pierwsze dni szło mu naprawdę nieźle. Alkohol, jaki był w domu, trzymałem schowany w swojej walizce, na szafie, by nie przyszło mu do głowy nas oszukać, a za każdym razem, jak wracał do domu kazaliśmy mu dmuchnąć, czy przejść się kawałek prosto. Alkomatu nie mieliśmy, ale Park śmiał się, że jak jesteśmy tacy zawzięci to jakiś kupi. Przestało mu być do śmiechu czwartego dnia. Nam wszystkim przestało być do śmiechu.
Zalazłem go wieczorem w swoim pokoju. Leżał pod szafą, na dywanie, a wokół niego walały się puste butelki. Dwie po winie, dwie po soju i jedna po czystej wódce, na której dnie znajdowały się ostatnie kropelki trunku. Walizka była pusta. Jimin wypił w sumie dwa i pół litra alkoholu, bo niektóre z tych napojów były już zaczęte, ale i tak była to ogromna ilość, jak na jego drobne ciało.
Spanikowałem. Pierwszą myślą, jaką miałem było to, że nie żyje.
Leżał na podłodze, zimny, nieprzytomny, a ja stałem na nim nieruchomo i patrzyłem na jego śliczną, zastygłą buzię. Oprzytomniałem dopiero po chwili.
Gdy tylko go dotknąłem, spojrzał na mnie, choć wzrok miał mętny. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy z jego ust wylała się zawartość jego żołądka, czyli praktycznie sam alkohol. Odór był nie do zniesienia. Jimin zaczął płakać. Złapałem go pod pachami i zaniosłem do łazienki, gdzie nad ubikacją spędził najbliższe pół godziny. Zdążyłem wtedy zadzwonić do Jeongguka, by powiedzieć mu, że mamy problem.
Resztę wieczoru, blondyn leżał między nami na kanapie i przepraszał. Płakał non stop i drżał, choć miał na sobie gruby sweter i koc.
Posprzątałem w pokoju. Wyrzuciłem butelki, wywietrzyłem. I choć plama na dywanie była nie do zmycia, bo kwas żołądkowy wyrobił na niej blady obrys, to wszystko inne było na swoim miejscu. Oznaczało to, że Jimin dokładnie wiedział, gdzie schowałem alkohol.
Zamiast się na niego wydzierać, otarliśmy mu łzy, a kolejna obietnica, że się poprawi pachniała niczym innym, jak kwaśnymi jabłkami, tak dobrze mi znanymi owocami.
Przez kolejne dni po incydencie z Jiminem, starałem się pilnować go w pracy. Cóż, stanowisko barmana w ApplePie nie pomagało w leczeniu jego słabości do alkoholu, lecz chłopak uparł się, że pracy nie zmieni. Tu miał już wyrobioną renomę, a klienci przychodzili często dla jego ślicznej buzi, niekoniecznie drinków. W dodatku miał kilka obowiązków więcej ode mnie. Uzupełniał rubryczki, gdy czegoś brakowało, robił listy zakupów dla szefa, wymyślał nowe przepisy i generalnie dbał o całe zaplecze. Ja nie miałem pojęcia, jakie normy alkoholu schodzą w które dni, a Jimin robił z tego sprawozdania. Przez to miał dodatkowe premie i mówił, że gdyby nie one, nigdy nie byłby w stanie kupić tak dobrych kosmetyków, a przecież jego studia od nich zależały.
- Może i nie widzisz różnicy między ryżowym, a bambusowym pudrem, ale zapewniam cię, że one wyglądają zupełnie inaczej! I potrzebuje obydwóch. A nowa paletka od Hudy to coś co absolutnie muszę mieć.
Wolałem nie wnikać w to, co jeszcze Jimin musi sobie kupić, bo zdecydowanie zbyt często przychodził do nas kurier z paczką pełną malowideł, pędzli i innych tego typu rzeczy. Wolałem też nie dotykać niczego z tych pudeł, bo ostatnio gdy mój palec wylądował w czymś, co kolorem przypominało fluid (tak, już wiem co to jest) to okazało się, że to lateks i za cholerę nie mogę go przyłożyć do oka, do którego akurat wędrowała moja ręka. Nieważne.
Ale Jimin w pracy się pilnował. Pił, ale mniej i nie w tempie, jakby ktoś miał mu zaraz zabrać tą butelkę.
- Cydr to mój ulubiony alkohol. Jest delikatny. Gdy go pijesz, czujesz jakby sam bóg przebiegał ci bosą stópką po podniebieniu, Taehyungie mówię ci, musisz spróbować.
- Dzięki, ale nie lubię jabłek. I przemilczę ten zajebisty tekst o bogu, serio stary, skąd ty znasz takie powiedzonka?
Jimin zaśmiał się i poszedł na przerwę, zostawiając mnie samego za barem. Akurat w momencie, gdy przyszła grupka jakiś dzieciaków. Co dziwne, każdy z nich miał dowód, choć wyglądali na liceum, nie lepiej. Wzięli najtańsze piwo i poszli usiąść gdzieś, skąd widok mieli na rozgrywający się mecz na telewizorze. Niedługo po nich, do baru podeszła Sana. Westchnąłem ciężko na jej widok, ale podszedłem do niej, siląc się na uśmiech. Wyglądała piękne. Już gdy weszła, zobaczyłem jej chude nogi odziane w czarne, gładkie rajstopy i przylegającą do ciała, szarą sukienkę, która co prawda uwydatniała jej małe piersi, ale i podkreślała szczupły brzuch. Oczy miała pomalowane na czarno, tak jak długie paznokcie, którymi zaczęła stukać o blat. Szminkę miała różową, a włosy związane w luźny kok. Odwiesiła skórzaną torebkę na wysokie krzesło barowe i oparła brodę o dłoń.
- Hej, Tae - rzuciła, puszczając mi oczko. Do moich nozdrzy dotarł zapach jej słodkich perfum.
- Hej, co słychać?
- W porządku. Korzystam z odwołanych wykładów. Jutro mamy wolne, wiesz?
- O, super - odparłem, bo faktycznie ucieszył mnie fakt odwołania nudnych podstaw rysunku.
- Więc skoro nie muszę wstawać o ósmej, to postanowiłam że wpadnę na jednego drinka, hmm?
- A jakiego chcesz?
- Zdam się na ciebie - odparła i wysunęła z portfela kilka banknotów. Wziąłem je, wystawiłem paragon i zabrałem się do pracy.
Nie wiedziałem, co lubi Sana, więc postawiłem na najczęściej zamawianego drinka, czyli niezbyt oryginalne mohito, które chyba każdy lubi. Gdy kruszyłem lód, wrócił Jimin. Posłał dziewczynie krotki uśmieszek i podszedł do szafki z owocami. Wyciągnął te, których potrzebowałem. Nie wiedziałem, skąd akurat wiedział, co robię, ale byłem chyba zbyt przewidywalny. Jimin pokroił cytrynę i limonkę, a ja odmierzyłem miarkę alkoholu. Sprite był chłodny, więc idealnie wpasował się w mohito. Park dolewał do niego czasami wody gazowanej, ale ja wolałem ją sobie odpuścić. Dorzuciłem mięty uprzednio wydobywając z niej aromat, przez klaśnięcie i podałem Sanie, wraz z dwoma czarnymi słomkami. Mimowolnie spojrzałem na jej usta, gdy akurat obejmowały obie rurki i przełknąłem ślinę.
Jimin złapał mnie za dłoń, więc spojrzałem na niego. Wspiął się na palcach i wyszeptał mi do ucha: uważaj na nią. Potem poszedł pozbierać szkło z sali.
- Twój kolega mnie nie lubi - powiedziała, choć brzmiało to trochę jak pytanie.
- Jimin jest specyficzny - odparłem, bo nijak mogłem z tej sytuacji wybrnąć.
- Jest o ciebie zazdrosny. Jest pedałem? Na pewno.
- Sana, co ty...
- Widzę, jak na ciebie patrzy.
Spojrzałem w ciemne oczy dziewczyny. Jej paznokcie nadal uderzały w blat. Różowa szminka odbiła się na słomce.
- Uważaj na niego - powiedziała, a ja wstrzymałem śmiech. Czy on przypadkiem nie powiedział mi tego samego odnośnie jej samej?
- Sana, co tu tak naprawdę robisz?
- Przyszłam się napić.
- A tak serio?
- To wcale nie tak, że koło domu mam trzy inne pubu, z niższymi cenami, prawdziwymi barmanami i dużo wygodniejszymi krzesłami. Nie wolno mi zrobić sobie spacerku po mieście? Pada śnieg, wiesz? Seul zimą podobno wygląda fantastycznie, a to mój pierwszy rok tutaj.
- Sana...
- Taehyung. Przyszłam do ciebie. Chciałam cię zobaczyć. Czy to nie w porządku?
- Widujemy się na uczelni - rzuciłem, czując jak atmosfera zaczyna się zagęszczać. Japonka założyła kosmyk za ucho. Jej nawyk, no tak. - I to chyba starczy. I wypraszam sobie "prawdziwych barmanów".
Zaśmiała się, lecz jej oczy nie zmieniły się. Wyglądała dziś naprawdę świetnie. Na uczelni zazwyczaj miała sweter i dżinsy, czasami spódniczkę, ale gdy wychodziła na miasto, zawsze wyglądała inaczej. Chyba lubiła się stroić.
- Już o tym rozmawialiśmy, wiem - ciągnęła, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Ale nie mogę sobie ciebie odpuścić.
- Podobasz się Kaiowi - powiedziałem, zdradzając niewinny sekret kolegi. - On dużo lepiej się tobą zaopiekuje.
- Nie potrzebuję opiekunki, tylko kogoś, kto będzie mnie posuwał tak, jak ty wtedy, gdy wyszliśmy na piwo z ludźmi z roku.
- Dałem się trochę ponieść.
- Ale było ci dobrze?
- To nie jest ważne. Już cię za to przeprosiłem. Z resztą Jimin...
- Och tak, Jimin dobitnie mi pokazał gdzie moje miejsce - burknęła, biorąc łyka mohito. - Ostatnio, nie był zbyt miły. A mimo tego, jestem tu znowu.
- Może niepotrzebnie - powiedziałem tylko i zabrałem szkoło od Parka, który właśnie wchodził za bar. - Ja pozmywam.
Sana siedziała przy barze jeszcze godzinę, głównie skupiona była jednak na swoim telefonie. Zamówiła jeszcze szota czystej wódki i cytrynę do zagryzienia, zostawiła napiwek i wyszła, stukając obcasami, a wszyscy faceci w pubie się za nią obrócili. Jimin posłał mi wtedy wściekłe spojrzenie, ale wiedziałem, że długo nie będzie się gniewał. Zamknęliśmy ApplePie o drugiej, gdy wyszli ostatni klienci. Zaczęliśmy sprzątać, a gdy wyszliśmy, czekał na nas Jeongguk.
- Mogłeś wejść do środka - powiedziałem, bo na dworze czuć było prawdziwą zimę. Listopad przeżywał swoje ostatnie dni.
- Czekałem tylko chwilę, hyung - mruknął, choć nos miał czerwony, a ręce schowane w kieszenie skórzanej kurtki. Podszedł najpierw do mnie, by cmoknąć mnie w policzek, a potem do Jimina, by zrobić to samo. - Z resztą też byłem dziś na piwie z Hoseokiem, miałem po drodze.
- Nie za dużo czasu z nim ostatnio spędzasz? - zapytał Park, naciągając na uszy czapkę.
- Przecież trenujemy razem, hyung - odparł, ale Jimin wydawał się niepocieszony. - A co do treningów to znowu wygryzł mnie z pozycji środkowej.
Większość drogi minęła nam na słuchaniu o talencie owego Jung Hoseoka, który był zarówno najlepszym kolegą Jeongguka, jak i największym rywalem. Z resztą Jimin miał podobnie z Jinem, który studiował razem z nim. Dobrze się znali, ale podczas konkursów stawali się wrogami numer jeden. Lecz w tym przypadku, zazwyczaj zwycięstwa należały do Parka.
Gdy wróciliśmy do domu, wypiliśmy jeszcze herbatę, bo choć było trochę po drugiej w nocy, to nic tak nie poprawiało humoru, jak dawka melisy ze skórką pomarańczową. Dla mnie z łyżeczką cukru, dla Jeongguka bez, a dla Jimina z cytryną i miodem.
- Nie rozumiem, jak możesz pić akurat melisę z miodem.
- A ja nie rozumiem, jak ty możesz ją pić z cukrem - żachnął się i wpuścił kota do mieszkania, bo sierściuch czekał na parapecie i marzł. Chłopak wziął go na kolana i usiadł do stołu. Szybko pochłonął swój napój i po równie szybkim prysznicu położył się spać. U siebie.
Ja posiedziałem w kuchni do trzeciej i wtedy wróciłem do swojego pokoju, po umyciu zębów, bo na nic innego nie miałem siły.
Myślałem, że młodszy też już smacznie śpi, ale gdy tylko się położyłem, usłyszałem jego głos.
- Hyung? Możemy pogadać?
Uwielbiałem nasze nocne rozmowy.
- Pewnie.
Jeongguk wstał i wraz z kołdrą przeniósł się na moje łóżko.
- Chodzi o tą dziewczynę, co nie daje ci spokoju.
- Sanę? Ach, jakim cudem zawsze wszystko wiesz?
- Po prostu. Zastanawiam się, czy ona nie może się odwalić?
Zaśmiałem się, bo nie często miałem do czynienia z tą stroną Jeongguka. Tą, zazdrosną o mnie, nie o Jimina.
- Nie musisz się o nią bać.
- Łatwo ci powiedzieć, hyung.
- Po prostu się nią nie przejmuj, dobra? Zrobisz to dla mnie?
- Ale chcę coś.
Było ciemno, ale i tak widziałem jego błyszczące oczy. Przełknąłem ślinę. Wpatrywał się we mnie, czułem to. Dłoń zacisnął na mojej kołdrze.
- Pocałuj mnie, hyung - powiedział, wręcz szeptem, jakby bojąc się, że ktoś nas usłyszy i sam sięgnął po to, co chciał.
Dlaczego zawsze mnie całował, gdy leżeliśmy w łóżku, okryci ciemnością i wątpliwościami? Dlaczego robił to, gdy nikt nie patrzył, gdy nie było w pobliżu Jimina?
Jego usta odnalazły drogę do moich bardzo prędko. Zamknąłem oczy i mruknąłem, gdy nasze języki się o siebie otarły. Przez chwilę miałem kontrolę, a później znowu on ją przejmował. Odrzucił swoją kołdrę i potem odkrył moją. Rękę odważnie położył w okolicach mojego pępka, a potem wszedł nią pod moją luźną koszulkę. Miał ciepłe dłonie, które delikatnie dotykały mojej skóry. Sam też go do siebie przyciągnąłem, tak, że stykaliśmy się klatkami. Pocałunek stał się chaotyczny, a odgłosy świadczące o tym co się dzieje, roznosiły się po całym pokoju. Wplotłem palce w jego czarne włosy. Było mi tak dobrze, że byłem pewny, że za chwilę będę potrzebował chwili dla siebie w toalecie, ale wtedy Jeongguk się odsunął. Dyszeliśmy cicho, nadal stykając się torsami, a teraz jeszcze czołami. Nie zabrałem ręki, nadal bawiąc się jego włosami, tak miękkimi pod moimi opuszkami.
- Hyung, zaraz nie będę się mógł powstrzymać.
- Wiem, ja też - odparłem, choć tak bardzo nie chciałem przestawać. Czułem jego ciepły oddech i mrowienie, w okolicach krocza. Wiedziałem, że chłopak miał tak samo. Cmoknąłem go jeszcze raz, trochę dłużej, niż chociażby na przywitanie, ale jednak. Oblizałem usta, a potem przytuliłem go do siebie.
Jego kołdra spędziła noc na podłodze, bo Jeongguk wybrał tą moją. Leżał więc, wtulony w mój bok, potem w moje plecy, dając mi tej nocy bardzo miłe poczucie, czegoś w rodzaju bezpieczeństwa, choć wiedziałem, gdzieś w głębi duszy, że może być ono jedynie złudne, lub chwilowe. Wtedy jednak cieszyłem się tym.
Znów zakładałem coś, nie pamiętając o błędach, na których widocznie nie potrafiłem się uczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top