|I| snow white
|5k|
Spróbuj kruszyno, od jednego jabłuszka brzuch cię nie rozboli.
Oczekiwania, którym nie sprostałem to temat rzeka nie tylko dla mojego ojczyma, ale także i dla mnie samego. Jak bardzo spieprzyłem sobie przyszłość przekonałem się już w pierwszym tygodniu szkoły średniej, a co najgorsze dalej brnąłem w całe to nieciekawe bagno, bo uważałem, z resztą całkowicie niesłusznie, że matematyka to coś, co mi się opłaci. Skoro moja matka zawodowo projektowała kuchnie, a ojciec był konsultantem w jednej z firm budowlanych, stwierdzenie, że taka robota i dla mnie będzie odpowiednia, przyszło mi z łatwością. Co innego sama nauka tych dziedzin. Nie ucząc się na błędach, postanowiłem również kontynuować kierunek jaki obrałem w szkole zawodowej, zdać egzaminy z matematyki i dostać się na przeklętą architekturę, która ani mnie nie interesowała, ani nawet ostatecznie się nie opłacała. Może dwadzieścia lat temu tak, ale teraz nie. Tak mówiły statystyki i co drugi wykładowca. Zachęcające.
Dlatego też zajęcia o rodzajach podłoża pod budynki wprowadziły mnie w stan półsnu. Właściwie to ocknąłem się dopiero w momencie, gdy Profesor Wyżej Sram Niż Dupę Mam powiedział, że na dziś to wszystko, dziękuję.
Wróciłem do domu, po drodze robiąc niewielkie zakupy. Chłopacy chwalili bardzo moje potrawy i już nie tylko dlatego, że zwyczajnie nie chciało im się gotować. A każda pochwała, zarówno od Jeongguka, jak i Jimina była dla mnie na wagę złota. Lubiłem od nich słyszeć, że im smakowało, że się najedli. Była to miła odmiana od karmienia mojego rodzeństwa, które uważało, że im się należy. No cóż, ja ich wychowywać nie musiałem, prawda?
W domu był już młodszy ze współlokatorów. Słuchał głośno muzyki ze stereo, jak to miał w zwyczaju, gdy nikogo akurat nie było w domu. Gdy wszedłem, od razu wszystko ściszył.
- Nie przeszkadza mi - krzyknąłem do niego, zdejmując swoje ubłocone trampki, zostawiając je w korytarzu. Jeongguk zrobił głośniej, ale nie tak jak miał wcześniej. Gdy wszedłem do kuchni, by zająć się zakupami i jedzeniem, przyszedł do mnie, prezentując mi widok swoich umięśnionych, nagich ud. Miał na sobie luźną, białą koszulkę i czarne bokserki, w dodatku wyglądał jakbym przerwał mu trening. Cóż, w tej kwestii się nie pomyliłem. - Ćwiczyłeś?
- Tak - odparł, siadając z westchnieniem na krześle pod ścianą. - Siłownia dziś jest zamknięta, bo mają kontrolę BHP, a ja muszę trzymać formę.
- Jeden dzień przerwy nic ci nie zaszkodzi.
- Możliwe - odparł, dziękując za wodę, którą podałem mu pod sam nos, bo wyglądał na spragnionego. Dopiero teraz zauważyłem, jak czerwone ma policzki i czoło. Oddychał szybciej i świecił się od potu. - Wezmę prysznic - powiedział, gdy zauważył, że się na niego gapię.
Kiwnąłem głową i odrywając w końcu wzrok od jego osoby, zająłem się krojeniem warzyw. Gotowałem dość długo, włączając sobie do tego w telefonie lubiany ostatnio kanał na youtubie. Jeongguk już dawno zdążył się wykąpać, potem wrócić do kuchni i zacząć mnie obserwować, a danie nadal nie było gotowe. Zaoferował pomoc, ale powiedziałem, że wolę, by sobie odpoczął.
- Jak było na zajęciach, hyung? - zapytał potem, podczas gdy ja obierałem pomidory ze skórki. Robiłem tak, bo Jimin wspominał kiedyś, że często mu się ona przykleja do gardła i wymiotuje potem.
- Nudno - odparłem, wzruszając ramionami. - A w szkole?
- Nudno.
- A w akademii?
- Tam super. Mamy choreografię do nowej piosenki Vip. Znasz ich?
- Coś mi się obiło o uszy.
- Są genialni. A choreo jest mega żywe, energiczne. Podoba mi się. I w końcu mamy coś wow - powiedział, wyraźnie podekscytowany i puścił mi piosenkę, do której tańczą. Na chwilę więc zastopowałem program, który oglądałem.
- Brzmi fajnie.
- No nie? Jiminie-hyung też tak powiedział.
Przełknąłem ślinę, momentalnie sztywniejąc. Musiałem zmusić się do dalszego obierania pomidora, bo ostrze utknęło przy moim palcu. Jeszcze kawałek i bym się zaciął, uwalniając czerwoną jak dojrzałe jabłka krew z mojego ciała. Zagryzłem lekko wargę, która po chwili sama wyślizgnęła mi się spod zębów.
- A tak w ogóle to jak wam się rozmawia z Jiminem? - palnąłem, pesząc od razu Jeongguka, który zawsze, gdy rozmowa schodziła na te tory, zmieniał całkowicie swoją postawę.
- Jak to jak? No, dobrze.
- Chodziło mi o to... w sensie, czy coś się posunęło do przodu? - zapytałem, a gdy Jeon posłał mi niezrozumiałe spojrzenie, westchnąłem, odkładając nóż i warzywo. - No, bo podoba ci się.
- A ty hyung znowu swoje - westchnął i wstał, by odstawić pustą szklankę do zlewu. - Nie rozmawiajmy o tym, bo sam jeszcze nie jestem co do tego pewien.
- Co to tego, czy Jimin ci się podoba?
- Dlaczego zawsze o nim rozmawiamy? Za każdym razem wracasz do tego i przypominasz mi o nim, hyung. Ty też tyle o nim myślisz, że nawet przy mnie nie potrafisz skupić się na niczym innym, tylko na Parku? - powiedział trochę groźniej, po chwili znów się pesząc, jakby wcale nie warknął na mnie sekundę wcześniej. - Przepraszam - powiedział szybko, spuszczając ciemne oczy, którym ewidentnie spodobała się zakurzona i poplamiona posadzka w naszej kuchni.
- Nie przepraszaj. Możesz mieć rację. Też o nim myślę.
- Tylko o nim?
Nie zdążyłem odpowiedzieć, choć może to i lepiej, bo obaj usłyszeliśmy przekręcanie się klucza w drzwiach wejściowych. Jeongguk odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni, od razu kierując się do Jimina, któremu, sądząc po odgłosach, dał buziaka, przez którego zawrzała we mnie krew. Chociaż, pewniejsze było że to Jimin go cmoknął. Jeongguk nie był chyba na tyle odważny.
- Hej, Kookie - usłyszałem z ust blondyna, zanim przyszedł przywitać się ze mną. - Taehyungie, cześć - rzucił i zrobił kilka kroków w stronę mojej osoby. Był lekko umazany trzema różnymi kolorami podkładu na policzku, tak jak ostatnio, bo jak sam mówił, wiecznie coś nowego testował. Włosy miał ułożone, ładnie pofarbowane, bo wczoraj był u fryzjera. Jego miodowy blond wzbogacił się o jaśniejsze refleksy. Biała koszulka wypadała mu z dżinsów. Podszedł do mnie, poprawiając zaczesane włosy do tyłu i wspiął się na palcach, by i mnie pocałować w miejsce między policzkiem, a szyją. Nie wiem, czy nie trafił idealnie w polik, pewnie tak, bo zaśmiał się po chwili i odsunął chwiejnie. - Co pichcisz?
- Jimin-hyung? - zapytał Jeongguk, wchodząc chwilę później do kuchni. Oparł się o futrynę i z niepokojem wymalowanym na twarzy spoglądał na starszego.
Dopiero wtedy to do mnie dotarło. Zapach. A właściwie to zapachy. Jeden standardowy zapach kwiatowych, wręcz dziewczęcych perfum Jimina, których używał wychodząc do pracy, czy na uczelnię. Drugi, również bardzo ładny, ale i mocny, na pewno męski, piżmowy. Nie był on zapachem Parka, tego byłem pewien. Trzeci był najbardziej wyczuwalny, ale i najbrzydszy. Gorzała. Gorzała, chmiel.
- Piłeś? - zapytałem, patrząc jak lekko czerwone policzki Parka podnoszą się, ukazując jego śliczny, w pełni rozluźniony uśmieszek. - Byłeś w pracy?
- Nie - powiedział od razu, choć nie wiedziałem, na które z pytań to była odpowiedź, opierając się o blat. Jeongguk podszedł do niego, ale nie zwróciłem teraz na młodszego większej uwagi.
- Jesteś pijany - powiedziałem, choć nie wiedziałem do końca, ile wlał w siebie chłopak.
- Mówisz, jak moja matka. Nie jestem pijany. Czy dorosły mężczyzna nie może sobie od czasu do czasu wypić trochę wina? Albo piwo? Czy cokolwiek. Jestem dorosły, czy nie?
- No tak, hyung - odparł za mnie Jeongguk, wyraźnie zmartwiony.
Nie byłem jakoś wyjątkowo przejęty tym, że Jimin wrócił wtedy do domu podpity. Lubił sobie wypić, czego nie ukrywał w pracy. Cóż, byliśmy barmanami, więc nic dziwnego w tym, że wychodziliśmy z pracy po co najmniej jednym drinku. Nie chciałem mu mówić co może, a czego nie, bo przecież nie chciałem mu truć, czy prawić kazań. Bardziej natomiast przejął się Jeon, ale on jeśli chodziło o Jimina, to potrafił być po prostu przewrażliwiony.
Na obiad zaserwowałem kurczaka, bo wychodził najtaniej, a ja byłem przed wypłatą. Do tego był ryż i świeże warzywa. Usiedliśmy w trójkę do naszego niewielkiego stołu i zaczęliśmy jeść. Mimo tego, że Park ewidentnie wrócił z jakiegoś baru, potrafił bez problemu wpakować sobie jedzenie do ust, nie zahaczając widelcem o zęby. Wypił co prawda całą bluetkę wody na raz, ale chyba powoli przechodziła mu początkowa głupawka.
- Gdzie byłeś, hyung? - zapytał Jeongguk, gdy talerze były już puste.
- W Kalipso - odparł starszy, wymieniając nazwę pubu niedaleko swojej uczelni.
- Sam?
- Jeonggukie, nie bądź zazdrosny - rzucił, powodując nic innego, jak zawstydzenie u Jeona. - Byłem z kolegą, ale spokojnie tobie też dziś poświęcę czas - powiedział, puszczając chłopakowi oczko. - Tobie też Taehyungie, jeśli tylko będziesz chciał - dodał, uśmiechając się słodko tak, jak tylko on potrafił, a mi zmiękło serce. I chyba nie tylko mi.
- Chciałeś dziś zrobić tą próbę, hyung - powiedział najmłodszy, znów wpatrując się w Jimina, jak w obrazek.
- Próbę?
- No i ją zrobię - odparł blondyn. - Zrobię z ciebie idealnego upiora - zaśmiał się i zniknął. Rzucił szybko, że najpierw się wykąpie i pobiegł do łazienki.
Jeongguk wyjaśnił mi, że ma być modelem dla Parka do pracy zaliczeniowej z charakteryzacji. Chciał przećwiczyć jeden z projektów, a do tego potrzebował twarzy tancerza.
Poczułem dość mocne ukłucie zazdrości, że Jimin poprosił o to Jeona, a nie mnie. Może bardziej podobała mu się twarz bruneta? Albo jednak złapali ten lepszy kontakt, do którego Jeongguk nie chciał się przyznać?
Młodszy zaoferował, że posprząta po obiedzie, więc wróciłem do swojego pokoju. Nim jednak na dobre zdążyłem się położyć na łóżku, Jimin zawołał mnie z łazienki. Ruszyłem do niego szybko, bo w mojej głowie urodziła się wizja tego, że poślizgnął się w wannie, lub pod prysznicem i coś sobie zrobił, ale, gdy zapukałem do łazienki, usłyszałem jego radosne: zapraszam.
Do wanny lała się woda, a w powietrzu unosił się, oprócz trzech dziwnych zapachów Jimina, dodatkowo zapach żelu pod prysznic, który tworzył pianę na wodzie. Jimin stał koło lustra, mając na sobie jedynie różowe majtki. Przez myśl przeszło mi pytanie, czy one aby na pewno są męskie, ale jego naga klatka piersiowa bardziej mnie w tamtej chwili zainteresowała. Bowiem pod jego obojczykiem widniała malinka.
- Pomożesz mi? - zapytał z uśmiechem, wskazując na wisiorek zawieszony na swojej szyi, którego nie mógł odpiąć.
Przełknąłem kwaśny posmak w ustach, który mimowolnie skojarzyłem z orzeźwiającymi jabłkami. Jasna skóra Parka wydawała się na pierwszy rzut oka bardzo delikatna. Jedynie krwisty ślad łamał tą jej doskonałość. Jimin odwrócił się do mnie tyłem, ukazując mi swoje zasłonięte koronką pośladki, na których widok, od razu krew popłynęła mi w wiadome miejsce. Zacisnąłem zęby, ale już nic nie mogłem zrobić. Podszedłem do niego od tyłu i dotknąłem jego karku. Wzdrygnął się.
- Masz zimne palce - powiedział, obejmując swoje ciało rękoma.
- Lubisz mnie podpuszczać, Jiminie? - zapytałem, a on się zaśmiał. Nie mogłem za cholerę odpiąć mu tego łańcuszka, bo przecież patrzyłem się nigdzie indziej, jak na jego tyłek. Teraz już byłem pewny, że koronkowe figi nie zostały zakupione w dziale męskim.
- Uwielbiam - odparł i zrobił kroczek do tyłu. Przez to też dół jego pleców zetknął się z moim stojącym przyrodzeniem. Ze wstydu prawie uciekłem z tamtej łazienki.
Ostatecznie udało mi się w końcu odpiąć jego naszyjnik, a gdy odwrócił się do mnie przodem, zagrałem pokerową twarzą i nie pokazałem, jak bardzo zażenowany jestem faktem mojej erekcji, na którą perfidnie spojrzał.
- Dziękuję, Taehyungie - powiedział i zasłonił się lekko ręcznikiem. - Możesz już wyjść, chcę się wykąpać.
Nie posłuchałem go. Przynajmniej nie od razu. Wystawiłem rękę i palcem wskazującym dotknąłem jego malinki, której widok tak mnie zdezorientował.
- Dobrze się bawiłeś dziś w pubie?
- Skąd ta pewność, że to z pubu?
- A skąd?
- Zapytaj ładnie.
- Przecież pytam.
- Ładnie - podkreślił Jimin, znów uśmiechając się, a nawet lekko chichocząc, jak mały chłopiec, chowający się przed rodzicami.
- Chyba nie potrafię grać w te twoje gierki - odparłem, ostatkiem sił przekonując własne ciało do obrócenia się w stronę drzwi.
- Na razie - rzucił Park, moment przed zamknięciem przeze mnie drzwi.
Na korytarzu wcale nie było lepiej. Zastałem może nie nagiego, ale nadal cholernie dobrze wyglądającego Jeona, który z wrogą miną i jadem w głosie zapytał:
- Co tam robiłeś, hyung?
Westchnąłem tylko, bo sam do końca nie wiedziałem, co tam się stało.
- Rozpinałem Jiminowi... naszyjnik.
- Naszyjnik - powtórzył, jakby myślał, że żartuję.
- Naszyjnik - powiedziałem za nim, a wtedy jakby złagodniał. - Jimin ma tu - wskazałem palcem na swój obojczyk, schowany pod koszulką - malinkę. To twoja sprawka?
Jeongguka zmroziło. Wzrok jego stał się na moment nieobecny, a potem wrócił z jeszcze większą wrogością. Nie dane mi było niczego rozszyfrować, bo chłopak z trzaśnięciem drzwi zamknął się w naszym pokoju, a mi nie pozostało nic innego, jak zrobić sobie kawy, usiąść na parapecie i poobserwować gnijące w koszyku na blacie w kuchni jabłka.
Tak, jak się spodziewałem, gdy Jimin wyszedł z łazienki Jeongguk starał się go unikać, ale kim by był Park Jimin, gdyby nie przekonał do siebie młodszego w mniej niż kilka minut.
- Jesteś na mnie zły, Jeonggukie? To przez to, że dziś trochę wypiłem?
- Nie, hyung. Nie jestem zły. Nie potrafię się na ciebie gniewać - odparł tancerz, naiwnie niczym dziecko z przedszkola. - Tylko ta malinka...
- Co z nią?
Między nimi zakwitła cisza. Jeon się denerwował, a Jimin stał spokojnie, jak pewny siebie zawodnik na ringu.
- Zastanawia mnie ona - odparł w końcu brunet, a Park zbliżył się, by złapać go za rękę.
- Już nie będę ich przynosił, obiecuję - odparł starszy, gładząc lekko spierzchnięte dłonie tancerza.
Godzinę później, zawołali mnie do salonu, z którego zrobili salon kosmetyczny. Jimin wydawał się być całkowicie trzeźwy, nawet nie trzęsły mu się ręce. Mimo dziwnego uczucia w sercu, spodobało mi się oglądanie go podczas pracy. Był naprawdę dobry w malowaniu, czego najlepszym przykładem był on sam, ale teraz na jego buzi nie było grama makijażu, jedynie nawilżając krem pod oczami. W białym szlafroku z podwiniętymi rękawami i w moich za dużych kapciach wyglądał śmiesznie i to młodszy skradał teraz moją uwagę. A raczej jego tors. Nagi, wyrzeźbiony tors, który chyba specjalnie napinał. Koszulka leżała na fotelu, bo przecież mogłaby się pobrudzić, gdy Jimin malowałby szyję.
- Masz taką buźkę, Kookie - powiedział starszy, palcami wklepując drugą warstwę białego pudru w czoło bruneta, którego włosy chroniła opaska. - Policzki tylko masz takie tutaj z boku czymś skrzywdzone, nie? Pożyczę ci fajny krem, to ci znikną szybko niedoskonałości. Ale spokojnie, nie masz ich dużo - zaśmiał się.
- Ty też nie, hyung.
- Ale tapeta daje radę - zaśmiał się sam z siebie. - Tae, podasz mi proszę pędzel? Ten gruby, syrenka - powiedział, odnosząc się do kształtu rączki pędzelka. Przypominał ogon. - Dziękuję.
- Proszę - rzuciłem, patrząc jak powoli Jeongguk zamienia się w wampira. - A sztuczna krew?
- Jest w zamrażalniku - rzucił Jimin, a mi aż włosy zdębiały.
- Żartujesz?
- Nie. Ale nie będziemy dziś marnować. Bardziej chciałem przećwiczyć konturowanie, by wydłużyć twarz Kooka. Ale to mi chyba starczy. Fajnie wygląda ten cień przy skroniach, nie?
- No, bardzo fajnie. Masz ogromny talent, Jiminie, już ci to mówiłem.
- Jesteś dla mnie za dobry, Taehyungie - zaśmiał się znów, po chwili wycierając palce w szmatkę. - Dobra, możesz iść to zmyć, Kookie. Najlepiej nad wanną, bo będzie wszędzie szaro.
Jeongguk posłuchał się grzecznie, a nawet posprzątał po siebie wannę. Jimin spakował swoje malowidła, kredki i pudry, a potem rozłożył się na kanapie w salonie. Usiadłem koło niego, kładąc jego łydki na swoich udach. Obaj potrzebowaliśmy chwili relaksu. Nieświadomie nawet zacząłem głaskać jego nogi, a gdy po chwili uświadomiłem sobie co robię, jedynie sprawdziłem, czy aby Jeongguk nie patrzy na mnie zza drzwi z nożem w ręku. Ale ani jego, ani zdziwionej miny Jimina nie zastałem, więc dalej jeździłem palcami po nagich, prawie idealnie gładkich łydkach starszego.
- Idziesz jutro do pracy? - zapytał w którymś momencie blondyn, patrząc na mnie tymi wielkimi oczami. - Nie pamiętam jak wygląda grafik na ten tydzień.
- Mamy razem ostatnią zmianę - odparłem, dalej jeżdżąc w górę i w dół po nogach chłopaka.
- Super - odparł Jimin i przeciągnął się, ziewając po chwili. - Chyba się dziś wcześniej położę.
- Robisz się senny, gdy wypijesz?
- Przecież nie piję teraz.
- Ale przyszedłeś na obiad...
- Odpuść - mruknął, przerywając mi. - Jesteśmy przyjaciółmi, tak Tae? Nie psuj tego.
- Nie chcę psuć - odparłem od razu, patrząc na jego niezdradzającą emocji minę. - Po prostu... no wiesz.
- Martwisz się?
- Trochę.
- Aż tak ci się podobam? - zaśmiał się i zmienił pozycję tak, by leżeć bliżej mnie, ale nadal nie ruszając ze mnie swoich nóg. - To całkiem urocze.
- Skąd taki pomysł?
- Zaprzeczasz?
Znów odruchowo spojrzałem w stronę drzwi. Nie słyszałem co prawda, żeby Jeongguk wychodził z łazienki, ale niepewność z każdą chwilą rosła, a nie chciałem by zobaczył, no właśnie. Co? Jak Jimin leży koło mnie na kanapie? Jak masuję jego nogi? Nie chciałem, by słyszał naszą rozmowę?
- Tego nie powiedziałem - odparłem, wyczuwając pod palcami kłujące włoski, na kolanach Jimina.
- Jeśli jednak nie, to dlaczego tak na mnie patrzysz? Taehyungie, dostaję od ciebie mało atencji.
- Mało? - prawie się zaśmiałem. Jimin spojrzał na mnie z figlarnym uśmieszkiem, ale i rumieńcami na policzkach. Anioł znów zamieniał się w diabła. - Aż taki z ciebie atencjusz?
- Atencyjna kurwa - powiedział, zaraz potem kładąc głowę na oparciu kanapy. - Mam swoje potrzeby, Tae.
- Stąd ta malinka?
- Uparłeś się na nią - westchnął niezadowolony, zabierając ze mnie swoje nogi. Wstał i otrzepał swoje ubranie.
- Chciałeś bym ją zobaczył. Inaczej nie pokazywałbyś mi się bez koszulki.
Jimin odwrócił się w moją stronę, znów ukazując mi swój absolutnie niewinny wyraz twarzy. Wraz z rozczochranymi włosami, które kręciły się przy czole, z jego jasnymi ubraniami i posturą grzecznego chłopca, prawie znów mnie nabrał.
- Po co to było? - zapytałem, zaraz potem słysząc przekręcanie się kluczyka w drzwiach do łazienki. Jeongguk był już na korytarzu.
Przez chwilę pomyślałem znów o tym, co będzie jeśli chłopak nas usłyszy. Nieodpowiednie słowa, lub te wyrwane z kontekstu potrafiły sporo namieszać, a ja nigdy nie lubiłem niewyjaśnionych spraw. Nie zawsze jednak miałem okazję cokolwiek wyjaśnić. Jak tego dnia, na peronie, gdy nic się nie stało. Gdy szansa została mi odebrana, a gdzie wiele owych spraw zostało zamkniętych bez oficjalnego wskazania sprawcy. Tego dnia, gdy pociąg odjechał, gdy nie zobaczyłem tej jednej osoby, która miała z niego wysiąść, posmakowałem kolejny raz kwaśnych owoców. Zapełniły mi żołądek i przyniosły uczucie ciężkości, którego nie potrafię się pozbyć.
- Niektóre jabłka tylko wyglądają na słodkie, Taehyungie - usłyszałem i choć głos ten nie należał ani do Jimina, ani do Jeongguka, jedynie pokręciłem głową, a chłopak wyszedł z salonu w momencie, w którym oblał mnie zimny pot. Nagle zrobiło mi się chłodno. Niepokój ogarnął moje ciało, które szybko traciło ciepło. Na pewno miałem wtedy lodowate palce. Zesztywniały lekko. Rozejrzałem się po pokoju, ale nic dziwnego w nim nie było, nie licząc śpiącego na parapecie kota. Wróciłem do siebie do pokoju, zatapiając się w mediach społecznościowych, starając się odsunąć od siebie stres i dziwny posmak w ustach. Nie zastanowiłem się nad tym kto to powiedział. A raczej, dlaczego usłyszałem czyjś głos. Głos kogoś, kogo w pokoju nie było.
Śniło mi się, że mój ojciec godzi się z matką. We śnie miał tą samą koszulę, jak w dniu gdy ostatni raz go widziałem, zieloną w pomarańczową kratę, która była tak ohydna, że gdy wychodził w niej wstydziłem się, że ktoś nas razem zobaczy. Rodzice innych chłopców ubierali koszulki, albo gładkie koszule, na to marynarki, a mój nosił albo tą okropną mieszankę zieleni i pomarańczy albo t-shirt z nazwą zespołu Spice Girls. We śnie mama też była dziwnie ubrana, ale nie potrafię sobie przypomnieć, co akurat miała na sobie. Pogodzili się, potem tata cmoknął mamę w czoło, jak to miał w zwyczaju. Przy nas, czyli mnie i mojej siostrze nigdy się nie całowali, jedynie cmokali.
Tata musiał wyjechać. Po dwóch latach za granicą, obaj z mamą stwierdzili, że nie kochają się już. I wtedy pojawił się Chiro, mój ojczym, facet złota rączka, kawalarz i generalnie fajny gość. Gdyby nie to, że zastąpił mi ojca. A przynajmniej chciał. Nie nosił on beznadziejnych koszulek, nie słuchał dziewczyńskich zespołów i nie musiałem się za niego wstydzić, ale nadal nie był moim ojcem. Przynajmniej kiedy byłem mały. Bo gdy trochę podrosłem i zrozumiałem, że to nie Chiro jest powodem moich zmartwień, zmieniło się moje myślenie. Mój prawdziwy ojciec okazał się być zatrutym jabłkiem. Z resztą tak samo, jak kłamiąca na jego temat mama.
Ojciec przestał się do mnie odzywać, gdy miałem trzynaście lat. Był już wtedy po rozwodzie z mamą. Dzwonił zawsze na moje urodziny i święta, ale pewnego razu nie zadzwonił. A ja byłem obrażonym dzieciakiem, które zwyczajnie tęskniło. Do mamy też przestał się odzywać. Dwa lata później, jak gdyby nigdy nic wparował do naszego domu, powiedział, że chce tylko swoje stare albumy z muzyką i wyszedł. Od tej pory nie miałem z nim kontaktu.
To, jak fatalnie się z tym czułem było nie do opisania. Ledwo zdążyłem zaakceptować fakt, że z moją rodziną dzieje się coś dziwnego, aż nagle dostałem w twarz słowami "dasz sobie radę , Tae". Nie.
Nie dawałem sobie rady przez długi czas. Gdy ostatecznie zaakceptowałem Chiro znów poczułem, że wszystko jest na swoim miejscu. Z początku go nie lubiłem, wiadomo, ale dość szybko mnie do siebie przekonał.
Między nami popsuło się dopiero, gdy poznałem Yoongiego. W końcu teraz też ze mną nie rozmawiał. Postanowił milczeć, jak mój prawdziwy ojciec. Ironio, czy ty to widzisz?
- Na dziś to wszystko, jutro widzimy się na kolokwium - usłyszałem nagle, zaraz potem podnosząc głowę do góry. Ostre światło jarzeniówki uderzyło we mnie, przez co zmrużyłem oczy. Okazało się, że obśliniłem swój zeszyt, bo udało mi się przespać dwugodzinny wykład "podstawy planowe i regionalne". Oj, jaka szkoda.
- Taehyung, spałeś cały czas? - zapytała Sana, dziewczyna z mojego roku, która zazwyczaj siedziała gdzieś obok mnie. Była japonką, w dodatku jedną z tych przykuwających uwagę. Była bardzo ładna, ciągle chodziła z teczką do rysunków i miała nawyk zakładania włosów za ucho.
- Chyba tak.
- Wiem, że nudy, ale ja nie potrafię spać w takich warunkach - zaśmiała się i wyszliśmy z sali. - Robisz coś dzisiaj?
- Pracuję - rzuciłem, ale po chwili zorientowałem się, że mogło to zabrzmieć oschle. No dalej, Tae, musisz mieć tu chociaż jedną bratnią duszę. - A co?
- Pomyślałam, że możemy gdzieś razem wyskoczyć - zaproponowała, wędrując dłonią, na której odznaczały się pomalowane na różowo paznokcie, do ucha. Czarne pasmo włosów zostało poskromione. - Ale jak jesteś zajęty dziś to może kiedy indziej - dodała, machając mi na pożegnanie. - Do jutra.
- Cześć - odparłem, wychodząc z budynku. Wyjąłem telefon, by odkryć, że Jimin wysłał mi wiadomość, w której pyta, czy mogę być dziś w pubie od razu po zajęciach, bo jedna z barmanek się rozchorowała. Odpisałem, że będę za pół godziny, bo tyle dokładnie zajęło mi dojechanie na miejsce.
Seul lubił sprawiać problemy. Jak nie komunikacja miejska to pogoda, ale dziś było słonecznie. Zostały więc korki, w których trochę się wycierpiałem. Na szczęście w pracy zostawiłem sobie koszulkę, by w razie nagłych wypadków, móc się tam przebrać, a nie musieć jeździć do domu po czystą.
Jimin był już za barem, gdy wchodziłem do ApplePie. Miał nasz standardowy strój, czyli koszulę i szelki, ale na jego głowie widniała papierowa korona z napisem "Pracownik Miesiąca". Gdy podszedłem do niego i rzuciłem zdziwione spojrzenie, od razu się zaśmiał.
- Szef mi to dał, bo w ostatnim miesiącu było najwięcej strat na towarze przeze mnie - rzucił, dalej się uśmiechając, po chwili poprawiając koronę.
- Strat na towarze?
- Czyli, że za dużo piję w pracy. - Znów się zaśmiał, a w mojej głowie zapaliła się lampka. Postanowiłem nie drążyć tematu, ale wiedziałem, że skoro nawet nasz szef to zauważa to musi być coś na rzeczy. - Jak było na uczelni?
- Nudno.
- Czy kiedykolwiek usłyszę od ciebie, że było fajnie?
- Wątpię - rzuciłem i poszedłem na zaplecze. Szybko się przebrałem i wróciłem do chłopaka. - A u ciebie?
- W porządku. Za tydzień muszę zabrać ze sobą Jeongguka, bo mam ten projekt z upiorem. Do następnego wezmę ciebie, zgoda?
- Jeśli uważasz, że moja twarz się nada na kolejnego upiora, to pewnie.
- Oj Taehyungie, twoja twarz nadaje się do wielu rzeczy. Jesteś przystojnym gościem - powiedział, siadając na wolnym krzesełku koło zamrażarki. Gdy się odsunął zobaczyłem pustą butelkę po cydrze w miejscu, gdzie zawsze trzymamy swoje picie i przekąski. W śmieciach leżały dwie kolejne.
- Dzięki - odparłem, bo mimo wszystko komplementy od niego były bardzo miłe, zwłaszcza, że mi się podobał.
- Czasami mam wrażenie, że nie znasz swojej wartości, Tae. Więcej wiary w siebie.
- Wierzę w siebie, tyle że nie czuję się wyjątkowo.
- A jednak jesteś moim przyjacielem - powiedział, zerkając, czy aby nikt nie stoi przy barze. - Ja mam tylko wyjątkowych ludzi wokół siebie.
- Bo ty jesteś taki.
- Jaki jeszcze?
- Chcesz jakąś pochwałę? Myślałem, że regularnie jakieś dostajesz.
- Dziś chcę od ciebie.
- A co, jeśli ja nie chcę ci dziś żadnej dać?
Jimin uśmiechnął się, a potem wstał, by podejść do mnie. Sięgał mi do brody, więc stanął na palcach, by cmoknąć mnie w policzek.
- No widzisz? A jednak umiesz grać w "tę grę".
- Grę?
- W łazience wczoraj powiedziałeś mi, że nie potrafisz, ale dziś chyba dobrze się bawisz - powiedział, wychylając się lekko, by znów spojrzeć na salę i pusty bar. Cmoknięcie poczułem na drugim policzku.
- Robisz się przytulaśny, gdy wypijesz?
- Wczoraj jeszcze twierdziłeś, że senny.
- Nie umiem cię rozgryźć.
- Nie musisz niczego rozgryzać. Wystarczy, że będziesz się dobrze bawił, Taehyungie.
- Ty właśnie się bawisz?
- Tobą? Nigdy.
Jego uśmiech podpowiadał mi co innego, ale po chwili do baru weszła grupa ludzi i każdy z nich chciał coś wymyślnego. Z tego ich kręcenia wyszedł nawet niezły napiwek, ale był bardziej zasługą uroczej osoby Parka, niż naszych umiejętności. Ja nie byłem za dobry w te klocki, a Jimin dziś więcej rozlewał niż nalewał. Gdy klienci się rozeszli, chłopak sięgnął po butelkę cydru.
- Chyba na dziś ci starczy, co? - powiedziałem, łapiąc go za wyciągniętą w stronę lodówki rękę.
- Ostatnie - powiedział, prawie mi się wyrywając, ale jednak złapałem go mocniej. - Proszę, Tae nie bądź taki. Ostatnie, ostatnie obiecuję! - powiedział, patrząc na mnie smutno, więc w końcu go puściłem. Jego korona się przekrzywiła, więc zdjąłem ją i położyłem koło butelek po whisky.
Koło dziewiątej wieczorem do pubu przyszedł Jeongguk. Jimin mówił, że napisał, że wpadnie, więc nie byłem zdziwiony jego widokiem. W skórzanej czarnej kurtce wyglądał na sporo starszego, a włosy zaczesane na jeden bok dodawały mu pewnego rodzaju pazura. Podobał mi się w takim wydaniu, ale lubiłem też pijanego, wesołego i cholernie flirciarskiego Jimina, który łasił się do mnie co chwila, a czemu też Jeongguk się przyglądał.
- Co wypijesz, Kookie? - zapytał Park, opierając się o blat, specjalnie lub też nie, wypinając się lekko w moją stronę. Przez to ja miałem idealny widok na jego pośladki, a Jeon miał jego śliczne, mokre od śliny usta tuż koło swoich. - Hyung zrobi ci coś pysznego.
- Poproszę - odparł jedynie chłopak, patrząc na blondyna, jak zaczarowany. Potem spojrzał na mnie i przygryzł wargę. Gdy Jimin zajął się jego drinkiem, ja stanąłem ze skrzyżowanymi rękami koło ściany, blisko Jeongguka, że dzielił nas tylko kontuar. - Chyba już trochę wypił, co?
- Trochę - parsknąłem, posyłając Jeonowi zmęczone spojrzenie. - Ale dziś zamykamy wcześniej, więc pomożesz mi go taszczyć do domu.
- Aż tak?
Nie odpowiedziałem, bo widok uśmiechniętego Jimina niosącego zielonego drinka obu nas skutecznie rozproszył. Faktycznie nie zamknęliśmy późno, więc całą trójką wróciliśmy do domu. Droga nie była niczym nadzwyczajnym. Zapadł mi w pamięć jedynie epizod z windy, o dziwo nie z uwagi na Parka, a na Jeona właśnie, który stanął tak blisko mnie, że przez całe sześć pięter wstrzymywałem oddech. Nie omieszkał sobie patrzeć mi przy tym w oczy, więc już w ogóle speszyłem się, jak mała dziewczynka. A w mieszkaniu nie było lepiej. Gdy tylko blondyn wyszedł z łazienki, po zmywaniu makijażu, co w sumie było niesamowite, że będąc napitym pamiętał o takich rzeczach, zaczął się cyrk.
- Jeonggukie, nie chcę spać bez ciebie! - mówił Jimin, zdejmując z siebie koszulę, potem szybko spodnie. Wpakował się do naszego pokoju, zabrał moją koszulkę z łóżka, ubrał ją i położył się na moim łóżku.
- Mówisz do mnie, hyung, a leżysz u Tae-hyunga w łóżku - mruknął młodszy, zdejmując i swoją koszulkę, bo przecież jeden mój crash to za mało.
- Zmieścimy się - zaśmiał się Jimin, wchodząc pod moją kołdrę. Usiadłem na łóżku, zaczynając się rozbierać. Dzień na uczelni dał mi w kość, a w pracy wcale nie było sielankowo. - Tae po lewej, Kookie po prawej - postanowił, a wtedy niepewnie spojrzałem na Jeongguka, który nadal stał koło swojego łóżka lekko obrażony. - Przestańcie się spinać, przecież w nocy i tak pewnie pójdę do siebie, bo będzie mi niewygodnie.
- Ja idę spać - powiedziałem po prostu, kładąc się koło chłopaka, który wyczuł okazję i od razu się we mnie wtulił.
Pachniał alkoholem, ale przebijał się gdzieś i zapach szamponu, którego wszyscy przecież używaliśmy. Jimin miał ciepłą skórę, drobne ciało, które wpasowało się idealnie w moje ramiona. Gdy przyłożył dłoń do moje klatki piersiowej, w głowę położył pod moją brodą, było mi po prostu przyjemnie. Jeongguk za to zgasił szybko światło i też wpakował się do mojego łóżka, ale nie za Jiminem, jak się tego spodziewałem, a za mną. Przytulił mnie na łyżeczkę, od razu zaczynając łaskotać mnie oddechem, jaki owiewał moją szyję. Jego wyrzeźbiony brzuch przylegał ciasno do moich pleców, a dłoń przełożył mi w talii, by móc jeszcze objąć nią Parka.
Leżałem tak w tym dziwnym trójkącie, nie mogąc pozbierać myśli. Z jednej strony uderzała we mnie obecność Jimina, z drugiej obecność Jeongguka, którzy razem wzięci działali na mnie jak trotyl - wybuchowa mieszanka, niszcząca mnie w szybkim tempie.
Zasnąłem po długich minutach wsłuchiwania się w ich równe oddechy. Koił mnie zapach ich ciał, ale zasypiając czułem coś jeszcze. Kwaśny odór gnijących jabłek.
| drobne, niepotrzebne info: imiona bohaterów drugoplanowych są przypadkowe i nie odzwierciedlają idoli nie należących do BTS. Zbieżność nie jest celowa!
Kolejny rozdział w czwartek! (◍•ᴗ•◍) |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top