|I| globus cruciger
|4,4k|
Wybór polegał na podjęciu świadomej decyzji. Chwila rozkoszy i przyjęcie trucizny, czy długie życie bez niej? Już czuję jak zalewa mi żyły.
Od tamtego dnia, gdy spędziłem noc zarówno z Jiminem, jak i Jeonggukiem, staliśmy się sobie dużo bliżsi. Nie czułem już tego dystansu między mną, a młodszym, a gierki Parka zaczęły mnie wciągać. Nie raz łapałem się na tym, że sam jakieś zaczynam, podpuszczam go, czy podrywam jawnie lub też nie. Zazdrość, jaką wyczuwałem w powietrzu, gdy Jeonowi nie podobały się moje interakcje z Jiminem czasami nadal była widoczna, ale chłopak chyba lekko już się przyzwyczaił do tego, że łatwo nie odpuszczam. A Jimina nie byłem w stanie sobie odpuścić. Z tym, że Jeongguka też nie. Czasami wydawał mi się nawet słodszy, bardziej niedostępny, co mnie kręciło, ale i niepokoiło. Nie umiałem go rozgryźć, a i sam Jimin nie był zbyt prosty.
Czułem się z tym źle, bo nie potrafiłem skupić się na jednym z nich. Podczas wspólnych obiadów, raz patrzyłem się na śliczne, duże usta Parka, które delikatnie uśmiechały się, gdy jedzenie mu smakowało i zastanawiałem się, czy są naprawdę tak miękkie, czy to tylko iluzja. Znowu kilka minut później, nie mogłem oderwać wzroku od ciemnych oczu tancerza, które przeszywały mnie na wylot, zaglądały w najgłębsze zakamarki mojego umysłu. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. A wystarczyło jedno słowo od nich i już leżałem pod ich stopami i błagałem o litość.
- Hyung - zaczął Jeongguk, gdy skończył zmywać pewnego chłodnego listopadowego dnia po obiedzie, który tym razem zrobił Jimin. - Pogramy?
Kiwnąłem głową i zaniosłem nam do salonu chipsy. Co prawda byłem najedzony po obiedzie, ale przekąski zawsze się przydawały, zwłaszcza, że nasze wieczory lubiły przeciągać się w nieskończoność.
Usiedliśmy do jednej z naszych ulubionych strzelanek i zaczęliśmy rozgrywkę. Jak zawsze, było sporo emocji, bo obaj nie umieliśmy przegrywać. Moje czerwone policzki za pewne zdradzały moją złość, gdy tylko Jeongguk mnie pokonywał, a jego wrogie spojrzenie było równie wymowne, gdy stery przejmowałem ja. Jimin zdążył wrócić z pracy, do której udał się zaraz po obiedzie, a my nadal graliśmy, tocząc zaciętą i równą walkę o miano najlepszego.
- Chłopcy - zaświergotał starszy, opierając się o framugę w drzwiach do salonu. Obaj spojrzeliśmy na niego, zapominając o strzelaninie. - Dobrze się bawicie beze mnie?
Park był podpity, bo przecież wracał z pracy, gdzie bez chociaż jednej puszki cydru nie mogło się obejść, ale na pewno nie był pijany. Miał rozwiane włosy, rozpiętą o guzik za mocno koszulę i wesołe ogniki w oczach. Zdjął pośpiesznie buty i usiadł przede mną, tym samym zasłaniając mi widok. Oparł się plecami o moją klatkę piersiową, położył moje dłonie tak, bym bez problemów obejmował go i jednocześnie trzymał pada. Spojrzał w górę, przekrzywiając lekko głowę.
- Jak było w pracy, Jiminie? - zapytałem, odgarniając z jego czoła jasny kosmyk włosów. Gdy to robiłem, speszyłem się, bo wydało mi się to bardzo delikatne, wręcz intymne, prywatne.
- Średnio - odparł, przymykając oczy. - Nie było ciebie.
- Hyung, dlaczego nie siedzisz tak ze mną? - zapytał Jeon niespodziewanie, bardziej smutny niż urażony, czy zły, co było nietypowe. Czyżby obrał nową taktykę?
- Bo chcę byś był zazdrosny - zaśmiał się blondyn, posyłając młodszemu uśmieszek i oczko. - Napijecie się ze mną? W lodówce jest wino.
Niewinnym pytaniem, Jimin zaczął dość długą noc, podczas której nasze brzuchy wypełniły się nie tylko tym jednym winem, ale i kilkoma puszkami piwa, potem soju i na końcu jeszcze resztą znalezionego na dnie szafy niezidentyfikowanego alkoholu, najprawdopodobniej także wina. By jednak móc się tak upić, musieliśmy przejść się do sklepu, więc całą trójką ruszyliśmy na ważną misję, wyboru trunku.
Gdy dopadliśmy się do butelek, już nie było ratunku, a im więcej napojów schodziło, tym lepiej się czuliśmy. Jimin śmiał się głośniej, Jeongguk stał się bardziej otwarty, a ja chodziłem i przytulałem ich na zmianę, wyraźnie potrzebując tego wieczoru czułości, którą nie tylko zawsze chętny Park mi dawał, ale i Jeon.
- Będę musiał jakoś odpracować ten alkohol - powiedział najmłodszy z nas, mając na myśli najpewniej swoją siłownię. W końcu sportowcy teoretycznie nie pili.
- Na pewno ci nie zaszkodzi - zaśmiał się Jimin, który leżał aktualnie na kanapie, głowę trzymając na jego kolanach, a swoje nogi na tych moich. - Jesteś i tak nieźle napakowany, jak na takiego gówniarza.
- Nie jestem takim gówniarzem, hyung.
- Trochę jesteś.
- To o to chodzi? Nie umiesz na mnie spojrzeć inaczej niż na młodszego współlokatora?
- A jak chcesz bym na ciebie patrzył?
- Jak na mężczyznę, który może ci się podobać - powiedział, a jego słowa docierały do mojej pijanej głowy z opóźnieniem.
- Przecież podobasz mi się, kochanie - padło z ust Jimina, którego do tej pory wesoły głos nagle się załamał. - Ale to nie takie proste.
- To chyba zła pora na takie tematy - powiedziałem, patrząc na nich spod przymrużonych powiek. Wydawało mi się, że wypiliśmy tyle samo, ale chyba jednak opróżniłem butelkę szybciej i teraz odczuwałem tego skutki. Starałem się ze wszytki sił mówić wyraźnie, choć coraz trudniej było mi skupić wzrok na jednym punkcie.
Zmartwiona, czerwona buzia Jeona, jego drżące wargi, drobny pieprzyk pod dolną z nich, czerń jego włosów zlewająca się z granatem kanapy, na której siedział, nagle to wszystko było takie odległe. Jimin, jego chude dłonie, zakrywające jego twarz, pierwszy, chichy szloch, podkurczone nogi i w końcu łzy, na które z początku nie zareagowałem wydawały się abstrakcją. A ja? Niewyraźna mina, suchość w gardle, za dużo wypitego alkoholu i niewiedza. Bezradność.
Jimin chwiejnym krokiem wyszedł z salonu, a po chwili i Jeongguk zaczął płakać. Choć tylko jedna łza spłynęła po jego policzku, wiedziałem że czuje się fatalnie.
- Idź za nim - powiedziałem, a wtedy spojrzał na mnie szklanymi od łez oczami. Kiwnął głową i wyszedł.
Zastał Jimina w łazience. Stał nad umywalką i przemywał twarz zimną wodą. Jeongguk podał mu ręcznik, ale ten nie chciał go przyjąć. Nadal trząsł się, a w jego żołądku zaczęło kumulować się nieprzyjemne uczucie. W końcu Jeon odłożył ręcznik i przytulił do siebie mniejszego chłopaka, który wtulił się chętnie w większą klatkę piersiową.
- Przepraszam - wykrztusił blondyn, nie przestając moczyć koszulki młodszego. - Jestem dla ciebie okropny i sam już nie wiem, czego chcę. Przepraszam, Kookie, ja nie chciałem znowu taki być - mówił, gubiąc pojedyncze litery i słowa.
W ramionach tancerza wydawał się być malutki, drobny, delikatny i bezbronny. W dodatku czuł się winny czemuś, co wcale nie ułatwiało sprawy. Codziennie kusił nie tylko mnie, ale i naszego młodszego współlokatora, a teraz płakał, bo było mu głupio.
- Hyung, nie płacz, nie gniewam się - powiedział Kook, głaszcząc jego miękkie włosy. Pocałował czubek głowy starszego i przymknął oczy. Do jego nozdrzy doleciał zapach szamponu, słonych łez, alkoholu i czegoś jeszcze. Kwaśnych jabłek, nie wiadomo skąd. - Chyba czas się położyć.
- Ja jestem starszy, to ja powinienem tak mówić - zaśmiał się przez płacz Jimin, a potem chwycił Jeongguka za rękę i zaprowadził do naszego pokoju.
Z trudem zdjął koszulkę, bo ledwo stał na nogach. Chwiał się, ale nie mnie było to oceniać, bo nie miałem nawet siły wstać w kanapy. Usłyszałem brzdęk rozpinanego paska od spodni. Jeon też się rozebrał. Obaj zostali w bieliźnie i wtedy zobaczyłem ich koło siebie.
- Idziemy spać, hyung - powiedział Kook, kucając koło mnie, dotykając mojego nagiego kolana, nie okrytego przez krótkie, domowe spodenki. - Położysz się, poczujesz się lepiej.
Jimin postawił na czyny, nie słowa, więc chwycił mocno moje ramię i nagle wstałem, będąc chyba niesionym przez jakąś dziwną siłę. Nie czułem nawet, jak ruszam nogami, a stawiałem kroki. Gdy padłem na łóżko, jeden z nich lub obaj mnie rozebrali, podobnie jak u siebie, oszczędzając jedynie bokserki. Jimin miał na sobie tego wieczoru męską bieliznę, a nie koronkowe figi, za co byłem wdzięczny. Co dziwne, mój pijany umysł zarejestrował, że jego malinka zupełnie zniknęła.
- Zrobię ci nową - palnąłem, nie panując do końca nad tym, co mówię. A z racji tego, że pozostała dwójka także nie była do końca w stanie pełnej świadomości, nie zareagowali jakoś szczególnie. Nawet wtedy, gdy złapawszy Parka za dłoń, przeciągnąłem go na siebie. Uderzył obojczykiem w mój nos, ale nie liczyło się to tak długo, jak mój język odnalazł drogę do jego szyi. Usłyszałem jęk.
Jego skóra była wtedy lekko słona, może od perfum, którymi zawsze psikał się bezpośrednio na ciało. Była też bardzo cienka, bo rano w tamtym miejscu widniał dość spory siniak, w kolorze fioletowym.
Miałem na niego ochotę, to fakt. Już od miesiąca jego obecność była niczym sprawdzian wytrzymałości, a gdy w końcu miałem go tak blisko, niełatwo było odmówić.
- Hyung - sapnął gdzieś z boku Jeongguk i złapał moją brodę w palce. Gdy moje usta puściły skórę Jimina, a moja głowa została odwrócona w stronę młodszego, pocałował mnie, choć przelotnie.
Był to raczej cmok, w dodatku taki, przy którym poczułem kawałek jego policzka i nosa. Zaraz po tym, chłopak odsunął się i padł na materac, po chwili momentalnie zasypiając. Jimin też już spał, z wyraźnym znakiem na skórze, przygniatając mnie swoim drobnym, ale nadal trochę ważącym ciałem. Mimo to, było mi wszystko jedno. Zmęczenie, zamroczenie alkoholem przeważyło. Zdążyłem nas jako tako przykryć. I dobrze, bo poranek okazał się chłodny.
Obudziłem się w zupełnie innej pozycji, niż się kładłem. Jimin spał wtulony w mój tors, w dodatku zwinięty w kłębek niczym kotek. A Jeongguk leżał do mnie tyłem, ale tak, że napierał swoimi pośladkami na moje. Kac był nie do zniesienia, ale w swojej udręce nie byłem sam. Całą trójką do śniadania, którym okazała się być zamówiona pizza wypiliśmy zgrzewkę wody. Pamiętałem, co działo się podczas grania, picia wieczorem i zupełnie przed snem, a szyja Jimina dawała o sobie znać ciągle, gdy jego koszulka się przekrzywiała, ale nie śmiałem zapytać. Aż do dnia następnego.
- Mam nadzieję, że nie jesteś o nią zły - powiedziałem, gdy obaj wracaliśmy autobusem nocnym z pracy. Jimin położył swoją głowę na moim ramieniu, a ja swoją na chłodnej szybie pojazdu.
- Nie jestem, ale wolałbym pamiętać jak mi ją robisz.
- Następnym razem będziesz pamiętał - obiecałem, nie odrywając wzroku od widoku za mokrą szybą.
Seul nocą był piękny.
Jeongguk nocą był piękny.
Spaliśmy w końcu osobno, bo na takim łóżku trójka facetów nie miała dla siebie zbyt wiele miejsca. Ale w środku nocy musiałem opuścić ciepłe posłanie, bo wzywał mnie głód. Zawsze koło północy głodniałem, a pyszny kabanos w lodówce miał być moim wybawieniem. Gdy wszedłem do kuchni, zastałem Jimina siedzącego na parapecie, z kotem na kolanach i kieliszkiem pełnym czerwonego płynu w ręce.
- Nie śpisz? - zapytałem, bo od czegoś debilnego wypadało zacząć. Momentalnie zapomniałem po co ruszyłem się z łóżka.
- Nie mogę.
- A to? - Wskazałem na kieliszek. Jimin uśmiechnął się i pogłaskał kota po głowie.
- Pomaga mi.
- Mogłeś mnie chociaż zawołać - powiedziałem, zabierając mu kieliszek, wypijając z niego dwa łyki. Wino było cierpkie i lekko gorzkawe. - Nie piłbyś sam.
- Myślałem, że tylko ja mam problem z bezsennością.
- Ja nadrabiam na zajęciach.
Nie przeszkadzałem mu już, bo poczułem, że chce być sam.
Wróciłem do sypialni, wcale nie przypadkiem przechodząc blisko łóżka tancerza. Miał otwarte usta i rękę niedbale położoną na czole. Poprawiłem jego kołdrę, bo odkrywała mu ramię i usiadłem ostrożnie na jego łóżku. Zawahałem się, ale wyciągnąłem rękę, by dotknąć jego policzka. Ostatecznie wycofałem się i wróciłem od łóżka, bojąc się, że stanie się coś nieodpowiedniego.
A rano zastałem pustą butelkę od wina w koszu na śmieci, kota na krześle i Jimina w swoim łóżku, śpiącego tak niewinnie, że aż trudno było uwierzyć, że coś z nim w nocy było nie tak. Że coś z nim w ogóle było nie tak.
Niczym dumni rodzice kroczyliśmy ciemnymi ulicami Seulu pod rękę, ubrani jak na najlepszy bankiet i uśmiechnięci od ucha do ucha. Denerwowałem się, mimo tego że wierzyłem w talent Jeongguka. Tak samo, jak i Jimin.
Chłopak miał tego dnia występ ze swoją grupą taneczną, w którym to dostał krótkie solo na parkiecie. Stresował się już od kilku dni, potrzebował wsparcia, a że jego matka i ojciec, którzy zazwyczaj towarzyszyli mu w takich chwilach akurat nie mogli przyjechać, wraz ze starszym przejęliśmy ich role. Park prawie dwie godziny spędził nad makijażem i strojem, by prezentować się tak ślicznie, jak w tamtej chwili. Biała koszula z fikuśnymi obszyciami przy guzikach podkreślała jego anielską urodę, sprawiała, że nie mogłem się na niego napatrzeć, szczególnie na idealnie pomalowane usta, tak subtelnie, że można by pomyśleć, że są takie naturalnie. Zaczesana na jeden bok grzywka, przesłaniała mu lewe oko, a kręcące się lekko kosmyki opatulały jego jasną buźkę. Ja postawiłem na błękit, zwłaszcza, że Park kupił mi ostatnio tego właśnie koloru soczewki, twierdząc, że na pewno będą mi pasowały. Nie mylił się. Chętnie je nosiłem, mimo tego, że nie były najwygodniejsze na świecie.
- To miłe, że załatwił nam miejsca w pierwszym rzędzie - powiedziałem, gdy zbliżaliśmy się do filharmonii, w której miał odbyć się ten i kilka innych występów. - Będziemy mieli widok na te jego, jak to on powiedział? Pedalskie spodnie - zaśmiałem się, przypominając sobie jego oburzenie, gdy dostał paczkę z outfitem do choreografii.
- Opinają to, co trzeba - zaśmiał się Jimin i spojrzał na mnie tymi niewinnymi oczami, w których nie tylko tego dnia, ale jednak dziś szczególnie chciałem się utopić.
Podeszliśmy do szatni, by zostawić nasze odzienie; kurtkę i płaszcz, a potem zgodnie ze wskazówkami organizatorów, udaliśmy się na odpowiednie miejsca. W naszym sektorze siedziało sporo młodych osób. Pewnie drugie połówki tancerzy, ich rodzice i bliscy znajomi przyszli im kibicować i tak samo jak my denerwować się, zadręczać pytaniami, czy aby na pewno wszystko przebiegnie bezproblemowo. Byliśmy kilka minut przed czasem, więc mieliśmy chwilę na opanowanie emocji.
- Potem zabieramy go na tego drinka, nie odpuszczę mu - powiedział Jimin, poprawiając swoje blond włosy, wpadające mu do oczu.
- Na pewno nie będzie miał nic przeciwko. Ucieszy się.
- Hyungom się nie odmawia.
- Takiemu, jak ty to już w ogóle.
- Insynuujesz coś, Taehyungie?
- Mówię tylko, że Jeongguk nie jest w stanie ci powiedzieć "nie".
- A ty jesteś?
- Nie jesteś moim hyungiem.
- Nie łap mnie za słówka - powiedział i dotknął mojej ręki. Jego była dużo mniejsza, więc również jego palce bardzo delikatnie przesuwały się po tych moich. Były chłodne, miały kilka zadrapań. Spojrzałem na rękę Parka i odnalazłem na niej zarówno świeże, jak i już gojące się ranki. - Kot - powiedział chłopak, gdy zauważył, że się im przyglądam. - Też powinieneś częściej się z nim bawić.
- Podobno miał nie zostawać na noc.
- Podobno.
- Pięknie wyglądasz, Jiminie - pochwaliłem go po chwili, gdy jego intensywne spojrzenie zbyt długo wypalało mi dziurę w głowie. - Ta szminka...
- Błyszczyk - poprawił mnie z uśmiechem i zaczął głaskać skórę mojej dłoni. - Kusi cię?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odparłem, patrząc potem spokojnie, jak policzki Jimina oblewając się lekkim rumieńcem.
- Dziękuję. Taki był zamiar.
- Kuszenie mnie?
- Skuszenie - poprawił i oblizał świecące się od brokatu usta.
Nie miałem czasu, by zareagować, bo na sali zrobiło się ciemno. Chwilowe poruszenie i już za chwilę oglądałem, jak grupa chłopaków daje z siebie wszystko na scenie.
By uczcić pierwszy poważniejszy występ Jeongguka, tak jak Jimin obiecał, zabrał nas na drinka, w dodatku nie rozwodnionego, trochę oszukanego. Lokal, który odwiedziliśmy nie przypominał pubów, w których zazwyczaj spotkać można było średnio zamożnych studentów. Nie należał też do najdroższych, ale na pewno nie do tych tanich. Sam wystrój sugerował, że nie było się byle gdzie.
Zamówiliśmy tańszego szampana, rozsiedliśmy się w loży i zaczęliśmy pić. Cały wieczór to nikt inny, jak nasz utalentowany tancerz był w centrum uwagi, więc gratulacjom nie było końca.
- Najlepszy - powiedział już któryś raz Park, tuląc się teraz do ramienia młodszego. - Byłeś zdecydowanie najlepszy.
- Dzięki, hyung. Doceniam bardzo, że tam byliście.
- Nie odpuścilibyśmy tego - odparłem, obejmując młodszego ramieniem.
Po szampanie wróciliśmy do domu, mimo tego, że Jimin koniecznie chciał jeszcze jednego drinka. Skończyło się na tym, że Jeongguk przełożył przez ramię i wyniósł, śmiejącego się i miotającego blondyna, który koniec końców nie wypił już więcej.
W domu nie świętowaliśmy dłużej, bo cała nasza trójka miała wcześnie rano zajęcia i szkołę, więc położyliśmy się do łóżek. I na granicy snu i jawy, rozbudził mnie głos młodszego, gdzieś tuż obok, blisko mnie. Otworzyłem oczy, przetarłem je i gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zobaczyłem go siedzącego na moim łóżku. Patrzył na mnie, czekał na odpowiedź.
- Co?
- Pytałem, czy śpisz.
- Już nie.
- Przepraszam, jeśli cię obudziłem, hyung.
- Nie szkodzi. Coś się stało?
Jeongguk przez chwilę nic nie odpowiedział, aż w końcu po głębokim westchnięciu, odnalazł odpowiednie słowa.
- Czy można być czasami samolubnym, hyung?
- Nie wiem, ale podejrzewam, że czasami to nic złego.
- A czy ja mogę być teraz samolubny?
- To zależy.
- Czy skoro poradziłem sobie na występie to czy mogę chcieć dostać nagrodę?
Nie do końca zrozumiałem, do czego chłopak zmierza, więc tylko kiwnąłem głową, a wtedy on odkrył moją kołdrę i położył się obok mnie. Wpuściłem go do łóżka. Wcześniej, gdy spał z nami jeszcze Jimin, Jeongguk leżał za mną, mając moją głowę pod swoją brodą, przytulając mnie do siebie. Teraz, położył się tak, by to on był niżej, by mógł schować się w zagłębieniu mojej szyi. Był ciepły, jego oddech również. Objąłem go niepewnie w talii. Wtedy kolanem wszedł między moje nogi. Przez dłuższą chwilę tylko tak leżeliśmy, nie ruszając się nawet. Wsłuchiwałem się w jego oddech, czując się co najmniej tak, jakby to mi się śniło. Wydawał się być jednie mrzonką, a nie realną postacią, która przecież tak mocno na mnie działa.
W końcu Jeongguk podniósł głowę i położył ją na poduszce obok mojej, bardzo blisko mnie. Nasze nosy prawie się stykały. Dopiero w tamtym momencie, zrozumiałem, że jednak nie śpię, a ciało obok jest żywe, niezmyślone.
- Mogę swoją nagrodę teraz? - zapytał szeptem, a włoski na moim ciele stanęły dęba. Jedynie otworzyłem usta, bo co innego miałem zrobić i pozwoliłem mu się zbliżyć.
Dotknął swoimi wargami tych moich tak delikatnie, że nie wiedziałem, czy to aby na pewno się dzieje. Zrobił to ostrożnie, jakby chcąc zbadać moją reakcję. To nie był nawet pocałunek, ledwo muśnięcie moich ust, ale wystarczył, bym totalnie zwariował w środku. Tej nocy nic więcej się nie stało. Subtelne cmok, trwający nie dłużej niż dwie sekundy, zupełnie jak ostatnio po pijaku i szybki sen. Bez fajerwerków, oklasków, bez fanfar i ulatujących na wietrze płatków róż w zwolnionym tempie.
Gdy się obudziłem, Jeongguka już nie było. Została po nim wgnieciona poduszka i zapach. Żadnego ciepła, żadnego "dzień dobry, jak się spało?".
Gdy w końcu zwlekłem się z łóżka, ruszyłem do kuchni. Było bardzo wcześnie i spodziewałem się spotkać tam chłopaków. Spotkałem. Zobaczyłem najpierw mniejsze ciało Jimina, odziane w koszulkę do połowy ud, przyciskane do lodówki przez większe ciało, to Jeongguka, ubrane natomiast w długie spodnie do spania. Widziałem ich złączone usta i chwilę konsternacji zaraz po rozłączeniu.
- Nie mówiłeś nic, że chcesz aż dwie nagrody, Jeongguk - powiedziałem, stojąc nadal jak skała w miejscu. Chłopacy spojrzeli na mnie. Jimin z lekkim rumieńcem na policzkach, Jeongguk z całą wręcz czerwoną twarzą.
- Przepraszam, hyung - powiedział, odsuwając się od Jimina. Ale wtedy mniejszy złapał tancerza za szyję i przyciągnął do siebie z powrotem. Cmoknięcie było głośne, bo Park zrobił przy nim typowe "mła", jak w kreskówkach, ale trwało tyle co nic. Gdy potem sam odsunął się od młodszego, podszedł do kuchenki, by nastawić wodę na herbatę.
- Od ciebie chcę dostać sam - powiedział po chwili blondyn i wskazał na mnie palcem, opierając się o blat, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Nie chciałem dać za wygraną, więc bez zbędnych ceregieli podszedłem do Jimina, ale nie dane nam było się dotknąć, bo stojący za mną Jeongguk zasłonił mi usta w momencie, gdy te miały pocałować Parka.
Jimin zaśmiał się, a ja spojrzałem zdziwiony na młodszego.
- Musisz zasłużyć na swoją nagrodę, hyung.
- Ach no tak, zapomniałem.
Wyszedłem na uczelnię przed nimi, bo czekał ich dzień na ASP Jimina. Twarz Jeona miała być dziś malowana, więc podczas zajęć dostałem od nich cały album zdjęć, jak wyglądają poszczególne etapy charakteryzacji. Jeon wysyłał mi też zdjęcia Jimina przy pracy, co też mi się podobało. Lubiłem tą pasję w jego oczach, nawet jeśli dla wielu wydawać by się mogło, że to tylko makijaż.
Tego dnia odkryłem w sobie niezliczone pokłady złej energii, tak zwanej zazdrości konkretniej. I czy to był początek mojego końca? Bo patrząc na ich zdjęcia, myślałem, że powinienem być tam z nimi, że powinni oni należeć do mnie, niekoniecznie też do siebie nawzajem.
Zazdrość towarzyszyła mi przez kolejne dni bez przerwy. Widząc, jak dobry kontakt mają moi współlokatorzy, potrafiłem się o to denerwować, robić niepotrzebne "spiny" o rzeczy mało ważne. Ale czy nie tak działa człowiek sam w sobie? Jak bardzo popierdolona jest ludzka natura, że chce wszystko dla siebie, dla siebie, tylko dla siebie, nie pozostawiając nic innym? Czy niezrozumiałe uczucia sprawiły, że nie umiałem już normalnie z nimi rozmawiać? Bo z każdym dniem, czułem, że oni są bliżej, a ja dalej.
- Jeśli chcesz się znów wymknąć w nocy do Jimina to nie musisz czekać aż zasnę - powiedziałem pewnego razu obojętnym tonem głosu, w środku walcząc o niewybuchnięcie niepohamowanym płaczem. - Z resztą, nie wiem, co wy tam robicie.
- Tylko śpimy - obronił się od razu Jeongguk, nawet nie zaprzeczając temu, że faktycznie miał zamiar iść do blondyna. - Naprawdę.
- Ale i tak, możesz już do niego iść.
- Właściwie to dziś Jimin-hyung miał przyjść tutaj. Czy to w porządku?
Krew we mnie zawrzała, ale nie dałem tego po sobie poznać. Wzruszyłem tylko ramionami, skupiając się na czytaniu notatek od Sany, która swoją drogą coraz częściej do mnie pisała. A to, z zapytaniem, a to z propozycją wyjścia, lecz jak dotąd jej próby kończyły się fiaskiem.
Gdy Park w końcu pojawił się w pokoju, miał na sobie swój standardowy strój do spania; długą bluzkę, majtki pod nią schowane i skarpetki. Gdy wszedł do pokoju, od razu skierował się do mnie na łóżko, co lekko podirytowało młodszego. Wtulił się w mój bok i zerknął do notatek.
- Co robisz, Tae?
- Uczę się.
- Ładnie piszesz, to twoje notatki?
- Sany.
- Sany?
- Koleżanki z roku.
- Ale chyba nie jesteś z nią blisko, co?
- Dlaczego pytasz?
- Jestem zazdrosny - powiedział, i wydął wargę.
Ach no tak. Czyli tak to działało? Ja zazdrosny byłem o ich kontakt, Jimin o mój z Saną, a Kook o mój z Jiminem? Pojebane, to mało powiedziane. Spojrzałem na świecącą się od kremu nawilżającego twarz Jimina i starłem mu krem z czoła.
- Ej! - krzyknął i zasłonił je, zaraz potem rozcierając krem, by był równo.
- Przychodzisz do nas tak sobie, Jiminie. Też jestem zazdrosny - powiedziałem mu, rozmasowując krem po jego policzkach. Chłopak mruknął na to niezadowolony, ale nie powstrzymał mnie. Gdy zarówno jego policzki, czoło, nos jak i broda były już wolne od nadmiaru kremu, śliskimi od niego palcami przejechałem po jego ustach. Były naprawdę śliczne, w życiu nie widziałem ładniejszych. - Nie poświęcasz mi ostatnio czasu, tylko Kookiemu. Nieładnie.
Kątem oka zobaczyłem, jak Jeon wstaje z łóżka i przenosi się na moje.
- To ty mi nie poświęcasz uwagi - żachnął się Park i wstał, by móc po chwili położyć się na mojej klatce piersiowej. - I przez ciebie Jeonggukie też będzie zaraz zazdrosny.
- Już jestem - mruknął tancerz, a ja się zaśmiałem.
- To nie jest normalne - powiedziałem, znów niczym zahipnotyzowany przejeżdżając palcem po tym razem górnej wardze Jimina. Oblizałem usta. - Jesteśmy wariatami. Na kogo ty kurwa lecisz? Na mnie, czy na niego? - zapytałem w końcu wkurzony, wskazując ruchem głowy na młodszego.
- Czy to źle, że nie mogę się zdecydować? - zapytał Jimin, patrząc na mnie poważnie.
- Nie wiem. Nie wiem, Jezu, nie mam pojęcia, ale mam chyba tak samo.
- Chcesz mi powiedzieć, hyung, że ci się podobam? - zapytał Jeongguk, patrząc na mnie przestraszony. - I tobie też, hyung? - zwrócił się do Jimina.
- Wiecie co? Ja idę spać - powiedziałem, odsuwając się trochę od Jimina, który wydawał się być teraz urażony. - A wy możecie sobie robić co wam się żywnie podoba, byle nie na łóżku obok mnie.
- Taehyungie chyba myśli, że będziemy się koło niego zabawiać - zaśmiał się Park, nie odpuszczając, przytulając się do moich pleców. - Nie musisz się martwić, Tae. Dziś co innego zaplanowałem.
- Niby co, kurwa?
- I po co ta agresja? Rzadko ci się zdarza przeklinać, Taehyungie. Nie musisz się tak denerwować.
Wiedziałem, że znów gra w tą swoją grę, polegającą na testowaniu mojej cierpliwości, ale miałem już dość. Byłem zmęczony, wkurzony, a następnego dnia czekała mnie nie tylko beznadziejna uczelnia, ale i praca, a na dodatek dość poważna rozmowa z mamą przez telefon, bo musiałem uciec się do tego, by poprosić ją o pożyczenie pieniędzy, czego nie chciałem robić. A Jimin tylko wszystko utrudniał.
Wiedziałem, że jest dość specyficzną osobą. Potrzebuje uwagi i lubi być w centrum zainteresowania. W dodatku nie tylko mojego i Jeona, ale i najwyraźniej innych też. Skoro co jakiś czas pachniał innymi perfumami, na pewno nie ograniczał się do spotkań z nami. Chciałem go lepiej poznać, zrozumieć, ale on mówił mi tylko to, co chciał, zawsze unikając niewygodnej prawdy, nie dając mi odpowiednio blisko podejść. A Jeongguk był pod tym kątem podobny. W dodatku od początku przejawiał wyjątkowe zainteresowanie Parkiem, do którego nie chciał się przyznać, co trochę mnie wkurzało. Bo co jeśli oni obaj chcieli od siebie czegoś więcej, a ja byłem tym piątym kołem u wozu? Ale skoro tak, to dlaczego wydawało mi się, że czasami i na mnie im zależy?
Chociaż kiedyś wydawało mi się, że Yoongiemu też na mnie zależy. A jak się okazało, wyhodowane przez niego jabłuszka wcale nie były smaczne, a niestrawności po nich musiałem leczyć dość długi czas.
Ale ani Jimin, ani Jeongguk nie byli tacy jak Yoongi.
- Jimin, chcę iść spać - mruknąłem, czując jak opadam z sił. - Daj mi spokój.
- A możemy z tobą spać?
Nie odpowiedziałem na to, bo najwyraźniej chłopak sam sobie odpowiedział. Wlazł pod moją kołdrę i przylgnął do mojego ciała. Resztki jego kremu na pewno wcierały mi się teraz w koszulkę. Jeongguk zgasił światło, a potem położył się za Jiminem, obejmując naszą dwójkę.
Przełknąłem jedynie ślinę, czując jak znów przegrywam tą walkę, daję się pociągnąć w dół, na samo dno otchłani zwanej złudną nadzieją. Ale wtedy ich zapachy, ich ciepło, nawet sama obecność były kojące, tak bardzo mi potrzebne. Bo chciałem czuć się bezpiecznie.
|Następny w środę! :) |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top