|I| eva

|4,3k|


Nawet, gdy wiemy, że prowadzi nas to do grzechu, czasami nie jesteśmy w stanie się oprzeć i świadomie przyjmujemy całą oferowaną nam dawkę trucizny, która wypełnia nasze żyły, wypełnia płuca, wypełnia nasze głowy, aż w końcu zaczynamy żałować, że pokusa była silniejsza.






Mieszkanie w jednym pokoju z Jeonggukiem okazało się trudniejsze niż początkowo zakładałem. Sęk w tym, że nie z tak błahych powodów, jak chociażby bałagan, który w określonych ilościach był dla nas obu do zniesienia. Problemem z jakim przyszło mi się mierzyć były własne myśli, bowiem nigdy nie byłem tak rozkojarzony, jak przy tym chłopaku, który drobnymi gestami potrafił całkowicie mnie zdekoncentrować. Wystarczyło, że wchodził do pokoju, leżał na łóżku i słuchał muzyki, czy zwyczajnie się przebierał. Choć to trzecie akurat było wyjątkowo uciążliwe, bowiem wmawianie sobie, że wcale mnie on nie obchodzi stało się wręcz niemożliwe. A co śmieszniejsze, taki sam problem miałem z Jiminem, którego widywałem również w pracy, którą ostatecznie sam mi załatwił.

Bar był faktycznie niedaleko, w dodatku nie był zbyt popularną miejscówką w Seulu, przez co klienci nie byli tacy wymagający. Po kilku dniach dało się zauważyć, że większość z nich to stali bywalcy, inni natomiast przychodzili dla Jimina. Przynajmniej takie miałem wrażenie. Wiele osób z nim flirtowało, czego on sam zdawał się nie dostrzegać. Chociaż nie. Sam już nie wiedziałem, bo z jednej strony wydawał mi się często zawstydzony zalotami zarówno mężczyzn, którzy w takich miastach byli bardziej odważni, niż na zapyziałych mieścinach, jak i kobiet, które znacznie częściej dawały mu do zrozumienia, że są zainteresowane. Cóż, on nie był. Klienci i do mnie się kleili, ale zazwyczaj Jimin wtedy ich odciągał, tłumaczył, że jestem nowy i tak dalej. Gdy byłem na zmianie bez niego, bywało już różnie, ale radziłem sobie. Byłem dużym chłopcem.

Sam Park był wyjątkowy, z resztą tak samo jak Jeon. Nie potrafiłem wskazać ludzi, którzy działali na mnie tak jak oni. I zaczynałem się tego obawiać z bardzo prostej przyczyny. Nie umiałem zdecydować się na żadnego z nich.

Gdybym był zakochany, lub chociaż zauroczony w jednym, na pewno zacząłbym działać, czyli jakoś zbliżać się do któregoś, próbować poznać i do siebie przekonać. A tak to nie dość, że bałem się jakiejkolwiek głębszej interakcji, to jeszcze zaczynałem zauważać, że oni siebie nawzajem też bardzo polubili. I tak nie miałem pewności, czy są w ogóle zainteresowani płcią przeciwną, a nawet jeśli to czy akurat ja jestem w ich guście, ale podejrzewałem, że Jimin jest gejem. Pomijając to, że się malował, co jednak było nietypowe, jak na chłopaka, to w ogóle był troszkę inny. Jakby delikatny i zadziorny jednocześnie, co jedynie jeszcze bardziej mnie kręciło. Bycie Jiminem musiało być w każdym razie ciekawe. Chłopak codziennie miał inny nastrój. Czasami zachowywał się jak potulny kotek, który jedyne czego chce to przytulania i głaskania, a drugiego dnia za jakikolwiek miły gest był w stanie wydrapać ci oczy. Widywałem takie jego wahania nastrojów w pracy. Z jednymi adoratorami rozmawiał, nawet po kryjomu puszczał im oczka, by później na ich oczach podrzeć kartkę z numerem telefonu, uśmiechając się przy tym diabelnie, mówiąc na odchodne "zapomnij gościu". Innych natomiast zbywał szybkim komentarzem, parsknięciem, czy niezadowoloną miną. I nie zawsze chodziło akurat o samego klienta. Bo i tym przystojnym potrafił dać kosza. Bolesnego, bezprecedensowego kosza. Ale mimo wszystko, uważałem, że Jimin uwielbia to, gdy ktoś go adoruje. Centrum uwagi było jego ulubionym miejscem, w którym z resztą często bywał. Każdy, z kim rozmawiał i przebywał, stawiał go na piedestale i ja łapałem się na tym, że też tak robię. Chyba że chodziło o Jeongguka, bo wtedy głupiałem.

Jeon był dość cichy. Przynajmniej z początku. Gdy z nim rozmawiałem, często miewałem wrażenie, że jest na czymś bardzo skupiony. I wielokrotnie wydawało mi się, że tym czymś są moje usta, ale nie wyciągałem pochopnych wniosków. Nauczyłem się już, że one często są zgubne. Zapach i smak jabłek znałem aż za dobrze, ale gdy sytuacja z młodszym zaczęła się powtarzać, nie wytrzymałem.

- Dlaczego tak się na mnie patrzysz?

- Rozmawiamy, więc to chyba normalne, że się patrzę - odparł, nawet nie wzruszony. A pamiętałem, że zaledwie dwa tygodnie wcześniej, gdy się poznaliśmy potrafił się peszyć i zawstydzać. Teraz był bardziej pewny siebie.

- Ale patrzysz się tak... no wiesz.

- Nie wiem, hyung - odparł, wracając do grzebania w telefonie, jak przed naszą konwersacją. Uznałem, że nie chce ze mną dalej rozmawiać. Ewidentnie mnie zbył, więc i ja nie ośmieszałem się dalej.

- Chłopaki! - krzyknął Jimin z kuchni, więc obaj zwlekliśmy się z naszych łóżek. - Co wam mówiłem o kocie?

- Żeby tu nie sypiał - odparłem, opierając się o blat, mierząc wzrokiem blondwłosego, który nadal miał na sobie nasz strój do pracy; białą koszulę, czarne szelki i muchę.

- No - rzucił Jimin, siadając na parapecie, jak to miał w zwyczaju. - Sąsiadka mnie zaczepiła na klatce, że znowu nie wrócił na noc.

- To chyba moja wina, hyung - przyznał się Jeongguk, w którego stronę się odwróciłem. Był teraz wpatrzony w Jimina, jego oczy świeciły się, a wargę miał przygryzioną. Zaschło mi w gardle, bo przecież chwilę temu patrzył się tak na mnie. - Przepraszam.

- Nie szkodzi, tylko teraz o tym pamiętaj, dobrze? - odparł Park, nie zaszczycając nas spojrzeniem. Wstał po chwili z parapetu i podszedł do kuchenki, na której stała wcześniej przygotowana przeze mnie zupa. - Tae, gotowałeś?

- Tak, możesz zjeść.

- O! Na pewno? Nie chcę ci wyjadać - powiedział, zanurzając łyżkę, by wymieszać zupę.

- Spoko, specjalnie zrobiłem więcej. Kook, ty też zjedz.

- Nie jestem głodny, hyung.

- Nie wygłupiaj się - rzuciłem i sam wyjąłem dla niego miskę. - Jeszcze dziś nie jadłeś.

Chłopak bez marudzenia usiadł do stołu w kuchni. By nie odstawać, sam też zająłem miejsce, naprzeciwko niego. Jimin pochwalił moją zupę, w dodatku ponarzekał, na nowe drinki w karcie, które są według niego niedobre. Potem wyjaśnił, że muszę nauczyć się kilku kolejnych, bo od przyszłego tygodnia będę zostawał częściej sam na barze.

- Grafik wyślij do menagera jutro, okey? - przypomniał mi jeszcze, a potem podziękował za posiłek i włożył swoje i Jeonguka puste naczynia do zlewu.

- Ja pozmywam - zaoferował się młodszy i stanął koło Parka. Ich różnica wzrostu znów rzuciła mi się w oczy. Tak samo, jak różowe policzki starszego i maślane oczy bruneta. - Pomożesz mi hyung z angielskim? - zapytał, a Jimin przytaknął.

Po kilku minutach siedzieliśmy już w naszym pokoju. Ja udawałem, że czytam notatki na jutrzejszą wejściówkę z matematyki, a Jimin tłumaczył coś Jeonggukowi, co jakiś czas pytając czy mówi dobrze. W końcu sam przesiadłem się do nich na łóżko i zerknąłem na zadania młodszego.

- Tu masz źle. - Wskazałem palcem na ostatni przykład. - Zapomniałeś o odmianie.

Jeongguk kiwnął głową i poprawił błąd.

Siedzieliśmy oparci o ścianę. Łóżko nie było duże, więc byliśmy dość blisko. Z tej odległości czułem słodki zapach perfum Jimina, który mieszał się z tym Jeona, bardziej piżmowym. Przełknąłem głośno ślinę, gdy młodszy spojrzał na mnie i znów przygryzł wargę. Miał lekko spierzchnięte wargi, ale na pewno słodkie. Na pewno miękkie. Kuszące.

- Taehyungie jest na sto procent lepszy z angielskiego - powiedział w końcu Jimin, przez co zwrócił moją uwagę. Patrzył na nas i się uśmiechał. - Chyba nie będę ci już potrzebny.

- Nie! - prawie krzyknął Jeon. - Będziesz, hyung.

- Wolałbym jednak żebyś szybko zrobił to zadanie i miał z głowy, bo chyba nie możesz się skupić, co Jeonggukie?

Brunet odchrząknął, a potem znów wlepił wzrok w podręcznik. Jego policzki lekko się zaróżowiły, ale dosłownie na moment. Jakby przypomniał sobie, że ma się nie wstydzić.

- Przepraszam, hyung - powiedział, a potem Jimin pogłaskał go po włosach i wyszedł.

Dokończyliśmy zadanie, które okazało się łatwiejsze niż poprzednie, a potem Jeon zaproponował byśmy w coś pograli. Przenieśliśmy się więc do salonu i odpaliliśmy konsolę. Gówniarz był dobry we wszystko, tylko nie wyścigi, więc wygrywałem tylko w tą jedną grę. Jak to przy dobrej zabawie, nim się obejrzałem był już wieczór. I to dość późny. Jeongguk szybko się zawinął i poszedł do pokoju, a mi zostało poczekać na łazienkę, aż Jimin z niej wyjdzie. Zapukałem, by zapytać, czy długo jeszcze mu zejdzie, bo sam musiałem wcześnie wstać. Wtedy otworzył drzwi i ukazał mi się z kremem na twarzy i z ręcznikiem przepasanym w biodrach. I tak jak Jeongguka kilka razy już widziałem bez koszulki, bo zazwyczaj tak zasypiał, to Jimina widziałem pierwszy raz. Nie był może tak wyrzeźbiony, jak młodszy tancerz, ale miał bardzo ładny brzuch, jasną skórę, teraz pachnącą owocowym płynem. Mył zęby.

- Już wychodzę - powiedział i pasta dostała mu się w kącik ust. Wypłukał buzię i spojrzał na mnie. Nadal miał pastę, więc zbliżyłem palec i zebrałem ją, zaraz potem uświadamiając sobie, jak to wyglądało. - Jak romantycznie - zaśmiał się Park, a ja spaliłem przysłowiowego buraka. - Sorki, że tak długo tu siedzę, ale myślałem, że będziecie jeszcze grać.

- Właśnie skończyliśmy.

- Masz zajęcia na rano? - Przytaknąłem. - Szkoda. Myślałem, że znajdziesz dla mnie jeszcze chwilkę.

- Potrzebujesz mnie?

- Chcę wiedzieć, którą koszulę ubrać na apel jutro. Mamy jakiegoś ważnego gościa na uczelni - wyjaśnił i zaprowadził mnie do siebie. Z całych sił starałem się nie patrzeć na jego zakryty jedynie ręcznikiem tyłek, ale pokusa była zbyt silna. - Ta? - zapytał, pokazując leżącą na łóżku szarą koszulę. - Czy ta? - Wskazał na wiszącą na wieszaku koło szafy różową.

- Ta. - Wybrałem tą z wieszaka. - Podkreśli twoją skórę. Taką... jasną. I usta.

- Usta?

- Masz takie różowe czasami.

- Bo lekko maluję. Czasami.

Kiwnąłem głową i przez chwilę staliśmy tak patrząc się na siebie. Już nawet nie ukrywałem przed nim, że się gapię. Po prostu jeździłem wzrokiem po jego ślicznym ciele.

- Dzięki. Ubiorę ją - powiedział i schował drugą do szafy.

- To... ja już pójdę. Dobranoc.

Jimin uśmiechnął się delikatnie. Poszedłem do łazienki. Chłodny prysznic wziąłem w błyskawicznym tempie. Musiałem iść spać, by być przytomnym na wykładach. Stanąłem przed lustrem, pod którym walały się kosmetyki Parka. Umyłem zęby i usłyszałem, kroki. Już miałem krzyczeć, że zajęte, bo przyszło mi do głowy, że pewnie Jeongguk idzie skorzystać, ale nim się odezwałem, do łazienki wszedł Jimin. Zatkało mnie, bo przecież stałem przed nim nago, a on miał na sobie nadal tylko ręcznik. Uśmiechnął się i starł mi, jak się okazało pastę z kącika ust, a potem wspiął się na palcach i cmoknął mnie delikatnie w tamto miejsce, czyli idealnie pół na policzku, pół na wargach. Gdy się odsunął, zauważyłem, że ma jak dotąd nieznany mi błysk w oku, ale zupełnie inny, niż Jeon. Bardziej hipnotyzujący, a nie taki dziki jak u młodszego.

- Dobranoc - powiedział i wrócił do swojego pokoju.

Stałem przed lustrem jeszcze kilka minut, wmawiając sobie, że przecież to nic takiego, ale o tej porze i po czymś takim, mój mózg nie funkcjonował normalnie. A gdy wróciłem do pokoju czekała mnie druga niespodzianka. Widok Jeona z kotem, który odpoczywał na jego kołdrze. Chłopak nie spał, za to głaskał stworzenie, które mruczało co chwilę.

- Mieliśmy go nie wpuszczać na noc - powiedziałem, a Jeongguk wyraźnie posmutniał.

- Wiem, hyung, ale nie lubię spać sam.

- A w domu jak spałeś?

- Jak byłem młodszy to z jakimiś przytulankami, czy coś. Ale nie zabrałem żadnej, bo uznałem, że to przypałowe.

- Idź do Jimina, on na pewno chętnie cię przytuli - rzuciłem i schowałem się w połowie pod kołdrę. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Może dlatego, że przypomniał mi się obraz śliniącego się na widok Parka tancerza.

- Skąd ta pewność, że ja chcę, by hyung mnie przytulał?

- Widziałem, jak się na niego patrzysz. Z resztą od początku masz do niego słabość, przyznaj.

- Nie wiem, o czym mówisz, hyung.

- Czyli, że Jimin ci się nie podoba?

- Słucham? - zapytał nerwowo chłopak i w ciemnościach dostrzegłem, jak porusza się pod kołdrą po drugiej stronie pokoju.

- Nie powinienem pytać, przepraszam - odparłem.

- Teraz już za późno, hyung - mruknął Jeon, wstając z łóżka. Jak się okazało, szedł do okna, by postawić kota na parapecie od zewnątrz. Pogłaskał stworzenie i zamknął okno. Jego oddech był ciężki, a kroki ostrożne. Usiadł na brzegu mojego łóżka i wbił wzrok w swoje stopy. Moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc bez problemu zauważałem zarys sylwetki chłopaka. Znów nie miał na sobie koszulki. - Wiesz, hyung... to miała być tajemnica.

- To, że lecisz na Jimina? - dopytałem, a bijące serce Jeona słyszałem bez problemu. - To żadna tajemnica. Wystarczy mieć oczy, by wiedzieć, że nie jest ci obojętny.

- Problem w tym, że... - chłopak urwał na chwilę. - Chyba jeszcze jestem dzieciakiem, bo nie rozumiem niczego.

- Czego nie rozumiesz?

- Swoich uczuć.

- To nic złego, że podoba ci się chłopak, a już w ogóle taki jak Jimin - wytłumaczyłem mu. Mimo dziwnego kłucia w sercu, nie mogłem zostawić go bez odpowiedzi. - Jest bardzo ładny, prawda? Taki...

- Uroczy - dokończył Jeon, przekręcając głowę w moją stronę. - Jimin jest wyjątkowy.

- Tak - powiedziałem, przełykając rosnącą gulę. W gardle znów miałem kwaśno-gorzki smak, przypominający o truciźnie. Dlaczego tak często dawał o sobie znać? - Ale nie wiem, jaki masz problem.

- Nie rozumiem tego, co się ze mną dzieje. Na widok hyunga moje ciało reaguje dość niecodziennie. Spinam się, chce mu zaimponować, chce by się mną interesował. I nie mogę przestać o nim myśleć.

- Zakochałeś się.

- Sęk w tym, że nie tylko w nim - odparł młodszy, a mnie przeszedł dreszcz, którego efektem była gęsia skórka. Szukałem w głowie odpowiednich słów, ale mimo trwającej zaraz po tym ciszy, nie znalazłem odpowiednich. - Nie mów nic hyungowi, dobrze? - poprosił w końcu Jeongguk, a ja jedynie odsunąłem swoją kołdrę. Spojrzał na mnie niepewnie.

- Chodź - poprosiłem tylko, nie wiedząc czy to co robię nie jest idiotyczne. Ale chyba nie było, bo Jeon jakby odetchnął z ulgą i szybko znalazł się pod moją kołdrą.

Spaliśmy w jednym pokoju od dwóch tygodni, tyle też czasu znałem ich obydwu. Wrażenie, że znam ich całe życie nadal było tylko wrażeniem, ale w tamtym momencie potrzebowałem go koło siebie, wtulonego w mój bok, takiego zdezorientowanego i całego dla mnie.

Jako pierwszy przysunąłem się bliżej. Jego ciało było ciepłe, skóra miękka w dotyku, ale paliła mnie, gdy tylko stykała się z moją. Mimo tego, przylgnąłem do niego. Włożyłem swoją nogę między jego kolana, a potem pozwoliłem mu objąć się w pasie. Położyłem głowę na tej jego, po chwili przeczesując palcami jego ciemne włosy. Takiego samego szamponu używał Jimin. Ale wyobrażałem sobie przytulanie Parka zupełnie inaczej. Byłem pewny, że starszy byłby niczym bezbronne dziecko, domagające się całusów, ciasnego tulenia i ciepła. Jeongguk też się do mnie przytulił, ale biło od niego coś innego. Wiedziałem, że gdybym chciał się zamienić, on chętnie pozwoliłby mi ukryć się w jego ramionach. Dziś jednak to ja miałem być schronieniem.

Zasnęliśmy dość szybko, w nocy zmieniając nasze pozycje dwa razy, ale oficjalnie i tak nad ranem lądując w tej początkowej. Podczas śniadania, nie mogłem spojrzeć mu w oczy, mimo tego, że on nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby czekając na wyjaśnienia. No, dopóki do kuchni nie wszedł Jimin. Ale nie winiłem Jeongguka na zwrócenie uwagi na starszego. Sam przecież podążałem za nim wzrokiem. Zwłaszcza, że wszedł do kuchni pół nago. Miał na sobie majtki, nie bokserki, przez co krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach. Były białe, gładkie, bez żadnych udziwnień. Na górę zarzuconą miał luźną koszulkę, która podwinięta odkrywała jego płaski brzuch, wolny od włosów. Widziałem u niego w pokoju maszynki do golenia, więc spodziewałem się, że to dzięki nim był taki gładki, bo przecież nie miał zarostu na twarzy. W końcu nawet dziewczyny nie były takie idealne same w sobie.

- Dzień dobry - powiedział i od razu znalazł się przy czajniku. - Jak się spało? - zapytał, szukając swojego ulubionego, niebieskiego kubka.

- Dobrze - odparł szybko Jeongguk, zjeżdżając wzrokiem na pośladki Jimina, które były jeszcze lepiej wyeksponowane przez nietypową dla nas bieliznę. Nie skomentowałem odpowiedzi młodszego, bo nie wiedziałem, czy mówienie Parkowi o naszej niewinnej, ale jednak wspólnej nocy byłoby dobrym pomysłem.

- Ja nie mogłem spać - powiedział Jimin, opierając się o blat.

- Mogłeś do nas przyjść - powiedziałem, a wtedy Jeongguk wstał i podszedł do lodówki, z której wyjął wcześniej zrobione kanapki. Myślałem, że zapakuje je sobie do szkoły, ale on położył je na talerz i podsunął pod siedzenie po lewej ode mnie.

- Zrobiłem ci śniadanie, hyung - powiedział, a twarz Jimina rozpromieniła się.

- O! Jaki jesteś kochany, dziękuję. Tak o mnie dbacie! Jeden obiady robi, drugi śniadania, no normalnie lepszych współlokatorów mieć nie mogłem.

Przełknąłem ślinę, myśląc o tym, że Jimin nie ma pojęcia, jacy naprawdę są jego współlokatorzy. Obaj bowiem pożerają go wzrokiem i marzą o nim pod sobą, w łóżku, najlepiej bez przerwy.

Park zalał sobie kawę mlekiem i usiadł zadowolony do kanapek, które szybko pochwalił. Jeongguk musiał jednak się zbierać, więc na moment zniknął w pokoju, rzucił nam "do zobaczenia" na odchodne i wyszedł, nie chcąc spóźnić się do szkoły.

- Przepraszam za wczoraj - odezwał się Jimin, w momencie, gdy zaglądałem na dno swojego pustego już kubka. Momentalnie zapomniałem o tym, że chciałem zrobić sobie jeszcze jedną herbatę.

- Za co?

- Za tego buziaka. Nie wiem, co we mną wstąpiło - wytłumaczył się, delikatnie rumieniąc na policzkach. Znów był tym niewinnym, rozkosznym kociakiem, a nie dorosłym studentem.

- Nie szkodzi. Nie przeszkadzał mi.

- Czyli, że mogę tak robić częściej? - zapytał, powodując że z jakiegoś powodu fala nieprzyjemnego owocowego posmaku zalała mi usta. Trucizna była ledwo wyczuwalna, ale i tak nie mogłem zapomnieć jej smaku. Przełknąłem niewidzialną wydzielinę i pozbyłem się z głowy obrazu pustego dworca, ludzi wysiadających z pociągu, który odjechał tak szybko, jak się pojawił. Przestań, Tae, przecież nie ma powodu do obaw. Jimin to nie Yoongi.

- Powinieneś - rzuciłem i wstałem z krzesła, które zaszurało na starej, nierównej posadzce.

- Taehyung! - zawołał mnie Jimin, gdy byłem w połowie drogi do przedpokoju. Odwróciłem się i zobaczyłem wahanie w jego oczach. Trwało ułamek sekundy, ale było tam. Na pewno. - To daj mi całusa, na dzień dobry - powiedział, posyłając mi niewinny uśmieszek, za którym kryło się coś więcej niż tylko ochota na moje usta.

Nie zastanawiając się dłużej, pokonałem te trzy metry i patrząc na Jimina z góry, najpierw obejrzałem jego patrzące na mnie proszące oczęta, a potem lśniące od śliny, pełne usta, których smak był z pewnością uzależniający. Wraz z tym pocałunkiem, zrozumiałbym, że nie będę w stanie się od niech uwolnić. Pewnie nigdy. Ale, gdy zbliżyłem się, Jimin zaśmiał się i uciekł, w momencie, kiedy dotknąłem niepewnie jego smukłej szyi, ale tylko na moment. Nawet go nie cmoknąłem, ale dziwne uczucie, trwające chwilę, wystarczyło, bym marzył o chłopaku przez kilka kolejnych dni.

Praca była w pewnym sensie ucieczką od mieszkania, w którym kłębiło się za dożo moich myśli, zarówno dobrych, jak i tych nieprzyzwoitych. W dodatku, gdy nie było klientów, mogłem bez problemu się uczyć, z marnych ale jednak notatek, jakie robiłem na zajęciach, jeśli akurat na nich nie przysypiałem. I tego dnia, czytałem akurat zapisane na czarno zdania, mające na celu uświadomienie mi podstaw budownictwa, gdy do baru podszedł mężczyzna. Był przypadkowym klientem, zamawiającym piwo miodowe z butelki. Zapłacił i wrzucił marną resztę do słoiczka na napiwki. Wróciłem do czytania notatek, gdy zadzwonił jego telefon. Z tego, co zdążyłem podsłuchać, choć nie specjalnie to rozmawiał z żoną.

- Tak kochanie, jestem w pracy - powiedział i zaczął rozmasowywać swoje skronie.

Nie zwróciłbym na niego większej uwagi, gdyby nie młoda kobieta, która dosiadła się do niego, gdy akurat kończył rozmawiać. Przywitali się długim, tęsknym pocałunkiem, a po samym wyglądzie kobiety stwierdziłem, że jest nikim innym jak jego kochanką.

Nie znałem tego faceta, ale z jakiegoś powodu poczułem się fatalnie. Na tyle źle, że nie zauważyłem Jimina, który miał dokończyć ze mną zmianę.

- Taehyungie - powiedział i pomachał mi dłonią przed oczami. - Wszystko w porządku? - zapytał, a gdy kiwnąłem głową, zaciągnął mnie na zaplecze. - Na razie nie ma klientów - powiedział i zaczął wyciągać z torby białą, pracowniczą koszulę i szelki.

- Wszystko dobrze - odparłem, stojąc jak słup soli, gdy Park przebierał się przy mnie. Zdjął swój luźny sweterek i zastąpił go koszulą, którą zaczął powoli zapinać. Oblizałem usta. Kusił mnie, bo przecież na pewno zdążył już zauważyć, jak na niego reaguję.

Wystawiłem rękę i dotknąłem jego niezapiętego guzika. Zacząłem zapinać je od góry, pod samą szyją, by nie przyszło mu przypadkiem do głowy zostawieniu kilku centymetrów skóry na pastwę mojego wzroku. Gdy już był ubrany, podał mi szelki, które przypiąłem najpierw do jego spodni z przodu, potem z tyłu.

- Dzięki - powiedział i założył muchę, która zdecydowanie bardzo mu pasowała i paradoksalnie odejmowała lat. Zazwyczaj krawaty i muchy ich dodawały. Ale Jimin pod każdym względem był wyjątkowy. - Myślisz, że będzie ruch?

- Nie. Myślę, że będzie spokojnie.

Stanęliśmy za barem. Jimin na dzień dobry zrobił sobie drinka z rumem i colą. Dokroiłem mu cytryny, bo chciał by napój miał lekko kwaśny smak. Taki był smaczniejszy.

- Marzyłem o tym drinku całe popołudnie - powiedział i zaśmiał się, opierając o ladę z wódką. - Na zajęciach było dziś ciężko, myślałem, że oszaleję.

- Aż tak?

- No! Znowu ćwiczyliśmy te prace z lateksem, a on wcale nie układa się tak, jakbym chciał - mruknął i opróżnił swoją szklankę do połowy. Jabłko Adama poruszało się z gracją, gdy przełykał alkohol.

- U mnie też było beznadziejnie. Za dużo matmy, za dużo liczb - poskarżyłem się, a wtedy do baru podeszła grupka dziewcząt prosząc o drinki. Jimin zrobił dwa z nich, kładąc je potem na blacie bez grama uśmiechu na ustach. Policzyłem klientkom normalną cenę i spojrzałem na chłopaka. Dopiero teraz zauważyłem, że miał lekko pomarańczową szyję. - Makijaż? - zapytałem, gdy kolejka się rozeszła, dotykając plamy pod jego szczęką.

- Ach, pewnie tak. Dziś testowałem nowy podkład, ale utlenia się. Tobie by pasował, jesteś ciemniejszy od mnie.

- Ty po prostu jesteś bladziutki - rzuciłem, zabierając chłopakowi drinka. Skrzywiłem się po jednym łyku. - O matko, jaki mocny. Ile ty tego tam wlałeś?

- Cztery pięćdziesiątki i jeszcze trochę - zaśmiał się, zabierając mi szklankę. - Ale ten rum ma tylko trzydzieści pięć.

- Tylko - powtórzyłem i usiadłem na stołku koło lodówki z piwem. Zajrzałem znów do notatek, wiedząc, że teraz przy Jiminie i tak się nie skupię.

- Pogadaj ze mną - od razu mruknął, opierając się zaraz koło mnie, sadzając swój okrągły tyłek na roboczym blacie. - Poświęć mi trochę uwagi.

- Nie poświęcam ci?

- Za mało - odparł i wypił do końca drinka. - Opowiedz mi coś, skoro nie ma klientów.

- Na pewno nie musimy nic zrobić? Nie wiem, uzupełnić beczki, zetrzeć stoliki, czy coś?

- Przecież jest czysto, Taehyungie - powiedział, przewracając oczami.

- Okey, to co chcesz wiedzieć.

- Dlaczego nie zaprzyjaźniłeś się z nikim z twojego roku?

- Zakolegowałem się z dwoma chłopakami i jedną dziewczyną, ale to za szybko, by nazwać ich przyjaciółmi.

- To dlaczego nigdy ich nie przyprowadziłeś?

- Jiminie, bo znam ich trzy tygodnie. To za szybko.

- Więc mnie też nie uważasz za przyjaciela?

- Nie wiem. A ty mnie?

- Oczywiście! - oburzył się i zaczął kroić cytrynę, która wylądowała w jego pustym już szkle. Sięgnął po rum. Zrobił kolejnego drinka, którego szybko zaczął smakować. - Ty i Jeonggukie jesteście moi, przecież wiesz.

- Jesteśmy twoi - powiedziałem za nim, z on uśmiechnął się, po chwili oblizując usta.

- No. Moi.

Nie wnikałem wtedy w głębszy sens słów Jimina, bo zwaliła nam się na głowę kolejka. Jakaś grupa dorosłych postanowiła zrobić sobie zjazd, a było ich cholernie dużo. Jakby tego było mało, jeden z mężczyzn chyba nie do końca polubił Parka. Rzucił w jego stronę parę niemiłych komentarzy, związanych z jego pomalowanymi policzkami i oczami. Choć przyznam, że Jimin nie miał mocnego makijażu, to jednak pomarańczowy cień, dający lekki brzoskwiniowy kolor był niecodzienny.

Park miał dwie opcje. Pierwszą z nich było potraktowanie faceta jak tą rzeszę adoratorów, czyli chamsko, krótko i bez przebaczenia. Ale tego dnia wybrał drugą opcję, czyli zawstydził się, nie mówiąc nic na swoją obronę.

- Czy dla pana to wszystko? - zapytałem, zabierając pieniądze za dwa piwa i sok.

- Dla mnie tak, ale koleżanka pyta, skąd ten twój kumpel ma taki świecący polik. Obrabowałeś kosmetyczkę? - zaśmiał się z dość nieudolnego żartu, ale jego znajomi byli bardziej zajęci alkoholem niż makijażem barmana.

- Jeśli już pan nie kupuje, to niech się pan przesunie, bo są też inni klienci - odparłem, najdelikatniej jak mogłem, bo i mnie zaczął już działać na nerwy. Potem spojrzałem na zawstydzonego Jimina, który przysięgam, był jednym z najsłodszych widoków na świecie. Gdy obsłużyłem dwóch kolejnych facetów, zabrałem starszego na zaplecze, by mógł ochłonąć. Zdążyłem też zauważyć, że zamiast końcówki drugiego drinka, sączy już połowę trzeciego. - Wszystko dobrze?

- Nie. Ten palant mnie wkurzył - powiedział, dopiero teraz pokazując pazurki. - Smutno mi teraz - mruknął i obrażony usiadł na skrzyni z pustymi butelkami. - Pocieszysz mnie?

- Jak?

- Możesz mnie przytulić - odparł, uśmiechając się, wyciągając do mnie ręce niczym małe dziecko.

Nie mogłem mu odmówić. Był lekko pijany, zdenerwowany, potrzebował uwagi, którą chciałem mu zapewnić. Schyliłem się, by go przytulić, ale potem skarciłem się za bycie zbyt podatnym na jego humorki i żądania, na razie tak niewinne, jak całusy, czy tulenie. Z czasem, zachcianki Jimina mogły stać się poważniejsze. Obawiałem się tego.

Bałem się, że koszyk jabłek, jakimi mnie karmił zacznie pękać w szwach.



| Ostatnio mi wbiło 200 obserwujących, więc pomyślałam, że miło będzie, jak podziękuję.

Więc dziękuję :)

Cieszę się, że podobają Wam się moje prace i, że jesteście ciekawi kolejnych. Nie jestem dobra w takich notkach od serca, więc jeszcze raz dziękuję i przypominam, że następny rozdział za sześć dni, czyli w piątek! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top