|I| cuts

|4,1k|


Zerwał się wiatr i wszystkie jabłka spadły na ziemię.



Pociąg w kierunku stacji Seul Główna odjedzie ze stacji Daegu Wschód o godzinie trzynastej pięć, z peronu ósmego - zabrzmiało, gdy akurat chodziłem po podziemiu dworca w poszukiwaniu peronu. Był tu mały remont i przeniesiono kilka punktów, więc i moja orientacja w terenie przez to ucierpiała. Dotarłem na miejsce w porę, bo pociąg jednak nie miał opóźnienia, jak zakładałem. Ostatni raz rzuciłem okiem na zachmurzone, szare niebo, tak typowe dla tej pory roku i w myślach pożegnałem się z miastem. Wróciłem do Seulu.

Kolejne dni były tak wspaniałe, że do końca nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Mieliśmy wolne od uczelni, szkoły, treningów i wszystkich tych głupot, więc spędzaliśmy czas na graniu, jedzeniu, obijaniu się i na seksie. Przede wszystkim na seksie.

Bardzo tęskniłem za tą dwójką gamoni, nawet jeśli nasza rozłąka nie trwała długo. Chyba za bardzo się do nich zdążyłem przyzwyczaić, do ich marudzenia, głupich żartów, do chrapania Jeongguka i syfu, jaki robił Jimin. Dlatego cieszyłem się z przerwy, która trwała do końca roku. Co prawda ciągle chodziłem do pracy, z reszta tak samo jak Park, ale nie miewaliśmy dłuższych zmian niż tych ośmiogodzinnych. A po nich zazwyczaj i tak mieliśmy siłę, by porobić coś w domu. Na sylwestra postanowiliśmy zaprosić do siebie kilkoro znajomych. Jimin to zaproponował, bo jak się okazało obiecał Jinowi imprezę już w zeszłym roku. Na jego liście było dość sporo nazwisk, głównie dziewcząt, bo na jego roku mężczyzn było, jak na lekarstwo, ale za to Jeon nadrabiał. Trzymał się co prawda głownie z Hoseokiem, ale miał też dwóch innych kumpli, o których wspominał. Ja myślałem jedynie o Kaiu i Sebinie, bo Sana nie wchodziła w grę, mimo że to z nią spędzałem najwięcej czasu na uczelni. Ostatecznie zaprosiliśmy dużo więcej osób, niż nasze małe mieszkanie mogło pomieścić, ale wiedzieliśmy, że spora część odpadnie. Dwa dni przed sylwestrem wiedzieliśmy na pewno, że oprócz nas będzie jeszcze siedem osób; Jin, Hyolyn, Eunji i Seulgi czyli znajomi Jimina, Hoseok wraz ze swoją dziewczyną - Yewon i Woohee - znajomi Jeongguka. Było mi trochę przykro, że ani Kai, ani Sebin nie mogli wpaść jako moi goście, ale nie miałem im tego za złe. W końcu i tak dość późno poinformowałem ich o tym, że w ogóle ich do siebie zapraszam. Z resztą, dla mnie najważniejsi byli jednak moi współlokatorzy.

Sprzątnięcie mieszkania przed sylwestrem nie zajęło nam zbyt dużo czasu. Cóż, delikatnie to olewałem, bo wiedziałem, że następnego dnia będziemy mieli jeszcze większy zapieprz, bo na podłodze będą walały się rozsypane chipsy i paluszki.

Jimin przeżywał bardzo swój strój, bo przecież nie mógł się pokazać w najzwyklejszym outficie. Musiało to być coś wyjątkowego. Dlatego biegałem z nim po sklepach jeszcze ostatniego dnia grudnia. Gdy w końcu dorwał jakąś koszulę, okazywało się, że jest albo za droga, albo za duża, bo jego drobne ciało wymagało najmniejszych rozmiarów. Już mieliśmy się poddać, gdy na naszej drodze stanął wielki, czerwony napis: wyprzedaż. Byliśmy zgubieni.

Wyszliśmy z galerii z dwoma koszulami dla Jimina, trzema dla mnie, bo Park zagroził, że jak ich nie wezmę to je ukradnie i jedną dla Jeongguka, bo nie byliśmy pewni, czy on w ogóle lubi koszule. Trafiliśmy z rozmiarem, w dodatku krój idealnie podkreślał sylwetkę młodszego. Jimin pędził dwie godziny przed lustrem, by każdy drobny brokacik pasował, jak ulał do jego błękitnej koszuli z podwijanymi rękawami. Ostatecznie blondyn wyglądał, jak cukiereczek, Jeon jak bóg śmierci, a ja jak pan i władca tego bloku, co podkreślała moja złota marynarka. Alkohol wylądował na stole, przekąski zostały wysypane do misek, a sałatki dumnie zajmowały miejsce na wyprasowanym wcześniej obrusie. Przyszli goście.

Jin-hyung był bardzo zabawnym gościem, przynajmniej według mnie. Park ostrzegał, że zdarzało mu się puścić jakiegoś suchara, ale ja bardzo ceniłem sobie takich pozytywnie zakręconych ludzi. W dodatku zaimponował mi pieczenią, którą przytargał do naszego mieszkania z drugiego końca Seulu. Była pyszna. Koleżanki Jimina były też bardzo w porządku. Eunji wydawała się być z początku arogancka, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Tak serio to ciągle się śmiała i podrywała Jin-hyunga, co nawet ja zauważyłem. Seulgi była wyjątkowo piękna. Piła, jak za trzech, tańczyła z Hoseokiem i jego dziewczyną do białego rana. Hyolyn nie zdążyłem dobrze poznać, bo gdy impreza zaczęła się rozkręcać, gorzej się poczuła. Chwilę po północy pojechała do domu, choć nie wypiła nawet kieliszka. Bardzo polubiłem Hoseok i to ze wzajemnością. Tryskała z niego energia, którą zarażał innych, za co byłem mu wdzięczny. Przy nim czułem się, jakbym znał wszystkich dookoła od wielu lat, a nie od godziny, czy dwóch. Jedyne co, to miał słabą głowę, do czego się przyznawał. Jego dziewczyna była dużo cichsza, ale gdy chwile się z nią porozmawiało, można było zauważyć, że też ma coś ciekawego do powiedzenia. Co nie umknęło mojej uwadze, była bardzo podoba do Sany; szczupły brzuch, niewielki biust, długie paznokcie i nawyk zaczesywania włosów za ucho. No i był jeszcze Woohee, który przyprawił mnie o zawał serca już na samym starcie.

Gdy goście przyszli, byłem u siebie w pokoju. Udali się do naszego niewielkiego salonu i wtedy wyszedłem, by się przywitać. Chłopak stał tyłem i rozmawiał z Jeonggukiem, ale gdy go zobaczyłem, moje serce momentalnie stanęło. Od tyłu wyglądał, jak Yoongi. Był mniej więcej tego samego wzrostu, miał tak samo jak kiedyś Min pofarbowane na miętowo włosy, był drobny i miał na sobie kurtkę z napisem "No way, okay?". Yoongi taką miał. Pamiętałem ją bardzo dobrze, bo była ostatnią rzeczą, jaką u niego widziałem.

Widok jego pleców, gdy wsiadał do pociągu i już się nie odwrócił. Nie pomachał na "do widzenia". I ten napis.

Okey?

Ale gdy tylko Woohee się odwrócił, odkryłem że jest nikim innym, jak zwykłym kumplem Jeongguka, który po prostu lubi ten sam zespół, co mój były chłopak i kocha się w kolorze miętowym. Z twarzy w ogóle nie byli do siebie podobni.

Przełknąłem gorzki smak jabłek i uśmiechnąłem się, przedstawiając tancerzowi.

Taehyung jestem, a ty? Ty masz na imię Yoongi, tak? Tak? Oj kurwa, wiem że to nie ty, ale ta kurtka, ta jebana kurtka tego dnia na dworcu... Czemu to zrobiłeś? Nie wiesz, jak bardzo cię wtedy kochałem? Jak mogłeś do tego doprowa...

- Jestem Taehyung - powiedziałem i wyciągnąłem przed siebie dłoń.

- Woohee.

Nie kłam, nazywasz się inaczej. Albo nie. Po postu masz jego kurtkę. Masz też ten ohydny kolor na głowie, ja pierdole co ty tu robisz? Wyjdź natychmiast, wypierdalaj!

- Ładnie tu macie - rzucił chłopak i Jeongguk spojrzał na mnie z wielkim znakiem zapytania nad głową.

- Hyung, wszystko dobrze? Pobladłeś.

- Jest okey. Dzięki.

Upiłem się.

Nie bardziej niż Jimin, ale upiłem się. Pamiętam, jak tańczyłem, najpierw z Jeonem, potem Parkiem. Nawet raz z Seulgi. Potem były kolejne kieliszki, pełne po same brzegi aż się z nich wylewało. Gdy Korea świętowała pierwsze sekundy Nowego Roku, przyglądałem się z zaciekawieniem fajerwerkom na niebie i starałem się nie zwymiotować za okno, lub tym bardziej w mieszkaniu.

Odgłos wybuchających petard rozsadzał mi głowę, a wszystko dookoła zaczęło powoli zwalniać. Zwalniać, zwalniać, jeszcze wolniej, jeszcze, jeszcze troszeczkę, aż w końcu twarze gości zastygły w bezruchu.

Mrugnąłem parę razy, nie wiedząc do końca co się dzieje. Otarłem twarz dłonią. Byłem lekko spocony, a moje oczy nie potrafiły skupić się na jednym punkcie na dłużej niż minutę, ale byłem pewny, że nagle wszystko stanęło. Jak zatrzymana klatka w filmie.

Ktoś się śmieje, lecz jego usta nie poruszają się. Jimin tańczy, a jego koszula jest lekko podwinięta. Materiał zastygł w powietrzu, tak samo jak i drobne ciało Parka. Jeongguk trzyma kieliszka przy ustach, Hoseok wkłada do ust koreczek z sera i zielonej oliwki, Hyolyn jest o krok od potknięcia się o czyjąś torebkę na podłodze. Ale nikt się nie rusza.

Co się dzieje?

- Nic się nie dzieje, Taehyung, to tylko twoja wyobraźnia - słyszę koło ucha, lecz gdy odwracam się w bok, by dostrzec źródło głosu, nagle cichy szept znika. Patrzę przed siebie. Nikt z ludzi się nie poruszył. - To nic wielkiego - słyszę znów, czując jak kwaśny odór dociera do mojego nosa. Chcę wymiotować. - Po prostu jesteś pojebany - śmieje się wyimaginowany Min Yoongi, który opiera się o ścianę koło okna.

Ma założone na piersi ręce i wygląda tak jak wtedy, gdy widziałem go po raz ostatni. Patrzy na mnie z wyrazem godnym pożałowania. Śmieje się, ukazując swój gummy smile. Cały pokój pachnie jabłkami.

- Jesteś nienormalny - mówi, odbijając się od ściany. Mija Hyolyn, nie dotykając nawet jej wystawionej nogi, odzianej w fikuśną rajstopkę, potem Jimina, który nadal czeka na kontynuację piosenki, potem tych, co siedzą na kanapie. Mierzwi Jeonggukowi włosy. Zatrzymuje się metr ode mnie. To Yoongi. To on. Jestem pewny. Stoi przede mną i szydzi, śmieje się, jakby właśnie ktoś uraczył go wyśmienitym dowcipem. - Jesteś taki pojebany, boże, że też wcześniej tego nie zauważyłem - mówi, dalej skręcając się ze śmiechu. Wystawiam dłoń, by go dotknąć, a wtedy on wystawia swoją. Z przerażeniem odkrywam, że ta jego jest zimna jak lód.

- Y-Yoongi - mówię, choć głos mi drży. W uszach mi szumi, więc ledwo słyszę własne słowa.

- Tak bardzo tęskniłeś za smakiem jabłek, ty skretyniały dzieciaku, że znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce? - pyta, zaciskając palce na mojej dłoni. Wbija paznokcie w skórę. Popycha mnie wprost na otwarte okno. Prawie przez nie wylatuje. I już, już otwieram usta, by krzyczeć, ale wtedy odciera do mnie muzyka.

Jimin znów tańczył koło stołu pełnego jedzenia i alkoholu. Usłyszałem śmiech Seulgi, potem Hyolyn się potknęła. Jeongguk wypił zawartość kieliszka, a Hoseok prawie udławił się oliwką. A ja stałem koło okna, jak idiota, z wyciągniętą przed siebie ręką, na której był ślad po paznokciach. Mroźne powietrze wpadło do mieszkania i przytuliło moje spocone ciało. Zadrżałem. Impreza trwała w najlepsze, a wystrzały fajerwerków zagłuszały rozmowy gości. Jedynym niezmiennym elementem był zapach - nic innego, jak doskonale mi znany swąd jabłek.

Kilka minut później, prawie wyplułem płuca w łazience, wymiotując do muszli, ostatecznie koło niej zasypiając, wmawiając sobie, że halucynacja była objawem zatrucia alkoholowego.

Nie ma na świecie nic gorszego od sprzątania po imprezie. Następnego dnia po sylwestrze, razem z moimi współlokatorami wziąłem się za ogarnianie mieszkania. Był syf, bo przecież tu się komuś coś wylało, tu coś komuś spadło, a to okruszki po paluszkach walały się po kanapie. Kuchnia była w nieładzie, a łazienka wyglądała jak pogorzelisko, głównie z mojej i jak się potem okazało Jimina winy.

Kac morderca został zwalczony dzięki ciepłemu rosołkowi z paczki i tabletkom, które Park trzymał "na wszelki wypadek". Po całej imprezie byłem tak zmęczony, że nie wiedziałem nawet, kiedy przespałem cały dzień.

Powrót na uczelnię parę dni później nie należał do najprzyjemniejszych, bo już pierwszego dnia zapowiedzieli nam zdecydowanie za dużo różnych projektów, więc spodziewałem się spędzić większość stycznia nad kartkami papieru, kreśląc i mierząc jakieś pierdoły. I nie pomyliłem się. Od nowego roku wziąłem się ostro za rysunki, bo przecież architektura głównie na nich polegała. Nie raz wracałem do mieszkania z łokciami i grzbietem dłoni pomazanym na metaliczny, szary kolor, a po moim pokoju zaczęły walać się same ołówki. I to był moment przełomowy w mojej, hmm... "karierze". Odkryłem, że za cholerę nie mam pojęcia o kreślarstwie, rysunkach technicznych i generalnie odnalazłem w sobie ogromne pokłady nienawiści w stosunku do sklepów z artykułami papierniczymi. Byłem w tym beznadziejny i większość prac zaliczałem na najniższą dopuszczalną ocenę. Nie byłem odosobniony w swojej udręce, bo wielu innych studentów także średnio sobie radziło, ale dla mnie każda kolejna godzina z ołówkiem w dłoni była koszmarem. Bałem się powiedzieć to na głos, ale...

- Może po prostu minąłeś się z powołanie, hyung? - zaproponował nieśmiało Jeongguk, gdy po jednym z jego treningów tańca, poszliśmy w dwóch do chińskiej restauracji nieopodal teatru. Mój ryż powoli ostygał, a ja gapiłem się na chłopaka z niedowierzaniem. - No wiesz, to się zdarza.

- Zdarza? Cały poprzedni rok pracowałem, tyrałem w restauracji jak wół po godzinach, by teraz dowiedzieć się, że jednak się nie nadaje? Z matmy jestem dobry!

- To chyba nie o to tam chodzi, hyung - powiedział z policzkami wypchanymi makaronem. - Nie mówię od razu, że powinieneś zrezygnować, czy coś, ale wydaje mi się, że strasznie się męczysz. Nie chcę nic sugerować, ale Jiminie-hyung zawsze wraca z uczelni zadowolony, nawet jeśli marudzi na nudne wykłady z fizjologii i dermatologii. Lubi to, no wiesz, malowanie.

- A ty lubisz tańczyć. W czym ja jestem dobry?

- Nie wiem, hyung. W czymś na pewno - powiedział, a ja przełknąłem rosnącą w gardle gulę. - Chciałbym ci jakoś pomóc, ale naprawdę nie wiem jak. Spróbuj może się jeszcze do tego przekonać, nie poddawaj się. Szukaj pozytywów.

- Postaram się - obiecałem, choć obaj dobrze wiedzieliśmy, że po miesiącu, czy dwóch przyjdzie nam znowu przeprowadzić taką samą rozmowę. Odwlekanie w czasie problemów nigdy nikomu niczego dobrego nie przynosiło. Nie byłem wyjątkiem. - A jak twój kontakt z ojcem? Powiedziałeś mu już o wojsku?

Jeongguk przeniósł pośpiesznie swój wzrok ze mnie na miskę ze swoją parującą zupą. Kolejny trudny temat, tym razem dla niego.

- Jeszcze mu nie powiedziałem - odparł, mlaskając, gdy za szybko wciągnięty makaron plasnął go w nos. - I zanim mnie opieprzysz, hyung, tak wiem, że powinienem to już dawno temu zrobić.

- Skoro nie chcesz iść do wojska, przynajmniej teraz to...

- Skończ, hyung, naprawdę. Nie dziś, dobra?

Jego zagubione spojrzenie było wystarczającym argumentem. Odpuściłem. I to był błąd.

Jak teraz sobie o tym myślę, to może gdybym tamtego wieczoru, gdy zajadaliśmy się chińskim jedzeniem z taniej knajpki porozmawiał z nim, przycisnął go do powiedzenia rodzicom, co mu leży na sercu, może wszystko potoczyłoby się inaczej? Może wiele z naszych problemów można by jeszcze jakoś rozwiązać, coś "wymyślić". Gdybym wtedy z nim porozmawiał, przemówił mu do rozsądku, gdybym tylko... no właśnie. Gdybym. Nie zrobiłem tego. I to się zemściło, ale dopiero po czasie, przez co dużo boleśniej, niż powinno.

Gdy tamtego wieczoru wróciliśmy do mieszkania, ominęliśmy sypialnię Jimina, w której leżał on sam, nawalony w cztery dupy, nieprzytomny, z kolejnym siniakiem na kolanie. Zawsze, gdy był pijany, obijał je sobie o szafkę z butami, ale nigdy nie pomyślał o tym, by ją przestawić. Poszliśmy dalej, do naszego pokoju, a gdy tylko przekroczyliśmy jego próg, złączyliśmy nasze języki, nie hamując żadnych odgłosów. Szczerze liczyłem na to, że tamtej nocy Jimin do nas dołączy. Chciałem by też uczestniczył w tym, jako tako kolejnym, ważnym kroku w naszym związku, ale byłem zbyt spragniony ciała młodszego, by jakakolwiek inna siła mogła mnie odciągnąć od seksu z nim. Zwłaszcza, że gdy tylko padliśmy na moje łóżko, wyszeptał mi, że chyba w końcu jest gotowy się ze mną kochać.

- Będę na dole - postanowił, a wtedy spojrzałem na niego poważnie. Minęło trochę czasu od naszych pierwszych igraszek i już parę razy zastanawiałem się nad tym, by może jednak zapytać go jeszcze raz o to, czy nie chce chociaż spróbować, ale tym razem czekanie opłaciło się. Dopytałem, czy jest pewny swoich słów. - Tak, hyung. Chcę to zrobić. Ale nie myśl sobie, że zawsze to ja będę tym uległym - zaśmiał się, choć wiedziałem, że zrobił to, by rozładować napięcie. Denerwował się. Był kłębkiem nerwów.

By go trochę uspokoić, zwolniłem. Pocałunki stały się leniwsze, a moje dłonie błądziły po jego smukłym, dobrze zbudowanym ciele, zahaczając o coraz to wrażliwsze punkty. Tak samo, jak Jimin, Jeongguk miał wrażliwe sutki, czemu nie mogłem się nadziwić, bo sam nie odczuwałem żadnej przyjemności z pieszczot w tych okolicach, ale skoro to lubił, to i na nich skupiłem swoją uwagę, lecz nie na długo.

Szybko wylądowaliśmy nadzy, pod kołdrą, bo choć widzieliśmy się już nago, ba, nawet ostatnio polubiliśmy wspólne prysznice, to jednak miał być to dla Jeongguka pierwszy raz w takiej pozycji i nadal lekko się wstydził. Zostawiłem tego wieczoru na jego szyi wiele śladów, za które miał rano ochotę mnie zabić, ale wtedy miałem to gdzieś, a jego słodkie, choć ciche jęknięcia tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że jednak lubi, gdy czasami nad nim dominuje. By jednak nie czuł się aż tak ulegle, zaproponowałem, że może to on będzie się poruszał, gdy to ja będę leżał i podziwiał jego ciało.

- A nie może być na pieska, hyung? - zapytał. Od razu pomyślałem o Jiminie, który nie za bardzo lubił właśnie tej pozycji, przez co robiliśmy to tak tylko raz. Od razu więc się zgodziłem, choć obawiałem się, że przez to nie zobaczę w razie czego łez, lub grymasu bólu.

- Ale jeśli cokolwiek będzie nie tak, masz mi od razu powiedzieć to przestanę.

Jeongguk kiwnął głową i klęknął na materacu. Stanąłem za nim i zanim jeszcze pochylił się do przodu, ucałowałem jego kark, potem miejsce między łopatkami. Gdy się wypiął, choć byłem pewny, że przy tym był czerwony jak dojrzały pomidor, zająłem się rozciąganiem. Plusem naszych szalejących hormonów było to, że często uprawialiśmy seks, głównie z Jiminem przez co nie trudno było znaleźć w naszym mieszkaniu lubrykantu i prezerwatywy. Sięgnąłem po buteleczkę bezzapachowej mazi, którą wylałem na palce, mogąc bez bólu przygotować swojego chłopaka. Jiminowi też zawsze poświęcałem sporo czasu, robiąc mu dobrze czasami samymi palcami, by później nic go nie bolało i mógł czerpać taką samą satysfakcję ze zbliżeń, co ja, dlatego Jeonggukowi też dałem tyle, ile potrzebował.

Spinał się bardzo, przez co z początku tylko gładziłem jego pośladki, jedynie zbliżając palce między nie, na razie pozostając na zewnątrz. Dopiero, gdy już trochę obył się z moim dotykiem, włożyłem w niego pierwszy z nich, czując jak mocno się na nim zaciska. Przez tą pozycję nie miałem możliwości, by go pocałować, czy zobaczyć, jak zagryza wargę, ale gdy zaproponowałem, by położył się na plecach, zaprotestował.

- Chcę zrobić to tak, hyung - powiedział, więc nie dyskutowałem, bo zarówno w jego, jak i w Parka przypadku, starałem się stawiać ich dobro i komfort na pierwszym miejscu.

Pochyliłem się nad nim, całując jego plecy, zostawiając mokre ślady wzdłuż kręgosłupa, jednocześnie powoli poruszając się w środku palcem, potem dwoma. Spędziłem tak naprawdę kupę czasu, ale wiedziałem, że tak trzeba. Tak postąpiłby dobry chłopak. Tak też postępowałem z moją pierwszą miłością, więc i Jeonggukowi należała się cierpliwość. Nim w końcu zastąpiłem swoje ręce członkiem, sięgnąłem po gumkę, która zapewniała większy poślizg, który był bardzo ważny, szczególnie przy pierwszych tego typu zbliżeniach.

Wchodziłem powoli, ciesząc z każdego cichego, stłumionego jęknięcia, czy westchnięcia, choć te pierwsze ulatywały z ust młodszego niestety rzadko. Może dlatego, że nadal się wstydził? Zaczekałem też, aż się przyzwyczai. Opanowanie własnych emocji nie było łatwe i gdybym tego dnia rano nie doznał orgazmu, za sprawą magicznego języka Jimina, pewnie nie byłbym taki spokojny. Już zdążyłem przyzwyczaić się, że o jednej porze dnia miałem sześć-dziewięć z jednym, a potem obciąganie z drugim. Albo też w innych kombinacjach. Ale gdy w końcu miałem Jeona pod sobą, chciałem się tym nacieszyć. Zwłaszcza, że często miewałem wrażenie, że młodszy ma ogromną słabość do naszego wspólnego ukochanego, któremu gotów był dać gwiazdkę z nieba. Tej nocy był mój.

Po kilku minutach, podczas których trzymałem emocje na wodzy i zajmowałem się jego bezpieczeństwem, brałem go szybko, obijając jego pośladki o swoje ciało. Zaciskałem dłonie na jego wąskich biodrach, wchodziłem całą długością i sapałem, gdy tylko zaciskał się trochę mocniej.

- W-wolniej - poprosił, trzymając poduszkę obiema rękoma, w którą wtulona była jego twarz. Chciałem ją wtedy zobaczyć, ale skoro nie chciał zmieniać pozycji na może choć trochę mniej wyuzdaną to brałem go tak, jak chciał.

Zwolniłem, karcąc się w myślach za brak opanowania. Już było tak dobrze, a znów zaczął przemawiać za mnie mój kutas.

Rozstawiłem nogi Jeongguka, by były szerzej, a potem przylgnąłem do jego pleców. Piszczał, gdy wchodziłem za głęboko, ale lubił jedno specyficzne miejsce, w które może nie zawsze, ale jednak całkiem często uderzałem.

Kochaliśmy się jakiś czas, podczas którego już kilka razy musiałem z niego wychodzić, bo inaczej doszedłbym wcześniej, niż bym sobie tego życzył. Zastanawiałem się, czy on jest tak samo blisko, ale wszelkie jego odgłosy nadal były takie same.

- Dojdziesz tak? - zapytałem, bo serio nie wiedziałem już, ile wytrzymam.

- Nie wiem, hyung - odparł, wyłaniając twarz z poduszki. Był czerwony na twarzy, a usta miał mocno pogryzione. - Ale możesz już kończyć, bo trochę mnie już boli.

- A ty?

- Jak mi potem zrobisz loda, to dojdę - powiedział, więc wziąłem się do roboty.

Gdy moje ruchy stały się płynne, doszedłem, zagłębiając wtedy do samego końca, przez co się skrzywił. Było mi tak dobrze, że nie hamowałem żadnych odgłosów, nawet jeśli miałyby obudzić Jimina.

A potem przywróciłem chłopaka na plecy i wziąłem go do ust.

Gdy skończyliśmy, zapytałem, czy wszystko w porządku.

- Tak, hyung.

- Nic cie nie boli? Może Jimin pożyczy ci jutro ten krem?

- Na razie nie trzeba.

Jeon po krótkim prysznicu poszedł spać, a ja resztę nocy zastanawiałem się, dlaczego nie zasnął w moim łóżku, w moich ramionach, bym mógł zająć się nim od początku do końca, jak należy. Gdy sam już spałem, nie słyszałem jego cichego płaczu, jego łkania i kilku wycieczek z powrotem do łazienki, by doprowadzić się do porządku.

Rano, nie zdziwił mnie widok jego pustego łóżka, kilku pustych butelek po alkoholu w koszu na śmieci i zwiniętego w kłębek kota na poduszce w sypialni Jimina.

Nie dość, że byłem nienormalny to jeszcze byłem ślepy.

Gdy Park dowiedział się, że Jeongguk już oficjalnie "nie jest dziewicą" obraził się, że go przy tym nie było. Ewidentnie mu przeszło, gdy zacząłem go przytulać, potem łaskotać. W zamian domagał się, byśmy i my się nim zajęli, by to on był zadowolony. Dobrze wiedziałem, co starszy lubi, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo często sam zaspakajałem go palcami, ale tego dnia odkryłem co to rimming. I o dziwo, to Jeongguk był tym, który pokazał mi, jak najlepiej i najszybciej zadowolić blondyna. A widok jego twarzy pochylonej nad pośladkami Jimina, który rozkosznie wypinał się w jego stronę był doprawdy podniecający. Cały dzień spędziliśmy w łóżku. Cały.

Co jakiś czas powracał mój problem z rysunkiem. Radziłem się w tej kwestii nawet siostry, bo z mamą rozmowa nic by nie dała. W końcu to ona zawsze powtarzała, że to mi się w życiu opłaci. Ale moja najbliższa rodzina też nie wiedziała, co mi doradzić. "Może zmień studia?", usłyszałem jedynie, ale gdy tylko siadałem do laptopa, by przejrzeć, co jeszcze oferują Seulskie uczelnie, tchórzyłem. A gdy w końcu się za to zabrałem, odkryłem, że nie ma tu nic innego, co było by w zasięgu moich "zainteresowań", czy już szybciej - zdolności. Cokolwiek innego niż architektura było albo nudne, albo faktycznie nieopłacalne, albo nie było szans bym się na to dostał. Przez przypadek jednak kliknąłem w ikonkę uczelni, na które trzeba było zdawać matematykę i nie zaznaczyłem przy tym, że interesuje mnie konkretne miasto.

Pośród całej masy kierunków finansowych, bankowości i giełd, znalazłem astronomię, która zagubiła się między fizyką, a właśnie matematyką.

Z astronomią kojarzył mi się niegdyś ojciec, nie ojczym, lecz ten prawdziwy, który nosił obciachowe koszule i słuchał Spice Girls. Miał kiedyś teleskop, który przepadł po jego przeprowadzce. Konstelacje zawsze wyglądały tak pięknie, gdy jako mały chłopiec patrzyłem przez ten wielki okular i podziwiałem szeregi gwiazd. Andromeda, Centaur i Kasjopeja wydawały mi się najpiękniejsze, choć nie było łatwo je dostrzec. Lubiłem to, ale gdy rzuciłem się w wir szkoły i matematyki, fizyka, wszystkie gwiazdy i księżyce zeszły na dalszy plan.

- To niedorzeczne - mruknąłem sam do siebie, mimowolnie przesuwając pasek z boku ekranu w dół.

"Pokaż uczelnie" - widniał napis, a ja głupi kliknąłem.

Na liście widniały tylko dwa miasta: Kwangdzu i Incheon.

Zamknąłem stronę, gdy tylko do pokoju wpadł Jimin i przypomniał mi, że musimy się zbierać, jeśli chcemy zdążyć do pracy. Już wtedy ziarenko znalazło sobie miejsce w moim ciele. I rosło.

Zmiana tego dnia była wyjątkowo męcząca. Tłumy ludzi, kłótnia z co drugim klientem, bo Jimin postanowił tego dnia nie puszczać mimo uszu drobnych uwag odnośnie jego osoby, na końcu droga przez zasypane miasto, bo autobus postanowił nie przyjechać. Dlatego cieszyłem się, gdy w końcu byliśmy w domu.

- Strzelimy jakieś piwo? - zapytał nas Jeongguk, który wyłonił się z pokoju, gdy tylko usłyszał, że wchodzimy. - Jedno, dwa? Wyglądacie na zmęczonych. Przyda wam się, pójdę kupić - powiedział i już szukał swoich butów, gdy mu przerwałem.

- Ja pójdę. Bez sensu, żebyś się ubierał, a Jimin jest już rozebrany. Te co ostatnio, tak? - dopytałem jeszcze i wyszedłem.

Było trochę po północy, więc zrobiłem szybki spacer do całodobowego. Przecisnąłem się miedzy regałami, szukając tych upragnionych piw, gdy w końcu trafiłem na nie. Spakowałem do koszyka i stanąłem przed kasjerką. Gdy policzyła, zacząłem szukać drobnych, bo kartę zostawiłem w bluzie Jimina. I cholera, czego brakowało? Dosłownie kilku drobniaków! Już chciałem powiedzieć, że odłożę jedno, gdy czyjś głos za mną powiedział, że tą końcówkę mi się dorzuci.

Stanąłem jak wryty. Ekspedientka spojrzała na mnie, jakby pierwszy raz widziała człowieka z zawałem serca. Odwróciłem się tylko po to, by ujrzeć

jego jasną cerę,

o boże tylko nie on

czerwony od zimna nos,

jezu, nie, nie, nie, nie

czuprynę czarnych włosów

to jakiś żart?

i gummy smile.

Piwo wypadło mi z ręki i rozbiło się o sklepową podłogę.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


| Wstęp do kolejnej będzie w poniedziałek a kolejne rozdziały tak jak caly czas, czyli co 6 dni. |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top