Prolog

Ciche, miarowe tykanie zegara bomby odbijało się echem po pokoju. Nic więcej nie było słychać. No, poza jego oddechem. Samotna żarówka zwisała smętnie z sufitu na trzech kablach, niczym wisielec. Skąpo oświetlała małe pomieszczenie. Skurwysyn go wykiwał. Znowu. Warknął zirytowany sytuacją, w której się znalazł. Dlaczego zawsze dawał się nabierać na te jego durne gierki? Szarpnął się, próbując jakoś poluzować sznury, którymi został skrępowany. 

- Pieprzony... - wymamrotał, kręcąc ramionami. Mimo faktu, że wiedział, iż to nie poskutkuje, próbował dalej. Chociaż może lepiej dowiedzmy się, jakim cholernym cudem znalazł się w tej sytuacji... Poznajcie Thomasa Weaver'a, którego życie wisi na włosku, ale prawdopodobnie niedługo zakończy się wraz z wybuchem bomby, którą Falsen przyczepił do ściany. Niedługo dowiecie się o wszyskim. Najważniejsze jest to, że wiedział. Wiedział, że ta miłość była trucizną. Okropną trucizną. I dopiero teraz zauważał skutki jej działania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top