7.3
Uwaga, bo to kolos
Mężczyzna wciąż stał osłupiały nagłą reakcją dziewczyny, mimo tego nie pobiegł za nią. Coś mu mówiło, żeby tego nie robić, chociaż miał dziwne podejrzenia wobec niej. Nie umknęło w ogóle jego uwadze, że coś złego się z nią dzieje. To nie tak, że w ogóle się tym nie interesował. Po prostu miał jakieś obawy, że jeśli zacznie ją wypytywać, co się dzieje, to stanie się coś strasznego.
Smoki wyraźnie mu o tym mówiły. Ostrzegały go przed zbliżającym się niebezpieczeństwem i kazały trzymać się od tego z daleka. W końcu miał być w tej bazie neutralny i nie wnikać w głębsze sprawy członków Overwatch. Chociaż nie był pewny, czy na ten moment bycie neutralnym było dobrym pomysłem...
– Och, Hanzo. Jeszcze tutaj jesteś? – usłyszał głos Łaski wychodzącej z gabinetu.
Starszy Shimada odwrócił się w jej stronę.
– Yhm... Czekałem na Mei – odpowiedział krótko.
Angela uniosła delikatnie brew i przekręciła głowę na bok, po czym rozejrzała się dookoła. Nie dostrzegając nigdzie niskiej Chinki, ponownie spojrzała na Japończyka.
– W takim razie, gdzie ona jest? – spytała łagodnym głosem, aczkolwiek nieco zdziwionym.
Hanzo zastanowił się przez chwilę, czy powinien opowiedzieć o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Równocześnie coś mu podpowiadało, że lepiej tego nie robić...
– Odeszła szybko... – Zastanowił się przez chwilę. – Czy coś się wydarzyło w gabinecie? – zapytał.
Kobieta zmarszczyła brwi.
– Nie... Wszystko było w porządku... A co masz konkretnie na myśli?
– No nie wiem... Jakieś były negatywne wyniki lub coś podobnego? – podpytywał się.
Zdziwiła się, słysząc jego pytanie, lecz po krótkim zastanowieniu chyba zaczęła się domyślać o co chodziło mężczyźnie.
– Wszystko jest w porządku jeśli chodzi o stan zdrowia dziewczyny... A możesz mi wyjaśnić, czemu zadajesz mi takie pytania? Martwisz się o nią? Bo jeśli tak, to nie ma czym, naprawdę. – Blondynka uśmiechnęła się łagodnie, na co łucznik tylko przytaknął.
– To dlaczego wybiegła z gabinetu po badaniach? – spytał.
Na jego pytanie Angela zamrugała powiekami.
– Wybiegła? – powtórzyła, a potem zastanowiła się przez chwilę. Zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Wybiegła z gabinetu? Ale dlaczego?- myślała kobieta. Nie wiedziała czym to było spowodowane, ale coś podpowiadało jej, że coś się stało ... Wówczas wyciągnęła klucze z kieszeni i dała starszemu Shimadzie. – Popilnuj na chwilę skrzydło szpitalne. Zaraz wrócę. – Z tymi słowami zostawiła na korytarzu zaskoczonego mężczyznę.
*
Miejsce: Tajna Baza Szponu
Kraj: Położenie nieznane
– CIOOOOCIAAAAA! – zawołała Sombra, wparowując do laboratorium z wyraźnym grymasem bólu na twarzy.
Podeszła szybkimi krokami do genetyczki, która siedziała przy komputerze, mocno trzymając przy tym swoją lewą dłoń.
Moira zignorowała ją, kiedy usłyszała przezwisko, którego szczerze nie cierpiała. Niech zwróci się do niej normalnie, dopiero wtedy spojrzy na nią i się odezwię.
– No Moira, proszę cię! – pisnęła wyraźnie obalała Meksykanka, kurczowo trzymając się za rękę.
Irlandka tylko przewróciła oczami, a potem obróciła się na krześle w stronę dziewczyny.
– Co chcesz? – zapytała obojętnym tonem, na co Sombra pokazała swój nadgarstek.
– Proszę... Wylecz... Strasznie boli – wybełkotała z wyraźnym bólem, robiąc przesłodzone oczka.
– Pokaż – rzuciła krótko, łapiąc ją delikatnie za nadgarstek, na co dziewczyna zajęczała z bólu i próbowała wyrwać jej dłoń. –Nie jęcz, tylko daj mi obejrzeć – powiedziała zniecierpliwionym tonem Moira.
Po szybkim obejrzeniu stwierdziła kilka rzeczy na temat obrażeń.
Nadgarstek był strasznie spuchnięty, koloru sinego fioletu i niebieskiego niczym strój hakerki, na dodatek z boku widniała otwarta rana. Kości... No cóż, były dosłownie zmiażdżone.
– Co na twoją dłoń spadło, że tak ją zmiażdżyło? – zapytała nieco zaskoczona Moira, widząc obrażenia.
Zanim otrzymała odpowiedź, szybko przytargała dziewczynę do stołu i położyła delikatnie na blacie jej ranną rękę. Następnie zaczęła szukać swoich rękawic biotycznych.
– Grałam z Maxem i Akande w pokera – odpowiedziała krótko.
– I rzucając kartą, tak ją zmiażdżyłaś? – zapytała sarkastycznie.
– Nie, nie, nie. –Meksykanka pokręciła głową. – Z Akande zrobiliśmy taki układ, że wykończymy Maxa, bo zbyt często wygrywał. – Zaczęła opowiadać. – Po długiej zaciętej walce udało się nam i tak się ucieszyliśmy z tego, że go tak załatwiliśmy, że przybiliśmy sobie piątkę... Tyle że Akande przybił nie tą zdrową ręką, tylko tą drugą...
Moira pokręciła głową z politowania.
– To wszystko by wyjaśniało – mruknęła cicho sama do siebie, kiedy sięgnęła po rękawice i wróciła z powrotem do Sombry.
Włączyła odpowiednie funkcje i posłała krótką złotą wiązkę biotyczną na nadgarstek dziewczyny. Po kilku sekundach obrzęk ustąpił, a po minucie dłoń wydawała się już zdrowa.
– Weź jeszcze leki przeciwbólowe, prawdopodobnie stawy i kości będą jeszcze pobolewać po tym, jak szybko zostały złączone – rzuciła krótko, wracając na fotel przy komputerze.
Meksykanka odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się promiennie. Nie minęła chwila, kiedy przytuliła się do Moiry.
– Dziękuję! – I z tymi słowami opuściła szybko laboratorium genetyczki, wpadając przez przypadek na Gabriela. – Ups! Sorry, Gabe! – rzuciła, wymijając Żniwiarza.
– Żniwiarz! Nie Gabe! – burknął mężczyzna, po czym pokręcił głową i wszedł do pomieszczenia.
Od razu rozejrzał się za genetyczką, a kiedy ją dostrzegł, wszedł do laboratorium, zamykając za sobą drzwi.
– Moira, jak ci idzie eksperyment? – zapytał, podchodząc wolnymi krokami w stronę Irlandki.
Ta zerknęła przelotnie na niego, po czym ponownie skupiła wzrok na ekranie monitora.
Jej obojętny wzrok, zmarszczone brwi i usta zaciśnięte w wąską linię...
Gabriel od razu podejrzewał, że coś niedobrego się działo. Co prawda, Moira zawsze mocno skupiała się na swoich eksperymentach i zawsze była podirytowana, kiedy ktoś jej przeszkodzi.
Jednak kiedy jej wyraz twarzy nabierał takiego kształtu... To tylko w momencie, kiedy coś było nie tak.
– Moira... Co się dzieje? – zmienił pytanie, widząc, że kobieta nie zamierzała odpowiedzieć na wcześniejsze.
Genetyczka westchnęła ciężko.
– Komórki nie reagują tak, jak trzeba – odpowiedziała krótko.
Żniwiarzowi za wiele to nie mówiło. Mogłaby równie zacząć gadać o działaniu jej wiązki biotycznej, a i tak nic by z tego nie zrozumiał.
– Możesz mi lepiej to wyjaśnić? – spytał, krzyżując dłonie na piersi.
Sam już lekko się denerwował. Nie lubił czekać za długo, a także nie znosił krótkich wypowiedzi, które za wiele mu nie mówiły.
Chciał konkretów.
Rudowłosa kobieta, widząc, że Żniwiarz nie zamierzał jej ustępować, obróciła się na krześle w jego stronę.
– Jej organizm się broni. Z początku esencja nie miała problemu, by się rozprzestrzenić po jej ciele i została zaakceptowana. Lecz z czasem, kiedy próbował ingerować w pracę jej narządów, kończyn... Cokolwiek. To zaczęło się buntować. – Z tymi słowami znów obróciła się w stronę komputera i zaczęła walić w klawisze.
– Jednakże jej organizm nie ma możliwości wydalenia esencji, ponieważ jest wszędzie. Dlatego też – nacisnęła klawisz i na ekranie wyświetlił się obraz budowy ciała Mei, który był pokryty fioletowym i żółtymi plamami na każdym skrawku – leukocyty próbują zniszczyć wewnątrz jej organizmu stworzoną przeze mnie mieszankę. Wciąż mogę panować nad jej ciałem, ale kiedy próbuję ingerować w jej procesy życiowe, dochodzi do reakcji chemicznej między miksturą, a jej białymi krwinkami. W konsekwencji zachodzą gwałtowne reakcje w jej ciele, a potem zaczyna się proces powolnego rozkładu. – Moira wskazała myszką obszar, gdzie fiolet wyraźnie dominował.
Gabriel po wysłuchaniu jej naukowego wywodu zmarszczył brwi. Usłyszał same negatywne określenia... Nie podobało mu się to.
– Reakcja? Walka? Rozkład? Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał się.
Irlandka przez dłuższą chwilę milczała. Po jej twarzy przeszedł jakiś mroczny cień, chociaż wyraz twarzy wciąż pozostawał obojętny i niewzruszony.
Słysząc pytanie dowódcy, zerknęła na niego kątem oka, po czym znowu spojrzała na monitor i odpowiedziała krótko:
– Ona umiera.
*
Miejsce: Posterunek Gibraltar
Kraj: Brytyjskie Terytorium Zamorskie
Deszcz dalej nie ustępował. Wciąż padał i padał.
Mei zaś siedziała na ziemi, przemoknięta aż do ostatniej suchej nitki i patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Nie wiedziała, jak długo już tutaj była, ale tak naprawdę mało ją to interesowało.
Chłodna woda pomagała jej ostudzić rozgrzane emocje i ciało, które z każdym dniem wydawało się jej coraz bardziej gorące i obce. Nie obchodziło ją, czy się przeziębi lub złapie jakieś inne choróbsko.
Nic w tym momencie ją nie interesowało.
Nawet nie zwróciła uwagi na Śnieżkę, która usilnie próbowała zmusić ją, by chociaż spojrzała na nią.
Brak reakcji.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy usłyszała, jak ktoś się powoli zbliżał.
Brak reakcji.
Jak ta osoba stanęła przy niej.
Brak reakcji.
Jak ta obca osoba opatuliła ją grubą kurtką.
Brak reakcji.
Kiedy zmusiła ją, by się podniosła z ziemi, objęła ją i zaczęła prowadzić do posterunku.
Oczy jej się zamknęły i straciła chwilowy kontakt z otaczającym ją światem. Słyszała tylko szum wiatru i deszczu, a także jej powolne kroki i prace silniczków jej drona.
*
– Winstonie, czy widziałeś może Mei? – zapytała Smuga, wparowując do salonu, gdzie zastała niemal prawie wszystkie osoby, poza Genjim, Łaską, Hanzo, Zenyattą, Symmetrą i Sanjayem.
Winston, słysząc swoje imię, wyłonił się za balustradą z piętra.
– Nie – odpowiedział krótko. – A coś się stało? – spytał, schodząc na dół.
– Nie mogę jej znaleźć! Ja razem z Łaską szukałyśmy ją po całym wschodnim skrzydle i po kwaterach. Do tego stopnia, że prawie rozładowałam akcelerator – odpowiedziała dziewczyna zmartwionym głosem, stukając palcami w urządzenie, które nosiła na piersi. Zabłysnęło chwilowo na niebiesko, a potem znowu się wyłączyło.
– Ostatnio widziałem, jak wybiegła na zewnątrz, jakieś dwadzieścia minut temu. – Wtrącił się Reinhardt, wskazując na lewe wyjście od salonu.
– Na dwór?! Przecież leje jak z cebra! – zapytała widocznie zdziwiona Hana, na co Fara wstała z sofy.
– Pójdę szukać razem z tobą, Leno – zwróciła się do Brytyjki, która uśmiechnęła się życzliwie.
– Dziękuję, Faro. Przyda mi się pomoc...
Wtem usłyszeli, jak ktoś otworzył, a potem zamknął frontowe drzwi. Wszyscy podnieśli się z sofy, zaś Lena poszła do wejścia.
Pierwsze, co zobaczyła, to całą przemokniętą Mei i Śnieżkę, która latała tuż obok niej.
– Rany boskie, Mei! – zawołała, szybko podchodząc, i dopiero wtedy zauważyła osobę w czarnym płaszczu, która obejmowała Chinkę i utrzymywała ją na nogach. Szybko zabrała dziewczynę od obcego.
– Kimkolwiek jesteś, dziękuję ci za pomoc... – Wówczas podniosła wzrok i napotkała spojrzenia nowo przybyłego, który zdjął kaptur.
Smuga wytrzeszczyła oczy.
– Kimiko!? – zawołała z niedowierzania Fara, która szybko znalazła się obok Brytyjki. Kobieta nie dziwiła się jej zaskoczeniu, bo sama była równie zszokowana.
Kimiko prawie się nie zmieniła od ich ostatniego spotkania. Wciąż miała te same długie czarne włosy z charakterystyczną grzywką, które powoli przechodziły w kolor czerwieni. Oczy zaś dalej malowała ciemnym tuszem. Wciąż wyglądała na młodą osobę, choć była rówieśniczką Angeli i Jesse'ego. Rysy były delikatne, a skóra blada.
Kobieta, widząc reakcję dziewczyn, uśmiechnęła się ciepło.
– Też cieszę się, że was widzę... – Nie dokończyła swojej wypowiedzi, kiedy Fara przytuliła ją.
– Myślałam, że zginęłaś... – szepnęła Egipcjanka wyraźnie poruszona tym spotkaniem.
– Ej, co tam się dzieje na dole? – rozległ się głos Winstona, który zszedł do dziewczyn, ale zatrzymał się, kiedy ujrzał nowoprzybyłą. –Kimiko? – zapytał, otwierając szeroko oczy z niedowierzania, kiedy tamta skończyła się przytulać do Egipcjanki.
– Witaj Winstonie, odnalazłam waszą zgubę. – Uśmiechnęła się pogodnie, wskazując ręką Mei, która wciąż spoczywała w objęciach Brytyjki.
W tym momencie dołączył się McCree, który przez ten cały czas obserwował wszystkich z boku.
–Czej... Daj mi ją, zaprowadzę bidulkę do Łaski.– Mówiąc to, kowboj odebrał z objęć Smugi ledwie przytomną dziewczynę.
– Dasz radę sam? – spytała Fara, zerkając ukradkiem na Amerykanina.
– Że ja nie dam? – zaśmiał się mężczyzna, po czym odprowadził dziewczynę.
Lena, Fara i Kimiko zaśmiały się.
–No to na co czekasz, Kimiko? Chodź i rozgość się! – powiedziała uradowanym głosem Angielka.
*
–ANA I JACK ŻYJĄ?! – zawołała z niedowierzania Brigitte po usłyszeniu historii Kimiko.
Ta zaś siedziała na środku sofy, trzymając w dłoni kubek gorącej herbaty przygotowanej przez Emily. Wszyscy, którzy znajdowali się w salonie, siedzieli wokół kobiety, słuchając jej wypowiedzi w ciszy i skupieniu.
Nie minęło nawet pięć minut, a wywołała niemałe zamieszanie. Samo jej pojawienie się było olbrzymim zaskoczeniem. Była jedną z osób, które wzięły udział w misji uratowaniu zakładników wraz z kapitanem Jackiem Morrisonem i Aną Amarii. Poległo w niej sporo żołnierzy, ponoć w tym ona i sama Ana.
–Ale ponoć podczas tej misji uwolnienia zakładników w Polsce Ana została zestrzelona przez Trupią Wdowę... – stwierdziła z niedowierzania Smuga.
Kimiko wzięła łyk herbaty, a potem odpowiedziała:
–Fakt, została postrzelona, ale nie zginęła. – Odłożyła kubek.– Kiedy Jack i reszta zabrali uwolnionych zakładników, ja postanowiłam ją poszukać mimo rozkazów. – Dziewczyna przymknęła powieki. –Znalazłam ją, straciła tylko prawe oko. Zabrałam ją do najbliższego szpitala... Kiedy ocknęła się, stwierdziła, że powinna się usunąć z tego świata, że tak będzie najlepiej, a skoro tylko ja ją znalazłam, to mi też poleciła, bym pozostała duchem... Z początku nie chciałam się zgodzić, ale po dłuższych prośbach i namowach tym, że jest już tym wszystkim zmęczona... Ustąpiłam.
Otworzyła oczy i podniosła głowę, aby spojrzeć po wszystkich zebranych.
–Zaczęła ukrywać się przez te lata pod imieniem Janina Kowalska, a ja pod Izabelą Cielińską. Niedługo potem doszło do upadku Overwatch, wtedy ja z Aną rozstałyśmy się, lecz wciąż utrzymywałyśmy ze sobą kontakt. Byłyśmy po prostu w innych państwach.
Ponownie sięgnęła po kubek herbaty, aby się napić.
–Nie było to dla mnie łatwe, ponieważ ja też mam rodzinę, ale Ana mówiła, że dzięki temu są bezpieczni, a także władze mnie nie złapią. Skoro Overwatch został zamknięty, a byli członkowie są poszukiwani... Mówiła, że to dla dobra moich bliskich.– Wzięła kolejny łyk i dalej kontynuowała swoją wypowiedź.
Kimiko opowiedziała, że w końcu Ana powróciła jako Dzieżba albo siała postrach jako Bastet, aby chronić swój ukochany kraj. Po jakimś czasie spotkała owego martwego Jacka Morrisona pod pseudonimem Żołnierz 76 i zaczęli razem współpracować przeciwko Żniwiarzowi i Szponowi. Następnie opowiedziała, że jakiś czas temu dostali zaszyfrowaną informacje, że Overwatch werbuje nowych ludzi. Powiedziała, że Ana i Jack polecili jej, by sprawdziła, czy rzeczywiście to prawda.
– No i jak pierwsze wrażenia? – Wypaliła nagle Emily, siadając obok Leny, która siedziała obok nowoprzybyłej.
Ona zaś tylko uśmiechnęła się blado i rozejrzała się po pomieszczeniu.
– Całkiem nieźle sobie radzicie – stwierdziła krótko.
–Ana... A więc ona żyje...– szepnął cicho Reinhardt, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Co nie było dziwne, ze wszystkich zebranych tutaj osób, poza Farą, to właśnie Wilhelma najbardziej dotknęła wiadomość o śmierci pani kapitan Amari.
Brigitte od razu zauważyła jego minę i głębokie zastanowienie. Podeszła do niego:
–Może chcesz odpocząć, papo? Myślę, że na ten moment bardzo ci się to przyda – zaproponowała delikatnie młoda Szwedka, na co Niemiec pokręcił głową.
–Kimiko... Możesz opowiedzieć coś jeszcze o Anie? Jak ona sobie radzi? Gdzie ona aktualnie jest?– Mężczyzna dalej zadawał kolejne pytania odnośnie matki Fary. Widząc to, Winston od razu zareagował.
–Reinhardzie, daj jej odetchnąć chwilę, zanim zadamy jej kolejne pytania. Zapewne przebyła szmat drogi, aby tutaj dojść – stwierdził naukowiec, zerkając w stronę kobiety i uśmiechając się łagodnie.
Czarno-czerwono włosa odetchnęła cicho z wdzięcznością.
–No wiesz... Jednak kawałek jest stąd do Estonii.– Uśmiechnęła się blado.
–To co? Może chcesz bym ci pokazała twoją nową kwaterę? – zaproponowała z wyraźnym entuzjazmem Smuga.
–Bardzo chętnie, ale wpierw chciałabym poznać nowych towarzyszy w bazie – powiedziała dziewczyna, zerkając na Lucio, Hanę i Zarię, którzy przez ten czas nie odzywali się i nie wtrącali do rozmowy.
Hana od razu ożywiła się, kiedy nie musiała już tak długo milczeć i słuchać poważnej historii. Od razu wstała i podeszła do kobiety.
–Hejka, Kimiko, jestem Hana Song! Znana jako D.va!– przedstawiła się Koreanka, uśmiechając się słodko.
Kimiko zachichotała, mówiąc:
–Miło mi ciebie poznać!
*
W tym samym czasie...
McCree szedł wolnymi krokami, mocno obejmując przemoczoną Chinkę, aby nie upadła na podłogę. Ledwo kontaktowała z otaczającym ją światem. Myślał, że od momentu, kiedy Mei została upokorzona przez Sanjaya, nie mogła być bardziej przybita... Jak grubo się mylił...
Młoda klimatolożka wyglądała, jakby była cieniem samej siebie!
Kiedy próbował do niej zagadać lub zmusić chociaż do powiedzenia czegokolwiek, ona milczała. Jesse nie lubił, kiedy było cicho i panowała taka napięta atmosfera. Nawet nie mógł wyciągnąć z dziewczyny, co właściwie się stało, by móc jakoś z nią porozmawiać i udobruchać. Westchnął tylko cicho.
–Wiesz, Mei... Trochę jest trudno z tobą rozmawiać, kiedy tak milczysz.
Ponownie w odpowiedzi otrzymał tylko milczenie ze strony Chinki. Spojrzał tylko na jej drona, który widocznie też był przybity.
–A może ty, Śnieżko, powiesz mi, co się dzieje? – spytał robocika, który wyraźnie ożył, słysząc pytanie.
Zamrugał niby-powiekami, a potem poszturchał ramię dziewczyny, która dalej nie reagowała. Spojrzał błagalnie w stronę mężczyzny.
On zaś tylko ciężko westchnął.
– Czasami żałuję, że nie możesz mówić, Śnieżko. Może wtedy byłoby łatwiej z nią. – Spojrzał ukradkiem na kobietę.
Mei, oczywiście, słyszała go. To nie było tak, że ignorowała starego przyjaciela. Po prostu nie miała siły, by opowiedzieć o tym, co się z nią dzieje. Skoro nawet Łaska mówiła, że nic jej dolega, to czemu akurat on miałby zrozumieć?
Szli przez korytarz, aż zatrzymali się na małym skrzyżowaniu, gdzie po lewej stronie były schody na górę. Weszli po nich powoli.
Chinka wciąż nie wysuszyła się. Dalej spływała po niej woda, więc w momencie, kiedy weszła na schody... O mało się nie przewróciła przez śliskie buty i narobioną przez siebie kałużę.
Dziewczyna pisnęła zaskoczona, kiedy pośliznęła się i gdyby nie refleks kowboja i jego mocny chwyt, dziewczyna zaliczyłaby bolesną glebę. Potem znowu została postawiona do pionu, a klimatolożka mruknęła cicho dziękuję w swoim języku.
Jesse westchnął bezradnie i tylko wzmocnił uścisk, żeby ta znowu mu się nie przewróciła. Dlaczego do cholery nie zmieniliśmy wpierw jej ubrania?- pomyślał gorzko, kiedy w końcu weszli na drugie piętro. Potem skręcili w lewo i szli dalej, aż dotarli do skrzydła szpitalnego.
McCree otworzył lewą ręką drzwi, a drugą wciąż obejmował mocno dziewczynę. Kiedy do końca otworzył drzwi, uniósł brew. Zobaczył osobę, której się zupełnie tutaj nie spodziewał.
– Hanzo? Co ty tutaj robisz? – zapytał Amerykanin, dostrzegając łucznika siedzącego na krześle przy jakimś szpitalnym łóżku.
Kiedy Japończyk ujrzał McCree i Mei, wstał z krzesła.
Na wydźwięk imienia mężczyzny dziewczyna podniosła powoli wzrok.
–Mógłbym zapytać się o to samo – odpowiedział krótko.
Jesse westchnął.
– A gdzie Angela? – spytał.
Hanzo zaczął powoli i spokojnym tonem odpowiadać.
–Doktor Zagler...
–Ziegler– poprawił go kowboj, na co Japończyk pokręcił głową.
–Znaczy się Ziegler... Wyszła na chwilę, zaraz wróci. Poprosiła mnie, bym na chwilę popilnował gabinetu... Ale nie wraca już od jakiejś pół godziny.– Dokończył swą odpowiedź.
Jego spojrzenie padło na kobietę. Mei od razu odwróciła wzrok, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały.
–Znając ją, pewnie coś zatrzymało panią doktor po drodze.– stwierdził rewolwerowiec, kiedy drugi mężczyzna patrzył przez chwilę na klimatolożkę.
– Zapewne – przyznał i ponownie przeniósł wzrok na kowboja, a potem znowu na kobietę. –Zostaw ją tutaj, zajmę się nią, dopóki doktor nie wróci. – Mówiąc to, podszedł do McCree'ego i Mei. Ona ponownie spojrzała na łucznika, lecz znowu szybko odwróciła wzrok i zacisnęła dłonie, przymykając powieki.
Jesse zaś tylko spojrzał przelotnie na nią i westchnął ciężko, a potem rzucił tylko:
–W porządku, partner'.– Potem schylił się w stronę niskiej kobiety.– Dasz radę usiąść bez mojej pomocy? – spytał krótko.
Na jego zapytanie Chinka podniosła wzrok, po czym krótko skinęła głową.
Kowboj tylko powoli ją wypuścił, wciąż jeszcze stojąc obok niej. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak miała zamiar upaść. Widząc ją niewzruszoną, opuścił gabinet i zamknął za sobą drzwi.
Tylko on i ona przebywali w tej sali, no jeszcze była Śnieżka, ale ona nie wtrącała się, tylko obserwowała wszystko z boku. Przez chwilę między tą dwójką panowała napięta i cicha atmosfera. Hanzo obserwował dziewczynę, a ta zaś próbowała unikać jego wzroku.
– Dlaczego wybiegłaś? – zapytał się, na co Mei mocniej zacisnęła dłonie na wypożyczonym płaszczu.
Usłyszała westchnięcie ze strony Japończyka.
–Usiądź gdzieś, zobaczę, czy są tutaj jakieś ręczniki – rzucił krótkie polecenie do niej, po czym przeszedł między rzędami łóżek szpitalnych, by dojść do odległej szafy przy ścianie, która praktycznie stała na samym końcu pokoju.
W tym czasie podreptała wolnymi krokami w stronę ławki i usiadła, potem wbiła wzrok w podłogę.
Łucznik pokręcił głową, kiedy zobaczył w szafie tylko kitle, maski i lateksowe rękawiczki, wówczas jego wzrok padł na drzwi w rogu z wywieszoną tabliczką ze znakiem prysznica.
Prawdopodobnie była to łazienka dla pacjentów. Wszedł tam i zapalił światło.
Nie była duża, posiadała tylko sześć kabin. Każde z drzwi miały małą wbudowaną rurę z przewieszonym ręcznikiem. Kafelki były koloru morskiej zieleni, zaś umywalki i sufit biały.
Podszedł do najbliższych drzwi kabiny i zabrał biały ręcznik. Wyłączył światło i podszedł do Mei.
Kobieta dopiero zanotowała jego obecność, kiedy ten zdjął z niej płaszcz i objął ją ręcznikiem. Podniosła wzrok na niego, kiedy poczuła, jak wycierał jej policzki.
– N-nie trzeba... Hanzo – wybełkotała tylko, w odpowiedzi ten podniósł jej podbródek.
–Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? – zapytał twardym tonem, na co ona przełknęła ślinę i odrzuciła jego dłoń.
–Nic...– wymamrotała, nie zerkając na niego.
–Jak to nic? Wpierw uciekasz z płaczem, a potem wybiegasz na dwór, przemakając do suchej nitki, nie wracasz do bazy i ledwo stoisz... Nie próbuj mi wmawiać, że nic się nie dzieje – powiedział poważnie mężczyzna, na co ona zacisnęła usta w wąską linię i przełknęła nerwowo ślinę.
Ponownie między nimi zapanowała niezręczna cisza, słychać było tylko pracę silniczków drona klimatolożki.
Starszy Shimada chciał znowu coś powiedzieć, ale tym razem Mei go wyprzedziła.
–Nawet jeśli... Bym ci powiedziała... To nie wiem, czy będziesz w stanie mi pomóc – wymamrotała cicho, mocniej naciągając na siebie ręcznik.
Hanzo westchnął.
–Może ja nie, ale są też inni...
– Nikt – ucięła mu gwałtownie. – Nikt nie da rady mi pomóc – dodała cicho.
Jej ton głosu... Mężczyzna nigdy nie usłyszał w jednym zdaniu takiej rozpaczy i cierpienia.
W tym momencie był pewny, że dzieje się z nią coś strasznego. Smocze duchy go ostrzegały, ryczały o tym, z jakim niebezpieczeństwem się prawdopodobnie styka. Kazały mu wystrzec się tego i trzymać z daleka...
– Hanzo... – Podniosła powoli wzrok na mężczyznę. – Chcę wrócić do swojego pokoju.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio starszy Shimada czuł takie nerwowe i niebezpieczne napięcie.
Chciał od tego uciec, ale patrząc na Chinkę, równocześnie chciał jej pomóc.
– W porządku – odpowiedział obojętnym głosem.
Co prawda, miał pilnować skrzydła szpitalnego, a także pilnować Mei do czasu, kiedy wróci pani doktor, ale widząc jej wyraźną prośbę w oczach... Czemu miałby jej odmówić, poza tym chyba nic się nie stanie, kiedy opuści na chwilę salę? Musiał bezpiecznie zaprowadzić dziewczynę do jej kwater. Ewentualnie jak po drodze coś się jej stanie to z powrotem ją zabierze.
Klimatolożka, zanim jeszcze opuścili pomieszczenie, wytarła się tak, by woda już się z niej nie lała. Potem wyszli, Hanzo wyłączył światło i zamknął drzwi.
Na dworze błysnęła błyskawica, a następnie rozległ się grzmot gwałtowny do tego stopnia, że szyby zadrżały.
Kobieta zadrżała i mocniej zacisnęła dłonie na ręczniku, mając spuszczony wzrok na podłogę.
Szli w milczeniu. Śnieżka latała tuż za nimi, obserwując ich w ciszy. Zeszli na dół, a potem przeszli na zachodnie skrzydło, gdzie były kwatery członków Overwatch. Podczas drogi Mei poczuła, jak znowu atakuje ją to straszne uczucie.
O nie...
Tylko nie teraz!
Nie w tym momencie! Nie przy nim!
Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę i przymknęła powieki z nadzieją, że mężczyzna nie dostrzeże jej złego samopoczucia.
Musiała szybko dojść do swojego pokoju... Musiała wziąć chłodny prysznic. Ponieważ jedynie to koiło jej ból, a przecież nie wyskoczy przez okno by poczuć chłodną deszczówkę, nawet jeśli bardzo by ją kusiło.
Zajęło im dojście do piętra z kwaterami jakieś kilka minut. Przeszli między drzwiami, aż zatrzymali się przy tych właściwych, do pokoju przynależącego do dziewczyny.
Klimatolożka czuła, jak jej serce waliło w pierś z nerwów. Miała wręcz wrażenie, że było tak głośno iż on bez problemowo je słyszał. Starała się brać spokojne i zwyczajne wdechy, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń u starszego Shimady.
Mimo starań on widział, że coś się z nią złego dzieje, chociaż nic nie skomentował i nie zatrzymał ją, kiedy wróciła do swojego pokoju. Zamknęła powoli drzwi za sobą, a potem...
Rzuciła się w stronę łazienki.
Zamknęła się na klucz, nawet nie wpuściła Śnieżki.
Zignorowała ból, który nagle pojawił się w okolicach jej szyi i brzucha. Mimo nagłego osłabienia nie powstrzymało to ją przed zrzuceniem z siebie całej garderoby, aby wejść pod prysznic i odkręcić zimną wodę.
W tym czasie Hanzo stał przez chwilę w miejscu, wgapiając się tępo w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna wraz z Śnieżką.
Czuł, że coś niedobrego się działo...
Coś złego.
Smoki wręcz darły się w jego duszy, by odejść stąd jak najszybciej. Oczywiście kusiło go mocno, ponieważ nie chciał się wtrącać w sprawy Chinki, których sama nie chciała mu zdradzać, ale równocześnie... O czym on myślał? Nie powinien wtrącać się w jej sprawy!
Dlatego zaczął powoli odchodzić od drzwi.
Śnieżka zaś zaczęła pukać drzwi od łazienki, z nadzieją, że przyjaciółka ją wpuści. Zaś w tym momencie Mei powoli osunęła się wzdłuż ścianki kabiny obejmując się dłońmi za tułów i łkała cicho.
Ból był silniejszy niż zwykle, miała straszną chęć zwymiotowania, a nie chciała tego...
Nie chciała znowu ujrzeć tego czegoś przed swoimi oczami. Sam widok fioletowo czarnych żył, które niczym pajęczyna oblepiła ją ciało dostatecznie ją przerażało i zmuszało ją by przymknęła powieki.
Nie chciała na to patrzeć.
Nie chciała tak bardzo cierpieć...
Nie wiedziała, czym sobie na to zasłużyła.
Zaczęła szlochać z bezradności, podkuliła kolana i objęła je mocno z nadzieją, że ból minimalnie zniknie. Choć tak się nie działo, a wręcz nasilało. Powoli czuła, jak piekło ją gardło, czuła, jak jej płuca paliły żywym ogniem.
Czuła, że się dusi.
Zaczęła kaszleć, równocześnie płacząc z bezradności. Powoli jej oczy zachodziły mgłą.
Śnieżka, nie otrzymując odpowiedzi ze strony przyjaciółki, zaczęła panicznie walić głową w drzwi, jakby próbowała je wyważyć. Jednak zaprzestała, kiedy usłyszała szlochanie i kaszel dziewczyny.
A potem cisza.
Hanzo nagle zatrzymał się w korytarzu. Coś momentalnie go dotknęło, że aż złapał się za pierś. Podniósł powoli głowę, a następnie...
Odwrócił się.
W jego duszy coś krzyczało, że stało się coś strasznego.
Instynktownie zaczął biec w stronę pokoju Chinki.
W połowie biegu drzwi od kwater dziewczyny otworzyły się. Wyłoniła się z nich Śnieżka.
Mężczyzna wówczas zatrzymał się w pół kroku.
Robocik rozejrzał się dookoła, aż niebieskie oczka padły na Shimadę.
Mimo, że to były tylko piksele, mężczyzna dostrzegł w nich wyraźną prośbę o pomoc.
Bez namysłu szybko pobiegł w stronę drona, a następnie wparował do pokoju.
Słysząc lejącą się wodę z prysznica, podszedł szybko do drzwi od łazienki.
Zamknięte.
Kurwa.- pomyślał w tamtym momencie.
Próbował je wyważyć, ale nic z tego. Te drzwi były znacznie wytrzymalsze od drewnianych i przede wszystkim nie trzymały się na zwykłych zawiasach.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, aż jego wzrok padł na okno. Na dworze szalała burza. Podszedł szybkimi krokami i otworzył je na oścież, a następnie wychylił się, by sprawdzić, czy łazienka posiada okno.
Mimo że na dworze widoczność była ograniczona przez panujący mrok, spowodowany głównie przez chmury, które w całości przysłaniały niebo, dostrzegł wystającą półkę od okna łazienki.
Wszedł na parapet, po czym powoli stanął na jej zewnętrznej stronie. Musiał skoczyć na drugą półkę z odległości co najmniej półtora metra, aby dostać się do łazienki.
Wiedział, że sporo ryzykował. Znajdowali się na drugim piętrze, zaś pod nim były ostre skały. Wystarczy jeden zły krok i będzie po nim.
Śnieżka od razu domyśliła się, co łucznik zamierzał zrobić. Szybko wyleciała na zewnątrz i mimo szalejącego wiatru udało jej się utworzyć dość szeroki lodowy mostek na dużej przerwie między parapetami, aby Shimada mógł przejść zamiast skakać.
W odpowiedzi mężczyzna skinął głową w stronę Śnieżki w podziękowaniu. Zaczął powoli na czworakach iść w stronę drugiego okna. Robot został w pokoju z obawą, że wiatr może ją rozbić o jakąś skałę.
Pogoda w ogóle mu w tym nie pomagała. Wiatr wiał mu dosłownie w twarz, a deszcz lał jak z cebra. Już po krótkiej chwili jego ubrania przemokły. Zacisnął tylko zęby i starał się utrzymać na lodowym moście. Co nie było łatwe, zważywszy na to, że deszcz sprawiał, iż lód stawał się bardziej śliski.
Mimo trudności udało mu się wejść na półkę przynależącą do łazienki.
Okno, ku jego wielkiemu szczęściu, było uchylone, więc nie musiał go wybijać. Wsadził dłoń między szparę i sięgnął do klamki. Wstrzymał oddech i użył większej siły, aby przepchać rękę.
Po chwili udało mu się. Otworzył okno i wpadł do łazienki.
Podszedł do kabiny prysznicowej i rozsunął drzwi.
Widok, jaki zastał, o mało nie wywołał u niego zawału.
Pomijając samą nagość, widział wyraźne pajęczyny czarno-fioletowych żył, a powieki jej oczu wyglądały tak, jakby zostały podbite. Jej skóra była dosłownie biała jak śnieg.
– Mei – odezwał się do niej, ale zero reakcji.
Wszedł do kabiny. Kiedy poczuł lodowatą wodę spod prysznica, natychmiast ją zakręcił. Szybko przyklęknął przy niej i chwycił obiema dłońmi jej twarzyczkę.
Była zimna jak lód.
– Mei! Ocknij się! – zawołał do niej, powoli masując jej policzki.
Brak reakcji.
Nie zwlekając, szybko wyciągnął ją z kabiny i położył odpowiednio na podłodze. Przyłożył palce do jej szyi.
Brak tętna.
–Kurwa, Mei, nie rób tego – powiedział mężczyzna, przykładając odpowiednio nadgarstki na środek jej klatki piersiowej, ale nie na nadbrzusza ani dolnej czy górnej części mostka.
Zaczął uciskać.
–Mei, ocknij się. Wiem, że tak łatwo nie odpuścisz – mówił do niej, choć nie wiedział, czy nie mówił bardziej sam do siebie, aby uspokoić swoje nerwy, by jej nie przycisnąć za mocno czy też za lekko.
Zastanowił się przez chwilę, czy nie powinien jej robić oddechów ratownicze, choć nie wiedział, czy to by coś zmieniło. Lecz z każdą minioną sekundą wydawało się, że jednak to byłoby na miejscu.
W momencie, kiedy chciał przestać uciskać, by zrobić jej kilka wdechów, dziewczyna nagle się wygięła.
Krzyknęła gwałtownie i skuliła się.
– BOLI! – zaczęła wołać.
Hanzo zauważył, jak jej żyły zaczęły mocno pulsować.
Chciał ją złapać i uspokoić, ale za każdym razem się wyrywała. Wówczas otworzyła oczy.
Starszy Shimada momentalnie się cofnął, dostrzegając czarne gałki oczne.
–Nie dotykaj! Boli!– Szlochała i jęczała z bólu, aż nagle dopadł ją atak kaszlu. Nie minęła chwila, kiedy rzuciła się na muszlę klozetową i zaczęła wymiotować.
Łucznika momentalnie sparaliżowało, ale mimo tego odważył się szybko podejść i objąć ją za tułów. Potem jego wzrok padł na wnętrze toalety. Wytrzeszczył z niedowierzania oczy i spojrzał na dziewczynę, kiedy ta skończyła.
Jego szok zmierzał się z niedowierzaniem, kiedy ujrzał ją... Bez pulsujących czarnych żył. Jej ciało było nietknięte.
Zaś cienie pod powiekami zniknęły.
A oczy...
Dostrzegł w nich przerażone, przepełnione bólem spojrzenie niewinnej klimatolożki.
Po chwili dochodzenia, mężczyzna przypomniał sobie, że Mei była naga. Od razu odwrócił wzrok, a jego policzki zapiekły. Jego wzrok zaczął błąkać się za jakimś nakryciem... Ręcznikiem... Czymkolwiek, co mogłoby zakryć nagość dziewczyny.
Wówczas jego wzrok padł na ten sam biały ręcznik, który dał jej do wysuszenia w skrzydle szpitalnym. Szybko sięgnął po niego i opatulił Chinkę.
Kiedy kobieta poczuła miękkość materiału na sobie, chwyciła go obiema dłońmi delikatnie i bardziej zacisnęła go wokół siebie.
–Już dobrze, Mei... Już po wszystkim – szepnął mężczyzna łagodnym głosem i mimowolnie przytulił ją do siebie.
Kobieta nie protestowała, mimo tego zaczęła płakać.
– Już wszystko w porządku – uspokajał, głaszcząc ją po głowie.
Zrobił to odruchowo. Sam nie był do końca świadomy tego, co się przed chwilą stało, więc prócz dziewczyny, starał się uspokoić też siebie.
Nawet nie wiedział, że jego serce tak waliło, a oddech miał przyspieszony. Nie wiedział, że tyle nerwów mu to przyniosło.
Nagle Mei uwolniła się z jego uścisku i obróciła w miejscu w jego stronę. Podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
Jej oczy...
Czymże ona sobie zasłużyła na takie cierpienie?
– Hanzo... Proszę... – Przytuliła się nagle do jego piersi.– Pomóż mi... – Ponownie zaczęła płakać, ale tym razem ciszej.
Jakby to, co najgorsze, minęło...
*
No i jak wrażenia moi drodzy?
Kolejna część, a tyle rzeczy w nim się wydarzyło.
Postaram się nową część napisać w następnym tygodniu, ale niczego nie obiecuje.
Jak zwykle wszystkie błędy poprawiła Denilmoore ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top