7.1

Nadszedł ranek, choć na zewnątrz nie dało się tego wyraźnie dostrzec. Całe niebo zostało przysłonięte ciemnymi chmurami. Co było trochę zaskakujące. No bo przecież wczorajszy dzień był upalny i bezchmurny. Taki obrót sprawy sprowadził ponury nastrój w bazie.

– Tatko nie przyjedzie dzisiaj – powiedziała Brigitte widocznie z przygaszonym humorem, wchodząc do salonu, gdzie zastała Reinhardta na kanapie.

–Wiem. Rano do mnie dzwonił, że zostaje jeden dzień we Francji. Mówił, że są straszne utrudnienia i opóźnienia, przez nagłą nawałnicę – powiedział starszy mężczyzna, zerkając na swoją chrześniaczkę, która przysiadła obok niego. Westchnęła tylko.

–A wiadomo chociaż, ile będzie to trwało?

Wilhelm pokręcił głową na jej zapytanie.

–Powiedział, że długo, a jak długo, to nie wiem. Musisz pójść spytać Mei, bo poniekąd zajmuje się badaniem pogody.

–Nie wiem czy ona jeszcze nie śpi przypadkiem, bo dość wcześnie jest. – Kobieta oparła się o kanapę i zerknęła na zegar, który wisiał na ścianie.

–Czy ja wiem? Mei dosyć wcześniej wstaje od wszystkich, po to właśnie by zająć się badaniami – stwierdził, na co miedzianowłosa kobieta pokręciła głową.

–W ostatnim czasie to nie. Czasami śpi nawet do dziewiątej. No... Jest dopiero dwadzieścia po siódmej – dodała, po czym westchnęła głośno, kładąc szyję na poduszkach, przy tym wbijając wzrok w sufit.– A tak bardzo chciałam się zobaczyć z tatkiem. – jęknęła smutno.

–Oj! Nie martw się kochana, za nim się obejrzysz, stanie przed drzwiami z otwartymi ramionami.– Na koniec zaśmiał się głucho, na co Brigitte uśmiechnęła się ciepło.

Wtedy do pomieszczenia weszła Fara, a właściwie przeszła tylko i przelotnie przywitała się z Reinhardtem i Brigitte. Szwedka zauważyła, że targała jakieś pudło, ale za nim zdążyła spytać, co w nim się znajduje, Egipcjanka odeszła.

–Ach, ta Fara! Jak zwykle zapracowana! Widać, że chce bardzo odciążyć Angelę od ciężkiej roboty, i to jeszcze z samego rana! – Reinhardt zachichotał, wziął duży kubek z herbatą i się napił. A kiedy odstawił z powrotem na stolik, spojrzał na swoje odbicie w ciemnej cieczy na dnie naczynia. – Ana byłaby z niej taka dumna. – Westchnął z widocznym żalem w głosie.

Kobieta przez chwilę wpatrywała się, jak sylwetka Fary zniknęła za drzwiami, po czym powolnie odwróciła się w stronę widocznie rozżalonego mężczyzny. Poklepała go po ramieniu, a potem przytuliła.

Nie próbowała go pocieszać, bo wiedziała doskonale, że nic to nie da. Za bardzo znała Reinhardta. Gdyby próbowała to zrobić, to mężczyzna popadłby w jeszcze w głębszy smutek. Nie warto było go dobijać. Najlepiej zacząć nowy temat i nieco bardziej luźniejszy, aby staruszek mógł się odprężyć i przez chwilę zapomnieć o Anie, w której był widocznie nieszczęśliwie zakochany. Czegoż można było się spodziewać? Przecież Ana miała męża, nie mógł liczyć na jakiekolwiek szanse, by z nią być...

–Reinhardzie... A zauważyłeś w ogóle, że nagle Fara zaczęła strasznie kręcić się wokół doktor Ziegler? – zapytała się Szwedka swojego ojca chrzestnego.

Na jej pytanie mężczyzna zachichotał.

–A co w tym dziwnego? Fara i Angela są najlepszymi przyjaciółkami, więc nie dziw się, że często przebywa w jej towarzystwie – stwierdził, na co dziewczyna pokręciła głową.

–Chodzi mi oto, że kilka dni wcześniej zaczęła mocno ćwiczyć, a potem nagle przestała i jakby nie spojrzeć, całymi dniami siedzi u Angeli. Nie wydaje ci się to dziwne? – wyjaśniła, a Wilhelm ją uważnie słuchał. – Do tego jeszcze dochodzi Genji, który widocznie stara się...

–Brigitte, to nie nasza sprawa. To oni muszą między sobą to wszystko wyjaśnić – przerwał jej wypowiedź mężczyzna, domyślając się, do czego zmierzała młoda dziewczyna. – Po za tym... Nie miałaś zamiaru pójść do Mei? – szybko zmienił temat. – Chciałaś przecież dowiedzieć się, kiedy prawdopodobnie zniknie ta cała nawałnica.

Młoda Lindholm nie skomentowała wymijającej wypowiedzi Niemca. Zamiast tego zgodziła się, co do jego ostatniego zdania, i odeszła.

Lecz nie poszła do Mei.

*

Angela głośno kichnęła, kiedy kurz buchnął po tym, jak wytrzepała koc, który dość długo przeleżał na szafie. Wrzuciła go do naszykowanego kosza, który miała potem zanieść do prania, po czym usiadła na niskim taboreciku, ocierając pot z czoła.

Wtem usłyszała, jak ktoś wszedł do pomieszczenia. Podniosła wzrok i zauważyła Farę.

–Tak szybko? Nie sądziłam, że od razu uporasz się z tym – odezwała się widocznie zaskoczona tym, ile w sobie energii miała Egipcjanka.

Młoda Amari zaś na jej słowa położyła karton.

– Dla mnie nie jest to problem – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się uprzejmie w stronę lekarki.– To wszystko? Czy trzeba coś jeszcze zrobić?

Doktor Ziegler uśmiechnęła się blado.

–Trzeba będzie przestawić te metalowe pudła z bronią, ale spokojnie. Genji zaraz przyjdzie i pomoże mi się tym zająć.

Na wydźwięk imienia cyborga, w głowie Fary zapaliła się czerwona lampka. Mimo tego starała się zachować pogodnie w towarzystwie kobiety.

–Myślę, że bez niego sobie poradzimy. W sumie... mogę zająć się tutaj wszystkim – oznajmiła pewnym głosem, sprawiając wrażenie, że chce bardzo pomóc Angeli.

Blondynka zaczynała protestować, kiedy Fara zabrała się za skrzynie.

–Fara, to naprawdę miłe, ale nie trzeba. Dam... A właściwie damy sobie radę – odezwała się Angela, kiedy tamta ruszyła pudło.

–Spokojnie, może i nawet nie będzie trzeba wzywać Genjiego. Poza tym za bardzo się przemęczasz Angelo. Powinnaś odpocząć, a ja zajmę się tym całym bajzlem.–Mówiąc to, podniosła ciężkie pudło wypełnione po brzegi bronią i odstawiła w miejsce, gdzie powinno od samego początku być, czyli na metalowej półce na prawie samym końcu magazynu.

Blondynka pokręciła głową.

–Już dużo zrobiłaś, Faro. Jedyne, co ja muszę tutaj zrobić, to pozamiatać i pozmywać. A Genji nie będzie miał problemu z przeniesieniem tych rzeczy... – powiedziała, dogłębniej rozglądając się po małym magazynie.

Egipcjanka zwróciła się w jej stronę i spojrzała w jej oczy.

Szwajcarka speszyła się na te nagłe spojrzenie i odwróciła wzrok.

– Kiedy ostatnio spałaś? – zapytała młoda Amari, widząc wyraźne cienie pod oczami, które były nieudolnie zamazane grubą warstwą korektora.

Blondynka milczała przez chwilę, nawet nie spojrzała na nią.

Młoda Egipcjanka podeszła powolnymi krokami, aż stanęła przed nią. Była trochę wyższa od pani doktor, jej podbródek był na wysokości oczu Szwajcarki. Ta nieco speszona nagłą bliskością kobiety podniosła nieśmiało swój wzrok. Tamta zaś niespodziewanie chwyciła ją za podbródek tak, że ich spojrzenia się skrzyżowały.

– Kiedy ostatnio spałaś? – ponowiła pytanie, delikatnie gładząc kciukiem jej wargi.

Łaska zadrżała na jej ruch, choć nie była pewna, dlaczego. Czuła, że jej policzki pieką, a jej oddech drżał nerwowo. Nie wiedziała, czym to było spowodowane, ale to coś sprawiło, że bliskość przyjaciółki przyćmiewał jej umysł.

To nie były negatywne uczucia, ale wciąż nie wiedziała, czemu nagle zaczęła się denerwować jej bliskością.

Przełknęła ślinę.

–Bardzo wcześnie wstałam... Tak gdzieś o czwartej... A spałam tylko trzy godziny – odpowiedziała.

Fara nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.

–Czemu? Przecież nie ma tutaj takiego tłoku, nikt nie jest w tej chwili ranny. Co ty robisz po nocach? – Jej pytanie jeszcze bardziej speszyło doktor Ziegler. Chciała się cofnąć, ale Egipcjanka jej nie pozwoliła na to.

–Pracuję... – wydukała.

– Nad czym? – wciąż nie ustępowała młoda Amari. W odpowiedzi dostała od niej milczenie i jej nerwowe wdechy.– Angelo... Nie możesz tak o siebie nie dbać, też musisz odpoczywać, jak wszyscy inni. – Pogłaskała czule po jej policzku, na co ta delikatnie złapała jej dłoń. – Zrobisz to dla mnie?– spytała.

–Nie mogę niczego ci obiecać, Faro.– Wyraźnie w jej głosie dało się usłyszeć zmęczenie, a same jej ospałe spojrzenia tylko to potwierdzały. Mimo tego nie spuszczała wzroku i wciąż obserwowała swoją przyjaciółkę.

–Po za tym... Wciąż jest sporo pracy...

–Angelo, już dość. Wszyscy o ciebie się martwią w bazie. Ja o ciebie się martwię. Powiedz, co trzeba zrobić, to zrobię, a ty idź odpocząć– powiedziała stanowczo Fara, wcinając się w zdanie kobiety.

Jej słowa kompletnie zaskoczyły Szwajcarkę, ale równocześnie... Czuła coś, co pokrzepiało jej serce. Odezwała się.

–No... Dobrze... Tyle, że...

– Przepraszam. – Nagle rozbrzmiał męski głos z dość charakterystycznym wydźwiękiem. Jakby był nieco przerobiony na kształt robota. – Czy wam nie przeszkadzam? – zapytał się Genji.

Angela natychmiast odskoczyła od Fary, by dzielić z nią bezpieczną odległość, po czym prędko wytrzepała swój żółty sweterek.

–Nie, Genji, akurat przyszedłeś w samą porę! – Uśmiechnęła się promiennie.

Tia... W samą porę...- pomyślała widocznie niezachwycona Fara.

– Akurat skończyłam ogarniać pomniejsze rzeczy. Zostało tylko pozamiatać i pozmywać, ale trzeba wpierw odstawić te skrzynie na półki.– Mówiąc to, lekarka podeszła i wskazała na kilka metalowych pudeł w kącie.

–W takim razie nie będę czekać! W tym czasie, Angelo, proszę, odpocznij. Od razu widać, że jesteś zmęczona – rzucił Japończyk, zauważając zmęczone, wręcz ospałe spojrzenia doktor.

Szwajcarka uśmiechnęła się blado.

–Spokojnie... Jeszcze dam sobie radę...– Zamilkła, kiedy cyborg podszedł.

–Angelo, proszę, nie daj się prosić – poprosił uprzejmie mężczyzna, ukradkiem zerkając na Farę.

Gdyby jej wzrok zabijał, to prawdopodobnie byłby już martwy. W oczach Egipcjanki można było dostrzec mroczny cień i chęć skopania komuś czterech liter.

Jego czterech liter.

–No dobrze, Genji. – Odpowiedź Angeli zaskoczyła młodą Amari. Ona musiała długo naciskać na doktor by uległa, a ten od razu przekonał ją niby ciepłymi słówkami!

–Faro, możesz już odejść. Naprawdę, dziękuję ci za pomoc. – Zwróciła się pogodnie doktor w stronę kobiety, która tylko obserwowała przez dłuższy czas mężczyznę.

Westchnęła tylko.

–Niech ci będzie. – Zmierzała ku wyjściu, ale jeszcze zatrzymała się w progu. – Ale gdybyś potrzebowała pomocy, to jestem wolna!

Angela na jej słowa tylko kiwnęła głową z promiennym uśmiechem na twarzy.

Czeka ją kolejny trening w siłowni... Dość długi, ale na pewno nie za długi. Musi być do dyspozycji, kiedy doktor będzie ją potrzebowała...

Kiedy tak myślała, wyszła na korytarz, gdzie zastała Brigitte, która akurat przechodziła. Wyminęła ją bez słowa. Nawet nie odezwała się na jej zaczepkę.

Młoda Lindholm zaś tylko kiwnęła głową w zadumaniu.

Wyraźnie dostrzegła zmianę w jej zachowaniu...

Jutro bądź pojutrze postaram się zabrać za kolejną część. Bo po prostu nagle wrócił do mnie zapał! Nie wiem czy to przez to, że mam w końcu za sobą próbne egzaminy, z których myślę, że naprawdę całkiem dobrze wypadłam czy po prostu mam taki dobry humor.

Od razu też informuje, że nowa część będzie miała więcej opisów

I będzie o wiele bardziej brutalniejsza niż poprzednie części...

Przynajmniej w moim odczuciu.

tak, więc bajo!

Wszystkie błędy zostały poprawione przez Denilmoore

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top