6.2

–Oczywiście! Nie widzę żadnego problemu! Muszę tylko...

–Sanjay!– zawołała Mei, kiedy wyszła szybkimi krokami z bazy.

Mężczyzna rzucił tylko okiem na kobietę.

–Oddzwonię później.– Mówiąc to, rozłączył się i schował telefon do kieszeni. –Mei! Wyglądasz olśniewająco! – skomplementował, kiedy dziewczyna podeszła do niego.

Na jego słowa szybko zarumieniła się.

–Dzi-dziękuję... Ma być dzisiaj gorąco, więc pomyślałam, że po prostu tak się ubiorę – wyjaśniła krótko, zerkając na mężczyznę, który w przeciwieństwie do niej był znacznie cieplej ubrany niż ona.

W sumie niespodziewała się, że zobaczy go w takim wydaniu. Luźny biały podkoszulek i do tego jeansy. Gdyby nie to, że wiedziała, iż on był ważną osobą w Vishkar, to nigdy nie przyszłoby do jej głowy, że należy do jakiekolwiek korporacji.

Jeśli miała być szczera, to wyglądałnawet całkiem-całkiem.

–Naprawdę? Kurczę... Gdybym o tym wiedział,to bym trochę luźniej się ubrał – przyznał, zerkając na siebie.– W takim razie dobrze, że umówiliśmy się na bardziej popołudniową godzinę, nie powinno być tak gorąco. To co, pani Zhou? Idziemy?– zapytał.

–O-oczywiście!– odpowiedziała nerwowo. –Tylko proszę... Mów na mnie Mei. Jak już mówiłam, nie musisz zwracać się do mnie formalnie – dodała potem, na co mężczyzna tylko uśmiechnął się ciepło.

–W porządku, Mei. W takim razie idziemy!– Z tymi słowami opuścili teren posterunku.

*

Miejsce: miasto Gibraltar

Kraj: Gibraltar, brytyjskie terytorium zamorskie

Kto by się spodziewał, że na tak małym skrawku ziemi miasto będzie takie duże? Mei tylko raz przez nie przeszła, by dojść do posterunku i nie zwracała najmniejszej uwagi na otoczenie. Myślała nawet, że to będzie niewielkie miasto, a jak się okazało, tak nie było. Zastanawiała się, jakim cudem żyje tu około sześćdziesiąt tysięcy ludzi.

Przez najbliższe godziny Mei i Sanjay dużo pozwiedzali i rozmawiali. Nie sądziła, że mężczyzna okaże się być dobrym słuchaczem! Pytał się nawet o wyniki jej badań i zajęcia, co jest naprawdę wielką rzadkością. Większość osób, z którymi miała styczność, po prostu zanudziłaby na śmierć, mówiąc o swoich badaniach i odkryciach. W pewnym momencie nie wiedziała, czy po prostu robił to z czystej grzeczności czy rzeczywiście z ciekawości. Aż postanowiła go oto zapytać.

Odpowiedział, że to, o czym ona mówi, jest ważne dla jego korporacji, ponieważ pomoże mu w zaprojektowaniu budynków tak, by były jak najbardziej bezpieczne dla ludności przed takimi czynnikami, jak właśnie pogoda. Dlatego też każda informacja o anomaliach pogodowych dla Vishkar była cenna, co bardzo ucieszyło kobietę.

W końcu bardzo chciała pomagać ludziom, a wiedząc, że takie informacje pomogą innym, napawało ją szczęściem.

Poza tym rozmawiali też o ewentualnym miejscu, gdzie mogłaby znaleźć się siedziba ich korporacji na terenie tego miasta. Rozglądali się za jakąś pustą przestrzenią lub brzegiem niezajętym przez porty.

–Ajajaj, ten mały półwysep jest mocno zurbanizowany. Będzie dość ciężko znaleźć wolne miejsce na nową siedzibę – stwierdził mężczyzna, kiedy przystanęli i rozejrzeli się dookoła.

W oddali było widać port z statkami, a za nimi piętrzyło się miasto, które tętniło życiem. Większość ludzi chodziła luźno i przewiewnie, nawet niektóre omniki miały parasole, by uchronić się przed przegrzaniem od promieni słonecznych.

–Prawda, ale może gdzieś na skraju będzie wolne miejsce? – zaproponowała Mei, siadając na ławce w cieniu drzewa, i powachlowała się ręką.

Przestała, kiedy Śnieżka zaczęła dmuchać na nią chłodne powietrze. Westchnęła z ulgą i sięgnęła po swój telefon by zobaczyć, ile było już stopni, że jest tak gorąco.

Trzydzieści trzy stopni Celsjusza... Widząc taką temperaturę, oparła się plecami o ławkę. Może już była godzina szczytu, ale ciepło, jak widać, jeszcze będzie się utrzymywać przez najbliższe godziny.

Na jej słowa Korpal pokręcił głową.

–Lepiej nie. Wolimy koncentrować się we wnętrzu miasta, by mieć szybki dostęp do wszystkiego – wyjaśnił pokrótce, na co Chinka kiwnęła głową, rozumiejąc.

–W porządku... Tylko daj mi chwilkę... Właściwie, która jest godzina? – spytała, zerkając na telefon.– Rety! Już cztery godziny tutaj jesteśmy – stwierdziła, widząc, że było już po osiemnastej.

–No to rzeczywiście już trochę tutaj jesteśmy... W takim razie wypadałoby coś zjeść, nieprawdaż? – Słysząc jego propozycję, kobieta poczuła jak zaburczało w jej brzuchu.

–Prawda... Najlepiej w jakimś klimatyzowanym miejscu, bo póki co, nawet po tej godzinie nie zapowiada się, by miało się ochłodzić – stwierdziła, zerkając w kierunku bezchmurnego nieba, na którym jeszcze dosyć wysoko wisiało słońce.

–Widziałem, że gdzieś w pobliżu jest restauracja. Może tam pójdziemy? – zaproponował brunet.

Mei kiwnęła głową na poparcie jego propozycji.

Znalezienie restauracji nie zajęło im długo. Właściwie, nie minęło nawet pięć minut, kiedy ją odnaleźli. Kiedy weszli do budynku, to uderzyła ich fala przyjemnego chłodu. Tak, zdecydowanie w tej restauracji można było coś zjeść.

Usiedli przy wolnym stoliku i zamówili szybko jakiekolwiek dania. Sanjay zaproponował, że on stawia, co Mei zdecydowanie starała się wybić mu z głowy.

–Ja-ja mam pieniądze! Ja mogę za siebie zapłacić – powiedziała nieśmiało do mężczyzny, który tylko zachichotał.

–Mei, tyle dla mnie zrobiłaś w tym krótkim czasie, że muszę jakoś ci się chociaż trochę odwdzięczyć.– Puścił do niej oczko.– Pozwól, że ja zapłacę.

W końcu mu dopuściła, chociaż uważała, że naprawdę nie musiał.

Kiedy zaś dostali zamówione dania, zaczęli jeść, przy okazji rozmawiając. Nie obyło się bez śmiechów i rozmawiania dosłownie o niczym.

Aż nadszedł ten moment.

–Jeśli mam być szczery, Mei... – zaczął mężczyzna.– Niespodziewałem się, że taką piękna kobieta oprowadzi mnie po posterunku i po mieście.

Zachichotał. Na jego słowa kobieta zarumieniła się wściekle.

–T-t-to naprawdę nic! Ja zawsze jestem chętna do oprowadzeniu...

–Może gdybyś schudła kilka kilogramów, to byś wyglądała na nastolatkę!

Zdębiała, a jej widelec spadł na talerz.

– ...nowych ludzi po bazie – dokończyła bardziej nerwowo. Choć nie tylko nerwowość dało się wyczuć w jej głosie, ale i też wstyd.

Nie pamiętała, kiedy czuła się tak upokorzona. Najbardziej, jednak szokowało ją to, że mężczyzna nawet nie zauważył iż jego słowa ją zraniły. Ba, wcale on się nie przejął.

Wyszło no to, że przez chwilę prowadził tak naprawdę monolog aniżeli rozmowę z nią.

– Wiesz, może... –Już Korpal zaczął coś mówić, ale w tym momencie zadzwonił jego telefon. Szybko odebrał.– Tak? W porządku...– Spojrzał na klimatolożkę i rzucił krótkie „zaraz przyjdę", po czym wyszedł na zewnątrz.

Jednak w tym momencie go nie słuchała. Cały czas w jej głowie krążyły tylko te jedne słowa.

Gdybyś schudła kilka kilogramów... Czy naprawdę jest to widoczne?- pomyślała kobieta, zerkając na siebie. Śnieżka zaś tylko obserwowała. Gdyby nie to, że miała w zaprogramowaniu, że atakuje kogoś tylko na słowa przyjaciółki, to by zamroziła twarz tego mężczyzny. Widząc nagle przybitą kobietę, dron sam posmutniał i zaczął tulić się do jej ramienia, by ją pocieszyć.

Chinka odpuściła dalsze jedzenie, a kiedy mężczyzna przyszedł, po kilku minutach wrócili do posterunku. Sanjay znowu zaczął coś do niej mówić, ale kobieta nie mogła skupić się na rozmowie. Nie po tym, co od niego usłyszała.

Najbardziej, jednak bolało to, że Korpal nie odczuwał, by coś złego powiedział.

*

Miejsce: Posterunek Gibraltar

Kraj: Gibraltar, brytyjskie terytorium zamorskie

–No weź, chociaż jeden kieliszek – zachęcał McCree, przesuwając w stronę Hanzo kieliszek dość mocnego whisky.

Japończyk tylko przewrócił oczami.

–No dobrze... Niech ci będzie, ale tylko jeden – zgodził się po dłuższej namowie kowboja. Wziął od niego alkohol i opróżnił kieliszek, po czym zaczął kaszleć.– Kuso... Ale paskudne! – Odłożył od siebie naczynie, na co Jesse parsknął.

–Wy, Japończycy, macie dziwny gust. No weź, chociaż powiedz, że aż takie złe nie jest – powiedział, nalewając sobie trochę trunku.

–Przykro mi, ale mam takie zdanie, a nie inne.– Uśmiechnął się kwaśno w stronę towarzysza, po czym wstał od barku i podszedł do szafy. – Dobra, skoro ja spróbowałem twojego, to ty spróbujesz mojego napitku – powiedział, wyciągając jakąś małą butelkę wódki.

– Wódka? – zapytał się zdziwiony McCree.

– To nie jest zwykła wódka – powiedział mężczyzna, nalewając towarzyszowi do kieliszka.

– Sake?

–Nie. Spróbuj, a się przekonasz. Tylko ostrzegam, ma mocnego kopa.

Amerykanin zmarszczył brwi, wziął od niego kieliszek i powąchał jego zawartość. Po czym wypił zawartość szkła.

Rozszerzył oczy.

Holy sh't! Co to jest? – Pokręcił głową.– Kurwa, ale mocne – powiedział.

– Wódka – odpowiedział krótko starszy Shimada.

Jesse wziął butelkę i przyjrzał się etykiecie.

–Ale jaka?– dopytywał się, próbując coś wyczytać z etykiety, ale za cholerę nie mógł, bo wszystko było napisane w języku, którego nie rozumiał.

– Polska wódka – odpowiedział po prostu Hanzo.

Mężczyzna skrzywił się i spojrzał na Japończyka.

– To któreś z państw ze wschodu Europy? Kurde... Tak podejrzewałem, że takie trunki tylko z Rosji...

–Polska wódka to pikuś, w przeciwieństwie do rosyjskiego spirytusu. Tamten jest jeszcze mocniejszy od tego, co teraz wypiłeś – zwrócił mu uwagę Hanzo.

–Cholera... To jaką mocną oni muszą mieć banię do alkoholu? – zastanawiał się McCree.

Wtedy ktoś wszedł do kuchni. Kiedy się odwrócił, zobaczył Mei.

–O, hej, Mei. Jak tam zwiedzanie miasta z Sanjay'em? – zapytał się ją, kiedy podeszła do blatu.

Klimatolożka, tylko rzuciła prędko okiem na przyjaciela.

– W porządku – odpowiedziała krótko, choć... Jesse coś wyczuł w głosie kobiety. W dodatku, wyglądała... Na dość bardzo przygnębioną.

Darlin', na pewno? Wyglądasz na bardzo przybitą – stwierdził, kiedy Chinka włączyła czajnik, by zaparzyć herbatę.

–Nie, McCree, naprawdę wszystko w porządku...– odpowiedziała szybko, wręcz wymijająco, kobieta.

Lecz Jesse i Hanzo doskonale wiedzieli, że z Mei nie było wszystko w porządku. Plus jeszcze Śnieżka wyraźnie dawała znać, że z jej przyjaciółką nie jest dobrze.

Starszy Shimada tylko podszedł do niej, potem złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.

– Na pewno? – spytał ją, zerkając przy tym w jej oczy.

Chinka zadrżała na nagły ruch mężczyzny. Chciała już nawet go odepchnąć, by zostawił ją w spokoju, ale jego spojrzenia...

Tylko westchnęła.

–Naprawdę chcecie mnie wysłuchać? – spytała widocznie zgorzkniałym tonem, a jej wzrok delikatnie pociemniał, do tego jej wyraz twarzy nabrał wyraźnej apatii.

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Kowboj tylko kiwnął głową w stronę towarzysza, a tamten spojrzał ponownie na kobietę.

–Powiedz, co się stało – powiedział krótko Amerykanin.

*

–No po prostu... Nie wierzę –powiedział w końcu McCree po wysłuchaniu historii dziewczyny, która siedziała na taboreciku między mężczyznami, ze złączonymi nogami i dłońmi opuszczonymi na kolana, ze spuszczoną głową. – To dopiero kutas. Mam do niego przyjść i przywalić w twarz? – zapytał się kowboj, na co Mei od razu zareagowała.

–Broń Boże, nie!– Spojrzała na niego.– Jeszcze może wyrobić złą opinię o Overwatch, jeśli to zrobisz. Jest tutaj dopiero niecałe dwa dni, nie możemy na to pozwolić.

–Mei... On cię potraktował jak zwykłą szmatę! Wybacz, że tak się wyraziłem, ale tak według mnie to wygląda. Po za tym to, że jest u nas gościnnie, nie oznacza, że może mówić wszystkim w twarz, co o nich sobie myśli!– Trzasnął dłonią w barek i spojrzał w swój kieliszek whiskey.

–Prawda... Ale co możemy zrobić, Jesse? Po za tym, to tylko raz się zdarzyło, może nie będzie się tak zachowywał? – zastanawiała się kobieta.

–Mei, on prosto w twarz ci jasno powiedział, że niby jesteś gruba! – Klimatolożka zacisnęła wargi w wąską linię.– Nawet jeśli uważam, że to nie prawda, no bo nie jesteś! Przecież ślepy nawet by to zauważył. Moim zdaniem jesteś bardzo ładną kobietą. Po za tym skoro po krótkim czasie pozwolił sobie na taką uwagę, to podejrzewam, że przez resztę czasu będzie sobie pozwalał na mówienie wszystkiego, co mu żywnie się podoba – wyznał wyraźnie podirytowany.

–Więc co zrobisz?!– podniosła głos kobieta. – Chyba nie podejdziesz do niego i mu powiesz, co tobie żywnie się podoba, co?!– Spojrzała na kowboja, którego wyraźnie zamurowało jej zachowanie.– No i co zrobisz? Nic nie zrobisz!– powiedziała, do końca upijając swoją herbatę.

McCree nie mógł z nią się nie zgodzić. Miała całkowitą rację. Nic nie mógł zrobić, bo gdyby spróbował, tamten mógłby obrócić się przeciwko im i mógł w każdej chwili opuścić Overwatch ze swoim wsparciem finansowym od Vishkar. Nic nie mógł zrobić.

–No właśnie... Nic nie zrobię, niestety...– powiedział, opróżniając kieliszek.

Wtedy Chinka podsunęła mu trzeci kieliszek.

– Nalejesz mi? – spytała się dosłownie wypranym z emocji głosem.

Westchnął tylko ponuro i nalał jej trochę alkoholu, po czym spojrzał na Hanzo, który przez ten cały czas milczał i tylko urywkowo zerkał na ich dwoje.

– Hanzo... A ty co o tym myślisz? – zapytał kowboj.

Japończyk wbił swój wzrok w jakiś niewidzialny punkt przed sobą. Dopiero kiedy Amerykanin odezwał się do niego, omieszkał spojrzeć na niego, ale dosłownie na chwilę. Potem znowu spojrzał przed siebie.

– Tak jak mówisz... – Wypił kieliszek wódki.– Nic nie możecie zrobić.

No tak... Przecież też jest gościem, więc poniekąd mu ta sprawa wisi- pomyślał McCree, kiedy starszy Shimada mu odpowiedział.

No i tak siedzieli we trójkę przed barkiem w kuchni...

Przepraszam kochani (znowu) za kolejną długą przerwę.

Dlatego w ramach takiej małej rekompensaty wstawia nie jeden, a dwa nowe części.

Wszystkie błędy zostały sprawdzone i poprawione przez 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top