4.1
– O rany! Ale to miejsce jest duże! – zawołała D.va, kiedy wyszła z poduszkowca, rozglądając się dookoła. Jej głowa niemalże odkręciła się, kiedy przyglądała się nowemu miejscu, pełna zachwytu.
Jej podziwu nie podzielała jednak jej wysoka, różowo włosa towarzyszka.
–Nie tak duże, jak Volskaya Indrustries– skomentowała Zaria, widząc zachwyt Koreanki.
–Dla ciebie wszystko wydaje się małe, Zario, ale rozmiar to nie wszystko – stwierdził Lucio, będąc kompletnie przeciwnym zdaniu kobiety.
–Dokładnie, ciekawe jak jest w środku – zastanowiła się Hana przez chwilę.
Wtem z bazy wyszli Smuga i Winston. Jako pierwsi przyszli przywitać nowych gości.
–Witamy was serdecznie na Posterunku Gibraltar! W bazie Overwatch! –Brytyjka wypięła się dumnie. – Jestem Lena Oxton, znana też jako Smuga. – Puściła oczko, na co Hana zaśmiała się.
–Smuga! Nie mogę uwierzyć, że właśnie się z tobą widzę! – Po tych słowach spojrzała na goryla. – O rany! Prawdziwy goryl! Jak ten z gier! – skomentowała, na co Winston zachichotał nerwowo.
– Jestem Harold Winston – przedstawił się naukowiec, nieco speszony reakcją dziewczyny.
–A więc to prawda. Ty jesteś tym zmodyfikowanym gorylem, który uciekł z Kolonii Księżycowej Horyzont – powiedziała widocznie zdumiona Rosjanka.
Na jej słowa poprawił swoje okulary na nosie.
– Tak, to ja. Choć wolę określenie naukowiec, aniżeli goryl. Jestem przywódcą Overwatch. Witam was serdecznie w tych skromnych progach. – Po jego słowach Zaria podeszła do niego i uścisnęła mu wielką łapę.
–Jestem Aleksandra Zarianowa, ale większość moich towarzyszy woła na mnie Zaria. Przynależę do głównych Rosyjskich Sił Obronnych – przedstawiła się kobieta.
–Kojarzę cię! Widziałam cię w telewizji! – szybko wtrąciła się Lena. – Ponoć byłaś na pierwszej linii frontu, a dzięki tobie udało się odepchnąć atak od strony syberyjskiego omnium– stwierdziła.
Na jej słowa Rosjanka dumnie się wyprostowała.
–Tak, to byłam ja, ale robiłam to co uważałam za słuszne. Czyli chronienie moich towarzyszy, bliskich i ludzi w mojej ojczyźnie – oznajmiła pokrótce.
–Takich ludzi właśnie potrzebujemy. Powiedz nam, co cię skłoniło do przyłączenia się do nas? – zadał pytanie Winston.
–Wbrew pozorom, to głównie ludziom z Overwatch zawdzięczamy pokój, jaki nastąpił po kryzysie omniczym. Po tym, jak został zamknięty, przyszłość tego pokoju jest bardzo niepewna, zwłaszcza kiedy Szpon jest aktywny.
– Co wiesz o Szponie? –wtrąciła się nagleSmuga.
–Szpon to nic innego, jak grupa terrorystyczna...
W tym czasie, kiedy Zaria rozmawiała z Winstonem i Smugą, Lúcio wyciągnął cały swój bagaż z poduszkowca, a D.va przeglądała portale społecznościowe.
–Mimo tego, Overwatch jest poszukiwany, więc czemu? Zdajesz sobie sprawę, że się narażasz – stwierdził goryl.
–Zdaje sobie doskonale z tego sprawę, ale weźmy pod uwagę to, że rząd ONZ w niektórych kwestiach może się mylić i ja uważam, że rozwiązanie Overwatch było stanowczo wielką przesadą.
– Dziękuję, Zario. Cieszę się, że podzieliłaś się swoją opinią. – Z tymi słowami naukowiec skierował się w stronę młodszych rekrutów.
–Jestem Lúcio Correia dos Santos – nagle wystąpił Lúcio. – Znany głównie jako DJ, ale też jestem bojownikiem wolności.
Po jego słowach Smuga uśmiechnęła się szeroko.
–Ale czad! Słyszałam twój nowy album!
–Masz jakieś doświadczenia w walce? – zapytał się Winston, zerkając na papiery.
–Znam brazylijskie jiu-jitsu i capoeira– odpowiedział krótko. Goryl pokiwał głową z uznaniem.
– W porządku, a ty jesteś... – Zwrócił się w stronę Koreanki.
–Jestem Hana Song, znana też jako D.va– przedstawiła się młoda dziewczyna.
–A więc to ty. W wiadomości przekazałaś mi już wszystko, co potrafisz. To w takim razie... Gdzie jest twój Mech? – zapytał się naukowiec.
D.va wskazała na poduszkowiec.
–Jest w środku, ale sama go wyciągnę. – Uśmiechnęła się słodko.
– W porządku. Reinhardt i Brigitte zajmą się waszym bagażem, a Smuga was oprowadzi. Zaś wszelkie formalności załatwimy w środku i po tym, jak się rozpakujecie...
–A mogę ja sama zanieść swój bagaż? Wskażcie tylko, gdzie mam położyć, a zaniosę – wtrąciła się Zaria.
Winston zamrugał powiekami. Zaskoczony i nieco speszony, zgubił chwilowo wątek.
Lena szybko go uratowała.
–Ależ oczywiście! Reinhardt pokaże ci, gdzie je zanieść.
Po chwili na pasie startowym zrobiło się tłoczno. Brigitte sprawnie wynosiła rzeczy Lúcio, a Reinhardt pomagał Hanie zanieść jej spory bagaż, przy okazji pokazując Zarii, gdzie ma zanieść swoje rzeczy.
Atmosfera między rekrutami, a członkami Overwatch była bardzo ciepła i przyjemna. Niektórzy szybko znaleźli swój wspólny język, chociażby Lúcio i D.va ze Smugą i Genjim, a Zaria zainteresowała się Reinhardtem i Brigitte.
Zapowiadało się na dobry powrót Overwatch.
*
Pół godziny wcześniej...
Hanzo siedział u siebie, w nowym zakwaterowaniu. W ciszy medytował na łóżku naprzeciwko okna, z widokiem zachmurzonego nieba.
Pierwsze dni tutaj nie były najgorsze, ale i też nie najlepsze. W sumie nawet go to nie dziwiło, rzadko kiedy wychodził, nie kontaktował za często, chociaż jego młodszy brat zachęcał.
Przez dłuższy czas też nie rozmawiał z Mei. Od kiedy skończyła oprowadzać go po bazie, nie kontaktował się z nią. Co prawda, widział ją nie raz gdzieś na korytarzu, lecz nie czuł jakiejś takiej potrzeby, by do niej podejść i zagadać.
Chociaż w pewnym stopniu przejął się jej stanem po starciu z Trupią Wdową. Niby nie okazywał emocji, ale widok jej zapłakanej nad zniszczonym robotem trochę go poruszył wewnętrznie.
Czuł lekkie ukłucie tęsknoty.
Za takim ciepłem, które niegdyś mu oferowano. Takim ciepłem, jakim darzyła Mei swojego drona. W niektórych momentach chciał poczuć to ciepło, a równocześnie karcił siebie za takie naiwne i słabe myśli.
Po chwili zdał sobie sprawę, że przez cały czas myślał o niej. Szybko potrząsnął głową i spojrzał przez okno.
– To głupie – skarcił siebie, wstając i podchodząc do okna. Zasłonił je zasłoną, a potem wrócił na łóżko, do medytowania.
Ponownie przymknął powieki i wziął głębszy wdech.
Starał się myśleć o czymś innym, ale o czym? Nie miał pomysłu...
Hanzo...
Usłyszał nagle cichy głos.
Podniósł głowę i rozejrzał się dookoła.
Pustka i cisza.
Westchnął tylko. Zapewne tylko mi się wydawało- pomyślał i ponownie wrócił do medytowania.
Hanzo...
Znowu, ale tym razem głos był wyraźniejszy. Bez problemu rozpoznał jego wydźwięk.
To był kobiecy głos, co prawda niewyraźny, ale jednak. Mężczyzna otworzył oczy, wtedy nagle okno otworzyło się. Do pokoju wdarł się ze świstem wiatr. Natychmiast odczuł chłód, jaki zapanował w pomieszczeniu.
Zmrużył powieki i podszedł do okna, by je zamknąć. Kiedy zaś to uczynił, znowu usłyszał jej głos.
Hanzo...
Odwrócił się w stronę, gdzie go usłyszał, wówczas ujrzał, że drzwi od jego pokoju były otwarte. Zmarszczył brwi, widząc je, po czym wolnymi krokami podszedł do nich.
Miał jakieś dziwne odczucia... Coś... Czaiło się w korytarzu. Czuł jakiś emanujący...
Mrok...
Pomyślał. Coś złego czaiło się na zewnątrz...
– Hanzo! – Tym razem wyraźnie usłyszał wołający go kobiecy głos, który odbił się echem po ścianach. Wciąż jednak nie rozpoznawał go, nie wiedział czemu. Kojarzył go skądś, tylko nie mógł przypomnieć sobie imienia osoby, do której przynależał. Jakby jakaś mroczna siła wdarła się do jego umysłu i wyczyściła całą listę znanych mu imion.
Powoli zaczynało go to niepokoić...
– Hanzo... Proszę... – Usłyszał w jej głosie wyraźny szloch i desperację. – Pomóż mi...
Nie wiedział czemu, ale coś mu podpowiadało, że zaraz stanie się coś złego, jeśli będzie stał tak bezczynnie i nic nie robił. Miał wrażenie, że zaraz komuś stanie się krzywda...
– HANZO! – Tym razem to był krzyk pełen bólu i rozpaczy. Hanzo bez chwili wahania wybiegł na korytarz. – PROSZĘ, POMÓŻ MI!
Podążył za jej głosem, a z każdym krokiem zaczynał sobie przypominać i kojarzyć...
Ten głos... Nie... To nie może być...- A jednak. Zatrzymał się, kiedy ujrzał ową osobę.
To była Mei.
Kobieta była cała zapłakana i patrzyła na niego wręcz błagająco.
– Hanzo... – Wydusiła z ledwością. – Proszę... Pomóż mi.
Nagle jej gałki oczne przybrały barwę głębokiej czerni, niczym sadza. Zrobiła się straszliwie blada, a na jej odkrytych rękach pulsowały czarne żyły i tętnice. Korytarz za nią nagle został spowity czernią. Z każdą sekundą zbliżała się coraz bardziej, aż w końcu otoczyła zapłakaną Chinkę i Japończyka.
–Mei– odezwał się nagle Hanzo do dziewczyny, która po sekundzie wydarła się nieludzkim głosem, przepełnionym bólem i cierpieniem. Jej oczy były puste, kiedy patrzyła na mężczyznę. –Mei! – próbował ją zawołać, ale wtedy jakaś nieznana mu siła chwyciła go za ramiona i nogi. Jakieś czarne macki zabrały go w głąb mroku, z dala od cierpiącej dziewczyny...
*
– Hanzo! Obudź się! – zawołał po raz kolejny Genji do śpiącego brata na łóżku.
Ten nagle zerwał się, obudzony i cały spocony, i uderzył z impetem czołem w hełm młodszego Shimada.
–Kuso! – syknął mężczyzna, chwytając się za obolałą głowę.
–Ała! Moja głowa – zajęczał Genji, kiedy nagle zaczęło dzwonić mu uszach, po tym jak Hanzo przydzwonił w jego głowę. – Następny razem nie wyrywaj się tak! – poskarżył się.
–Nie moja wina! Było mnie tak nie budzić! – parsknął oburzony starszy Shimada.
– Dopiero za piątym wołaniem omieszkałeś się obudzić – wyjaśnił Genji, na co tamten prychnął i skrzyżował ręce na piersi, po czym obrócił się i usiadł.
– Miałeś koszmar – stwierdził cyborg.
– Skąd ta pewność? – zapytał się, jakby od niechcenia, Hanzo.
–Oddychałeś nierównomiernie, zrobiłeś się blady i pociłeś się.
Starszy Shimada spojrzał na swoje dłonie, a potem złapał się za czoło.
Rzeczywiście, był spocony, ale nie aż tak. Blady? Poniekąd trochę tak, a oddech?
Teraz oddychał jak wariat, jakby to miał być jego ostatni.
– Chcesz o tym pogadać? – spytał się ze spokojem Genji, widząc wyraźne poruszenie u swojego brata. Tamten na jego słowa uspokoił swój wdech, a potem westchnął cicho.
–Nie trzeba.
– Rozumiem – powiedział cyborg, podchodząc do starszego Shimady.
–Czemu przyszedłeś i próbowałeś mnie obudzić? – spytał, zerkając na młodszego brata.
–Nowi rekruci przybyli. Warto by było, byś się chociaż przywitał – odpowiedział krótko Genji, na co tamten westchnął tylko ze zrezygnowania.
– Muszę? – spytał, kładąc się plecami na pościel.
– Wypadałoby. –Ninja zerknął na swojego brata. – Naprawdę nie chcesz o tym porozmawiać? – spytał się dla pewności z troską w głosie.
–Nie– odpowiedział tamten krótko i stanowczo, zasłaniając przy tym oczy wytatuowaną dłonią– Możesz mnie zostawić? – spytał się.
Cyborga nieco uraziło, jak i sprawiło przykrość to, że Hanzo nie zamierzał wyznać, co go dręczyło, ale równocześnie go rozumiał.
Mimo tego, mógłby mi zaufać na tyle, by się otworzyć przede mną- pomyślał smutno cyborg, wstając i podchodząc do drzwi.
– A przyjdziesz? – spytał, zerkając jeszcze ukradkiem na leżącego brata.
– Zaraz – odpowiedział krótko.
Chociaż tyle- pomyślał ponuro, ale z uśmiechem na twarzy mężczyzna. Po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Hanzo sapnął ciężko, odsłonił swoją twarz i spojrzał pustymi wzrokiem na sufit.
Co to był za sen? Dlaczego mi się to śniło?- zastanawiał się mężczyzna, wciąż ślepo wgapiając się w sufit.
Czemu była tam Mei? I... Dlaczego ona cierpiała?- Z każdą chwilą w jego głowie rodziły się kolejne nowe pytania, a odpowiedzi na nie wciąż nie znalazł.
Bardzo zaniepokoiło go to, w jakim stanie ją tam ujrzał i miał jakieś dziwne wrażenia...
Że to nie będzie ostatni raz, kiedy ją taką ujrzy...
Nowy rozdział kochani! ^^ Wszystkie błędy zostały poprawione dzięki pomocy Denilmoore <3 I mam dla was dobrą wiadomość.
Postanowiłam, że co każdy weekend będę publikowała nowe części. W zależności jak dobrze mi pójdzie to może i nawet po dwa będą, ale kto wie :p
A tym czasem łapajcie pierwszą część czwartego rozdziału ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top